Wzmacniacz zintegrowany Audia Flight
Producent: AUDIA SNC |
TEST Z OKŁADKI o jakiś czas do głównego nurtu wraca idea superintegry – wzmacniacza zintegrowanego o wysokiej mocy wyjściowej, rozbudowanej funkcjonalności i wysokiej, albo bardzo wysokiej cenie. Mój pierwszy kontakt z tego typu urządzeniami ograniczał się do wzmacniaczy firmy McIntosh, a konkretnie modelu MC6850. Zawojował on rynki, w tym polski, pod koniec lat 90. XX wieku. O jego powodzeniu przekonałem się osobiście, sprzedając kilkanaście takich urządzeń – pracowałem wówczas u polskiego dystrybutora marki, w firmie Audioholic – w tym raz człowiekowi, który podjechał po wzmacniacz starym, zdezelowanym „Maluchem” (Fiat 123p). Wzmacniacz kosztował z dziesięć razy więcej niż samochód, a mimo to kupujący go pan wyglądał na najszczęśliwszego człowieka na świecie. Wówczas taki zakup był pomysłem karkołomnym, ponieważ za zbliżoną kwotę można było kupić dzielony system, składający się z przedwzmacniacza i wzmacniacza mocy – zarówno w samym McIntoshu, jak i u wielu innych producentów. Superintegra była bowiem dla jednych swego rodzaju aberracją, a dla innych ekstrawagancją. Od tamtego czasu sporo się zmieniło i teraz jest zazwyczaj idealnym kompromisem. | Razem, czy osobno? Pomyślmy przez chwilę o co w tym chodzi i po co w ogóle dzieli się wzmacniacze na dwie, czasem nawet na więcej części. Taki powodem nadrzędnym, z którego wynikają bardziej szczegółowe, jest dążenie do jak najlepszego odseparowania sekcji napięciowej (przedwzmacniacz) od sekcji prądowej (wzmacniacz mocy). Najważniejsza izolacja to izolacja zasilania – końcówka mocy wymaga zasilacza o wysokiej mocy, elastycznego jeśli chodzi o skokowe pobory prądu, a przedwzmacniacz zasilacza o niskiej mocy i o stałym poborze mocy. Równie ważna jest kontrola promieniowania elektromagnetycznego – większego w przypadku końcówki mocy i mniejszego w przedwzmacniaczu. I jest wreszcie sprawa drgań – końcówka wymaga innej budowy mechanicznej niż przedwzmacniacz. Są jednak i wady takiego rozwiązania. Najbardziej oczywistym jest powiększenie przestrzeni, jaką zajmuje dwuczęściowy system. Od strony technicznej ważniejsze wydaje się jednak rozdzielenie układów elektronicznych, w tym masy i systemów zasilania na dwa niezależne obwody, co nie do końca jest korzystne. Kiedy wzmacniacz projektowany jest jako całość inżynierowie mogą zoptymalizować prowadzenie masy i zasilania dla całego układu. Zaletą jest także wyeliminowanie interkonektów (i styków) pomiędzy przedwzmacniaczem i wzmacniaczem mocy. No i jest wreszcie czynnik ekonomiczny – nawet jeśli system dzielony kosztuje tyle samo, co integra, to musimy do niego dokupić kabel zasilający oraz interkonekty. | Superintegra Przez długie lata wzmacniacze zintegrowane uważane były za gorsze od ich dzielonych odpowiedników. Wraz ze wzmacniaczami w rodzaju MC6850 doszła jednak do głosu tendencja zapoczątkowana chyba jeszcze w 1989 roku przez wzmacniacz Kondo Ongaku, kosztujący – zarówno wtedy, jak i teraz – nieprawdopodobne pieniądze, a mianowicie chęć wyeliminowania wad wzmacniaczy zintegrowanych i wykorzystania ich zalet. A to musiało kosztować. Powstały więc takie urządzenia, jak: Soulution 530, wzmacniacz o wielkości niewielkiej chłodziarki, wspomniany McIntosh, którego współczesnym odpowiednikiem jest model MA8000 o mocy 300 W na kanał, testowany przez nas w kwietniu tego roku (HF | No. 168) Gold Note IS1000, czy Accuphase E-650 (HF | No. 166) – wszystkie drogie i bardzo drogie, oferujące wysoką moc, dobrą i bardzo dobrą funkcjonalność, ale przede wszystkim gwarantujące dźwięk przewyższający większość systemów dzielonych za zbliżone pieniądze. Jednym z nowszych przedstawicieli tego „gatunku” wzmacniaczy jest model FLS 10 włoskiej firmy AUDIA FLIGHT. | FLS 10 To najnowszy dodatek do serii tego producenta (materiały firmowe używają też nazwy F S L ze spacjami). Jego pełna nazwa brzmi: „FSL10 Balanced Stereo Integrated Amplifier” – jak widać, producent podkreśla w nazwie jego w pełni zbalansowaną budowę. To spore urządzenie, mierzące 450 x 180 x 440 mm, i naprawdę ciężkie – 36 kg. Oferuje ono wysoką moc, wynoszącą 200/380/700 W przy (odpowiednio) 8/4/2 Ω, spełnia więc podstawowe „wymogi” dla superintegry. Ale także inne parametry elektryczne zdają się wskazywać na ten trop – bardzo wysokie tłumienie wyjścia na poziomie > 600 (8 Ω) oraz bardzo szerokie pasmo przenoszenia - od 0,3 Hz do 500 kHz. Ważna jest także jego rozbudowana funkcjonalność. FSL 10 jest urządzeniem sterowanym mikroprocesorowo, nastawy wykonywane zapisywane są więc w pamięci i wywoływane na żądanie. Możemy więc zmienić jaskrawość wyświetlacza, albo go wyłączyć, możemy nadać nazwę wejściom, ustalić, które są aktywne, a które nie (mniejsze szumy), wybrać wejście do zintegrowania wzmacniacza z systemem kina domowego, czyli z pominięciem sekcji przedwzmacniacza i itd. Wzmacniacz oferuje pięć wejść linowych, z czego dwa są zbalansowane, a także dwa wyjścia z przedwzmacniacza – RCA i XLR – oraz wyjście do nagrywania (RCA). Mamy też dwie pary wyjść głośnikowych oraz niezależny wzmacniacz słuchawkowy z wyjściem ¼ TRS na przedniej ściance. Ale są na tylnej ściance dwie duże maskownice. Po ich odkręceniu można we wzmacniaczu zainstalować opcjonalne karty – rozwiązanie znane chociażby z urządzeń firm Accuphase, CH Precision i innych. Możemy więc „złożyć” wzmacniacz pod kątem naszych potrzeb. Do dyspozycji mamy cztery opcje:
| Obsługa Wzmacniacz FLS 10 jest duży i ciężki – wymaga dwóch osób do w miarę swobodnego przemieszczenia go. Obsługuje się go albo za pomocą pilota zdalnego sterowania, albo małymi guzikami na przedniej ściance. Guziki w pilocie i na froncie są takie same, czyli metalowe, i mają wyraźny punkt zadziałania. Siłę głosu można też zmieniać za pomocą dużej gałki. Głośność zmieniana jest w krokach co 0,5 dB w zakresie od -90 do +10 dB. Dodatkowo można też ustawić wzmocnienie (gain) dla każdego wejścia w zakresie +/- 6 dB. Zresztą smaczków jest tu więcej, na przykład taki: kiedy chcemy wyłączyć wzmacniacz i przejść do trybu standby, po naciśnięciu guzika power wzmacniacz najpierw płynnie wycisza wyjścia, co widać na wyświetlaczu i dopiero wtedy odłącza zasilanie. Wskazania wyświetlane są na niewielkim wyświetlaczu OLED z niebieskim filtrem. Odczytamy na nim siłę głosu i wybrane wejście. Prawdę mówiąc wolałbym, aby litery były większe. Na przedniej ściance mamy też, jak wspomniałem, gniazdo słuchawkowe. Ponieważ FLS 10 wyposażony jest w niezależny wzmacniacz dla słuchawek, wpięcie wtyku nie odłącza głośników – musimy to zrobić sami małym guzikiem opisanym „SPK”. Powyżej jest niebieska dioda LED, która wskazuje jego użycie. Jej zapalenie się przy odłączeniu głośników jest nieintuicyjne – po zapaleniu się diody przy tak opisanym guziku spodziewałbym się raczej WŁĄCZENIA kolumn, a nie ich wyłączenia. Wzmacniacz pobiera 200 W bez sygnału muzycznego, co oznacza, że ma wysoko ustawiony bias tranzystorów końcowych i że pierwsze waty oddaje w klasie A. Minusem tego rozwiązania jest to, że zawsze jest ciepły – przy mocniejszym graniu jest nawet bardzo ciepły. Powinien więc stać na górnej półce stolika. Podsumowując tę część – wzmacniacz jest bardzo funkcjonalny, łatwy w obsłudze i naprawdę pod tym względem przyjemny. Wzmacniacz testowany był w systemie referencyjnym „High Fidelity”, czyli z odtwarzaczem Ayon Audio CD-35 HF Edition w roli źródła i kolumnami Harbeth M40.1. Ponieważ to wzmacniacz w pełni zbalansowany użyłem takich właśnie wyjść z odtwarzacza; urządzenia łączył 1,5-metrowy interkonekt Acoustic Revive XLR-1.5 Triple-C FM. Także kabel zasilający pochodził z tejże firmy – był to model Power Reference Triple-C, wpięty do listwy sieciowej RPT-4eu Ultimate. Kable głośnikowe to sprawdzone Siltechy Triple Crown. Wzmacniacz był na tyle duży, że zdecydowałem się postawić go w czasie testu przed półką Finite Elemente na drewnianej skrzyni, w której jest dostarczany. Prawdę mówiąc wygląda wówczas świetnie. Skrzynia wymaga jednak kilku modyfikacji. Postawiłem ją na czterech damperach Vibraod, a pod wzmacniaczem umieściłem kolejne Vibrapody. Wnętrze skrzyni wypchałem zaś materiałem tłumiącym. Do odsłuchu wyjścia słuchawkowego użyłem trzech modeli słuchawek: planarnych HiFiMAN HE-1000 V2 i Edition X V2, a także dynamicznych Sennheiser HD800. Płyty użyte do odsłuchu (wybór):
Japońskie wersje płyt dostępne na Tego wzmacniacza nie pomylimy z żadnym innym. Ma własny, szybko rozpoznawalny dźwięk własny, gra w szczególny sposób, który jest odpowiedzią na modlitwy wielu, zaskakująco wielu melomanów i audiofilów, którzy zazwyczaj wstydzą się o to poprosić wprost. To wzmacniacz grający w niebywale emocjonalny sposób. Chodzi w nim przede wszystkim o przeniesienie słuchacza do innego świata – świata nagrania. Analiza? Chłodny ogląd? Nie, to nie tutaj – FLS 10 zaprasza do słuchania muzyki i jej jednoczesnego przeżywania na najwyższych obrotach. Początkowo można się poczuć przytłoczonym taką prezentacją. Tutaj jest wszystko na raz, mocne, dogłębne, gęste. Przyzwyczajeni do eleganckich, selektywnych systemów możemy się przez chwilę poczuć zdezorientowani, nie ma tu bowiem nic z kalkulacji. Włączamy koncert Patricii Barber z the Green Mill W Chicago, znany z płyty Companion, i przestrzeń koncertowa jest w naszym pokoju. Nie tyle nawet „jest”, co raczej „buzuje”. Pierwszy plan jest z Audia Flight blisko nas, podobnie zresztą jak cały przekaz – to bezpośredni atak na nasze zmysły. Czujemy się, jakby wykonawca stał tuż przed nami i śpiewał tylko dla nas. Nawet jeśli to jest nagranie z początku lat 70., w którym wokal został nieco oddalony, jak z płyty Close to the Edge grupy Yes, to z włoskim wzmacniaczem jest bardziej obecny, bardziej namacalny. Różnicowanie pod tym względem jest bardzo dobre. |
Nie chodzi o ujednolicenie wszystkiego, tego ten wzmacniacz nie robi. Barber była bardzo blisko nas, ponieważ miała blisko ustawiony mikrofon – jak to na scenie – a Anderson nie był bardzo oddalony, bo cały przekaz był nasycony, przez co i on brzmiał w taki właśnie sposób. Ale to nie jest granie na jedną nutę, absolutnie nie. Chodzi mi o coś w rodzaju wspólnego spojrzenia, jakie to urządzenie nam proponuje, wspólną interpretację dla różnych – i pokazywanych jako różniące się między sobą – wydarzeń. „Obecność” instrumentów jest nieprawdopodobna, działają one na nas niemalże sensualnie, jakby były przed nami naprawdę. Dzieje się to w głównej mierze za sprawą ciepłego i gęstego grania. Z tym „ciepłem” jest tak, że nie odróżnilibyśmy tego grania od wzmacniacza lampowego na EL34, KT88 lub KT150. Tu i teraz jest jednak bardziej otwarte, bo nie miałem nigdy wrażenia wycofania góry. Wręcz przeciwnie – wzmacniacz wydaje się grać w niezwykle dźwięczny sposób, jakby harmoniczne były w zgodzie z dźwiękiem podstawowym, tworząc razem coś więcej niż każde z nich z osobna. Posłuchajmy pod tym kątem cudownie wydanej przez japoński Tower Records na krążku SACD płyty Crystal Silence duetu Gary Burton i Chick Corea. Dźwięczność wibrafonu i skorelowana z nim potęga fortepianu były wybitne. Pomogło w tym to, że Audia Flight pokazuje duże bryły, duże źródła pozorne, tutaj wszystko ma swoją wagę i rolę do odegrania, nie ma tu elementów nieistotnych. Potrafi w interesujący i zajmujący słuchacza sposób zagrać zarówno wspomniany duet, kwartet smyczkowy Auryn Quartet grający na instrumentach Stradivariego, Amati i Guarnieri, jak i potęgę utworu otwierającego soundtrack Blade Runner Vangelisa. A to dlatego, że gra niskim dźwiękiem o mnóstwie informacji, w którym główną rolę gra bas. Mówiąc na początku o wysłuchanych modlitwach miałem na myśli także ten element – nigdy nie zabraknie nam potęgi basu, jego zejścia, mięsistości i masywności. To zakres grany trochę „na modłę” urządzeń włoskich, to znaczy bez obsesyjnej kontroli nad atakiem i wybrzmieniem ale też bez problemów z tymi elementami. To gładkie, miękkie granie w którym świetnie trzymany jest rytm, z którym dowolne nagranie pulsuje i wciąga. Nie śpimy przy nim, mimo że barwa mogłaby do tego skłaniać – tu dzieje się tak wiele, że sen odkładamy na kiedy indziej. Zejścia basu na płycie Vangelisa zostały okazane w tak przejmujący sposób, że nie potrzebowałem niczego innego. Sam dół, najniższy jego zakres nie jest do końca uporządkowany, ale nigdy się nie spóźnia i nie zlewa z pozostałymi podzakresami. Energia basu jest niesamowita i przypomina granie na żywo, a w grze na żywo definicja nie jest czym podstawowym. Ważniejsza jest barwa i rytm – tutaj wybitne. Oglądnijcie państwo z tym wzmacniaczem drugą część Łowcy… pt. Blade Runner 2049 (reż. Denis Villeneuve, 2017), a usłyszycie basowe zejścia organizujące większość tego filmu w taki sposób, że ciarki przejdą wam po plecach, puśćcie film Sicario, wyreżyserowany dwa lata wcześniej przez tego samego człowieka (2015), gdzie sekcja kontrabasów i wiolonczel buduje napięcie w podobny sposób, a gęsia skórka murowana. | Słuchawki To absolutnie unikatowy przypadek, w którym brzmienie wzmacniacza jest równie wysokiej klasy w czasie odsłuchu przez kolumny, jak i przez słuchawki. Co więcej, to ten przypadek, w którym te dwa przekazy są bardzo podobne, zostały zbudowane z tych samych elementów i uzyskano bardzo zbliżony efekt. Powiem krótko: to jeden z najlepszych wzmacniaczy słuchawkowych, jakie znam. Jest bardzo rozdzielczy – może nie aż tak, jak z kolumnami, ale jednak. To rzecz, która ze słuchawkami planarnymi w rodzaju HiFiMAna HE-1000 v2, z których korzystam, jest szczególnie ważna, ponieważ słychać przez nie niemal wszystko. Włoski wzmacniacz okazał się pod tym względem wybitny i jedynie mój Ayon Audio HA-3 z triodami 45 na końcu pokazuje coś ekstra na samej górze pasma. Ale już na dole włoska integra nie miała sobie równych. Tylko raz słyszałem słuchawki tej firmy grające tak dobrym basem i było to w czasie pokazów jej systemu HiFiMAN ShangRi La, kosztującego 50 000 dolarów amerykańskich. Bardzo ładnie słychać też coś, co przy odsłuchu przez kolumny było dla mnie jasne, ale nie zwróciłem na to większej uwagi – wzmacniacz nie ukrywa szczegółów z nagrania. Co słychać było chociażby z twardszym niż gdzie indziej akcentowaniu wokalu Barber, wynikającego z użycia mikrofonów estradowych, z nieco rozjaśnionymi sybilantami w głosie Evy Cassidy z płyty Songbird, skompilowanej między innymi z nagrań koncertowych itd. Przy odsłuchu przez głośniki nasza uwaga odciągana jest od tego elementu przez aurę, gęstość i obecność w nagraniu naszego pokoju. Przy słuchawkach tego nie ma, automatycznie więc zwracamy na to, o czym mowa, większą uwagę. Dostajemy więc bardziej otwarty dźwięk o niskim basie i ciepłej średnicy. Można to zresztą skorygować doborem słuchawek – mogą to być Audeze LCD-3, albo HiFiMAN Edition X V2 – cieplejsze i gęstsze niż model HE-1000 V2. Zarówno ze słuchawkami, jak i kolumnami musimy się przyzwyczaić do sposobu, w jaki FLS 10 traktuje przestrzeń. To wzmacniacz budujący coś w rodzaju „bąbla”, przenosząc artystów i instrumenty wraz z ich akustycznym otoczeniem do nas, do pokoju w którym słuchamy muzyki. Ponieważ pierwszy plan jest blisko nas, a przekaz jest intensywny, to, co się dzieje dalej schodzi na – nomen omen – dalszy plan. Nie jest to bardzo głęboka scena. Wydarzenia daleko w tyle są równie intensywne, jak te z przodu i niewiele ustępują im rozmiarami – stąd poczucie ich bliskości. Instrumenty są pięknie różnicowane w swoich barwach, co daje im wyjątkowo indywidualny rys, są ukazywane jako „byty same w sobie”, gęstniejące w miarę, jak skupiamy na nich uwagę. Wzmacniacz traktuje je jako coś całościowego, dlatego nie będą „wycinane” z tła, przez co trudno się je „analizuje”. Bo to nie jest zwiewny, pastelowy przekaz. To granie wygrzane, wypalone wręcz w słońcu południa, do tego z niebywałym zejściem basu. Ten nie jest zawsze porządkowany tak dobrze, jak we wzmacniaczu odniesienia. Z kolei wysoka góra jest nieco ciepła i zawsze w służbie środka pasma. Każdy z tych elementów może być użyty jako głos „za”, jak i „przeciw”, w zależności od państwa preferencji. Podsumowanie Powiem jednak, że trzeba by mieć wiele złej woli, żeby nie docenić piękna, jakie wzmacniacz Audia Flight wnosi do naszego życia. Bo o piękno i przeżycia przecież w muzyce chodzi. FLS 10 gra w intensywny sposób aktywizujący w nas emocje, wydobywający z naszego ciała odruchy z innymi urządzeniami uśpione. Jeśli powiem, że pod względem charakteru to bardzo podobne granie do tego, jakie słyszałem w tym samym systemie ze wzmacniaczem Kondo Ongaku, to nie przeciągnę struny zbyt mocno. Japońska integra to oczywiście inny świat, ale włoski wzmacniacz wywołuje w nas zbliżone emocje. Piękny wzmacniacz o znakomitej budowie i wyjątkowej funkcjonalności, czyli: wyróżnienie RED Fingerprint. Wzmacniacz zintegrowany FLS 10 włoskiej firmy Audia Flight to solidne, ciężkie, świetnie wykonane urządzenie. Jego obudowę złożono z grubych aluminiowych płyt w taki sposób, że nie widać nigdzie śrub. Te znalazły się tylko z tyłu i pod spodem. Wzmacniacz stoi na czterech, aluminiowych nóżkach z gumowymi półsferami pod spodem. | Przód i tył Front jest najgrubszy i wyprofilowany został tak, aby falująca linia dzieliła go na dwie poziome części i wprowadzało element „ruchu”. Nad tą linią znalazło się podłużne okienko, a tam wyświetlacz OLED z niebieskim filtrem. Po prawej stronie mamy płaską, ale dużą gałkę siły głosu, a na dole srebrne, niewielkie, metalowe guziki. Urządzenie dobrze się nimi obsługuje, ponieważ mają wyraźny punkt zadziałania. Po prawej stronie jest też gniazdo słuchawkowe ¼ TRS (duży jack 6,3 mm), a obok guzik, którym wyłączamy wyjścia głośnikowe. Tych są dwie pary, ustawione pionowo po dwóch stronach tylnej ścianki. Od razu widać, że to urządzenie symetryczne – chodzi nie tylko o sposób prowadzenia sygnału – zbalansowany – ale i o konstrukcję mechaniczną. Podobnie jak w urządzeniach duńskiej firmy Gryphon, tak i tu obydwa kanały zostały rozmieszczone symetrycznie względem osi podziału, czyli wejścia nr 1 znajdują się najbliżej środka, a kolejne się od niego rozchodzą na boki. Wejść jest pięć, z czego dwa zbalansowane; są też trzy wyjścia – dwa z przedwzmacniacza z sygnałem regulowanym – RCA i XLR – oraz niezbalansowane RCA z sygnałem nieregulowanym, przeznaczone do nagrywania. Gniazdo zasilania EIC jest nieco z boku i zintegrowano z nim mechaniczny wyłącznik. Pod gniazdami wejść widać dwie, odkręcane maskownice, w miejsce których można wpiąć opcjonalne karty – maskownice są dwie, zakładam więc, że można umieścić równocześnie dwie różne płytki. | Środek Odkręcając górną ściankę nietrudno zauważyć, że to tak naprawdę wzmacniacz mocy FSL 4 z nieco zmodyfikowaną sekcją wejściową oraz przedwzmacniaczem. To urządzenie modułowe, z dwoma końcówkami mocy po bokach, przykręconymi bezpośrednio do radiatorów, zasilaczem pośrodku oraz przedwzmacniaczem na dwóch płytkach z tyłu. Przedwzmacniacz składa się z dwóch części – wejściowej, gdzie pracują przekaźniki zmieniające wejście, oraz wzmacniającej powyżej. Ta ostatnia to cztery moduły o symbolach CFA15 zmontowane techniką montażu powierzchniowego zamknięte plastikowymi osłonami; przypomina to moduły HDAM firmy Marantz i inne, na przykład firmy NAD. To układy tranzystorowe pracujące w klasie A. Sekcja ta ma swój własny zasilacz z transformatorem toroidalnym. Wygląda na to, że siła głosu regulowana jest w scalonych drabinkach rezystorowych, po jednym układzie na kanał. Ten przykręcono na płytce umieszczonej ponad jednym z większych transformatorów toroidalnych, jakie widziałem w układach audio – ma on moc 2000 W i został zalany żywicą oraz zaekranowany. Cały zasilacz składa się z dwunastu, oddzielnie prostowanych i filtrowanych linii; pracuje w nim wiele kondensatorów średniej wielkości, tworzących baterię o pojemności łącznej 288 000 μF. W sekcji wyjściowej pracują 32 tranzystory w układzie równoległym push-pull – po 16 na kanał. To bipolarne tranzystory ON: MJL1302A (PNP) + MJL3281A (NPN). Sygnał biegnie z nich do gniazd na tylnej ściance miedzianymi plecionkami o dużym przekroju – 5,2 mm2 – pierwotnie przeznaczonymi do zasilania („power cable”). Gniazda głośnikowe są złocone, ale oczka, którymi zakończono kabelki, już nie. | Pilot Pilot zdalnego sterowania wykonany jest z aluminium i pracuje z kodem Philipsa RC-5; zresztą scalak tej firmy jest jego „sercem”. Guziki są takie same, jak we wzmacniaczu, co jest przyjemnym drobiazgiem. Pilot ma niemal wszystkie funkcje, co wzmacniacz, oprócz wyłączenia gniazd głośnikowych. Siłę głosu, co oczywiste, zmienia się za pomocą dwóch guzików. W komplecie otrzymujemy śrubokręt krzyżakowy, który posłuży nam do zmiany baterii. To bardzo ładnie wykonane, z sercem i dużą wiedzą urządzenie. Dane techniczne (wg producenta) Nominalna moc wyjściowa: 200/380/700 (8/4/2 Ω) |
System referencyjny 2018 |
|
|1| Kolumny: HARBETH M40.1 |TEST| |2| Przedwzmacniacz: AYON AUDIO Spheris III |TEST| |3| Odtwarzacz Super Audio CD: AYON AUDIO CD-35 HF Edition No. 01/50 |TEST| |4| Podstawki: ACOUSTIC REVIVE (custom) |OPIS| |5| Wzmacniacz mocy: SOULUTION 710 |6| Filtr głośnikowy: SPEC REAL-SOUND PROCESSOR RSP-AZ9EX (prototyp) |TEST| |7| Stolik: FINITE ELEMENTE Pagode Edition |OPIS| |
|
Okablowanie Interkonekt: SACD → przedwzmacniacz - SILTECH Triple Crown (1 m) |TEST|Interkonekt: przedwzmacniacz → wzmacniacz mocy - ACOUSTIC REVIVE RCA-1.0 Absolute Triple-C FM (1 m) |TEST| Kable głośnikowe: SILTECH Triple Crown (2,5 m) |ARTYKUŁ| |
|
Zasilanie Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → odtwarzacz SACD - SILTECH Triple Crown (2 m) |TEST|Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → przedwzmacniacz - ACOUSTIC REVIVE Power Reference Triple-C (2 m) |TEST| Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → wzmacniacz mocy - ACROLINK Mexcel 7N-PC9500 |TEST| Kabel zasilający: gniazdko ścienne → listwa zasilająca AC - ACROLINK Mexcel 7N-PC9500 (2 m) |TEST| Listwa zasilająca: AC Acoustic Revive RTP-4eu ULTIMATE |TEST| Listwa zasilająca: KBL Sound REFERENCE POWER DISTRIBUTOR (+ Himalaya AC) |TEST| Platforma antywibracyjna pod listwą zasilającą: Asura QUALITY RECOVERY SYSTEM Level 1 |TEST| Filtr pasywny EMI/RFI (wzmacniacz słuchawkowy, wzmacniacz mocy, przedwzmacniacz): VERICTUM Block |TEST| |
|
Elementy antywibracyjne Podstawki pod kolumny: ACOUSTIC REVIVE (custom)Stolik: FINITE ELEMENTE Pagode Edition |OPIS| Platformy antywibracyjne: ACOUSTIC REVIVE RAF-48H |TEST| Nóżki pod przedwzmacniaczem: FRANC AUDIO ACCESSORIES Ceramic Classic |ARTYKUŁ| Nóżki pod testowanymi urządzeniami: |
|
Analog Przedwzmacniacz gramofonowy: Wkładki gramofonowe:
Docisk do płyty: PATHE WINGS Titanium PW-Ti 770 | Limited Edition Mata:
|
|
Słuchawki Wzmacniacz słuchawkowy: AYON AUDIO HA-3 |TEST|Słuchawki:
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity