Przedwzmacniacz liniowy + gramofonowy + wzmacniacz mocy Audio Tekne
Producent: AUDIO TEKNE INCORPORATED |
ak się złożyło, że wraz z kolegami odwoziliśmy poprzednio testowany system Audio Tekne bezpośrednio na wystawę Audio Video Show 2015. Ledwie wszystko przewieźliśmy, wnieśliśmy, a już Hari uszczęśliwił nas informacją, że po wystawie dostaniemy do testu topowy system tejże firmy. Przyznaję, że w pierwszej chwili wywołało to we mnie ambiwalentne uczucia. Z jednej strony perspektywa obcowania z systemem z absolutnego topu była niezwykle ekscytująca. Po dotychczasowych doświadczeniach wiedziałem, że czeka mnie kolejne kilkanaście dni niepowtarzalnej muzycznej uczty. Z drugiej, czując w tzw. krzyżu, i nie tylko, ciężar właśnie oddanego zestawu i pamiętając, że topowy przedwzmacniacz gramofonowy to dwa monobloki, z których każdy waży 63 kg już słyszałem głośne protesty, wyrażane nieszczególnie parlamentarnym językiem, niemal każdego mięśnia i paru stawów. Ale w końcu czego prawdziwy miłośnik muzyki nie zrobi, by móc jej doświadczyć w tak specjalny sposób, jaki oferują systemy Audio Tekne. Na początku grudnia przytargaliśmy więc zestaw składający się ze znanego już nam topowego przedwzmacniacza TFA 9501, szczytowych końcówek mocy TM 9502 oraz być może (nie prowadziłem aż tak intensywnych poszukiwań pod tym kątem, ale to zapewne prawda) największego i najcięższego przedwzmacniacza gramofonowego, jaki można znaleźć na rynku – TEA 9501. Ci z Państwa, którzy odwiedzili pokój Natural Sound w czasie ostatniego AVS, bądź wystawę High End 2015 w Monachium mieli okazję zobaczyć te smoki. Piszę w liczbie mnogiej, bo urządzenie ma postać monobloków, z których każdy waży 63 kg, i ma 75 cm długości (czy głębokości – zależy jak na to spojrzeć). Słowem – całość waży 126 kg, mimo że przecież zasilane jest z przedwzmacniacza liniowego. Żeby ustawić oba elementy (obok siebie) trzeba wygospodarować powierzchnię stolika rzędu minimum 50 x 75 cm, który w dodatku utrzyma wspomnianą wagę. Tym z Państwa, którzy nie czytali poprzedniej recenzji, w której występował już przedwzmacniacz TFA 9501 wyjaśniam, iż jest on obowiązkowym partnerem dla topowego przedwzmacniacza gramofonowego Audio Tekne. Na jego tylnej ściance umieszczono bowiem dwa gniazda zasilające, które kablami zakończonymi wielopinowymi, zakręcanymi wtykami należy podłączyć do przedwzmacniacza gramofonowego. To jedyny sposób zasilania tego drugiego urządzenia, innej opcji nie ma i kropka. Na froncie przedwzmacniacza liniowego znajduje się dodatkowy przycisk, który włącza sekcję zasilania dla przedwzmacniacza gramofonowego, więc jeśli nie używa się go w danym momencie można owo zasilanie wyłączyć. Ponieważ zapewne nie wszyscy czytali poprzedni tekst, więc przypomnę, iż TFA 9501 to topowy przedwzmacniacz liniowy pana Imai, ważący 55 kg. Oryginalnie rozwiązano w nim regulację głośności. W przypadku testowanej wcześniej integry AT nieco narzekałem na nią z racji jej dość dużego skoku, który utrudniał precyzyjne ustawienie poziomu głośności. Problemem było co prawda głównie ustawienie niskiego poziomu, ale jest to element istotny gdy słucha się sporo wieczorem. W testowanym przedwzmacniaczu dostajemy do dyspozycji są dwa tłumiki – jeden klasyczny, do poziomu wyjściowego przedwzmacniacza, ale i drugi, którym reguluje się poziom wejściowy sygnału ze źródła (czyli ustalający czułość wejściową). Może i nie jest to najwygodniejszy sposób ustawiania głośności, tym bardziej, że urządzenie nie jest wyposażone w pilota, więc wymaga ręcznej obsługi, ale za to precyzyjniejszy, a jednocześnie zachowujący walory soniczne rozwiązania, wybranego przez pana Imai wyłącznie pod kątem uzyskania jak najlepszego brzmienia. Można się do tego szybko przyzwyczaić, a jedyny minus jest taki, że gdy trzeba szybko dźwięk wyciszyć to łatwiej to zrobić selektorem wejść niż pokrętłami głośności. Do kompletu dostaliśmy także topowe monofoniczne wzmacniacze mocy Audio Tekne, model TM 9502 oparte o lampy 6AS7G, ulubione triody pana Imai, zgodnie z filozofią konstruktora pracujące w układzie push-pull. Podobnie jak niemal wszystkie wzmacniacze Audio Tekne – znam tylko jeden wyjątek – również i TM 9502 oferuje jedynie niewielką (11 W) moc. Słowem – ich partnerem powinny być łatwe do napędzenia, wysokoskuteczne kolumny. Już niedługo Natural Sound będzie oferować nowe wersje zarówno amerykańskich kolumn dc10Audio, jak i japońskich Maxoniców, które powinny być idealnymi partnerami nawet dla topowej elektroniki AT. Na dziś musiałem się zadowolić moimi niezawodnymi kolumnami Bastanis Matterhorn. Nie omieszkałem do AT podłączyć również fantastycznych kolumn Ubiq Audio Model One. Płyty użyte do odsłuchu (wybór):
Tym razem odsłuch urządzeń AT zacząłem nie od pełnego systemu, ale od przedwzmacniacza liniowego i monobloków współpracujących z źródłami cyfrowymi: moim Lampizatorem Big 7 i Leema Acoustics Libra. Tym razem pierwszą rzeczą, na którą zwróciłem uwagę była wybitna przestrzenność tej prezentacji, która w połączeniu z wysoką rozdzielczością pozwalała mi już w pierwszym nagraniu rozkoszować się precyzją, z jaką pokazane były miotełki używane przez perkusistę Michała Miśkiewicza na albumie Trio Marcina Wasilewskiego, wydanym przez ECM. Czy to na talerzach, czy na bębnach nawet w najszybszych momentach poszczególne uderzenia były bardzo klarowne, to nie był jednostajny szum, a szereg szybkich, dźwięcznych, choć przecież delikatnych uderzeń. Przestrzenność i precyzyjna lokalizacja pokazywały ułożenie poszczególnych talerzy – jak na dłoni widać było miotełki uderzające w poszczególne, znajdujące się bliżej lub dalej od słuchacza, blachy. Zachwycała czystość wysokich tonów i kapitalne wybrzmienia. Na żadnej płycie nie przyłapałem systemu Audio Tekne na skracaniu tych ostatnich, o ile tylko nagranie pozwalało każde wybrzmienie ciągnęło się długo aż do momentu przekroczenia granicy słyszalności. Równie przekonująco wypadała gra na bębnach – natychmiastowość każdego uderzenia, mocna, szybka, sprężysta odpowiedź membrany, wybitne różnicowanie także i różnych „garów” (a nie tylko blach) – wszystko to składało się na nadzwyczajny poziom realizmu, jakiego rzadko doświadczam nawet z, teoretycznie bardziej do tego predestynowanymi, wysokiej klasy tranzystorami. Zachwyt nad perkusją nic nie ujmuje fantastycznej prezentacji klawiszy i basu, które także miały duże, mające odpowiednią masę „body”, tyle że nie okupowały one, siłą rzeczy, aż tak rozległej przestrzeni jak perkusja. Nie zmienia to faktu, iż dźwięczność, barwa i dynamika fortepianu nie pozwalały ani na moment zapomnieć, że słucham zestawu z kosmicznej półki i nie mam tu na myśli wyłącznie ceny. Precyzją lokalizacji i wrażeniem obecności muzyków zachwycałem się także na płycie Al Di Meoli All your life i na genialnej Friday Night in San Francisco. Gitary to w końcu mój „konik”, a tu każdą z nich miałem podaną jak na dłoni. Zwłaszcza na tej drugiej płycie, której słuchałem już pewnie grubo ponad sto razy, ulokowanie i rozpoznanie każdego z gitarzystów przychodziło samo. Choć wiedziałem dokładnie co się za chwilę wydarzy i tak siedziałem w napięciu – zaraz wejdzie Paco, a teraz John, dawaj Al, dawaj... Ekscytowałem się niczym moja córcia przy ulubionej bajce (którą już wiele razy oglądała), pokrzykując i bijąc brawo razem z publicznością, w końcu czułem się – nie, po prostu byłem jej częścią. Płyta Roya Hargrove (dzięki Marku za podrzucenie!) dostarczyła mi kolejnych fantastycznych przeżyć muzycznych. Stopa miała masę i tę cudowną sprężystość, metalowe instrumenty perkusyjne dźwięczność, masę, szybkość i niezwykły efekt wprawiania w drżenie powietrza wypełniającego pokój. Ale i tak wszystko przyćmiły niesamowicie namacalne, prawdziwie brzmiące dęciaki. Wystarczyło odkręcić odpowiednio pokrętła głośności (bo przypomnę – w tym przedwzmacniaczu są dwa) by poczuć niesamowitą energię, której zwykle doświadcza się jedynie na koncercie i to pod warunkiem zajmowania miejsca względnie blisko sceny. Trąbka potrafiła zdrowo „przyciąć” balansując na cienkiej granicy między realistycznym brzmieniem a „przewalonym”, gdzie robi się za ostro, co w naturze nigdy nie ma miejsca, a na niektórych systemach i owszem. Przy tej płycie zacząłem też w końcu zwracać uwagę na kolejną cechę tego systemu, która go wyróżnia pośród wielu innych, nawet tańszych AT – to niebywała gęstość dźwięku. Choć, jak wspomniałem, np. trąbka potrafiła zabrzmieć ostro, to i tak była niesamowicie gęsta, dociążona. Płytę Marcusa Millera, tym razem starszą, Renaissance, zagrałem by potwierdzić to, co właściwie już wiedziałem. Topowy system Audio Tekne imponuje dynamiką i potrafi w absolutnie genialny sposób prowadzić bas i to nie tylko akustyczny – co świetnie robi wiele dobrych lamp – ale i elektryczny, nawet jeśli szaleje na nim Marcus. Po raz kolejny to, co słyszałem przywodziło na myśl niedawny koncert muzyka w Warszawie. Mówiąc szczerze bardzo żałowałem, że AT ma nieco za mało mocy, by napędzić Model One Ubiq Audio, bo gdyby jeszcze do tej prezentacji dorzuć ten niesamowity sposób przekazywania energii żywej muzyki, który jest specjalnością słoweńskich kolumn, to byłaby to prezentacja idealna. Z moimi kolumnami nie było aż takiej energii, ale i tak po raz kolejny zaskakiwały mnie klasą brzmienia. Tzn. doskonale wiem, jak dobrze grają, ale za każdym razem, gdy z góry skazywałem je na porażkę popełniając kolejne mezalianse ze wzmacniaczami Kondo, Roberta Kody czy Audio Tekne, one pokazywały tzw. 200% swoich możliwości, grając po prostu przewybornie. I nie inaczej było tym razem, choć przecież Matterhorny kosztują pewnie nie więcej niż pokrętła i nóżki urządzeń AT :) I tu dźwięk był piekielnie gęsty, mocny, nasycony, a rytm prowadzony niemal wzorcowo – owo „niemal” to ograniczenie kolumn, a nie elektroniki. Ostatnia płyta Lee Ritenoura, A twist of rit to z kolei popis Audio Tekne w zakresie brzmienia, przede wszystkim, elektrycznej gitary – ostro, z drivem czy w innych kawałkach gładko i z finezją – za każdym razem znakomicie, realistycznie w każdym calu. Jasne, że w przypadku elektrycznego instrumentu, na dodatek w nagraniu studyjnym realizm to rzecz względna, ale przecież nie raz i nie dwa razy nie tylko słuchałem gitary będąc z nią w tym samym pomieszczeniu, ale nawet sam usiłowałem „szarpać druty” na miarę skromniutkich możliwości. Mogę więc powiedzieć, że AT potrafiło pokazać gitarę tak, jakby Lee zawitał do mojego pokoju, wraz z zespołem, by zagrać specjalnie dla mnie. |
Moje założenie było takie, że słucham muzyki z cyfry jedynie krótką chwilę, a potem przesiadam się na czarną płytę. Jak to bywa z założeniami nie zawsze udaje się je wdrożyć w życie. Nic nie stało na przeszkodzie w realizacji tego planu, ale z cyfrą było tak dobrze, że wcale się aż tak bardzo nie spieszyłem. W końcu jednak na talerzu goszczącego u mnie Ravena Black Night uzbrojonego we wkładkę Koetsu Rosewood Signature Platinum, która grała na zmianę z moim Air Tightem PC-3, wylądowała pierwsza płyta. Gdy opadała igła wcisnąłem na przedwzmacniaczu magiczny czerwony przycisk, włączając tym samym zasilanie przedwzmacniacza gramofonowego, i narastającym, mocnym pulsem złapała mnie w sieć swojej magii Ciemna strona księżyca. Jeśli do tej pory już było znakomicie, to jak określić to, co działo się teraz? Pozostaje użyć słowa: magia. To było trochę tak, jakby ostatni element, z którego istnienia nie zdawałem sobie nawet wcześniej sprawy, wskoczył na swoje miejsce i nawet jeśli niełatwo było wskazać konkretne elementy, które uległy dalszej poprawie, to jednak ani przez moment nie miałem wątpliwości, że dopiero teraz ‘to’ jest ‘TO!’. Gęste, mocne, ale i płynne, spójnie granie z potężnie zaznaczonym, ale nie dominującym basem, z świetlistą, oddychającą górą, i niezwykle kolorową średnicą. Całość niebywale wręcz gęsta, ale i przejrzysta, detaliczna, czysta; intensywna i energetyczna, ale i subtelna, finezyjna zarazem. Co istotne przedwzmacniacz gramofonowy pokazywał jak na dłoni różnice między wkładkami, choć nie stanowiły one bynajmniej najważniejszej części przekazu. Koetsu gra nieco bardziej okrągłym na skrajach pasma dźwiękiem i niebywale gęstą średnicą, co nakładało się jeszcze na podobną cechę zestawu AT. Air Tight gra jakby nieco równiej, które to wrażenie powstaje dlatego, że tu ani góra ani dół pasma nie są zaokrąglane, czy wycofane, a średnica nie jest aż tak gęsta jak z Koetsu. Tyle że te różnice nie miały znaczenia, bo w obu przypadkach Raven z systemem Audio Tekne tworzył czystą magię – doskonały pod właściwie każdym względem, niezwykle gęsty ale i ekspresyjny przekaz, który za uszy wciągał w świat odtwarzanej muzyki. O ile wcześniej z zapartych tchem słuchałem Friday Night in San Francisco, czy Jazz at the Pawnshop z gęstych plików, o tyle teraz, z czarnych płyt, ta sama muzyka brzmiała jeszcze lepiej, jeszcze bardziej naturalnie, organicznie doprowadzając iluzję uczestnictwa w koncercie do poziomu, przy którym naprawdę zapomina się o bożym świecie i żyje tylko muzyką. Wyraźniejszy był udział pudeł gitar, wybrzmienia wydawały się pełniejsze, dłuższe, a i cała atmosfera fantastycznej zabawy kreowana zarówno przez muzyków jak i publiczność została po prostu przeniesiona do mojego pokoju. Całymi dniami „łykałem” jedną płytę za drugą czując się trochę jak dziecko, które wyjmuje z szafy zapomniane już dawno zabawki, które znowu dostarczają równie wiele frajdy co lata temu. Jeśli nie o to chodzi w tej całej zabawie w poszukiwanie systemu „idealnego”, to ja już naprawdę nie wiem o co. To był genialny system, nawet z wąskim gardłem, którym oczywiście były moje kolumny. Podsumowanie Po odsłuchu systemu z TAKIEGO poziomu właściwie jedyne podsumowanie jakie przychodzi mi do głowy to stwierdzenie, że wydawanie kosmicznie wielkich pieniędzy (o ile się je oczywiście ma) ma sens. Pozwala bowiem doświadczać niemal takich samych emocji jak przy pierwszym odsłuchu ukochanej płyty, którą zna się od wielu lat. Nie jest to kwestia, a przynajmniej nie tylko, odkrywania nowych, nieznanych elementów, bo jeśli ma się trochę przesłuchanych systemów z odpowiednio wysokiej półki to nowe rzeczy na znanych płytach przestaje się w końcu odkrywać. Tyle że te najlepsze systemy, takie jak testowany, pozwalają sięgać po płyty, których słuchało się już dziesiątki, a może i setki razy i wciąż jest to niepowtarzalne doświadczenie – niby to samo, a za każdym razem inne, za każdym razem absolutnie wyjątkowe. To trochę jak z chodzeniem na koncerty tego samego, ulubionego artysty. Niby jakaś część każdego z występów jest taka sama, niby sporo elementów się powtarza, a jednak i tak zaraz po wyjściu już człowiek tęskni do kolejnej okazji by go znowu posłuchać. Na przestrzeni nieco ponad dwóch tygodni Wesela Figara słuchałem chyba z 6 czy 7 razy, a Dark side of the Moon i Friday Night in San Francisco przynajmniej po 3-4 razy. Za każdym razem dawały mi tyle samo satysfakcji, zapewniały taki sam poziom emocji i tak samo przykuwały mnie do fotela. I choć w recenzji o tym siłą rzeczy piszę, to tak naprawdę nie miały znaczenia żadne basy, średnice, przestrzenie czy rozdzielczości – to wszystko kompletnie się nie liczyło. Był za to prawdziwy pokarm dla duszy, serca i umysłu – MUZYKA! Podobnie jak w przypadku innych produktów Audio Tekne producent udziela bardzo niewielu informacji o swoich produktach. Większość informacji trzeba zaczerpnąć z samodzielnego oglądu. TFA 9501 Wszystkie urzadzenia umieszczono w podobnych obudowach w charakterystycznej kolorystyce, stojących na nóżkach wykonanych z grafitu. Z uzyskanych i znalezionych informacji wynika, iż topowy przedwzmacniacz firmy Audio Tekne, oznaczony symbolem TFA 9501 oparto na podwójnych triodach 5965 lub E180CC (zamiennie). W sumie zastosowano 6 lamp. Podobnie jak i we wszystkich urządzeniach pana Imai lampy sygnałowe wyposażono w antywibracyjne „czapeczki” karbonowe. By dostać się do lamp trzeba najpierw odkręcić śrubki mocujące solidne kawałki grafitu. Lampy ustawiono w niewielkich przestrzeniach między sześcioma sporymi osłonami transformatorów. Te ostatnie, oczywiście oparte na rdzeniach z SuperPermaloyu. Oprócz zasilania samego przedwzmacniacza opcjonalnie zasilają także topowy przedwzmacniacz gramofonowy Audio Tekne. Na tylnym panelu znajdują się gniazda zasilające, zabezpieczone metalowymi pokrywkami, do których podpina się kable zasilające przedwzmacniacz gramofonowy. Na froncie urządzenia umieszczono główny wyłącznik i towarzyszącą mu czerwoną diodę świecącą (LED). Kolejny spory, podświetlany przycisk włącza zasilanie dla przedwzmacniacza gramofonowego, o ile jest podłączony, a następny wyjście do nagrywania. Dalej umieszczono cztery złote gałki. Dwie skrajne służą do regulacji sygnału na wejściu i na wyjściu sygnału, a dwie w środku to selektory wejść – prawa umożliwia wybór przedwzmacniacza gramofonowego, o ile jest podłączony, lewa pozostałych wejść. Z tyłu znajdziemy wejście i wyjście XLR, 5 wejść liniowych, wyjście do nagrywania oraz wyjście RCA (plus niewielki przełącznik wskazujący, z którego wyjścia korzystamy). Oczywiście jest tam również gniazdo IEC, oraz wspomniane już, zabezpieczone gdy ich nie używamy, wyjścia zasilania dla topowego phono. W przedwzmacniaczu tym wykorzystywany jest unikalny system tłumienia głośności oparty na transformatorach. System ten oznaczany jest przez Producenta jako ATT. W układzie tym wszystkie transformatory przetwarzające sygnał wejściowy posiadają rdzenie z ferromagnetyka o nazwie SuperPermalloy. Składowa stała w układzie jest niezmienna a układy podwyższające napięcie (push-pull) zaimplementowano w klasie A. TM 9502 Monofoniczne końcówki mocy TM 9502 to flagowy model w ofercie Audio Tekne. Wzmacniacze te oparto o ulubioną triodę pana Imai, 6AS7G oraz transformatory z rdzeniami z Permaloyu. Triody pracują w układzie push-pull, oferując moc wyjściową rzędu 11 W. Wzmacniacz wyposażono zarówno w wejście RCA jak i XLR, obok których umieszczono malutki przełącznik, którym wybieramy aktywne wejście. Z tyłu znajdują się niepozorne, ale świetnie się spisujące gniazda głośnikowe oraz gniazdo sieciowe IEC. Na froncie umieszczono charakterystyczny wyłącznik sieciowy wraz z towarzyszącą mu czerwoną diodą LED. TEA 9501 Również przedwzmacniacz gramofonowy TEA 9501 jest flagowym urządzeniem swojego rodzaju w ofercie japońskiej firmy. Ma postać dwóch, ogromnych monobloków, z których każdy waży 63 kg, mimo iż zasilanie dostarczane jest z przedwzmacniacza TFA 9501. Monobloki mają wyjątkowo długą – bądź szeroką, zależy jak je ustawić – obudowę. 75 cm sprawia, że do ich ustawienia trzeba wygospodarować sporą powierzchnię, która utrzyma w sumie ponad 125 kg. Phono obsługuje wyłącznie wkładki typu MC, o niskiej i wysokiej impedancji. Korekcja RIAA została zrealizowana w układzie LC. Transformatory użyte w tym urządzeniu oparte są na rdzeniach z Permaloyu. Użytkownik do dyspozycji dostaje wejścia i wyjścia zarówno na gniazdach RCA jak i XLR. Podobnie jak i w innych urządzeniach AT tak i tu użyto szeregu elementów tłumiących niechciane drgania wykonanych z odmiany grafitu. Dane techniczne (wg producenta) TFA 9501 Dystrybucja w Polsce: |
- Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta - Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa - Końcówka mocy Modwright KWA100SE - Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100 - Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11 - Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator |
- Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM) - Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC - Kolumny: Bastanis Matterhorn - Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr - Słuchawki: Audeze LCD3 - Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako - Przewód głośnikowy - LessLoss Anchorwave - Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3 |
- Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence - Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R) - Stolik: Rogoż Audio 4SB2N - Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity