pl | en
Test
Przedwzmacniacz liniowy/gramofonowy
Soulution 720

Cena (w Polsce): 110 000 zł

Producent: c/o Spemot AG

Kontakt:
c/o Spemot AG ǀ Industriestrasse 70 ǀ CH-4657 Dulliken ǀ Szwajcaria
tel.: +41 62 285 30 40 ǀ fax: +41 62 295 52 02

e-mail: info@soulution-audio.com

Strona producenta: www.soulution-audio.com

Kraj pochodzenia: Szwajcaria

Produkt do testu dostarczyła firma:
Soundclub
Tekst: Wojciech Pacuła
Zdjęcia: Soulution (nr. 1, 2, 4) ǀ Wojciech Pacuła

Data publikacji: 1. lipca 2012, No. 99




Przedwzmacniacz Soulution dopełnia wirtualny, topowy system tej szwajcarskiej firmy, jaki w ciągu ostatnich dwóch lat u siebie w domu testowałem. W jego skład wchodziłby odtwarzacz SACD 745, końcówka mocy 710 oraz właśnie testowany przedwzmacniacz 720. Choć swoim produktom firma nie nadaje łatwo wpadających w ucho nazw, to wkłada w nie ogromną wiedzę. To firma inżynierami stojąca i odwołująca się do najlepszych tradycji miernictwa, elektroniki i mechaniki. Od innych tego typu firm odróżnia ją pokaźny kapitał – należy do dużej firmy zajmujące się silnikami przemysłowymi, c/o Spemot AG.

Podobnie jak w innych swoich produktach, tak i w przedwzmacniaczu 720 firma Soulution zaimplementowała wiele swoich opracowań, bazując na wcześniej przyjętych założeniach i realizując swoją filozofię. Najważniejszymi wyznacznikami są dla niej: minimalne szumy, znikome zniekształcenia, szerokie pasmo przenoszenia i ultra-krótka ścieżka sygnału. Dla przykładu powiem, że odstęp sygnału od szumu w tym urządzeniu wynosi 130 dB (tak!), zniekształcenia (THD) <0,0006 %, a pasmo przenoszenia od DC do 1 MHz…
Aby to osiągnąć inżynierowie zaimplementowali minimalną ilość elementów w torze. Choć wnętrze jest niesamowicie zatłoczone, to tor audio jest banalnie prosty. Aby elementów było jak najmniej, zdecydowano się prowadzić sygnał w formie niezbalansowanej („As few components in the signal path as possible suggest an unbalanced circuit design.”, całość czytaj TUTAJ).
To układ typu dual mono z osobnymi płytkami lewego i prawego kanału. Wejścia są kluczowane precyzyjnymi, hermetycznymi elementami, najlepszymi tego typu – kontaktronami. Aby uniknąć wpływu poszczególnych źródeł na siebie nawzajem, selektor odłącza nie tylko ścieżkę sygnału, ale i jego masę. Sygnał z wejść XLR jest desymetryzowany, a na wszystkich wejściach można ustawić wstępne wzmocnienie w trzech krokach – 3/6/9 dB. Układ nie ma w torze kondensatorów ani DC-servo. Aby zapobiec zniszczeniu wzmacniacza i/lub kolumn przy pojawieniu się na wejściu przedwzmacniacza napięcia DC, wejście jest stale monitorowane. Jeśliby na wejściu pojawiło się napięcie o poziomie 15 mV, w tor włączany jest kondensator, co sygnalizowane jest na wyświetlaczu. Kondensator jest też na chwilę włączany po uruchomieniu urządzenia i przy przełączaniu wejść – tak, dla bezpieczeństwa. Regulacja siły głosu odbywa się w drabince rezystorowej, złożonej z precyzyjnych, metalizowanych oporników, przełączanych kontaktronami. Ponieważ jednak przy przełączaniu oporników w głośnikach mogłyby się pojawić stuki, trzaski itp. (pamiętajmy, że w torze nie ma kondensatorów, ani układów DC-servo), urządzenie wyposażono w drugi, równoległy układ regulacji siły głosu, opary na PGA (Programmable Gain Amplifier), który przejmuje kontrolę w momencie przełączania i jest dezaktywowany tuż po ustaniu regulacji. Dzięki temu zmiana siły głosu jest płynna, jakbyśmy korzystali z układów scalonych lub potencjometru. Minusem rozwiązania jest pewna bezwładność układu – na wyświetlaczu zmienia się siła głosu, a w głośnikach dopiero po jakimś czasie. Na wyjściu zastosowano tranzystory o ultra-szerokim paśmie przenoszenia (2 MHz/-3 dB) linearyzowane w specjalnym, analogowym układzie liczącym.
Testowaliśmy model 720, z przedwzmacniaczem gramofonowym, ale dostępny jest także niemal identyczny model 721, bez przedwzmacniacza. Niestety, ze względu na czas, test dotyczył tylko sekcji liniowej. Przypomnę, że wzmacniacz mocy tej firmy, stereofoniczna końcówka 710, od prawie dwóch lat jest częścią mojego systemu odsłuchowego.

Do tej pory pisaliśmy o Soulution:

  • TEST: odtwarzacz Super Audio CD Soulution 745, czytaj TUTAJ
  • TEST: odtwarzacz Super Audio CD Soulution 540, czytaj TUTAJ
  • NAGRODA: Best Sound
  • High End 2010 dla system Soulution, czytaj TUTAJ

ODSŁUCH

Płyty użyte do odsłuchu (wybór):

  • Audio Accesory - T-TOC Records High Quality Data Master Comparison, TDVD-0002, DVD-R (2011), ripy 16/44,1, 24/96, 24/192 FLAC.
  • Paganini for two, Gil Shaham, Göran Söllscher, Deutsche Grammophon/JVC, 480 246-5, XRCD24 (1993/2009).
  • Stereo Sound Reference Record. Jazz&Vocal, Stereo Sound, SSRR4, SACD/CD (2010).
  • Stereo Sound Reference Record. Nobu’s Popular Selection, Stereo Sound, SSRR5, SACD/CD (2010).
  • André Previn, After Hours, Telarc/Lasting Impression Music, LIM UHD 051, CD (1989/2011).
  • Assemblage 23, Bruise, Accession Records, A 128, Limited Edition, 2 x CD (2012).
  • Beverly Kenney, Beverly Kenney sings for Johnny Smith, Roost Records/EMI Music Japan, TOCJ-9731, CD (1956/2012).
  • Clan of Xymox, Subsequent Pleasures, Metropolis, Met 204, CD (1983/2001).
  • Depeche Mode, Personal Jesus 2011, Sire/Reprise 21328-2, MS CD (2011).
  • Dominic Miller & Neil Stancey, New Dawn, Naim, naimcd066, CD (2002).
  • Dominic Miller, Fourth Wall, Q-rious Music, QRM 108-2, CD (2006); recenzja TUTAJ.
  • e.s.t. Esbjörn Svenson Trio, 301, ACT Music + Vision, ACT 9029-2, CD (2012).
  • Handel, La Maga Abbandonata, Simone Kermes, Maite Baumont, Il Complesso Barocco, dyr. Alan Curtis, Deutsche Harmonia Mundi/Sony Music Entertainment, CD 88697846212, CD (2003/2011).
  • McCoy Tyner, Nights of Ballads & Blues, Impulse!, IMP 12212, 20-bit Super Mapping, CD (1963/1997).
  • Me Myself And I, Do Not Cover, Creative Music, 005, CD (2012).
  • Pat Metheny Group, Offramp, ECM, ECM1216, CD (1982).
  • Sara K., Don’t I Know You From Somewhere?, Stockfisch, SFR 357.6055.2, CD (2008); recenzja TUTAJ.
  • The Beatles, Rubber Soul, Parlophone/Apple/Toshiba-EMI, TOCP-51116, CD (1965/1998).
Japońskie wersje płyt dostępne na

Przedwzmacniacz Solulution niezwykle naturalnie wpisał się w mój system. Dała o sobie znać synergia z końcówką 710, a łącze systemowe uprościło obsługę kompletnego wzmacniacza. To absolutny high-end i nie miałem co do tego wątpliwości ani na początku grania, ani na jego końcu. Wiele się przy tej okazji nauczyłem, skorygowałem kilka, zdawałoby się, dobrze umotywowanych twierdzeń i zobaczyłem swój system z nieco innej perspektywy. I właściwie nie wiem od czego zacząć, jest tyle rzeczy, o których warto powiedzieć, a nie chciałbym wszystkiego zagadać. Żeby więc ustawić wszystko we właściwych proporcjach, dobrze to oświetlić, zacznę od tego, w czym mój Ayon Audio Polaris III [Custom Version] był lepszy. Nie było tego wiele, część rzeczy wiązała się z moim konkretnym systemem i moimi preferencjami, ale to i owo znalazłem.

Szwajcarski przedwzmacniacz gra nieco mniej nasyconym dolnym środkiem niż Ayon. Mój przedwzmacniacz jest pod tym względem unikalny, wyjątkowy i do tej pory żadne inne urządzenie w tej mierze go nie prześcignęło, ani się nawet z nim nie zrównało. Nie chodzi nawet o samą barwę, bo, dla przykładu, taki Audio Research Reference 5 SE, niezwykle udany przedwzmacniacz lampowy, gra niżej niż Ayon i Soulution, w bardziej gęsty sposób, to jednak nie ma tej energii w zakresie o którym mówię i nie potrafi go tak dobrze różnicować. Soulution gra nieco mniej skupionym dźwiękiem, trochę mniej zwartym niż Ayon. I choć inne elementy jego grania prowadzą do tego, że ‘720’ jest jednak lepszym urządzeniem, to akurat pod tym względem bardziej odpowiadał mi charakter Ayona.
A wiąże się to z czymś, co można nazwać „strefą komfortu”, moim prywatnym, osobistym obszarem, w którym czuję się bezpiecznie, dobrze, do którego pasuję i który pasuje do mnie. „Miejscem”, w którym siadam i odpływam. I mam to właśnie z Polarisem. Słuchając przedwzmacniacza Soulution 720 udało mi się wreszcie ustalić, o co dokładnie w tym chodzi, zdefiniować, przede wszystkim na swój własny użytek, oczekiwania względem systemu. Zaraz do tego wrócę.
Austriacki Ayon gra też nieco głębszym basem. Nie chodzi o to, że niżej schodzi, bo tutaj „Szwajcar” jest bezkonkurencyjny, nigdy wcześniej nie słyszałem tak dobrze definiowanego, tak różnicowanego niskiego zakresu i jedynie C-600 japońskiego TAD-a robi to w podobny sposób (myślę, że nieprzypadkowo – obydwie firmy prowadzone są przez inżynierów). Rzecz w tym, że Soulution gra w bardziej przejrzysty sposób i mniej modyfikuje sygnał. Lepiej pokazuje to, co jest na płycie. Tyle tylko, że – takie mam wrażenie – Ayon stara się w pewnej mierze lepiej pokazać „realne” instrumenty; niekoniecznie dokładnie tak, jak jest na płycie, a raczej tak, jak jest w rzeczywistości.
To podstawowy dylemat, przed którym stają konstruktorzy audio. Bo z jednej strony urządzenie powinno być na tyle „niedostrzegalne”, to znaczy wprowadzane przezeń modyfikacje powinny być na tyle niewidoczne, żeby jak najlepiej pokazać to, co jest od nich w łańcuchu audio wyżej – w tym przypadku źródło i nagranie. Jednak z drugiej strony istnieje fenomen, co do którego nie udało się jeszcze wymyśleć sensownego uzasadnienia: niektóre urządzenia pozwalają „przeskoczyć” niektóre ograniczenia źródła i pokazać materiał wywołujący emocje towarzyszące realnemu wydarzeniu, nie jego odtworzeniu. W idealnym świecie powinno to być tożsame, jednak w rzeczywistości mamy do czynienia z nagraniami, które są kompletnie inną rzeczywistością niż koncert.
W każdym razie – Ayon, zapewne dzięki niezwykłej głębokości dźwięku, rozdzielczości i fantastycznie pokazywanym harmonicznym (bo to one decydują o pełni dźwięku) buduje w moim systemie/pokoju coś w rodzaju „bąbla”, w który komfortowo się zanurzam. Lubię głęboką średnicę, lubię gęstość tego zakresu, nawet jeśli wiem, że to artefakt, zniekształcenie, odejście od pełnej poprawności (przynajmniej w rozumieniu „wydarzenia na „żywo”; jego re-kreacja w domu to zupełnie inna historia…). Soulution jest natomiast bardziej szczery – bez chamstwa i wulgarności – przez co wymusza nieco inne reakcje i inne nastawienie.

Mówiłem, że napiszę o rzeczach, w których Ayon jest lepszy i starałem się, żeby oddać to jak najlepiej. Nietrudno mi będzie jednak zrozumieć czytelników, dla których cały powyższy akapit będzie jedną wielką pochwałą szwajcarskiego przedwzmacniacza!
Bo to najbardziej rozdzielcze, najbardziej przezroczyste urządzenie tego typu, jakie słyszałem – nie tylko w moim systemie, ale w ogóle. Myślałem, że słyszę u siebie dużo i że mam okno szeroko na nagrania otwarte. Okazuje się jednak, że może i owszem, ale niekoniecznie i raczej nie do końca. Że da się pokazać muzykę w jeszcze ciekawszy, jeszcze bardziej zróżnicowany sposób.
I nie chodziło o to, że dostałem to z referencyjnie zrealizowanymi płytami. Soulution nie masakruje gorszych nagrań, nie wytyka ich braków, ale tak jak najlepsze urządzenia audio przechodzi nad ich wadami do porządku dziennego, skupiając się na przekazie, na samej muzyce. Miałem to i z Rubber Soul Beatelsów, i z Offramp Metheny’ego, i z Do Not Cover Me Myself And I. Przywołuję je tylko dla przykładu. Z Beatlesami słyszałem, jak znakomicie zarejestrowana jest na tej płycie stopa perkusji, jak dobrze ów czwarty, najmniej szanowany Beatles, grał. Edycja, z której korzystałem (Toshiba-EMI z 1998 roku), dość stara, oskarżana jest często o zamulenie, o brak rozdzielczości. ‘720’ pokazał, że to nieporozumienie, że jest tam mnóstwo dźwięków, tyle, że o niskim poziomie, a przez to trudnych do wydobycia. To samo było z płytą Metheny’ego, brzmiącą na większości systemów w dość lekki i mało treściwy sposób – okazuje się, że większość instrumentów jest tam niezwykle głęboka, nasycona, że są po prostu dobrze opisane. Wprawdzie syntezatorowe „tła” były mocniej wypunktowane przez Ayona, który jeszcze wszystko zagęścił, ale już pokazywanie na pierwszym planie instrumenty były głębsze, lepiej różnicowane z Soulution 720.

Mimo tak fantastycznej rozdzielczości i przejrzystości szwajcarski przedwzmacniacz gra inaczej niż bezpośrednie połączenie odtwarzacza z końcówką, inaczej niż pasywne przedwzmacniacze w rodzaju Music First Audio (czytaj TUTAJ), czy inne, przezroczyste przedwzmacniacze. ‘720’ gra bardziej jak wzmacniacz lampowy, przynajmniej jeśli chodzi o barwę i atak dźwięku, niczego nie utwardza, nie podkreśla, nie separuje, nie jest hiperpoprawny. Niczego też z dźwięku nie zabiera, jak niemal zawsze jest w systemie, kiedy wypnę z toru przedwzmacniacz, pozostając z jednej strony przejrzystym, a z drugiej „kondycjonując” sygnał tak, że dostajemy dźwięk lepszy niż bez niego.
Nie jest to oczywiście absolutne zniknięcie, bo porównanie z C-600 TAD-a, urządzeniem jeszcze bardziej przezroczystym (choć i bardziej „technicznym”, trochę wycofanym), czy też z moim Ayonem, pokazuje, że jednak Soulution ma swój własny charakter, że kształtuje dźwięk w taki, a nie inny sposób.
I może dzięki połączeniu „znikania” z czymś, co urządzenie jednak od siebie dodaje, karkołomny, ale – jak widać – możliwy paradoks („znikam, ale jestem widoczny”), ten przedwzmacniacz jest tak wyjątkowy.

Jeśli miałbym jakoś określić jego barwę, to powiedziałbym, że bliżej mu do C-600 TAD-a, do bezpośredniego połączenia źródła i końcówki niż do Audio Research Ref5 SE, Luxmana C-1000f, Accuphase’a C-3810 czy ModWrighta LS 36.5. Balans tonalny jest bardzo dobrze wyważony, nie ma się wrażenia zbytniej lekkości, ani też nadmiernego dociążenia. Jak mówię, osobiście wolę nieco bardziej mięsistą średnicę, nieco bliżej rysowane pierwsze plany, ale lepiej niż w Soulution miałem to pokazane tylko w moim Ayonie.
Szwajcarski przedwzmacniacz ma przy tym niesamowitą właściwość – słuchając z nim muzyki podkręcamy co jakiś czas głośność, chcąc lepiej usłyszeć to, czy tamto i często dochodzimy do bardzo wysokich ciśnień dźwięku, bez znużenia, bez bólu głowy, bez rozdrażnienia. To tak gładkie brzmienie, tak naturalne w swoim „jestestwie”, że nie przeszkadza, nie trzeba skręcać gałki siły głosu, żeby się od niego uwolnić.
Pomaga w tym dynamika, która wydaje się niczym nieskrępowana, nieskompresowana. Wszystko brzmi na tyle naturalnie, że naprawdę można dać się co jakiś czas oszukać, że oto uderza prawdziwa stopa perkusji, że to wchodzi kontrabas itp. Nie ma tej „mgiełki”, jaka z niemal wszystkimi innymi przedwzmacniaczami jest przed głośnikami. Po części to także zasługa końcówki Soulution 710 i kolumn Harbeth M40.1, jestem nimi coraz bardziej zauroczony, ale ‘720’ wpisał się w ten system idealnie.
A do tego ta przestrzeń… Tak definiowane wydarzenia w trójwymiarowej przestrzeni, tak dobrze opisywane bryły instrumentów słyszałem tylko raz, u Janusza, z jego ultra-purystycznym systemem, na który składają się wzmacniaczem mocy na lampach 300B Takatsuki i odtwarzacza CD zintegrowanego z niezwykle purystycznym przedwzmacniaczem (Janusz mówi, że w jego systemie przedwzmacniacza nie ma). Chodzi o poczucie oderwania instrumentów od innych wydarzeń, ale nie od kontekstu. To nie było wycinanie z tła, a naturalne różnicowanie tego, co jest bliżej od tego, co dalej, wyżej i niżej. Podobnie w ramach konkretnego instrumentu – to była bryła, nasycona i „ciężka”, pokazywana na jakimś tle, w jakimś konkretnym otoczeniu akustycznym. Mój Ayon, choć też pod tym względem znakomity, pokazywał wszystko w nieco bardziej tłusty sposób, jakby krawędzie się lekko lepiły do innych krawędzi. Na tle innych przedwzmacniaczy mój przedwzmacniacz wypada zachwycająco, lepiej różnicuje wymiary, ale Soulution 720 pokazał, że da się lepiej.

Podsumowanie
Łatwo powiedzieć, że (niemal) najdroższy przedwzmacniacz w stawce jest najlepszy. Nie trzeba myśleć, wystarczy mechanicznie przełożyć jego cenę na jakość. Nie zawsze tak jest, oj nie zawsze! Z drugiej strony równie prawdziwe jest jednak stwierdzenie, że dobrze urządzenia swoje kosztują, a najlepsze kosztują zwykle najwięcej. Mówienie o tym, że da się coś w domu zrobić na podobnym poziomie za połowę danej kwoty jest bałamutne (powiem więcej – to pierdoły) – nie mamy wówczas do czynienia z komercyjnym produktem, a zaledwie z prototypem DIY, który od prawdziwego urządzenia dzielą lata przygotowań i góry pieniędzy. I, tak naprawdę, zwykle tego typu DIY-ju produkty wcale nie są równie dobre, co topowe urządzenia dostępne na rynku. Są od tej zasady wyjątki, ale rzadkie, bardzo rzadkie, diabelnie rzadkie.
Soulution 720 pokazuje, że żeby mówić o absolutnym top high-endzie trzeba za to zapłacić i to dużo. Przerabiałem to dwa lata temu szukając dla siebie końcówki mocy i skończyło się na kosztującym 140 000 zł wzmacniaczu Soulution 710. A naprawdę chciałem wydać dużo mniej, naprawdę.
Model 720 jest niezwykle przejrzysty i rozdzielczy bez poświęcania faktur i wypełnienia. Jego balans tonalny jest, jak dla mnie, perfekcyjny, choć mogłoby się wydawać, że gra trochę jak lampa. A to dzięki naturalnym krawędziom ataku, braku jego utwardzania. Bas jest bardzo niski i genialnie różnicowany w czasie i barwie, choć mój Ayon gra go trochę bardziej tłusto, trochę bardziej „bebechowo”, co akurat lubię. Budowa urządzenia jest wybitna, a stojąca za nim technika wyjątkowa. To nie jest „garażowe” urządzenie i nie stara się takim wydawać. To produkt hi-tech i tak też wygląda, choć trzeba powiedzieć, że to „ludzki” hi-tech, nie oderwany od życia; taki, w którym osiągnięcia techniczne służą człowiekowi, a nie na odwrót. 720 pokazuje, że na samym szczycie technologie się do siebie brzmieniowo upodabniają i zbliżają do celu, jakim jest przekazanie tego, co zostało nagrane.

Metodologia testu
Przedwzmacniacz porównywany był do mojej referencji, modelu Polaris III [Custom Version] firmy Ayon Audio, a także do innych przedwzmacniaczy testowanych do lipcowego wydania „High Fidelity”: ModWright LS 36.5, Audio Research Ref5 SE, Avantgarde Acoustic PRE, Octave Jubilee i do bezpośredniego połączenia między odtwarzaczem Ancient Audio Lektor Air V-edition i końcówką mocy Soulution 710. Przedwzmacniacz pracował z dwoma końcówkami – wspomnianym Soulution 710 i Lebenem CS-1000P. Do sieci podłączony był kablem sieciowym Harmonix X-DC350M2R Improved-Version i stał na swoich nóżkach i na drewnianej półce stolika Base IV [Custom Version].
Test miał charakter porównania A/B ze znanymi A i B. Sample muzyczne miały długość 2 min. Odsłuchiwane były również całe płyty. Do podłączenia użyłem kabli niezbalansowanych – zarówno od strony odtwarzacza, jak i od strony końcówki mocy. Pomimo że urządzenie ma wejścia zbalansowane, to sygnał prowadzony jest – tak wynika z opisu – w formie niezbalansowanej. I u mnie system połączony kablami RCA grał lepiej niż takimi samymi kablami XLR.
Ważne jest, żeby urządzenie się przed odsłuchem rozgrzało– godzina powinna wystarczyć na ustabilizowanie się temperatury, a więc i parametrów aktywnych elementów wzmacniających i zasilających.

BUDOWA

Przód i tył
Soulution 720 to przedwzmacniacz liniowy i gramofonowy. Jego projekt plastyczny jest charakterystyczny dla tego producenta i porównuje się go najczęściej z kubistycznymi bryłami, ew. z projektami Kelvina Kleina. To bardzo duże urządzenie i równie ciężkie, z prostymi, aluminiowymi płaszczyznami i dużym okienkiem na przedniej ściance. Okienko pełni w dużej mierze funkcję dekoracyjną, ponieważ umieszczony za nim, czerwony wyświetlacz typu dot-matrix i trzy diody LED zajmują znikomą jego powierzchnię.
Obok wyświetlacza umieszczono trzy przyciski: Power (włączający urządzenie ze stanu standby), Mute oraz Prog, którym zmieniamy status urządzenia – albo na normalny (Operating-Mode), albo na Programing-Mode, w którym dokonujemy indywidualnych ustawień. Możemy wybrać, które wejście jest po włączeniu urządzenia aktywne, które wejście jest w pętli do nagrywania, definiujemy siłę głosu po włączeniu, jaskrawość wyświetlacza, maksymalny poziom siły głosu, balans między kanałami, nazwy wejść, pasmo przenoszenia (np. jeśli współpracujemy z odtwarzaczem SACD), wzmocnienie każdego z wejść, a także nastawy dla wejścia gramofonowego. To nowoczesne, niezwykle elastyczne urządzenie.
Obok mamy dwie gałki – zmiany wejść i siły głosu. Pracują z en-koderami i służą też jako przyciski, którymi potwierdzamy dane komendy. Siłę głosu możemy zmieniać w zakresie 80 dB w krokach 1 dB. 720 to przedwzmacniacz niezbalansowany, stąd najważniejsze są wejścia RCA, a nie dwa XLR-y. Obok tych ostatnich są cztery inne wejścia, niezbalansowane, na znakomitych gniazdach RCA. Jedno z nich w modelu 720 to wejście gramofonowe. Dostępna jest też wersja liniowa przedwzmacniacza o symbolu 721, tańsza o 15 000 zł, gdzie wszystkie wejścia są liniowe. W modelu 720 wejścia ‘phono’ mają nr 3 i wpięte są w nie wtyki RCA zwierające to wejście (chodzi o zmniejszenie szumów). Obok widać podłużne elementy z uchwytem – to obciążenie wejścia gramofonowego, które można wymieniać. I jest też zacisk uziemienia. Mamy też trzy pary wyjść – parę RCA do nagrywania i dwie pary z regulowanym poziomem sygnału – jedną RCA i jedną XLR. Koło tej drugiej umieszczono przełączniki, którymi odcinamy masę sygnału od obudowy.
I skrajnie z lewej strony mamy gniazdo sieciowe z mechanicznym wyłącznikiem i wysokiej klasy gniazda typu RJ45 (Ethernet) od Neutrika. To łącze systemowe, pomiędzy komponentami tej firmy. Mamy tam też wielopinowe gniazdo, używanie kiedyś do drukarek, za pomocą którego możemy wypuścić na zewnątrz napięcie dla przedwzmacniacza gramofonowego tej firmy.

Środek
Obudowa wykonana jest z bardzo grubych, głuchych na opukiwanie płyt aluminiowych skręconych tak, że nigdzie nie widać łączących je śrub. Wszystkie znajdują się na dolnej ściance. To nie jest przedwzmacniacz z kilkoma elementami typu NOS. To ultra-skomplikowany układ, przygotowany jednak podobnie jak końcówka mocy 710 – ścieżka sygnału jest hiperkrótka, a wzmocnienie odbywa się w kilku stopniach. Pozostałe układy to zasilanie, układy równoległe, kontrolne.
Układy podzielono między kilka płytek, z największymi, na których są układy wzmacniające. Przy każdym wejściu mamy układ buforujący, na układach scalonych Burr Brown OPA627. Następnie sygnał przesyłany jest do tłumika. To dyskretna drabinka rezystorowa, na ultra-precyzyjnych opornikach Dale, kluczowanych kontaktronami. Przypomnijmy, że to znacznie lepsze przełączniki niż przekaźniki. Stosuje je np. McIntosh i… polski Linear Audio Research. W następnym kroku ustalane jest wzmocnienie wejść, też na drabince rezystorowej I wreszcie trafiamy do układu wyjściowego (wzmacniającego). Na jego wejściu są układy scalone OPA627 oraz AD817, te ostatnie firmy Analog Devices. Wyjście napędzane jest przez pary tranzystorów, przykręcone do wspólnego radiatora – 2SA1606+2SC4159 firmy Sanyo. To tranzystory bipolarne typu „Epitaxial Planar Silicon Transistors”.
Genialnie wygląda zasilanie. To cztery osobne zasilacze, z wieloma uzwojeniami wtórnymi. Największy zasila główną płytkę – na jego wejściu jest duży transformator toroidalny, który nie służy jednak do obniżenia napięcia do typowych kilkunastu woltów, a zasila bardzo duży zasilacz impulsowy, z którego grubymi linkami z miedzi trafiamy na główną płytkę. Linki są przylutowane do grubych, miedzianych szyn, biegnących przez całą płytkę i rozprowadzających napięcie. Jest też osobny zasilacz, z dwoma mniejszymi transformatorami, a także mały zasilacz impulsowy dla układów pomocniczych. Wygląda to niezwykle imponująco. Być może dzięki temu udało się osiągnąć tak genialną dynamikę i tak niski szum – stosunek sygnału do szumu wynosi w 720 aż 130 dB!!! Zasilacze są oddzielone od układu ekranami, trafo toroidalne jest zaekranowane, a zasilacz impulsowy przykręcony jest do bardzo grubej płyty z aluminium.
I na koniec kilka słów o przedwzmacniaczu gramofonowym. Zajmuje on osobną, niewielką płytkę. Wzmocnienie odbywa się w kilku układach scalonych OPA627, z których dwa mają naklejone, niewielkie radiator ki. Korekcja ma miejsce w wysokiej klasy kondensatorach foliowych BC. W ogóle zresztą nie ma w tym urządzeniu innych elementów – to bardzo drogie oporniki Dale, kondensatory Wima itp.

Pilot
Pilot jest taki sam, jak w odtwarzaczach SACD tej firmy – niewielki, plastikowy, ale bardzo wygodny. Może leżeć, albo stać.

Dane techniczne (wg producenta):

  • Pobór mocy: 60 W (w trybie ‘standby’: <0,5 W)
  • Wzmocnienie:
    - XLR: +9,5...+18,5 dB
    - RCA: +3,5...+12,5 dB
    - gramofonowe: +54...+60 dB
  • Pasmo przenoszenia: DC-1 MHz
  • Szybkość narastania sygnału: 400 ns
  • Zniekształcenia (THD): <0,0006 %
  • Stosunek sygnału do szumu: 130 dB
  • Przesłuch międzykanałowy: 105 dB
  • Impedancja wejściowa:
    - XLR: 2 kΩ
    - RCA: 47 kΩ
    - gramofonowe: ustawiane
  • Impedancja wyjściowa:
    - XLR: 2 Ω
    - RCA: 2 Ω
    - wyjście do nagrywania: 100 Ω

  • Dystrybucja w Polsce:

    Soundclub

    Kontakt:
    ul. Skrzetuskiego 42 ǀ 02-726 Warszawa ǀ Polska
    tel.: +48 22 586 3270 ǀ fax: +48 22 586 3271

    www: www.soundclub.pl



    Pobierz tekst w PDF



    System odniesienia

    • odtwarzacz CD: Ancient Audio Lektor AIR V-edition (test TUTAJ)
    • przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC (test TUTAJ)
    • przedwzmacniacz: Polaris III [Signature Version] + zasilacz AC Regenerator, (wersja z klasycznym zasilaczem, test TUTAJ)
    • końcówka mocy: Soulution 710
    • wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version (recenzja TUTAJ)
    • kolumny: Harbeth M40.1 Domestic (test TUTAJ)
    • podstawki pod kolumny: Acoustic Revive Custom Series Loudspeaker Stands
    • słuchawki: HiFiMan HE-6, Sennheiser HD800, AKG K701, Ultrasone PROLine 2500, Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ω
      (recenzje TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ)
    • interkonekty: CD-przedwzmacniacz: Acrolink Mexcel 7N-DA6300, artykuł TUTAJ, przedwzmacniacz-końcówka mocy: Acrolink 8N-A2080III Evo
      (test TUTAJ)
    • kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx
    • kable zasilające: Acrolink Mexcel 7N-PC9300 (wszystkie elementy, recenzja TUTAJ) | Harmonix X-DC350M2R Improved-Version (recenzja TUTAJ)
    • listwa sieciowa: Acoustic Revive RTP-4eu Ultimate
    • stolik SolidBase IV Custom; opis TUTAJ
    • pod odtwarzaczem podkładki Ceraball (artykuł TUTAJ)
    • platforma antyrezonansowa Acoustic Revive RAF-48 (pod odtwarzaczem CD, recenzja TUTAJ)
    • platforma Pro Audio Bono pod wzmacniaczem Leben CS300 [Custom Version] (recenzja TUTAJ)
    • wkładki gramofonowe: Miyajima Laboratory KANSUI (test TUTAJ), Miyajima Laboratory SHIBATA (test TUTAJ), Denon DL-103SA (test TUTAJ)