PRZEDWZMACNIACZ LINIOWY Accuphase
Producent: ACCUPHASE LABORATORY, Inc. |
Test
tekst MAREK DYBA |
No 234 16 października 2023 |
DY W NEWSACH POJAWIA SIĘ informacja o nowym modelu Accuphase’a to nawet jeśli opisowi nie towarzyszy zdjęcie można sobie wyobrazić, jak to urządzenie wygląda i nie jest do tego potrzebna umiejętność jasnowidzenia. Wynika to z faktu, że japoński producent należy nie tylko do najstarszych, wciąż działających, najbardziej znanych firm audio z Japonii, ale i najbardziej konserwatywnych, szczególnie w kwestii projektu plastycznego swoich produktów. Ten bowiem jest elegancki, niezwykle dopracowany i absolutnie charakterystyczny. Nie sposób pomylić go z żadnym innym za sprawą doskonałego, szampańskiego wykończenia, jak i powtarzającego się zestawu elementów funkcyjnych każdego urządzenia. Nawet w dizajnie jeśli pojawiają się jakieś nowości, to często są one tak subtelne, że niełatwo jest je zauważyć, przynajmniej o ile nie jest się specjalistą od marki. Gdy więc w zaproszeniu na „Audiofilskie zakończenie lata” w krakowskim Nautilusie pojawiła się informacja o jednoczesnej premierze przedwzmacniacza liniowego Accuphase C-2300 zdjęcie było właściwie zbędne – z góry wiedziałem, co zobaczę (więcej o spotkaniu → TUTAJ). Jako że miałem okazję wybrać się na wspomnianą imprezę jeszcze zanim urządzenie do mnie trafiło, na miejscu mogłem potwierdzić oczekiwania dotyczącego jego (pysznego!) wyglądu, a nawet posłuchać go w dopracowanym systemie. Ten ostatni służył nie tylko do odsłuchów nagrań, ale i nagłaśniał minikoncert Marka Bilińskiego. W obu przypadkach ze swojej roli wywiązał się doskonale i nawet maestro wyrażał się bardzo pozytywnie o zestawionym przez Nautilusa systemie. Ciekawostką, którą dystrybutor nie omieszkał się pochwalić, jest fakt, iż C-2300 zastępuje w ofercie dwa, doskonale znane modele: z jednej strony tańszy C-2150, a z drugiej droższy C-2450. Być może dlatego numeracja w symbolu nowego przedwzmacniacza znalazła się dokładnie pośrodku między dwoma wymienionymi. W audio rzadko się zdarza by jedno urządzenie zastępowało dwa inne, zwłaszcza jeśli to nowe jest tańsze od wyższego z zastępowanych modeli. Wydaje się to świadczyć o tym, że w zakresie klasy brzmienia nowemu urządzeniu powinien być co najmniej bardzo blisko C-2450. Inaczej nie byłoby powodu, by tego ostatniego eliminować z oferty. A ponieważ także najmniej kosztowna propozycja tego producenta, model C-2150, znika z oferty oddając swoje miejsce nowości, można przyjąć, że C-2300 wyznacza zupełnie nowy standard w ofercie Accuphase. ▌ C-2300 ZARÓWNO C-2150, JAK I C-2450 gościły u mnie w zestawach z końcówkami mocy Accuphase, acz w obu przypadkach działo się to już dobrych kilka lat temu. Stąd jasne było, iż porównanie ich brzmienia będzie dla mnie dość trudne. Trochę szkoda, bo niemal każda osoba w krakowskim Nautilusie, z szefem, Robertem Szklarzem włącznie, twierdziła, że nowa konstrukcja jest znakomita i że, o czym wspominałem wcześniej jako o wyniku logicznego rozumowania, faktycznie jest tak dobra, że decyzja o wycofaniu także wyższego modelu była po prostu logiczna. Zanim jednakże przeszedłem do oceny brzmienia, otworzyłem stronę polskiego dystrybutora i w zakładce przedwzmacniacze znalazłem zdjęcia tych trzech modeli umieszczone obok siebie. Możecie państwo w każdej chwili zrobić to samo i dokonać samodzielnej oceny. Podobnie jak ja, przekonacie się zapewne, że od frontu właściwie jedynym odróżniającym te trzy modele elementem jest... oznaczenie umieszczone na otwieranej klapce. Zanim o tym, co ukryto pod nią jeszcze dwa słowa o obudowie. Tę wykonano ze stalowych i aluminiowych warstw, a front to płat grubego aluminium anodowanego na kolor złoty („szampański”). Umieszczone na froncie gałki i przyciski także wykonano z aluminium i wykończono tym samym kolorem oraz z równie wielką starannością co cały front. Obok dwóch sporych pokręteł (głośność i selektor wejść) i kilku przycisków umieszczono tam wyjście słuchawkowe typu „duży Jack” (TRS 6,3 mm). Centralnie natomiast zainstalowano charakterystyczny wyświetlacz i to pod nim znajduje się, wspomniana, podłużna klapka. Przyglądając się z boku C-2300 łatwo jest zauważyć, iż jest mu nieco bliżej do tańszego modelu, niż do droższego, jako że tylko ten ostatni (pośród wymienianych trzech) wyposażono w ozdobne, przypominające drewno panele, których w dwóch tańszych modelach nie znajdziemy. Niemniej różnicę w porównaniu do urządzeń, które C-2300 zastępuje, widać najlepiej po otwarciu klapki na froncie. Ci, którzy z jakimkolwiek przedwzmacniaczem Accuphase’a mieli już do czynienia wiedzą doskonale, że to tam znajduje się zdecydowana większość manipulatorów umożliwiających korzystanie z licznych funkcji przedwzmacniacza. Dotyczy to również obsługi opcjonalnych modułów pasujących do szeregu modeli, które Accuphase oferuje za dodatkową opłatą i które łatwo można, nawet samodzielnie, w ich urządzeniach zamontować. Tył to również charakterystyczny dla Accuphase’a układ: pięć niezbalansowanych wejść (RCA), dwa zbalansowane (XLR), pętla do nagrywania (wejście i wyjście, oba RCA), trzy wyjścia liniowe (2 x RCA i 1 x XLR) oraz wejścia (1 x RCA i 1 x XLR) dla zewnętrznego przedwzmacniacza; zestaw złączy uzupełnia standardowe gniazdo zasilania IEC. Całość uzupełniają dwie „zatoki”, w których można zainstalować opcjonalne moduły. Wśród opcji są przedwzmacniacze gramofonowe MM/MC (AD-60) i przetworniki cyfrowo-analogowe (DAC-60). W środku znajdziemy oczywiście chlubę i dumę marki, czyli autorski układ regulacji poziomu głośności AAVA i to w postaci symetrycznej, czyli tzw. Balanced AAVA (Accuphase Analog Vari-gain Amplifier), zaczerpnięty z modelu C-2900. Zresztą wszystkie układy AAVA, włącznie z regulatorami barwy dźwięku, zrealizowano w postaci zbalansowanej, korzystając wyłącznie z elementów dyskretnych. Zastosowanie wersji Balanced AAVA, zgodnie z deklaracją producenta, zmniejsza szumy własne urządzenia o 10 % (w porównaniu do C-2450!). Przedwzmacniacz C-2300 wyposażono również w niezależne układy wzmacniające, osobne dla prawego i lewego kanału. Zostały one zrealizowane na osobnych płytkach, z dedykowanymi każdemu kanałowi modułami zasilania wyposażonymi w 2 x 2 kondensatory po 10 000 μF każdy. Zespół inżynierów Accuphase’a, podobnie jak we wszystkich najnowszych urządzeniach z najwyższej półki tej marki, skupił się w C-2300 na komfortowej, bezszelestnej pracy pokrętła głośności umocowanego na wałku sterującym o średnicy 8 mm i wyposażonego w mechanizm pływający ze specjalnie dobranym płynem smarnym. Faktycznie, muszę przyznać, że przy ręcznej obsłudze (którą preferuję) z pokrętła głośności korzysta się niezwykle przyjemnie, jako że jego ruch jest z jednej strony niesamowicie płynny, a z drugiej precyzyjny. Kolejna funkcja testowanego przedwzmacniacza to przełącznik fazy z pamięcią dla każdego z wejść. Urządzenie wyposażono w niezawodny układ sterujący z przekaźnikami sygnału sterowanymi logicznie. Fanów słuchawek ucieszy wiadomość, iż japoński producent kontynuuje również w tym modelu tradycję wyposażania swoich przedwzmacniaczy we wzmacniacz słuchawkowy z obwodami osobnymi od stopnia wyjściowego. No i wreszcie funkcja odróżniająca C-2300 od poprzedników, czyli korekcja barwy. Tzn. we wcześniejszych modelach takowa również występowała, ale w uproszczonej formie. Nowy model daje użytkownikom szansę poprawienia jakości brzmienia niektórych nagrań. Cztery niewielkie pokrętła ukryte pod klapką umożliwiają niezależną kontrolę czterech zakresów częstotliwości: 40-125 Hz, 500 Hz, 2 kHz i 8-20 kHz. Według producenta, dzięki temu rozwiązaniu nie tylko doskonałe audiofilskie realizacje, ale i te z nieco niższej półki mają szansę zabrzmieć zdecydowanie lepiej niż bez regulacji oferowanej przez C-2300. Sprawdzimy. Dla porządku dodam jeszcze, iż przedwzmacniacz wyposażono w świetnie wykonany, ergonomiczny i po prostu ładny pilot zdalnego sterowania. ▌ ODSŁUCH ⸜ JAK SŁUCHALIŚMY • Przedwzmacniacz liniowy Accuphase C-2300 był testowany w moim systemie referencyjnym. Ustawiłem go na kwarcowej platformie Acoustic Revive, a ta spoczywała na górnym blacie stolika Base VI. Źródłami sygnału cyfrowego były mój serwer muzyczny na zmianę z JCAT XACT S1, które kablem David Laboga Custom Audio Emerald mk 2 wysyłały sygnał do przetwornika cyfrowo-analogowego LampizatOr Pacific 2. Dalej sygnał niezbalansowanym interkonektem Soyaton Benchmark trafiał do C-2300, dla którego punktem odniesienia był mój przedwzmacniacz Circle Labs P300. Zbalansowany interkonekt KBL Sound Himalaya II dostarczał sygnał do końcówki mocy Circle Labs M200, a ta, poprzez kable głośnikowe Soyaton Benchmark, napędzała kolumny GrandiNote MACH4. Źródłem analogowym był gramofon J.Sikora Standard Max z ramieniem KV12 Max uzbrojonym we wkładkę Air Tight PC-3. Sygnał z wkładki wzmacniał przedwzmacniacz GrandiNote Celio mk IV, a do przedwzmacniacza trafiał on niezbalansowanym interkonektem Bastanis Imperial. W części testu wykorzystałem również, dostarczoną przez dystrybutora, końcówkę mocy Accuphase P-4500. FUNKCJA PRZEDWZMACNIACZA w teorii sprowadza się do zapewnienia odpowiedniej ilości wejść i wyjść liniowych, (przed)wzmocnienia sygnału otrzymanego z źródeł i wysłaniu go w maksymalnie czystej, niezmienionej postaci do końcówki (lub końcówek) mocy. Urządzenie tego typu może się również stać uniwersalnym centrum zarządzania systemem, które może pełnić funkcję kilku komponentów, co jest możliwe również w przypadku Accuphase C-2300. Wystarczy dokupić moduły przedwzmacniacza gramofonowego i przetwornika cyfrowo-analogowego by, wraz z wbudowanym wzmacniaczem słuchawkowym, przedwzmacniacz stał się mózgiem i sercem całego systemu. Egzemplarz dostarczony do testu co prawda dodatkowych modułów nie posiadał, ale też i nie stworzono dla niego nowych (przynajmniej na razie), a sugerowane przez producenta AD-60 i DAC-60 to najwyższe modele tychże opcjonalnych modułów w ofercie Accuphase’a. Podkreśla to jedynie, jak wielkim osiągnięciem, zdaniem producenta, jest ten model, który przecież ofertę będzie teraz „tylko” otwierał. Dodam jedynie, że ze strony producenta wynika, że niższe modele modułów także są kompatybilne z tą konstrukcją więc i one wchodzą w grę. Miałem wcześniej do czynienia z wspomnianymi modułami w innych modelach przedwzmacniaczy tej firmy, więc mogę się pokusić o stwierdzenie, że ich wybór także i w tym przypadku wybawi użytkowników od konieczności poszukiwania innych, zewnętrznych źródeł, chyba że w ich zasięgu finansowym będą leżały zewnętrzne urządzenia z całkiem wysokiej półki pociągające za sobą kolejne koszty w postaci kabli, elementów antywibracyjnych, czy dodatkowych gniazdek zasilających. W tym teście zajmę się, niejako siłą rzeczy, przede wszystkim funkcją podstawową C-2300, czyli przedwzmacniacza funkcjonującego między zewnętrznymi źródłami a końcówką mocy. Oczywiście nie omieszkam się przyjrzeć tak zachwalanej przez producenta i dystrybutora czterozakresowej regulacji barwy. Próbując ocenić urządzenie tego typu należy zadać sobie pytanie, czym ma być przedwzmacniacz w wyrafinowanym systemie audio? Podejścia do tego tematu są różne. Jedno mówi o tym, że powinien być maksymalnie przezroczysty – ma przyjąć, wzmocnić i dostarczyć do końcówki mocy niezmieniony sygnał, pozostawiając kształtowanie brzmienia wzmacniaczowi i kolumnom. Inni traktują go bardziej jako jedno z narzędzi wpływających na ostateczne brzmienie systemu, szukając bardziej przezroczystych, analitycznych, detalicznych, albo nieco cieplejszych, gładkich, stawiających bardziej na spójność, płynność i naturalność brzmienia. Topowe modele pozwalają często połączyć te wszystkie cechy, ale te otwierające ofertę, nawet tak szanownej marki jak Accuphase, z założenie obciążone są koniecznością dokonania pewnych wyborów. Także dla użytkownika jest to kwestia doboru urządzenia zgodnego z indywidualną filozofią brzmienia, a nie wyższości jednej opcji nad drugą, przynajmniej moim zdaniem. Myślę, że jedni i drudzy zgodzą się, że wyzwaniem, przed jakim stoją konstruktorzy przedwzmacniaczy, w pierwszym rzędzie jest upewnienie się, że nie będą one wąskim gardłem systemu. Podstawowym założeniem musi być to, że nawet jeśli dany przedwzmacniacz nieco zmienia brzmienie, to będzie to właśnie zmiana charakteru (w pożądanym przez danego użytkownika kierunku), a nie obniżenie jakości dźwięku. Gdzie, przy takim podejściu, lokuje się Accuphase C-2300? Udzielenie odpowiedzi na tak postawione pytanie okazało się nie być wcale łatwe. Ale zacznijmy od początku. W przypadku produktów Accuphase niemal zawsze przy okazji każdego urządzenia tej marki dostaję od dystrybutora podobną sugestię, a mianowicie, iż należy je podpiąć do prądu 2-3 dni przed krytycznymi odsłuchami i najlepiej w ogóle nie wyłączać do końca testu. |
W takich warunkach mają one prezentować maksimum swojego potencjału, a ponieważ testując dowolny komponent staram się dać mu szansę rozwinięcia skrzydeł poprzez zapewnienie mu najlepszych możliwych warunków pracy, więc tak też zrobiłem w przypadku C-2300. Można więc przyjąć, że miał on szansę pracować optymalnie. Zwykle na początku odsłuchu nowego (dla mnie) komponentu staram się wychwycić jakieś pierwsze wrażenie. Testując niegdyś, jeszcze przed podjęciem decyzji o jego zakupie, Circle Labs P300 napisałem, że to jeden z najbardziej przejrzystych, najrówniej grających przedwzmacniaczy, z jakimi miałem do czynienia. Zdania nie zmieniłem nawet gdy podłączyłem go do końcówki mocy amerykańskiego Bouldera zastępując firmowy odpowiednik. To przedwzmacniacz tej ostatniej firmy ostatniego był, w porównaniu, nieco „cieplejszy”, odrobinę mniej przejrzysty, acz również gęstszy, mocniej nasycony (wybory, ach te wybory...). Tym razem, testując Accuphase C-2300, pierwsza rzecz jaką zauważyłem po zamianie mojego urządzenia na testowane było dociążenie i nasycenie dolnej części pasma począwszy od wyższego basu, a może nawet niższej średnicy. Ten efekt sprawił, że dźwięk odbierałem jako cieplejszy, gęstszy. Japońskie urządzenie pod względem ogólnego charakteru na początku odsłuchów bardziej przypominało mi Bouldera 1110 niż mój Circle Labs P300. Co ciekawe i ważne, nie miałem wątpliwości, że mimo iż czegoś jest więcej, to i tak to nadal równy, zbalansowany, kompletny dźwięk. Rzecz bowiem była bardziej w nieco innym rozłożeniu akcentów niż faktycznej znaczącej zmianie (obniżeniu balansu tonalnego). Jako że zacząłem słuchanie od ulubionych ścieżek dźwiękowych, m.in. z The Abyss i Blade Runnera miałem od początku do czynienia z wieloma potężnymi, schodzącymi chwilami bardzo nisko dźwiękami. I to właśnie potęga brzmienia i nasycenie tych najniższych tonów zwróciły moją uwagę, ponieważ było to odmienne od tego, co znam z przedwzmacniacza odniesienia. Interpretacja tej muzyki w wykonaniu Circle Labs miała w sobie więcej lekkości, polotu, także za sprawą wyjątkowo otwartej góry pasma, nie sięgając jednakże tak głęboko do wątroby, że tak powiem, jak japoński przedwzmacniacz. Accuphase z kolei wyraźniej dawał mi odczuć, że to muzyka filmowa, która ma budować klimat filmu, ale i poruszać słuchaczy nie tylko emocjami w niej zawartymi, ale także, zwłaszcza w tych konkretnych soundtrackach, potęgą i głęboko, niemal fizycznie odczuwalną masą brzmienia. Oczywiście nieco tę różnicę przejaskrawiam, bo oba urządzenia wykonywały tu świetna robotę, ale faktem jest, że C-2300 sprawiał, że dźwięk był bardziej fizycznie odczuwalny. Podobnie zresztą było przy odsłuchu zupełnie innego typu muzyki, czyli koncertu zespołu CHRISTIANA MCBRIDE’a z Village Vanguard, albo krążków zespołu BOBO STENSONA (Indicum), i Shamanimal HADOUK TRIO. W dwóch pierwszych przypadkach kontrabas, w trzecim hajouj, z testowanym przedwzmacniaczem były nieco większe i cięższe niż z moim, a pudła rezonansowe mocniej wspierały szarpane struny nadając dźwiękowi nieco większej głębi. P300 z kolei sprawiał, że każde szarpnięcie struny odbierałem jako nieco szybsze i bardziej zwarte (lepiej zdefiniowane), słowem odrobinę przesuwał on akcent z pudła na struny, choć tego pierwszego w dźwięku instrumentu bynajmniej nie brakowało. Co ciekawe, różnicowanie niskich tonów było równie dobre w obu przypadkach, podobnie jak i mikrodynamika. Imponująca okazała się również przestrzenność prezentacji jaką serwował mi mój system z testowanym przedwzmacniaczem (w czym Circle Labs absolutnie mu nie ustępował). Różnica polegała na tym, że polskie urządzenie nieco bardziej skupiało się na wydarzeniach prezentowanych z przodu, na pierwszych dwóch, trzech planach, podczas gdy Accuphase lepiej/mocniej/wyraźniej pokazywał również (!) wszystko to, co działo się za nimi. Nie chcę pisać o wyższej szczegółowości dalszych planów, choć można to tak postrzegać, bo nie o to, jak mi się wydaje, w prezentacji C-2300 chodzi. To bardziej kwestia zachowania ciągłości we wszystkich wymiarach sceny i choć jej odleglejsze zakątki, instrumenty grające za innymi, są gorzej eksponowane, to przedwzmacniacz Accuphase potrafi dać słuchaczowi dobry wgląd do nich. W przypadku nagrań orkiestrowych, także tych klasycznych, bo z głośników popłynęła później również muzyka MOZARTA, MAHLERA, czy BEETHOVENA, właśnie wieloplanowość i poświęcenie odpowiednio dużej uwagi dalszym rzędom muzyków odgrywa ogromną rolę w kreowaniu realizmu (realizmu na miarę domowego systemu, rzecz jasna). To właśnie C-2300 robił nieco lepiej niż P-300. Ten ostatni z kolei potwierdził to, o czym już pisałem, czyli umiejętność grania z ogromnym polotem i lekkością oraz swobodą, w czym z kolei delikatnie wyprzedzał Accuphase’a. Oba dobrze (raz jeszcze podkreślę – na miarę możliwości domowego systemu audio) oddawały skalę i dynamikę takiej muzyki, choć z C-2300 potęga brzmienia orkiestry była bardziej odczuwalna. Nie da się jednakże ukryć, że ogólna percepcja, gdy skupiałem się na odtwarzanej muzyce niezależnie od gatunku, a nie na dźwięku, była w przypadku obu przedwzmacniaczy podobna. Oba są bowiem, pomimo wskazanych różnic bardzo muzykalne, płynne, spójne i naturalne. Circle Labs może być tym ciut bardziej konturowym, tym z nieco twardszym atakiem, a Accuphase z potężniejszym, choć nie aż tak skupionym dołem pasma i bardziej przekonującą prezentacją wydarzeń w głębi sceny, ale i tak z oboma muzyki słucha się po prostu pysznie. Właściwie powinienem napisać, że oba przekraczają ową umowną granicę, po której prezentacja muzyki staje się prawdziwym angażującym doświadczeniem, a nie „tylko” odsłuchem nagrania. Oba oferują również bardzo, ale to bardzo naturalne brzmienie i pewnie w niejednym systemie, w którym tego aspektu brzmienia delikatnie brakuje Accuphase C-2300 powinien dać taki właśnie efekt. Rzecz bynajmniej nie w tym, że nowy przedwzmacniacz Accuphase zawsze gra „łatwo i przyjemnie”, zupełnie nie o to chodzi. Bo, gdy przyszło choćby do wydanego niedawno kolejnego Greatest Hits kapeli AEROSMITH, C-2300 zaserwował mi sporą dawkę rockowego pazura. Było w tym nieco rockowego brudu, trochę agresywności i dużo, dużo energii. Dźwięk był dynamiczny, wystarczająco szybki i zwarty, by dobrze oddać te aspekty (acz znam kilka urządzeń robiących to lepiej) i jednocześnie odpowiednio poukładany. Z japońskim przedwzmacniaczem nie było w dźwięku żadnego „niezdrowego” pośpiechu, nerwowości, było to po prostu solidne, mocne, energetyczne, rytmiczne granie, przy którym nogi samowolnie wystukiwały rytm, a gdy krążek się skończył musiałem wręcz sięgnąć po kolejne z tego gatunku. Zanim jednakże do tego doszło, album ten, choć jak na rockową kompilację i tak oferujący niezłą jakość brzmienia, stał się okazją do wypróbowania tak zachwalanej czterozakresowej regulacji barwy. Przyznaję, że należę w tym względzie do purystów, którzy unikają korzystania z tego typu rozwiązań nawet mając je do dyspozycji. Zwykle co najmniej tyle samo (w innych aspektach) zabierają one z dźwięku ile dzięki nim udaje się poprawić, więc często końcowy wynik jest wręcz gorszy niż to co słychać bez korekcji. W przypadku Accuphase C-2300, niejako z recenzenckiego obowiązku, zacząłem się bawić pokrętłami słuchając Aerosmith. Jak się okazało, nawet ja musiałem przyznać, że te nieaudiofilskie nagrania zabrzmiały lepiej, bardziej „przyjaźnie” dla ucha, ale i bardziej „rockowo” po znalezieniu optymalnych ustawień korekcji barwy. ⸜ KOREKCJA BARWY • Delikatne wycofanie najwyższego zakresu (8-20 kHz) i wzmocnienie średnicy (500 Hz i 2 kHz) dało efekt z jednej strony usunięcia śladowych rozjaśnień i ostrości w zakresie wysokich tonów, a z drugiej wzmocnienie obecności i cech własnych genialnego wokalu Stevena Tylera i gitary Joe Perry. W obu przypadkach mówię o bardzo delikatnych korektach, a więc tak naprawdę o niewielkich a nie drastycznych zmianach. Chodziło mi bardziej o przesunięcie akcentów niż znaczącą korektę nagrania. Jak się okazało, właśnie owe drobne zmiany wystarczyły, by słuchanie stało się przyjemniejsze, bardziej angażujące i to nie tylko za sprawą bardziej „obecnego” wokalisty, czy mocniejszej gitary prowadzącej, ale przede wszystkim dzięki pozbyciu się drobnych niedoskonałości, które potrafią uwierać osobę przyzwyczajoną do słuchania nagrań wysokiej jakości. A że muzykę Aerosmith uwielbiam, mimo niedoskonałości brzmienia ich krążków, więc ingerencja zwiększająca przyjemność słuchania była mile widziana i korzystałem z niej ignorując purystyczne tendencje. Zostawiając jeszcze na chwilę na boku kwestię wierności nagraniom i chcąc uprzyjemnić sobie odsłuch użyłem korekty barwy np. słuchając krążka The Incredible Jazz Guitar of Wes Montgomery. Są to nagrania mające swoje lata, którym, na mój gust, brakuje nieco otwarcia i pełnej swobody zwłaszcza w górnej części pasma. Normalnie przyjmuję tę i takie realizacje z tzw. dobrodziejstwem inwentarza, czyli akceptuję, że są jakie są i przechodząc nad tym do porządku dziennego słucham ich z przyjemnością skupiając się na muzyce. Tym razem jednakże nieco podbiłem zakresy 500 Hz, 2 kHz oraz 8-20 kHz ożywiając i otwierając prezentację, dodając górnej części pasma nieco więcej energii i blasku. W ten sposób sprawiłem, że fortepian wyszedł nieco z cienia, czy raczej wyłonił się z tła, albo że gitara zabrzmiała żywiej i odrobinę ostrzej, a blachy perkusji zrobiły się dźwięczniejsze. W efekcie brzmiało to trochę jak inne wydanie tej samej płyty, ale wydanie, które mi odpowiadało chyba bardziej niż to, które znałem wcześniej. Korekty, które wprowadzałem właściwie w każdym przypadku, były naprawdę niewielkie, a jednocześnie znacząco zwiększały przyjemność słuchania danego krążka. Bo podbijając w równie niewielkim stopniu te same zakresy na krążku Mingusa The Black Saint And The Sinner Lady sprawiłem, że dęciaki złapały głębszy oddech, że tak to ujmę, dzięki czemu zabrzmiały ciut ostrzej, w bardziej otwarty sposób, a przez to żywiej, a i fortepian się ożywił zyskując na dźwięczności. Dźwięk saksofonu, dla odmiany, stał się głębszy, mocniejszy, ale równie matowy jak wcześniej, przez co nie zmienił swojego charakteru, choć brzmiał bardziej przekonująco, mocniej zaznaczając swoją obecność. Oczywiście każda z takich korekt oddalała mnie nieco od brzmienia zapisanego na płycie, ale jednocześnie kierowała w stronę dźwięku przyjemniejszego, bardziej mi (!) się podobającego. W moim odczuciu z C-2300 bilans za każdym razem, właśnie dzięki możliwości niezależnej regulacji czterech zakresów korekcji, był pozytywny, a używanie pokręteł stało się wręcz swego rodzaju zabawą. ▌ Podsumowanie CZY MAJĄC TEN PRZEDWZMACNIACZ w swoim systemie na co dzień korzystałbym z korekcji barwy? Pewnie nie. Większość nagrań, które często odtwarzam, jest dobrej jakości, a że zasadniczo w swojej bibliotece muzycznej mam w większości muzykę, którą lubię i cenię jestem w stanie jej słuchać nawet pomimo niedoskonałości realizacji. Podejrzewam więc, że przez większość czasu wszystkie cztery pokrętła pozostawałyby w pozycji „0”. Niemniej doświadczenie z krążkiem Aerosmith sprawiłoby zapewne, że i przy kolejnych zwłaszcza rockowych, a więc niekoniecznie audiofilsko zrealizowanych płytach, co sprawdziłem jeszcze słuchając choćby AC/DC, czy U2, chętnie korygowałbym ich brzmienie tak, by brzmiały lepiej mniej drażniąc wyczulone w jakimś stopniu na słabości realizacji uszy. To nie korekcja w moim przypadku byłaby jednakże funkcją decydującą o wyborze tego przedwzmacniacza. Accuphase C-2300 to bowiem przede wszystkim gwarancja jakości i klasy brzmienia. Nie pisałem właściwie nic o szczegółowości dźwięku, o jego rozdzielczości, transparentności, itd., nie dlatego, że są słabościami japońskiego przedwzmacniacza, ale ponieważ, moim zdaniem, to jeden z tych produktów audio, w których na długiej liście „obowiązkowych” audiofilskich cech charakteryzujących highendowe urządzenie odhaczyć można właściwie wszystkie pozycje. Nie znaczy to wcale, że to najlepszy przedwzmacniacz liniowy na świecie, ani nawet w ofercie Accuphase, a jedynie tyle, że są takie, które pewne rzeczy robią jeszcze lepiej. Wydaje mi się również, że zdecydowana większość potencjalnych nabywców w czasie (szczególnie dłuższych) odsłuchów szybko o wspomnianej liście zapomni, bo to nie poszczególne cechy są tu ważne, ale efekt końcowy, czyli umiejętne ich wykorzystanie i złożenie w niezwykłą, wyrafinowaną, muzykalnie angażującą całość, która porywa, wzrusza i dostarcza satysfakcji. W przypadku C-2300 zadbano bowiem o każdy aspekt brzmienia z osobna, ale celem był określony efekt końcowy, całość, która sprawia, że skupiamy się na muzyce, a nie analizie dźwięku, choć jeśli jakość tego ostatniego pozostawia nieco do życzenia to to usłyszycie. Tyle że z tym przedwzmacniaczem zawsze będziecie mogli to w pewnym stopniu skorygować. Natomiast jeśli należycie do osób, które lubią rozbierać nagrania na czynniki pierwsze i przyglądać się każdemu detalowi, analizować co zostało zrobione dobrze, a co źle w procesie realizacji, to powinniście poszukać innego przedwzmacniacza. Accuphase’a C-2300 trudno jest bowiem nazwać urządzeniem analitycznym. Ale już highendowym, a przy tym wyjątkowo muzykalnym i naturalnym, jak najbardziej. ● ▌ Dane techniczne (wg producenta)
Pasmo przenoszenia: 3-200 000 Hz (+0/-3 dB) | 20-20 000 Hz (+0/-0,2 dB) |
- Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta - Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa - Końcówka mocy Modwright KWA100SE - Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100 - Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11 - Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator |
- Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM) - Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC - Kolumny: Bastanis Matterhorn - Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr - Słuchawki: Audeze LCD3 - Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako - Przewód głośnikowy - LessLoss Anchorwave - Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3 |
- Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence - Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R) - Stolik: Rogoż Audio 4SB2N - Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity