RECENZJA
Jean-Michel Jarre
Premiera: |
lecronica Project, wydany w dwóch częściach materiał muzyczny francuskiego kompozytora muzyki elektronicznej, jest podsumowaniem całej jego dotychczasowej działalności. To dopiero 14. wydawnictwo w jego czterdziestopięcioletniej (tak na okrągło) karierze! Zaprosił do niego muzyków, których ceni, lubi, z którymi zawsze chciał pracować. Udało mu się przygotować utwór z Tangerine Dream jeszcze przed śmiercią Edgara Froezego (6 czerwca 1944 - 20 stycznia 2015), zarejestrował także muzykę z Vincem Clarkiem (ex-Depeche Mode, ex-Yazoo, Erasure), Johnem Carpenterem, Massive Attack, Yello, Garym Numanem, Pet Shop Boys, Lang Langiem, Laurie Anderson i wieloma innymi osobistościami świata muzyki. Z niektórymi – jak Laurie Anderson – współpracował już wcześniej, ale w większości przypadków były to jego pierwsze spotkania z danym muzykiem. Project podzielony został na dwie części: 16 października 2015 roku ukazała się część pierwsza pt. Electronica 1: The Time Machine, a 6 maja 2016 roku druga, pt. Electronica 2: The Heart of Noise. Razem tworzą panoramę muzyczną, w której co i rusz słychać echa dawnych płyt Jarre’a, czasem w formie cytatów, czasem przetworzeń, wplecione w nową tkankę. Muszę powiedzieć, że początkowo nie zrozumiałem o co w tym projekcie chodzi, pomimo że mam wszystkie płyty JMJ, znam go od czasów Zoolook (1984) i wysoko cenię. Po jakimś czasie, kiedy więcej o nim poczytałem, przesłuchałem materiał jeszcze raz, i jeszcze raz bez żadnych uprzedzeń, zatopiłem się w tym świecie i uważam, że to najlepszy od wielu, wielu lat, może nawet od Revolution (1988) album tego artysty. Jarre przygotowywał się do niego wyjątkowo starannie. Prace nad nim, we współpracy z Davidem Linchem – reżyserem (m.in. Miasteczko Twin Peaks, 1990) i kompozytorem – rozpoczął już w 2011 roku. Część pierwsza (16 utworów) nagrana została przy pomocy 15 przyjaciół, podobnie zresztą, jak część druga (18 utworów). O materiale mówi w ten sposób: Chciałem opowiedzieć historię muzyki elektronicznej na podstawie własnych przeżyć i z mojego punktu widzenia – od momentu kiedy zaczynałem, aż po dziś dzień. Dlatego postanowiłem współpracować z całym wachlarzem artystów, którzy bezpośrednio lub pośrednio, w czasie kiedy przez ostatnie cztery dekady tworzyłem muzykę elektroniczną, byli związani z tym gatunkiem. Zaprosiłem ludzi, których podziwiam za ich szczególny wkład w ten gatunek muzyczny, którzy są dla mnie inspiracją, ale także takich, których brzmienie jest rozpoznawalne. Na początku nie miałem pojęcia, jak ten projekt będzie wyglądał, ale jestem zaszczycony faktem, że wszyscy których zaprosiłem do współpracy, przyjęli moje zaproszenie.Tworząc i komponując, Jarre postanowił osobiście poznać wszystkich zaproszonych do współpracy gości, odwiedzając ich w najróżniejszych częściach świata. Takie podejście, chociaż czasochłonne, daje pewność, że pomimo różnorodnych kolaboracji i szerokiego rozmachu, projekt ten jest spójnym i jednolitym dziełem. Moby wspomina: To byłoby bardzo proste – pozostać w Paryżu i przesyłać sobie wszytko e-mailami. Ale osobiście spotkać się z każdym z nas, przebywać razem w studio i mobilizować nas do innego spojrzenia na siebie jako twórców… Wydaje mi się, że to właśnie czyni ten album tak niezwykłym. Dla mnie ten projekt to nie tylko kolaboracje, ale ludzie, którzy połączyli siły i podjęli się wyjątkowej współpracy.Pierwsza informacja dotycząca tego wydawnictwa (liczy się je jako 14. i 15. jego płytę) została opublikowana niespodziewanie 20 kwietnia i dotyczyła singla Conquistador, powstałego we współpracy z producentem muzyki techno Gesaffelsteinem. 15 maja zaprezentowano Glory, drugi singiel, tym razem przygotowany z grupą M83, a 22 czerwca Zero Gravity, sygnowany przez Tangerine Dream. Wszystkie trzy single zostały wówczas wydane w postaci 12” czarnych płyt 45 rpm, z podstawową wersją po jednej stronie i jej remiksem po drugiej. Wydawcą był angielski specjalista od wyrafinowanych edycji, firma The Vinyl Factory. 19 stycznia ujawniono tytuł i listę utworów części drugiej. Dopiero kilka miesięcy później trafiło do nas oficjalne ogłoszenie dotyczące tego projektu – mówiono o nim wówczas E-project. Już wtedy forma Sony Music wiedziała, że to wyjątkowe wydawnictwo. Oprócz klasycznych edycji na CD i LP, tzw. „fanbox” przygotowała bowiem specjalny, limitowany do 1000 sztuk box (pudła Led Zeppelin były „limitowane” do 30 000 sztuk :). Dostępny był on jedynie na oficjalnej stronie artysty. W dużym, kartonowym pudle ze złotymi napisami znalazły się:
W boksie przewidziano miejsce na część drugą, która podwoiła ilość płyt i innych elementów składowych. Okładki wszystkich płyt zostały pokryte prawdziwym złotem i nie są takie same, jak w klasycznym wydaniu. Złocony jest także pendrajw, całość kosztowała więc firmę sporo. Tym więcej, że pierwszy box został dostarczony z nieprawidłowo wydrukowanymi litografiami – ich właściwe wersje dosłano później. Kiedy okazało się, że płyty LP w moim boxie są porysowane, firma obsługująca sprzedaż na stronie artysty od razu dosłała mi nowe egzemplarze. Brawo! Tyle tylko, że standard tego typu wydawnictw ustanowiony przez Daft Punk w Random Access Memories - Deluxe Box Set Edition nie został poprawiony, ani nawet powtórzony – to po prostu kolejny box, wyróżniający się jedynie podpisem Jarre’a. CZEGO I NA CZYM SŁUCHAMY? Z recenzją tej płyty czekałem długo – chciałem mieć w ręku wszystkie elementy układanki. Proponuję więc recenzję zestawu: • 3 x single 12”, 45 rpm: • Electronica Box Set: • Japońskie płyty Blu Spec CD 2 (BSCD2): Płyty winylowe odsłuchiwane były na dwóch gramofonach: niedrogim Pro-Ject RPM-5 Carbon i kosztującym 130 000 zł systemie Kronos Sparta + Helena. Płyty CD odsłuchiwane były na odtwarzaczu Ancient Audio Lektor AIR V-edition, także przy pomocy DAC-a Exogal Comet. Pliki odsłuchiwane były przez DAC Exogal Comet z laptopa z odtwarzaczem JPLAY, przez kabel USB Curious Cables. |
Watching You | Conquistador | Zero Gravity To klasyczny przykład na to, że wersje alternatywne są nie mniej interesujące niż podstawowe, a może nawet bardziej (Watching You), albo też mają zupełnie inny wyraz (Zero Gravity). Na singlach Conquistador i Watching You znajdziemy remiksy wykonane przez Jarre’a i wydłużone wersje utworów ze strony A, a na Zero Gravity tylko jedną, za to długą (7.23), wersję pt. Above & Beyond, z podkładem perkusyjnym. Singiel Tangerine Dream jest z nich wszystkich najciekawszy i najbardziej „klimatyczny”. Najlepiej też brzmi. Dwa poprzednie są znacznie mocniej skompresowane i trochę jednostajne, mają trochę zbyt niską dynamikę, przez co słychać je tak, jakby zostały nagrane z korekcją szumów Dolby A. Mimo to płyt słucha się bardzo dobrze, a to dzięki zachowanej miękkości i plastyczności. The Vinyl Factory to firma mająca swoją siedzibę w miejscu dawnej tłoczni EMI pod Londynem, korzystająca z tych samych maszyn, z których schodził np. katalog The Beatles. To w tej chwili najlepsza – moim zdaniem – tłocznia w Europie. Poligrafia jest równie wysokiej próby. Rozbiegówka jest długa, a szum przesuwu ekstremalnie niski, podobnie zresztą jak trzaski, których u mnie w ogóle nie było słychać. Być może dlatego utwory miały głębokie tło, były masywne, ale i miękkie. Trudno mówić o przestrzeni, ale jak na materiał elektroniczny było całkiem dobrze. Zabrakło tylko elementów otaczających słuchacza – wszystko działo się przede mną. Głębokość sceny była za to ponadprzeciętna. Jakość dźwięku: Electronica Box Set Materiał na płytach LP został mniej skompresowany niż na słuchanych wcześniej singlach 12”. Krążki zostały wytłoczone gdzie indziej, co skutkuje wyższym szumem przesuwu i częstszymi trzaskami. To wciąż jednak niski poziom i nie ma się czego obawiać. Brzmienie jest miękkie i głębokie. Panorama jest rozległa, a scena całkiem głęboka. Także i tutaj brakuje wyraźnego wychodzenia dźwięków na boki i za słuchacza. Podobnie jak na singlach, słychać kompresję, przejawiającą się spadkiem dynamiki. Bas nie jest tak ciepły i tak mocny, jak na singlach, ale schodzi chyba nawet niżej. Kiedy kończy się utwór The Time Machine i uderzają „kotły”, to są one bardzo niskie i dynamiczne. Nie ma cienia wyostrzenia i rozjaśnienia. Słychać to tak, jakby ktoś przepuścił materiał przez urządzenie lampowe, z całkiem dobrym skutkiem. Jedyną wyraźną bolączką jest wycofanie części środka, przez co materiał słychać trochę tak, jak byśmy włączyli we wzmacniaczu „kontur” („Loudness”). Ale bez wyostrzenia i rozjaśnienia. Poza tym to dobrze przygotowane longplaye, przykład dobrego podejścia do nacinania czarnych krążków z plików cyfrowych. Płyty CD mają podobną barwę jak LP, może z nieznacznie wyższym poziomem wyższej średnicy. Ale to wciąż gęste, nieco miękkie (ale to dobrze!) granie. Bas schodzi niżej niż na LP, ale jest bardziej suchy, przez co nie robi tak dużego wrażenia. To, co na LP było lepsze, to ilość informacji, jakby przed nami więcej się działo. CD gra bardziej sucho i w mniej plastyczny sposób. Jakość dźwięku: Blu Spec CD 2 (BSCD2) Spodziewałem się tego, ale nie myślałem, że różnica będzie tak duża: japońskie wersje są znacznie lepsze niż standardowe, europejskie tłoczenia, a różnice będzie słychać na każdym rodzaju odtwarzacza CD, także za 1000 zł. Wreszcie słychać dźwięki rozchodzące się po bokach, za nami. Najwyraźniej więc materiał źródłowy tak właśnie brzmi. Jeśli chodzi o barwę wersja BSCD2 znacznie bardziej przypomina winylową wersję. Jest zresztą od niej lepsza. Nie ma wyciętego elementu średnicy, który wcześniej nieco przeszkadzał, brzmienie jest pełne i głębokie. Bas jest znacznie bardziej nasycony i naturalny, co słychać chociażby przy wokalu Laurie Anderson, przetworzonym tak, aby sprawiał wrażenie, że dochodzi z innego wymiaru. Także fortepian Lang Langa miał o wiele lepsze body i głębokość. Jest świetnie! Jakość dźwięku: 8-9/10 PODSUMOWANIE Poprzednia płyta, Téo & Téa, ukazała się w 2007 roku i była – jak dla mnie – rozczarowująca. Flirt Jarre’a z muzyką klubową można by jeszcze wybaczyć, gdyby nie to, że muzyka była dość nudna. Także jakość nagrania nie miała nic wspólnego z tym, do czego artysta przyzwyczaił nas na swoich wczesnych albumach. Electronica Project jest zupełnie inną propozycją – dojrzałą, całkowicie obok mód i koniunktury, czytam go jako wynikły z potrzeby serca. Dwie części Projektu… różnią się od siebie – pierwsza jest zanurzona w przeszłości i bardziej wyrazista, druga z kolei bardziej nowoczesna i mocniej zaznaczyły się na niej wpływy poszczególnych artystów, chowając samego Jarre’a pod nimi. Ale to właśnie na Electronica 2: The Heart of Noise dochodzi do głosu elektroniczna melancholia, za którą Francuza kochamy. I choć początkowo to cześć pierwsza była moją ulubioną, po kilku przesłuchaniach ustalił się konkretny wzór: co jakiś czas słucham wybranych utworów z części pierwszej, a zaraz potem cały drugi krążek. Warto sięgnąć po to wydawnictwo niezależnie od tego, czy wzrastaliśmy z Jarrem, czy to dla nas prehistoria, a nawet składowisko gratów w zakurzonym lamusie. Zanurzmy się w tym ciągu dźwięków, zamknijmy oczy i płyńmy przez czas. GOLD Fingerprint: ELECTRONICA PROJECT Tym samym przyznajemy temu wydawnictwu nagrodę GOLD Fingerptint – naszą najważniejszą nagrodę, którą do tej pory przyznaliśmy tylko kilka razy (w ciągu 12 lat!). To wyraz uznania dla całej twórczości Jean-Michela Jarre’a, ale i podziw dla jego podróży przez czas i dla sposobu, w jaki została wydana. |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity