Odtwarzacz plików audio/przetwornik cyfrowo-analogowy Brinkmann Audio
Producent: BRINKMANN AUDIO GmbH |
ą marki audio, które dość jednoznacznie kojarzą się większości osób z jednym rodzajem produktów mimo, że ich oferta bywa całkiem szeroka. Rega to przecież gramofony i ramiona, Avid Hi-Fi to również coś dla fanów czarnych płyt i nie inaczej kojarzy się niemiecki BRINKMANN AUDIO, prawda? A przecież każda z tych firm oferuje dużo więcej niż tylko komponenty dla fanów analogu. Firmę, której produkt jest bohaterem niniejszego tekstu pewnie dziewięć na dziesięć osób skojarzyłoby z gramofonami. Część z nich zapewne wiedziałaby, że i ramiona Niemcy proponują własne, a może nawet znaliby ich przedwzmacniacze gramofonowe. Wystarczy jednakże rzut oka na firmową stronę internetową, by się przekonać, że dział: „elektronika”, zawiera niewiele mniej pozycji niż: „analog”. OK., dwa pośród tych produktów to przedwzmacniacze gramofonowe, ale reszta to wzmacniacze – końcówki mocy mono i stereo oraz wzmacniacz zintegrowany – i przedwzmacniacz liniowy. Ale znając historię firmy powinno to być jasne – Helmut Brinkmann, szef tej niemieckiej firmy, karierę ponad 35 lat temu zaczynał od budowy wzmacniaczy właśnie. W przeszłości, w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, w ofercie marki występował również DAC o nazwie Zenith. Tak naprawdę więc nie powinno nikogo dziwić, że dziś, w erze dominacji cyfry Niemcy postanowili zaproponować nowy i nowoczesny przetwornik cyfrowo-analogowy. Choć można by dyskutować, czy to najtrafniejsze określenie – Nyquist jest bowiem de facto raczej odtwarzaczem plików audio wyposażonym w szereg wejść cyfrowych i wyjście słuchawkowe. | NYQUIST Ci z państwa, którzy odwiedzili ostatnią wystawę Audio Video Show w Warszawie, mogli to urządzenie obejrzeć, a nawet go posłuchać w jednym z pokoi firmy Soundclub. Spotkać tam można było współautora tego urządzenia, pana Matthiasa Lücka, który stworzył od podstaw cyfrową sekcję Nyquista. Za analogową odpowiada sam pan Helmut Brinkmann, a nazwą uhonorowano Harrego Nyquista, jednego z pionierów techniki cyfrowej. Pan Lück, jak mi powiedział, dotychczasową karierę spędził w Nokii i jednym z oddziałów Harmana. Fanem dobrego brzmienia i muzyki był od dawna i marzyło mu się wykorzystanie swojej wiedzy – ma tytuł doktora w zakresie technologii cyfrowych – do stworzenia wysokiej klasy urządzenia audio. Gdy trafiła się taka okazja przeniósł się więc do firmy Brinkmann, a Nyquist jest jego pierwszym „dzieckiem”, z którego jest bardzo dumny. | Przód Wystarczy rzut oka na to urządzenie, żeby każdy, kto markę zna, wiedział, że to musi być urządzenie spod jej znaku. Obudowa jest bowiem charakterystyczna, bardzo podobna do przedwzmacniacza gramofonowego Edison i liniowego Marconi – jak widać również i inne urządzenia w ofercie tej marki są hołdem dla wybitnych ludzi. Ten sam niski profil, z niewielkim wyświetlaczem pośrodku, któremu towarzyszą po bokach dwa pokrętła. Jednym regulujemy wzmocnienie w zakresie od 0 do 10 dB dla wyjść liniowych bądź głośność, w zakresie od 0 do 99, gdy używamy wyjścia słuchawkowego. Drugim natomiast wybieramy aktywne wejście. Wyświetlacz, mimo niewielkich rozmiarów, pokazuje sporo informacji. Odtwarzany format (PCM, DSD, MQA), częstotliwość próbkowania (do 384 kHz dla PCM i MQA oraz 64/128/256 dla DSD), nazwę wejścia, wzmocnienie bądź siłę głosu oraz fazę absolutną (0 lub 180º). Po lewej znajdziemy przycisk, który kieruje sygnał do wyjścia słuchawkowego znajdującego się poniżej. Po prawej umieszczono dwa niewielkie przyciski – ten niżej to wyłącznik zasilania, ten wyżej odpowiada za funkcje mute (wyciszenie). Na ten ostatni należy zwrócić szczególną uwagę, ponieważ funkcja ta jest aktywna po włączeniu urządzenia, więc dopóki jej nie wyłączymy z kolumn nie popłynie żaden dźwięk. Front jest szerszy niż obudowa, choć w wolnych przestrzeniach po obu stronach za frontem umieszczono radiatory, w których z kolei ukryto zamontowane poziomo i wystające z obudowy właściwej lampy: po dwie sztuki Telefunken PCF803 typu NOS (New Old Stock). Górna pokrywa to przezroczysta płyta pozwalająca zajrzeć do wnętrza urządzenia. Całość ustawiono na dedykowanej temu urządzeniu płycie granitowej. Producent podkreśla, że DAC jest strojony wraz z ową płytą, więc o ile stosowanie dodatkowych akcesoriów antywibracyjnych pod granitem jak najbardziej wchodzi w grę, o tyle zdecydowanie nie jest rekomendowane używanie ich między przetwornikiem i płytą. Nie mogłem się oprzeć i płytę położyłem na zahartowanych w bojach nóżkach ceramicznych Franc Audio Accessories, ale Nyquista ustawiłem bezpośrednio na granicie. | Tył Najciekawszy jest jednakże tył urządzenia. Po pierwsze ze względu na zestaw wejść cyfrowych, wśród których – obok tradycyjnych: Toslink, S/PDIF i AES/EBU – widzimy dwa kolejne, wymagane przez klientów w obecnych czasach – USB i LAN. Wcześniej, niejako przy okazji, wspomniałem, że urządzenie odtwarza i pliki PCM i DSD – tu dodam jeszcze, że dla każdego wykorzystuje osobny DAC – a nawet MQA. By wykorzystać pełnię możliwości portu USB producent przygotował dedykowane sterowniki USB dla komputerów typu PC (osobne dla Win 7 i 8 oraz dla Win10). Użytkownicy Maców i komputerów z Linuxem oczywiście nie potrzebują dodatkowych sterowników. Co ciekawe komplet złącz cyfrowych umieszczono centralnie na wspólnym panelu. Dlaczego? Otóż dlatego, że są one częścią wymienialnego modułu cyfrowego. Jeśli spojrzycie państwo na zdjęcie DAC-a zobaczycie dwa niewielkie uchwyty po bokach owego panelu, a spoglądając do wnętrza zobaczycie „pudełko” opisane jako: „Brinkmann Nyquist Analogue D/A Converter”. To cyfrowe serce tego przetwornika, które po odkręceniu dwóch śrub można w prosty sposób zdemontować i wymienić na nowe. Zabezpiecza to użytkownika na przyszłość. Trudno bowiem wykluczyć, że za jakiś czas pojawią się nowe formaty, których obsługa będzie „niezbędna”, co dziś trudno przewidzieć. Producent obiecuje, że jeśli zajdą takie okoliczności przygotuje nowe moduły, które będzie można łatwo wstawić w miejsce obecnego. Poza tylną ścianką owego modułu umieszczono wielopinowe złącze zasilania. To kolejna cecha charakterystyczna dla Brinkmanna – zaawansowany zasilacz umieszczony w osobnej obudowie. Producent sugeruje podłączenie go raczej bezpośrednio do gniazdka w ścianie niż do listwy czy kondycjonera. Po prawej i lewej stronie tylnej ścianki urządzenia umieszczono jeszcze wyjścia analogowe, zarówno RCA jak i XLR, odpowiednio dla prawego i lewego kanału. | Funkcjonalność To, że Nyquist jest urządzeniem na miarę oczekiwań współczesnego audiofila potwierdza lista funkcji w które został wyposażony. LAN (Local Area Network), a więc umożliwienie wzmacniaczowi, przedwzmacniaczowi lub przetwornikowi D/A pracy w roi odtwarzacza plików audio, należy do rozwiązań, których popularność co prawda rośnie, ale urządzenia weń wyposażone są ciągle w mniejszości, co czyni je dla wielu osób jeszcze atrakcyjniejszymi. Dzięki temu łączu (to nie jest tylko wejście, a dwustronne wejście-wyjście) i stosownemu oprogramowaniu Nyquist może pracować np. jako tzw. end-point dla programu Roon. Jako człowiek użytkujący Roona od dłuższego czasu coraz bardziej tę opcję doceniam. W czasie testu oprócz dedykowanego do audio komputera miałem do dyspozycji także transport plików Rokna Audio Wavedream NET, na którym zainstalowano serwer Roon. Mogłem więc używać ich zamiennie, korzystając do sterowania odtwarzaniem z aplikacji Roon Remote zainstalowanej na tablecie. A do niej po pierwsze już się mocno przyzwyczaiłem, a po drugie należy ona do najlepszych i najwygodniejszych w obsłudze tego typu, jakie znam. Do Roona można dodać również Tidala, czyli kolejne źródło muzyki, w tym w formacie MQA. Podobnie jak w przypadku poprzednich urządzeń, które MQA obsługują nie będę się wdawał w dyskusje na temat samego formatu. Napiszę jedynie już w tym miejscu, że Nyquist tak zakodowane pliki poprawnie rozpakowuje i odtwarza. Osoba korzystająca z wejścia LAN w DAC-u Nyquist nie jest jednak na Roona skazana. Równie dobrze może odtwarzać pliki muzyczne z dowolnego serwera UPnP dostępnego w tej samej sieci, do której podłączy Brinkmanna. Potrzebna będzie wówczas aplikacja sterująca odtwarzaniem zainstalowana np. na tablecie, czy telefonie. Ja przetestowałem działanie z Bubble UPnP, ale tego typu aplikacji jest mnóstwo – na przykład rekomendowana przez Brinkmanna MConnect – więc każdy znajdzie taką, która będzie mu odpowiadać. Oprócz Tidala testowane urządzenie może współpracować również z Deezerem oraz internetowym radiem vTuner. W tym miejscu warto jeszcze dodać, że gniazdo LAN nie jest tym, które daje najszersze możliwości w zakresie obsługi gęstych formatów, jako że jego ograniczeniem jest maksymalna częstotliwość próbkowania – sygnału PCM do 192 kHz a DSD odtwarza jedynie w postaci DSD64; dla MQA ograniczeń nie ma, ponieważ pliki są dostarczane do urządzenia w formie spakowanej, czy też „złożonej” [folded]. Gwoli ścisłości – Nyquist odtworzy wszystkie wysłane go niego pliki, tyle że jeśli częstotliwość próbkowania przekracza maksymalną obsługiwaną zostanie ona skonwertowana do niższej. I tak przez sieć pliki DSD128 odtwarzane były jako DSD64, a np. PCM 354 kHz jako 176 kHz. Maksymalne możliwości natywnego odtwarzania plików daje wejście USB – to przez nie można odtworzyć DSD do DSD256 włącznie (z PC-tów, a DSD 64 i 128 DoP z MAC-ów), a PCM do 384 kHz. Wybór należy oczywiście do każdego użytkownika. Z moich dotychczasowych doświadczeń wynika, że dobrze zaimplementowany odtwarzacz w DAC-u potrafi dawać dźwięk wyższej jakości niż sygnał przesyłany do niego przez USB, ale nie jest to żelazna reguła. Płyty użyte do odsłuchu (wybór):
Japońskie wersje płyt dostępne na Nie będę się silić na oryginalność tylko po to by być oryginalnym i eksponować na początku innej cechy brzmienia niż tej, która jest oczywista od pierwszych chwil. To, że Nyquist nosi logo Brinkmanna, marki znanej jednak przede wszystkim z gramofonów, ramion i przedwzmacniaczy gramofonowych, nie jest przypadkiem. To kapitalnie analogowo, w sensie naturalnie, wręcz organicznie, namacalnie, gładko brzmiące urządzenie. Jest to oczywiste od pierwszych minut słuchania i pozostaje niezmiennie podstawową cechą niezależnie od tego, jakiej muzyki się słucha oraz czy słucha się jej w dużym systemie przez kolumny, czy przez wyjście słuchawkowe Brinkmanna. To jedno z tych urządzeń, które włącza się do systemu, odpala muzykę z takiego, czy innego źródła, przez to czy inne wejście, zamyka się oczy i... zapomina się o całym świecie przenosząc się w świat muzyki. Dopóki nie spojrzy się na wyświetlacz człowiekowi nawet do głowy nie przychodzi myśl, że słucha muzyki pochodzącej z sygnału cyfrowego. Tak, mamy na rynku już wiele DAC-ów i odtwarzaczy CD, w których „cyfrowość” brzmienia udało się wyeliminować. Niemiecki przetwornik/odtwarzacz plików to jednakże krok dalej – w stronę brzmienia zbliżonego do żywej muzyki. Nyquist to urządzenie, na którym doskonale słucha się muzyki, ale które trudno jest analitycznie ocenić i opisać. Przez wiele dni odsłuchu poza początkową notatką mówiącą o obłędnej analogowości brzmienia i namacalności oraz obecności dźwięku, nie zapisałem nic. Muzyka swobodnie, w absolutnie niewymuszony sposób płynęła z kolumn. Instrumenty i wokale brzmiały po prostu tak, jak powinny – świetnie oddana została barwa, faktura, emocje, dźwięk był wyjątkowo bogaty w informacje, w tym te najdrobniejsze, które tak naprawdę decydują o tym, jak prawdziwie brzmi prezentowany występ, jak bardzo jest on realistyczny i angażujący. Co więcej, Brinkmann renderował wyjątkowo przekonujący, duży, trójwymiarowy obraz muzyków występujących przede mną. Nie były to ani płaskie obrazki, ani trójwymiarowe wydmuszki, ale mające ciało, masę, wielkość, kipiące energią, współdziałające z otaczającym je powietrzem, wchodzące w reakcje z otoczeniem akustycznym i innymi instrumentami żywe bestie. |
Bestie nie z racji agresywności, ale właśnie owej mniej czy bardziej uzewnętrznianej, naturalnej energii, która różni dźwięk instrumentów grających na żywo, od zawsze jednak jedynie kalki uchwyconej na nagraniu. Nie twierdzę, że Nyquist potrafił całkowicie odwrócić straty w tym aspekcie ponoszone w procesie nagrywania, ale wykonywał kawał świetnej roboty, by je zminimalizować. I robił to na tyle dobrze, że i owszem, zdarzało mi się zapominać, iż słucham jedynie reprodukcji jakiegoś występu. | Christian McBride, Live at the Village Vanguard To ostatnie odnosi się przede wszystkim do nagrań live. Dobre koncertowe realizacje, zawierają więcej owej naturalnej energii grania, niż studyjne. Po części to zasługa interakcji między muzykami, a także między nimi i publicznością, wyzwalających dodatkowe pokłady energii w wielu wykonawcach. Tak było choćby na koncercie Christiana McBride'a Live at the Village Vanguard. Proste jazzowe trio – maestro na basie, fortepian i perkusja. I żywiołowa publiczność. Już na pierwszym kawałku słychać było ogromną energię bębnów. Zwykle nie jest to wcale element, który zwraca uwagę, gdy za brzmienie odpowiada przetwornik z lampowym wyjściem. A jednak tu właśnie wszystko było jak należy – szybkość, moc i sprężystość uderzeń pałeczek w membrany, ta natychmiastowość wręcz znana z koncertów, ów „wybuch” świetnie kontrolowanej energii, który wiele źródeł rozmywa, czy mocna, ale nie dudniąca stopa. Wszystko to było świetnie zdefiniowane, trzymane w ryzach, „sztywne”, ale w jak najlepszym tego słowa znaczeniu. Blachy nie mają tu aż takiego blasku, jak na żywo i tak też to Nyquist pokazał niczego od siebie nie dodając. Na wielu innych, gdzie talerze perkusji uchwycono lepiej także słychać było ową energię każdego kontaktu pałeczki z blachą, masę owej blachy, dźwięczność i bardzo dobre różnicowanie tego podzakresu. Również znakomicie na wspomnianym krążku zabrzmiał fortepian. Dźwięcznie, wyraziście, z pięknie oddaną pełną skalą tego potężnego instrumentu, z jego mocą i – znowu muszą napisać – energią. Gdy przyszło, ciągle w pierwszym kawałku, do popisów lidera tegoż tria znakomitego, Mr McBride'a, jego kontrabas okazał się kolejną bestią, na dodatek zmienną niczym kobieta. W szybkich fragmentach świetnie pokazywane i różnicowane były poszczególne szarpnięcia strun i jedynie niewielki udział pudła, a w kolejnym to pudło przejmowało rolę wiodącą nadając brzmieniu strun głębię i moc, pokazując piękne, pełne wybrzmienia. Dopiero teraz słychać było pełną potęgę tego instrumentu. Wielu konstruktorów jako jeden z podstawowych punktów kontrolnych, że tak to ujmę, tworzonych przez siebie komponentów audio przyjmuje brzmienie ludzkiego głosu – w końcu to dźwięk, na który nasze uszy są najbardziej wyczulone. Na tym albumie co prawda nikt nie śpiewa, za to Christian i owszem, przemawia kilkakrotnie do publiczności, a jego głos zabrzmiał prawdziwie i był niesamowicie obecny. | Mozart, Le nozze di Figaro Kolejnym krokiem musiały więc być nagrania z wokalami. Żeby zmienić klimat, ale ciągle czerpać pełnymi garściami z umiejętności oddawania energii instrumentów, sięgnął po nieco zaniedbane przeze mnie ostatnimi czasy fantastyczne Wesele Figara pod Currentzisem. Uwertura zadziałała na mnie niczym szatańskie espresso, zgodnie z oczekiwaniami częstując mnie potężną porcją żywiołowej energii. Nyquist poukładał sobie orkiestrę w przestrzeni, pokazał, że dynamika nawet w tej skali nie jest dla niego zbyt dużym wyzwaniem, a jednocześnie nie zapomniał o różnicowaniu, dobrej selektywności i dynamice na poziomie mikro. Wszystko to razem w połączeniu z odpowiednim rozmachem, tempem i świetnym timingiem stworzyło razem znakomity spektakl. Raz jeszcze podkreślę, że zostało to zagrane w absolutnie swobodny, luźny, choć jednocześnie dobrze kontrolowany sposób. Później było tylko lepiej. Później, czyli gdy tylko weszły wokale. Podobnie jak w przypadku instrumentów, barwa i faktura głosów zostały pokazane znakomicie. Co ważne również bardzo ekspresyjnie – to jedno z tych wykonań, przy słuchaniu których nie trzeba rozumieć każdego słowa by doskonale wyczuwać nastrój chwili, by dać się owemu nastrojowi porwać, wciągnąć, sprawić, że słucha się tego wesołego dzieła Mozarta z uśmiechem na twarzy. | Reszta Choć w czasie swoich odsłuchów skupiałem się przede wszystkim na nagraniach akustycznych, to wynikało to z osobistych preferencji, a nie słabości Brinkmanna. Od nagrań Lee Ritenoura, przez Marcusa Millera po AC/DC a nawet System of Down, nie znalazłem niczego, czego nie słuchałbym z ogromną przyjemnością od deski do deski. Wysoka energetyczność, świetny timing, dobre różnicowanie, zwarty, ale schodzący nisko, dociążony bas, pace&rhythm, którego niejeden tranzystorowy DAC mógłby Nyquistowi pozazdrościć – wszystko to sprawiało, że muzyka elektryczna, nawet ta mocniejsza, dawała ogromną frajdę. Pewnie, że to na tyle dobre urządzenie, że było słychać niższą jakość części z tych nagrań. Nawet w takich przypadkach to muzyka była na pierwszym planie, to ona skupiała uwagę (dopóki było dobra, oczywiście), a cała „techniczna” otoczka nagrania sygnalizowała jedynie swoją obecność z drugiego planu. Zwykle nie na tyle mocno, by zepsuć przyjemność słuchania. No, chyba że był to jeden z krążków U2 – ich nadal z przyjemnością mogę słuchać jedynie w samochodzie. | DSD Jeśli już posłuchacie Nyquista odsłuchując pliki PCM, najlepiej gęste i spodoba wam się to, co usłyszycie, to podejrzewam, że tak jak i mnie, brzmienie z plików DSD spodoba wam się jeszcze bardziej. Większość opisanych wyżej cech, z wyjątkiem aż tak niesamowitej energetyczności i wysokiej dynamiki, będzie po prostu jeszcze „bardziej”. Dźwięk będzie jeszcze bardziej „analogowy”, bardziej obecny, bardziej trójwymiarowy, gładszy, spójniejszy, płynniejszy. Jeszcze łatwiej będzie z nim zapomnieć, że to „tylko” nagranie, a nie muzyka na żywo. Nastąpi delikatne zmiękczenie ataku, ale mniejsze niż to, co można zwykle usłyszeć z DAC-ów, które odtwarzają oba te formaty i to za pomocą osobnych przetworników. Podobnie jak na co dzień we własnym systemie, gdy słuchałem muzyki ze swojego dedykowanego komputera po kilku dniach ustawiłem na stałe konwersję sygnału PCM do DSD128 i tak słuchałem już do końca testu. Nie twierdzę, że to jedynie słuszna droga – po prostu należę do obozu „fanów” formatu DSD. Najbardziej podoba mi się mój LampizatOr Golden Atlantic, ale także Nyquist, gdy grają pliki DSD, nawet jeśli są one konwertowane „w locie” przez komputer z sygnału PCM. | Słuchawki Na koniec jeszcze słowo na temat wyjścia słuchawkowego. Podłączyłem do niego słuchawki Audeze LCD-3 z kablem Entreq i czekała mnie kolejna bardzo pozytywna niespodzianka. Charakter brzmienia był podobny do tego, co opisałem wyżej. Siłą rzeczy odbiór muzyki przez słuchawki jest bliższy, bardziej jeszcze intymny, ale w tym przypadku jednocześnie zaskakująco przestrzenny. Jasne, że LCD-3 potrafią tak grać, ale potrzebują do tego bardzo dobrego wzmacniacza, zwykle osobnego urządzenia, a nie występującego jako dodatek, jak w tym przypadku. Gdybym musiał, choć trochę na siłę, wskazać jakąś słabość wzmacniacza Nyquista, to powiedziałbym, że dynamika w skali makro była odrobinę ograniczona pomimo operowania w górnych rejonach skali głośności, a najlepsze wzmacniacze słuchawkowe potrafią rozświetlić górę pasma, czyniąc te nauszniki jeszcze bardziej kompletnymi. LCD-3 lubią wysoką moc – zapewnie przydałoby się jej więcej i owe „słabości” mogłyby stracić rację bytu. Ale to naprawdę czepianie się na siłę wynikające z dobrej znajomości możliwości tych słuchawek. Było płynnie, gładko, z bardzo dobrym, schodzącym nisko, nasyconym, kolorowym basem, rewelacyjną, intymną, ekspresyjną średnicą oraz odrobinę złotą, ale dźwięczną, otwartą, pełną powietrza górą. Krótko – będą posiadaczem Nyquista i LCD-3 nie szukałbym osobnego wzmacniacza słuchawkowego, chyba że nie miałbym co zrobić z kilkunastoma tysiącami złotych – dopiero wtedy bym go dokupił. Podsumowanie Kto powinien rozważyć zakup Nyquista do swojego systemu? Oczywistością jest, że osoba dysponująca na ten cel sporą kwotą. Nowy Brinkmann to urządzenie z bardzo wysokiej półki i zostało stosownie do tego wycenione. Oferuje znakomite, umownie „analogowe” brzmienie, które zachęca do spędzania z nim każdej wolnej chwili. Daje bowiem ogromną radość z obcowania z muzyką, pokazując ją w niezwykle przekonujący, angażujący emocje, a jednocześnie prawdziwy sposób, zakładając że przez to rozumiemy brzmienie zbliżone do tego, co słyszymy na żywo. Dorzućmy do tego osobne, dedykowane przetworniki dla sygnału PCM i DSD, tradycyjne wejścia cyfrowe, ale i obecnie niemal niezbędne USB, możliwość pracy jako end-point dla Roona, odtwarzania plików z domowej sieci z serwera UPnP, obsługę Tidala, Dezeera i vTunera, a nawet MQA, jeśli już jest to komuś koniecznie potrzebne. A do tego cała sekcja cyfrowe jest wymienna, więc jeśli kiedyś w przyszłości pojawią się nowe rozwiązania, czy to softwarowe, czy hardwarowe, to użytkownik, zamiast wymieniać cały DAC, będzie mógł wyjąć moduł cyfrowy i na jego miejsce wstawić nowy (oczywiście nie za darmo, ale na pewno za mniej, niżby kosztował go cały nowy przetwornik). Osoby, dla których to rock, czy heavy metal stanowią podstawę słuchanego na co dzień materiału muzycznego, będą w stanie znaleźć kilka wysokiej klasy DAC-ów, które zagrają taką muzykę lepiej. Jeśli jednakże jest to starszy rock, albo jeśli nie słuchacie go aż tak dużo skupiając się na muzyce akustycznej, także klasyce, ale i elektrycznym jazzie czy bluesie, to tak bliski, intymny kontakt z muzyką da wam jedynie kilka przetworników z najwyższej półki, zwykle z lampami na pokładzie. Koniecznie więc musicie posłuchać propozycji Brinkmanna! To chyba pierwszy słuchany u mnie w domu DAC, który mógłby zastąpić u mnie LampizatOra i nie byłby to krok w tył. Wiele informacji o budowie Nyquista znalazło się już w tekście, dodam więc, że w zasadzie w jednej obudowie umieszczono tu dwa przetworniki. W części obsługującej sygnał PCM pracują dwie kości, po jednej na kanał, ESS ES9018S Sabre. Każda z nich składa się z ośmiu przetworników cyfrowo-analogowych, a ich wyjścia są sumowane w celu obniżenia poziomu szumów, zmniejszenia ilości błędów konwersji i dostarczenia na wyjściu z sekcji cyfrowej sygnału zbalansowanego. Wspominany Matthias Lück, odpowiedzialny za sekcję cyfrową Nyquista, postanowił wykorzystać jedynie funkcję konwersji D/A kości Sabre, pomijając wbudowane filtry cyfrowe. Do tego celu opracował system przetaktowywania sygnału, a wysokiej klasy zegar umieszczono zaraz obok kości DAC, w celu minimalizacji jittera. Filtr cyfrowy natomiast został zaimplementowany w osobnej kości DSP, do której oprogramowanie zostało stworzone na potrzeby Brinkmanna. W filtrze tym każdy sygnał PCM jest upsamplowany do postaci 352 kHz lub 384 kHz (w zależności od taktowania sygnału pierwotnego) i dopiero potem konwertowany do postaci analogowej. Dla sygnału DSD w Nyquiście funkcjonuje zupełnie osobna ścieżka z w pełni dyskretnym układem D/A DSD opracowanym w Brinkmannie. Nie ma więc tutaj konwersji DSD do PCM. Sygnał DSD przetwarzany jest w postaci natywnej trafiając do filtra analogowego na wyjściu. Z umieszczonej w opisywanej wcześniej osobnej, wymienialnej „skrzynki” z sekcją cyfrową sygnał trafia do analogowego stopnia wyjściowego, w którym pracują cztery lampy PCF803 marki Siemens typu NOS. Lampy te opracowano w latach 60. XX wieku do pracy w kolorowych telewizorach. Ciekawostką jest fakt, iż w każdej z nich znajduje się zarówno pentoda jak i trioda. W telewizorach lampy te miały pracować nawet 10 lat, więc w przetworniku, gdzie obciąża się je w dużo mniejszym stopniu, ich czas bezawaryjnej pracy powinien być jeszcze dłuży. W razie potrzeby Brinkmann dysponuje sporym ich zapasem. Wyjście jest sprzęgnięte transformatorowo – transformatorami Lundahla. Wyjście słuchawkowe typu duzy jack otrzymuje sygnał z lampowego stopnia wyjściowego. Przycisk umieszczony nad wyjściem aktywuje je, jednocześnie wyciszający wyjścia analogowe. Gałka wzmocnienia staje się jednocześnie potencjometrem regulującym głośność na wyjściu słuchawkowym, z tym że zakres regulacji zwiększa się znacząco pracując w skali od 0 do 99. Dane techniczne (wg producenta) Weejścia cyfrowe: USB 2.0, S/PDIF, AES/EBU, TOSLINK, RJ45 ETHERNET Dystrybucja w Polsce ul. Skrzetuskiego 42 02-726 Warszawa | Polska soundclub.pl |
- Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta - Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa - Końcówka mocy Modwright KWA100SE - Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100 - Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11 - Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator |
- Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM) - Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC - Kolumny: Bastanis Matterhorn - Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr - Słuchawki: Audeze LCD3 - Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako - Przewód głośnikowy - LessLoss Anchorwave - Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3 |
- Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence - Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R) - Stolik: Rogoż Audio 4SB2N - Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity