Data publikacji: 1. sierpnia 2012, No. 100
|
|
Od początku tego roku dostałem możliwość dobierania sobie jednego produktu do recenzji w każdym miesiącu (drugi wskazywany był przez naczelnego). Bez jakiegokolwiek klucza, bez jakichkolwiek nakazów/zakazów ze strony Naczelnego. Wynajduję więc różne ciekawe, bądźmy szczerzy, w pierwszym rzędzie dla mnie, ale mam nadzieję, że także dla czytelników "High Fidelity" „klocki”, kontaktuję się z producentami/dystrybutorami i staram się je ściągnąć na odsłuch. W wielu przypadkach są to produkty w ogóle, albo mało znane na polskim rynku, których dodatkową cechą jest to, że mają bardzo dobry stosunek jakości do ceny. Dla mnie to bardzo istotne, bo nie należę do setki najbogatszych Polaków, więc budując/zmieniając system mam konkretne ograniczenia finansowe. Podejrzewam, że podobnie jest w przypadku wielu Czytelników, więc tym bardziej mam nadzieję, że dobór (oczywiście nie zawsze, ale często) takich właśnie urządzeń jest ciekawy również z Państwa punktu widzenia.
Dla mnie testy mają czasem „opłakane” skutki finansowe, bo część z tych produktów po recenzjach kupuję, choćby gramofon TransFi Salvation (test TUTAJ ) czy kolumny Bastanis Matterhorn (test TUTAJ), ale z drugiej strony właśnie dzięki przeprowadzeniu testu mogłem je osobiście poznać (no tak, ci recenzenci to mają dobrze...).
Przetwornik Teddy'ego Pardo, który tu dla Państwa opiszę trafił do mnie jednak w inny sposób. Otóż znajomy, który przeczytał kilka moich tekstów, wyrobił sobie na ich podstawie zdanie na temat tego, jaki dźwięk lubię i właśnie dlatego przywiózł mi tego DAC-a do posłuchania. A gdy już posłuchałem to pomimo, iż nie jest to nowość na rynku, postanowiłem go dla Państwa opisać, bo wcale nieźle wpasowuje się do kategorii „najlepszy zakup” (w swojej kategorii cenowej, choć nie tylko). Oczywiście skontaktowałem się z konstruktorem pytając, czy nie ma nic przeciwko takiej recenzji, dowiedziałem się, że oczywiście jest za. Na dodatek Teddy nie musiał mi nawet wysyłać przetwornika...
Nazwisko Teddy'ego jest zapewne znane wielu osobom, choć w Polsce znamy go głównie z zasilaczy do różnego rodzaju urządzeń audio. Kilka miesięcy temu testowałem choćby gramofon Thorensa TD309 wyposażony dodatkowo w zasilacz TP (czytaj TUTAJ). Wiele osób stosuje jego produkty do Naimów, Sqeezeboxów, Arcama rDAC (patrz TUTAJ), czy M2Techów. Mało kto jednak wie, że w ofercie izraelskiej firmy są także końcówki mocy, oraz przetwornik cyfrowo-analogowy. Testowany przetwornik (występujący w dwóch wersjach z i bez kontroli głośności) nazywa się po prostu TeddyDAC.
Przetwornik cyfrowo-analogowy TeddyDAC mieści się w stosunkowo niewielkiej, solidnie wykonanej, czarnej obudowie. Na froncie znajduje się selektor wejść w postaci gałki umieszczonej po prawej stronie, oraz trzy zielone diody. Z tyłu znajdziemy zestaw wejść cyfrowych: 2 x coax, 1 x optyczne, 1 x USB, gniazdo sieciowe zintegrowane z głównym bezpiecznikiem, oraz włącznik, plus wyjścia analogowe RCA. O konstrukcji przetwornika napiszę nieco więcej później, natomiast teraz warto wspomnieć, że po stronie plusów można zliczyć znakomite zasilanie (czego można się było spodziewać po Teddym), a po stronie ewentualnych minusów wejście USB akceptujące sygnał jedynie do rozdzielczości 48 kHz.
Jak już pisałem przetwornik Teddy'ego Pardo nie jest nowością na rynku, jako że pojawił się w ofercie bodaj w 2010 roku. Dziś, gdy rośnie dostępność gęstych plików, wydaje się, że USB nie akceptujące ich nie jest najlepszym rozwiązaniem, już choćby z marketingowego punktu widzenia. Zapytałem więc konstruktora, dlaczego zdecydował się właśnie na takie rozwiązanie. Odpowiedź była banalnie prosta – w momencie, gdy to urządzenie powstawało wybrany chip był, zdaniem Teddy'ego, najlepszym od strony sonicznej, dostępnym na rynku (proszę pamiętać, że przygotowywanie projektu tego urządzenia odbywało się zapewne w 2009/2010 roku). W chwili obecnej prowadzone są próby z dostępnymi obecnie bardziej zaawansowanymi chipami, i gdy któryś będzie oferował odpowiednio wysoką jakość brzmienia, przypuszczalnie powstanie nowa wersja DAC-a z wejściem USB akceptującym także gęste pliki.
Choć wybiegam tu nieco naprzód, muszę napisać, że to jeden z bardzo nielicznych DAC-ów, w przypadku których do odtwarzania większości swoich plików (w końcu głównie ripów moich płyt CD, czyli plików w postaci 16 bitów/44,1 kHz) nie używałem konwertera USB/coax. Nie było takiej potrzeby – brzmienie z wejścia USB, było równie dobre jak z wejścia koaksjalnego. Wybór Teddy'ego był więc jak najbardziej uzasadniony. Oczywiście jeśli ktoś ma kolekcję gęstych plików, uważa, że brzmią one lepiej niż te „zwykłe” to musi albo wybrać inny przetwornik, albo zaopatrzyć się w konwerter USB/coax (który, moim zdaniem, w większości wypadków i tak daje lepszy efekt brzmieniowy, niż wejścia USB w DAC-ach, niezależnie od tego na jakiej kości je oparto).
Istotne jest przy tym, że testowane urządzenie wyposażono w dwa wejścia koaksjalne, więc jedno może służyć do podłączenie np. transportu CD, a drugie do podłączenia komputera za pośrednictwem konwertera USB/coax, jeśli koniecznie chcemy korzystać z gęstych plików. Dodatkowo mamy tu wejście optyczne, które może się przydać, jeśli DAC pracuje w systemie audio-video.
Do tej pory pisaliśmy o Teddym Pardo:
TEST: zasilacz napięcia stałego TeddyPardo TeddyRDAC /TeddyVDAC dla przetworników Arcam rDAC i Musical Fidelity V-DAC, test TUTAJ
TEST: zasilacz gramofonowy TeddyPardo , czytaj TUTAJ
ODSŁUCH
Nagrania użyte do odsłuchu (wybór):
- VA, Blue Note Plays Sting, EMI Music Poland, 67542536, CD/FLAC.
- Hans Zimmer, The Dark Knight rises, Watertower Music, B008645YEE, CD/FLAC.
- Eva Cassidy, Imagine, HOT, G2-10075, CD/FLAC
- Arne Domnerus, Antiphone blues, Proprius, PRCD 7744, CD/FLAC.
- Renaud Garcia-Fons, Oriental bass, Enja, B000005CD8, CD/FLAC.
- Ray Brown Trio, Live at Starbucks, Telarc, CD-83502, CD/FLAC.
- Marcus Miller, A night in Monte Carlo, Concord Records, B004DURSBC, CD/FLAC.
- Blade Runner, soundtrack, muz. Vangelis, Universal, UICY-1401/3, Special Edition 3 x CD (1982/1991/2007), CD/FLAC.
- Patricia Barber, Companion, Blue Note/Premonition, 7243 5 22963 2 3, CD/FLAC.
- Carreras Domingo Pavarotti, In concert, Decca, 4304332, CD/FLAC.
Japońskie wersje płyt dostępne na
Ale przyjdźmy w końcu do brzmienia, bo to ono powinno być najważniejsze. Przetwornik otrzymałem już dobrze wygrzany, a na dodatek sam też go trochę posłuchałem, zanim zdecydowałem się napisać jego recenzję, stąd w trakcie testu nie było żadnych zmian brzmienia. Izraelski DAC należy do urządzeń, które wręcz muszą się spodobać większości osób od „pierwszego posłuchania”. Dostajemy bowiem niezwykle otwarty, pełen powietrza, gładki dźwięk, który od razu robi ogromne wrażenie.
Co prawda pisałem w swoim czasie, że zazwyczaj urządzenia, które robią duże pierwsze wrażenie zaraz na początku później okazują się mieć sporo wad, bo efektowność nie jest tym, czego tak naprawdę powinniśmy oczekiwać od dźwięku wysokiej próby. Tyle, że od każdej reguły są wyjątki, a dodatkowo powyższe odnosi się przede wszystkim do urządzeń z najwyższej półki.
Tym razem w miarę słuchania uświadamiałem sobie, że na jeden z tych wyjątków właśnie trafiłem. Bo za tymi pozytywnymi cechami, które zrobiły na mnie tak dobre pierwsze wrażenie idą kolejne. Po pierwsze niezwykle czarne tło. Wiem, że to takie trochę abstrakcyjne pojęcie, ale próbując się w nie zagłębić, gdy już się na nie natykam, zazwyczaj znajduję jeden wspólny mianownik dla wszystkich urządzeń z „czarnym tłem” – świetne zasilanie. Rozumiem przez to takie zasilanie, które faktycznie eliminuje szumy, zakłócenia zostawiając nas z bardzo czystym dźwiękiem. To wtedy właśnie, gdy zamiast takich czy innych, teoretycznie mało słyszalnych, zakłóceń występujących w tle, jest prawdziwa cisza, mówię o czarnym tle. Wszystko co się dzieje na owym czarnym tle jest bardziej wyraziste, łatwiejsze do uchwycenia stają się nawet drobne detale, wszystko jest mocniejsze, głębsze, dźwięczniejsze, bardziej namacalne. I to właśnie TeddyDAC robi znakomicie, zakładam, iż, przynajmniej w pewnej mierze, właśnie dzięki doświadczeniu konstruktora w tworzeniu znakomitych zasilaczy.
Przy takim czarnym tle, przy braku niby niewielkich, ale jednak wpływających na percepcję zakłóceń/szumów, barwy instrumentów staja się intensywniejsze, faktura i barwa wokali bardziej wyrazista, głębsza. To wszystko powoduje, że prezentacja jest bardziej intensywna, ale i równocześnie bardziej... intymna. To ostatnie dotyczy przede wszystkim utworów z pięknymi wokalami, ale nie ma aż takiego znaczenia, czy to Cassandra Wilson śpiewająca Fragile, czy Eva Cassidy w Imagine, czy Luciano Pavarotti z Nessun dorma.
|
Jeśli tylko wokal odgrywa główną rolę w nagraniu to, w „wydaniu” TeddyDAC-a, staje się on wręcz hipnotyczny. Jeśli jeszcze odbywa się to w dobrym systemie słuchawkowym (choćby z Bursonem HA160D w roli słuchawkowca i Audeze LCD3) to łatwo jest stracić poczucie czasu i zginąć w świecie ulubionej muzyki na całą noc (co zdarzyło mi się więcej niż raz). Dobre nagrania tego typu kipią emocjami, głosy są pokazywane z bliska, z najdrobniejszymi detalami, smaczkami, niesamowicie wręcz namacalnie. Owo poczucie realizmu, namacalności bierze się z gładkości, spójności dźwięku, z jego otwartości, czyli z wszystkiego co składa się na naturalność, by nie rzec "analogowość" prezentacji.
Skupiłem się nieco na wokalach, bo one robią być może największe wrażenie, ale wystarczył rzut ucha na nagrania tria Raya Browna, by na nowo odkryć także i tego typu granie. Tu z kolei imponuje otwartość sceny, ogromne ilości powietrza, holografia prezentacji, ale też i wszystkie te drobne rzeczy – długie wybrzmienia, delikatne trącenia (nie zawsze zamierzone) strun czy pudła, wyraźnie pokazany udział pudła kontrabasu, etc, etc, czyli wszystko to, co uwiarygodnia prezentację, wznosi ją na pewien poziom realizmu, który pozwala, przynajmniej chwilami, zapomnieć, że to jedynie reprodukcja muzycznego wydarzenia.
Napisałem „pewien poziom realizmu” dlatego, że TeddyDAC prezentuje wymienione elementy w sposób niezwykle przekonujący, ale to przecież nie wszystko, czego oczekuje się od przetwornika z najwyższej półki. Nie zamierzam bowiem twierdzić, że ten DAC mimo iż tak bardzo przypadł mi do gustu jest, obiektywnie rzecz biorąc, jednym z najlepszych DAC-ów na rynku. W swojej kategorii cenowej, moim zdaniem zdecydowanie tak. Może nawet mierzyć się z niejednym droższym urządzeniem. Ale nie ma tu aż takiej precyzji jaką pokazuje choćby dCS Debussy, którego miałem kiedyś okazję recenzować. Jest ogromna przestrzeń, z mnóstwem powietrza, z dobrą gradacja planów, ale urządzenia z wyższej półki potrafią doprecyzować wszystkie odległości na scenie, dużo dokładniej zdefiniować każde źródło z jego trójwymiarowym kształtem i wielkością, jeszcze lepiej oddać przede wszystkim skraje pasma. W tych aspektach testowane urządzenie nie jest aż tak mocne.
Powiedziałbym, że skupia się ono bardziej na... istocie, esencji muzyki, starając się oddać emocje, jakiś pomysł autora na dany kawałek. Obiektywnie rzecz biorąc wysoka precyzja, wysoka rozdzielczość i transparentność stanowią o wyższości takich przetworników jak choćby wspomniany dCS, czy jak przetwornik w odtwarzaczu SACD Soulution 540 (test TUTAJ), z którego ostatnio korzystałem. Ale przecież różnica cenowa jest ogromna, więc nikt tak naprawdę nie będzie wybierał między TeddyDAC, a Soulution. Ten pierwszy może stanąć w szranki z innymi przetwornikami nawet i dwa razy droższymi i z niejednym z nich wygrać, czy to w kategoriach obiektywnych, czy to trafiając w czuły punkt miłośników muzyki, którzy ową esencję muzyki cenią bardziej niż super-wierne, super-analityczne odtworzenie nagrania.
W porównaniu choćby do Auralica MX+, TeddyDAC gra nieco mocniejszą średnicą. Może zresztą powinienem napisać, że o ile w przypadku MX+ można było powiedzieć, że to skraje pasma w pierwszym momencie przyciągały uwagę, o tyle tutaj wszystko kręciło się raczej wokół średnicy. Gładkość, nasycenie, dobra rozdzielczość, minimalne odstępstwo od neutralności na rzecz delikatnego ocieplenia – wszystko to składa się na opisane wyżej wrażenia czy to w czasie słuchania nagrań wokalnych, czy jazzowych, czy w ogóle instrumentów akustycznych. Tak jak w przypadku Auralica pisałem, że mocniejsze skraje pasma wcale nie oznaczają, że średnica była źle pokazywana, tak i tu skraje pasma wcale nie są słabością tego przetwornika. Po prostu to nie wokół nich kręci się prezentacja, to nie one są na pierwszym planie, one są uzupełnieniem, było nie było, najważniejszego, niosącego najwięcej informacji podzakresu – tonów średnich.
Trudno tu się przyczepić do basu, czy do góry pasma. Kontrabas wypadał bardzo dobrze – schodził nisko, z dużym udziałem pudła, dobrym różnicowaniem, wybrzmieniami. Także organy miały odpowiednią masę, potęgę, skalę.
Jeśli musiałbym się do czegoś przyczepić to powiedziałbym, że o ile testowany przetwornik potrafił pokazać w odpowiednim tempie fazę narastania sygnału/ataku, o tyle w przypadku momentalnie wygaszanego czy to elektrycznego, czy elektronicznego basu nie sprawował się aż tak dobrze. To dlatego w przypadku instrumentów, w których niezwykle ważne są wybrzmienia, gdzie pracuje np. pudło rezonansowe było bardzo dobrze, ale w przypadku dźwięków wygaszanych w ułamku sekundy brakowało właśnie efektu natychmiastowego wygaśnięcia dźwięku. Na górze np. blachy perkusji były całkiem nieźle dociążone, dźwięczne, choć może z minimalnym zaokrągleniem ataku, ale takim naprawdę niełatwym do wychwycenia. Na pewno nie ma tu za grosz charakterystycznych dla wielu urządzeń cyfrowych wyostrzeń, czy chropowatości wysokich tonów – jest gładko, przestrzennie, z dużą ilością powietrza.
Myślę, że choć TeddyDAC dobrze radzi sobie z pace&rhythm, a dzięki całkiem niezłej rozdzielczości także z gęstszymi nagraniami, to jednak miłośnicy rocka, czy metalu wybierając między tymi dwoma przetwornikami wybiorą pewnie Auralica MX+. Z drugiej strony osoby preferujące wokale, jazz, bluesa, folk itd. nie oprą się urokowi izraelskiego DAC-a.
Kiedy wziąłem ten przetwornik ze sobą na spotkanie ze znajomymi audiofilami, szybko zyskał sobie przydomek „czarusia”. Tyle, że ów „czar” nie wynika z wypchniętej do przodu średnicy, czy mocnego podgrzania tego zakresu, które łatwo robią dobre pierwsze wrażenie na wielu osobach, tylko z niezwykłej naturalności, gładkości i otwartości dźwięku, popartych detalicznością i dobrym rytmem. Tu wszystko jest po prostu w odpowiednich proporcjach, tworząc spójna całość, która sprawia, że muzyka wciąga słuchacza, że chce się słuchać i słuchać.
Kto więc powinien się zainteresować TeddyDAC? Osoby takie jak ja, które słuchając muzyki chcą ją przeżywać, chcą się w nią zaangażować, które chcą w trakcie słuchania zapomnieć, że to tylko reprodukcja, które chcą usłyszeć jak otwarta, pełna powietrza, jak wyrazista może być prezentacja muzyki. Ci, którzy wolą super-precyzyjne, super-transparentne, hiper-detaliczne prezentacje powinni szukać innych rozwiązań.
Na koniec jeszcze mały update na temat oferty firmy TeddyPardo. Otóż w okresie, jaki minął od momentu, gdy ustaliłem z Teddym recenzję tego DAC-a (a było to parę miesięcy temu), a faktycznym ukazaniem się recenzji w ofercie izraelskiej firmy pojawiły się zmiany. Konstrukcja DAC-a została odświeżona – z zewnątrz jedyna widoczna różnica to zmiana opisu jednej z diod – zamiast „Link” mamy teraz „HiRes”. Natomiast co do zmian konstrukcyjnych to z tego co napisał mi Teddy ulepszył on jeszcze sekcję zasilania, co od strony sonicznej miało zwiększyć detaliczność prezentacji. Innymi słowy jeśli zdecydujecie się Państwo na zakup tego przetwornika to powinniście otrzymać urządzenie o takim samym charakterze brzmienia, acz grające jeszcze lepiej. Druga zmiana w ofercie to ten sam przetwornik wyposażony dodatkowo w regulację głośności – to logiczne uzupełnienie oferty, zważywszy, że od dawna znajdowały się w niej końcówki mocy, a nie było (i nadal nie ma) przedwzmacniacza.
BUDOWA
Dane techniczne (wg producenta):
Wejścia: 2 x koaksjalne, 1 x optyczne, 1 x USB
Akceptowane częstotliwości próbkowania: 44,1 kHz, 48 kHz, 88,2 kHz, 96 kHz,192 kHz
(dla USB USB 32-48 kHz)
Poziom wyjściowy: 2 V (RCA)
Waga: 1,9 kg
TeddyDAC to przetwornik cyfrowo-analogowy wyposażony w cztery wejścia cyfrowe oraz parę wyjść analogowych (RCA). Umieszczono go w niewielkiej acz solidnej, czarnej, metalowej obudowie. Na froncie znajduje się gałka selektora wejść oraz trzy zielone diody kontrolne. Na tylnym panelu znajdziemy dwa wejścia koaksjalne, wejście optyczne oraz port USB. Wszystkie wejścia, oprócz USB, akceptują sygnał o rozdzielczości do 24 bitów/192 kHz. USB akceptuje sygnał do 48 kHz. Rozwiązanie zastosowane przez Teddiego Pardo nie wymaga instalowania żadnych dodatkowych sterowników w systemach Windows.
Przetwornik oparto o kość DAC Wolfson Micro WM8741 DAC oraz odbiornik cyfrowy WM8804.
Urządzenie składa się z czterech głównych bloków – odbiornika, przetwornika, stopnia wyjściowego, oraz zasilania. Sygnał, który trafia do odbiornika (z wejść S/PDIF lub USB) jest konwertowany do postaci I2S. Dodatkowym zadaniem odbiornika jest także proces de-jitteringu.
Przetwornik konwertuje sygnał I2S do postaci analogowej. Dalej sygnał trafia do stopnia wyjściowego – bufora pracującego bez sprzężenia zwrotnego, opartego o dyskretne elementy, z których najistotniejszymi są JFET-y. Poniżej schemat zasilania DAC-a pokazujący, iż część cyfrowa i analogowa mają osobne zasilanie.
Elementem mającym, wg konstruktora, stanowić o klasie zasilania tego urządzenia jest oczywiście firmowy stabilizator napięcia SuperTeddyReg. Zainteresowanych szczegółami technicznymi zachęcam do odwiedzenia strony TUTAJ, gdzie znajduje się tzw. „white paper” dotyczący testowanego przetwornika, zawierający wiele ciekawych informacji o tym urządzeniu.
Pobierz tekst w PDF
|