Wzmacniacz zintegrowany + przedwzmacniacz gramofonowy
Audio Tekne
Producent: Audio Tekne Incorporated |
ak się złożyło (zupełnie przypadkiem), że obaj z Wojtkiem kochamy japońskie urządzenia. Ja co prawda mam większe skrzywienie w stronę tych, które na pokładzie mają bańki próżniowe, ale potrafię docenić japoński perfekcjonizm również i w produktach opartych na kwarcu. Urządzenia stworzone przez Japończyków niemal zawsze mają w sobie dodatkowy, nieuchwytny pierwiastek, który umownie nazwę ‘duszą’. Wróć! Wyraziłem się nieprecyzyjnie – to nie urządzenia mają duszę, ale reprodukowana przez nie muzyka. Dzięki temu prezentacja zbliża się do żywego, naturalnego dźwięku na tyle, że niemal bez wysiłku można zapomnieć, iż to tylko reprodukcja. I, co mnie niezmiennie dziwi, potrafią to nie tylko urządzenia lampowe. Nie twierdzę oczywiście, że potrafią to wyłącznie elementy Made in Japan, ale odsetek „Japończyków”, które tak grają, jest wyższy niż produktów z innych stron świata. Oczywiście moim zdaniem. Wydaje mi się, że i Wojtek widzi w tych produktach coś wyjątkowego i właśnie dlatego, już lata temu, zdecydował że co roku majowy numer „High Fidelity” poświęcony będzie wyłącznie produktom pochodzącym z Kraju Kwitnącej Wiśni. Choć skompletowanie z nimi całego numeru wcale nie jest łatwe, co roku udaje nam się znaleźć ciekawe, pochodzące z różnych półek cenowych urządzenia, które dla państwa opisujemy. Dwa lata temu miałem przyjemność pisać o fantastycznym lampowym wzmacniaczu Souga, firmy Kondo, a w roku ubiegłym o pochodzącym z zupełnie innej półki cenowej, tranzystorowym SoulNote (dziś marka ma już polskiego dystrybutora), a także o świetnych słuchawkach FADa. Słowem – w Japonii powstają znakomite urządzenia zarówno z najwyższej półki, jak i bardziej dostępne dla „normalnego” miłośnika muzyki. W tym roku testuję dwa zestawy, z których jeden, choć otwiera ofertę tej marki, kosztuje sporo, drugi natomiast wyceniony jest przystępnie i skierowany do innego użytkownika. W tym teście skupimy się na tym pierwszym. Co roku na Audio Show mamy okazję podziwiać dziesiątki (a ostatnio już ponad 100) prezentacji, z których jedynie nieliczne pozostają w pamięci na dłużej. W 2013 roku jedną z nich, szeroko dyskutowaną i na korytarzach hotelu Sobieski, i na tematycznych forach internetowych, był debiut słoweńskiego dystrybutora, firmy Natural Sound, przedstawiciela m.in. japońskiej marki Audio Tekne. Zorganizowana w niewielkim pokoju, z kilkuwatowymi wzmacniaczami lampowymi, specyficznymi, wysokoskutecznymi kolumnami, prezentacja ta była „zapakowana” słuchaczami po sufit za każdym razem gdy tam wchodziłem. Trudno więc było zająć dobre miejsce odsłuchowe, wymagało to ogromnej cierpliwości, ale warto było czekać, bo dopiero wtedy można było docenić klasę tejże prezentacji. Nawet jednak w mocno nieoptymalnych miejscach odsłuchowych brzmienie było dobre, ciekawe i piękne. Była to chyba pierwsza prezentacja w Polsce jednej z najwyżej cenionych na świecie, lampowych marek, Audio Tekne. Z wyglądu urządzenia przypominają te pochodzące ze „złotej ery” wzmacniaczy lampowych – żadnych efekciarskich elementów, proste konstrukcje, w których forma służy funkcji a nie na odwrót. Ich obudowy wykończone są farbą w dość specyficznym kolorze, który może i trudno nazwać efektownym (acz na żywo wygląda lepiej niż na zdjęciach), ale na pewno jest praktyczny – na tak wykończonych urządzeniach nie widać drobin kurzu. Brak wybitnych walorów estetycznych ułatwia też całkowite skupienie się na muzyce. Dygresja - nie wiem, czy dotarła do Państwa informacja, na razie nieoficjalna, która pojawiła się już w marcu – w tym roku Audio Show potrwa 3 dni, od piątku do niedzieli! I zmieni częściowo miejsce… Przy takiej ilości wystawców będzie to ogromnym ułatwieniem dla zwiedzających (nawet jeśli nie wszyscy będą w stanie pojawić się już w piątek). W roku 2014 prezentacja Audio Tekne wyglądała już zupełnie inaczej. Wynajęty apartament w hotelu Brystol, obecność właściciela/konstruktora pana Kiyoaki Imai, prezentacja z wielkimi kolumnami dc10Audio – słowem rozmach godny tej marki. Dostać się na prezentację również nie było łatwo, ale na szczęście, jako przedstawiciel prasy, mogłem wybrać się na zamknięty pokaz i tym razem spokojnie posłuchać muzyko, leżąc na dowolnie wybranym boku, że tak powiem. Po raz kolejny miałem więc okazję przekonać się, że Audio Tekne należy się miejsce wśród największych, najwybitniejszych japońskich marek, takich jak: Kondo, AirTight, Wavac, czy Robert Koda (nawet jeśli to nie są urządzenia lampowe). Ułatwię sobie życie i zacytuję fragment mojej relacji z tej prezentacji: System Audio Tekne składał się z wzmacniacza mocy TM-9801, przedwzmacniacza TFA-8695 oraz phonostage'a TEA-8695, uzupełnionych kolumnami dc10audio oraz gramofonem SME 20. Prezentację japońskiej marki prowadził jej twórca, pan Kiyoaki Imai. Opowieść pana Imai jako żywo przypominała mi choćby to, co czytałem o Kondo-sanie. Urządzenia Audio Tekne są bowiem wynikiem fascynacji, wręcz uwielbienia dla muzyki, szczególnie klasycznej, granej na żywo. Są próbą przeniesienia wrażeń, emocji i wzruszeń, których doświadczamy słuchając muzyki granej na żywo, do naszego pokoju odsłuchowego. To, co słyszymy u siebie w domu jest zwykle bardzo odległe od tego, co pamiętamy z koncertów, ale w wydaniu Audio Tekne, na ile mogę to ocenić po tegorocznej i ubiegłorocznej prezentacji, emocji na pewno nie brakuje. Nie będę ukrywał, że chętnie skonfrontowałbym urządzenia tej marki z wrażeniami, których dostarczyły mi wzmacniacze Kondo. Zwracam uwagę na ostatnie zdanie. Dlaczego? Otóż jakiś czas po ukazaniu się tejże relacji skontaktował się ze mną pan Hari Strukejl z Natural Sound z pytaniem, czy chciałbym przetestować wzmacniacz zintegrowany AT. Odpowiedź mogła być tylko jedna. Spotkaliśmy się w Warszawie, gdzie Hari przyjechał, jako że pracuje z polskim partnerem nad otwarciem salonu odsłuchowego, gdzie będzie można posłuchać zarówno systemu Audio Tekne, jak i FM Acoustics. Według ostatnich informacji, salon ma być gotowy jeszcze w tym roku. Jak się okazało, Hari przygotował dla mnie niespodziankę – oprócz otwierającej ofertę integry TFM 2000 przywiózł także przedwzmacniacz gramofonowy TEA 2000. Nie pozostało mi więc nic innego jak przetestować oba urządzenia. OK., przyznaję – nie miało to nic wspólnego z „obowiązkiem” – zrobiłem to z dziką radością! USTALENIA WSTĘPNE Zanim przejdę do opisu brzmienia chciałbym jeszcze wspomnieć o filozofii pana Imai. Co do sprzętu – jak pisze on na swojej stronie, sprzęt nie ma brzmieć dobrze, czy źle, ma brzmieć tak „jak trzeba”, „akuratnie”. Czyli jak? Najkrócej rzecz ujmując – naturalnie. Oczywiście, by wiedzieć, co to jest naturalne brzmienie instrumentów (akustycznych) trzeba ich posłuchać na koncertach, najlepiej wielokrotnie. Nawet jeśli dana osoba nie bywa na takowych regularnie jest w stanie określić, czy dany system brzmi naturalnie. Jak? Jeśli w dźwięku nic nam nie przeszkadza, jeśli żaden element tegoż dźwięku nie wyskakuje przed szereg (podkreślam – dźwięku, a nie muzyki!), nie narzuca się, jeśli słuchanie wciąga i nie męczy, jeśli wywołuje emocje – to są „naturalne” dowody „naturalności” brzmienia. Proste prawda? Gwoli wyjaśnienia – to nie jest bezpośrednie tłumaczenie, a to jak rozumiem to, co znalazłem na stronie Audio Tekne. W jednej ze stosunkowo nielicznych recenzji sprzętu tej marki znalazłem także nieco informacji o filozofii sprzedaży, którą pan Imai narzuca swoim dystrybutorom (czytaj TUTAJ). Zadaniem dystrybutora nie jest maksymalizacja sprzedaży, nie jest sprzedaż każdemu, kogo na to stać. Sprzęt Audio Tekne ma trafiać do klientów (odpowiednio zamożnych oczywiście), którzy rozumieją filozofię naturalnego brzmienia i się z nią zgadzają. W przypadku sprzedaży przez dystrybutorów na nich spada zadanie wytłumaczenia potencjalnemu klientowi hasła: “Audio equipment is civilization and music is culture” (sprzęt audio to cywilizacja, muzyka to kultura). Jedno nie może istnieć bez drugiego, jedno drugie uzupełnia. W dzisiejszych czasach, gdy najważniejszym celem dziewięćdziesięciu kilku procent producentów sprzętu audio jest jak największy zarobek, takie podejście jest czymś zupełnie wyjątkowym. Jakoś zupełnie nie dziwi mnie, że to filozofia firmy z Kraju Kwitnącej Wiśni. Ale do rzeczy. Do testu otrzymałem dwa urządzenia. Pierwszym był wzmacniacz zintegrowany TFM 2000, otwierający ofertę Audio Tekne. Jest to wzmacniacz lampowy w układzie push-pull, oparty o rzadko stosowane, podwójne triody 6AS7G, dające 6 W (!) na kanał. Jak w czasie prezentacji na AS mówił pan Imai, najważniejszymi elementami jego urządzeń są wysokiej klasy transformatory nawijanie miedzianym drutem, w których rdzeniach wykorzystuje się permaloj (stop niklu i żelaza). Także wewnętrzne okablowanie wykonane jest miedzią. Dodatkowo Audio Tekne w swoich urządzeniach stosuje elementy wykonane z węgla (czy może grafitu – po angielsku używane jest słowo „carbon”), które służą jako elementy tłumiące niepożądane wibracje. Z tego materiału wykonane są nóżki tych urządzeń (należy więc uważać, by nie pobrudziły powierzchni, na której są stawiane), a w przypadku testowanego phonostage'a między poszczególnymi stopniami wzmocnienia wstawione są całe bloki tego materiału, które na pierwszy rzut oka można wziąć za obudowy transformatorów. Oczywiście nie ucieknę od porównań z Kondo. Tam mamy przede wszystkim wzmacniacze w układzie SET, tu push-pulle, tam przede wszystkim srebro, tu miedź, tam miedziane elementy obudowy w pewnym stopniu służą za elementy tłumiące wibracje, tu mamy w tej roli odmianę węgla. Słowem – różnic jest sporo i są one znaczące. Przedwzmacniacz gramofonowy TEA 2000 to również najtańsze urządzenie tego rodzaju w ofercie japońskiej firmy. To przedwzmacniacz dla wkładek typu MC (Moving Coil), z osobnymi wejściami dla wkładek o niskiej (10 Ω) i wysokiej (100 Ω) impedancji. To także układ typu push-pull oparty na trzech parach lamp: jednej parze 6072A (12AY7), oraz dwóch parach E180CC. Z tyłu znajdują się dwa osobne wejścia RCA, jak również dwa wyjścia. Do tego dochodzi zacisk uziemienia i gniazdo sieciowe. I już. Żadnych regulacji, zero ustawień. Jak mi powiedział Hari, phonostage, a przynajmniej niskopoziomowe wejście zostało zrobione pod własną wkładkę Pana Imai, MC-6310, którą należałoby określić wręcz mianem superniskopoziomowej, jako, że daje ona sygnał wyjściowy zaledwie 0,1 mV, przy impedancji 2 Ω. Żadnej wkładki o tak niskim poziomie wyjściowym nie miałem do dyspozycji, nie udało mi się również (ze względów obiektywnych) zrealizować pomysłu na wypożyczenie kilku wysokiej klasy wkładek, pozostało mi się więc skupić na mojej Koetsu oraz jednej z dwóch wkładek Kiseki, które dostałem do testu (recenzja wkrótce). Odsłuchy podzieliłem na trzy części. Zacząłem od samego wzmacniacza, później w moim systemie posłuchałem przedwzmacniacza, a na końcu posłuchałem obu urządzeń razem. Opisu nie będę jednakże dzielił na trzy części, ponieważ w przypadku obu urządzeń wyraźnie słychać, że wyszły spod tej samej ręki, że są realizacją tej samej filozofii brzmienia, a najlepszy efekt dawało wykorzystanie w systemie obydwu urządzeń razem. Warto wspomnieć, że oba urządzenia potrzebują sporo czasu od momentu ich włączenia, zanim zaczną grać pełnym głosem, że tak powiem. Powiedziałbym, że chodzi o jakąś godzinę, a to, nawet jak na urządzenia lampowe, dość długo. Rzecz nie w tym, że wcześniej nie da się go słuchać, ale po prostu wyraźnie słychać jak dźwięk się z czasem stopniowo otwiera, nasyca i – choć w mniejszym stopniu – wygładza. Płyty użyte do odsłuchu (wybór):
Pierwsze wrażenie, ze słuchania Audio Tekne (zwłaszcza przed upływem owej godziny, ale w pewnym stopniu także i później), to kwestia nieco ciemniejszej prezentacji niż w przypadku większości znanych mi urządzeń. Mimo skonstatowania takiego właśnie odbioru tego grania, ani przez moment nie przyszło mi do głowy, że to wada. Nawiasem mówiąc, zanim zabrałem się za faktyczną ocenę dźwięku jako takiego minęło dużo czasu. Dlaczego? Bo Audio Tekne gra muzykę! OK., nie w taki sam sposób jak instrumenty, bo to niemożliwe, ale w końcu słuchając jakiegokolwiek systemu audio zawsze gdzieś tam mamy zakodowane, że to nie żywa muzyka, a jedynie reprodukcja. Rzecz sprowadza się do tego, jak dobra, jak bliska muzyce granej na żywo. Im lepsza, im bardziej naturalna, tym bardziej wciąga słuchacza w świat muzyki. |
Pomimo tak pięknych wspomnień z odsłuchów w czasie Audio Show, pomimo renomy tej japońskiej marki, podchodziłem do słuchania z rezerwą – w końcu to „tylko” push-pull, a nie, tak wielbiony przeze mnie, układ SET. A jednak... Słuchanie, zwłaszcza obu urządzeń razem, było równie ekscytujące, wciągające, emocjonalne, jak to co pamiętałem ze spotkań z wzmacniaczami Kondo. Nieco inaczej rozłożone były akcenty, ale była ona równie fantastyczna. Gdy igła opadała do rowka płyty świat wokół przestawał istnieć, liczyła się tylko muzyka, prezentowana w taki sposób, że natychmiast zapominałem, iż to „tylko reprodukcja”. Jak już kiedyś pisałem, można przyjąć (choć to oczywiście tylko jedna z wersji), iż zadaniem sprzętu audio jest „oszukać” słuchacza, sprawić, by zapomniał, że nie siedzi na sali koncertowej, czy w klubie, na czas odtwarzania przekonać go, że słucha muzyki granej na żywo. Pewnych elementów uczestnictwa w koncercie nie da się do końca oddać – nie ma efektów wizualnych, zapachów, obecności innych ludzi, akustykę pomieszczenie da się oddać bardzo dobrze, ale nigdy nie idealnie, itd. A po przekroczeniu pewnej granicy człowiek zaczyna żyć tym, co słyszy, zupełnie jak na koncercie. Nie zastanawiamy się, czy perkusja jest na trzecim planie, jak być powinna i czy odstęp między kontrabasistą, a człowiekiem grającym na trąbce wynosi „prawidłowe” 1,5 m. To się nie liczy. Liczy się tylko jak realistycznie, jak kolorowo wzmacniacz maluje przed naszymi uszami obraz muzyczny, jak pięknie „widać” różnicowanie tychże barw, jak imponująco wypadają drobne kontrasty dynamiczne, jak dużo malutkich, ale jakże ważnych detali składa się na tą wyborną, przepyszną całość, którą człowiek chłonie całym sobą. Tak właśnie zagrał zestaw złożony z wzmacniacza TFM-2000 i phono TEA-2000. Wykreował wyjątkowy spektakl muzyczny, od którego nie mogłem się oderwać. Wrócę do pierwszego wrażenia: Audio Tekne gra nieco „ciemniej” niż większość znanych mi urządzeń. Owo wrażenie powstaje ponieważ dźwięk jest niesamowicie nasycony, „głęboki”, a niewielki akcent prezentacji położony jest na niższej średnicy/wyższym basie. Im dłużej się jednakże tego słucha, tym bardziej docenia się fakt, iż górze pasma wcale nie brakuje ani detaliczności, ani dźwięczności, że jest tam mnóstwo powietrza. Ale też i jest nadzwyczajna, aksamitna wręcz gładkość, nic w tym dźwięku nie drażni, nie ma w nim żadnych irytujących elementów, co wcale nie wyklucza prawdziwego pokazania ostrzejszych elementów. Zaskakuje nasycenie, ciężar wysokich tonów, wyższej średnicy. Talerze perkusji nie są cieniutkimi, brzęczącymi kawałkami blachy, ale mają zawsze odpowiedni ciężar, wybrzmienie. Uderzenie pałeczki jest szybkie, dynamiczne, doskonale słychać trzecią zasadę dynamiki Newtona w praktyce (tę o akcji i reakcji). Trójkąt pojawiający się na tle orkiestry pięknie wibrował, brzmiał czysto, mocno i tu także wybrzmienie było odpowiednio długie. Oczywiście to jedynie elementy drugo- a może nawet trzecioplanowe w tym nagraniu, ale też i wiele sprzętów bez problemu radzi sobie z pierwszym planem, a te dalsze giną gdzieś w przekazie. Zestaw Audio Tekne poświęcił im proporcjonalnie tyle uwagi, ile było trzeba, by zabrzmiały akuratnie. Na pierwszym planie była oczywiście wokalistka i jej, znakomicie, pięknie oddany, mocny głos. Jak należy bowiem oczekiwać od urządzeń lampowych średnica, czyli ta część pasma, która zawiera zdecydowaną większość informacji w niemal każdym nagraniu, jest cudownie dopieszczona – gęsta, gładka, kolorowa, nasycona, oszałamiająca ilością detali. A przy tym wszystkim także i energetyczna, żwawa, dynamiczna, czysta – to nie było ocieplone (acz ciepłe tak), ani przesłodzone (acz ze szczyptą słodyczy i owszem) granie! Jakość basu w największym stopniu determinować będą zawsze kolumny – 6 W to jednak stosunkowo niewiele, więc muszą to być odpowiednio łatwe do napędzenia kolumny, jak choćby moje Matterhorny. Duże, papierowe „piętnastki” napędzane TFM-2000 spisywały się bardzo dobrze. Korzystał na tym mój ulubiony instrument, kontrabas – mocny, mięsisty, z dużym udziałem pudła, pełnymi wybrzmieniami i feerią barw. Nie brakowało dynamiki, a i szybkość była odpowiednia. Jednakże to właśnie wrażenie obecności tego wielkiego instrumentu w pokoju, które brało się i z świetnego oddania opisanych powyżej elementów i z niezwykle przekonującego renderowania wielkiej, trójwymiarowej bryły instrumentu. Wszystko to sprawiało, że z zapartych tchem śledziłem biegłość czy to Raya Browna, czy Garcii Renaud-Fonsa, czy Isao Suzuki. Znakomite granie, mimo że zapewne ograniczone możliwościami moich kolumn (świetnych, ale z zupełnie innej półki cenowej). Podsumowanie Najkrótsze, najprostsze podsumowanie tego testu brzmiałoby tak: to urządzenia dla melomana, dla osoby kochającej muzykę, kochającej zawarte w niej emocje, ceniącej przede wszystkim treść przekazu, a w mniejszym stopniu jego formę. Idealnych urządzeń reprodukujących muzykę nie ma – to już chyba każdy, kto trochę się osłuchał wie. Te najlepsze urządzenia zbliżają się do żywej muzyki bardziej, niż pozostałe. I wcale nie oznacza to, że wszystkie urządzenia z najwyższej półki grają tak samo. Każdy konstruktor ma bowiem swoją filozofię i swoje zdanie na temat tego, jak muzyka brzmieć powinna, więc skupia się na pewnych, preferowanych aspektach, idąc na choćby niewielkie, ale jednak, kompromisy w zakresie innych. Podejście pana Imai wydaje się bardzo zdroworozsądkowe – brzmienie ma być naturalne. Naturalność mamy w pewnym sensie zakodowaną w naszych mózgach dzięki kontaktom z brzmieniem instrumentów i ludzkich głosów. Oczywiście, nawet instrumenty tego samego rodzaju mają swoje, indywidualne cechy brzmienia, ale mają też mnóstwo cech wspólnych. Słuchając muzyki granej na żywo, niekoniecznie nawet przez najlepszych mistrzów, ja przynajmniej, zawsze odczuwam ekscytację związaną z bezpośrednim kontaktem z żywą muzyką, łatwo daję się wciągnąć w świat muzyki i emocji. I nawet jeśli nie gra wcale światowej sławy wirtuoz, a po prostu uliczny grajek, doceniam prawdziwość brzmienia instrumentu i zaangażowanie muzyka. Odtworzenia takich właśnie odczuć, wrażeń oczekuję, gdy nie mogę słuchać żywej muzyki, tylko siadam w swoim fotelu, by posłuchać muzyki odtwarzanej z takiego, czy innego nośnika (acz oczekiwania wobec winylu, z braku magnetofonu szpulowego, mam zawsze najwyższe). To dokładnie zaoferował mi recenzowany zestaw Audio Tekne. To piękne, spójne i gładkie granie, w którym nacisk położony jest na jak najwierniejsze oddanie barwy instrumentów, na nasycenie ich brzmienia, na wybrzmienia, za którymi idzie... wrażenie naturalności brzmienia. A ponieważ i strona przestrzenna – budowanie dużych, trójwymiarowych brył na obszernej, realistycznej scenie – stoi na znakomitym poziomie, więc iluzja jest właściwie pełna, ma się wrażenie bezpośredniego kontaktu z muzyką i muzykami. I choć napisałem, że urządzenia te grają pięknie, to wcale nie znaczy, że znacząco upiększają rzeczywistość. I owszem, te nieco słabiej zrealizowane, czy mocniej zużyte płyty brzmią lepiej niż na wielu innych systemach. Jednakże ich słabości nie tyle są ukrywane, ile raczej nie są przesadnie eksponowane. Położenie nacisku na naturalność brzmienia w połączeniu z niewielką mocą wzmacniacza sprawia, że tak fantastycznie brzmią na nim przede wszystkim instrumenty/nagrania akustyczne. Jeśli, tak jak u mnie, mocny, elektryczny rock jest tylko dodatkiem, niewielką częścią odsłuchiwanego regularnie repertuaru, łatwo jest się pogodzić z faktem, że kilka innych wzmacniaczy zagrałoby go z większym wykopem, ostrzej, może bardziej energetycznie. Ale to, co Audio Tekne potrafi pokazać, ile emocji oddać i wzbudzić w słuchaczu, w jak piękną, przyjemną, nigdy nie męczącą podróż muzyczną zabrać, jest po prostu niezwykłe. Filozofia pana Imai sprawdza się w praktyce, a jego urządzenia są małymi dziełami sztuki – po tym spotkaniu jestem już o tym przekonany. Howgh! Zarówno wzmacniacz zintegrowany TFM-2000 jak i przedwzmacniacz gramofonowy TEA-2000 otwierają ofertę japońskiej firmy Audio Tekne. Ten pierwszy oparto o rzadko stosowane (a dzięki temu relatywnie niedrogie) podwójne triody 6AS7G. Pracują one, po dwie na kanał, w układzie push-pull dając moc 6 W na kanał. Kwadrę lamp umieszczono na froncie urządzenia pod ochronną, metalową klatką. Ta ostatnia jest co prawda zdejmowana, ale do tego potrzebny jest długi i cienki śrubokręt krzyżakowy (przez otwory w górnej część klatki trzeba sięgnąć śrubokrętem do podstawy tejże i tam odkręcić dwie mocujące śruby). Z boku, między dwoma puszkami transformatorów, umieszczono, także pod odkręcaną, metalową klatką, parę lamp pracujących w stopniu przedwzmacniacza. To E180CC/5965. Od góry na tych lampach znajduje się element z materiału tłumiącego drgania, stosowanego w wielu urządzeniach przez Audio Tekne, z odmiany węgla. Zważywszy na cenę testowanych urządzeń nie próbowałem się nawet dostać do ich wnętrza, stąd o budowie wewnętrznej wiem jedynie tyle, ile w czasie prezentacji na Audio Show zdradził pan Imai. Najważniejszym elementem są więc transformatory nawijane miedzianym drutem na permalojowych rdzeniach (to stop niklu i żelaza). To one mają być kluczem do naturalności brzmienia urządzeń tej japońskiej marki. Także wewnętrzne okablowanie wykonane jest miedzią. Dodatkowo, jak już wspomniałem, Audio Tekne w swoich urządzeniach stosuje elementy wykonane z odmiany węgla. Z tego materiału wykonane są stopki urządzeń, a większe lub mniejsze bloki są także wykorzystywane w innych miejscach do tłumienia niepożądanych drgań. Wszystkie produkty AudioTekne wykonane i wykończone są w podobnym, dość prostym, a można by rzec - klasycznym stylu. Charakterystyczny kolor może nie należy do szczególnie efektownych, ale na takiej powierzchni nie widać specjalnie kurzu – słowem to po prostu praktyczne rozwiązanie. A że urządzenia na żywo, w pokoju odsłuchowym, wyglądają lepiej niż na zdjęciach, to osobna kwestia. Przedwzmacniacz gramofonowy TEA-2000 wielkościowo to mniej więcej połowa integry – przy zachowaniu takiej samej szerokości ma circa o połowę mniejszą głębokość. To także najmniej kosztowny pre gramofonowy w ofercie tej firmy. Jest to przedwzmacniacz dla wkładek typu MC (Moving Coil), z osobnymi wejściami dla wkładek o niskiej (10 Ω) i wysokiej (100 Ω) impedancji. To pierwsze jest niejako dedykowane własnej wkładce tej marki, która dostarcza bardzo niski sygnał wyjściowy (0,1 mV) przy impedancji 2 Ω. TEA-2000 ma układ typu push-pull, który oparto na trzech oparty na trzech parach lamp: jednej parze 6072A (12AY7), oraz dwóch parach E180CC. Między poszczególnymi parami lamp umieszczono spore bloki z węgla, których zadaniem jest tłumienie drgań. Każda z par lamp przykryta jest niewielką, metalową klatką przykręcaną pojedynczą śrubą. Na froncie urządzenia umieszczono wyłącznie główny włącznik hebelkowy oraz czerwoną diodę, która sygnalizuje pracę urządzenia. Z tyłu znajdują się dwa osobne wejścia RCA (dla wkładek o niskiej i wysokiej impedancji), jak również, odpowiednio, dwa wyjścia. Do tego dochodzi zacisk uziemienia i gniazdo sieciowe. I już. Żadnych regulacji, ustawień. Tu także wykorzystano transformator z rdzeniem z permaloju. Dane techniczne (wg producenta) TFM-2000 DOŁĄCZ DO NAS NA TWITTERZE: UNIKATOWE ZDJĘCIA, SZYBKIE INFORMACJE, POWIADOMIENIA O NOWOŚCIACH!!! |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity