MM Expander | RIAA Converter Aurorasound
Producent: AURORA SOUND Inc. |
Test
Tekst: WOJCIECH PACUŁA |
No 207 16 lipca 2021 |
IM JEST AUDIOFIL? Albo inaczej: kto to taki ten audiofil? Odpowiedź skrócona mówi, że jest to człowiek dla którego jakość dźwięku odtwarzanej muzyki jest częścią jej strony artystycznej, dlatego jest dla niego ważna, często na równi z samą muzyką. Odpowiedź długa byłaby bardzo długa, dlatego na potrzeby tego testu nieco ją przytnę: audiofil to człowiek, który stara się, aby jakość dźwięku odtwarzanej muzyki była jak najwyższa, ponieważ brzmienie, czyli fizyczna reprezentacja muzyki, jest częścią jej wyrazu artystycznego. W tym celu stosuje różne techniki, od doboru odpowiednich źródeł dźwięku, przez wzmacniacze i kolumny, na kablach połączeniowych, zasilających i produktach antywibracyjnych skończywszy. Poszczególne elementy tego toru audio dobiera w serii odsłuchów, czyli prowadząc eksperyment polegający na teście przez ogląd. Myślę, że wersja skrócona oraz pierwsza część wersji wydłużonej jest ostatnimi czasy coraz częściej akceptowana poza kręgiem audiofilskim. Nauka akademicka stawia obecnie znak zależności między muzyką i sposobem jej reprezentacji – przede wszystkim na poziomie nagrania, ale korzysta na tym również druga strona, czyli odtworzenie. Są jednak aspekty naszej branży, które dla ludzi spoza niej urągają zdrowemu rozsądkowi oraz ich wiedzy. Myślę, że rzeczywiście, część akcesoriów, a nawet produktów audio z głównych grup ma w sobie rys szaleństwa. To jednak właśnie tacy szaleńcy powodują, że zaczynamy kwestionować zasady, wydawałoby się, nie do ruszenia. Raz nadwyrężone okazują się często tylko wygodnymi wytrychami, a nie czymś realnym, a nadkruszenie ich podstaw to prosta droga do poprawy dźwięku, czyli tego, na czym audiofilom zależy najbardziej. ▌ ANALOG FRONT END NIE WIEM, CZY PAŃSTWO PAMIĘTAJĄ, ale przy okazji testu przedwzmacniacza liniowego PREDA-III japońskiej firmy Aurorasound jej założyciel i główny konstruktor, pan SHINOBU KARAKI-san wspomniał, że pracuje właśnie nad zupełnie nową serią produktów, noszących wspólną nazwę Analog Frond End (HF № 205 ⸜ 1 maja 2021 | czytaj TUTAJ; dostęp: 31.05.2021). W specjalistycznej prasie angloamerykańskiej (a także japońskiej) „front end” jest synonimem źródła dźwięku, czy to odtwarzacza cyfrowego, magnetofonu, czy gramofonu. Nazwa ‘Analog Front End’ mówi więc o produktach związanych z analogowymi źródłami dźwięku, mającymi – jak mówił szef Aurorasound – „poprawić jakość odsłuchu analogowego audio”. Jako pierwsze w serii pojawiły się dwa produkty: AFE-10 oraz AFE-11, a niedługo dołączy do nich AFE-12 (testujemy AFE-10 i AFE-11). Pierwszy z nich jest ekspanderem dla wkładek MM, pozwalający na dokładniejsze dopasowanie ich obciążenia, a drugi jest urządzeniem, które pozwala przesłać sygnał z odtwarzacza CD do przedwzmacniacza gramofonowego, wykorzystując odwróconą krzywą RIAA; AFE-12 ma być korektorem z wieloma krzywymi korekcyjnymi, przeznaczonym dla płyt 78 rpm oraz monofonicznych. O ile AFE-10 jest produktem technicznie zrozumiałym i wręcz klasycznym, o tyle AFE-11 jest prawdziwym „dziwadełkiem” – to właśnie tego typu urządzenia wprawiają ludzi „ze świata” w osłupienie, a nam przyprawiają gębę idiotów. Jak się zaraz okaże – niesłusznie. ▌ AFE-10 AFE-10 NOSI FIRMOWĄ NAZWĘ MM EXPANDER, która dobrze oddaje jego miejsce w ścieżce audio, ale nie do końca mówi o jego przeznaczeniu. Jest to niewielkie, czarne pudełeczko o wymiarach 111 x 120 x 35 mm (szer. x gł. x wys.) i wadze zaledwie 400 g, będące pasywnym korektorem impedancji oraz pojemności obciążenia dla wkładki MM. Podłączamy je pomiędzy wkładką i przedwzmacniaczem gramofonowym MM o impedancji wejściowej 47 kΩ; na stronie producenta mówi się również o tym, że równie dobrze działa włączone pomiędzy transformator dopasowujący step-up oraz przedwzmacniacz MM. Celem AFE-10 jest precyzyjne dopasowanie obciążenia do konkretnej wkładki MM. Problem ten znany jest od lat, jednak niewielu producentów robi coś w kierunku jego rozwiązania. A rzecz w tym, że standardem branży jest obciążenie 47 kΩ dla wkładek tego typu, bez względu na to, jak naprawdę powinny zostać obciążone. O ile taka regulacja jest normalna w przypadku wkładek MC, o tyle modele MM, IM, czy MC HO mają z nią do czynienia niezwykle rzadko. A niedopasowanie impedancji i pojemności skutkuje modyfikacją pasma przenoszenia – jak na rysunku poniżej: Na górnej ściance urządzenia zamontowano dwa pokrętła, dwa przełączniki hebelkowe oraz jeden duży przycisk. Górną gałką w sześciu krokach zmieniamy impedancję obciążenia: 47 kΩ, 23 kΩ, 15 kΩ, 6,8 kΩ, 3,6 kΩ oraz 900 Ω. Dolną zmieniamy z kolei pojemność, również w sześciu krokach: +470, +330, +220, +100, +47i +0 pF. Pamiętajmy, że o ile impedancja wprowadzana przez testowane urządzenie nie jest w żaden wyraźny sposób powiązana z impedancją kabla połączeniowego, o tyle pojemność – jak najbardziej. Plus przy wartościach pojemności mówi o tym, że o tyle powiększy ona pojemność interkonektu łączącego wkładkę i AFE-10. Dwa małe przełączniki, o których wspomniałem, pomagają w odsłuchach płyt monofonicznych oraz wkładek monofonicznych. Pierwszym z nich, „Stereo/Mono”, możemy zlikwidować szumy pochodzące z pionowego ruchu stereofonicznej wkładki odtwarzającej MONOFONICZNĄ PŁYTĘ. Z kolei drugim, „GND Lift”, zlikwidujemy przydźwięk powstający po podłączeniu niektórych WKŁADEK MONOFONICZNYCH. I jest jeszcze duży, pomarańczowy przycisk „MUTE/Degauss”, którym wyciszymy sygnał i przy okazji – jeśli mamy podłączony wcześniej transformator dopasowujący step-up – zlikwidujemy namagnesowanie szczątkowe transformatora i wkładki MC. ▌ AFE-11 AFE-11 JEST ZUPEŁNIE INNYM „ZWIERZĘCIEM”, pomimo że i to urządzenie wymaga użycia przedwzmacniacza gramofonowego. Firmowa nazwa tego produktu brzmi RIAA CONVERTER, co – znowu – dobrze oddaje jego funkcję, ale nic nie mówi o jego przeznaczeniu. Jeśliby na chwilę wrócić do tego, o czym mówiłem na początku, to jest do łatki „niezrównoważonych szaleńców”, jaką starają się nam przypiąć niektórzy nie-audiofile, to AFE-11 byłoby w ich arsenale jedną z groźniejszych broni. Jest bowiem urządzeniem, które z logicznego punktu widzenia wydaje się obrazą zdrowego rozsądku. RIAA Converter służy do modyfikacji sygnału liniowego z analogowego wyjścia odtwarzacza CD, SACD lub plików. Konwertuje ono sygnał liniowy o napięciu 2 V (to standard dla formatu CD) zmniejszając jego napięcie do 5 mV, charakterystyczne dla wkładek typu MM, oraz koryguje pasmo przenoszenia, aplikując odwróconą krzywą RIAA. Z jego wyjścia sygnał wysyłany jest do przedwzmacniacza gramofonowego MM, gdzie jest traktowany tak, jakby pochodził z wkładki gramofonowej MM. „Szaleństwo” tego rozwiązania polega na tym, że z sygnału o wysokim napięciu schodzimy do bardzo niskiego poziomu, a więc zwiększamy szumy, a dodatkowo jesteśmy uzależnieni od precyzji układów korygujących krzywą RIAA i to aż dwukrotnie! Po co to wszystko? – Strona producenta mówi: AFE-11 usuwa szum cyfrowy i niepotrzebne szumy o wysokiej częstotliwości wprowadzane przez CD lub DAC. Charakter dźwiękowi nada zewnętrzny przedwzmacniacz gramofonowy, dzięki czemu dźwięk cyfrowy zmieni się na dźwięk analogowy. Czyli – chodzi o to, aby „dźwięk cyfrowy” był bardziej „analogowy”. Szalone? – Trochę tak, ale właśnie takie pomysły wytrącają nas z naszej strefy komfortu, przez co zaczynamy myśleć. Co ciekawe, nie jest to pomysł pana KARAKI, a koncept zaprezentowany po raz pierwszy w 1998 roku przez BOBA CARVERA w jego przedwzmacniaczu Sunfire Classic Vacuum Tube Control Center. Oprócz wejść liniowych oraz gramofonowego miało on również zainstalowany moduł z odwróconą krzywą RIAA, który za pomocą krótkiego interkonektu można było podłączyć do wejścia MM. Rozwiązanie to nazwane zostało PRECISION INVERSE RIAA NETWORK i wzbudziło w branży audio ogromne kontrowersje. Portal www.DIGITAL-RECORDINGS.com pisał o tym rozwiązaniu: Tak, wiem, ale czym do cholery jest to nowe dzieło Boba Carvera? Rzecz jest bardzo prosta. Wyjście analogowe odtwarzacza CD jest podawane na wejście gramofonowe Inverse RIAA. Z kolei wyjście układu Inverse RIAA jest doprowadzane krótkimi kablami połączeniowymi do wejścia Moving Magnet (MM) przedwzmacniacza gramofonowego. I voila, dźwięk LP z płyty CD! (…) Autor tego testu porównuje zasadę działania odwróconej krzywej RIAA do procesu nacinania płyt, w którym sygnał liniowy jest poddawany dokładnie takiej samej korekcji. AFE-11 jest więc urządzeniem, które ma na celu zbliżenie brzmienia źródeł cyfrowych do płyty analogowej. W tym celu wprowadza do sygnału audio korekcję (jest więc filtrem) i wymaga użycia przedwzmacniacza gramofonowego MM, który, jak deklaruje producent, nadaje całości odpowiedniego charakteru. Podobnie, jak AFE-10, tak i ‘11’ma postać niewielkiego, aluminiowego pudełeczka w czarnym kolorze, tyle że nie znajdziemy na nim żadnych manipulatorów, poza wyłącznikiem zasilania na przedniej ściance. Z tyłu jest para gniazd RCA, do których przesyłamy sygnał z wyjścia odtwarzacza cyfrowego, a także para gniazd RCA, z których sygnał wysyłamy z kolei do wejścia przedwzmacniacza gramofonowego MM (5 mV, 47 kΩ). Urządzenie jest aktywne, a zasilane jest przez zewnętrzny impulsowy zasilacz „ścienny” 6 V DC. |
▌ ODSŁUCH ⸤ JAK SŁUCHALIŚMY Aby wykorzystać obydwa testowane produkty konieczny jest przedwzmacniacz gramofonowy MM (lub MC/MM). I choć same w sobie wnoszą one swój ślad do dźwięku, to najwięcej będzie zależało właśnie od przedwzmacniacza. Do tego testu wykorzystałem model Sensor Prelude IC firmy RCM Audio, który znam na wylot. Testując AFE-10 skorzystałem z wkładki Shelter Model 201 na ramieniu SME M2, zamontowanym w gramofonie Transrotor Alto TMD. Producent wkładki Sheltera nie informuje o jej impedancji wewnętrznej, jednak zaleca obciążenie jej 50 kΩ – bardzo nietypowy wybór, zważywszy, że niemal wszystkie przedwzmacniacze MM mają na wejściu 47 kΩ. Z kolei AFE-11 podłączony był do wyjścia RCA odtwarzacza SACD Ayon Audio CD-35 HF Edition, a z drugiej strony do wejścia przedwzmacniacza RCM Audio, na którym ustawiłem napięcie wejściowe na 5 mV i obciążenie na 47 kΩ. Jak się okazało, w takim ustawieniu w głośnikach usłyszałem tylko ciszę, a dokładniej szum przedwzmacniacza. Dopiero, kiedy przełączyłem obciążenie na 1000 Ω wszystko zagrało tak, jak trzeba. Być może to problem Sensora, ale przed zakupem warto sprawdzić, czy w państwa systemie AFE-11 działa prawidłowo. Płyty użyte w teście | wybór → LONG PLAY ▌ AFE-10 JAK MÓWILIŚMY, JEDNĄ Z ŻELAZNYCH ZASAD w świecie audio jest dążenie do maksymalnego upraszczania toru audio. Jest bowiem, tak, że „wszystko gra”, każdy zacisk, lut, dowolny podzespół, czy to pasywny, czy aktywny, jednym słowem – wszystko wpływa na dźwięk. Historycznie rzecz biorąc rozwój układów służących do rejestracji i reprodukcji dźwięku ewoluował jednak w dokładnie odwrotnym kierunku, od prostych do skomplikowanych. Zmiany te miały na celu usunięcie, a przynajmniej zminimalizowanie zniekształceń. Nie zawsze się to udawało, ponieważ w naszej branży rozwój nie jest liniowy, a meandruje w naprawdę nieprzewidywalny sposób, ale co do zasady rozwój miał strzałkę skierowaną „ku komplikacji”. To właśnie w kontrze do tej tendencji powstało wiele znakomitych marek audio, to w opozycji do „postępu” (cudzysłów nie mój, ale niech będzie) „zdarzył się” renesans lamp, winylu itd. Mamy więc w audio do czynienia z nieustannym napięciem między tym, co „złożone” i tym, co „proste”, przy czym często jest tak, że dojście do „prostego” wymaga więcej czasu i wysiłku niż zaprojektowanie „złożonego”. I jest jeszcze trzecia droga, moim zdaniem najrozsądniejsza i dająca najlepsze wyniki, do której ma zastosowanie słynne stwierdzenie Einsteina, że – parafrazuję – wszystko powinno być jak najprostsze, ale nie prostsze niż to jest potrzebne. I to byłby przypadek AFE-10. Pudełeczko Aurorasound pokazało bowiem, że za pomocą dodatkowego elementu w torze audio można kształtować dźwięk w taki sposób, aby był on lepiej dopasowany do naszego systemu, a także naszych oczekiwań. Zmiana impedancji obciążenia oraz pojemności wpływa bowiem bezpośrednio i wprost na pasmo przenoszenia wkładki – jego rozciągnięcie, szybkość opadania oraz równomierność. Wkładka Shelter 201 grana bezpośrednio z obciążeniem „domyślnym” sekcji MM przedwzmacniacza RCM Audio, to jest z impedancją 47 kΩ, zagrała bardzo dobrze. Może nie nazbyt rozdzielczo i bez otwartej góry, ale w sobie właściwy sposób, to jest gęsto i gładko (rekomendowana impedancja obciążenia powyżej 50 kΩ nie mogła być zrealizowana) Mimo to okazało się, że jeszcze lepiej zagrała jednak obciążona znacznie niższą impedancją, nawet nie 47 kΩ, a 23 kΩ, i pojemnością 330 pF. Zmniejszanie impedancji obciążenia obcina wysokie tony i gasi dynamikę. Tyle tylko, że w tym przypadku lekkie wycofanie góry pasma pozwoliło na podkręcenie gałki siły głosu, przez co przekaz zrobił się większy i bardziej „żywy” w tym sensie, że bardziej naturalny. Poprawił się również bas, nie tak precyzyjnie kontrolowany, jak wcześniej – ostatecznie to kolejne elementy w torze, pamiętają państwo, o czym mówiłem, prawda? – ale głębszy „w sobie”i bardziej płynny. W takim ustawieniu reedycja starej płyty BINGA CROSBY’EGO The Best of Bing miała więcej „czaru”. Głos był większy i głębszy i nawet dodany sztucznie przez remasterujących ten materiał inżynierów dźwięku pogłos nie zepsuł tego wrażenia. Powrót do systemu bez korektora AFE-10 lekko uprościł przekaz pod względem barwy, ale z kolei był nieco bardziej rozdzielczy. Materiał o którym mówię pochodzi ze starych płyt szelakowych i transkrypcyjnych, jest więc dość mocno zaszumiony i trzeszczy. Ale – uwaga – przestawiam gałeczkę 6,8 kΩ oraz 330 pF i problem znika. Nawet dość wysoko nagrana orkiestra brzmi fajnie i ładnie, nie „krzyczy” znad ramienia Crosby’ego. To było świetne! Odsłuch kompensatora AFE-10 rozpocząłem od reedycji płyty Ballads JOHN COLTRANE QUARTET w reedycji Speaker Corner, a zakończyłem na reedycji krążka DIRE STRAITS Brothers in Arms w wydaniu Mobile Fidelity. To dwa różne światy muzyczne i dźwiękowe, a jednak w obydwu przypadkach zmiana obciążenia wkładki Sheltera, mimo że niezgodnego z rekomendacją producenta, pozwoliła uzyskać ładniejszy, po prostu lepszy dźwięk. Wprawdzie traci nieco na tym atak basu, jego zwartość, ale nie miałem z tym większego kłopotu, ponieważ zalety znacząco przeważały nad wadami tego rozwiązania. ▌ AFE-11 TO NIESAMOWITE, JAK WIELE JUŻ wiemy o dźwięku, a jednocześnie, jak mało z tego rozumiemy. Urządzenie w rodzaju AFE-11 jest obrazą dla każdego zdrowo myślącego człowieka – a mimo to działa. Jego wpływ na przyrównałbym do wpięcia w system lampy o dość ciepłym charakterze. Chodzi mi nawet nie o barwę, a o sposób prezentacji dźwięku. Z konwerterem Aurorasound był on nieco bardziej „obecny” i namacalny. Te dwie cechy kojarzone są zwykle z płytą LP i zapewne nie jest przypadkiem, że taki właśnie efekt uzyskałem. Przecież pan SHINOBU KARAKI jest fanem analogu i jeśli zaoferował coś nowego, to musiało to spełniać JEGO oczekiwania. A te, jak słychać, idą w kierunku ogólnie pojętej muzykalności – a pod ‘muzykalnością’ rozumiem płynność i dźwięczność, czyli tzw. „flow”. Bardzo dynamiczna i dźwięczna płyta Midnight Sugar tria TSUYOSHI YAMAMOTO zagrała zjawiskowo przyjemnie. Mówię „zjawiskowo”, ponieważ jestem przyzwyczajony do niezwykłego dźwięku tej płyty, właśnie w wersji Gold HDCD z wytwórni Impex Records, a mimo to małe pudełeczko Aurorasound pchnęło wszystko, co w niej cenię, a przede wszystkim naturalność brzmienia nieco w przód. Nie chce mi to przejść przez gardło, bo brzmi trochę, jak płaski stereotyp, ale AFE-11 powoduje, że dźwięk jest bardziej – naprawdę wolałbym tego nie robić – analogowy. Nawet z tak analogowo brzmiącego źródła, jak Ayon Audio CD-35 HF Edition. Tyle tylko, że w przypadku urządzenia Aurorasound chodzi o analogowość winylu, a nie taśmy analogowej. Rzecz w tym, że AFE-11 dopala środek pasma i lekko modyfikuje jego górę w kierunku słodkości. Bas jest niski, głęboki, ale nie tak dobrze kontrolowany, jak z odtwarzacza. Obydwa te elementy – wysokie i niskie tony – są w moim przedwzmacniaczu RCM Audio po prostu niesamowite i ostatnie, co bym mógł o nich powiedzieć, to – odpowiednio – „słodki” i „miękki”. A w połączeniu z japońskim konwerterem tak to właśnie brzmiało. Trzeba jednak wiedzieć, że oto w ścieżkę audio włączyliśmy kolejne elementy, a zazwyczaj staramy się je eliminować. Dlatego też z AFE-11 dźwięk jest mniej rozdzielczy i mniej różnicowany. Po prostu zawsze brzmi cieplej, gęściej i bardziej „słodko”. Zawsze jest też bardziej namacalny i bliżej nas. Spłaszcza się tył sceny, nie jest ona już tak głęboka, chociaż akurat ten element nie rzuca się zbytnio w oczy, ponieważ zajęci jesteśmy mnogością wydarzeń na pierwszym planie. ▌ PODSUMOWANIE Obydwa urządzenia z serii AFE są na pierwszy rzut oka produktami nadmiarowymi – system audio da sobie bez nich radę. Tyle tylko, że naprawdę fajnie korygują dźwięk, pozytywnie wpływając na wiele jego aspektów. Ich zastosowanie widziałbym w systemach z podstawowej, a przede wszystkim ze średniej półki cenowej. Tam wykażą zalety o których mówiłem, a ich słabsze strony nie będą eksponowane. W topowych systemach dostaniemy niekoniecznie lepszy, ale na pewno inny dźwięk, więc może i tam warto je wypróbować. Wśród ich zalet trzeba wymienić świetną płynność i „muzykalność” – dotyczy to zarówno ekspandera dla wkładek MM, jak i konwertera RIAA. Obydwa wprowadzają do równania spokój i gęstość, kosztem rozdzielczości i różnicowania. Jeśli szukacie tych pierwszych elementów, a wymienione jako drugie nie są na szczycie waszej listy życzeń, może się okazać, że to najmniejsza zmiana w państwa systemach, która przyniesie największą poprawę brzmienia i to bez konieczności wymiany któregokolwiek z podzespołów. Ciekawe, prawda? ■ |
System referencyjny 2021 |
|
|1| Kolumny: HARBETH M40.1 |TEST| |2| Podstawki: ACOUSTIC REVIVE (custom) |3| Przedwzmacniacz: AYON AUDIO Spheris III |TEST| |4| Odtwarzacz Super Audio CD: AYON AUDIO CD-35 HF Edition No. 01/50 |TEST| |5| Wzmacniacz mocy: SOULUTION 710 |6| Stolik: FINITE ELEMENTE Pagode Edition |OPIS| |7| Filtr głośnikowy: SPEC REAL-SOUND PROCESSOR RSP-AZ9EX (prototyp) |TEST| |
|
Okablowanie Interkonekt: SACD → przedwzmacniacz - SILTECH Triple Crown (1 m) |TEST|Interkonekt: przedwzmacniacz → wzmacniacz mocy - ACOUSTIC REVIVE RCA-1.0 Absolute Triple-C FM (1 m) |TEST| Kable głośnikowe: SILTECH Triple Crown (2,5 m) |ARTYKUŁ| |
|
Zasilanie Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → odtwarzacz SACD - SILTECH Triple Crown (2 m) |TEST|Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → przedwzmacniacz - ACOUSTIC REVIVE Power Reference Triple-C (2 m) |TEST| Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → wzmacniacz mocy - ACROLINK Mexcel 7N-PC9500 |TEST| Kabel zasilający: gniazdko ścienne → listwa zasilająca AC - ACROLINK Mexcel 7N-PC9500 (2 m) |TEST| Listwa zasilająca: AC Acoustic Revive RTP-4eu ULTIMATE |TEST| Listwa zasilająca: KBL Sound REFERENCE POWER DISTRIBUTOR (+ Himalaya AC) |TEST| Platforma antywibracyjna pod listwą zasilającą: Asura QUALITY RECOVERY SYSTEM Level 1 |TEST| Filtr pasywny EMI/RFI (wzmacniacz słuchawkowy, wzmacniacz mocy, przedwzmacniacz): VERICTUM Block |TEST| |
|
Elementy antywibracyjne Podstawki pod kolumny: ACOUSTIC REVIVE (custom)Stolik: FINITE ELEMENTE Pagode Edition |OPIS| Platformy antywibracyjne: ACOUSTIC REVIVE RAF-48H |TEST| Nóżki pod przedwzmacniaczem: FRANC AUDIO ACCESSORIES Ceramic Classic |ARTYKUŁ| Nóżki pod testowanymi urządzeniami: |
|
Analog Przedwzmacniacz gramofonowy: Wkładki gramofonowe:
Docisk do płyty: PATHE WINGS Titanium PW-Ti 770 | Limited Edition Mata:
|
|
Słuchawki Wzmacniacz słuchawkowy: AYON AUDIO HA-3 |TEST|Słuchawki:
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity