pl | en

Konwerter USB

 

AUDIOBYTE
Hydra-X

Producent: Audiobyte Technologies
Cena (w Rumunii): 699 EUR
Kontakt:
str. Dragos Voda nr. 5-b | Suceava 720184
Romania
tel.: 0040-745-213-212


e-mail: info@audiobyte.ro

Strona internetowa producenta: www.audiobyte.ro

Kraj pochodzenia: Rumunia


yjemy w czasach, dokonującej się na naszych oczach, kolejnej rewolucji w zakresie źródeł i nośników dźwięku. Nie jest ona aż tak gwałtowna, aż tak entuzjastycznie przyjmowana jak poprzednia, w wyniku której jakieś 30 lat temu płyty CD niemal wyparły z rynku płyty winylowe. Być może dlatego, że ta poprzednia sporo nas nauczyła. Wówczas większość audiofilów zapatrzona w błysk srebrnej płyty i obietnice większej łatwości użytkowania oraz większej trwałości samego nośnika, zabrała się za wyprzedaż „przestarzałych”, czarnych placków z myślą o ich wymianie na nowe „supernośniki”. Gdy pierwsze zauroczenie minęło okazało się, że i owszem wygoda użytkowania jest większa, trwałość i odporność na fizyczne uszkodzenia też. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie pojawiające się coraz częściej pytanie: a gdzie podziała się muzyka? Ponad 20 lat, na dobrą sprawę, zabrało konstruktorom stworzenie odtwarzaczy CD, które zbliżyły się lub zaoferowały nawet lepszą (jak w przypadku większości kwestii w audio odpowiedź zależy od tego, czy spytamy fana analogu, czy cyfry) jakość niż winyle. I choć (podobno) historia lubi się powtarzać, a ludzie nie uczą się nawet na własnych błędach, to jednak gdy nastał czas kolejnej rewolucji, przesiadki z płyt CD na pliki muzyczne, większość audiofilów podeszła do niej dość nieufnie. Może więc jednak czegoś się uczymy? Faktem jest, że tzw. „PC-audio” już od ładnych kilku lat mocno zaznacza swoją obecność na rynku. Faktem także jest, że większość pierwszych prób wykorzystania komputerów jako źródeł dla systemów audiofilskich była niezbyt udana. Z drugiej strony nie da się zaprzeczyć, że to właśnie słuchanie muzyki z plików jest przyszłością nie tylko dla „zwykłych” ludzi (tych słuchających z odtwarzaczy przenośnych, telefonów komórkowych, etc.), ale również audiofilów.


Podstawowa różnica między poprzednią rewolucją, a obecną polega na tym, że wówczas CD było formatem wprowadzanym przez Philipsa i Sony, dwóch gigantów światowej elektroniki, wspartym odpowiednim marketingiem i chwytliwymi hasłami. Dziś rynek jest zdecydowanie bardziej rozdrobniony, bo ogromny postęp technologiczny i dostępność elementów i podzespołów sprawia, że firm oferujących takie, czy inne sprzęty umożliwiające odtwarzanie plików są setki, a może i tysiące. To z kolei oznacza brak spójnego marketingu, brak jednej wizji, jak właściwie audiofilskie odtwarzanie plików ma wyglądać.
Dlatego też, gdy rozejrzymy się na rynku, okaże się, że możemy kupić przetworniki cyfrowo-analogowe z wejściami USB, konwertery USB, które sygnał dostarczany z komputera przez złącze USB przekształcają na akceptowany przez „daki” nie posiadające wejść USB, gotowe odtwarzacze plików z wbudowanymi dyskami twardymi lub odtwarzające pliki dostarczane przez sieć (przewodową, lub bezprzewodową), czy audiofilskie komputery. Ceny tych rozwiązań sięgają od kilkuset złotych po kilkadziesiąt tysięcy dolarów.
Niezależnie od dokonanego wyboru jednym z podstawowych argumentów za „PC-audio” na dziś, jest wygoda użytkowania. Można by rzec, że historia zatoczyło koło, bo przecież wygoda użytkowania była jednym ze sloganów reklamowych, którymi 30 lat temu zachęcano do zakupu płyt i odtwarzaczy CD.
Wygoda jest jednak zdecydowanie większa – nie ruszając się z kanapy/fotela można za pomocą komputera, tabletu czy nawet komórki stworzyć dowolną playlistę na dowolnie długi czas odsłuchu, a później już tylko kontemplować muzykę. Jeden warunek – muzyka musi faktycznie brzmieć pięknie. I tak jak od kilkudziesięciu lat trwają dyskusje między zwolennikami analogu i cyfry, tak dziś dodatkowym punktem niezgody wśród „cyfrowców” stała się kwestia tego, czy audio komputerowe dorównało już klasą dźwięku odtwarzaczom CD (które, jak już wspomniałem, po jakiś 20 latach ich dopracowywania zaczęły w końcu grać bardzo dobrze). Podobnie jak w przypadku niemal wszystkich innych audiofilskich „wojen”, tak i tu nie ma jednoznacznej odpowiedzi, wszystko zależy od tego jaki konkretnie produkt porówna się z innym.

Ja od dłuższego czasu używam dedykowanego komputera, z JRiverem i JPlayem na pokładzie, do odtwarzania muzyki we FLAC-ach, zgromadzonych na NAS-ie, a odtwarzacza CD używam jedynie sporadycznie. Oczywiście nie mam CD-ka najwyższych lotów i to jeden z powodów dla których tak się dzieje, ale z drugiej strony, na podstawie wielu doświadczeń uważam, że dysponując budżetem nie pozwalającym kupić jednego z topowych odtwarzaczy CD, lepsze efekty brzmieniowe można osiągnąć inwestując w „PC-audio”. I dotyczy to właściwie wszystkich „rozsądnych” poziomów cenowych. By stworzyć taki system, dysponując już komputerem i przetwornikiem cyfrowo-analogowym najprościej jest zainwestować w konwerter USB. Z moich doświadczeń wynika bowiem, że to właśnie dobre konwertery są najtańszą drogą do osiągnięcia dobrego dźwięku z komputerem jako źródłem. Dlaczego? Na rynku jest wiele DAC-ów z wejściami USB, problem polega jednakże na tym, że wiele z nich wyposażono w odbiorniki korzystające z OEM-owych, gotowych rozwiązań, na dodatek implementowanych byle jak; producenci przetworników często na implementacji USB się po prostu nie znają. Można się więc natknąć nawet na drogie „daki” oferujące znakomity dźwięk z „tradycyjnych” wejść cyfrowych, a z USB grających wyraźnie słabiej.
Najłatwiej i najbezpieczniej więc, posiadając już komputer (a kto dziś nie ma choć jednego w domu?) i przetwornik cyfrowo-analogowy (czy to osobny, czy wbudowany we wzmacniaczu, a może to być także odtwarzacz CD z wejściem cyfrowym) jest kupić dobry konwerter USB. Który konkretnie? To już zależy w dużej mierze od budżetu. Ja przez dłuższy czas używałem Stello U3 (czytaj TUTAJ), który przy cenie ok 1,7 kzł oferuje bardzo dobrą jakość dźwięku. Są na rynku również rozwiązania tańsze, choćby HiFace'y M2Techa, także oferujące naprawdę dobry dźwięk za bardzo rozsądne pieniądze (czytaj TUTAJ). Obecnie używam Bady Alpha firmy Berkeley Audio Design, który jest jednym z najlepszych konwerterów na rynku, będącym w stanie (z przetwornikiem D/A odpowiedniej klasy) przynajmniej powalczyć klasą brzmienia z odtwarzaczami CD z wysokiej półki. Tu jednak koszt jest dość wysoki – ok. 1800$. Cenowo gdzieś pośrodku znajduje się jeszcze topowe rozwiązanie specjalisty w tym zakresie, M2Techa, składające się z kilku urządzeń, w tym, oprócz samego konwertera, z dedykowanego zasilacza i osobnego, precyzyjnego zegara. To jedno z lepszych rozwiązań dostępnych na rynku, acz trzeba się pogodzić z posiadaniem kilku urządzeń zamiast jednego. Nawet po dokonaniu swojego wyboru i zakupie Bady Alpha nie zaprzestałem poszukiwań nowych ciekawych urządzeń – w końcu jest to bardzo dynamicznie rozwijający się rynek, na którym pojawia się mnóstwo nowych graczy i nigdy nie można wykluczyć, że jeden z nich stworzy coś wyjątkowego.

W taki właśnie sposób trafiłem na konwerter będący podmiotem tego testu. Dokładniej rzecz biorąc kilka miesięcy temu przeczytałem o nim w dziale nowości (chyba) „Mono and Stereo”. Mówiąc szczerze dwa elementy zwróciły moją uwagę na ten produkt. Po pierwsze kraj pochodzenia – mogę się mylić, ale chyba nigdy wcześniej nie zetknąłem się z produktem audio pochodzącym z Rumunii. Druga kwestia, to zasilanie bateryjne tego konwertera. Te dwie rzeczy wystarczyły mi do napisania maila do producenta z zapytaniem o możliwość udostępnienia Hydry-X (bo tak się nazywa konwerter) do testu dla „High Fidelity”. Człowiek stojący za tą firmą, Nicolae Jitariu, odpisał błyskawicznie wyrażając chęć dostarczenia produktu. Pozostało mi więc jedynie czekać na dostawę.

Płyty użyte do odsłuchu (wybór)



  • Blade Runner, soundtrack, muz. Vangelis, Universal UICY-1401/3, “Special Edition”, 3 x CD (1982/1991/2007), FLAC.
  • Beethoven, Symphonie No. 9, Deutsche Gramophone DG 445 503-2, FLAC.
  • Dire Straits, Communique, Vertigo 800 052-2, FLAC.
  • Ella Fitzgerald & Louis Armstrong, Ella & Louis Again, Verve 1069188, FLAC.
  • Georges Bizet, Carmen, RCA Red Seal 74321 39495 2, FLAC.
  • Keith Jarrett, The Köln Concert, ECM/Universal Music Japan UCCE-9011, FLAC.
  • Led Zeppelin, Led Zeppelin, Atlantic/Warner Music WPCR-11611, FLAC.
  • Renaud Garcia-Fons, Oriental bass, Enja B000005CD8, FLAC.
  • Rodrigo y Gabriela, 11:11, EMI Music Poland 5651702, FLAC.
  • V.A. Mozart, Le Nozze di Figaro, Harmonia Mundi HMC 901818.20, FLAC.
  • Verdi, Il Trovatore, RCA Red Seal 74321 39504 2, FLAC.
  • Wolfgang Amadeus Mozart, Symphonies, Scottish Chamber Orchestra, Linn Records CKD 350, FLAC.
Japońskie wersje płyt dostępne na

Ostatecznie dostawa Hydry-X odbyła się nieco okrężną drogą, jako że spotkałem się z Nucu w Monachium, w trakcie wystawy High End 2013 (czytaj TUTAJ ), co miało swoją dobrą stronę, dając mi okazję porozmawiania z twórcą testowanego urządzenia. Nie ukrywam, że ani z samą firmą, ani nazwiskiem Nucu nigdy wcześniej się nie spotkałem (przynajmniej nie przypominam sobie). Zapytałem go więc o jego doświadczenia w branży audio. Z odpowiedzi wynikało, że na rumuńskim rynku audio działał już od dłuższego czasu, a w swoim CV ma współpracę nad projektami z takimi markami jak Wadia, MSB, czy PS Audio. Co prawda żadnych szczegółów tejże współpracy nie zdradził, ale same marki robią wrażenie. Moje kolejne pytania dotyczyły już samej Hydry-X, a dokładniej czym różni się ona od konkurencji. Nucu odpowiedział, co zresztą potwierdzają moje własne obserwacje, że większość firm w konwerterach USB, tudzież wejściach USB zintegrowanych w DAC-ach, korzysta obecnie z chipów XMOS, które oczywiście są bardzo dobrym rozwiązaniem, ale niekoniecznie „jedynie słusznym”. On korzysta z innego. Część konwerterów korzysta z zasilania dostarczanego kablem USB wprost z komputera, co na pewno nie jest najlepszym rozwiązaniem, a inne z dość prostych zasilaczy, karmionych prądem z gniazdka. W przypadku Hydry-X sercem urządzenia jest układ FPGA Spartan6, oraz procesor ARM (do obsługi USB), a kwestię zasilania rozwiązano poprzez zastosowanie wbudowanego akumulatorka oraz izolację od zakłóceń płynących z komputera. Urządzenie ładuje akumulatorek litowo-polimerowy do pełna w czasie ok. 1,5 h, co daje możliwość słuchania muzyki przez ok. 9 h. Na szczęście akumulatorek może się także ładować w trakcie pracy, dzięki czemu nie czeka nas niespodzianka w postaci nagłej ciszy w głośnikach. Dodam jeszcze, że Hydra-X ma na pokładzie dwa znakomite zegary Crysteka CCHD-957 (45,1584 MHz i 49,152 MHz). Dowiedziałem się także od Nicolae, że Audiobyte to nie jedyna jego marka – jest także druga o nazwie Rockna. Ta pierwsza obejmuje produkty dedykowane „PC-audio”, druga firmuje bardziej „tradycyjne” produkty.

Samo urządzenie jest niewielkie – podobnej wielkości jak Stello U3. Zamknięto je w czarnej, aluminiowej obudowie, której część wydaje się pełnić rolę radiatora (górna powierzchnia). Całość stoi na czterech malutkich, gumowych nóżkach. Nietypowym rozwiązaniem jest umiejscowienie gniazd i przełączników zarówno na przedniej, jak i tylnej ściance konwertera. Z jednej strony nie jest to urządzenie, które koniecznie musi stać na widoku, z drugiej jednak konieczność używania kabli po przeciwnych stronach urządzenia nie jest pod względem ergonomii idealnym rozwiązaniem. Na froncie urządzenia znajdują się wyjścia cyfrowe: AES/EBU, S/PDIF koaksjalny, I2S (HDMI) i TOSLINK oraz trzy niebieskie diody: power (włączony), charging (ładowanie) i DSD. Z tyłu natomiast umieszczono wejście USB, gniazdo zasilania (urządzenie wyposażono w zewnętrzny zasilacz) oraz przełącznik, który włącza, lub rozłącza baterię z układu (zalecane położenie przełącznika to ON, czyli z baterią włączoną w układ, poza sytuacjami, gdy przez dłuższy czas nie używamy konwertera). Nie jest zalecane używanie urządzenia bez podłączonego zewnętrznego zasilacza, jako że bateria nie jest ładowana przez kabel USB, a jej całkowite rozładowanie jest zdecydowanie niewskazane. Kabel od zasilacza do gniazdka nie jest zamontowany na stałe, stąd, o ile ktoś czuje taką potrzebę, można zastosować audiofilską sieciówkę. Konwerter pracuje w trybie asynchronicznym i jest w stanie przyjąć sygnał o rozdzielczości do 32 bitów (na wyjściu taka długość słowa jest wypuszczana wyłącznie przez I2S, na pozostałych otrzymujemy max 24 bity) i 384 kHz. Dodatkowo urządzenie obsługuje także coraz popularniejsze pliki DSD. Słowem – wszystko wskazuje na to, że to jedno z nowocześniejszych urządzeń na rynku, w którym zadbano o wszelkie szczegóły.


Pierwsze sesje odsłuchowe odbyłem w czasie krótkiego urlopu, na który oprócz Hydry-X zabrałem słuchawki LCD3, oraz testowany wówczas DAC Hilo Lynx. Na pierwszą próbę wybrałem więc sesję wyjazdową, bez sprawdzenia tego systemu przed wyjazdem. Jak się okazało był to błąd. Zamiast zabrać ze sobą kabel USB, którego używam na co dzień w „dużym” systemie, Audioquesta Carbon, zabrałem 5-metrowy kabel Belkin Gold – swoją drogą bardzo dobry kabel. Okazało się jednak, że współpraca Belkina i Hydry zupełnie się nie układała – dźwięk, który otrzymywałem na słuchawkach był silnie zniekształcony. „Winowajcą” okazał się właśnie Belkin – jako, że byłem na urlopie w dość nieaudiofilskiej okolicy, udało mi się kupić jedynie zwykły kabel USB, taki do drukarki, który na szczęście rozwiązał on problem całkowicie. Korespondowałem w tej sprawie z Nucu, który stwierdził, że wykonywał testy również z 5-metrowym kablem (bo to właśnie długość była pierwszym podejrzanym) i żadnych problemów nie było. Może więc nie chodziło o długość jako taką, ale o jakieś szczególne cechy Belkina. Z żadnym innym kablem (acz wszystkie były zdecydowanie krótsze – 1-1,5 m) nie miałem już żadnych problemów, więc to przypadek odosobniony, który podaję jako ciekawostkę.

Pomijając przygodę z kablem reszta wyjazdu minęła bezproblemowo – Hydra-X spisywała się bez zarzutu, oferując niezłej klasy, gładki, nadzwyczaj czysty dźwięk – to ostatnie zapewne w jakieś mierze wynikało z dobrej izolacji od komputera i zasilania bateryjnego. Jednakże na etapie wstępnych odsłuchów nowego, niewygrzanego urządzenia nie byłem pewny, czy było ono faktycznie warte różnicy w cenie w stosunku do Stello U3. Po powrocie dałem mu więc sporo czasu na wygrzanie się w głównym systemie, zanim przystąpiłem do właściwych odsłuchów. W tym czasie porządnie wygrzała się także, niedawno zakupiona Bada Alpha (zanim podjąłem decyzję o zakupie miałem możliwość dłużej posłuchać dobrze wygrzanego egzemplarza), mogłem więc przystąpić do porównań. Bada oferuje bardzo równy, spójny, czysty dźwięk, w którym właściwie nie da się znaleźć słabych stron – przy odpowiednim setupie może stawać w szranki z bardzo dobrymi odtwarzaczami CD, czy SACD, czego o większości konwerterów, jakie do tej pory znałem, powiedzieć się nie dało. Te tańsze oferują zwykle dźwięk lepszy niż nawet kilkukrotnie droższe od nich CD-ki, ale mówimy o poziomie hi-fi, a nie o high-endzie. Bada z niejednym przedstawicielem high-endu może walczyć jak równy z równym, w ostatecznym rozrachunku często wygrywając możliwością grania gęstych plików oraz wygodą użytkowania. Pytanie więc brzmiało czy i na ile Hydra-X może jej dorównać?<

Odsłuchy miałem okazję prowadzić z kilkoma różnymi DAC-ami – począwszy od moich własnych, czyli TeddyDACa (czytaj TUTAJ) i Hegla HD11, poprzez Chordette Cute HD, wspomnianego już Lynxa Hilo, po pochodzącego z dużo wyższej półki znakomitego TotalDACa Reference d1 Dual (czytaj TUTAJ). Najlepszym wyznacznikiem klasy konwerterów USB był oczywiście ten ostatni, jako urządzenie prawdziwie high-endowe. W praktyce bardziej realne jest dokupienie konwertera USB do nieco tańszych DAC-ów.
Część cech testowanego urządzenia pojawiała się niezależnie od tego, z jakim „dakiem” je łączyłem. Za każdym razem efektem włączenia Hydry-X w tor był bardzo czysty i detaliczny dźwięk, z imponującym czarnym tłem. Rumuński konwerter wprowadza także, przede wszystkim do brzmienia owych nieco tańszych przetworników, spokój, uporządkowanie. Choć dźwięku żadnego z tych DAC-ów nie określiłbym mianem „nerwowego”, to jednak z Hydrą brzmiały gładziej, równiej, ergo – spokojniej. Czystość brzmienia i czarne tło dają efekt w postaci lepszego wglądu w każde nagranie i rzecz wcale nie w suchej analityczności, rozbijającej muzykę na czynniki pierwsze, a raczej w pełnej swobodzie śledzenia dowolnie wybranego elementu danego nagrania, przy zachowaniu naturalnej spójności muzyki.


Dzięki temu Hydra-X spisywała się bardzo dobrze np. w dużej muzyce klasycznej. Oddanie naturalnej skali i dynamiki orkiestry oczywiście nie wchodzi w warunkach domowych w grę, niezależnie od systemu, rzecz więc zawsze w pokazaniu tego w pewnej, pomniejszonej skali. Tyle, że zawsze, gdy zmniejsza się skalę tak ogromnego źródła dźwięków, jakim jest orkiestra, istnieje ryzyko zmniejszenia także czytelności, zlewania się dźwięków, etc. System, poczynając od źródła, musi dysponować odpowiednią rozdzielczością i selektywnością, by dać słuchaczowi, wspomnianą wcześniej, możliwość wyboru, czy słucha - powiedzmy - symfonii Mozarta jako całości, czy może ma ochotę postudiować bliżej wybrane sekcje instrumentów. Hydra-X niewiele ustępuje w tym zakresie mojej referencyjnej Badzie Alpha – różnice są naprawdę niewielkie i słyszalne najlepiej przy gęstych plikach. Mówiąc szczerze, zważywszy na dużą różnicę między tym, co oferuje Berkeley, a wszystkimi innymi konwerterami USB oraz większością wejść USB w różnych DAC-ach (na korzyść Berkeleya oczywiście) jakie słyszałem, nie spodziewałem się, że o połowę tańsze urządzenie może oferować zbliżony poziom rozdzielczości i selektywności. Podobnie rzecz się miała z ogromną, w przypadku orkiestry symfonicznej, rozpiętością dynamiczną – rumuński konwerter potrafił z równą łatwością oddać i wielkie fortissimo i delikatne piano, a dokładając do tego wieloplanową, dobrze poukładaną scenę dawał piękny, na ile to w ogóle możliwe w warunkach domowych, realistyczny pokaz złożoności i potęgi orkiestry.

Z równie wielką przyjemnością posłuchałem kilku dobrze mi znanych oper, w tym często używanej w testach Carmen z Leontyną Price pod Karajanem. Połączenie charakterystycznej, dość szybkiej i bardzo dynamicznej orkiestry Karajana z wędrującymi po scenie solistami i chórami pięknie pokazuje możliwości testowanych urządzeń. Po wcześniejszych odsłuchach muzyki symfonicznej nie miałem wątpliwości, że testowany konwerter poradzi sobie z Wiedeńskimi Symfonikami, nawet pod batutą von Karajana, ale otwartą sprawą pozostawało oddanie ogromnej sceny, na której rozgrywała się akcja opery oraz na ile precyzyjnie pokazane zostanie owo przemieszczanie się głosów po scenie. Faktycznie dynamika orkiestry była momentami powalająca, mocne wejścia sekcji basów, na które zawsze czekam, miały dobrą szybkość ataku i masę, którą niemal się czuło. Po raz kolejny więc Hydra-X zaskoczyła mnie na plus i to nie tylko w zakresie dynamiki. Także wydarzenia na pierwszych planach, czyli soliści, oddane zostały w bardzo czysty, precyzyjny sposób. Każdy głos miał piękną barwę, fakturę, każdy wyrażał ogromną ilość emocji budując dramę przedstawienia. Także poruszanie się solistów zarówno w poprzek jak i w głąb sceny zostało precyzyjnie pokazane – w tym zakresie trudno mi właściwie było wskazać różnice między Hydrą i Badą Alpha. Być może głosy były odrobinę bardziej nasycone i gładsze, ale były to różnice na granicy percepcji korzyść referencyjnego konwertera. Nieco większe różnice pojawiły się gdy przyszło do oddania wydarzeń w głębi sceny. Pojawiają się tam chwilami nawet dwa, maszerujące chóry, których śpiew nakłada się na orkiestrę i solistów. Dopiero tu okazało się, że Hydra-X, choć zdecydowanie lepsza niż Stello U3, nie była w stanie dorównać precyzją Berkeleyowi. To, co działo się w pierwszych planach pokazane było z najwyższą precyzją, ale wszystko co działo się daleko, w głębi sceny nieco na niej traciło – selektywność nie była już po prostu aż tak dobra. Tyle, że trzeba pamiętać, że za ową nieco lepszą precyzję dalekich planów trzeba zapłacić ponad dwa razy więcej. Jak zawsze w przypadku audio, przyrost jakości nie jest proporcjonalny do wzrostu ceny, więc każdy musi wybrać najlepszy dla siebie ich stosunek.

Nieco starszego rocka – Pink Floyd, Led Zeppelin czy Dire Straits – potwierdziło wcześniejsze obserwacje – dynamika, niski, dobrze kontrolowany, szybki bas są mocnymi punktami Hydry-X. Wysoka selektywność i rozdzielczość także przysłużyły się tym dobrym, choć może nieaudiofilskim nagraniom wydobywając z nich wszystkie szczegóły, ładnie separując poszczególne instrumenty. Podobnie jak w przypadku oper, tak i tu wokale prezentowane były w wyważony, acz swobodny i dokładny sposób. Jednym z ważniejszych wrażeń z odsłuchu nagrań rockowych była duża swoboda, płynność i otwartość dźwięku. Tu także, bardziej niż przy wcześniejszych odsłuchach, dał znać o sobie bardzo dobry pace&rhythm. Dobry timing, szybkość ataku, podtrzymanie, ale gdy trzeba szybkie wygaszenie dźwięków – wszystko to mocne strony Hydry, które składały się na energetyczny, dający dużą frajdę odsłuch rockowych dinozaurów.


W czasie odsłuchów nie mogło zabraknąć muzyki akustycznej, w której konwerter Audiobyte także nie zawiódł. Pośród wielu płyt znalazł się m.in. krążek Rodrigo i Gabrieli 11.11. Jak już wiele razy pisałem to, według słów samych muzyków, taki „akustyczny heavy metal”, który oboje w wersji elektrycznej dłuższy czas uprawiali na początku swojej kariery muzycznej. Pomimo więc, iż grają tu „tylko” dwie gitary akustyczne, dynamiką i potężną dawką energii potrafią zawstydzić niejedno nagranie stricte rockowe. W prezentacji z Hydrą w torze nie brakowało ani gigantycznej porcji energii, ani dużej rozpiętości dynamicznej, dzięki których wszelkie „wariactwa” dwójki sympatycznych meksykańskich muzyków przypominały mi to, co w ubiegłym roku słyszałem w warszawskiej Stodole na ich koncercie. Co ważne jednak, przy owym całym szaleństwie konwerter dbał o prezentację detali i subtelności, które nie pozwalały zapomnieć, że tak naprawdę grają gitary akustyczne, a nie elektryczne. Znakomite połączenie niezwykle energetycznej, detalicznej i wciągającej prezentacji. Niejako na przeciwnym biegunie odsłuchów muzyki akustycznej znalazł się słynny koncert Jarreta w Koeln. Genialny muzyk, jego fortepian i kilkadziesiąt minut swobodnej improwizacji znakomicie uchwyconej na taśmie. I po raz kolejny z jednej strony Hydra-X potrafiła oddać potęgę brzmienia fortepianu, jego skalę, dobre nasycenie i dociążenie dźwięków, a z drugiej całe mnóstwo drobnych detali – pracę pedałów, tupanie do rytmu, pomruki Jarretta, kaszlnięcia, chrząknięcia i inne odgłosy płynące od strony publiczności, słowem wszystko, co składa się na niepowtarzalną atmosferę tego nagrania. Dodajmy do tego ogromną ilość powietrza otaczającego muzyka i jego instrument, wrażenie ogromu sali, w której odbył się koncert i w ten sposób otrzymujemy prezentację ustępującą jedynie temu, co można usłyszeć z bardzo dobrych gramofonów. Znowu w porównaniu do Bady pojawiały się drobne różnice, ale i tym razem były one z gatunku tych minimalnych, na granicy percepcji, które na dobrą sprawę można pominąć.

Podsumowanie

Po długich odsłuchach (z urządzenia korzystałem od maja) mogę szczerze pogratulować Nicolae, który stworzył znakomite urządzenie. Choć o ostatecznym brzmieniu uzyskiwanym z komputera decydować będzie używany przetwornik cyfrowo-analogowy, jednak Hydra-X zapewni mu sygnał wysokiej jakości, czysty, detaliczny, z imponującym czarnym tłem, z dużą rozpiętością dynamiki, z mocną, dobrze definiowaną podstawą basową, gładką i nasyconą średnicą oraz otwartą, detaliczną, pełną powietrza górą pasma. Produkt Audiobyte jest także żywym dowodem na to, że wcale nie trzeba używać chipów XMOS-a, by uzyskać znakomite efekty brzmieniowe oraz że można tak skonstruować zasilanie takiego urządzenia, by dawało ono wyborne efekty brzmieniowe, nie zmuszając właściciela do stawiania na półce kilku osobnych urządzeń. Oczywiście jest na rynku jeszcze kilka bardzo dobrych rozwiązań w zakresie konwerterów USB, których nie miałem okazji do tej pory posłuchać, ale wśród odsłuchanych Hydra-X firmy Audiobyte ląduje na drugim miejscu za Badą Alpha Berkeleya, ustępując jej niewiele w kwestii jakości brzmienia, ale kosztując mniej niż połowę tego, co amerykańskie urządzenia. Brawo!

Hydra-X firmy Audiobyte to tzw. konwerter USB. Urządzenie zamknięto w niedużej, czarnej, aluminiowej obudowie, a elementem dodatkowym jest niewielki zewnętrzny zasilacz, z odpinanym kablem zasilającym (można więc zastosować dowolną sieciówkę). Na tylnej ściance urządzenia umieszczono wejście USB (port typu B), gniazdo zasilania (stosownym, dostarczonym kablem łączymy urządzenie z zewnętrznym zasilaczem) oraz przełącznik umożliwiający odłączenie zamontowanej wewnątrz konwertera baterii. Na froncie znajdują się cztery wyjścia cyfrowe (AES/EBU, koaksjalny SPDIF, Toslink oraz I2S na gnieździe HDMI), a także trzy niebieskie diody, z których jedna sygnalizuje pracę urządzenia (power), druga ładowanie baterii, a trzecia pracę z sygnałem DSD. W przeciwieństwie do wielu dostępnych obecnie na rynku urządzeń, Hydry-X nie oparto na chipie XMOS-a. Sercem urządzenia jest bowiem układzie FPGA Spartan6, umożliwiający również obsługę DSD. Wejście USB obsługuje procesor ARM, a ważnym elementem całego układu są dwa precyzyjne, niskoszumne zegary Crysteka CCHD-957 (45,1584 MHz i 49,152 Mhz).
Układ jest całkowicie odizolowany od wszelkich zakłóceń płynących z komputera kablem USB. Według konstruktora tego urządzenia ważne jest nie tylko samo zastosowanie całkowitej izolacji, ale i miejsce w układzie, w którym je się faktycznie umieści. W przypadku Hydry-X umieszczono je między procesorem ARM, a układem FPGA, dzięki czemu częstotliwość próbkowania nie jest ograniczana, a do sygnału nie jest wprowadzany jitter. Jeszcze jednym ważnym elementem całego układu jest bateria litowo-polimerowa, z której zasilane są kluczowe elementy układu (jak zegary czy FPGA). Pełne ładowanie baterii trwa ok 90 minut i pozwala na ok. 9 godzin nieprzerwanej pracy. Urządzenie pracuje bez przerw nawet w trakcie ładowania baterii. Hydra-X akceptuje zarówno sygnał PCM jak i DSD – ten pierwszy o długości słowa do 32 bitów (na wyjściu otrzymujemy 24 bity, poza I2S) oraz częstotliwościach próbkowania do 384 kHz (PCM) i 22,5 MHz dla DSD (DSD512).

Specyfikacja techniczna (wg producenta)

Wejście: USB typu B
Wyjścia: S/PDIF, 75Ω, koaksjalne; AES/EBU, 110 Ω XLR; Toslink, I2S na gnieździe HDMI (LVDS)
Obsługiwane częstotliwości próbkowania (PCM): 44,1, 48, 88,2, 96, 176,4, 192, 352,8, 384 kHz
Obsługiwane częstotliwości próbkowania (DSD): 2,8 MHz (DSD64) - DoP; 5,6 MHz (DSD128) - DoP, 11,2 MHz (DSD256) - natywne (poprzez ASIO); 22,5 MHz (DSD512) - natywne (poprzez ASIO)
Długość słowa: 32 bity przez wyjście I2S, 24 bity przez pozostałe
Kompatybilność: MacOS 10.6 (lub nowszy), Linux z kernelem zgodnym z UAC2, Win XP do Win8 64-bity (wymagane sterowniki)
Pobór mocy: 0,7 W
Czas ładowania baterii: ok. 90 min.
Praca z baterii: ok. 540 min.
Wymiary: 125 x 105 x 60 mm
Waga: ok. 0,8 kg



system-odniesienia