pl | en

Krakowskie Towarzystwo Soniczne

 

SPOTKANIE #100:

THE BEATLES I dCS ROSSINI
W WARSZAWIE
Audio Video Show 2015

Kontakt: wojciech.pacula@highfidelity.pl

highfidelity.pl
audiofast.pl
www.dcsltd.co.uk

POLSKA


rakowskie Towarzystwo Soniczne to miejsce, w którym ucierają się poglądy, idee, w ramach którego mamy możliwość wspólnego odsłuchu urządzeń i technik. Ponieważ spotykamy się w prywatnych domach, liczba osób takich spotkań jest ograniczona. Nad czym boleję – pierwowzór KTS-u, wydarzenia, które przekształciły się w „Audioszołki”, ukazujące się jakieś dziesięć lat temu w magazynie „Audio”, były imprezami otwartymi, odbywały się w salonach audio. Pewnych rzeczy zmienić się jednak nie da i trzeba je przyjmować takimi, jakimi są (że tak po „koejlowemu” pojadę :).

Zeszłoroczne, nienumerowane spotkanie KTS-u w czasie wystawy Audio Show 2014 było więc swego rodzaju rekompensatą za te lata – może i ułomną, ale jednak. Już wtedy wiedziałem, że musimy to powtórzyć podczas kolejnej edycji wystawy. Pretekst pojawił się dość szybko – Raveen Bawa, przedstawiciel firmy dCS, niedługo potem dał mi znać, że szykuje się nowość: po wielu latach nieobecności do oferty tej firmy wraca odtwarzacz Compact Disc. Od razu umówiliśmy się na wspólny odsłuch w ramach wystawy Audio Video Show 2015.

dCS Rossini

Proponowanie odtwarzacza CD w czasach, w których technikę tę uważa się za przestarzałą i „schodzącą” jest zagraniem ryzykownym. Bo komu takie „coś” potrzebne? Teraz bycie kulturalnym melomanem, doświadczonym audiofilem oznacza obecność w systemie w roli źródła albo gramofonu, albo odtwarzacza plików audio. Fizyczne nośniki sygnału cyfrowego (CD, SACD, DVD-A, Audio BR) traktowane są z przymrużeniem oka, są „be”. Nawet magnetofon kasetowy jest bardziej pożądany niż Compact Disc.

Przesadzam oczywiście w tej diagnozie, uwypuklam niektóre elementy sporu, ale myślę, że w takim jego odbiorze nie jestem osamotniony. Dlaczego więc firmy mające tak dobre rozeznanie w rynku urządzeń audio z najwyższej półki uparcie promuje fizyczne nośniki? Bo to, że i Rossini, i topowy Vivaldi odtwarzają pliki nie czyni z nich odtwarzaczy plików, to ich wtórna rola.

Odpowiedź jest prosta: ludzie, których szanuję i z których opinią się liczę uważają, że fizyczne nośniki wciąż brzmią lepiej niż pliki. Doświadczyliśmy tego z Raveenem (czytaj TUTAJ), a niedawno w wywiadzie dla magazynu „HIFICRITIC” mówił o tym szef Naima. A Cambridge Audio, wyjątkowo czujny producent z podstawowego i średniego przedziału cenowego zaproponowała ostatnio bardzo fajny… transport CD, model CXC.

Dla tych, którzy są w trakcie krucjaty i niosą święty sztandar z przekreślonym srebrzystym krążkiem to wszystko bajki, rozpaczliwe czepianie się tego, co już znamy. Przypomnę jednak, że podobnie traktowano, wcale nie tak dawno temu, zwolenników winylu i magnetofonów szpulowych, technik dawno przez „postępowców” wykreślonych ze stanu posiadania.

Pojawienie się nowego odtwarzacza Compact Disc na rynku topowego high-endu jest dla mnie całkowicie zrozumiałe. Wymaga jednak krótkiego wyjaśnienia – to nie jest odtwarzacz Super Audio CD, jak wszystkie wcześniejsze transporty i odtwarzacze dCS-a, a Compact Disc, z dedykowanym transportem CD. Powody są, moim zdaniem, dwa. Pierwszy to kosmiczny koszt napędu SACD VRDS-NEO firmy Esoteric, stosowanego w Vivaldim. Jego kupno to wydatek dla firmy rzędu kilku tysięcy euro. Czyli dla klienta końcowego, w urządzeniu, dwa lub trzy razy więcej (takie są realia prowadzenia stabilnej firmy). A Rossini jest przecież znacząco tańszy. Drugi powód wiąże się z dostępnością transportów Esoterica. Z tego, co wiem, dCS jest jedyną firmą, poza producentem, która ma do niego dostęp, ale nawet on – ograniczony.

Muzyka

Mając tak wyrafinowany odtwarzacz Compact Disc nie mogłem go nie wykorzystać. Odwiedzającym wystawę Audio Video Show 2015 zaproponowałem więc spotkanie z płytą CD w roli przewodniej. Zobaczyliśmy się dwukrotnie, o 12:00 oraz 13:00 w niedzielę, w sali firmy Audiofast. Wejście odbywało się za okazaniem wejściówek. Tematem było porównanie różnych wydań płyt CD zespołu The Beatles, z małym dodatkiem. W odsłuchu wykorzystaliśmy:

THE BEATLES

RUBBER SOUL | Drive My Car
1. Wydanie japońskie, remaster 1987 | Apple/Toshiba-EMI TOCP-51116, (2000) | CD
2. Wydanie europejskie, remaster 2009 | Apple/EMI Music 84414 2 5, „Sampler” (2009) | CD
3. Wydanie japońskie, remaster 2009 | Apple/EMI Music Japan TOCP-71006 (2009) | CD
4. Wydanie japońskie, rem. 2009 | Apple/EMI Music Japan TOCP-71006 (2009) | SHM-CD

REVOLVER | Here, There and Everywhere
1. Wydanie japońskie, remaster 1987 | Apple/Toshiba-EMI TOCP-51124, (2000) | CD
2. Wydanie europejskie, remaster 2009 | Apple/EMI Music 84414 2 5, „Sampler” (2009) | CD
3. Wydanie japońskie, remaster 2009 | Apple/EMI Music Japan TOCP-71007 (2009) | CD
4. Wydanie japońskie, rem. 2009 | Apple/USM Japan TOCP-76972 (2009) | SHM-CD

ABBEY ROAD | Come Together
1. Wydanie japońskie, remaster 1987 | Apple/Toshiba-EMI TOCP-51122, (2000) | CD
2. Wydanie europejskie, remaster 2009 | Apple/EMI Music 84414 2 5, „Sampler” (2009) | CD
3. Wydanie japońskie, remaster 2009 | Apple/EMI Music Japan TOCP-71013 (2009) | CD
4. Wydanie japońskie, rem. 2009 | Apple/USM Japan TOCP-76978 (2009) | SHM-CD

JOHN LENNON & YOKO ONO
DOUBLE FANTASY | I’m Losing You lub Woman
1. Wydanie japońskie, remaster 2000 | Apple/Toshiba-EMI TOCP-51122, (2000) | CD
2. Wydanie japońskie, remaster 2010 | Apple/USM Japan TOCP-71013 (2009) | SHM-CD (na kartce, pomyłkowo: CD)
3. Wydanie japońskie, remaster 2010 | Apple/USM Japan TOCP-76978 (2009) | Platinum SHM-CD (na kartce, pomyłkowo: SHM-CD)

Spotkanie

Procedura była prosta i przejrzysta: puszczałem po kolei ten sam utwór z czterech wersji płyty CD. Po każdej takiej turze pytałem słuchaczy o wrażenia, głosowaliśmy, był czas na wypowiedzi. Czasem ich dopytywałem o szczegóły, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej. Do sprawdzenia mieliśmy trzy różne płyty, a na deser Double Fantasy Johna Lennona. O ile przy Beatlesach porównanie miało charakter ABCD, ze znanymi A, B, C i D, o tyle przy Lennonie słuchaliśmy w trybie ABC, nie mając wiedzy o tym, co jest A, B i C – zaproponował to jeden ze słuchaczy i było to dobre posunięcie. Wchodzącym do sali rozdaliśmy kartki z wypisanymi utworami i wersjami, aby śledzenie zmian było wygodniejsze. Przy Lennonie pomyliłem się niestety z opisem – moja wina, moja wielka wina!

Muszę powiedzieć, że bawiłem się bardzo dobrze. Takie spotkania są bardzo stymulujące i odświeżające. Mam wrażenie, że większość słuchaczy podzielało te odczucia i – mam taką głęboką nadzieję – coś z tego spotkania wyniosło. Poniżej znajdą państwo kilka głosów, które zostały nadesłane do redakcji (prosiłem o nie po zakończeniu odsłuchów).

Ale zanim do tego przejdziemy trzeba powiedzieć, że głosowania pokazały kilka stałych. Przede wszystkim niemal wszyscy wskazali na to, że są różnice pomiędzy wszystkimi wydaniami płyt. Mniejsze lub większe, ale występują zawsze. Największy przeskok zanotowaliśmy między masterami z roku 1987 i 2009. Jak się okazuje – to wciąż kluczowy element układanki; od jakości nagrania, a potem masteru zależy najwięcej. Po drugie, słuchacze wskazywali najczęściej na zmniejszające się różnice między europejskim wydaniem, wydaniem japońskim i SHM-CD (wszystkie master 2009). Nie wszyscy, ale większość.

Ciekawie rozkładały się oceny. Najwięcej zwolenników miały master z 1987 roku oraz SHM-CD z 2009. Wersja europejska z nowym masterem i jej japoński odpowiednik z 2009 roku były najczęściej w głosowaniach pomijane. Choć, trzeba dodać, nie zawsze. Wskazywano na znacznie wyższą selektywność nowych wersji, lepsze różnicowanie instrumentów i głosów – po prostu wszystko było bardziej klarowne, bardziej dynamiczne. Za starszym masterem przemawiała płynność i muzykalność. I dopiero wersja SHM-CD dawała, według części słuchaczy, podobną płynność, łącząc ją z zaletami nowego masteru.

Przy płycie Lennona mogliśmy wybrać jeden z dwóch utworów - I’m Losing You lub Woman. Grupa z 12.00 wybrała Woman, a z 13.00 I’m Losing You. Próba zgadnięcia w ciemno była zabawna i pokazuje, że z każdą nowością trzeba się oswoić, podobnie jak z systemem, na którym się pracuje. Ale to była oczywiście zabawa. Jeśli zachęci państwa do samodzielnych prób – cel został osiągnięty.

VOX POPULI, VOX DEI

Podczas pokazów każdy mógł się wypowiedzieć, „zdać sprawę”. Poniższe wypowiedzi proszę więc traktować jako uzupełnienie tego, co działo się na sali.

Michał Z.

Miałem przyjemność uczestniczyć w 100. spotkaniu KTS na wystawie Audio Video Show 2015. Wnioski, które można wysunąć po odsłuchu są następujące: różnice występują pomiędzy wszystkimi wersjami. Sam proces tłoczenia wpłynął na dźwięk wszystkich odsłuchiwanych płyt. Moim zdaniem najgorzej, w większości, zabrzmiały pierwsze wydania, choć w ślepym teście Double Fantasy najbardziej podobało mi się najstarsze wydanie. W przypadku Abbey Road materiał pierwotny był bardzo źle zrealizowany, "brudny". Tutaj najbardziej podobało mi się wydanie japońskie (3.), wersja europejska była zbyt wygładzona trochę sztucznie brzmiąca. W przypadku Revolvera i Rubber Soul w zasadzie wahałem się między dwoma ostatnimi „japończykami” z 2009 – CD i SHM-CD. Można także było zauważyć, że wydania (bodajże nr 3) wszystkich płyt miały dość podobną sygnaturę dźwiękową - bardziej "dociążoną" niż SHM-CD i w niektórych przypadkach mogło to się bardziej spodobać.

Marcin Bobula
Krakowskie Towarzystwo Soniczne

Ósmego listopada o godzinie 12.00 miało miejsce setne spotkanie KTS zorganizowane podczas wystawy Audio Video Show. Spotkanie miało miejsce w sali na Stadionie Narodowym. Jako że nie raz byłem obecny na podobnych spotkaniach organizowanych w Krakowie podszedłem do tego doświadczenia na spokojnie, choć okoliczności były zupełnie inne. Zupełnie inne pomieszczenie odsłuchowe (niekoniecznie tak pieczołowicie dostosowane akustycznie jak pokoje kolegów z KTS-u) i uczestników sporo więcej, no i system całkowicie mi nieznany. Mimo to postanowiłem wziąć w tej zabawie udział. Specjalnie piszę o zabawie, bo słuchanie muzyki dla mnie zawsze było, jest i będzie przyjemnością, a przyjemność to dobra zabawa.

Żeby dać innym szanse lepszego obcowania z muzyką, zająłem miejsce w nie najlepszym akustycznie ostatnim rzędzie. Nie będę się rozpisywał co do szczegółów każdego prezentowanego utworu. Powiem tylko, że różnice miedzy poszczególnymi wydaniami, czy to japońskimi, czy europejskimi były, moim zdaniem, minimalne. Dopiero płyta nagrana w technologii SHM-CD wprowadzała duże zmiany. Zyskiwała przestrzeń, barwa, a także mikrodynamika. Oczywiście dla mnie te zmiany były na plus. Schemat ten powtarzał się przy kolejnych prezentacjach. Dopiero ostatni odsłuch ten „na ślepo” był inny. Ale w tym zestawie mieliśmy płytę Platinum SHM-CD. Tu różnice były większe.

Po odsłuchach Wojtek zawsze pytał czy były różnice w tym co słyszeliśmy. Oczywiście – różnice były. Natomiast ja zadawałem sobie inne pytania. Dlaczego płyty z tym samym remasterem, nagrania opisane przez 16 bitów i 44,1 kHz brzmiały w tak różny sposób? I czy chciałbym zapłacić trzykrotną wartość za płytę SHM-CD (o Platinum nawet nie wspomnę)? Odpowiadając – pokusiłbym się o wersję SHM-CD tylko w przypadku moich ulubionych albumów: Diana Krall, Dire Straits, Norah Jones…

Tak czy inaczej warto było posłuchać ile jeszcze można wyciągnąć ze starego, przez niektórych skazanego na muzeum – krążka. Osobiście uważam, że CD jeszcze długo będzie równoprawnym źródłem w wielu audiofilskich systemach. W moim też.

Stanisław P.

Na spotkaniu KTS-u byłem o godzinie 12.00. Jak dla mnie pierwsze wydania na CD grały najlepiej. dCS Rossini, tak uważam, to system tej klasy, że potrafi już pokazać wiele niuansów na płytach. Słucham dużo muzyki z CD, pierwotnie nagrywanej na taśmach analogowych, dlatego na CD zawsze pierwsze wydania, jak dla mnie, grają znacznie lepiej. A to dlatego, że po prostu taśma-matka nie była jeszcze tak zdegradowana. Na Beatlesach też było dużo więcej informacji o samych muzykach jak i instrumentach, było to bliższe naturze. Nie mam natomiast mocno zaznaczonego zdania co do ostatniego utworu, ale chyba najbardziej wiernie zagrało Platinum SHM-CD.

Marek Dyba | „High Fidelity”
Setne spotkanie KTS-u nieobiektywnym okiem nie-fana The Beatles (i formatu CD)

Kilka dni przed rozpoczęciem tegorocznego Audio Video Show dostałem od Wojtka maila z zaproszeniem na jubileuszowe, już setne spotkanie Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego, które miało się odbyć tym razem w... Warszawie (odważny Krakus – przemknęło mi przez głowę). No cóż, pomyślałem, boss każe... co zrobić, pójdę... :) Z mojego punktu widzenia tematykę spotkania trudno było nazwać ciekawą – nie dość, że miało dotyczyć porównywania różnych odmian przestarzałego formatu CD (he, he, Wojtek właśnie zgrzyta zębami) to na dodatek z muzyką The Beatles, który to zespół... cenię za wkład w rozwój muzyki jako takiej, ale żeby zaraz jej słuchać... Jest przecież tyle ciekawszej muzyki do odkrycia (tak, wiem, narażam się na lincz ze strony fanów :)).

Uznałem jednakże, że może to być ciekawe doświadczenie socjologiczne – w końcu gdy zbiera się jakaś grupa audiofilów, by podyskutować na dowolny temat to zwykle zdań jest mniej więcej tyle co dyskutantów. Ciekawym więc był, czy i tym razem to się potwierdzi, czy może wystąpi wyjątek od reguły (regułę tak czy owak potwierdzający). Na spotkanie dotarłem wprost z recitalu uroczej i utalentowanej włoskiej wokalistki, Andrei Celeste, która śpiewała na żywo z towarzyszeniem podkładu muzycznego odtwarzanego z taśmy analogowej poprzez system FM Acoustics. I właśnie po TAK cudownym doświadczeniu przyszło mi słuchać tej paskudnej płyty CD.

Moja wredna natura śląskiego skorpiona liczyła po cichu na odrobinę rozrywki, na to, że może chociaż Warszawiacy i Krakusy dadzą wyraz odwiecznym animozjom przechodząc szybko od słów do (ręko)czynów. Ku mojemu rozczarowaniu, mimo iż gościliśmy na obiekcie sportowym, gdzie adrenalina zwykle buzuje w żyłach, do niczego nie doszło - sprawdziło się powiedzenie, że muzyka (nawet The Beatles – no dobrze, już przestaję) łagodzi obyczaje. Co wcale nie znaczy, że nie było ciekawie. Było, bo – zgodnie z przypuszczeniami – zdania słuchaczy były mocno podzielone, a często wręcz całkowicie sprzeczne.

Słuchaliśmy czterech wersji kilku wybranych przez Wojtka utworów (z 4 różnych wydań), po czym słuchacze mieli określić swoje preferencje i postarać się je uzasadnić. No i było ciekawie – co dla jednych brzmiało najbardziej naturalnie, dla innych było najbardziej sztuczne. To, co najbardziej przestrzenne, dla innych brzmiało płasko. Jedni jako jedynie słuszną wybierali „zwykłą” płytę CD (jako tą, która kupiliby dla siebie, bo tak Wojtek rozwinął prośbę o wybór preferowanej wersji, eliminując mnie w ten sposób z aktywnego uczestnictwa w dyskusji), inni pod uwagę brali wyłącznie „wypasioną” (w zależności od konkretnej próby – „Japończyka” czy SHM-CD, a w jednym przypadku bodaj nawet Platinum SHM-CD). Jedni daliby się pokroić za najzwyklejsze europejskie wydanie, innych zadowalała wyłącznie wersja japońska. Dla jednych oczywistym wyborem był starszy mastering tego samego materiału, dla innych dopuszczalny był tylko ten „młodszy”.

Oczywiście po części różnice w ocenie brzmienia wynikały z różnego stopnia osłuchania uczestników, różnej sprawności aparatu słuchu, konkretnego miejsca w sali odsłuchowej, osobistych preferencji. Nawet biorąc to wszystko pod uwagę tak sprzeczne opinie różnych osób musiały nieco dziwić, pokazując jasno, jak mało jest w tej całej zabawie obiektywizmu, a jak wiele wynika z takich czy innych indywidualnych uwarunkowań. Ale to dobrze, bo to właśnie różnorodność sprawia, że świat jest ciekawy, że mamy o czym dyskutować, o co się spierać i byle to miało tak fajna formę, jak w czasie tego spotkania, to jest to po prostu interesujące doświadczenie dla każdego uczestnika.

Ujmując rzecz najkrócej jak można – setne spotkanie KTS potwierdziło dwie powszechnie znane prawdy. Po pierwsze audio, to jak odbieramy dźwięk, jest cholernie nieobiektywne – każdy słyszy po swojemu, czy może każdy ma swoją prawdę na temat tego co usłyszał. Po drugie The Beatles nadal mają duże grono fanów i łączą pokolenia, jako że rozpiętość wieku uczestników KTS sięgała od (na oko) kilkunastu miesięcy (bo i taki fan się trafił), po (również circa about) lat 80 (a pewnie i starsi fani istnieją, tylko na spotkanie nie dotarli).

Ja natomiast uzyskałem potwierdzenie, że mnie do Beatlesów nie są w stanie przekonać ani wypasione wydania srebrnych krążków (pewnie łatwiej byłoby z czarnymi płytami, czy taśmami analogowymi), ani wysokiej klasy system z dCS-em, Audio Researchami i Wilsonami w rolach głównych. To po prostu nie moja bajka. Ale doświadczenie jako takie było faktycznie ciekawe, a rola niezaangażowanego obserwatora bardzo mi w tym przypadku odpowiadała. Sądząc po minach pozostałych uczestników (a sala była pełniutka) wszyscy oni, z panem Jarkiem Orszańskim, który chętnie zabierał głos, włącznie, doskonale się bawili. Zakładam, że właśnie o to głównie Wojtkowi chodziło, gdy zabierał się za organizację tego spotkania.

Julian
Kilka słów o spotkaniu #100 KTS (a moim pierwszym)

Pomysł świetny, naprawdę gratuluję! Takich wydarzeń powinno być na wystawie zdecydowanie więcej. Postanowiłem natomiast powstrzymać się od spisywania moich subiektywnych ocen prezentowanych wersji, ponieważ, po pierwsze, nie sądzę żeby ktoś chciał czytać 120 tabelek z ocenami z dwóch sesji, a po drugie odsłuch ten dowodzi - moim zdaniem - przede wszystkim, że system w tych warunkach niesamowicie różnicował wrażenia/odbiór w zależności od miejsca siedzenia/stania/kucania.

Zakładam, że na spotkanie przyszli w większości ludzie osłuchani, świadomi na co zwracać uwagę, więc nie wierzę, że to przypadek, że lewa połowa sali wolała jedną wersję a prawa strona inną. Ja siedziałem pośrodku i zgadzałem się raz z jedną raz z drugą stroną, choć były przypadki, że moje wrażenia były dość odosobnione (np. przy odsłuchu Revolvera - słyszałem że ewidentnie przy starym masterze otworzyła się przestrzeń, scena wyszła daleko poza kolumny. Nowe mastery grały ciasno, wąsko, między głośnikami, a oba "skrzydła" sali twierdziły że jest dokładnie odwrotnie. Ale nie wykluczam, że to jednak ze mną  jest coś nie tak, w demokracji to naturalne (choć bolesne w skutkach) zjawisko.

Nie mogłem się powstrzymać i jak tylko dotarłem wieczorem do domu zabrałem do piwnicy (gdzie mam pokój odsłuchowy) żonę, butelkę wina i dwa kieliszki i położyłem na talerz (gramofonu) Rubber Soul. No i się bardzo zdziwiłem - ponieważ na tej płycie wcale nie ma utworu Drive my car (!!!). W każdym razie na mojej ulubionej edycji (Capitol Canada) jej nie ma. Niestety nie znam tracklisty na pamięć więc pomyślałem sobie: ale nas Redaktor wkręcił, puścił numer z innej płyty i nikt nie zauważył - ale heca! No, ale ponieważ mam w sumie 5 różnych wydań Rubber Soul na winylu (w tym dwa japońskie, bezkonkurencyjne jest stare wydanie EMI/Odeon), i na pozostałych jest Drive my car, więc odetchnąłem z ulgą że jednak wszystko się zgadza.

Tomek
Krakowskie Towarzystwo Soniczne

„Wyjazdowe" spotkanie KTS-u to dla mnie zawsze ciekawe przeżycie. Cieszę się, że pod względem metodologii słuchania, nie różnią się one zbytnio od tego, co robimy w Krakowie, pomimo że uczestniczy w nich kilkadziesiąt osób, zamiast kilku, maksymalnie kilkunastu, jak ma to zwykle miejsce. Dzięki temu, każdy kto wziął udział w odsłuchu płyt Beatlesów mógł się przekonać, jak ciężką pracę często wykonujemy, z jak niewielkimi różnicami w brzmieniu poszczególnych próbek musimy się zmagać.

Oczywiście różnice te w przypadku większości z czterech odsłuchiwanych podczas KTS #100 albumów były w moim mniemaniu całkiem spore, rozrzut skrajnych opinii na sali świadczy dla mnie jednak o tym, że preferencja co do wyboru najlepszej wersji zmienia się w zależności od gustów brzmieniowych i zapewne również doświadczenia odsłuchowego danego uczestnika. Przechodząc do konkretów, z mojej perspektywy brzmienie wydań wytłoczonych w Japonii było bez problemu rozpoznawalne, zawsze towarzyszył im pewien specyficzny „spokój" oraz gładkość brzmienia. Najbardziej irytujące było dla mnie zawsze wydanie z „Samplera", natarczywe i cyfrowe w porównaniu do japońskiej konkurencji. 

Muszę przyznać uczciwie, że w przypadku Double Fantasy John Lennon & Yoko Ono nie udało mi się prawidłowo zgadnąć w ślepym teście, którą próbką było Platinum SHM-CD, chociaż uważam ten format za najlepsze, co do tej pory w ramach formatu CD stworzono. Część winy zrzucę tutaj jednak na nieznajomość tego albumu oraz błąd w rozpisce rozdanej przed spotkaniem, w której przy żadnej z trzech wersji nie odnotowano, że jest to właśnie Platinum SHM-CD.

Muszę jeszcze pochwalić akustykę pomieszczenia na Stadionie Narodowym, w którym odbył się nasz odsłuch. Wystarczyły mi dosłownie 3 sekundy „przedbiegu" w postaci Modern Talking aby stwierdzić, z jak pierwszorzędnym brzmieniem systemu mamy do czynienia. Oczywiście zarówno Wilson Audio jak i dCS to sprzęt z najwyższej półki, który bardzo cenię, jednakże zarówno w Warszawie, jak i na High-End w Monachium, niejednokrotnie byłem świadkiem porażki dźwiękowej w wykonaniu tego sprzętu. Tutaj wszystko brzmiało na piątkę z plusem, przynajmniej na tych płytach, które odsłuchaliśmy podczas jubileuszowego spotkania. Mam nadzieję, że za rok uda się zrealizować podczas Audio Video Show równie ciekawy odsłuch, oraz że panująca wśród publiczności atmosfera będzie równie miła, jak miało to miejsce w tym roku, w pierwszej turze odsłuchu, na której byłem.

Koniec

Wszystkim państwu pięknie dziękuję za spotkanie, było mi niesłychanie miło. W przyszłym roku też na pewno coś przygotujemy, może nawet w dwóch różnych pokojach – pierwsze pomysły już kiełkują. Proszę się wówczas nie krępować, podchodzić do mnie, rozmawiać, chętnie się z Wami poznam i uścisnę dłoń. Bo przecież dla nas wszystkich liczy się tylko muzyka – byleby jak najlepiej podana :) A tego trzeba się uczyć od najmłodszych lat. Z tym większą przyjemnością wysyłamy certyfikat Honorowego Członka Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego najmłodszej uczestniczce spotkania:

Zgodnie z prośbą przesyłamy namiary do najmłodszego słuchacza setnego spotkania Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. Młody słuchacz ma na imię Julia i ma 14 miesięcy. To były jej pierwsze targi audio, w sobotę spędziła na nich 8 godzin, w niedzielę była krócej, ale miała szczęście i pomimo braku wejściówki udało się jej posłuchać twórczości The Beatles. Bardzo fajne spotkanie, do zobaczenia za rok!

Pozdrawiamy
Julia, Anna, Hubert

Z mojej strony jeszcze raz ukłon dla państwa i, mam nadzieję, do zobaczenia!!!

Wojciech Pacuła

  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl