pl | en

KRAKOWSKIE TOWARZYSTWO SONICZNE

Spotkanie #123:

DIRK RAEKE w Krakowie | Transrotor Alto TMD

Czyli płyty winylowe w czasach cyfry.

Porównujemy winylowe oryginały z cyfrowymi reedycjami, cyfrowe reedycje z reedycjami analogowymi i dyskutujemy o tym, co jest w tym wszystkim najważniejsze.

POLSKA/Kraków



| WINYL – TAKIE DZIWNE COŚ

aśma | Trochę to namolne, nieco nachalne, ale nic nie mogę na to poradzić, chcę być wobec państwa i siebie uczciwy. Od wielu lat staram się mianowicie pokazywać świat winylu od innej strony niż się przyjęło o nim mówić. Już, o ile mnie pamięć nie myli, kilkanaście lat temu pisałem o tym, że słowo „analog” nie jest równoznaczne z „winylem”. Poszedłem nawet dalej i powiedziałem coś, co sprowokowało małą lawinę maili – nawet nie hejterskich, takie w mojej karierze zdarzyły się dwa, może trzy, ale maili które można by nazwać „zdumieniowymi”. Można było z nich wyczytać sporo troski o mnie, żadnej agresji, ale ich przekaz był jasny i dałoby się go streścić w jednym pytaniu: „czy panu rozum odjęło?”

A to wszystko po kilku tekstach, w których napisałem, że winyl ma się nijak do analogowej taśmy „master” i mówienie o nim jak o ultymatywnym źródle sygnału jest błędem. I co? – Dzisiaj już chyba wiadomo, co miałem na myśli: winyl jest tylko jedną z możliwych interpretacji nagrania „master”. Często znakomitą, ale nie jedyną, a na pewno nie taką, która ma monopol na prawdę. Myślę, że wszyscy uczestnicy warsztatów, które (wraz z Adamem Czerwińskim) przygotowałem z okazji 15-lecia „High Fidelity”, a które miały miejsce w czasie wystawy Audio Video Show 2019, są już o tym przekonani.

Winyl | To była jednak, tak się składa, ta prostsza część historii. Znacznie trudniejsza jest bowiem relacja cyfra-analog, właśnie w kontekście winylu. Rzecz bowiem w tym, że dzisiaj „winyl” może znaczyć wszystko. Sygnał dla niego może pochodzić ze szpulowej taśmy analogowej, taśmy magnetofonowej, płyty CD, pliku hi-res, a nawet plików mp3.

Wydawcy nie informują o tym klientów, a powinni, ponieważ informacja, że to „remaster wykonany z taśm analogowych” jest tylko w połowie prawdziwa. To niedopowiedzenie „znaczące” – sugeruje on bowiem, że to remaster w pełni analogowy, a przecież wiemy, że w niemal 99% przypadków tak nie jest. W takim przypadku źródłem rzeczywiście jest analogowa taśma „master”, ale sygnał jest cyfryzowany i nowy master wykonany jest w domenie cyfrowej i płyta nacięta jest z plików wysokiej rozdzielczości.

I teraz – nie bardzo mi to przeszkadza. To jest bowiem tak, że jeśli taśma-matka jest w dobrym stanie, jeśli tor masteringowy jest wysokiej próby, jeśli człowiek, który wykonuje nowy master jest mistrzem w tym, co robi i jeśli nowe matryce zostaną nacięte bezpośrednio z takiej taśmy, wówczas efekt jest szokująco dobry. Takie nagrania przygotowują firmy The Electric Recording Co., Analogue Productions, Mobile Fidelity Sound Lab., Oiginal Recording Group, Pure Pleasure Records Ltd., Speakers Corner Records, żeby pozostać przy tych najbardziej znanych.

To, co proponują to jednak promil promila reedycji, które się ukazują. Reszta to rzeczy – nie zawsze, ale z zasady – słabsze. Co więcej, duża część nagrań analogowych po prostu przestaje istnieć, ponieważ większość taśm nie była przechowywana w odpowiednich warunkach, a jeszcze inne były wadliwe od samego początku.

Do tego dochodzi problem współczesnych rejestracji – niemal wszystkie to nagrania cyfrowe. I nic z tym nie zrobimy. Dlatego też tak ważne wydało mi się, aby pokazać państwu, jak można wykonać dobry remaster cyfrowy, od czego zależy powodzenie takiej „operacji” i jakie mogą być efekty zaniechań. Bo – i w ten okrężny sposób dochodzimy do tego, co chcę powiedzieć – ważne jest, aby nie negować cyfry, a się z nią zaprzyjaźnić. Chcąc nie chcąc musimy bowiem znaleźć takie rozwiązania, które będą dla nas satysfakcjonujące.

| ANALOG vs CYFRA

Chcąc pokazać, co jest współcześnie możliwe i czym różni się analogowy oryginał od cyfrowej reedycji, ale i analogowy remaster od remasteru cyfrowego, przygotowałem spotkanie Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego poświęcone temu zagadnieniu (poniżej sprawozdanie). A później, w czasie – już wspomnianej – wystawy Audio Video Show 2019 spotkałem się z państwem, aby doprecyzować nasze spostrzeżenia. Wnioski z obydwu spotkań okazały się zaskakująco zgodne. Nie były identyczne (o czym pod koniec), ale spójne.

Żeby porównanie miało dodatkowy wymiar, zaprosiłem na nie Dirka Räke, naszego przyjaciela, członka KTS-u od wielu lat, który wysłuchał porównań, ale przede wszystkim opowiedział o gramofonie Transrotor Alto TMD, najnowszym projekcie swojego taty, Johena Räke. To nowy nabytek gospodarza spotkania, Tomka.

Odsłuch podzieliłem na dwie części, z krótkimi wprowadzeniami i uzupełnieniami. W pierwszej części posłuchaliśmy oryginalnych wydań, naciętych z analogowych taśm-matek i porównaliśmy je ze współczesnymi remasterami cyfrowymi. W części drugiej posłuchaliśmy współczesnych remasterów tych samych tytułów – analogowych i cyfrowych. Pomiędzy nimi zaprezentowałem najlepsze przykłady nagrań cyfrowych.

ODSŁUCH

PERSONEL: Dirk |Transrotor|, Janusz |KTS|, Jarek Waszczyszyn |Ancient Audio|, Julian, Krzysiek, Marcin |KTS|, Robert, Robert Szklarz |Nautilus|, Rysiek B. |KTS|, Tomek |KTS|, Wiciu |KTS|, Wojciech Pacuła |HF|

MUZYKA

| PRELUDIUM
|A| Clifford Jordan, Hello, Hank Jones, EastWorld EWLF-98003, „Soundphile Series”, Direct Cut LP (1978)

| CZĘŚĆ I
|A| Jean-Michel Jarre, OXYGENE, Les Disques Motors 2933207, LP (1976)
|D| Jean-Michel Jarre, OXYGENE, Les Disques Motors | Sony Music | BMG ‎88843024681, 180 g LP (1976/2015)
|A| Kraftwerk, AUTOBAHN, Philips 6305 231, LP (1974)
|D| Kraftwerk, AUTOBAHN, King Klang Produkt/EMI, STUMM 303, Digital Master, 180 g LP (1974/2009); recenzja TUTAJ
|A| Extra Ball, Bitrthday, Polskie Nagrania „Muza” SX 1414, „Polish Jazz” | Vol. 48, LP (1976)
|D| Extra Ball, Bitrthday, Polskie Nagrania „Muza”/Warner Music Poland 08256 64885 3 7, „Polish Jazz” | Vol. 48, LP (1976/2016)
|A| Dire Straits, Brothers in Arms, Vertigo/Opus 9313 1914, LP (1985/1988)
|D| Dire Straits, Brothers in Arms, Vertigo/Mobile Fidelity Sound Lab MFSL-2-441, „Special Limited Edition | No. 3000”, 45 RPM, 2 x 180 g LP (1985/2014)
|D| Dire Straits, Brothers in Arms, Vertigo 3752907, „Back To Black”, 2 x 180 g LP (1985/2014)

| INTERLUDIUM CYFROWE
|D|A|A | Zakir Hussain, Making Music, ECM Records ECM 1349, LP (1987)
|D|D|A | Kankawa, Organist, T-TOC Records UMVD-0001-0004, "Ultimate Master Vinyl", 4 x 45 rpm 180 g LP + CD-RIIα + 24/192 WAV (2010); recenzja TUTAJ.
|D|D|A (DSD)| The Bassface Swing Trio, Tribute to Cole Porter, Stockfisch SFR 357.8056.1, „Limited Edition | Promo”, 180 g LP + SACD/CD (2008), recenzja TUTAJ

| CZĘŚĆ II
|A| Miles Davis, Kind of Blue, Columbia | Sony Music Entertainment/Mobile Fidelity MFSL 2-45011, „Special Limited Edition | No. 05371”, 45 RPM, 2 x 180 g LP (1959/2015)
|D| Miles Davis, Kind of Blue, Columbia | Sony BMG Music Entertainment, „50th Anniversary Collector’s Edition”, 180 g Blue Wax LP (1959/2008)
|A| John Coltrane, Blue Train, Blue Note/Analogue Productions AP 81577, „The Blue Note Reissues | 45 RPM”, „Limited Edition | # 2365, 180 g LP (1957/2008)
|D| John Coltrane, Blue Train, Blue Note | Universal Music Group International 0602537714100, „Blue Note Records | 75th Anniversary Vinyl Initiative”, 180 g LP (1957/2014)
|A| Breakout, Blues, Polskie Nagrania „Muza”/Polskie Nagrania SXL 0721/2007, LP (1971/2007)
|D| Breakout, Blues, Polskie Nagrania „Muza”/Polskie Nagrania 5907783487217, 180 g LP (1971/2013)
|A| Kate Bush, Hounds of Love, EMI/ Audio Fidelity AFZLP 087, Grey Marbled,180 g LP (1985/2010)
|D| Kate Bush, Hounds of Love, EMI/Fish People 0190295593865, 180 g LP (1985/2018)

CZĘŚĆ I | Oryginał vs cyfrowy remaster

|1| Jean-Michel Jarre, OXYGENE

Janusz |KTS| Dla mnie sprawa jest jasna – pierwsze to było prawdziwe NAGRANIE, drugie to był jakiś koszmar. To było granie stłamszone, zduszone, martwe. Nie mam słów. Czegoś takiego w życiu nie słyszałem! Oryginał zagrał, w porównaniu z remasterem, po prostu pięknie, a to…

Robert Szklarz |Nautilus| Mam wyjątkową przyjemność zgodzić się z Januszem, co nam się nie zdarza często. To była różnica klasy, może nawet kilku. Remaster był matowy, płaski, nudny. Uważam, że posiadacz tej wersji płyty Jarre’a od razu powinien ją sprzedać i o niej zapomnieć.

Janusz |KTS| Nie, nie – nie sprzedać, tylko spalić, żeby komuś krzywdy nie zrobiła.

Jarek Waszczyszyn |Ancient Audio| Ktoś mi mówił, że źle sobie dzisiaj usiadłem i że nie będzie tu nic słychać. Ale jestem tu już któryś raz i, szczerze mówiąc, nie przeszkadza mi to. I siedząc w tym trzecim, najgorszym rzędzie, słuchając oryginału Oxygene miałem przed sobą piękno i fenomen muzyki elektronicznej. To sztucznie tworzone dźwięki, które kreują wymyślony świat – i ten właśnie świat z oryginałem wypełniał cały pokój. wersja cyfrowa była nie do słuchania – martwa, nudna, bez sensu.

Julian |KTS| Dla kontrastu postaram się powiedzieć o remasterze coś dobrego. Pozytywna rzecz, którą mogę o nim powiedzieć to, że ten, kto robił ten remaster próbował dodać do nagrania trochę powietrza, trochę przestrzeni.

Dirk |Transrotor| To, co usłyszeliśmy było klasyczne dla remasterów. Nowa wersja była mniej dynamiczna, mniej różnicowana barwowo. Z drugiej strony bas był nieco bardziej przyjemny i przy słuchaniu „przy okazji” może to być przyjemniejsze. Ale separacja instrumentów była znacznie gorsza, co było słychać przede wszystkim w przypadku elektronicznej perkusji. Pozytywem remasteru byłaby więc bardziej uładzona prezentacja, dla wielu słuchaczy to może być pozytyw, bo jest ona łatwiejsza do słuchania, jest po prostu przyjemniejsza.

Wojciech Pacuła |HF| Mam dodatkowe pytanie – kupując oryginalną płytę, nawet w dobrym stanie, będzie ona trochę trzeszczała – przynajmniej jeśli chodzi o tego typu muzykę. Czy komuś to przeszkadzało? Bo, dla kontrastu, remaster właściwie w ogóle nie trzeszczał. Wybierając trzeszczący, ale znacznie lepiej brzmiący oryginał i „cichy” remaster, to co byście wybrali?

Janusz | Mnie trzaski bardzo przeszkadzają. Pierwsze to „patelnia”, ale słychać rzeczywistą muzykę. I jeśli miałbym się na coś decydować, to wybrałbym ją.

Wojciech Pacuła | Głosujemy… Widzę, że wszyscy wybierają oryginał, mimo wszystko.

Robert Szklarz |Nautilus| Niestety większość płyt z rynku wtórnego, które w Polsce uchodzą za „Mint” lub „Near Mint” są znacznie gorszej jakości. I to może być problem. Większość płyt z Japonii to niemal nowe krążki.

|2| Kraftwerk, AUTOBAHN

Janusz | teraz jest zdecydowanie lepiej niż przy Oxygene. Różnica była tu mniejsza, ale ponownie muszę powiedzieć, że pierwsza wersja jest znacznie lepsza i nie ma o czym dyskutować. Te elementy, które występowały przed muzyką, czyli wszystkie efekty, wyszły na remasterze znacznie jaśniej i były „cieńsze” niż na płycie oryginalnej. Przy muzyce różnice nie były już tak wyraźne, chociaż cyfrowy remaster – a właściwie remiks, bo to nowy miks – był jaśniejszy. Zdecydowanie lepiej słuchało się oryginału, ale ten remaster można już określić jako coś dobrego.

Krzysztof | Właściwie zgadzam się z Januszem, ale trzeba wziąć pod uwagę, że w tym przypadku mieliśmy do czynienia z remiksem, co daje większe możliwości kreacji dźwięku. Relacje pomiędzy brzmieniem poszczególnych instrumentów muzycznych rozkładały się więc inaczej niż w oryginale. Nawet silnik na początku brzmiał inaczej… I być może dlatego nowa wersja Autobahn brzmiała lepiej niż remaster Oxygene. W tym przypadku nowej wersji dało się to słuchać, a wcześniej trzeba było nową płytę szybko wyrzucić.

Robert | Ja widzę to trochę inaczej. Skoro muzyk zaakceptował nową wersję, to powinniśmy się zgodzić z jego spojrzeniem na muzykę tu i teraz. Być może jego pomysł na muzykę ewoluuje i jeśli słyszymy cos inaczej, to słyszymy zgodnie z wolą artysty, twórcy. Natomiast, czy mnie się podoba jedno, czy drugie, to sprawa drugorzędna – dopuszczam, że nowe wersje zaakceptowane przez muzyków wchodzą do obiegu na tych samych zasadach, co oryginały.

Rysiek B. | Zgadzam się z Januszem, ale powiem to mocniej: nie chciałbym mieć u siebie tej drugiej wersji.

Jarek Waszczyszyn | Generalnie zgadzam się z chłopakami, ale chciałbym dodać jeszcze jedną rzecz. Nasze dyskusje „cyfra vs analog” możemy odnieść do muzyki elektronicznej – stary Moog kosztował fortunę, a jego nową wersję można kupić za 4000 dolarów. Podobnie jest z tymi płytami – na oryginale słychać, dlaczego ludzie tyle płacą za tego „rzęcha”, którego trzeba ciągle naprawiać i kalibrować.

Dirk | Widzę, że Niemiec po prostu musi zająć jakieś stanowisko – to ostatecznie Kraftwerk :) Nie zrozumiałem, co mówili moi poprzednicy, ale mnie nowa wersja podobała się bardziej.

A to dlatego, że wszystko jest na niej wyraźniej definiowane, jest czystsze. generowany przez syntezatory bas był w remasterze wyraźniejszy, lepszy po prostu. Jeśli myślimy o Kraftwerku jako o jednym z pierwszych zespołów techno, to ma to sens, żeby płyta brzmiało bardziej jak na tej drugiej, nowej wersji, żeby brzmiała bardziej nowocześnie. Jeśli jednak widzimy ten zespół jako coś z „tamtych” czasów, to oryginał będzie lepszy.

Tomek | Remaster Jarre’a był straszny, bardzo źle mi się go słuchało, z kolei Kraftwerk był dla mnie „słuchalny”. Ostatecznie wolałbym oryginalną wersję, ale ten remaster miał wiele zalet. Był ciemniejszy, bas był zdecydowanie lepiej wyważony i w ogóle to było bardziej zrównoważone brzmienie. Podobało mi się to. Teraz kupuje zdecydowanie więcej reedycji i remasterów niż oryginałów. Cieszy mnie to, że idziemy w dobrą stronę :)

|3| Extra Ball, BITRTHDAY, „Polish Jazz” | Vol. 48

Janusz | Powtarza się ten sam motyw – odnoszę wrażenie, jakby wypełnienie w remasterze było obcięte. Tu też jest gorzej z remasterem niż z oryginałem, nie tak źle, jak za pierwszym razem, z muzyką Jarre’a, ale po raz trzeci słyszę to samo: remaster jest jaśniejszy, a jego dźwięk jest mniej nasycony. To chudszy dźwięk, przez co jest mniej naturalny. W ogóle dziwię się, że czegoś takiego, jak te remastery można słuchać.

Wiciu | Zdecydowanie wolę brzmienie oryginału, ponieważ jest bardziej naturalne. Remaster pokazuje większą przestrzeń, ale jednocześnie to brzmienie zostało „wypatroszone” z czegoś takiego, co można by nazwać autentyzmem. To nie brzmi już tak dobrze.

Dirk | Bardziej podobała mi się pierwsza wersja, czyli oryginał. Nikogo to chyba nie dziwi… Remaster był, to oczywiste, zbyt mocno skompresowany. Wydaje mi się, że równowaga, którą uzyskuje się zwykle przy miksie, była w remasterze nieco dziwna, bo bas był w oryginale mocny, a w remasterze wszystko „siadło”, tak więc i bas się trochę schował. Dźwięk oryginału był też o wiele czystszy.

Rysiek B. | Nie widzę różnic między tymi płytami, jeśli chodzi o holografię, dynamikę, organizację sceny. Jest za to jedna, zasadnicza różnica, która dyskredytuje tę drugą płytę, mianowicie spektrum barw. Druga, czyli nowa, wersja jest monochromatyczna. Tam się niewiele dzieje w dziedzinie barwy. Ale do innych rzeczy nie mam zastrzeżeń.

Jarek Waszczyszyn | Mam ciekawe spostrzeżenie – pierwszy utwór z tej płyty podobał mi się bardziej z remasteru. Już chciałem powiedzieć, że „wreszcie”, ale Tomek puścił zaraz drugi kawałek, bardzo gęsty i na remasterze skończyło się to jakąś porażką.

Krzysiek | Przetestowałem to już na wielu płytach z serii „Polish Jazz” i zauważyłem dziwną prawidłowość – wersje CD brzmią bardzo dobrze, a winyle są słabe. Mam wrażenie, że master przygotowany był pod kątem edycji cyfrowych, a winyl jest czymś dodatkowym. A przecież wymaga on zupełnie innych działań, innego podejścia. Remastery winylowe tej serii brzmią głucho, nieciekawie.

|4| Dire Straits, BROTHERS IN ARMS

Tomek | Chciałbym powiedzieć, że remaster Mobile Fidelity miażdży tutaj wszystko, cokolwiek byśmy nie puścili. Ale nie dziwi mnie to – słuchałem tutaj wielu różnych wydań tej płyty i tylko plik DSD zbliżył się trochę do remasteru Mobile Fidelity. Brzmi on dla mnie fantastycznie, bo bas jest tak wyważony, tak kontrolowany, zero cyfrowości. To jeden z najlepszych dźwiękowo winyli, jaki mam. Jeżeli chodzi o poprzednie wersje, to – o dziwo – wersja z serii „Back on Black” podobała mi się bardziej niż tłoczenie z Czech.

Julian | Nie chcę zabrzmieć kontrowersyjnie, ale mam inne zdanie. Mnie najbardziej podobała mi się wersja „Back to Black”, mimo że nie cenię tej serii. Mobile Fidelity rzeczywiście robi duże wrażenie, ale wydaje mi się, że ten bas jest na nim przerysowany. Nie był taki na oryginalnym nagraniu i nie brzmi też tak, jak na kopii analogowej taśmy produkcyjnej (master), którą mam. Na taśmie nie ma aż takiego basu. Dlatego wydaje mi się, że ten remaster Mobile Fidelity jest trochę podkolorowany, jest „za dobry”.

Rysiek B. | Dla mnie Mobile Fidelity nie jest „za dobry”, bo ilość basu jest lekko przeciągnięta. O dziwo, dwie pierwsze wersje zbliżyły się do siebie i była tu najmniejsza różnica pomiędzy analogową wersją z Czech i cyfrowym remasterem z serii „Back to Black”. I to on mi się podobał najbardziej.

Robert | Po raz pierwszy w tym wieczorze mieliśmy wersję 45 rpm, a one – generalnie – oferują bardziej dociążony bas. Podają też nieco podkręconą dynamikę, więc to nie jest nietypowa sytuacja. Ale i tak najbardziej podoba mi się wersja Mobile Fidelity.

Krzysiek | Mnie też najbardziej podoba się Mobile, ale mimo że lubię bas, to jest on w tej wersji trochę za dużo. Ale, tak generalnie, przestrzeń była znacznie lepsza. Wydanie Opusu było całkiem przyzwoite, miał basu trochę mniej, ale całkiem dobrze się tego słuchało. Zresztą – wszystkie trzy wersje brzmiały dobrze, nie trzeba ich wyrzucać do kosza. Z mojej perspektywy po raz pierwszy można słuchać wszystkich wersji.

Dirk | To trudny przypadek. Jeśli się nie mylę, to była jedna z pierwszych płyt muzyki popularnej nagrana w pełni cyfrowo. Ważne jest więc, jakie przetworniki zastosowano przy miksie itp. Dlatego każda z tych wersji ma zalety i wady. Wersja Opusu była całkiem przyjemna, chociaż słabo było na niej słychać wokal. W drugiej wersji było wszystkiego trochę za dużo, na przykład wysokie tony były trochę zbyt mocno podkreślone. W wersji Mobile było trochę za dużo basu.

Marcin |KTS| Muszę przyznać, że w przeciwieństwie do tego, co słyszeliśmy wcześniej, w tym przypadku różnice były najmniejsze. Ale i tak – wersja Mobile Fidelity, jak dla mnie, była bezkonkurencyjna. Z tłoczeniami „Back to Black” jest niesłychanie różnie. Miałem taką przygodę, że kiedy kupiłem tę płytę musiałem ją oddać, bo jeden utwór był zarysowany jakimś paprochem. Wymienili mi ją bez problemu, ale nie był to bezproblemowy zakup.

CZĘŚĆ II | remaster analogowy vs remaster cyfrowy

|1/2| Miles Davis, KIND OF BLUE • John Coltrane, BLUE TRAIN

Dirk | To nie będzie zaskakujące, ale w obydwu przypadkach bardziej podobała mi się druga wersja, czyli remaster analogowy. Nie brzmi to dokładnie tak, jak oryginały z lat 50., bo remastery tego typu są trochę „podkręcone”, mają trochę więcej góry, są trochę bardziej dynamiczne, ale te – w obydwu przypadkach – bardzo mi się podobały. Były bardziej „żywe” niż remastery cyfrowe. Kiedy je puszczałeś, nie wiedziałem, która wersja jest „analogowa”, a która „cyfrowa”. Ale od razu wiedziałem, że podobają mi się drugie wersje, jak się okazuje – „analogowe”.

Wiciu | Wydaje mi się, że przy cyfrowej reedycji płyty Blue Train lepsza była perkusja, miała lepiej akcentowany rytm. Na wersji analogowej mi się niezbyt podobała. Natomiast instrumenty dęte grające unisono zdecydowanie lepiej zagrały w wersji „analogowej”.

Rysiek B. | W ślepym teście nie byłbym w stanie rozróżnić tych wersji, to znaczy nie umiałbym powiedzieć, która jest która.

Janusz | No nie, ja nie mogę…

Wojciech Pacuła | Wreszcie się nie zgadzacie.

Janusz | Dramat, jak tak można mówić!

Rysiek B. | Jest natomiast jedna rzecz, która mi się tutaj wybiła, w wersji Mobile Fidelity Kind of Blue, a mianowicie talerze i ich przestrzeń – z tą wersją wszystko nabrało trójwymiarowości. Natomiast reszta – po równo… Przestrzeń, oddech, wrażenie uczestnictwa w wydarzeniu – to wszystko w wersji analogowej było lepsze. Tak więc – pół na pół. Ale powiem jeszcze słowo o Garbarku i ECM-ie: po prostu wspaniałe granie! Przepiękne granie, mimo że to rejestracja cyfrowa… Równie zaskoczony byłem płytą Kankawa, zagrało to wybitnie.

Robert | Znam te płyty i powiem to samo: tłoczenia na 45 rpm mają handicap, który dodaje im dynamiki, precyzji, mają też niższy szum, mam wrażenie, że to gra wyraźnie lepiej. I to jest chyba współczesna droga dla remasterów. I to jednak musi być remaster analogowy, bo to jest chyba przyszłość, przynajmniej, kiedy mówimy o starym jazzie i high-endzie. I słowo o ECM-ie – to jedna z piękniejszych kart jazzu. To wytwórnia, która do tego dobrze tłoczyła winyle.

Krzysiek | Zwróciłbym uwagę na jedną rzecz – wersje cyfrowe traktujemy po macoszemu. A przecież gdyby je dobrze przygotować, to brzmią bardzo dobrze. Mimo to, niestety, kiedy płyty są zremasterowane cyfrowo, to znika z nich najczęściej główny element przekazu – muzyka. Ale, jeśli mamy nagrania cyfrowe, jak Garbarka i Kankawę, to słucha się tego bardzo dobrze. Stare powinno więc pozostać analogowe, najlepiej 45 rpm, a nowe może być cyfrowe, byle by to było dobrze zrobione.

Jarek | Kolejny raz remaster Mobile Fidelity wyróżnia się. Mimo że ich ingerencja w materiał jest dość spora.

Janusz | Chciałbym się skupić na Kind of Blue. Wersja Mobile Fidelity jest bezkonkurencyjna. Wersja na 50-lecie była przyciemniona, stłamszona, nieporozumienie.

|3| Kate Bush, HOUNDS OF LOVE

Janusz | Po raz pierwszy usłyszałem tak kolosalną różnicę pomiędzy dwoma wersjami. Wersja analogowa poszła ze sceną daleko w głąb, było niżej, ciemniej i to zdecydowanie. Aż mnie coś trzepnęło – wszystko było, powtórzę to, niżej, ciemniej, głębiej. Wersja cyfrowa była bardzo dobra, niczego jej nie brakowało, do momentu, kiedy usłyszałem wersję „analogową”.

Wiciu | Mnie bardziej podobała się wersja „cyfrowa”. Wszystko było z nią wyraźniejsze, dokładniejsze. To prawda, co mówi Janusz, remaster analogowy jest bardziej „w głąb”, ale bardziej sugestywny był dla mnie remaster cyfrowy. Głos był z nim wyraźniejszy i dokładniejszy.

Dirk | Nie mam faworyta. Remaster analogowy był bardziej zdystansowany, oddalony od nas, ale nie potrafię powiedzieć, co było lepsze. Różnice nie były tak duże, jak przy okazji remasterów jazzowych.

Julian | Powiem szczerze, że żadna z tych płyt mnie nie powaliła na kolana. Chyba trochę dynamiki na nich brakowało. Ale trudno by mi się było zdecydować. Wybrałbym pewnie do słuchania remaster cyfrowy, bo wokal mi się z nim podobał bardziej.

Rysiek B. | Mnie zdecydowanie bardziej podobała mi się wersja pierwsza, to jest remaster cyfrowy. W remasterze analogowym dźwięk był płaski w poziomie. Scena była głęboka, ale przestrzeń tego pokoju nie została wypełniona i to pierwszy raz się wydarzyło tego wieczoru. Zdziwiony jestem, że tak renomowana wytwórnia, jak Audio Fidelity, zrobiła coś takiego.

Krzysztof | Dodam tylko, że żadna z tych wersji mi się nie podobała, a jestem do tej płyty bardzo przywiązany. Bardziej mi się to podobało u mnie na CD. Analogowy remaster był spokojniejszy, ale żadnej wersji nie chciałbym słuchać.

Jarek | Ta płyta jest dobrym przykładem na to, jak tragiczny może być dźwięk z płyty winylowej. Jeślibym nie słyszał innych płyt, a posłuchał którąś z nich, to powiedziałbym: żegnaj winylu! Brak mi słów.

| PODSUMOWANIE

Jak podsumować tak rozstrzelone opinie? Wydawałoby się to niemożliwe, ale… Ale widzę pewien wzór, który można zobaczyć, jeśli się było zarówno na wieczornym spotkaniu Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego, jak i na warsztatach w czasie wystawy Audio Video Show 2019 i którego elementy były wyrażane co jakiś czas wprost.

W przypadku starych nagrań jazzowych i muzyki klasycznej, powiedzmy do połowy lat 60. XX wieku, w większości wypadków najlepiej wypadają oryginały. Ale jest też wiele reedycji, które są nie tylko równie dobre, a czasem wręcz lepsze. W tym przypadku płyty powinny być remasterowane analogowo, z taśmy „master”, i tłoczone na winylu 200 g. Od siebie dodam, że ideałem byłyby płyty jednostronne i bez żadnych barwników. Nierozstrzygnięte pozostaje pytanie, czy powinny to być krążki 45 rpm. Z powyższej dyskusji jasno daje się wydłubać wniosek, że to wersje o lekko „podrasowanym” dźwięku. Jest on często bardziej efektowny niż oryginału, ale się przez to oddala od taśmy „master”.

Zupełnie inaczej jest z nowszymi płytami. Jeśli remaster w domenie cyfrowej wykonany jest z głową i sercem po właściwej stronie, dostajemy bardzo dobrą wersję, która jest często lepsza od oryginału. Musi to być jednak, powtórzę, wykonane specjalnie pod kątem wydania winylowego, a nie zwykła „zrzynka” z wersji powstałej na potrzeby CD. W tym przypadku waga 180 g powinna wystarczyć i prędkość 45 rpm nie ma zwykle już takiego znaczenia.

I jest jeszcze sprawa nagrań cyfrowych. Okazuje się, że cała dekada lat 70. i początek lat 80. wypada na płytach winylowych świetnie, mimo dość prymitywnych parametrów opisywanych długością słowa i częstotliwością próbkowania. Ale i współczesne nagrania tego typu, na przykład firmy ECM, są doskonałe. Od siebie dodam, że na gwiazdę studiów z tego okresu wyrastają cyfrowe rejestratory taśmowe firmy Mitsubushi. Trzeba się będzie temu problemowi bliżej przyjrzeć.

Nie jest więc wcale źle, a powiem wręcz widać przed nami drogę, która można w czasach cyfrowych iść naprzód, bez potrzeby dzielenia się na frakcje – „analogowców” i „cyfrowców”. Żeby się to jednak udało musi dojść do ścisłej współpracy wydawcy ze studiem remasteringowym i ludźmi mającymi w tym świecie rozeznanie – myślę o nas, audiofilach. Semper fidelis!

  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl