pl | en

Krakowskie Towarzystwo Soniczne

Spotkanie #93

Audiodesksysteme Gläß
THE CD SOUND IMPROVER


Cena: 800 euro

Kontakt:
D 89551 Königsbronn
Seestraße 1 | Deutshland


info@audiodesksysteme.de

www.audiodesksysteme.de

MADE IN GERMANY


JAK KTS PIERWSZE SZLIFY ZDOBYWAŁO

93. spotkanie w ramach Krakowskiego Towarzystwa sonicznego zostało przeprowadzone na zamówienie portalu wykop.pl i pokrewnych. Zawiera treści przeznaczone dla osób myślących i działających. Tych, którzy wyłącznie myślą, chciałbym przeprosić i zapewnić, że choć audio jest obszarem eksperymentów i prób, będziemy mieli na uwadze również ich potrzeby. Ale nie tym razem.

ozpoczynając imprezę musiałem wyrazić olbrzymie wzburzenie faktem, że od poprzedniej minęło pół roku. Pół roku! To żart chyba jakiś jest! Przez dziesięć lat z okładem spotykaliśmy się co najmniej raz w miesiącu, zwykle częściej, a tu nagle taka żenada. Wyraziwszy to muszę złożyć samokrytykę i wyjawić, że w dużej mierze to moja wina. Wizyta Raveena Bawy z dCS-a miała być wstępem do całej serii spotkań z innymi ciekawymi ludźmi ze świata (spotkanie z Raveenem TUTAJ). Z tych nic jednak nie wyszło. Z powodu różnych zobowiązań wszyscy, choć z żalem, musieli odwołać wizyty licząc, że spotkamy się w innym terminie. Wygląda na to, że wreszcie się uda kilka z nich zrealizować, ale nie o tym chciałem powiedzieć. To, że upłynęło pół roku bez żadnej reakcji z mojej strony, jest wynikiem coraz szybciej płynącego czasu. Ale i pewnego zafiksowania, z którego dopiero niedawno zdałem sobie sprawę: najwyraźniej myślałem, że skoro przyjeżdżają do nas, do Krakowa, ludzie z całego świata tylko po to, żeby z nami posiedzieć, posłuchać muzyki, porozmawiać, napić się wina czy piwa, zobaczyć Kraków, to tego trzeba się trzymać. A głupi byłem jak but. Przecież spotkania KTS-u od zawsze dotyczyły rzeczy, które nas interesują, sprawy personalne, tj. ew. gości, zostawiając na boku, jako fantastyczny, ale jednak dodatek. Sypię więc na głowę popiół (choć tego nie widać, to zapewniam, że zaraz idę się kąpać, bo pył sypie mi się do oczu i niewiele już widzę) i obiecuję poprawę. Przecież do 100. KTS-u zostało już tak niewiele i byłoby pięknym symbolem spotkać się setny raz w roku, w którym HF obchodzi 10. rocznicę powstania, prawda?


SYSTEM TOMKA

Ale może tak właśnie miało być? Nie jestem fatalistą ani nie bardzo wierzę w „przeznaczenie” i predestynację, ale dojmująco często staję w obliczu splotu wydarzeń, które trudno wytłumaczyć chaotyczną strukturą wszechświata, mogących być dobrym argumentem za tym, że jednak coś albo ktoś tym wszystkim kieruje. Bo oto dosłownie kilka dni wcześniej Tomek, jeden z „ojców-założycieli” KTS-u, zakończył kompletowanie systemu, o którym, jak zakładam, marzył. To oczywiście sytuacja tymczasowa, gdyż dążenie do celu, który ciągle się oddala, jest jednym z aksjomatów audiofilizmu. Wygląda jednak to tak, że wreszcie Tomek dotarł do miejsca, w którym może się wygodnie wyłożyć i słuchać muzyki bez poczucia, że coś jest nie tak. Bo to system, w którym wszystko jest na swoim miejscu. Jego brzmienie w znacznej mierze przypomina to, co mam u siebie w domu: jest raczej ciepłe, raczej „analogowe” w tym sensie, że gładkie, dynamiczne i pozbawione ostrych, nieprzyjemnych krawędzi, gra niskim basem o dobrej barwie i charakteryzuje się ogromną sceną.
Tej ostatniej pomaga to, że Tomek ma duże kolumny – Dynaudio C4 Signature, podpisane własnoręcznie przez Wilfrieda Ehrenholza, właściciela. Wymiar w pionie jest tu więc bardzo naturalny, nie ma się wrażenia ściśnięcia dźwięku w płaski, choć szeroki, pas.

Myślę, że po raz pierwszy kolumny Dynaudio u Tomka, a miał ich parę, są właściwie wysterowane. Choć na papierze przyjazne nawet wzmacniaczom lampowym, najlepiej grają, kiedy wzmacniacz trzyma je krótko. A najnowszy wzmacniacz Accuphase’a, czerpiąca technologie z potężnych A-200, stereofoniczna, pracująca w klasie A końcówka mocy A-70 to zapewnia. Tak przy okazji – to jeden z pierwszych egzemplarzy tego urządzenia, jaki opuścił Japonię.
Do wysterowania wzmacniacza wybrał gospodarz przetwornik cyfrowo-analogowy z analogowym przedwzmacniaczem, model Stratos firmy Ayon Audio. Ponieważ testowałem go do „Audio” wiem, że to wyjątkowe urządzenie, w którym sekcja przedwzmacniacza jest znakomita, wcale nie tak wiele za moim Polarisem III. Sygnał do niego, poza tunerem TV NC+ i odtwarzaczem plików (głównie wideo) HD Dune MAX, wysyłany jest z transportu płyt CD Ayon Audio CD-T. Na razie za pośrednictwem firmowego łącza I2S, ale niedługo chciałby Tomek wypróbować wyjście S/PDIF, buforowane w tym urządzeniu lampą. To autorskie opracowanie Gerharda Hirta, właściciela Ayona, mające pomóc w poprawie integralności danych. Ale najnowszą nowością, urządzeniem, które w systemie znalazło się na stałe dosłownie dwa czy trzy dni wcześniej, jest transport plików audio Aurender X100L – dokładnie ten sam egzemplarz, który testowałem i o którym Tomek napisał w teście parę słów. I o którym od dawna marzył.

SKRAWANIE TOCZENIEM

Tę sprawę wyjaśniliśmy sobie u Tomka zaraz na początku: urządzenie, o którym będzie mowa, jest – z technicznego punktu widzenia – tokarką z pionowym wrzecionem. Audiodesksysteme Gläß The CD Sound Improver służy do poprawy sygnału odczytywanego z płyt optycznych. Opracowany został dla formatu Compact Disc, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby używać go przy płytach SACD, DVD i Blu-ray. Pomysł, jak poradzić sobie ze zbyt dużym rozrzutem parametrów fizycznych płyt, a także z odbitym, rozproszonym światłem lasera, podrzucili panowie Dr. Erich Schrott, biochemik, oraz inżynier Wolfgang Schneider. Na ten prosty, ale genialny pomysł wpadli ci sami ludzie, spod ręki których wyszła również piękna, używana przeze mnie na co dzień ultrasoniczna myjka do płyt LP Vinyl-Cleaner (czytaj TUTAJ). Przygotowali mianowicie urządzenie, które skrawa brzeg płyty pod kątem 38º. Za jednym zamachem wyrównuje się w ten sposób niecentryczność krążka i przygotowuje miejsce pod eliminację rozproszonego światła lasera. Podcięty brzeg płyty maluje się bowiem czarnym pisakiem. Rzecz znana audiofilskiej społeczności od lat, tutaj ma swój logiczny finał. Przypomnę, że do zamalowywania krawędzi płyty używano zielonego pisaka, jednak panowie z ADS uważają, że czarny jest lepszy, ponieważ część laserów pracuje nie ze światłem czerwonym, a podczerwonym. Obydwa elementy, tj. wyrównanie centryczności i minimalizacja wpływu światła odbitego na sygnał, mają jeden cel: zmniejszenie jittera. To tak genialne w swojej prostocie, że nawet obecny na spotkaniu Jarek Waszczyszyn, też inżynier, mający wieloletnie doświadczenie z urządzeniami służącymi do odczytu płyt CD i dekodowaniem sygnału cyfrowego, był pod wrażeniem.

The CD Sound Improver jest prosty w obsłudze. Wygląda jak pomniejszony gramofon z gałką, którą regulujemy prędkość obrotową. Z boku jest coś, co zastępuje ramię, tj. dźwignia z nożem do skrawania (węglik wolframu z dodatkiem diamentu, wystarcza do 2000 płyt), zamocowanym na jednym jej końcu. Do urządzenia można podpiąć rurę odkurzacza, wysysającą fragmenty plastiku zebrane z płyty. Krążek kładziemy na „talerzu” nadrukiem do dołu i dokręcamy od góry metalowym talerzem. Włączamy obroty na maksimum i delikatnie, z wyczuciem, naciskamy dźwignię. Ta ma wstępnie ustawiony punkt oporu, nie ma więc obaw, że cokolwiek uszkodzimy. Kiedy widzimy, że z płyty nic już nie jest zbierane, zmniejszamy obroty na minimum i z wyczuciem przykładamy brzeg czarnego markera do przyciętej płaszczyzny, zamalowując ją. I gotowe. W czasie spotkania każdy mógł spróbować przyciąć swoją własną płytkę, z czego spora grupa skorzystała.

W audio liczy się to, co słychać. Podstawy teoretyczne, pomiary, wiedza są niezmiernie ważne, kluczowe, ale wtórne wobec tego, co słychać. Jeśli ktoś myśli inaczej, powinien przeprowadzić samodzielnie kilka porównań. Zaręczam, że stanie przed dużym problemem – jak to logicznie wytłumaczyć? Często jest tak, że teoria, tj. jej uszczegółowienie, nie o zmianę przecież chodzi, nie nadąża za praktyką. Dlatego wpływ niemieckiego urządzenia na dźwięk – pośredni, ale jednak – chcieliśmy sprawdzić w praktyce, odsłuchując przygotowane za jego pomocą płyty CD. Procedura odsłuchów była prosta: A/B/A, z nieznanymi A i B. Wybraliśmy z Tomkiem płyty tak, aby można było porównać bezpośrednio dyski bez obróbki i z nią. Po każdym odsłuchu pytałem, czy różnica była słyszalna, a jeśli tak, to która wersja bardziej się podobała. Następnie zachęcałem do postawienia diagnozy: wskazania „naciętego” i „pomalowanego” Compact Discu.
A wpływ Audiodesksysteme Gläß The CD Sound Improver jest jednoznaczny, duży, a rezultaty powtarzalne. Nie dyskutował z tym również mający swój KTS-owy debiut, a więc wnoszący zupełnie świeże, tj. nieskażone spojrzenie, człowiek, muzyk, budujący również wzmacniacze hybrydowe – Wiktor, który tydzień później miał dać z orkiestrą MultiPlayer Ensemble, w której gra na kontrafagocie, koncert w kinie Kijów (Game On Music, czytaj TUTAJ). Nie wyobrażam sobie nikogo, kto by tej zmiany nie wychwycił. Powiedzmy jeszcze, że po raz kolejny znakomitym wyczuciem popisał się Rysiek B., który we wszystkich próbach, bez cienia wątpliwości i bez kluczenia, wskazał wersje przycięte.

Płyty użyte do odsłuchu

  • Dominic Miller & Neil Stancey, New Dawn, Naim naimcd066, CD (2002)
  • Diana Krall, The Girl in the Other Room, Verve 498620465, SACD/CD (2004)
  • Audiofeels, Uncovered, Penguin Records, 5865033, CD
  • Mark Knopfler, The Travelerman's Song EP, Mercury, 9870986, CD (2005)
  • Dire Straits, Dire Straits, Vertigo/Universal Music LLC (Japan) UICY-40008, Platinum SHM-CD (1978/2013)
  • Daft Punk, Random Access Memories, Columbia Records/Sony Music Japan SICP-3817, CD (2013); recenzja TUTAJ
Wydania japońskie dostępne w sklepie

Dominic Miller & Neil Stancey, New Dawn
Naim naimcd066, CD (2002)

Pierwszą odsłuchiwaną przez nas płytą był cudowny krążek Dominica Millera i Neila Stanceya, wydany przez Naim Label. Całkiem sensownie, zważywszy na to, że czworo spośród nas było niedawno na kameralnym koncercie tego pierwszego w Bielsku-Białej (czytaj TUTAJ ). Cztery osoby wybrały wersję oryginalną, a sześć trymowaną. Różnica była ogromna, jednak wyszły przy tej okazji preferencje słuchaczy.

WIKTOR
Muszę powiedzieć, że trochę zaskoczyła mnie skala zmian. Wybrałem wersję oryginalną tylko dlatego, że wolę, kiedy dźwięk jest wyraźniejszy, bardziej dobitny. Wersja trymowana zabrzmiała mocniejszym środkiem, trochę mniej wyrazistym. Wersja ta była spokojniejsza i pełniejsza, co też mi się podobało. Ale jeśli miałbym wybierać, to wolałbym dźwięk jaśniejszy.

JAREK

Wybrałem wersję B, która okazała się przycinaną i malowaną. Różnica jest duża i to w zaskakującej skali. Podobało mi się odejście dźwięku od kolumn w „robionej” wersji, oderwanie się dźwięku od nich. Przy oryginalnym dysku miałem wątpliwości w paru momentach, czy za gitarami jest pogłos, czy jakiś szum – z wersją B nie miałem wątpliwości, różnicowanie takich elementów była dużo lepsze.

ROBERT
Jestem pomiędzy A i B, nie potrafię wskazać, co mi się bardziej podoba. Obydwa odtworzenia są tak różne, że nie da się ich pomylić. Wersja B, czyli trymowana, jest cieplejsza, głębsza i ma wyraźniejszą średnicę, szczególnie dolną. W A miałem więcej informacji na górze pasma, tj. były wyraźniejsze. Wersja B brzmiała w niesamowicie analogowy sposób.

PAWEŁ
Wybrałem wersję A, nieruszaną, ze względu na mocniejszy dół i większą ilość powietrza na górze. A to lubię. Podobało mi się też to, że szczegóły były mocniejsze właśnie na tej wersji.


BARTEK
Dla mnie wersja B, trymowana, była bezkonkurencyjna – gitary wyszły do przodu, całość była bogatsza. Nie zgadzam się z tym, że w A było więcej detali. Moim zdaniem było ich mniej, ale były wyraźniejsze, atak dźwięku był twardszy, a przez to wydawało się, że dzieje się tam dużo więcej niż w rzeczywistości. Wersja B była cieplejsza i lepsza. Znacznie lepszy w B był bas – gęstszy, bardziej mięsisty, ładniejszy.

ANDRZEJ
Dla mnie różnica była bardzo duża i bez wahania wybrałem wersję B, która okazała się podciętą. Brzmiała one tak, jakby nagranie było dokonane w innym pomieszczeniu. W dźwięku gitar było więcej alikwotów, głębia była bez porównania lepsza. Jedyne, co w wersji A mogło mi się podobać, to większa energia na dole pasma. Gitary zbyt nisko nie schodzą, ale jeśli dół jest mocniejszy, to „body” jest większe. Grałem długo na gitarze i muszę powiedzieć, że akurat to mi się bardziej podobało.

MARCIN
Wybrałem wersję A, bo uważam, że była bogatsza. Wolę taki właśnie, wyraźniejszy dźwięk. Góra była bardziej szczegółowa, mocniejsza, bardziej do przodu. Atak dźwięku, uderzenie strun było na niej mocniejsze – wolę taką prezentację. A różnica była bardzo duża.

RYSIEK B.
Wskazuję na B i od razu mówię, jeszcze zanim to ogłosicie, że to wersja z przyciętym brzegiem. Dla mnie dźwięczność tej wersji jest wybitna, zróżnicowanie barwowe znakomite, a dynamika fantastyczna. Myślę, że zniknęła w dźwięku kurtyna przed instrumentami, coś co je rozmywało, jakby coś go wyczyściło. Dlatego dla mnie wyraźniejsza jest wersja B.

Diana Krall, The Girl in the Other Room
Verve 498620465, SACD/CD (2004)

Przy płycie Diany Krall (słuchaliśmy warstwy CD) słuchający jednoznacznie wskazali, przez podniesienie rąk, wersję B jako lepszą. Jedynie jedna osoba wybrała wersję A, idąc tropem, jaki podjęła przy pierwszej prezentacji. Tym razem również wersja A była oryginalna, a B obrabiana.

JAREK
Tym razem wybrałem wersję nieruszaną, a to dlatego, że dźwięk wydawał mi się z nią lepszy, w nagraniu panował większy porządek, a bas był bardziej konturowy. I, co dla mnie zaskakujące, tamburyn był mniej ostry, co płycie wyszło na dobre. Różnice były mniejsze niż przy poprzednim porównaniu.

WIKTOR
Wybieram B, przyciętą. Słyszę teraz dokładnie takie same zmiany, jak poprzednio, ale wydają mi się odwrócone – tj. góra w A jest mniej przejrzysta, mniej rozdzielcza. Całe nagranie wydaje się brudniejsze, zanieczyszczone. Wersja B jest cieplejsza, ale czystsza.

PAWEŁ
W wersji B pasmo wydawało mi się bardziej wyrównane, dlatego wybrałem tę wersję. Poprzednio głosowałem za płytą nieprzycinaną ze względu na jaśniejszą barwę, ale teraz wolę wersję przyciętą. Chociaż barwa tutaj też jest jaśniejsza z płytą nietrymowaną, to wydaje się, że pasmo jest nienaturalnie podkreślone u góry. W B bas był mniej konturowy, ale miał przyjemniejszą barwę. W wersji tej wokal był łagodniejszy, a przez to przyjemniejszy.

MARCIN
W tym przypadku głosuję za B, czyli – jak się okazuje – odwrotnie niż poprzednio. Wersja A była po prostu ostra i dlatego B bardziej mi się podobało. Niefajne było w A podbicie góry pasma, jakby coś było za bardzo odkręcone.

ANDRZEJ
Wybrałem wersję B, czyli trymowaną. Pewne aspekty w wersji bez obróbki były całkiem fajne, ale znacznie więcej plusów miała wersja B. Różnice nie były tak duże, jak przy Millerze, ale i tak definiowały odbiór. Dla mnie tamburyn w wersji A był drażniący. Jarek mówił, że był wyraźniejszy, a przez to lepszy – dla mnie był zbyt wyraźny, irytujący. Brzmiało to tak, jak stereotypowy dźwięk cyfrowy. Wersja B z kolei jak stereotypowy dźwięk analogowy, czyli z płyty winylowej. Już teraz widzę, że płyty z przyciętym brzegiem dają przyjemniejszy, łagodniejszy dźwięk. I ma wersja B, tj. obrabiana, coś, czego w A, niezależnie od jej odbioru, nie było, tj. pierwiastek emocjonalny, uczucia, które są przeze mnie pozytywnie odbierane.


RYSIEK B.
Tylu rozbieżnych opinii na spotkaniu KTS-u dawno nie było. A przecież, moim zdaniem, sprawa jest jasna. Od razu mówiłem, że wersja B jest przycinana. Tomka system brzmi ciepło, miękko, wręcz lampowo. Moim zdaniem cięta płyta jest dokładniejsza, przez co lepiej się w nim sprawdza. Jest dźwięczniejsza, a przez to wyraźniejsza. Nie wiem, dlaczego wszyscy mówicie, że jaśniejsza jest wersja bez obróbki. Ale się do tego już przyzwyczaiłem…

TOMEK
Dla mnie wybór był prosty, bo w nagraniu tym ważny jest kontrabas. A ten miał lepszą rytmikę, barwy, wypełnienie, obecność w wersji B, tj. obrobionej. I tyle – to przyjemniejszy, ładniejszy dźwięk.

Mark Knopfler, The Travelerman's Song EP
Mercury, 9870986, CD (2005)

Przy płycie tej dało o sobie znać coś, co w mocniejszym wydaniu powtórzyło się przy kolejnej. Chodzi o to, że i Knopfler, i Audiofeels brzmią w dość ciepły sposób, mocny, wypełniony. Przycięcie brzegów i ich zamalowanie wydobyło z nich jednak coś, co było wcześniej maskowane, a co nie było do końca przyjemne. Nie strzelajcie do posłańca? – Niby tak, ale jednak wybór zależał od tego, co się nam podobało bardziej. W efekcie tej zamiany pięć osób głosowało za wersją B, czyli nacinaną i dwie za nienacinaną. Ciekawe, ale większość z nich się wahała i dopiero przyciśnięci do muru głosowali za którąś z nich.

RYSIEK B.
Precyzja, dźwięczność, czystość basu, rozseparowanie instrumentów – nie ma o czym mówić, wybieram B i jestem pewien, że i tym razem to wersja nacięta.

PAWEŁ
Po raz pierwszy wybieram cieplejszą wersję, tj. B, nacinaną. Miałem przy niej mniej przerysowaną wielkość gitary i mniej wzbudzający się bas. Z wersją A wszystko było bardziej dosłowne.

WIKTOR
W wersji docinanej wszystko było mniej konturowe, bardziej miękkie. W niedocinanej na niskim basie coś się tam mieszało, zlewało. Przy nacinanej po wejściu basu góra pozostawała nieruszona, oddzielna, ładna. Wybieram wersję docinaną.

JAREK
OK., skoro muszę się opowiedzieć, to wybieram nacinaną. Ale trochę chciałbym się zbuntować, bo w obydwu wersjach było coś, co dało się lubić. Różnice są wyraźne, powiedzmy to. Zgadzam się z Wiktorem – wersja nienacinana była bardziej precyzyjna. Ale jednocześnie mniej przyjemna, zbyt jazgotliwa. Wersja nacinana miała lepszy, o lepszej definicji, bas. Wersja nienacinana brzmiała jednak wyraźniej, miała więcej powietrza.
Tutaj chciałbym dodać, że chyba w ostatnich odsłuchach zaczęło mnie doskwierać zmęczenie. Graliśmy płytę A, potem B i znów A (nie wiedząc, która jest nacinana) . Tymczasem zauważyłem różnicę pomiędzy płytami A i B (odsłuch pierwszy i drugi) , natomiast różnica pomiędzy odsłuchem drugim i trzecim była minimalna... A przecież to były te same płyty !
Drugą obserwacja było potwierdzenie tezy. Płyta nacinana ma mniej niekontrolowanych odbić promienia lasera, co daje mniejszy jitter optyczny. Efekt jest dość zbliżony do przejścia na bardziej precyzyjny zegar w przetworniku C/A : większa precyzja, lepsza separacja instrumentów, bardziej rytmiczny bas. Można powiedzieć, że spotkanie nas uspokoiło – takich efektów się spodziewałem. W sprawie jonizatora – dalej jestem ciemny jak poseł przed głosowaniem...Tutaj nauka milczy, a płyta gra fajnie....

MARCIN
Nie zgadzam się, moim zdaniem to w nienacinanej wersji lepszy był bas – jakoś taki bardziej wyrazisty, lepiej kontrolowany. Ale B była ogólnie przyjemniejsza, cieplejsza. Nie mogę się zdecydować. Ale skoro muszę, to głosuję za nienacinaną.

ANDRZEJ
Myślę, że tym razem różnica jest mniejsza niż przy poprzednich porównaniach. A może już się przyzwyczailiśmy? Po paru taktach wydawało mi się, że lepsza jest wersja nieprzycinana, ale im dalej w las, tym różnice były mniejsze. Opozycja analog (dla docinanej) i cyfra (niedocinana), wcześniej jednoznaczna, tutaj już taka nie była. W nacinanej wokal podobał mi się trochę bardziej, był głębszy, ładniejszy.

ROBERT
Ja też nie mogę się zdecydować. To tak różne granie i obydwa odtworzenia były bardzo fajne. Wokal bez wątpienia był lepszy w wersji naciętej. Mam jednak wątpliwości co do jakości wysokich tonów w nacinanej – wydaje mi się, że wyraźniejsze, lepiej definiowane były w wersji nienacinanej.

Audiofeels, Uncovered
Penguin Records, 5865033, CD

Tym razem wersja A była przycinana, a B nieprzycinana. Chociaż słuchaliśmy później jeszcze innych płyt, poprzestaniemy na tej, ładnie zamyka bowiem odwróconą kodą to, co słyszeliśmy wcześniej – jako jedyna zdobyła w wersji nieszlifowanej przeważającą większość głosów, w stosunku 5/3.

WIKTOR
Zaczynałem w opozycji do wszystkich i kończę w opozycji, ale nie mogę tego nie powiedzieć – wersja A, tj. szlifowana, była po prostu dobra. Wersja B, nieszlifowana, brzmiała tak, jakby ktoś dodatkowo przefiltrował głosy chłopaków z Audiofeels. I niech nikt nie mówi, że to głosy bez obróbki, bo nie uwierzę. Ale w wersji obrobionej słychać to mniej, całość jest spójniejsza, bardziej płynna.

RYSIEK B.
. Rozpoznaję, mówię to z przekonaniem, że wersja A jest szlifowana. Co byście nie mówili, to i tak wiem swoje – wersja ta ma lepszą wyrazistość, jest – nie krzyczcie na mnie – ostrzejsza, dobitniejsza. Jest też cieplejsza. Przy płytach szlifowanych, tutaj też, głosy są lepiej separowane i lepiej słychać w nich emocje.

JAREK
Tym razem ostrzejsza, tj. mniej przyjemna, była dla mnie wersja A, szlifowana. Wersja bez szlifu brzmiała łagodniej. Może brudniej, ale mniej się narzucała.

PAWEŁ
Wybieram wersję B, nieszlifowaną, bo była przyjemniejsza w odbiorze. I tyle.

MARCIN
W szlifowanej góra była ostrzejsza, a sybilanty za bardzo wyeksponowane. Dlatego lepiej słuchało mi się wersji nieszlifowanej, chociaż wcześniej konsekwentnie wybierałem wersje wyraźniejsze, dobitniejsze. Tutaj było tego za dużo.

ANDRZEJ
Różnica, jak dla mnie, między dwoma wersjami, nie była duża. Więcej szczegółów słyszałem w wersji B, nieszlifowanej. Była analogowość, płynność – naprawdę super. Wolę nieszlifowaną od szlifowanej.

ROBERT
Zdecydowanie wersja nieszlifowana. Dla mnie różnica była duża, może po prostu te elementy bardziej na mnie działają. Bardzo ładna scena, głębokość, detale. Wybieram nieszlifowaną.

TOMEK
Dla mnie jednoznacznie wersja A, tj. szlifowana. Mógłbym długo mówić, ale zawieszenie głosu w Sound of Silence, kiedy wszyscy milkną, a słychać tylko „tło”, fantastycznie zawieszone między głośnikami, było zdecydowanie „czarniejsze” w tej wersji. Te i inne detale powodowały, że dla mnie odtworzenie z płyty dociętej, może i brudniejsze, nie tak gładkie, jak nieruszanej, było lepsze.

Podsumowanie

Spotkanie miało fantastyczną atmosferę. Około północy do salonu wjechał tort z dziesięcioma świeczkami – to była pierwsza okazja do świętowania w tym gronie 10. rocznicy istnienia „High Fidelity” w sieci. Ważniejsze, nawet od dobrych win i fajnych przekąsek, było jednak to, że kolejny raz znaleźliśmy coś, co jest w stanie pchnąć brzmienie z płyty CD w dobrym kierunku. Po jonizatorze i demagnetyzatorze Acoustic Revive to trzeci produkt, który warto mieć.

Piszę o tym tak jednoznacznie, mimo że to produkt, który fizycznie, w sposób widzialny i nieodwracalny zmienia fizyczną strukturę płyty. Trzeba to mieć na uwadze. Nie chowam się za „być może”, „w pewnych przypadkach”, „pod pewnymi warunkami” i innymi wybiegami, ponieważ mój pogląd na sprawę jest jednoznaczny. Uczestnicy spotkania w różny sposób wartościowali zaszłe zmiany. Wszyscy jednak za każdym razem powtarzali te same argumenty, ponieważ przycięcie płyty wprowadzało do dźwięku modyfikacje o tej samej strukturze. Po pierwsze czyściło go ze śmieci, maskujących dźwięki. W większości płyt, szczególnie tych dobrze nagranych (fenomenalny debiut Dire Straits na Platinum SHM-CD i genialny Miller z Naima!) prowadziło to do pogłębienia i nasycenia dźwięku. Ten był ciemniejszy, mniej w nim było góry i to jest to, co uważam za dobry kierunek. Z mojego doświadczenia wynika, że każdy problem w cyfrowym torze manifestuje się usztywnieniem brzmienia i podkreśleniem ataku. Mniejszy jitter to bardziej naturalne, „analogowe” brzmienie. Tak było w tym przypadku. Odstępstwem od reguły był krążek Audiofeels. W jego przypadku coś chyba „wyszło” spod spodu, co było wcześniej zamaskowane.


Stojący na półce u Tomka odtwarzacz plików Aurender X100L to przyszłość. Dla mnie jednak fizyczny nośnik wciąż brzmi lepiej, to jest ten sposób grania, który przyjmuję za naturalny i prawdziwy. Nie wiem, jak długo ten stan rzeczy będzie się jeszcze utrzymywał, jednak kolejne propozycje w postaci Platinum SHM-CD i urządzeń służących do przygotowania krążka do odtworzenia pokazują jednak, że są w nim możliwości wręcz niebywałe. A przecież wciąż mamy do czynienia z postępem w cyfrowej obróbce sygnału, co z kolei zademonstrował system Vivaldi dCS-a. A to, co pokazał transport CEC-a TL0 3.0 w dziedzinie odczytu informacji z CD? – Wybitne! Jestem więc dziwnie spokojny o przyszłość Compact Disc. Po pierwszym odsłuchu plików, który mnie „uziemi” w podobny sposób, jak kilka razy zrobił to odsłuch fizycznego nośnika cyfrowego (o winylu nie mówię, bo tego się nie spodziewam), wejdę pod stół i odszczekam, wyjąc radośnie na powitanie nowej ery w audio.

System użyty do odsłuchów

  • Transport Compact Disc: Ayon Audio CD-T
  • Transport plików audio: Aurender X100L
  • Przedwzmacniacz/DAC: Ayon Audio Stratos
  • Wzmacniacz mocy: Accuphase A-70
  • Kolumny: Dynaudio C4 Signature
  • Kable głośnikowe: Acrolink
  • Listwa sieciowa: Oyaide

Audiodesksysteme Gläß THE CD SOUND IMPROVER dostarczyła firma Eter Audio



O wino w czasie spotkania zatroszczył się pan
Michał Klamka
i sklep dobrewina.pl
ul. Kobierzyńska 139a | Kraków


  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl