pl | en

Krakowskie Towarzystwo Soniczne | spotkanie № 140

Crystal Cable
Kable

Trzy topowe kable Crystal Cable: MONET, VAN GOGH oraz DA VINCI: co je różni, w czym są podobne I jak wpływają na dźwięk. W naszym spotkaniu udział wzięli GABI VAN DER KLEIJ-RYNVELD oraz EDWINA VAN DER KLEY RYNVELD.

CRYSTALCABLE.com

⸜ KRAKÓW/Polska


KTS

prowadzący WOJCIECH PACUŁA
zdjęcia „High Fidelity” | Tomek Folta


Spotkanie #140

16 lipca 2023

KRAKOWSKIE TOWARZYSTWO SONICZNE jest nieformalną grupą melomanów, audiofilów, przyjaciół, spotkających się po to, aby nauczyć się czegoś nowego o produktach audio, płytach, muzyce itp. Pomysł na KTS narodził się w roku 2005, choć jego korzenie sięgają kilka lat wstecz. To już 140. spotkanie w jego ramach.

PRZYSZŁYM ROKU MARKA Crystal Cable będzie obchodziła 20-lecie powstania. Wraz z marką Siltech należy ona do firmy International Audio Holding, prowadzonej wspólnie przez małżeństwo GABI VAN DER KLEIJ-RYNVELD oraz EDWINA VAN DER KLEY RYNVELD. Projektantem i głównym konstruktorem w obydwu przypadkach jest Edwin, ale w przypadku Crystala większość ważnych decyzji podejmuje Gabi (więcej w wywiadzie → TUTAJ).

Kable tej firmy testujemy w „High Fidelity” regularnie, a i obydwoje nasi goście bywali w Krakowie i na spotkaniach Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego wielokrotnie – są też jego członkami. Tym razem chcieliśmy się przyjrzeć pełnej ofercie kabli zasilających należących do topowej Art Series. W jej skład wchodzą trzy linie: Monet, van Gogh oraz da Vinci. Ich nazwy korespondują z nazwiskami malarzy, których styl ma – jak mówi Gabi – być odzwierciedleniem dźwięku każdej z nich. Co więcej, materiały prasowe podkreślają, że każdy z tych artystów był zaczynem „rewolucji estetycznej” i że ustanowił „nowe standardy ekspresji artystycznej”.

Art Series

O KABLACH ZASILAJĄCYCH z Art Series firma pisze:

Kable zasilające łączą twój system hi-fi ze źródłem zasilania transmitując moc z gniazdka zasilającego do urządzenia. Powinny być zdolne do przesyłu dużych prądów szczytowych, będąc jednocześnie tak „neutralnymi”, jak to tylko możliwe, charakteryzując się najmniejszymi interferencjami elektrycznymi oraz szumem mechanicznym. To prowadzi do optymalnej jakości dźwięku. Kluczem do ultraniskostratnego przesyłu mocy są wybitne przewodniki, wtyki, ekranowanie oraz izolacja. Co więcej, aby system hi-fi był w stanie ujawnić swój potencjał, kable zasilające muszą się charakteryzować najniższą możliwą rezystancją masy oraz poprawną geometrią.

An introduction to Hi-Fi Systems. Part 1: Cables, → CRYSTALCABLE.com, dostęp: 10.07.2023.

Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Na rynku są dosłownie setki producentów okablowania, a każdy z nich uważa, że to on jest w posiadaniu patentu na „najlepszy kabel zasilający”. I wielu z nich osiąga naprawdę bardzo dobre wyniki czasami nawet wybitne. Korzystając w swoim systemie referencyjnym z kabli zarówno Siltecha, jak i Crystal Cable z czystym sumieniem powiem, że obydwie te marki należą do tej ostatniej grupy.

Kable z Art Series dzielą te same przewodniki, ekranowanie oraz wtyki, różnią się jedynie ilością wiązek w danym modelu. Ich budowa, poza modelami przeznaczonymi do przesyłu plików, oparta jest na trzech typach geometrii: koaksjalnej („Coax”), potrójnie koaksjalnej („Triax”) oraz wiązce masy („Ground”). Pierwsza i trzecia wykorzystywane są do budowy interkonektów oraz kabli zasilających, natomiast najbardziej zaawansowana tylko do budowy kabli zasilających.

Podstawowym przewodnikiem, z którego korzysta się w tej serii jest ultraczyste srebro o bardzo długich kryształach (srebro monokrystaliczne), noszące w firmowej nomenklaturze nazwę „Infinite Crystal Silver” (iCS). Materiał ten odlewany samodzielnie w fabryce według specyfikacji będącej wynikiem dwudziestoletniego doświadczenia. Jak w czasie spotkania mówił Edwin, monokrystaliczna budowa pozwala na ominięcie problemów generowanych przy przechodzeniu elektronów z kryształu na kryształ – taka budowa jest podobna do budowy szyby.

Owe „punkty krystalizacji” wprowadzają do sygnału zniekształcenia. Materiał monokrystaliczny kosztuje o wiele więcej niż klasyczny. Crystal Cable używa srebra o czystości 6N, które kosztuje dziesięć razy więcej niż po prostu oczyszczone srebro.

Każda z wiązek ma trzy warstwy, przedzielone dwoma ekranami ze srebrzonej miedzi i z izolacją z Kaptonu oraz PTFE (nazwa własna – Teflon). W środku wiązki umieszczono lity drut („solid core”), na którym owinięty jest pierwszy ekran, na którym z kolei owinięte są wiązki cienkich drucików, kolejny ekran i kolejna wiązka drucików. Na zewnątrz zastosowano przezroczysty Teflon. W modelu Monet znajdziemy dwie wiązki typu Triax, w van Goghu cztery, a w da Vinci sześć, oplecionych wokół centralnie umieszczonej rurki.

Kable wyglądają przepięknie. Są niewielkie, wydają się delikatne, a mają przecież doskonałą budowę mechaniczną. Dzięki swojej budowie mechanicznej świetnie się układają w systemie. Uwagę zwraca złocony element zakręcany na kablu, na którym naniesiono nazwę serii, modelu i numer seryjny, a także wtyki, pochodzące od firmy Oyaide. Kable są pakowane do świetnie wykonanych pudełek, w których znajdziemy napisaną własnoręcznie przez Gabi kartkę z podziękowaniami.

Jak słuchaliśmy

ART SERIES MONET
˻ 27 900 zł/1,5 m ˺

ART SERIES VAN GOGH
˻ 52 900 zł/1,5 m ˺

ART SERIES DA VINCI
˻ 84 900 zł/1,5 m ˺

POMYSŁ NA SPOTKANIE BYŁ PROSTY: odsłuchujemy po kolei kable zasilające z trzech poziomów, poczynając od Moneta, a kończąc na da Vinci. Aby jednak porównanie było możliwie pełne, a przecież kable zasilające nieco inaczej zachowują się pracując ze źródłem sygnału i ze wzmacniaczami, z urządzeniami analogowymi i cyfrowymi, za każdym razem zmienialiśmy trzy kable jednocześnie: do odtwarzacza plików Aurender N20 (test → TUTAJ), przetwornika cyfrowo-analogowego i przedwzmacniacza Ayon Audio Stratos DAC oraz wzmacniacza mocy Accuphase P-7300.

Aby zapewnić im możliwie najlepsze otoczenie, wszystkie pozostałe kable w systemie, w tym ethernetowy, również pochodziły z Art Series.

ROUTER

Kabel ethernetowy Crystal Cable da Vinci

Aurender N20

AES/EBU Crystal Cable da Vinci

Ayon Audio Stratos DAC

XLR Crystal Cable da Vinci

Accuphase P-7300

Kabel głośnikowy Crystal Cable da Vinci

Dynaudio Confidence C-4 Signature

Jak widać, skupiliśmy się na cyfrowej części systemu Tomka, u którego odbyło się spotkanie, a źródłem sygnału był odtwarzacz plików oraz serwisy streamingowe Qobuz i Tidal. Do odsłuchu wybraliśmy następujące utwory:

˻ 1 ˺ FRANK SINATRA, When You're Smiling (The Whole World Smiles With You) w: Frank Sinatra, Swingin’ Session!!!, Columbia/Qobuz, WAV 16/44,1.
˻ 2 ˺ LABRINTH, Never Felt So Alone (feat. Billie Eilish) w: Labrinth, Never Felt So Alone, Columbia/Records/Qobuz WAV 24/44,1.
˻ 3 ˺ DOMINIC MILLER, Clandesin w: Dominic Miller, Vagabound, ECM Recorda/Qobuz WAV 24/88,2 (recenzja → TUTAJ).
˻ 4 ˺ MARIA JOÃO PIRES, Chopin: The Nocturnes, Deutsche Grammophon/Tidal FLAC 16/44,1.

ODSŁUCH

˻ CZĘŚĆ 1 ˼
→ MONET vs VAN GOGH ˻ 1 ˺, ˻ 2 ˺

Odsłuch dotyczył porównania kabli Monet i van Gogh, słuchaliśmy dwóch utworów po dwa razy – pierwszy odsłuch dotyczył próbek 10-sekundowych, a drugi dwuminutowych.

DAMIAN Wprawdzie dwa dni temu nabawiłem się przeziębiania, i mało co słyszę, ale spróbuję. Wydaje mi się, że słyszałem różnice na korzyść drugiego kabla. Głos Sinatry ˻ 1 ˺, był głębszy, a kiedy podnosił się poziom całości, uderzenie dźwięku było mocniejsze, bardziej jednoznaczne. No i wszystko było bardziej detaliczne. Zaskoczeniem było, że to były spore zmiany, a nie małe przesunięcia.

GABI Jak dla mnie, wystarczyło dziesięć pierwszych sekund, abym miała obraz całości. Z kablem van Gogh poprawiło się obrazowanie stereofoniczne, siła głosu była lepiej bardziej wyrafinowana, nie było to po prostu przytrzymanie, a uderzenie. Monet też to miał, ale droższy kabel miał w tym wszystkim więcej „ciała”.

Rytm był też lepszy, to rzeczy, które dobrze były słyszalne. A w utworze Sinatry to ważne. Ale nie tylko z Sinatrą, ale i z utworem w którym śpiewała BILLIE EILISH (Labrinth, Never Felt So Alone ˻ 2 ˺ - red.). Rytm dla mnie, jako muzyka, jest najbardziej podstawową sprawą. Jeśli jest on utrzymywany lepiej, to cały utwór brzmi lepiej. A to było z van Goghiem lepsze.

EDWIN Tak generalnie, muzyka z van Goghiem była płynniejsza. Dźwięk był większy i bardziej naturalny. Moim zdaniem różnice nie były wielkie, to nie było jak dzień i noc. Ale tak jest w high-endzie, każda zmiana poziomu przychodzi w drobnych krokach. To, co usłyszałem było całkiem wyraźne, bo lepsza płynność wydobyła lepszą rytmiczność, o czym mówiła Gabi.

Nie jestem pewien co do basu, bo mam wrażenie, że akurat niskie tony lepiej zabrzmiały z Monetem, pierwszym kablem. Może dlatego, że kiedy w utworze z Eilish uderza bas to jest go bardzo dużo, a van Gogh gra bas mocniej niż Monet, przez co mogło mi się wydawać, że jest go po prostu za dużo. Ale nie było to lepsze granie, tylko inne. Najlepiej porównywać dźwięk, my tak robimy, słuchając pierwszych dziesięciu sekund utworu. Ale z Sinatrą ˻ 1 ˺ nie usłyszelibyśmy wtedy głosu – a to najważniejszy element tego nagrania. Z van Goghiem był on większy i pełniejszy.

RAFAŁ Jak dla mnie różnice nie były bardzo duże. Ale też słyszałem, że z drugim kablem, czyli van Goghiem, dźwięk był nieco czystszy, a wysokie tony były lepsze. Jak gdyby z dźwięku usunięta została niewielka mgła. To było lepsze granie, nie mam wątpliwości, ale, jak mówię, różnice nie były dla mnie jakieś duże.

DOMINIKA Ciężko nie zgodzić się z Rafałem, bo to nie była jakaś ogromna różnica. Wokal z van Goghiem był bardziej wyrazisty, jego głębia była lepsza, było to po prostu fajniejsze. Tyle że, jak mówię, nie usłyszałam spektakularnej zmiany. Ale, to jasne, bardziej przyjemny odsłuch był z drugim kablem. Przekaz był bardziej wciągający, może przez to, że z drugim kablem wokale były bardziej wyeksponowane i mocniejsze.

ARTUR REICH – Audio Video Summit Nie będę ukrywał, że bardziej podobał mi się dźwięk tego drugiego kabla. Pierwszy był dla mnie czasami, szczególnie z Sinatrą (i w porównaniu z drugim) trochę mniej czysty. Szczególnie z dęciakami w nagraniu Sinatry. Generalnie preferowałem drugą prezentację. Z tym, że wolałbym dłuższe porównania niż 10 sekund zaproponowane przez Edwina, dla mnie byłoby to wygodniejsze.

JANUSZ TUCHOWSKI – Audio Video Summit Dla mnie te dziesięć sekund to też za mało. W tym czasie coś mi się głowie zaczyna układać, ale zaraz się kończy, przez co brakuje mi czasu na formułowanie dłuższych obserwacji. Ale zgoda, druga prezentacja była lepsza. To większa scena, większe dociążenie. Ale różnice nie były bardzo duże – choć słyszalne.

MARCIN OLEŚ Prawdę mówiąc wolałbym nie wiedzieć, czego akurat słucham. A to dlatego, że sugeruję się ceną. Co powiedziawszy muszę jednak dodać, że – moim zdaniem – różnice między tymi kablami były spektakularne. Powiem o muzyce, a nie o dźwięku. Smyczki z kablem van Gogh na płycie Sinatry były spektakularne. Pierwszy grał je dość lekko. Także saksofon brzmiał jak na żywo. To samo tyczy się tego, o czym mówił Artur – lekka nieczystość sekcji dętej słyszalna momentami z Monetem, zniknęła. Ale nie, że to był problem kabla, bo też dźwięk był doskonały, a van Gogh pokazał, że można to zrobić lepiej.

ROBERT SZKLARZ – Nautilus Moim zdaniem różnica była całkiem spora. Pamiętajmy, że porównujemy tylko kable zasilające, a cała reszta systemu jest ta sama. Gdybyśmy zmienili cały system, to różnica byłaby ogromna. Ale tym razem nawet tylko z kablami zasilającymi różnica była bardzo duża, głównie z wokalami i z basem. Wydaje mi się, że Monet pokazał lepszą kontrolę basu, ale ogólna jakość, jak barwa itp., była lepsza z van Goghiem.

TOMEK FOLTA Przez pierwsze dziesięć sekund najbardziej moją uwagę zwróciły zmiany w scenie dźwiękowej. A van Goghiem była znacznie głębsza – a słyszałem to nawet nie siedząc w moim ulubionym „sweet spocie”, a z boku.

Druga ważna rzecz, kiedy posłuchaliśmy utworów dłużej, to był moment, kiedy weszły wszystkie te instrumenty bandu Sinatry. Przy tak wysokim poziomie dźwięku, z jakim słuchaliśmy z pierwszym kablem było to trochę irytujące, wszystkiego było za dużo. Nie było łatwo tego słuchać. Z van Goghiem było to akceptowalne nawet dla mnie, a nie irytujące. Ale, jak już niektórzy mówili, moim zdaniem różnica nie była jakaś wielka.

BARTOSZ Drugi kabel był po prostu lepszy. Różnice nie były dla mnie duże, ale można było je z łatwością wskazać. Van Gogh spowodował, że dźwięk był gładszy, przyjemniejszy – i mówię to na podstawie pierwszego, dziesięciosekundowego odsłuchu. Przy dłuższym odsłuchu skupiłem się na innych elementach i tutaj wokal był wyraźnie lepszy w swojej obecności z drugim kablem.

˻ CZĘŚĆ 2 ˼

→ VAN GOGH vs DA VINCI ˻ 1 ˺, ˻ 2 ˺, ˻ 3 ˺, ˻ 4 ˺

Odsłuch dotyczył porównania kabli van Gogh i da Vinci, tym razem słuchaliśmy czterech utworów, a odsłuch dotyczył próbek dwuminutowych.

DAMIAN Po każdym przesłuchanym utworze miałem wrażenie, że podobają mi się bardziej i bardziej. Nie wiem, czy dlatego, że z każdym kablem poprawiała się definicja dźwięku, czy też coraz lepiej znałem te utwory.

DOMINIKA Jak dla mnie znacznie większa różnica była między pierwszym i drugim kablem niż między drugim i trzecim. Z da Vinci było kilka niuansów, które były lepsze, ale nie była to wielka zmiana. Z Sinatrą scena się powiększyła, a instrumenty zostały pokazane jak na piętrach, to znaczy były wyraźniejsze. Wokal był mocniej wyeksponowany, a wszystko było większe i bardziej rytmiczne. Z nagraniem Chopinem ˻ 4 ˺, nie usłyszałam tak dużej różnicy między van Goghiem i da Vinci, natomiast przejście z Moneta robiło dużą różnicę. Z van Gogiem fortepian był kojący, łagodny, przyjemny.

WOJTEK Czułaś się zaopiekowana :)

DOMINIKA Dokładnie tak, nie czułam żadnego przymusu, co słyszałam trochę z Monetem. A potem, z da Vinci miałam to samo dlatego też ta druga zmiana nie wydała mi się tak ważna. Nie potrafię powiedzieć, dlaczego, ale tak było. Z trzecim kablem z kolei głos Billie był łagodniejszy i bardziej przyjazny, ale to druga wersja zabrała mnie w podróż, a z da Vinci wszystko było takie uładzone, że było za bardzo wypolerowane. Może to było najbardziej prawdziwe, to znaczy takie, jak to nagranie brzmi, a jednak wcale mi się aż tak nie podobało.

JANUSZ Wiele zostało już powiedziane, natomiast według mnie da Vinci muzyka zabrzmiała dla mnie najlepiej. I nawet kawałek z Eilish, której nie słucham i który mi się nie podobał, miał dla mnie sens, o co wcześniej było mi trudno. Dźwięk nie męczył. Sinatra zabrzmiał fenomenalnie, z piękną salą i ciągnącym się głosem. Natomiast Chopin z da Vinci mną się akurat nie zaopiekował. Ale, to wciąż była bardzo duża swoboda dźwięku i wydłużyła się scena.

Ale jest też tak, jak mówiła Dominika, to znaczy, że z van Goghiem dźwięk był witalny, dynamiczny a z da Vinci wszystko było już tak wygładzone, wysublimowane, że aż za bardzo. Było pięknie, swobodnie, ale aż za bardzo iluzjonistycznie.

RAFAŁ To ciekawe, ale ja miałem podobnie, to znaczy lepiej słuchało mi się z van Goghiem. Doskonale słyszałem, że da Vinci jest lepszym kablem, bo wszystko było w nim większe, wszystkiego było więcej. Ale, na przykład, z Sinatrą, dźwięk był nieco za bardzo wyraźny, jakby z tym kablem słychać było już odkładnie wszystko, co jest w nagraniu, a wcale nie zawsze o to chodzi, przynajmniej mnie.

ARTUR Moje wrażenie było takie, że muzyka wraz ze zmianami kabli, aż do da Vinci, była coraz bardziej wyzwolona. Wcześniej wydawała mi się ściśnięta, a z trzecim kablem wyzwoliła się z klatki. Big-bandowe brzmienie potrafi być agresywne, aż do momentu, kiedy trąbki świdrują w głowie, ale to jest realizm. I z da Vinci trąbka zabrzmiała ostro i agresywnie, ale tak to chyba powinno być. Najważniejsze jednak było, że wszystko było z nim swobodne. Moim zdaniem to w stosunku do Moneta przepaść, a w stosunku do van Gogha duża zmiana. Z da Vinci dźwięk wskoczył na zupełnie inny poziom. I to wyłącznie z samymi sieciówkami.

Przypomniała mi się taka historia. Mój kolega wypożyczył sobie dawno temu, pewnie z dziesięć lat wstecz, odtwarzacz CD i po kilkunastu godzinach odsłuchu był zupełnie załamany. Dźwięk to był jeden wielki jazgot.

Zadzwonił do mnie z prośbą, żebym coś zaradził i choć zrobiliśmy wiele zmian, nic to nie dało. Poprosił więc obecnego tu Roberta, aby przywiózł mu inny wzmacniacz, że może to jego wina. A Robert zamiast wzmacniacza przywiózł czarny neseser z kablami i powiedział, że to wyprostuje. Śmiałem się w duchu z tego, bo wtedy nie wierzyłem w takie historie, stałem twardo na stanowisku, że to urządzenia grają, a nie kable.

Ale – OK., byliśmy już tak zmęczeni, że zgodziliśmy się na zmianę. Robert wymienił listwę i dwa kable zasilające na Siltechy i po prostu stał się coś szokującego, żaba zamieniła się w księcia. Zniknął jazgot, zaczęła płynąć muzyka i dla mnie było to przełomowe odkrycie: że kable zasilające potrafią tak nieprawdopodobnie popsuć lub poprawić dźwięk.

BARTOSZ Dla nie sprawa jest jasna – da Vinci jest o wiele lepszy niż obydwa poprzednie kable. Najlepszym wskaźnikiem tego, jak duża zmiana nastąpiła w kablach tym razem był to, o ile dłużej słuchaliśmy wszystkich utworów, przekraczając te umowne dwie minuty. Byliśmy przy tym bardziej zrelaksowani – przecież kiedy wpięliśmy kable da Vinci odsłuchaliśmy Sinatrę ˻ 1 ˺ w całości, nikt nie dawał znać, żeby kończyć. To wskaźnik, na którym można polegać.

A jeżeli chodzi o konkrety, to różnica między van Goghiem i da Vinci była dużo wyraźniejsza niż między van Goghiem a Monetem. Słychać to był od razu. Dźwięku było więcej, dlatego wydawało się nam, że ustawiliśmy głośność wyżej niż poprzednio, a przecież tak nie było, poziomy były takie same. Więcej się działo, a wokal Sinatry był niesamowity w tym, jak wybrzmiewał. Musimy oczywiście wziąć pod uwagę, że wszystkie te trzy kable są high-endowe i z naszej rozmowy mogłoby wynikać, że te tańsze są słabe – to zupełnie nie o to chodzi. Ale wydając duże pieniądze na kable, to – jak dla mnie – tylko da Vinci.

TOMEK Muszę się zgodzić z Bartkiem i powiedzieć, że van Gogh i da Vinci są znacznie lepsze niż Monet. Cieszę się, że mogliśmy teraz wysłuchać dłuższego fragmentu nie tylko Sinatry, ale i kawałków wybranych przez Dominikę i przeze mnie (˻ 2 ˺, ˻ 3 ˺).

To, co mi się bardzo spodobało z DOMINIKIEM MILLEREM ˻ 3 ˺, ponieważ świetnie wyszło coś, o czym często mówimy, a rzadko słyszymy, a mianowicie piękne, czarne tło za instrumentami. Dla mnie było to znacznie bardziej kręcące z da Vinci i z van Goghiem niż z Monetem. Są oczywiście inne różnice między nimi, ale to, co łączy te dwa pierwsze kable to właśnie to wspaniałe, aksamitne tło. Także w utworze LABRINTH ˻ 2 ˺ scena była większa i gęstsza, co mi się bardzo podobało. I znowu, obydwa te kable pokazały to lepiej niż Monet.

ROBERT No tak, odebrałem to podobnie, jak Tomek, ale z jedną zmianą: różnica między van Goghiem i da Vinci wydała mi się większa niż między van Goghiem i Monetem. Na CHOPINIE ˻ 4 ˺ zachwycająca była głębia sceny, więcej było miejsca dla instrumentów, to było ekscytujące. A ujęło mnie to, że dźwięk z da Vinci wybrzmiewał w naturalny sposób, a całość brzmiała tak dobrze, że straciliśmy poczucie czasu i nie zastanawialiśmy się, jak to gra, tylko słuchaliśmy muzyki.

Po raz pierwszy zrobiłem sobie zapiski, bo tak wiele się tu działo. Przy Millerze była znacznie lepsza kontrola basu z kablem da Vinci, a i scena była lepiej uporządkowana. Słychać było lepiej głębokość sceny. No i wybrzmienie było gęstsze, ładniejsze. Z kawałkiem, w którym śpiewała Billie Eilish bas był mocniejszy, ale nadal pod kontrolą. Wcześniej, z Monetem, kontrola była lepsza niż z van Goghiem, ale całość była mniej ekscytująca i mniej naturalna. Ale ostatnia prezentacja pokazała, że można te dwie rzeczy połączyć.

Jestem pod dużym wrażeniem tych różnic, a nigdy wcześniej nie miałem okazji porównać tych trzech kabli w bezpośrednim odsłuchu.

MARCIN Dobrze, że miałem czas na zastanowienie, ponieważ potrzebowałem pomyśleć nad tym, co słyszałem. O ile przy panach impresjonistach można mówić o myśleniu obrazem dźwiękowym, o tyle ta nazwa da Vinci – przypadkiem, czy nie przypadkiem – wydaje się trafiona. Nie był on przecież tylko malarzem, a może nawet malarzem był najmniej. Nie chcę powiedzieć, że to inna koncepcja dźwięku, ale tu nie mówimy już tylko o obrazie dźwiękowym, ponieważ tutaj pojawia się też muzyka.

Interpretuję to w ten sposób, że przy Sinatrze „odpowiedź” sali pokazała się w sposób zjawiskowy. Nagle słychać było, że jesteśmy w sali razem z nimi, a wcześniej tego nie słyszałem. Na Millerze nie słyszałem już gitary jako barwy a całą bryłę. I po raz pierwszy – mimo że wszystkie trzy kable są topowe, jak mówił Bartek – rozdzielczość w niskich częstotliwościach była fantastyczna. Po raz pierwszy usłyszałem osobno bęben basowy i kontrabas, a także to, kiedy nie grają idealnie równo. Studio Le Buisson, w którym to było nagrywane jest dość suche, a tutaj udało im się znaleźć coś, co spowodowało, że brzmiało to miękko. Z da Vinci pojawił się wszędzie „headroom”, którego wcześniej nie było.

Ale miałem też taką refleksję, że te kable zaczynają pokazywać sam system. I w niektórych przypadkach przy da Vinci słyszałem problem z wysokimi częstotliwościami, a nie słyszałem ich przy van Goghu, który je lekko przykrył. Dlatego przy wyborze zalecałbym ostrożność i dobieranie kabli do swojego systemu.

TOMEK To ciekawe, co mówisz, bo ten system był przez całe życie budowany przez człowieka, czyli mnie, który nie cierpi jasnej góry i który kocha ciemność.

WOJTEK A może problemem jest to, że musimy wybierać między iluzją, a dążeniem do realności. Moim zdaniem przeniesienie wydarzenia na żywo do domu jest absolutnie niemożliwe. Jedyne, co możemy zrobić, to starać, się, aby przenieść podobne emocje, a tego nie da się zrobić 1:1, musimy się posługiwać różnymi metodami, które nam to umożliwiają.

GABI Rzeczywiście problemem jest to, że każde wykonanie jest niepowtarzalne. Tuz przed tym, jak przyjechaliśmy do Krakowa miałam sesję nagraniową – przygotowałam materiał na płytę, którą do wydania drukowanego będzie dołączał niemiecki magazyn „Stereo”. Grałam, co oczywiste, Chopina.

W domu mam fortepian Bösendorfera, długi na 1,7 m, na którym gram codziennie. Przygotowałam sobie ten materiał u siebie w salonie i kiedy weszłam do dużej sali musiałam się przestawić, bo trzeba tam zagrać zupełnie inaczej, aby wyrazić to samo. Potem materiał trzeba skompresować, aby dało się go odtworzyć w domu itd. Tak więc pytanie o to, czego oczekujemy od systemu jest zasadne i ja bym się skłaniała do tego, że dźwięk z nagrania jest iluzją – im bliższą prawdzie, tym lepszą, ale jednak iluzją.

EDWIN Nie mogę się zgodzić, ani z Gabi, ani z Wojtkiem.

BARTOSZ Ale pamiętaj, że jesteś w Krakowie i że żona jest obecna :)

EDWIN To by było nawet zabawne, taki tytuł książki, albo wspomnień: Jak rozwiodłam się w Krakowie.

Ale do rzeczy. Rozumiem wasze argumenty, ale z mojego punktu widzenia to wszystko wygląda trochę inaczej. Kiedy jesteśmy w sali koncertowej mamy do czynienia z doświadczeniem na żywo. Szczerze mówiąc, bardzo często dźwięk z sal koncertowych, a jesteśmy bardzo często na koncertach w najlepszych miejscach w Holandii, między innymi w Concertgebouw w Amsterdamie, gdzie jest fantastyczna akustyka, wydaje mi się gorszy niż u mnie w domu.

Dlaczego? Ponieważ masz szeroką scenę, ale bez precyzji w ukazywaniu instrumentów, nie słyszysz dokładnie, gdzie co się znajduje, masz bardzo głęboką scenę i siedzisz zwykle dość daleko, w związku z czym dźwięk dochodzi do ciebie z opóźnieniem. I nie zdajesz sobie z tego sprawę. Kiedy nagrywasz to mikrofonem, dźwięk dochodzi do wszystkich w tym samym czasie, co nie jest dokładnie tym samym, czego doświadczamy w sali koncertowej.

W domu dostajemy więc lepszą precyzję, dokładność i dokładniejszą scenę dźwiękową. Nie ma problemów ze zbyt wysokim poziomem dźwięku. Czasem mierzę swoim iPhonem natężenie dźwięku i kiedy siedzę w czwartym rzędzie, to dochodzi on do 110-112 dB. Kiedy siedzę w dziesiątym to wciąż 110 dB. Tak więc wygaszanie dźwięku wraz z odległością od jego źródła nie ma miejsca, bo jest on wzmacniany przez odbicia. Dlatego też topowi inżynierowie dźwięku potrafią uchwycić ten obraz i go zarejestrować. W ten sposób tworzą zupełnie nową rzeczywistość. Chodzi o to, aby stworzył coś, co nasz mózg rozpozna jako prawdę.

Czy to realne? – To zależy. Jak z fotografią i malarstwem. Czy pomaga to, że zdjęcie ma rozdzielczość 10 milionów pikseli i jest bardziej wiarygodne niż obraz? Zwykle nie, to obraz wydaje się nam bardziej prawdziwy w oddaniu rzeczywistości. A to dlatego, że mózg uczy się rozpoznawać wzorce i później szuka ich w nowych sytuacjach, „przeprogramowując się”. Dlatego też uważam za nonsens twierdzenie, że bardzo niskie dźwięki „nie mieszczą się” w małych pokojach i dlatego ich nie słyszymy. Technicznie – tak jest. Ale realnie mózg słysząc harmoniczne kreuje sobie obraz dźwięku podstawowego, tak jakby go słyszał.

W audio jest podobnie, z tym że ważne jest, aby zarejestrować jak najwięcej detali, małych informacji. Bo to one decydują o tym, czy rozpoznajemy dźwięk jako realny. Dlatego tak ważne jest aby kable przenosiły nawet najmniejsze informacje bez zniekształceń i bez przesunięć fazowych. Inaczej harmoniczne nie są już w zgodzie z dźwiękiem podstawowym i nie rozpoznajemy go jako prawdziwy. I to właśnie staramy się osiągnąć w naszych kablach, czy to Siltechu, czy Crystal Cable.

»«

140. SPOTKANIE Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego było wyjątkowe również dlatego, że jego częścią zostali dwaj nowi członkowie: MARCIN OLEŚ oraz RAFAŁ. Bardzo się z tego powodu cieszymy i dziękujemy im za zaufanie! Mamy nadzieję, że ich nie zawiedziemy i że za dziesięć, czy nawet dwadzieścia lat wciąż będą zadowoleni z tego, co się w tym dniu zdarzyło.

| CRYSTAL CABLE ART SERIES POWER

Dogrywka

tekst TOMASZ FOLTA
zdjęcia Tomasz Folta

NIE WSZYSTKIM UDAŁO SIĘ DOTRZEĆ na spotkanie z Crystal Cable, dlatego też dwa dni później postanowiłem zorganizować małą „dogrywkę”. Odsłuch ten miał taką przewagę nad oficjalnym, że przez 48 godzin komplet topowych sieciówek da Vinci wpiętych do listwy Power Base High-End (po jednej dla Aurendera N20, Ayona Stratos DAC oraz Accuphase P-7300), a także kabel głośnikowy z tej samej serii do Dynaudio Confidence C-4 Signature, zdążyły już ułożyć się w moim systemie, brzmienie nabrało pewnej ogłady.

Początkowo zaplanowałem, że tematem do porównania i dyskusji będzie wpływ da Vinci Network Cable na brzmienie całego zestawu. Tak, wszystkim czytelnikom przecierającym teraz oczy ze zdumienia potwierdzam, mam na myśli kabel ethernetowy na wtykach RJ-45 wpięty pomiędzy switchem i transportem plików. Ostatecznie jednak muzyka wciągnęła nas tak bardzo, że nikomu nie przyszło nawet do głowy, żeby cokolwiek ruszać, przepinać jakieś kable, dodawaliśmy tylko kolejne utwory do kolejki w aplikacji Conductor i delektowaliśmy się brzmieniem, przywołując co najwyżej z pamięci wspomnienia dotyczące wspólnych odsłuchów różnych kabli Siltecha dokonanych na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy.

Tomek Lechowski przypomniał, że gdy testowaliśmy kable głośnikowe Siltech Legend 680L i 880L, oba kable wyniosły granie na inny poziom i mogłyby wtedy zostać w systemie na stałe. Największa różnica między 680L a 880L dotyczyła przetwarzania najniższych częstotliwości. 680L zagrał bardziej równo i czytelnie, ale 880 potrafił zejść niżej i zagrał kontrabas w taki sposób, że uśmiech nie schodził nam z twarzy. Jednak kiedy bas był sztucznie wygenerowany, w dużej ilości i nisko schodzący, czasem się wzbudzał i „nie mieścił” w pokoju. Biorąc pod uwagę tamten odsłuch, w pomieszczeniu powinna się pojawić jakaś adaptacja akustyczna, aby nie ograniczać potencjału głośników.

W odsłuchu Crystal Cable Art Series da Vinci od razu rzuciło się w uszy, jak bardzo rozdzielcze jest to granie, ze świetną mikrodynamiką. Góra pasma zagrała tak jedwabiście, jak tylko kopułka Dynaudio potrafi, bez ostrości a z pełną rozdzielczością. Niższa seria Crystal Cable, którą Tomek kiedyś słuchał i porównywał z Siltechem Triple Crown, pomimo że to nie była ta sama półka cenowa, grała ostrzej i bardziej nerwowo w porównaniu z topowym Siltechem. Tutaj tego nie było. To bezsprzecznie granie wysokich lotów. Śmiało teraz te kable mogłyby ze sobą konkurować i wybór będzie zależny wyłącznie od preferencji muzycznych i estetycznych.

Średnica, wokale były pięknie wyeksponowane. Scena szeroka i głęboka, idealnie ukazująca umiejscowienie każdego instrumentu. Te strunowe zagrały bardzo naturalnie – długość wybrzmiewania została świetnie oddana – gdy coś miało powoli się wygasić, to słyszeliśmy to do końca. Podobnie rzecz miała się z fortepianem. Muzyka akustyczna zagrała absolutnie bez zarzutu.

Co do basu, to było to zależne od materiału. Zejście było niskie, bas trzymany w ryzach, ale tylko do pewnego momentu. Bas akustyczny z kontrabasu czy perkusji zagrał świetnie, ale były utwory, które miały komputerowo podkręcony bas (np. Never Felt So Alone od Labrinth) i chciały zejść tak nisko i mocno jak tylko głośniki potrafią, lecz pomieszczenie tego już nie akceptowało. W repertuarze, który przesłuchaliśmy takie przypadki były w mniejszości. Dwa nowe utwory PATA MATHENY’ego (Love You Deeply oraz You’re My Happiness), które słyszeliśmy po raz pierwszy, zagrały wyjątkowo angażująco. Każdy z nich przesłuchaliśmy do końca, gdyż tak wciągający był to spektakl, nie było ochoty na przeskakiwanie do następnego w kolejce artysty.

Pomimo, że dżentelmeni raczej o pieniądzach nie rozmawiają, to jednak w podsumowaniu tego odsłuchu postanowiliśmy się zastanowić, czy „wrzucenie” w system pięciu absolutnie topowych kabli, które z miejsca praktycznie podwajają jego wartość, ma sens. Zgodnie uznaliśmy, że w przypadku ambicji do naprawdę wiernego oddania realizmu przekazu, mikrodynamiki, doświadczania zapierających dech w piersiach szczegółów, przy jednoczesnym braku jakiejkolwiek natarczywości, inwestycja w doskonałe kable wcześniej czy później będzie niezbędna, a Crystal Cable Art Series bez wątpienia do tej kablowej elity należą.

Wracając jeszcze do wątku Crystal Cable da Vinci Network Cable, jego wpływ postanowiłem zbadać już samodzielnie w „dogrywce dogrywki”. Muszę przyznać, że w porównaniu z rezydującym w moim systemie na co dzień Wireworldem Starlight 8, zauważyłem istotną poprawę w zakresie wyłaniania się instrumentów z czarnego tła, na doświadczenie czego ostatni, wydany w ECM Records, album Dominica Millera Vagabond, pozwala jak żaden inny.

  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl