pl | en

Przedwzmacniacz gramofonowy MM | MC

Musical Fidelity
NU-VISTA VINYL

Producent: Musical Fidelity Limited
Cena (w czasie testu): 17 995 zł

Kontakt: Musical Fidelity Limited
24-26 Fulton Road Wembley
Middlesex HA9 0TF | United Kingdom


www.musicalfidelity.com

DESIGNED IN ENGLAND
MADE IN TAIWAN


Do testu dostarczyła firma: RAFKO


irmy MUSICAL FIDELITY nikomu specjalnie przedstawiać nie trzeba. Większość z Państwa zapewne zetknęła się z jej produktami, a przynajmniej z nazwą i opiniami o produktach, i to wiele razy. Ta brytyjska marka już za kilka lat obchodzić będzie bowiem 40-lecie istnienia, a jej założyciel. Anthony Michaelson to jedna z legend branży audio. To właśnie on i to już ponad 20 lat temu wpadł na pomysł, by w swoich urządzeniach wykorzystać nuwistory (ang. nuvistor). To miniaturowe, wyjątkowo trwałe wykonane z metalu i ceramiki lampy, stworzone przez firmę RCA w latach 50. XX wieku.

NUWISTOR – mikrominiaturowa próżniowa lampa elektronowa o cylindrycznym układzie elektrod, wykonana w całości z metalu i ceramiki. Charakteryzuje się m.in. niskimi szumami, niskim mikrofonowaniem, wytrzymałością mechaniczną, stabilnością temperaturową oraz wysoką niezawodnością. Zmniejszenie wymiarów oraz odległości między elektrodami umożliwiło użycie tych lamp w wyższych zakresach częstotliwości, rzędu kilkuset MHz. Nuwistory są zazwyczaj triodami lub tetrodami, stosuje się je głównie we wzmacniaczach i generatorach na częstotliwości VHF i UHF. Pierwszym nuwistorem wprowadzonym na rynek był 6CW4 amerykańskiej firmy RCA.

Źródło: wikipedia.org

Działo się to w czasie, gdy lampy elektronowe, do tego momentu podstawowy element urządzeń audio (i nie tylko, bo również w analogowych komputerach), zaczęły być stopniowo wypierane z wielu zastosowań przez tranzystory. RCA swój nowy produkt stosowała w telewizorach, ale trafiły one również do urządzeń audio, choćby marki Conrad-Johnson. Na dłuższą metę pomimo licznych zalet, wśród których najistotniejsze to: większa niezawodność, niższe mikrofonowanie, niższy pobór prądu, lepsze parametry i ich powtarzalność dla kolejnych sztuk, a także mniejsze wymiary i wyższa trwałość, nuwistory się jednak nie przyjęły.

Nie wszyscy jednakże zapomnieli o zaletach tych wyjątkowych lamp. To właśnie pan Michaelson uznał, że będą one idealnym rozwiązaniem dla jego topowych urządzeń. Stosował je w kilku swoich urządzeniach już pod koniec XX wieku, a te odniosły spory sukces. Problem jednakże polegał na tym, że lampy nuwistorowe nie są od wielu lat produkowane. Co prawda z ich dostępnością nie było większego problemu, ale projekt musiał zostać zarzucony z powodu braku... podstawek pod nie. Dlatego właśnie produkty z tymi elementami wzmacniającymi musiały zniknąć z oferty Musical Fidelity.

Na szczęście kilka lat temu Antony Michaelson „wynalazł” gdzieś pewną ich ilość i od razu postanowił, że powstanie nowa, topowa serii urządzeń korzystająca z zalet tych lamp, a ich opracowanie zlecił nowej generacji inżynierów zatrudnionych w jego firmie. Miałem ogromną przyjemność nieco dłużej obcować z oboma wzmacniaczami zintegrowanymi z nuwistorami na pokładzie, NuVistą-600 i Nu-Vistą-800, a także recenzować odtwarzacz NuVista CD Player.

Każde z tych spotkań potwierdzało, że nuwistory doskonale nadają się do stosowania w high-endowych urządzeniach. Gdy więc na spotkaniu organizowanym jakiś czas temu przez polskiego dystrybutora, firmę Rafko, usłyszałem nieco więcej o kolejnym produkcie z serii, przedwzmacniaczu gramofonowym NuVista Vinyl, jasne było, że (raczej) prędzej czy później będzie musiał trafić do recenzji. I oto jest.

Płyty użyte do odsłuchu (wybór):

  • Albert King with Stevie Ray Vaughan, In session, Electric Blues STX-7501-1, LP
  • Cannonball Adderly, Somethin' else, Classic Records BST 1595-45, LP
  • Dead Can Dance, Spiritchaser, 4AD/Mobile Fidelity MFSL 2-002, LP
  • Inga Rumpf, White horses, Edel Records 0208574CTT, „Triple A series”, LP
  • Jacintha, The best of, Groove Note GRV 1041-1, LP
  • Keith Jarret, The Koeln Concert, ECM 1064/65 ST, LP
  • Lou Donaldson, LD+3, Blue Note MMBST-84012, LP
  • Metallica, Metallica, Electra Records 511831-1, 4 x 180 g LP
  • Miles Davis, Kind of blue, Columbia, CS 8163, LP
  • Możdżer Danielsson Fresco, The Time, outside music OM LP002, LP
  • Muddy Waters, Folk Singer, Mobile Fidelity MFSL-1-201, LP
  • Paco Pena & His Group, Flamenco puro „Live”, DECCA PSF 4237, „Phase 4 Stereo” LP
  • Patricia Barber, Companion, Premonition/Mobile Fidelity MFSL 2-45003, 180 g LP
  • Rodrigo y Gabriela, 11:11, Music on Winyl MOVLP924, LP
  • The Ray Brown Trio, Soular energy, Pure Audiophile PA-002 (2), LP
  • Tsuyoshi Yamamoto Trio, Midnight sugar, TBM/CISCO TBM-23-45, LP
  • Vivaldi, Le Quatro Stagioni, Divox/Cisco CLP7057, LP

Japońskie wersje płyt dostępne na

| Sprawa wygrzewania

Przedwzmacniacz Nu-Vista Vinyl gościł u mnie dobrych kilka tygodni. Przede wszystkim dlatego, że otrzymałem kompletnie nowy egzemplarz tego urządzenia. Wspominałem już, że recenzowałem obie integry z tej serii, a także odtwarzacz CD i każde z tych urządzeń wymagało dość długiego czasu wygrzewania, żeby pokazać optimum swoich możliwości. Problem z przedwzmacniaczem polega na tym, że jego wygrzewanie wymaga nie tylko czasu, ale i zaangażowania użytkownika.

Nie da się tu puścić płyty winylowej w pętli, czy radia jako źródła sygnału i zostawić tak na kilka dni. Gwoli ścisłości – jeśli wygrzewacie jakieś urządzenie, to zasadniczo nie powinno to polegać na kilku dniach grania bez przerwy – przerwy są niezbędnym elementem procesu wygrzewania. Wygrzewanie przedwzmacniacza gramofonowego wymaga podawania mu sygnału, a więc odtwarzania płyt winylowych. To wiąże się ze zużywaniem igły we wkładce i samych płyt, plus żmudnymi zmianami tych ostatnich – słowem: TRWA.

Recenzując produktów dla różnych magazynów po prostu nie mam na to za bardzo czasu. Proces postępował więc wolno, a w jego czasie trochę oszukiwałem wykorzystując m.in. zupełnie nową wkładkę, która również trafiła do testu, a by przyspieszyć (jej) wygrzewanie specjalną, przeznaczoną do tego celu płytą przygotowaną przez Clearaudio. Jedną z metod wygrzewania jest oczywiście po prostu słuchanie muzyki, tyle że niewygrzana Nu-Vista nie za bardzo do tego zachęcała.

Piszę o tym dlatego, że może się zdarzyć, iż pożyczycie to urządzenie od dystrybutora na odsłuch, będzie ono zapewne dobrze wygrzane, a potem zdecydujecie się je zamówić. Szczęśliwi podłączycie nowe urządzenie i... to nie będzie TO. Żeby więc zapobiec rozczarowaniu pamiętajcie, że Nu-Visty wymagają cierpliwości – z tym trzeba się po prostu pogodzić. Ale za to, oceniając na razie po wzmacniaczach i odtwarzaczu CD, potrafią się pięknie za ową cierpliwość odpłacić.

| Dobór wkładki

Dzięki temu, że przedwzmacniacz gramofonowy Musicala był u mnie tak długo miałem okazję posłuchać go z kilkoma gramofonami i wkładkami, w tym jedną MM (Clearaudio Virtuoso V. 2), genialną Kondo IO-M, Ortofon MC Quintet Bronze i oczywiście moim znakomitym Air Tight PC-3. Pośród nich najlepszym partnerem Musicala, na moje ucho, okazał się Ortofon. Nu-Vista nie ma po prostu wystarczającego wzmocnienia dla Kondo (bardzo niski sygnał i impedancja), a i Air Tight potrafi zagrać jeszcze lepiej z topowymi, wielokrotnie droższymi przedwzmacniaczami, choć i z odtwarzaczem pana Michaelsona pokazał część swoich wielkich możliwości.

Wydaje się, że dla NuVisty najlepszym partnerem byłaby wkładka z przedziału cenowego gdzieś między Ortofonem a Air Tightem, ale takowej pod ręką nie miałem (szkoda, że Goldring Ethos do kolejnego testu dotarł dopiero po zakończeniu odsłuchów do tego). Opis będzie łączył wrażenia z odsłuchu z trzema z wymienionych wkładek, poza Kondo, bez specjalnego rozbijania wrażeń na poszczególne sesje odsłuchowe, bo w końcu nie chodzi o konkretną rekomendację dla tego urządzenia, ale raczej o to, jak dobrze ono gra i na ile jest uniwersalne.

| Gramy

Przyjdźmy do brzmienia. Po trzech doskonałych urządzeniach z lampami nuwistorowymi na pokładzie moje oczekiwania wobec czwartego były, siłą rzeczy, wysokie. I gdy już w końcu Nu-Vista Vinyl się wygrzał, nawet jeśli na początku odsłuchu jeszcze nie w 100%, bo w czasie testu następowała dalsza poprawa brzmienia, to... nie zawiódł tych oczekiwań. Nuwistory są lampami, acz innymi niż wszystkie. Są niewielkie, zbudowane z metalu i materiału ceramicznego, są trwalsze niż lampy elektronowe, a brzmieniowo lokują się gdzieś między tymi ostatnimi a tranzystorami.

W efekcie najbardziej ogólnie brzmienie testowanego przedwzmacniacza gramofonowego można scharakteryzować jako delikatnie ciepłe, gładkie, płynne i naturalne. Taki zestaw cech kojarzy się raczej z urządzeniami lampowymi, acz podobnie opisałbym... tranzystorowy przedwzmacniacz GrandiNote Celio mk IV, który posiadam. Oba natomiast brzmią odmiennie od – również mojego – ESE Lab Nibiru. Ten co prawda też jest tranzystorowy, ale pracuje w domenie prądowej i gra czysto, przejrzyście, bardzo precyzyjnie, będąc przy tym nadal wyjątkowo muzykalną i angażującą bestyjką.

Bardzo z Nu-Vistą i Ortofonem podobała mi się np. piękna płyta Przemysława Rudzia Music for stargazing, o której już wielokrotnie pisałem (i nadal polecam!). Musical osadził dźwięk dość nisko, dając odpowiednią masę niskim dźwiękom, ale jednocześnie pięknie odtworzył efekty przestrzenne, które budują nastrój tego krążka. Ostatecznie miała to być muzyczna ilustracja do atlasu gwiazd i gdy puści się ją wieczorem, przy zgaszonym świetle potrafi zabrać słuchacza w niesamowitą kosmiczną podróż.

Pomagają w tym dźwięki dobiegające z różnych strony, także w sekwencjach, które sprawiają, iż słuchacz czuje się jakby leciał wśród gwiazd. Wszystko to Vinyl oddał w przekonujący sposób, dobrze różnicując dźwięki, budując odpowiednią szerokość, głębokość, ale i wysokość sceny. To, swoją drogą, jest mocna strona tego urządzenia, jedna z jego „lampowych” cech, która potwierdzała się w każdym nagraniu, na którym dobrze uchwycono akustykę danego miejsca.

Choćby na koncercie Muddy Watersa z gościnnym występem Rolling Stonesów. Niewielki, zatłoczony klub z publicznością siedzącą dosłownie na wyciągnięcie ręki od muzyków. Niewielka scena, na której musiał się zmieścić nie tylko spory zespół towarzyszący mistrzowi, ale i wspomniani członkowie Stonesów. Odpowiednie odtworzenie tego nagrania wymaga od systemu współgrania wielu elementów.

Po pierwsze mówimy o bluesie (za sprawą Stonesów także rock'n'rollu). Dobry timing, tempo, rytm i „feeling” są więc obowiązkowe – w przypadku Musicala wypadły na piątkę. Po drugie, ponieważ to nagranie live, bez umiejętności oddania akustyki pomieszczenia, koncertowej atmosfery i żywiołowego udziału publiczności nie można się po prostu obejść, bez nich nie zabrzmi prawdziwie, przekonująco. I tak było, zapisuję więc kolejne plusy na koncie testowanej Nu-Visty.

No i w końcu mamy tu małą, chwilami piekielnie zatłoczoną scenę, pełną fantastycznych, popisujących się przed publicznością, ale i przed sobą nawzajem, muzyków. Niezbędne więc są takie elementy, jak: precyzja, dobra separacja i różnicowanie, by w prezentację nie wkradł się chaos, by dało się śledzić fantastyczną całość, ale gdy przyjdzie chęć również indywidualne popisy. Odhaczone, odhaczone i odhaczone – lista plusów rośnie w sporym tempie.

Kilka przedwzmacniaczy gramofonowych z najwyższej półki, choćby Tenor Phono 1, w zakresie różnicowania, budowania kolejnych, precyzyjniejszych, bardziej jeszcze wypełnionych informacjami planów przewyższa Nu-Vistę. Tylko za jakie pieniądze! Wspomniany ESE Lab Nibiru jest precyzyjniejszy, bardziej transparentny, jeszcze lepszy w zakresie różnicowania i separacji, ale nie ma za to tak wypełnionej, kolorowej, bogatej średnicy, albo jak to niektórzy ujmują: na kościach nie ma tyle mięsa co muzyka grana z Vinylem. Słowem – Musical doskonale się broni.

Na talerzu gramofonu wylądował też, zakupiony w czasie jedne z poprzednich edycji Audio Video Show, krążek znakomitego wiolonczelisty Vincenta Belangera i wokalistki Anne Bisson pt. Conversations. Tu Nu-Vista miała okazję popisać się przede wszystkim aksamitną, gęstą, kolorową, acz niepodbarwioną, płynną średnicą. Wokal został ustawiony na linii łączącej kolumny, bez żadnego wypychania do przodu, był jednak obecny, namacalny, po prostu prawdziwy.

Słyszałem występ Anne Bisson na żywo w Monachium i odsłuch tej płyty z Musicalem od razy przywołał to wspomnienie. Czy może być lepsza rekomendacja dla urządzenia odtwarzającego muzykę z jakiegokolwiek nośnika niż skojarzenie z koncertem, na którym się było? Moim zdaniem nie, ale to oczywiście moja opinia. Równie przekonująco, prawdziwie wypadały kolejne instrumenty – wiolonczela Vincenta, kontrabas, nawet fortepian, tak trudny do oddania w odpowiedniej skali i z odpowiednią masą i potęgą brzmienia.

Potwierdził to kolejny krążek z kapitalnym Oscarem Petersonem grającym na „Swoim ulubionym instrumencie” (My favourite instrument), z fortepianem w roli głównej, który już wręcz zmusił mnie do przeszukiwania kolekcji pod kątem solowych popisów na tym instrumencie. Już gdzieś ostatnio o tym pisałem – słowo ‘poprawność’ użyte w kontekście opisu brzmienia instrumentu odtworzonego przez dowolne urządzenie audio ma, zwłaszcza w języku polskim, dość pejoratywny wydźwięk. A przecież do tego właśnie większość konstruktorów dąży i tego my, miłośnicy muzycy powinniśmy oczekiwać, czy wręcz wymagać – żeby instrumenty i głosy brzmiały... poprawnie, tak jak słuchane na żywo. Albo tak podobnie, jak to w przypadku odtwarzania nagrania jest w ogóle możliwe.

Słowem „poprawność” brzmienia, w tym przypadku fortepianu, powinna być najwyższą pochwałą i za taką ją tu uznajmy. Po tym wyjaśnieniu pozwolę więc sobie jeszcze raz napisać, że na wszystkich kolejnych nagraniach – od wspomnianego Petersona, przez Jarretta, Yamamoto, po Ninę Simone i McCoya Tynera – fortepian brzmiał cudownie poprawnie. Lekko, w sensie lekkości grania a nie odchudzenia brzmienia, dźwięcznie, płynnie, z pełnymi, długimi wybrzmieniami, ze świetnie oddaną i różnicowaną barwą, ale gdy trzeba było, także potężnie i nisko. Jakby to nie zabrzmiało – chyba właśnie tego instrumentu słuchałem z NuVistą najczęściej, bo wyjątkowo mi z nim „leżał”, że tak powiem. A z faktu, iż to chyba najtrudniejszy instrument do odtworzenia w domowym systemie już sami wyciągnijcie wnioski.

Gdy przyszło do bardziej leżącej tranzystorom muzyki – dynamicznego rocka, hard rocka, czy wielkiej muzyki orkiestrowej – Vinyl pokazał się z niemal (niemal, bo jednak ten fortepian był po prostu wyjątkowy w jego wydaniu) tak samo dobrej strony. Bardzo dobry PRAT sprawiał, że bezwiednie wystukiwałem rytm kończynami, głowa się kiwała w rytm muzyki, a sąsiedzi byli po prostu biedni, bo poziom głośności we wzmacniaczu Shinai ustawiałem zdecydowanie wyżej niż zwykle.

Musical nie reprodukuje tak doskonale definiowanego, aż tak zwartego basu jak choćby wspominany Nibiru, czy tym bardziej Tenor. Stawia bardziej na wypełnienie, potęgę i niskie zejście, ale z lekkim zaokrągleniem, czy zmiękczeniem ataku. Pewnie w przypadku jakiegoś szybkiego trashu byłby to powód do czepiania się, ale w rocku, a nawet jego cięższej odmianie, tak naprawdę jest to raczej zaleta niż wada. To nie są doskonałe nagrania i takie właśnie delikatne zmiękczenie ataku niweluje sztuczne utwardzenie, które w wielu nagraniach występuje, a które sprawia, że uderzenia pałeczki w bęben, czy nawet mocne szarpnięcie struny elektrycznego basu robią się nienaturalne.

W testowanej Nu-Viście znaleziono coś w rodzaju złotego środka. W takich nagraniach sposób prezentacji basu pomaga, a tam z kolei gdzie w nagraniu mamy precyzyjny, szybki bas na dobrą sprawę owego zaokrąglenia nie odczuwałem. Było wystarczająco szybko i sprężyście żeby nie zwracać na to uwagi. Podobnie zresztą rzecz ma się z górą pasma. Z jednej strony jest lampowo otwarta, pełna powietrza, delikatna, ale i dźwięczna z pojawianiem się drobnych iskierek włącznie (gdy są potrzebne). Z drugiej, Nu-Vista delikatnie wygładza syczące zgłoski, chropowatości, rozjaśnienia w słabszych nagraniach, zmniejsza ziarnistość góry pasma, gdy wymaga tego chwila.

Słowem pozwala słuchać nie tylko audiofilskich nagrań, acz te prezentuje wybornie, ale i tych słabszych skupiając się bardziej na ich muzycznych niż realizacyjnych aspektach. Różnice między krążkiem wydanym przez MoFi a produktem Polskich Nagrań oczywiście usłyszycie – nie mówię o uśrednianiu, czy o słabym różnicowaniu – ale nie będą one aż tak drastyczne, jak np. w przypadku wspominanego już kilka razy Nibiru. W moim pojęciu, miłośnika muzyki a nie poszukiwacza absolutnej wierności, to zdecydowana zaleta i tak też ją traktuję w tym przypadku.

Podobało mi się z jakim rozmachem testowany przedwzmacniacz potrafił zagrać dużą muzykę orkiestrową, a także moje ukochane opery. Urządzenie potrafiło oddać – na ile to możliwe w domowych warunkach – dużą porcję tej gigantycznej dynamiki, tej potęgi brzmienia ustępując w tym zakresie np. Tenorowi, ale spokojnie konkurując z wieloma innymi, nawet droższymi od siebie urządzeniami. O dużej scenie już wspominałem – orkiestry w wielu nagraniach rozsiadały się więc przede mną szeroko, szerzej niż wskazywałby na to rozstaw kolumn. Nie brakowało im głębi, a i różnicowanie kolejnych planów było dobre.

Ponadprzeciętna rozdzielczość tego grania pozwala zgłębiać kolejne warstwy muzyki, studiować pomniejsze linie melodyczne, czy poszczególne grupy instrumentów. Z tym, że prezentacja jako taka raczej zachęcała do odbioru orkiestry jako całości, jako wielkiego, złożonego, ale jednak jednego, doskonale zgranego organizmu. Jedynie soliści, czy to instrumenty, czy śpiewacy, byli stawiani w świetle punktowego reflektora, wydobywani z większej całości, by to na nich skupiała się uwagą słuchacza.

Podsumowanie

Musical Fidelity Nu-Vista Vinyl to godny kompan znakomitych wzmacniaczy zintegrowanych i odtwarzacza CD z tej serii. Po części to zasługa wyjątkowych lamp – nuwistorów – po części specjalnego traktowania tej linii przez pana Michaelsona, który zawsze uważał, że z pomocą tych metalowo-ceramicznych maluchów jest w stanie stworzyć najlepsze możliwe urządzenia.

Nie jest to tani przedwzmacniacz, ale do najdroższych mu daleko. Ale decydując się na jego zakup dostajemy taką samą (w sensie stylu i konstrukcji) dużą, sztywną, niezwykle solidną, ciężką obudowę, która zapewnia optymalne warunki pracy lampom. Dużą funkcjonalność – pięć wejść z zapamiętywaniem ustawień dla każdego z nich osobno, obsługa wkładek MM i MC, możliwość dopasowania parametrów do każdej z nich i to dostępna na przednim panelu (a nie ukryta z tyłu, pod spodem, czy, jak w niektórych przypadkach, we wnętrzu), plus wyjścia RCA i XLR. No i last but not least, jak mówią Anglicy, dojrzałe, wyrafinowane, lampowo gładkie, płynne, przestrzenne i namacalne, tranzystorowo dynamiczne, mocne, dociążone brzmienie.

Pewnie, że byłoby dobrze, gdy to urządzenie oferowało jeszcze wyższe wzmocnienie dla wkładek MC, by mogło grać z tymi o bardzo niskim poziomie sygnału. Tylko, czy dałoby się wtedy utrzymać ów bardzo niski poziom szumów, czyli kolejną ogromną zaletę tego urządzenia? Pewnie nie i dlatego właśnie pan Michaelson nie zdecydował się na taki krok, rezygnując z maksimum kilku procent dostępnych na rynku wkładek na rzecz doskonałych parametrów dla pozostałych dziewięćdziesięciu kilku. Pozostaje mi pogratulować mu kolejnego znakomitego urządzenia i zachęcić państwa do własnych odsłuchów. Proszę jednak pamiętać o konieczności odpowiedniego wygrzania każdego urządzenia z serii Nu-Vista! – tylko wtedy da się usłyszeć ich pełny potencjał.

Podobnie jak inne urządzenia z serii, przedwzmacniacz gramofonowy dla wkładek MM i MC, Nu-Vista Vinyl, jest urządzeniem dużym (jak na swój rodzaj). Myślę, że niejedna osoba widząca go na półce weźmie go za wzmacniacz. Wynikać to będzie zarówno z rozmiarów (482 x 130 x 385 mm!), wagi (ponad 14 kg), jak i niezwykłej solidności metalowej obudowy. W przeciwieństwie do pozostałych urządzeń z tej serii Vinyl nie posiada co prawda wyświetlacza, ale ilość przycisków i towarzyszących im diod wskazujących wybrane ustawienia i funkcje, robi wrażenie.

Urządzenie dostępne jest w dwóch wersjach kolorystycznych – czarnej i srebrnej, w obu przypadkach cała obudowa, a nie tylko gruby, aluminiowy panel frontowy, są w wybranym kolorze. Jest to szczególnie imponujące w odniesieniu do dużych, zajmujących obie boczne ścianki urządzenia radiatorów, także dlatego, że jakość ich wykonania i wykończenia w niczym nie ustępuje pozostałym, łatwiejszym w obróbce elementom.

Na aluminiowym froncie znalazło się aż osiem przycisków. Warto od razu zauważyć, że zapewniają one pełną obsługę wszystkich funkcji przedwzmacniacza gramofonowego. Dzięki temu użytkownik nie musi szukać mikroprzełączników (a w pewnym wieku jeszcze okularów, albo lupy, żeby wykonać jakąkolwiek zmianę ustawień) na tylnej ściance, albo na spodzie urządzenia, co przecież jest często w przedwzmacniaczach gramofonowych spotykane. Zważywszy na masę urządzenia zwłaszcza to drugie rozwiązanie byłoby wyjątkowo kłopotliwe. Tu wszystko załatwimy na frontowym panelu. Co powiedziawszy dodajmy, że okulary też mogą się jednak przydać, bo opisy przycisków i diod są malutkie.

Pierwszy guzik z lewej to włącznik, któremu towarzyszą aż trzy diody – mamy w końcu do czynienia z urządzeniem z lampami na pokładzie, więc oprócz sygnalizacji trybu standby (bursztynowa dioda) i gotowości do pracy (niebieska), mamy jeszcze trzecią (czerwoną), która świeci się w czasie procedury startowej urządzenia (lampy muszą osiągnąć odpowiednią temperaturę).

Kolejne przyciski umożliwiają dokonywanie wyborów (a towarzyszące im diody informują o dokonanych wyborach): rodzaju wkładki (a więc wzmocnienia) MM lub MC (odpowiednio 31 i 62 dB), pojemności dla wkładek MM (w zakresie od 50 pF do 400 pF), włączenia IEC (nieco inna niż RIAA korekcja), zastosowania dodatkowego wzmocnienia (+ 6 dB), impedancji dla wkładek MC (od 10 Ω do 47 kΩ), wejścia, a tych jest aż pięć (!), do których selekcji służą dwa przyciski. Warto zauważyć, że tak duża ilość wejść wraz z możliwością zapamiętywania ustawień dla każdego z nich z osobna, daje użytkownikowi ogromne możliwości. Może mieć kilka gramofonów, albo co bardziej prawdopodobne jeden z kilkoma ramionami, bądź po prostu kilka wkładek, i w prosty sposób przełączać się między nimi.

Na tylnej ściance po lewej stronie (patrząc od tyłu) znajdziemy rząd pięciu wejść z pozłacanymi gniazdami RCA oraz towarzyszący im, jakże by inaczej, pozłacany zacisk uziemienia. Zestaw gniazd uzupełniają wyjścia, zarówno RCA jak i XLR oraz gniazdo zasilania IEC. Podobnie jak inne urządzenia z tej serii obudowę ustawiono na czterech aluminiowych nogach. W zestawie użytkownik otrzymuje dwie opcje „zaterminowania” tychże nóżek. Można do nich przykleić krążki z grubego filcu, albo wkręcić solidne kolce/stożki i skorzystać z dołączonych podstawek, które zabezpieczą powierzchnię stolika. Przy wadze tego urządzenia jedna osoba powinna sobie z tym poradzić, nawet jeśli zdecyduje się na kolce. W przypadku wzmacniaczy, a nawet odtwarzacza CD, była to operacja dla minimum dwóch, a może nawet trzech osób.


Dane techniczne (wg producenta)

Konstrukcja: hybrydowa
THD: <0,01%
Impedancja wejściowa dla MM: 47 kΩ
Impedancja wejściowa dla MC: regulowana w 8 krokach od 10 Ω do 47 kΩ
Wzmocnienie MM: 31 dB
Wzmocnienie MC: (kolejne) 31 dB
S/N dla MM: > 90 dB
S/N dla MC: > 88 dB
Wejścia: 5 x RCA
Wyjścia: 1 x RCA, 1 x XLR
Zapamiętywanie ustawień dla każdego z pięciu wejść osobno
Pobór mocy (max): 30 W
Wymiary (SxWxG): 482 x 130 x 385 mm
Waga: 14.5 kg

Dystrybucja w Polsce

RAFKO Dystrybucja

ul. Handlowa 7
15-399 Białystok | POLSKA

rafko.com

  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl

System odniesienia

- Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta
- Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa
- Końcówka mocy Modwright KWA100SE
- Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100
- Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11
- Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator
- Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM)
- Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC
- Kolumny: Bastanis Matterhorn
- Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr
- Słuchawki: Audeze LCD3
- Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako
- Przewód głośnikowy -
LessLoss Anchorwave
- Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3
- Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence
- Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
- Stolik: Rogoż Audio 4SB2N
- Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot