pl | en

Wzmacniacz zintegrowany

Musical Fidelity
M2si

Producent: MUSICAL FIDELITY LIMITED
Cena (w czasie testu): 3995 zł

Kontakt:
Musical Fidelity Limited
24-26 Fulton Road Wembley
Middlesex HA9 0TF | United Kingdom


www.musicalfidelity.com

DESIGNED IN ENGLAND
MADE IN TAIWAN


Do testu dostarczyła firma: RAFKO


wszystko zaczęło się na stole w kuchni – tak przynajmniej głosi oficjalna „legenda”, którą założyciel Musical Fidelity przedstawił w broszurze pt. Hearing is believing. Since 1982, którą firma wydała w 20. rocznicę istnienia:

Na wiosnę 1982 roku moja żona i ja w tym samym dniu zostaliśmy bez pracy. Żaby nie zwariować musiałem zrobić coś oprócz słania kolejnych kopii mojego CV do agencji pośredniczących w szukaniu pracy. Zacząłem więc budować przedwzmacniacz. […] Ponieważ byłem spłukany zbudowałem go samodzielnie na stole w kuchni i włożyłem do niemalowanej, aluminiowej obudowy. Nie miałem zamiaru zakładać nowej firmy, chciałem po prostu zbudować coś, co pozwoliłoby mi z przyjemnością posłuchać muzyki.

Antony Michaelson, Hearing is believing. Since 1982, s. 3

Reszta jest historią – przedwzmacniacz otrzymał wszystkomówiącą nazwę The Preamp i dzięki pomocy zaprzyjaźnionego właściciela sklepu Subjective Audio, pana Howarda Popecka, zaczął się sprzedawać jak szalony. Musical Fidelity nie była pierwszą firmą Michaelsona – wcześniej, wraz ze wspólnikiem budował wzmacniacze lampowe. Od The Preamp zaczęła się historia jego urządzeń tranzystorowych. Do lamp powróci dopiero w 1998 roku. To zapewne nie przypadek, ale zastosował je w przedwzmacniaczu, urządzeniu na nazwie Nu-Vista. A lampy to były niezwykłe, nuvistory, dzisiaj jeden z wyróżników najdroższych produktów firmy Musical Fidelity.

Te miniaturowe lampy stały się w kolejnych latach wyróżnikiem jego najdroższych serii i świetnym narzędziem marketingowym. Trzeba bowiem powiedzieć – i to wyraźnie – że Michaelson okazał się znakomitym biznesmenem. Oprócz dobrego słuchu – gra na klarnecie, wydał kilka płyt – i wyczuciu rynku miał pomysł na to, jak zwrócić uwagę ludzi na swoje produkty. A to w zatłoczonym, niezwykle konkurencyjnym świecie audio umiejętność równie ważna, jak biegłość w ich projektowaniu.

I tak, oprócz nuvistorów, Antony Michaelson rozpropagował w perfekcjonistycznym audio nową kategorię urządzeń, które nazwano „prosiaczkami”, zaczynając od bufora impedancji X10-D z 1996 roku, lansował potrzebę bardzo wysokich mocy wzmacniaczy – do kilku magazynów dołączano wówczas specjalną tabelkę, w której spisano moc potrzebna do odtworzenia poszczególnych instrumentów w danym pomieszczeniu, itd.

Kiedy trzeba potrafił szybko zmienić zdanie na przykład w sprawie CD i SACD – zaczął od odtwarzaczy Compact Disc, po czym promował format Super Audio CD, a kiedy zaczęły się problemy z dostępnością transportów SACD powrócił do chwalenia CD. Zawsze potrafił jednak swoją opinię dobrze uargumentować, przez co był – i jest – wiarygodny.

Współczesny świat audio potrzebuje jednak czegoś więcej niż dobrych pomysłów i doświadczenia – potrzebuje pieniędzy, dużych pieniędzy. Firma startowała dzięki pomocy sklepu, ponieważ najważniejsza jest sprzedaż. Jej historia zatoczyła koło 8 maja 2018 roku, kiedy to otrzymaliśmy następujący komunikat:

8 maja 2018 roku założyciel Musical Fidelity sprzedał ją austriackiej firmie Audio Tuning Vertriebs GmBH, wyznaczając tym samym nowy kierunek tej ikonicznej brytyjskiej marki. Michaleson zrobił to w sposób, dzięki któremu nazwa, jej prestiż i spuścizna będą chronione, a on wciąż będzie się zajmował w niej projektowaniem.

Mówię o „kole” nieprzypadkowo – Audio Tuning była bowiem dystrybutorem Musicala w Austrii przez ponad dwadzieścia lat. Pomoże ona w dotarciu z produktami MF do większej grupy ludzi, ponieważ jej właścicielem jest nie kto inny, jak Heinz Lichtenegger, do którego należy także marka Pro-Ject. Wydaje się więc, że to jedno z lepszych przejęć ostatnich lat.

Heinz to człowiek niezwykle wrażliwy muzycznie, fanatyk wysokiej klasy dźwięku, dla którego tydzień bez koncertu muzyki klasycznej to tydzień stracony. Ale jednocześnie człowiek niezwykle pragmatyczny. Kupując firmę Michaelsona zgodził się pozostawić cały jej zespół projektowy i utrzymać produkcję w fabrykach z którymi Musical pracuje od lat, przede wszystkim na Tajwanie i w Chinach.

| M2si

M2si wydaje się krokiem w którym firma powinna pójść dawno temu, to jest w kierunku niższych cen – wzmacniacz oraz partnerujący mu odtwarzacz Compact Disc M2sCD są pierwszymi produktami w ofercie firmy, które pojawiły się po zmianie właściciela. Niecałe 4000 złotych za urządzenie tej marki, tak ładnie wykonane, jest bowiem ceną naprawdę godziwą.

Wyposażenie | To wzmacniacz zintegrowany, ale w dawnym stylu, jeśli tak mogę powiedzieć. Chodzi o to, że jest tym, czym wzmacniacz był w momencie, kiedy firma powstawała: wzmacniaczem. Nie ma na wyposażeniu przetwornika cyfrowo-analogowego, łącza bezprzewodowego Bluetooth, a o odtwarzaczu plików (streamerze) nawet nie wspominam.

Oferuje jednak aż sześć wejść liniowych i dwa wyjścia – nieregulowane do nagrywania i regulowane z przedwzmacniacza . Jedno z wejść można zmienić w wejście do kina domowego, służy do tego mały przełącznik obok niego. Omijamy wówczas sekcję przedwzmacniacza M2si, a sygnał trafia bezpośrednio na końcówkę mocy. Sygnał do kolumn wysyłany jest przez dwie pary wyjść głośnikowych.

Urządzenie sterowane jest albo z panelu przedniego, dużą gałką siły głosu i małymi guziczkami, albo z pilota zdalnego sterowania. Guziczkom towarzyszą mikrodiody LED w kolorze niebieskim. Pilot nie jest zbyt ładny, wygląda, jakby pochodził z początku lat 90. Nie jest też zbyt wygodny – najważniejsze guziki, czyli zmieniające siłę głosu, są malutkie. Plusem jest to, że to pilot obsługujący także odtwarzacz CD tej firmy, więc nie musimy mieć dwóch osobnych.

Jak czytamy, jego podstawowe założenia pochodzą z flagowej końcówki mocy Tytan. Chodzi o sekcję sterującą końcówki mocy. Przedwzmacniacz pracuje w klasie A, a końcówka mocy w klasie AB – wzmacniacz bez sygnału niemal się nie grzeje. Jak się wydaje to bardzo podobny układ do tego, który znamy już z droższego i mocniejszego modelu M3si, ale nie z dwoma parami tranzystorów mocy, a jedną. Co – paradoksalnie – może być czymś pozytywnym.

Moc | Z jednej strony wzmacniacz ma niższą moc, a – jak pamiętamy – moc jest dla twórcy Musicala kluczowym elementem wzmacniacza. Z drugiej jednak strony pojedyncza para może mieć niższe zniekształcenia niż równoległe połączenie kilku par. Jasne jest, że i Pass Labs, i Dan D’Agostino, i Accuphase, dla przykładu, z powodzeniem stosują takie rozwiązanie, w ich wzmacniaczach znajdziemy nawet kilkanaście par tranzystorów na kanał, ale to rozwiązanie drogie, bo wymagające dobierania komponentów, i tylko minimalizujące, a nie eliminujące problemy z parowaniem.

W M2si mamy jedną parę tranzystorów na kanał (a właściwie układów Darlingtona, ale aby uprościć wywód pozostanę przy ‘tranzystorze’), co powinno się więc przełożyć na czystszy dźwięk. Nawet jeśli niezamierzony, to jednak krok w kierunku rozwiązań stosowanych na przykład przez firmę Denon, która z pojedynczej pary tranzystorów na końcu, tranzystorów MOS-FET, uczyniła znak rozpoznawczy.

To zresztą wcale nie jest „słaby” wzmacniacz, bo oferuje 60 W przy 8 Ω. Początkowe informacje mówiły o 76 W na kanał przy 8 Ω i 137 W przy 4, ale w grudniu zeszłego roku je zweryfikowano. Znając Michalesona nie chodziło jednak o to, że M2si jest teraz słabszy, a o to, żeby podawać zachować margines do danych pomiarowych. Z doświadczenia bowiem wiadomo, że jego wzmacniacze zawsze są mocniejsze od tego, co jest podawane w tabelkach.

Wzmacniacz stanął na górnej półce stolika Finite Elemente Pagode Edition na swoich nóżkach. Na jego górnej ściance, na wysokości przedwzmacniacza położyłem pasywny filtr szumów EMI Verictum X Block. Zasilanie dostarczał kabel Harmonix X-DC350M2R Improved-Version, a sygnał z odtwarzacza SACD Ayon Audio CD-35 HF Edition interkonekt Crystal Cable Ultimate Dream. M2si napędzał kolumny Harbeth M40.1 przez kable głośnikowe Acoustic Revive SPC-2.5 Triple-C. Wzmacniacz kosztował więc tylko cząstkę tego, co dowolny inny komponent w torze. Ale jedynie wtedy można usłyszeć, co naprawdę testowany produkt potrafi.

MUSICAL FIDELITY w „High Fidelity”
  • TEST: Musical Fidelity NUVISTA VINYL | przedwzmacniacz gramofonowy
  • TEST: Musical Fidelity M5si | wzmacniacz zintegrowany
  • TEST: Musical Fidelity M6sCD + M6si | odtwarzacz CD + wzmacniacz zintegrowany
  • TEST: Musical Fidelity M3si + M3scd | wzmacniacz zintegrowany + odtwarzacz CD

  • Płyty użyte do odsłuchu (wybór):

    • Blade Runner, soundtrack, reż. Ridley Scott, Atlantic Records/Audio Fidelity AFZ 154, „Limited Numbered Edition | No. 2398”, SACD/CD (1982/2013)
    • Anna Maria Jopek, Barefoot, Universal Music Polska 016 299-2, „Promo Copy”, CD (2001)
    • Jean-Michel Jarre, Equinoxe Infinity, Sony Music | Columbia 1 90758 76442 9, CD (2018)
    • Pet Shop Boys, Behaviour, Parlophone/EMI Japan TOCP-6440, CD + 3” SP (1990)
    • Stan Getz & Charlie Byrd, Jazz Samba, Verve 521 413-2, „Verve Master Edition”, CD (1962/1997)
    • Wes Montgomery & Wynton Kelly Trio, Smokin’ At The Half Note, Verve 2103476, "Verve Master Edition", CD (1965/2005)
    • White Stripes, Get Behind Me Satan, V2 Records 63881-27256-2, Reference CD-R (2005)

    Ha! Nie chciałbym, żeby ktoś pomyślał, że opis techniczny napisałem pod kątem opisu dźwięku lub odwrotnie – chodzi mi o sprawę pojedynczych tranzystorów wzmacniających. To nie tak. Wzmacniacz M2si jest po prostu dobrym przykładem na to, że wiedza i założenia techniczne przekładają się bezpośrednio na dźwięk. Mowa oczywiście o mocy, tłumieniu wyjścia i czystości.

    Chodzi o to, że brzmienie tego wzmacniacza jest bardzo czyste, ale nie „sterylnie czyste”, a po prostu czyste. Niczego mu nie brakuje, niczego z dźwięku nie ujmuje, a mimo to ma bardzo dobrą rozdzielczość oraz artykulację. Jego barwa oparta jest na niskim basie i niskiej średnicy – to elementy, które podkręcają temperaturę przekazu, nasycają całość, powodują, że muzyka ma ciężar, wagę, masywność.

    Droższe wzmacniacze tej firmy idą w kierunku otwarcia dźwięku – są bardziej rozdzielcze, więc łatwiej im pokazać więcej detali bez rozjaśnienia. A i tak powiedziałbym, że trzeba im dobierać kolumny z rozwagą, żeby nie przesadzić z ilością wysokich tonów i żeby nieco docieplić środek. Tutaj, z M2si, mamy to na „dzień dobry”, co poszerza paletę kolumn, z którymi wzmacniacz będzie szczęśliwy. A jeśli on będzie szczęśliwy, my będziemy szczęśliwi w dwójnasób.

    Urządzenie miało wystarczająca moc, żeby napędzić, dość przecież trudne, Harbethy M40.1 do naprawdę wysokich poziomów dźwięku bez objawów przesterowania, zapiaszczenia, utwardzenia. Nie zaskoczyła go nawet głośno przeze mnie grana płyta Get Behind Me Satan duetu White Stripes. Mam ją w wyjątkowej wersji, to jest płytę referencyjną ze studia masteringowego, z 29 marca 2005 roku, a więc jeszcze sprzed oficjalnej premiery. White Stripes nagrywają i miksują materiał analogowo, w dość brudny, „rockowy” sposób znany z lat 70. XX wieku. I dokładnie tak z Musicalem brzmieli.

    Zupełnie inaczej zagrała płyta Smokin’ At The Half Note Wesa Montgomery’ego. Choć jej tytuł sugeruje nagranie koncertowe, z klubu, tak naprawdę oryginalnie tylko dwa utwory zajmujące stronę A były tam zarejestrowane – reszta została nagrana w studio Rudy’ego van Geldera. Ale w kolejnych reedycjach pojawiły się pozostałe nagrania z tego klubu, które wówczas powstały, raz z dodanymi smyczkami, innym razem bez. Wszystkie je zbiera wersja wydana przez Verve w serii „Verve Master Edition”.

    Wzmacniacz Musical Fidelity ładnie pokazał gęstość instrumentów, przede wszystkim gitary Mongtomery’ego. Muszę powiedzieć, że to dla mnie wzór brzmienia gitary jazzowej i nagłaśniając ten instrument zawsze mam go gdzieś w głowie. W każdym razie wzmacniacz dopełnił ją, dogęścił i nieco przybliżył. Tak bowiem traktuje instrumenty i wokale z pierwszego planu. Gra z rozmachem, dużym wolumenem, z nieco przybliżoną perspektywą. Niska średnica jest tu podrasowana, ma wysoką energetyczność, co przekłada się na „namacalność” dźwięku.

    Choć mogłoby się więc wydawać, że to ciepły dźwięk, tak nie jest. Przede wszystkim dlatego, że wysokie tony są tu mocne, a cała góra otwarta. Nie aż tak, jak w droższych wzmacniaczach tego producenta, ale jednak. Słychać to przede wszystkim dlatego, że dźwięk testowanego urządzenia jest „kompletny”, wszystko w nim jest w na dobrym miejscu.

    Wzmacniacz ma przesunięty balans tonalny ku dołowi, to jasne, ale nie zamyka przez to góry. Nic nie jest więc zamulone, ani zgaszone. Co więcej, wysoka rozdzielczość powoduje, że doskonale czytelne są różnice między różnymi nagraniami. Nie tylko między płytami, to łatwe, ale także w ramach jednej płyty. Na przykład między rejestracją koncertową i studyjną z płyty Mongomery’ego, między stereofoniczną wersją albumową i monofoniczną singlową utworu Desafinado z płyty Jazz Samba Stana Getza i Charliego Byrda.

    Doskonale słychać też było przydźwięk („brum”) w sekwencji otwierającej utwór Rachel’s Song z płyty Blade Runner Vangelisa. To nagranie analogowe i takie rzeczy się wówczas zdarzały, analogowe syntezatory miały ogromne problemy tego typu. Nie chodzi oczywiście o to, żeby na siłę wyławiać takie smaczki, słuchamy przecież muzyki, ale stanowią one integralną część danej rejestracji, są więc częścią przekazu. Wzmacniacz Musicala pozwala na cieszenie się muzyką, przez gęstą barwę, duży wolumen, mocny bas. Ponieważ dobrze różnicuje nie doprowadzi jednak do znudzenia, do tego, żeby wszystko brzmiało „tak samo”.

    Ma on swój własny, charakterystyczny dźwięk, który nie jest specjalnie detaliczny – w obiegowym ujęciu tego słowa. Chodzi mi o to, że nie „naciska” na detale, nie „dobija” ich. Słychać z nim naprawdę dużo, ale bez napięcia, bez wysilania się. Daje to bardzo przyjazny i przyjemny dźwięk z dowolnym nagraniem. Spodoba się on także dlatego, że bas jest niski i gęsty, co słychać było także z nagraniami Pet Shop Boys z płyty Behaviour.

    To nie jest ultraprecyzyjny bas, ani perfekcyjnie kontrolowany. Cudów nie ma. Pojedynczy tranzystor na wyjściu, a co za tym idzie dość wysoka impedancja wyjściowa, a w efekcie niskie tłumienie wyjścia (36), skutkują właśnie w czymś takim – płacimy tym za zalety takiego rozwiązania. Pomimo to nigdy nie miałem wrażenia braku kontroli. Wzmacniacz zatrzymuje się tuż przed momentem „odpłynięcia” dając ładny, miękki, nasycony bas o dużej mocy.

    Podsumowanie

    Niecałe 4000 złotych za wzmacniacz firmy Musical Fidelity, tak ładnie wykonany i tak dobrze grający to atrakcyjna cena. Minusem może być jego ograniczona funkcjonalność, ale wszystkiego przecież mieć nie można. Moje zdanie jest niezmienne – lepiej mieć specjalizowane komponenty niż „all-in-one”. Urządzenia, które wszystko potrafią muszą być albo drogie, albo któryś z elementów będzie tylko dodatkiem.

    Dzięki temu, że to „zwykły” wzmacniacz zintegrowany M2si gra pełnym dźwiękiem o dużym rozmachu. Ma niski, ciepły bas i gęstą średnicę. Wysokie tony są mocne i dźwięczne, ale nieco w cieniu środka pasma. Świetna jest tu rozdzielczość, dzięki czemu otrzymujemy zróżnicowane brzmienie, w zależności od płyty. To nie jest urządzenie, które „prześwietla” nagrania, a raczej ukazuje ich odmienność. Bardzo, bardzo udane urządzenie w dobrej cenie, stąd wyróżnienie RED Fingerprint.

    M2si jest wzmacniaczem zintegrowanym. Jego obudowę wykonano ze stalowych, giętych blach i aluminiowego frontu. Dostępne są dwa kolory wykończenia – srebrny i czarny. Urządzenie stoi na czterech niewysokich nóżkach z plastiku i gumy.

    Przód i tył | Front jest bardzo podobny do tego, co znamy z droższych modeli serii M: to aluminiowy element o mocno ściętych brzegach, z którym – w wersji czarnej – kontrastują srebrne guziczki i aluminiowa gałka siły głosu. Guziczków jest siedem, z czego sześcioma wybieramy wejście, a siódmym włączamy zasilanie z trybu uśpienia („standby”). Nad nimi umieszczono niebieskie mikrodiody LED.

    Nad wyłącznikiem zasilania diody są dwie – po włączeniu najpierw zapala się czerwona, by po chwili zgasnąć. Sygnalizuje ona tryb „mute”, w którym wyjście głośnikowe jest odłączone. Służy to ochronie głośników przy włączaniu lub przy jakiejkolwiek nieprawidłowości w pracy wzmacniacza.

    Tył jest klasyczny dla tego rodzaju urządzeń – to rząd stereofonicznych, lutowanych do płytki gniazd RCA oraz dwie pary gniazd głośnikowych. Gniazda głośnikowe są złocone, a gniazda RCA złoconą mają tylko masę. I jest jeszcze gniazdo zasilania IEC.

    Środek | Układ elektryczny został zmontowany na jednej dużej płytce drukowanej, z trzema płytkami pomocniczymi. Wydzielono na niej osobne sekcje przedwzmacniacza, wzmacniacza mocy oraz zasilacza, odsunięte od siebie i osobno zasilane. Sygnał z wejść RCA trafia do scalonego przełącznika LC78211ON-semiconductor, a następnie do scalonej drabinki rezystorowej Burr-Brown PGA23201.

    W materiałach firmowych podkreśla się, że chodziło o utrzymanie precyzyjnego balansu między kanałami przy niskich poziomach siły głosu oraz o poprawienie żywotności tego elementu. Drabinka sterowana jest przez klasyczny potencjometr z silniczkiem, ulokowany przy przedniej ściance. To również dobry ruch – tłumik znalazł się dzięki temu tuż przy układzie, który obsługuje i nie trzeba było prowadzić długich kabli sygnałowych. Po Burr-Brownie jest tylko jeden układ scalony, klasyczny JRC5532DD; to jego wersja niskoszumna (DD).

    Końcówka mocy jest w całości tranzystorowa, z dwoma, komplementarnymi układami Darlingtona na kanał (Sanken STD03N+STD03P). Układ Darlingtona (lub po prostu „Darlington” lub „tranzystor Darlingtona”) to układ dwóch wzmacniaczy bipolarnych o dużym wzmocnieniu. Opracowany został w 1953 roku przez Sidneya Darlingtona w Bell Laboratories. Ma on swoje problemy, ale jego podstawowa zaleta – wysoka moc – jest trudna do przecenienia. Układy przykręcono do jednego, sporego radiatora umieszczonego przy jednym z boków wzmacniacza.

    Zasilacz jest bardzo podobny do tego, jeśli nie identyczny, jaki znamy ze wzmacniacza M3si. Nawet toroidalny transformator zasilający jest dokładnie ten sam (jego opis mówi: „Musical Fidelity M3si”). Wyprowadzono z niego osobne uzwojenia wtórne dla przedwzmacniacza oraz logiki i dla końcówki mocy. Ten pierwszy ma zresztą dwa osobne prostowniki napięcia, jakby logika i przedwzmacniacz miały zupełnie osobne zasilanie. Końcówki obydwu kanałów mają wspólny zasilacz z dwoma kondensatorami tłumiącymi tętnienia sieci, po 10 000 μF każdy.

    To czysty, ładny układ, który czerpie większość rozwiązań z droższej wersji M3si.Wzmacniacz wygląda bardzo ładnie, lepiej niż by to sugerowała jego cena i bardzo przyjemnie się go obsługuje. Jedynie pilot zdalnego sterowania mógłby być bardziej poręczny i ergonomiczny.


    Dane techniczne (wg producenta)

    Nominalna moc wyjściowa: 60 W/8 Ω
    Współczynnik tłumienia: 36
    THD (+ szum): <0,014% (typowo, 20 Hz - 20 kHz)
    Stosunek sygnału do szumu: >96 dB ('A'-ważony)
    Pasmo przenoszenia (+0/-0,1 dB): 10 Hz - 20 kHz
    Impedancja wejściowa: 40 kΩ
    W zestawie pilot zdalnego sterowania
    Pobór mocy (max): 320 W
    Wymiary (S x W x G): 440 x 100 x 400 mm
    Waga: 9,2 kg

    Dystrybucja w Polsce

    RAFKO Dystrybucja

    ul. Handlowa 7
    15-399 Białystok | POLSKA
    rafko.com

    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl
    • HighFidelity.pl


    System referencyjny 2018



    |1| Kolumny: HARBETH M40.1 |TEST|
    |2| Przedwzmacniacz: AYON AUDIO Spheris III |TEST|
    |3| Odtwarzacz Super Audio CD: AYON AUDIO CD-35 HF Edition No. 01/50 |TEST|
    |4| Podstawki: ACOUSTIC REVIVE (custom) |OPIS|
    |5| Wzmacniacz mocy: SOULUTION 710
    |6| Filtr głośnikowy: SPEC REAL-SOUND PROCESSOR RSP-AZ9EX (prototyp) |TEST|
    |7| Stolik: FINITE ELEMENTE Pagode Edition |OPIS|

    Okablowanie

    Interkonekt: SACD → przedwzmacniacz - SILTECH Triple Crown (1 m) |TEST|
    Interkonekt: przedwzmacniacz → wzmacniacz mocy - ACOUSTIC REVIVE RCA-1.0 Absolute Triple-C FM (1 m) |TEST|
    Kable głośnikowe: SILTECH Triple Crown (2,5 m) |ARTYKUŁ|

    Zasilanie

    Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → odtwarzacz SACD - SILTECH Triple Crown (2 m) |TEST|
    Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → przedwzmacniacz - ACOUSTIC REVIVE Power Reference Triple-C (2 m) |TEST|
    Kabel zasilający AC: listwa zasilająca AC → wzmacniacz mocy - ACROLINK Mexcel 7N-PC9500 |TEST|
    Kabel zasilający: gniazdko ścienne → listwa zasilająca AC - ACROLINK Mexcel 7N-PC9500 (2 m) |TEST|
    Listwa zasilająca: AC Acoustic Revive RTP-4eu ULTIMATE |TEST|
    Listwa zasilająca: KBL Sound REFERENCE POWER DISTRIBUTOR (+ Himalaya AC) |TEST|
    Platforma antywibracyjna pod listwą zasilającą: Asura QUALITY RECOVERY SYSTEM Level 1 |TEST|
    Filtr pasywny EMI/RFI (wzmacniacz słuchawkowy, wzmacniacz mocy, przedwzmacniacz): VERICTUM Block |TEST|

    Elementy antywibracyjne

    Podstawki pod kolumny: ACOUSTIC REVIVE (custom)
    Stolik: FINITE ELEMENTE Pagode Edition |OPIS|
    Platformy antywibracyjne: ACOUSTIC REVIVE RAF-48H |TEST|
    Nóżki pod przedwzmacniaczem: FRANC AUDIO ACCESSORIES Ceramic Classic |ARTYKUŁ|
    Nóżki pod testowanymi urządzeniami:
    • PRO AUDIO BONO Ceramic 7SN |TEST|
    • FRANC AUDIO ACCESSORIES Ceramic Classic |ARTYKUŁ|
    • HARMONIX TU-666M „BeauTone” MILLION MAESTRO 20th Anniversary Edition |TEST|

    Analog

    Przedwzmacniacz gramofonowy:
    • GRANDINOTE Celio Mk IV |TEST|
    • RCM AUDIO Sensor Prelude IC |TEST|
    Wkładki gramofonowe:
    • DENON DL-103 | DENON DL-103 SA |TEST|
    • MIYAJIMA LABORATORY Madake |TEST|
    • MIYAJIMA LABORATORY Zero |TEST|
    • MIYAJIMA LABORATORY Shilabe |TEST|
    Ramię gramofonowe: Reed 3P |TEST|

    Docisk do płyty: PATHE WINGS Titanium PW-Ti 770 | Limited Edition

    Mata:
    • HARMONIX TU-800EX
    • PATHE WINGS

    Słuchawki

    Wzmacniacz słuchawkowy: AYON AUDIO HA-3 |TEST|

    Słuchawki:
    • HiFiMAN HE-1000 v2 |TEST|
    • Audeze LCD-3 |TEST|
    • Sennheiser HD800
    • AKG K701 |TEST|
    • Beyerdynamic DT-990 Pro (old version) |TEST|
    Kable słuchawkowe: Forza AudioWorks NOIR HYBRID HPC |MIKROTEST|