pl | en

FELIETON

 

Ancient Audio
PREHISTORIA

„Jak powstał Wszechświat ? Wiadomo - z iskry.
A skąd iskra? Z lokomotywy.
A lokomotywa? Z Fabloku.
A Fablok?
No, to przecież to przedwojenna fabryka!”

O początkach firmy Ancient Audio opowiada jej właściciel, Jarek Waszczyszyn


odobnie było z Ancient Audio. Zaczęło się od iskry, a właściwie pioruna. Zdążając od X Liceum do domu możliwie krętą trasą zahaczałem przez księgarnię, sklep elektroniczny i komis przy ulicy Długiej w Krakowie. Przez szybę wystawy zobaczyłem gramofon Transcriptor- Hydraulic Reference J.A. Michell. To był szok. To było połączenie dźwięku hi-fi z absolutnie odlotową formą. To był HI-END. Gramofon też zresztą powalił nie tylko mnie, albowiem zagrał w kultowej Mechanicznej Pomarańczy Kubricka. Szans na zakup nie było żadnych, sprzedawca widząc moją physis nawet ceny nie raczył rzucić. Pamiętajmy, że miesięczna pensja wystarczała na zakupu JEDNEJ płyty...
I tu dygresja. Młodszym czytelnikom należy nadmienić, że w kulturze lat 70-80. literatura oraz muzyka panowały niepodzielnie. Film nie był jeszcze dostępny jako wolny produkt (magnetowidy raczkowały), e-maile, Skype, Facebook, gry komputerowe - nie robiły konkurencji. Ktoś, kto nie czytał Umberto Ecco, Lema, nie słuchał Deep Purple, Led Zeppelin czy Pink Floydów nie był uznany towarzysko. Do grania konieczny był jednak sprzęt. Ci bogatsi (albo bardziej cierpliwi czy cwani) produktami Kasprzaka, Foniki, Diory czy Tonsilu zadawali szyku - można u nich było posłuchać swoich płyt czy taśm. Reszta była zdana na własne siły. Stąd wielu elektroników zaczynało właśnie od audio (nazywało się to "elektroakustyka", bo "audio " podobnie jak "informatyka" były terminami zachodnimi, wrażymi ideologicznie) . Podobną drogą ja również szedłem, dłubiąc wzmacniacze i kolumny. Celowo nie wspominam tych, którzy posiadali sprzęt zagraniczny. Były to osobniki snobistyczne, egoistyczne, nietowarzyskie, nie użyczające swoich cacek na wynos lub niekiedy wręcz nie pozwalające na zagranie Swojej Płyty ("igła się zetrze na tym, chłopie").
Transcriptor uświadomił istnienie jednak czegoś więcej - połączenia sztuki inżynierskiej, dźwięku i formy. To była taka rzeźba użytkowa, jak Rolls-Royce Silver Phantom czy Rolex Oyster. Postanowiłem we własnym zakresie coś takiego wykonać.

Za kilka półlitrówek mechanik wytoczył aluminiowe walce, resztę prymitywnymi narzędziami wykonałem w garażu. Gramofon miał kiepskie łożyska, czasami przeskakiwała igła. Był to w dodatku plagiat. Ale skoro nawet profesor Tatarkiewicz twierdził, że pomiędzy kopią a oryginałem nie ma różnicy estetycznej, tym bardziej moi koledzy obiekcji nie mieli i wygląd swoje zrobił . Koleżanki natomiast jakoś nie pojawiały się, sprawiając zawód. Mogłem tylko znucić Money for nothing and chicks for free. Romantyczne wieczory przy świecach, płytach i winie wprowadziła dopiero Elżbieta - małżonka.

Drugim momentem przełomowym był pierwszy numer "Magazynu hi-fi". To już nie był "Stereophile" podczytywany w Konsulacie USA, to się działo TU i TERAZ. Po zrzuceniu Miłościwie Panującego Ustroju pojawił się normalny rynek audio ze sklepami, producentami krajowymi, prasą. Wtedy postanowiłem moje hobby przenieść na płaszczyznę profesjonalną. Pierwszą konstrukcją (jeszcze bez nazwy firmy) był wzmacniacz mocy dual mono w klasie A.

Mariusz wykonał kilka dobrych fotografii, i wydrukowane na laserówce ulotki poszły w Polskę. Odezwała się jedna osoba - Roger Adamek (HiFi-Atelier w Katowicach) . Z wypiekami na twarzy zaprezentowałem mu swoje dzieło. Powiedział, że wzmacniacz nie gra źle, nie wgląda brzydko i zachęcił do dalszej zabawy.
Dalszą zabawą musiało być coś oryginalnego. Żadna kopia Accuphase skrzyżowana z Burmersterem. Pojawił się Hybrid - pierwszy seryjny Polski wzmacniacz hybrydowy: wzmocnienie napięciowe na lampach, prądowe na tranzystorach. Pierwsze egzemplarze miały podstawę drewnianą, kolejne stalową. Wzmacniacz ten grał zdecydowanie bardziej miękko niż większość ówczesnych tranzystorów. To w połączeniu z raczkującymi, ostrymi odtwarzaczami CD dało dobry zestaw.
Hybrid zagrał publicznie w zaprzyjaźnionej galerii przy ul. Kanoniczej, później w towarzystwie oryginalnego CD w fantastycznym sklepie płytowym na Poselskiej, przez który to sklep został zakupiony na jego wyosażenie. Musica Antiqua prowadzona była przez trzech braci Laskowskich, oferując atmosferę i fenomenalną znajomość muzyki. Zarazili mnie płytami z Alphy, AliaVox, Harmonii Mundi . Wielka szkoda, że remont i czynsz skutecznie przegoniły ten sklep ze śródmieścia. Hybrid został ciepło przyjęty przez mojego pierwszego recenzenta: Grzegorza Swinarskiego („Magazyn Hi-Fi”).

Następnym krokiem był Hybrid w wersji z tunerem:

Urodziła się też nazwa firmy. Ponieważ Hybrid nadał styl retro, myślałem o Classic Audio, Retro Audio i podobnych. I znów podpowiedź: Academy of Ancient Music - słynna orkiestra Christophera Hogwooda. Ancient Audio było czymś, co wyrażało credo firmy: coś wyrafinowanego, trzymającego się tradycji i kanonu dobrego smaku. Był rok 1995. Powodzenie Hybrida skłoniło mnie do tańszej, tranzystorowej konstrukcji. Solid, a później Solid Max miały udostępnić dźwięk Ancient Audio dla mniej zamożnych audiofilów. Jednak mimo niskiej ceny (1200 zł) Solid zainteresowania nie wzbudził:

Rozwijanie projektów wzmacniaczy naturalną drogą prowadziło do lampy. Do pierwszej konstrukcji wziąłem kultowe triody 211 owiane legendą Ongaku Audio Note.

Nazwa Triode nie była wyrafinowana, mieściła się w przyjętym powszechnie „decorum”. Kolejna mutacja to Triode Mono:

Wersja ze srebrnymi transformatorami połączyła siły moje, jako twórcy, oraz Janusza Stopy jako krytyka:

Od 1998 roku wspólnie weryfikujemy wszystkie moje projekty. Ciągle w tym samym pokoju, na tych samych Sonusach Electa Amator. Godzin z lutownicą, śrubokrętem i tysiącem płyt nie zliczę. Goryczy porażek i tańców radości w okolicznościach różnych także. Wspólna pasja przerodziła się w przyjaźń. Obydwaj mamy też swoje ograniczenia, stąd przejście od formy "Pan" na swobodne "Ty" zajęło nam kilka lat. Pomogły w tym przełamaniu nasze małżonki, cierpliwie znoszące graną siedemnasty raz pod rząd Girl from Ipanema czy Fridę.

Silver 300 był ostatnim produktem opartym o cudze doświadczenia. Wraz z Januszem przez 6 lat dokonywaliśmy eksperymentów, aby przeskoczyć istniejący kanon wzmacniacza lampowego Single Ended: zasilacz z lampą prostowniczą, olejowe kondensatory, żarzenie prądem zmiennym, okablowanie drutem, tradycyjny montaż na metalowym chassis. Szczegóły później, bo tymczasem ruszyła wystawa Audio Show.

Na jej pierwszą edycję dowlokłem się po przygodach szpitalnych, jako gość. Stąd Ancient Audio premierę miał w czasie drugiej edycji. Wystawa zaczęła się nieszczególnie, bo firma z którą się wystawiałem bardzo późno dotarła do Warszawy. Zanim rozpakowaliśmy pudła z ich kolumnami, wzmacniaczami, ekranem, zaczęło świtać. Na pół godziny przed rozpoczęciem wystawy goniłem po korytarzu w pidżamie, roznosząc ostatnie drobiazgi. Tymczasem ochroniarze snuli się po korytarzach w czarnych garniturach i wykrochmalonych koszulach. Dla mnie Audio Show był pierwszą konfrontacją z tłumem. Tłum dzierżył w rękach ulotki, reklamówki, plecaki i płyty z żądaniem zagrania w moim pokoju. Zestaw prezentacyjny (Lektor + Triode Mono + JMLab Elektra) był dobrze sprawdzony, a moje płyty solidnie wyselekcjonowane. Udało się i od tej pory prezentacje Ancient Audio zapełniają pokój do granic możliwości. Były momenty, kiedy goście czekali na wejście przez pól godziny w kolejce, żeby tylko się wcisnąć. To jest fantastyczne, dla obydwu stron. Dla mnie to najsympatyczniejszy znak, że moja praca daje ludziom coś przyjemnego, że jej potrzebują. Mnóstwo życzliwych osób, wchodzących do pokoju po raz kolejny potwierdzało sens przebijania się przez kolejne mury i burze. Na każdą wystawę przygotowuję się bardzo solidnie, i prowadzę prezentacje praktycznie non-stop. Po powrocie jestem ochrypły, wymięty, przeżuty i wypluty. Ale szczęśliwy.

Na Audio Show 1997 nastąpiła kolejna iluminacja. Tym razem trafiony został Andrew Harrison. Napisał on reportaż z Audio Show jako element egzotyki w statecznym, brytyjskim czasopiśmie „Hi-Fi News and Record Review” (to chyba najstarsze aktywne czasopismo audio). Warszawa w świadomości Europejczyków znajdowała się w okolicach kręgu polarnego - tylko nie wiadomo było czy pod, czy nad. Andrew (zwany Harrym) pisał o lokalnych produktach, nieznanych w Wielkiej Brytanii. Stąd zamieścił nie tylko fotki moich konstrukcji, ale też wyjaśnił jak przeczytać "Waszczyszyn" po angielsku. Traf chciał, że reportaż ten przeczytał Terje, właściciel Audioaktoren. Zadzwonił do mnie, w formie krótkiego egzaminu. Potem zaproponował, aby jego przyjaciel - Dag Thomas - w drodze z Pragi zahaczył o Kraków i rzucił uchem na moje projekty. Oczywiście, szybko wyprostowałem, że Kraków jest od Pragi znacznie ciekawszy. I tak towarzystwo zawitało w me progi. Granie spodobało się na tyle, że Dag Thomas wrócił z Silver Integrą do Norwegii. Wrócił i cisza. Wtedy nadchodzą myśli : "zepsuł się", " zgubili na lotnisku", " klapa " itp. Tymczasem po dwóch tygodniach Dag Tomas oddzwonił, że wzmacniacz grał u Steina, Leifa, Terje i wielu innych. Jest super i proponują normalną dystrybucję na Norwegię, Szwecję i Danię. To otworzyło mi drzwi do innych krajów. Ruszyła audiofilska wystawa w Norwegii, gdzie wystawiane były moje wzmacniacze: Silver 300 i Silver Integra oraz odtwarzacz CD Lektor III.

Tymczasem intensywnie rozwijałem odtwarzacze CD. Wzmacniacze produkowało wiele firm, ale komplet: CD + wzmacniacz to już było coś. "Lektor" był pierwszym polskim odtwarzaczem hi-end. Nie był to przełom, bo wiele zastosowanych rozwiązań było inspirowanych Meridianem, Burmesterem i Audiomecą. Przełomem był Lektor II, albowiem płyta CD nie została niczym osłonięta, jak w gramofonie. Był to komputer w stylu Ludwika XIV. Tylko jedna firma – japońska 47 Labs - coś takiego jeszcze stosowała [teraz jest ich więcej, np.: Metronome Technologie i Human Audio - przyp. red.].

Firma Kamico (producent granitów, marmurów itp.) zamówiła wersję w granicie, jako swoją wizytówkę:

Kolejny odtwarzacz, Lektor III, był wyposażony w unikalny stopień wyjściowy z lampą. Lampę zastosowałem jako fanaberię klienta. Klient nasz pan! Ale okazało się, że taki stopień wyjściowy zamiast spodziewanego rozmamłania dźwięku wprowadza na scenie porządek. Początkowo myślałem, że jest gdzieś zwarcie pomiędzy kanałami, bo głos tenora pojawił się idealnie na środku sceny. Kiedy jednak na cały pokój huknęła orkiestra, wiadomo było, że to jest dobra droga. Rozwiązanie z lampą stosuję do dnia dzisiejszego:

Do pełni szczęścia brakowało porządnego transportu. Po rozmowach z przedstawicielstwem Philipsa wykonałem próbę z CD-Pro2 , najlepszym dostępnym wtedy mechanizmem. Prototyp wyglądał jak zwykle (lampę zasłoniła Mizia ogonem - trudno).

Ale dźwięk o klasę wybił się ponad Wadię 850, własność Janusza. Lektora IV należało tylko ładnie wykonać i opakować.

Januszowi to jednak nie wystarczało. Wiele godzin przegadaliśmy rozważając różne koncepcje. Urodził się pomysł całkowitego rozdzielenia transportu CD i obydwu przetworników C/A, aby zminimalizować wzajemne zakłócenia.
Efektem jest Lektor Grand. To kolejny kamień milowy Ancient Audio, ponieważ jest absolutnie oryginalnym projektem. Mała polska manufaktura spróbowała stanąć na czele wyścigu po lepszy dźwięk. Konieczne było porównanie, czy człapię na końcu peletonu, czy też walczę o podium. Aby nie rozdrabniać się, postanowiłem dokonać konfrontacji z Linnem CD12 , wówczas szczytem techniki cyfrowej. Tak wyglądał hardware:

A tak software:

Konfrontacja nie wypadła źle. Lektor miał pewne niedostatki potęgi brzmienia, ale rysował znakomitą przestrzeń. Mój odtwarzacz szlifowałem jeszcze sporo czasu, a podobnych porównań był wiele. Podczas jednego, (bohaterem była chyba Wadia 860) zeszły się drogi moje, Janusza, Ryśka i Wojtka. Wojtek chciał zrobić reportaż w stylu "co szczerze myśli obywatel w temacie", cichcem nasze rozmowy nagrywał więc na magnetofon. To Janusza rozsierdziło i coś tam żołądkował o policyjnych metodach. Wojtek się bronił, że zrobił to ze szlachetnych pobudek, aby oddać prawdę o naszym spotkaniu, a nie pisać laurkę. Tak więc wyjaśniwszy swoje intencje grupa maniaków, nazwana później Krakowskim Towarzystwem Sonicznym, zaczęła ze sobą współpracować [muszę powiedzieć, że ja pamiętam to zupełnie inaczej; być może więc, że „software” zadziałał u każdego z nas inaczej… - przyp. WP].
Wojtek napisał dla "Audio" test Lektora Granda (październik 2004) . No i zaczęło się. Polski produkt, wyceniony na 48 000 zł, bardzo dobrze oceniony, okazał się obrazą dla Prawdziwych Audiofilów. Ancient Audio zawsze wzbudzało emocje, ale to, co się wtedy działo na znanym forum było dobrym materiałem dla psychologa. Oberwało się mnie i Wojtkowi. Sugestie spiskowe zapowiadały wybuch Bomby Barycznej w 2010 roku... Najciekawsze, że NIKT z oponentów odtwarzacza nie słuchał. A zrobiło się jeszcze gorzej. Otóż Andrew Harrison znakomicie ocenił odtwarzacz na łamach "HiFi News & Record Review". Pomógł też wielu polskim firmom, za co otrzymał symboliczną lirkę. Oczywiście, Harry kadził Polakom , aby się przypodobać dziewczynie (Warszawiance). Zadziałało - wzięli ślub kilka lat później.

Drugim referencyjnym produktem Ancient Audio jest Silver Grand Mono. Tu również nękanie przez Janusza ("a co można by lepiej?") dało efekty. Trwało to jednak dobrych kilka lat. Początkiem była para monobloków Silver 300 wysłana do USA, przystosowana do 110 V. Para ta zagrała fenomenalnie w stosunku do poprzedniego egzemplarza. Kilka drobnych poprawek przyniosło znakomitą dynamikę, głębokość sceny i gładkość. Wielka frajda, albowiem w warsztacie montowane były kolejne dwie pary, z tych samych elementów. Parę tą wysłałem do USA i ze zdwojoną energią zabrałem się finalny montaż reszty. No i dramat... Magii tego, co wysłałem za Wielką Wodę nie dało się za nic powtórzyć. Próby przełamania impasu trwały dwa lata. Wydawało się, że pozostało mi wykonać wersję na 110 V, ale nie widziałem w tym sensu. Na szczęście doświadczenia Janusza z kablami i listwami zasilającymi skierowały mnie na właściwą drogę. Otóż mnie, jako inżyniera elektronika irytują rozwiązania magiczne, nie mające uzasadnienia w fizyce, a nawet jej przeczące. Nie czuję tego, nie potrafię stosować, nawet jeśli coś działa.
Przykładem był wtedy zasilacz z lampą prostowniczą. Duża oporność wyjściowa, mała wydajność prądowa wydawały mnie się bez sensu. Prostownik lampowy był cudowny w latach 20-stych, ale idiotycznie anachroniczny obecnie. Aby rzecz sprawdzić, zbudowałem na dwóch krajalnicach do warzyw testowe zasilacze napięcia anodowego, oparte wyłącznie na półprzewodnikach. Z uśmiechem na twarzy wręczyłem je Januszowi. Po teoretycznym podkładzie pod muskuły ("no, opowiadaj”) nowe zasilacze podłączyliśmy i... klapa. Klasyczne rozwiązanie generowało zdecydowanie bardziej plastyczny dźwięk. Próby trwały kilka miesięcy, zasilacze w końcu wylądowały w Komórce Harrego Pottera Pod Schodami, nie dawały mi jednak spokoju. Wreszcie celem finalnego rozwiązania kwestii krajalnic zdecydowałem się na eksperyment rozpaczliwy. Pod nieobecność domowników podłączyliśmy potężny (3000 W) autotransformator. Dostarczył on nie 220, ale 270 V napięcia sieciowego. Splunąwszy trzy razy za lewe ramię włączyłem zasilanie. Efekt mniej więcej wyglądał jak rozruch Elektrybałta przez Trurla. Ale to było to. Swoboda, płynność tego co głośniki grały była zniewalająca. Oczywiście, potrzeba było jeszcze trzech lat, aby nowy wzmacniacz ujrzał światło dzienne. Przykładem problemów, z którymi musiałem sobie poradzić może być okablowanie sygnałowe wykonane z taśmy, zamiast drutu srebrnego. Taki przewód ma znacznie większą powierzchnię i mniejszy efekt naskórkowy - w efekcie mniejszą oporność dla sygnałów akustycznych.

I właściwie na tym można prehistorię Ancient Audio zakończyć. Prehistoria, czyli rzeczy jeszcze nie publikowane. Całą historię mogliście Państwo prześledzić na łamach „Magazynu Hi-Fi”, "High Fidelity", "6moons", "Audio", "Hi-Fi i Muzyki". Należałoby wspomnieć też o wielu życzliwych ludziach, którzy mnie wspomagali. Tacy jak Rysiek (bez niego nie byłoby Johna Tu – czytaj TUTAJ), Srajan (kapitalna promocja na www.6moons.com) , Wojtek (promocja nie tylko Ancient Audio, ale i tego co robimy w Krakowie), Mariusz (artystyczne fotki i wisielczy humor ratujący życie podczas wystaw) i cała nie wymieniona z imienia reszta do mojego sukcesu się przyczyniła.

Każda historia (pre także) musi mieć morał. Otóż pewien rolnik rzekł parobkom, sprzątającym oborę:
"Sięgajcie do gwiazd! Pewnie ich nie zdobędziecie, ale zawsze to lepsze od babrania się w gnoju."

O Ancient Audio w High Fidelity

  • TEST: Ancient Audio STUDIO OSLO - kolumny aktywne, czytaj TUTAJ
  • NAGRODA: Nagroda Roku 2011 dla Ancient Audio Lektor AIR V-edition, czytaj TUTAJ
  • TEST: Ancient Audio Lektor AIR V-edition - odtwarzacz Compact Disc, czytaj TUTAJ
  • WSTĘPNIAK: SDMusA – (wreszcie) cyfrowa rewolucja?, czytaj TUTAJ
  • NAGRODA: Nagroda Roku 2009 dla Ancient Audio Silver Grand Mono, czytaj TUTAJ
  • TEST Ancient Audio Silver Grand Mono - wzmacniacz mocy, czytaj TUTAJ
  • NAGRODA: Nagroda Roku 2008 dla Ancient Audio Lektor Grand SE, czytaj TUTAJ
  • TEST: Ancient Audio Lektor Grand SE - odtwarzacz Compact Disc, czytaj TUTAJ
  • REPORTAŻ: Ancient Audio w USA (reprise), czytaj TUTAJ
  • TEST: Ancient Audio Lektor V - odtwarzacz Compact Disc, czytaj TUTAJ
  • NAGRODA: Nagroda Roku 2006 dla Ancient Audio Lektor Prime, czytaj TUTAJ
  • TEST: Ancient Audio Lektor Prime - odtwarzacz Compact Disc, czytaj TUTAJ
  • REPORTAŻ: Antwerpia – premiera wzmacniacza Silver Grand, czytaj TUTAJ
  • REPORTAŻ: Ancient Audio Silver Grand – premiera, czytaj TUTAJ
  • REPORTAŻ: Harmonijne współdziałanie - kolumny Ancient Audio Harmony, czytaj TUTAJ
  • KRAKOWSKIE TOWARZYSTWO SONICZNE: Ancient Audio Silver Grand Mono VS. Reimyo PAT-777, czytaj TUTAJ

Kontakt:
Ancient Audio | ul. Malawskiego 50 | 31-471 Kraków | Polska

tel.: +48 602 434 841
e-mail: ancient@olsza.krakow.pl

Strona producenta: www.ancient.com.pl

Kraj pochodzenia: Polska