pl | en

TRANSPORT PLIKÓW AUDIO

432 EVO
MASTER

Producent: KLINKT BETER
Cena (w czasie testu): 12 500 Euro

Kontakt:
Frederic Vanden Poel
9230 Wetteren | BELGIUM


432EVO.be

MADE IN BELGIUM

Do testu dostarczyła firma: SOUNCLUB


Test

tekst WOJCIECH PACUŁA
zdjęcia Wojciech Pacuła

No 215

16 marca 2022

432 EVO jest marką należącą do firmy Klinkt Beter, założoną w 2013 roku przez FREDERICA VANDEN POELA. Specjalizuje się ona w produkcji transportów plików audio (serwerów muzycznych). W jej ofercie znajdują się obecnie cztery modele: Standard, High-end, Aeon oraz topowy Master; testujemy ten ostatni.

VO 432 MASTER JEST TRANSPORTEM plików audio. Dekoduje bowiem pliki audio zmagazynowane na dysku wewnętrznym lub dyskach NAS, takie jak WAV, FLAC (PCM) i dsf oraz dff (DSD), w dowolnej rozdzielczości, po czym zamienia je na sygnał cyfrowy – PCM lub DSD. Może być także serwerem, ponieważ w środku instalowany jest dysk SSD. W testowanym egzemplarzu miał on pojemność 2 TB i pochodził z firmy Samsung. Za dodatkowe 550 Euro firma wyposaży nas w dysk 8 TB.

Urządzenie dostępne jest w czterech różnych wersjach, różniących się stopniem zaawansowania zasilacza, ale nie tylko. Wersja Standard nie ma dedykowanej karty USB i ma jeden zasilacz. High-end ma już dedykowaną kartę USB Audio firmy SOtM oraz dodatkowy zasilacz dla tej karty, a Aeon ma dodatkowo kartę zegara Superclock.

Testowana wersja „Master” otrzymała najbardziej zaawansowany, trzyczęściowy system zasilający. Dlatego też na zestaw 432 Evo Master składają się dwa urządzenia – transport i zasilacz, umieszczone w bardzo podobnych, aluminiowych i budowach. Obudowy są niezwykle utylitarne i widać, że człowiek stojący za firmą obraca się w świecie, w którym urządzenia tego typu montowane są do szaf, przez co nie muszą przykuwać wzroku. Czytaj: nie muszą być ładne. I nie są.

Projektantem testowanego transportu jest Frederic Vanden Poel, jak czytamy w materiałach firmowych, jeden z bardziej doświadczonych programistów, od ponad dwudziestu lat pracujący w branży IT, specjalizujący się w systemach opartych o system operacyjny Linux. Niezadowolony z oprogramowania służącego do odtwarzania muzyki, a także z urządzeń, które z owego oprogramowania korzystało, zaprojektował takie urządzenie po swojemu, korzystając z modułów komputerowych i pisząc własny program do odtwarzania.

Oprócz różnego rodzaju filtrów cyfrowych korygujących brzmienie – do dyspozycji mamy aż dziesięć! – zaoferował także coś absolutnie unikatowego, a mianowicie możliwość „dostrojenia” muzyki z 440 Hz do 432 Hz. Konwersja ta przeprowadzana jest cyfrowo, przez zmianę częstotliwości próbkowania. Kiedyś wiązało się to ze zmianą tempa utworu, ale odkąd dostępne są wydajne układy DSP jest to korygowane na bieżąco i zmienia się tylko wysokość dźwięku (tutaj o 8 Hz), a tempo pozostaje bez zmian. Producent zapewnia, że odbywa się to bez utraty rozdzielczości.

Rozwiązanie to wydaje się dla Frederica Vanden Poela kluczowe, dlatego transport sprzedawany jest pod marką 432 Evo.

| Kwestia stroju


⸜ Płyta Dudkiewicz/Niedziela/Orzechowski/Stankiewicz/Tokaj/Wyleżoł Piano Sketches zagrana w stroju 432 Hz

RZADKO ZDARZA SIĘ, ABY FIRMA AUDIO miała tak wyraźny modus operandi, zawarty zresztą w nazwie: 432. Owo ‘432’ odnosi się do częstotliwości 432 Hz będącej w kontrze do 440 Hz. O co chodzi? Chodzi o strój instrumentów. Klasyczny, opisany w International Organization for Standarization, nosi symbol ISO 16 i mówi, że dźwięk A1, leżący powyżej środkowego C, ma częstotliwość 440 Hz; znany on jest pod nazwą „Stuttgart Pitch”.

Ale nie zawsze tak było. Historycznie rzecz biorąc strój mógł wynosić od A-415 w muzyce barokowej do A-465 w XVII-wiecznej Wenecji. Producent przywołuje jeszcze inne przykłady, jak bardzo niski strój A-392 w XVIII-wiecznej Francji, który w ciągu wieków został znormalizowany do 430 lub 435 Hz. W dyskusjach nad najlepszym strojem najczęściej przewija się jednak nazwisko Giuseppe Verdiego, który zniesmaczony ciągłymi zmianami, zaproponował A5 = 864 Hz (czyli A4 = 432 Hz), strój koncertowy, nazwany później „Verdi Pitch”. Jego najbardziej znane dzieło – Requiem z 1874 roku – zostało napisane w stroju „Diapason Normal”, czyli A=435 Hz, jednak później kompozytor sugerował, że jednak 432 Hz wydaje się lepszym wyborem.

I można by na tym poprzestać, ostatecznie chodzi „tylko” o lekkie obniżenie (to tylko 8 Hz!) brzmienia, prawda? Można by, gdyby nie to, że jednak daje to inne efekty brzmieniowe, jak i dlatego, że problematyka ta obrosła olbrzymią ilością bzdur i mitów. Zwolennicy 432 Hz odwołują się a to do „świętej geometrii” Pitagorasa, a to do częstotliwości rezonansowej Schumanna, a to do – jak mówiliśmy – Verdiego.

Prawda jest taka, że rzeczywiście A=432 brzmi nieco inaczej niż A=440, ale trudno wskazać jednoznacznego „zwycięzcę”. Producent powołuje się na badania przeprowadzone przez Marię Renold, które wykazały, że 90% słuchaczy preferuje strój 432 Hz (Of intervals, scales, tones and the concert pitch C = 128 Hz). Nie są to jednak dane konkluzywne. Tak więc, moim zdaniem, to od muzyka i od odbiorców zależy, który jest dla niego lepszy. Dla przykładu powiem, że Adam Czerwiński preferuje ‘432’ i właśnie w nim nagrał płytę Dudkiewicz/Niedziela/Orzechowski/Stankiewicz/Tokaj/Wyleżoł Piano Sketches (AC Records ACR 013, 180 g LP, 2019; recenzja TUTAJ).

Badający ten fenomen Alexander J. Ellis w artykule On the Musical Scales of Various Nations wskazuje na to, że strój 432 Hz pojawia się dość często w historii muzyki, nie jest jednak wcale najczęstszym wyborem (więcej TUTAJ; dostęp: 09.03.2022). Jednak wyborem JEST i dlatego propozycja firmy 432 Evo, kiedy odrzucimy wszystkie mity, jest naprawdę ciekawa. Co więcej, producent oferuje kilka innych częstotliwości, możemy więc przeprowadzić własne eksperymenty.

Więcej informacji znajdą państwo w artykule Debunking 432 Hz: Is there a superior tuning standard?

Technika

432 EVO MASTER ZBUDOWANY JEST z dwóch modułów – właściwego transportu i liniowego zasilacza. Obydwa mają podobne, proste obudowy, o których jedyne, co da się powiedzieć, to że są solidne. Łączą je trzy kabelki z aktywnymi filtrami firmy Sbooster. Transport 432 Evo Master jest tak naprawdę specjalizowanym mikrokomputerem – na jego tylnej ściance znajdziemy wszystkie gniazda, które znajdziemy w klasycznym komputerze.

Krótka dygresja. Wśród producentów transportów i odtwarzaczy plików wyłoniły się dwie, bardzo różne grupy. Pierwsza z nich wywodzi się z „komputerowców”, którzy zaczynali swoją przygodę kopiując pliki mp3 i modyfikując swoje „pecety” oraz „maki” – i ich oprogramowanie – tak, aby „wydobyć” z tych maszyn jak najwięcej muzyki. Jeśli założyli później firmę audio, to ich produkty są prostym przełożeniem tych doświadczeń. Grupa druga to również komputerowcy, ale tacy, którzy wcześnie zdecydowali się iść drogą programowanych układów DSP i innych, odchodząc od klasycznego komputera.

Produkty tych grup różnią się w zasadniczy sposób. Pierwsi stawiają na jak największą liczbę ustawień, modyfikacji, zmian, które użytkownik ma do dyspozycji. Ostatecznie wywodzą się z branży DIY, w której „siedzą” ludzie podobni do nich. Drudzy stawiają na „kompletność” rozwiązań i ich „przyjazność” użytkownika. Ich urządzenia są proste w obsłudze i wyglądają jak każdy inny produkt audio, na przykład przetwornik cyfrowo-analogowy. Vanden Poel jest „komputerowcem”, dlatego nie powinno dziwić, że jego urządzenia są po prostu specjalizowanymi komputerami.

Podstawą jest w nich płyta główna minikomputera, z czterordzeniowym procesorem Pentium. Konstruktor napisał dla niej własny BIOS, który wyłącza niemal wszystkie jej funkcjonalności, a procesor pracuje tylko z firmowym oprogramowaniem. Osobne rdzenie obsługują odtwarzacz, filtry i sterowanie. Do transportu wpinamy jedynie kabel LAN, łącząc się z siecią domową i z internetem. Z kolei z osobnej karty dźwiękowej wychodzimy sygnałem USB, przez gniazdo USB 3.0. Karta ta taktowana jest rozbudowanym zegarem z własnym zasilaniem.

Urządzenie wyposażone jest w czytnik CD-ROM, za pomocą którego możemy zgrać swoje płyty CD do wewnętrznej pamięci. Są to dyski SSD o pojemności 2, 4 lub 8 TB (do wyboru), mocowane w fajny sposób, tak aby jak najmniej drgały. Łącza SATA, to jest z transportu CD i z dysku SSD, mają w torze specjalne filtry zmniejszające szumy.

⸜ STEROWANIE Sterowanie urządzeniem podzielono na dwie części – część wykonujemy za pomocą komputera, a część przez aplikację sterującą (to również wskazówka, z jakim typem konstruktora mamy do czynienia). Parametry dostępnych filtrów ustawiamy ze strony internetowej VortexBox, czyli przez komputer i przez komputer kopiujemy również pliki na dysk SSD w transporcie. Z kolei odtwarzanie muzyki powierzono aplikacjom pracującym z Linuxem. W czasie testu korzystałem z Roona.

Transport odtwarza więc pliki zapisane na dysku SSD, może się też połączyć z dyskiem NAS. Jeśli nasza aplikacja na to pozwala, możemy odtwarzać też pliki z serwisów streamingowych, takich jak Tidal i Qubuz. Odtworzymy za jego pomocą dowolne pliki, bez względu na częstotliwość próbkowania i rozdzielczość – limitem jest tylko to, co potrafi przetwornik cyfrowo-analogowy.

Ważne – 432 Evo Master nie dekoduje w pełni plików MQA! Vanden Poel bardzo nie lubi tego rozwiązania. W urządzeniu sterowanym Roonem dokonywany jest pierwszy „unfolding”, jednak drugiego już nie ma. Można go wykonać w zewnętrznym DAC-u, ale tylko jeśli ustawimy serwer w tryb „bitperfect”, czyli wyłączymy upsampling i konwersję 440 Hz → 432 Hz. Odtwarzacz Mytek Brooklyn Bridge pokazał, że 432 EVO Master przesłał do niego pliki MQA, jednak nie zapalił żadnej z diod, sygnalizując, że pliki te zostały po drodze zmienione.

ODSŁUCH

⸤ JAK SŁUCHALIŚMY Transport plików audio 432 Evo Master stanął na górnej półce stolika Finite Elemente Master Reference Pagode Edition Mk II. Ponieważ długość kabelków zasilających nie pozwoliła mi na ustawienie zasilacza na dolnej półce stolika, a tam miałem miejsce, postawiłem je jeden na drugim – zasilacz na górze, a transport pod nim. Pod nóżkami położyłem podkładki Acoustic Revive CP-4 oraz RPI-5005.

Z siecią internetową transport połączony był poprzez mój system złożony z podwójnego przełącznika LAN SILENT ANGEL N16 LPS, z jego dwoma modułami w szeregu, zasilanego kablem TIGLON TPL-2000A i przez kabel LAN TIGLON TPL-2000L; więcej na ten temat TUTAJ. Sygnał dekodowany był w sekcjach przetworników D/A odtwarzacza SACD AYON AUDIO CD-35 HF EDITION oraz odtwarzacza plików MYTEK BROOKLYN BRIDGE; skorzystałem również z przetwornika D/A MYTEK LIBERTY DAC II.

Transport zasilany był przez kabel HARMONIX X-DC350M2R IMPROVED-VERSION.

Płyty użyte w teście | wybór

PLIKI
⸜ DIDO, Still on My Mind, BMG/Tidal Master, FLAC MQA Studio 24/44,1 (2019).
⸜ FINNEAS O’CONNELL, Optymist, Interscope Records/Tidal Master, FLAC MQA 24/88,2 (2021).
⸜ ART BLAKEY, Moanin’, Blue Note/Tidal Master, FLAC MQA Studio 24/192 (1958/2014).
⸜ CANNONBALL ADDERLEY, Somethin’ Else, Blue Note/Tidal Master, FLAC MQA Studio 24/192 (1958/2014).
⸜ NAKANO MAYO PIANO TRIO, Sentimental Reasons, Briphonic, Direct Master Files WAV 24/192 + DSD64 (2017); więcej TUTAJ.
⸜ ALEXIS COLE, A Kiss in The Dark, Chesky Records, Master Files WAV 24/192 (2014).
⸜ JOHN COLTRANE, Blue Train, Blue Note/Classic Records HDAD 2010, rip z DVD-A 24/192 (1957/2000).
⸜ CHARLIE HADEN & CHRIS ANDERSON, None But The Lonely Heart, Naim label, WAV 24/96 (1997).
⸜ YES, Close to the Edge, Atlantic Records/HD Tracks, FLAC 24/192 (1972/2014).
⸜ MIKE OLDFIELD, Crises, Mercury/HD Tracks, FLAC 24/96 (1978/2013).

SACD/COMPACT DISC
⸜ NAKANO MAYO PIANO TRIO, Sentimental Reasons, Briphonic BRPN-7006, Direct Gold CD-R (2017); więcej TUTAJ.
⸜ ALEXIS COLE, A Kiss in The Dark, Chesky Records JD366, CD (2014).
⸜ DIANA KRALL, This Dream Of You, Verve Records UCCV-1181, SHM-CD (2020); recenzja TUTAJ
⸜ CHARLIE HADEN & CHRIS ANDERSON, None But The Lonely Heart, Naim naimcd022, CD (1997).
⸜ YES, Close to the Edge, Atlantic Records/Warner Music Japan WPCR-15905, 7” Cartboard Sleeve, SACD/CD (1972/2014).
⸜ MIKE OLDFIELD, Crises, Mercury/Universal Music Japan UICY-75880/1, 2 x SHM-CD (1978/2013).

»«

W KRÓTKIM CZASIE MIAŁEM MOŻLIWOŚĆ posłuchać dwóch, wysokiej klasy, ale całkowicie odmiennych koncepcyjnie i dźwiękowo transportów plików: AURENDER N20 oraz, będącego przedmiotem tego testu, 432 EVO MASTER. W obydwu przypadkach wyjątkową wagę przyłożono do redukcji jittera, między innymi przez wyrafinowane zasilanie oraz rozbudowane układy zegarów taktujących, jak i do redukcji drgań, które również wpływają na zniekształcenia czasowe. Ich wyjścia USB zostały specjalnie potraktowane i chronione były przed szumami w.cz. Obydwa urządzenia miały również wbudowane dyski SSD, były więc z punktu widzenia użytkowego identycznymi produktami.

Jak mówię, to było jednak kompletnie inne granie. Mimo iż, z punktu widzenia klasycznego inżyniera IT, transport plików – przy zachowaniu podstawowych środków ostrożności – nie powinien mieć ŻADNEGO wpływu na dźwięk, przykład tych dwóch urządzeń pokazuje, że ma i to podstawowy, formujący. Piszę o tym od lat, jednak dopiero ostatnimi czasy ta wiedza, bo to po prostu wypraktykowana wiedza, zaczyna się przebijać do szerszego ogółu. Na szczęście inżynierowie, którzy rozumieją wagę eksperymentu i nie boją się stosować do płynących z nich wniosków mogą nam zaoferować coś o niebo lepszego od „komputera”.

Przez dłuższy czas słuchałem transportu 432 Evo Master bez porównywania go z odtwarzaczem SACD Ayon Audio i bez odnoszenia jego dźwięku do sekcji transportu w odtwarzaczu plików Mytek Brooklyn Bridge. Ten dźwięk mnie bowiem zafascynował. Był on zupełnie inny niż z mojego Ayona, ale też grał on w odmienny sposób niż – już wspomnianego – Aurendera. Siedziałem zamyślony, dumając na tym, że tego typu „narzędzie” powinno się znaleźć w najlepszych studiach nagraniowych, gdzie pracowałoby w roli „odtwarzacza” plików systemu DAW – Digital Audio Workstation, czyli w roli cyfrowego odtwarzacza nagranych plików. Muzyczny świat byłby wówczas lepszy.

Rzecz w tym, że testowany transport jest niezwykle rozdzielczym urządzeniem. Rzecz to w odtwarzaczach plików rzadka, a w studiach tym, że pliki mają osobne ścieżki (pliki dla lewego i prawego kanału (to robi różnicę!) i że nadrabia się to selektywnością i otwarciem góry pasma. O ile selektywność jest elementem, który ma swój „złoty środek”, nie może być jej za dużo, ani za mało, o tyle rozdzielczości nigdy za wiele. Pozwala ona, jak w tym przypadku, na doskonałe różnicowanie barwy i ponadprzeciętne skalowanie dynamiki.

Zacznijmy od tonalności, czyli barwy. ‘432’ potrafi pokazać drobne nawet zmiany w jej natężeniu i w wysokości tonu, nawet jeśli instrumenty są blisko siebie na skali. Znaczy to, że doskonale różnicuje harmoniczne. Dzięki temu przekaz jest niezwykle bogaty wewnętrznie, a przez to jest interesujący. To dlatego, jestem tego pewien, testowane urządzenie robi tak duże wrażenie.

Nie miało przy tym znaczenia, czy słuchałem nowych nagrań, rejestrowanych cyfrowo w systemie Pro Tools, jak Hurricane z płyty DIDO zatytułowanej Still on My Mind, znakomitego FINNEASA O’CONNELLA z Optymist, czy też klasyków jazzu: ARTA BLAKEY’a z Moanin’ i CANNONBALLA ADDERLEY’a z Somethin’ Else z cyfrowych kopii hi-res taśm analogowych. To była ta sama klasa.

Transport wykazywał się niezwykłą stabilnością dźwięku, prezentując te same zalety z każdym, granym przeze mnie, materiałem muzycznym. Miał też pełną kontrolę nad barwą. Nie tylko pokazywał jej charakter, w zależności od tego, kto grał na danym instrumencie, kto ten instrument nagrywał i – wreszcie – jak plik został zakodowany, ale też pokazywał instrumenty w zwarty, dobrze definiowany sposób, przez co różniły się one właśnie tym, czyli charakterem, a nie tylko po prostu barwą.

Drugą rzeczą, za sprawą której to urządzenie robi ogromne wrażenie jest skala dynamiczna, którą prezentuje – jest ona ogromna. To „miękkie podbrzusze” systemów opartych na plikach audio. Obserwuję zmiany, jakie w tej mierze zachodzą, od kilkunastu lat. Przez dłuższy czas prognozy były raczej złe, ponieważ odtwarzacze plików były anemiczne i „rozmazywały” dźwięk. Zmienia się to stale, jednak w ostatnim czasie, to są jakieś dwa-trzy lata, poprawa w tej mierze jest wyraźnie zauważalna.

Wciąż nie jest to, moim zdaniem, umiejętność porównywalna z dobrym odtwarzaczem płyt CD i SACD, o taśmie „master” nie wspomniawszy. Teraz jednak, z najlepszymi urządzeniami, a takim jest testowany 432 Evo Master, zakres dynamiki jest tak duży, brzmienie jest tak dobre, że bez bezpośredniego porównania nie będziemy w stanie tego stwierdzić. A już na pewno nie z transportem, o którym mówimy, a który jest pod tym względem ponadprzeciętny.

Kiedy słuchamy z nim nagrań ze „złotej ery” jazzu, to jest z lat 50. XX wieku, na przykład z Somethin’ Else, urządzenie zaskakuje pełnymi bryłami instrumentów. W dodatku bryłami bardzo dobrze definiowanymi. Z kolei głosy, wspomnianych wyżej, Dido i Finneasa były duże naprawdę mocne, ale mniej różnicowane w ich ramach. To nie wina transportu, on tylko pokazał zmianę, jaka nastąpiła. Efektem jest nie tylko zmiana techniki, ale i dźwięku: od prostych, opartych na minimalnej postprodukcji nagrań analogowych po bardzo mocno „wyprodukowane” nagrania cyfrowe da się prześledzić powolną degradację rozdzielczości i różnicowania w imię efektu „wow!”.

Dźwięk 432 Evo Master nie jest jednak tożsamy z dźwiękiem odtwarzacza SACD, do którego był porównywany, ani nawet do brzmienia transportu plików Aurender N20. Prawdę mówiąc, od obydwu różni się na tyle, że można mówić wręcz o odmiennych estetykach. A to dobra wiadomość. Wybór, jego możliwość, jest bowiem tym, co w audio jest wyjątkowo cenne i co warto chronić. Kiedy wszystko będzie brzmiało tak samo, to znaczy, że już nie żyjemy (niebo, nirwana etc.), albo że żyjemy, ale w państwie totalitarnym. Nie ma bowiem czegoś takiego, jak „dźwięk absolutny”, są tylko próby dotarcia do niego.

W każdym razie, transport w teście pokazał mocny, dokładny pierwszy plan. Nie było to utwardzenie, bo nawet kiedy w którymś momencie w utworach Dido i Finneasa wchodził mocny fragment, dźwięk pozostał naturalny, nie był nieprzyjemny. A chodzi przecież o sygnał mocno skompresowany (chodzi o kompresor, czyli kompresję sygnału dźwiękowego, a nie kompresję pliku), a przez to trudny do właściwego odtworzenia.

Ale to, o czym mówię, czyli otwarta średnica i mocny, wyrazisty pierwszy plan, ostatecznie definiują charakter 432 Evo Master. Transport gra bliskim nas dźwiękiem, bez dalekiego wybrzmienia, które miałem z Aurenderem, ale które słyszałem przede wszystkim z odtwarzaczem Ayon Audio. Ciekawe, ale belgijski transport plików nie zlał wszystkiego w „ścianę dźwięku”, bo nawet w ramach mocnego pierwszego planu, gdzie w jego przypadku dzieje się najwięcej, zachował znakomitą selektywność i separację. Właśnie dlatego mówiłem, że byłoby to ultymatywne narzędzie w studiach nagraniowych i postprodukcyjnych (mikserskich i masteringowych).

Jego brzmienie nie jest tak ciepłe, jak Aurendera N20. Z kolei Ayon odtwarzając płyty SACD i CD nie wydaje się ciepły, gra jednak wyraźnie niżej położonym dźwiękiem. Najbliżej tego, co testowany transport pokazał z przetwornikiem Ayona było do dźwięku odtwarzacza CD GRYPHON ETHOS, przynajmniej jeśli chodzi o charakter dźwięku. Z kolei Aurender należałby do grupy, w której znalazłyby się odtwarzacze SACD MARK LEVINSON No. 512 oraz SOUL NOTE S-3 v2. Ayon Audio CD-35 HF Edition byłby gdzieś pośrodku.

⸤ 440 Hz vs 432 Hz I INNE FUNKCJE

⸜ Ustawienia wybrane podczas testu

FILTRY CYFROWE, BO O NICH W GRUNCIE RZECZY mówimy, udostępnione użytkownikom przez konstruktora testowanego transportu zmieniają jego dźwięk bardziej niż wymiana kabla zasilającego czy USB. To one w dużej mierze określają to, jak 432 Evo Master brzmi.

Podstawowa konwersja, obniżająca strój wszystkich nagrań do 432 Hz, jest świetnie słyszalna. Rzeczywiście jest tak, że dźwięk wydaje się być wówczas nieco niższy i lepiej wypełniony. Przekaz jest z nim większy i przyjemniejszy. Różnica nie jest duża, ale na tyle istotna, ze jeśli porównamy sobie kilka plików „z” i „bez” konwersji, pokiwamy głową w zadumie i już nie wrócimy do ‘440’.

Nie znaczy to jednak, że dostajemy to za darmo. Każda operacja na sygnale cyfrowym zostawia w nim swój ślad, niezależnie od tego, co myślą komputerowcy. W tym przypadku dźwięk jest nieco mniej przejrzysty i klarowny. Wydaje się, jakby jego mikrodynamika była lekko wygładzona w imię większej plastyczności i głębi dźwięku.

Ale z pomocą przychodzą z kolei filtry cyfrowe. Rekomendowany przez polskiego dystrybutora 432 Evo, firmę Soundclub, „Archimago’s imp + Evo 2” okazał się najciekawszy. Dodał do przekazu jeszcze więcej plastyki, ale też pogłębił scenę dźwiękową, oddzielając instrumenty stojące bliżej nas od tych dalej. To wciąż nie jest duża głębia, wciąż najważniejszy jest pierwszy plan, ale z tym filtrem ów plan jest bogatszy znaczeniowo, lepiej różnicowany. Dźwięk jest nieco mniej selektywny niż bez niego, ale bardziej przypominał to, co znam z płyt SACD.

I są wreszcie upsampler, nazywany tutaj „Plugin”, oraz filtr o nazwie „Bass authority”. Ten drugi nie zmienił dźwięku w jakiś wyraźny sposób, przynajmniej w moim systemie, z dwoma przetwornikami D/A, z których korzystałem. Z kolei upsampler bardzo mocno wpływa na dźwięk, jednak u mnie było to pójście w złą stronę – stronę nasycenia, ale i mniejszej kontroli. Dlatego też w czasie odsłuchów upsampler był wyłączony.

NA KONIEC CHCIAŁBYM się podzielić kilkoma uwagami dotyczącymi odtwarzania plików DSD. Z ciekawością porównałem kilka płyt, które mam zarówno w PCM, jak i DSD (a w dodatku na płytach fizycznych) i muszę powiedzieć, że lepiej wypadły pliki PCM. Nagrania zakodowane w DSD miały lekko podbarwiony niższy środek i wycofany wyższy, przez co 432 Evo Master nie był już tak rewelacyjnie rozdzielczy. Z kolei pliki PCM, szczególnie te o wysokiej rozdzielczości, ale nie tylko, były doskonale zrównoważone i dźwięczne.

PODSUMOWANIE

JEST WIĘC 432 EVO MASTER urządzeniem pod wieloma względami niepowtarzalnym. Jest dynamiczny i rozdzielczy, ale jest też bardzo skupiony na różnicowaniu barw, a przez to wyrazisty emocjonalnie. Rozdzielczość pozwala docenić przejście z plików 16-bitowych na 24-bitowe. Instrumenty grawitują z nim ku pierwszemu planowi, ale są one doskonale rozseparowane, a przez to czytelne. Średnica jest otwarta i mocna, także w jej wyższym zakresie. To dzięki temu czytelność jest tak dobra, podobnie jak selektywność.

Transport nie popada przy tym w przesadę w rysowaniu konturów. To nie jest też „ciepłe” granie, to nie ten typ. Traktowałbym więc to urządzenie jako precyzyjne narzędzie służące do „wyciągania” informacji z plików, a barwę kształtowałbym za pomocą przetwornika D/A i okablowania. Przy czym lepiej sprawdzi się ono w systemach, w których barwa sytuuje się po cieplejszej stronie niż w wyrazistych. To przykład na to, że odtwarzanie plików jest sztuką, która z czasem dojrzewa i która pozwala zbliżyć się do „studia” nawet nam, śmiertelnikom.

BUDOWA

TRANSPORT PLIKÓW 432 EVO MASTER składa się z dwóch części: właściwej elektroniki oraz zasilacza. Obydwie umieszczone są w bardzo podobnych, niskich obudowach z aluminium. Wyglądają one, jak obudowy produkowane dla rynku DIY, z których może skorzystać zarówno projektant wzmacniaczy, zasilaczy, jak i innych urządzeń. Ich struktura mechaniczna jest podobna, to jest do sztywnych radiatorów z boku dokręcono pozostałe elementy obudowy. Co ciekawe, radiatory te nie są używane, nic do nich nie zostało dokręcone. Pełnią więc tylko rolę ozdobną i mechaniczną.

Różnią się one przednią oraz tylną ścianką. W transporcie z przodu jest szczelina napędu CD-ROM, w innym miejscu umieszczono również wyłącznik zasilania. Tylna ścianka zasilacza jest wykonana z grubego płata aluminium na którym wygrawerowano nazwy wyjść, podczas kiedy ta w transporcie jest cienka i tylko lakierowana. Wydaje mi się to sporym przeoczeniem, ponieważ wygląda to wszystko na rozwiązanie tymczasowe, a takie przecież nie jest.

Z zasilacza do transportu prowadzą trzy kable zasilające (12,12 i 9 V). Wykonano je tak, że od strony zasilacza zakończone są solidnymi wtykami, czteropinowymi, złoconymi wtykami Neutrik, zaś od strony transportu klasycznymi, choć złoconymi, wtykami zasilającymi. Poszczególne kable oznaczono kolorami, żeby się nie pomyliły. Zresztą nie tylko ja tak myślę. Dystrybutor przykleił bowiem na obudowie paski taśmy odpowiadające kolorami koszulce termokurczliwej na wtykach zasilacza. W każdym razie O pomyłkę naprawdę nietrudno, więc warto spojrzeć do instrukcji i trzy razy sprawdzić, zanim coś podłączymy. A przecież dałoby się to zrobić inaczej, od strony transportu dedykując każdemu zasilaczowi inny wtyk.

⸤ TRANSPORT Transport 432 Evo Master zbudowano z trzech głównych modułów: mikrokomputera, karty dźwiękowej oraz układu taktującego. Do tego dodano szczelinowy transport Teac CD-SN250-000, za pomocą którego można zgrywać płyty CD, a także dysk SSD – tutaj 2 TB, firmy Samsung. Ten drugi został zamocowany na sprężynach i przyciśnięty jest materiałem tłumiącym drgania, dzięki czemu nie jest już tak podatny na wibracje otoczenia.

Mikrokomputer to płyta główna ASRock J54040-ITX z czterordzeniowym procesorem Pentium J5040 (do 3,2 GHz), czterema portami SATA oraz pasywnym chłodzeniem, przeznaczona np. do konstruowania dysków NAS. To na niej pracuje układ odtwarzacza, zaprogramowany przez inżynierów firmy Klinkt Beter, jak również wszystkie filtry cyfrowe. Po zdekodowaniu i „rozpakowaniu” z plików cyfrowy sygnał audio wysyłany jest do płytki wyjściowej.

Sięgnięto tu po gotowy układ USB tX-USBexp firmy SOtM. SOtM jest koreańskim producentem specjalizującym się w dekodowaniu i przesyle plików audio. Oferuje on zarówno kompletne urządzenia, jak i podzespoły służące do „podrasowania” komputera PC. Karta tX-USBexp wyposażona jest w superszybkie wyjście USB 3.0.W jej konstrukcji zwraca się uwagę na redukcję szumów, które są minimalizowane w „specjalnie zaprojektowanych filtrach”.

Za taktowanie karty odpowiada osobny układ, wykonany na wysokiej jakości płytce drukowanej (takiej samej klasy, jak sama karta). Jest to kompletny układ zegara taktującego SOtM sCLK-10EX. Wypuszcza ona cztery różne zegary referencyjne i jest wyposażona w układy redukujące szumy.

⸤ TRANSPORT Zasilacz został wykonany samodzielnie przez firmę 432 Evo. Są to tak naprawdę trzy oddzielne zasilacze, dwa 12 i jeden 9 V. Osobno zasilają one mikrokomputer, zegar taktujący oraz kartę dźwiękową. Bazują na bardzo dużych transformatorach toroidalnych firmy SBOOSTER; ta sama firma dostarcza zresztą kable zasilające, na których znajdziemy małe puszki „Sbooster BOTW” (BOTW = Best Of Two Worlds). W puszkach umieszczono aktywne filtry buforujące wejście i wyjście. Dodajmy, że Sbooster jest holenderską firmą założoną i prowadzoną przez Wiebrena Draaijera i Karin Hoks.

Układy zasilaczy otrzymały dyskretne mostki prostownicze z superszybkimi diodami, a także rozbudowane układy stabilizujące napięcie, wspomagane sporymi bateriami kondensatorów. Przed każdym transformatorem umieszczono pasywny układ filtrującym minimalizujące szumy wprowadzane do urządzenia z linii zasilającej AC.

Dane techniczne (wg producenta)

Wyjście cyfrowe: USB 3.0 obsługujące USB Audio Class 2.0
Łącza:
⸜ Ethernet, 1x RJ45 gigabit
⸜ 1x wyjście USB DAC
⸜ 2x USB 3.0 – backup lub dla dodatkowych DAC-ów
⸜ 2x USB 2.0 USB dla dodatkowych DAC-ów
⸜ KVM, VGA, DVI, HDMI oraz port dla myszy/klawiatury

Obsługiwane typy plików: DSD, WAV, FLAC, MP3, ogg vorbis, aac, przepuszcza MQA
Obsługiwane typy sygnałów: PCM i DSD, dowolna rozdzielczość i częstotliwość próbkowania

Wymiary: 435 x 325 x 60 mm (szer. x wys. x gł.; 69 mm z nóżkami)
Waga:
⸜ zasilacz – 8,2 kg
⸜ serwer – 5 kg

Dystrybucja w Polsce

SoundClub Sp. z o.o.

ul. Skrzetuskiego 42
02-726 Warszawa | POLSKA

→ www.SOUNDCLUB.pl

  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl


System referencyjny 2022



|1| Kolumny: HARBETH M40.1 |TEST|
|2| Podstawki: ACOUSTIC REVIVE (custom)
|3| Przedwzmacniacz: AYON AUDIO Spheris III |TEST|
|4| Odtwarzacz Super Audio CD: AYON AUDIO CD-35 HF Edition No. 01/50 |TEST|
|5| Wzmacniacz mocy: SOULUTION 710
|6| Stolik: FINITE ELEMENTE Pagode Edition |OPIS|
|7| Filtr głośnikowy: SPEC REAL-SOUND PROCESSOR RSP-AZ9EX (prototyp) |TEST|

Okablowanie

Interkonekt: SACD → przedwzmacniacz - SILTECH Triple Crown (1 m) |TEST|
Interkonekt: przedwzmacniacz → wzmacniacz mocy - ACOUSTIC REVIVE RCA-1.0 Absolute Triple-C FM (1 m) |TEST|
Kable głośnikowe: SILTECH Triple Crown (2,5 m) |ARTYKUŁ|

Zasilanie

Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → odtwarzacz SACD - SILTECH Triple Crown (2 m) |TEST|
Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → przedwzmacniacz - ACOUSTIC REVIVE Power Reference Triple-C (2 m) |TEST|
Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → wzmacniacz mocy - ACROLINK Mexcel 7N-PC9500 |TEST|
Kabel zasilający: gniazdko ścienne → listwa zasilająca AC - ACROLINK Mexcel 7N-PC9500 (2 m) |TEST|
Listwa zasilająca: AC Acoustic Revive RTP-4eu ULTIMATE |TEST|
Listwa zasilająca: KBL Sound REFERENCE POWER DISTRIBUTOR (+ Himalaya AC) |TEST|
Platforma antywibracyjna pod listwą zasilającą: Asura QUALITY RECOVERY SYSTEM Level 1 |TEST|
Filtr pasywny EMI/RFI (wzmacniacz słuchawkowy, wzmacniacz mocy, przedwzmacniacz): VERICTUM Block |TEST|

Elementy antywibracyjne

Podstawki pod kolumny: ACOUSTIC REVIVE (custom)
Stolik: FINITE ELEMENTE Pagode Edition |OPIS|
Platformy antywibracyjne: ACOUSTIC REVIVE RAF-48H |TEST|
Nóżki pod przedwzmacniaczem: FRANC AUDIO ACCESSORIES Ceramic Classic |ARTYKUŁ|
Nóżki pod testowanymi urządzeniami:
  • PRO AUDIO BONO Ceramic 7SN |TEST|
  • FRANC AUDIO ACCESSORIES Ceramic Classic |ARTYKUŁ|
  • HARMONIX TU-666M „BeauTone” MILLION MAESTRO 20th Anniversary Edition |TEST|

Analog

Przedwzmacniacz gramofonowy:
  • GRANDINOTE Celio Mk IV |TEST|
  • RCM AUDIO Sensor Prelude IC |TEST|
Wkładki gramofonowe:
  • DENON DL-103 | DENON DL-103 SA |TEST|
  • MIYAJIMA LABORATORY Madake |TEST|
  • MIYAJIMA LABORATORY Zero |TEST|
  • MIYAJIMA LABORATORY Shilabe |TEST|
Ramię gramofonowe: Reed 3P |TEST|

Docisk do płyty: PATHE WINGS Titanium PW-Ti 770 | Limited Edition

Mata:
  • HARMONIX TU-800EX
  • PATHE WINGS

Słuchawki

Wzmacniacz słuchawkowy: AYON AUDIO HA-3 |TEST|

Słuchawki:
  • HiFiMAN HE-1000 v2 |TEST|
  • Audeze LCD-3 |TEST|
  • Sennheiser HD800
  • AKG K701 |TEST|
  • Beyerdynamic DT-990 Pro (old version) |TEST|
Kable słuchawkowe: Forza AudioWorks NOIR HYBRID HPC |MIKROTEST|