pl | en
Płyty - recenzja
Mikołaj Bugajak
Strange Sounds and Inconceivable Deeds

Wydawca: Nowe Nagrania, 001
Data nagrania: lipiec 2009
Miejsce nagrania: Audio Games, Warszawa
Realizator nagrania: Mikołaj Bugajak
Mastering i mix: Mikołaj Bugajak
Produkcja: Mikołaj Bugajak

Szczegóły: LP+CD
Data wydania: 14 października 2010

Format: LP 45 rpm + CD (PCM, mp3, WAV 24 bity)

Tekst: Wojciech Pacuła
Zdjęcia: Wojciech Pacuła, Mikołaj Bugajak

Program:
1. DDINC 01
2. DDINC 02
3. DDINC 03
4. DDINC 04
5. DDINC 05
6. DDINC 06

Personel:
Mikołaj Bugajak – kompozycje
Martyna Kępińska – wiolonczela
Jakub Borysiak – klarnet
Wojtek Traczyk – kontrabas
Wojtek Świętoński – fortepian
Jose Manuel Alban Juarez – instrumenty perkusyjne

O swoim albumie Strange Sounds and Inconceivable Deeds Mikołaj Bugajak pisze tak:

„Album Dziwne dźwięki i niepojęte czyny zawiera sześć premierowych kompozycji, których bazą były szkice stworzone za pomocą syntezatora analogowego. Proste tony zostały w większości zastąpione przez dźwięki fortepianu, klarnetu, kontrabasu, wiolonczeli oraz instrumentów perkusyjnych. Płynne i przestrzenne brzmienie płyta zawdzięcza rejestracji przy użyciu lampowego wzmacniacza oraz mikrofonu wstęgowego. Cały proces edycji barw został dokonany w technice analogowej. Tak nagrywano najlepsze płyty, tak powstają płyty wydawane przez Nowe Nagrania.”

Tak, znam to dobrze – tak swoje realizacje opisują ludzie, dla których dźwięk, jego wysoka jakość jest integralną częścią procesu artystycznego i gotowego dzieła. Często warunkuje to powodzenie całego przedsięwzięcia. Taki cel mają też najlepiej nagrywające i dokonywające remasteringów wytwórnie – Chesky Records, Telarc, Mobile Fidelity, JVC, FIM itp. Z większych – ECM i ACT, Harmonia Mundi, Alpha, Alia Vox. Jeszcze bym pewnie kilka dorzucił. Nie chodzi jednak o zbieractwo, a o pokazanie pewnej grupy wytwórców, dbających o CAŁOŚĆ produktu. Informacja o „technice analogowej” przenosi nas o jeszcze jeden stopień wyżej. Tym mogą się pochwalić nieliczni – jak np. JVC, FIM czy Mobile Fidelity (także w zakresie remasteringu). Niektórzy, jak ECM i ACT z rozmysłem zrezygnowali z analogu w imię stale rozwijanej cyfry. Też dobrze. Wciąż jednak słowo „analogowy” budzi we mnie, a pewnie nie tylko we mnie, pozytywne skojarzenia.
Deklaracje tego typu padają przy okazji wywiadów z muzykami związanymi z niszowymi wytwórniami audiofilskimi, ale nie tylko – proszę prześledzić chociażby rozmowy z Neilem Youngiem czy White Stripes – usłyszymy mniej więcej to samo. Tak się jednak składa, że Mikołaj Bugajak, którego płytę recenzuję, kojarzony był do tej pory raczej z zupełnie innym środowiskiem, przede wszystkim muzycznym, ale i – że tak powiem – akustycznym.

Jak czytamy w „Wikipedii” Mikołaj Bugajak urodził się w 1979 w Warszawie, jest więc twórcą raczej młodym (sam nie wiem, gdzie teraz zaczyna się młodość i gdzie kończy – jak mówią wszystkie badania okres adolescencji przesunął się teraz tak mocno w górę, że dotychczasowe rozróżnienia tracą sens). Ważne, że jest (był?) muzykiem i producentem hip-hopowym, właścicielem studia 33 Obroty oraz współzałożycielem (wraz z Mikołajem Skalskim) studia S-33. Tak – recenzujemy płytę hip-hopowca. W „High Fidelity”. Bugajak nie jest jednak kolejnym elektronicznym guru, dbającym o to, aby nie stracić miejsca, w którym się ulokował, a kimś, kto szuka, mając wyraźną wizję swojej muzyki, dobierając do konkretnych projektów odpowiednie narzędzia. Bo Strange Sounds and Inconceivable Deeds jest płytą całkowicie akustyczną. Jak się dowiedzą państwo z wywiadu, który przygotowaliśmy z artystą, a który ukaże się w następnym wydaniu magazynu: „cały tor, edycja, właściwie wszystko co się stało z tym dźwiękiem odbyło się w domenie analogowej. Jeśli chodzi o mój sprzęt to raz, że są to urządzenia dobierane przez lata, a dwa, że są to urządzenia modyfikowane, gdzie tor przeważnie został ulepszony, jeśli było to możliwe.” Dopiero rejestracja została wykonana w domenie cyfrowej, w postaci plików 24 bity/44,1 kHz. Trochę szkoda, że nie było równolegle rejestratora analogowego, bo wtedy winyl byłby jeszcze lepszy. Ale nie ma to większego znaczenia – jak państwo zobaczą, realizacja płyty Bugajaka jest referencyjna i każdemu życzyłbym choć trochę takiego talentu. Niektórzy go zresztą mają – chciałbym przypomnieć cassus panów Damiana Lipińskiego i Rafała Lachmirowicza, odpowiedzialnych m.in. za genialne reedycje płyt Savage’a (reedycja Tonight TUTAJ).

Recenzowana płyta nie jest pełnoprawnym albumem, a raczej tzw. „epką” (EP), czyli czymś pomiędzy maxi-singlem, a longplayem (LP). Od płyty pod takim właśnie tytułem EP artysta zaczynał swoją karierę, z zespołem Grammatik, w roku 1998. Po wydaniu w 2000 roku kolejnej płyty zespołu pt. Światła miasta Noon, bo taki pseudonim Bugajak wówczas nosił (a jeszcze dawniej występował jako Komay), rozpoczął solową karierę. Szybko, bo w tym samym roku wydał (w Holandii!) swoją pierwszą samodzielnie nagraną płytę Bleak Output, którą rok później wydała polska wytwórnia Teeto Records, oddział Asfalt Records. Po współpracy z warszawskim raperem Pezetem, w roku 2003 wydał kolejny album Gry studyjne, a w 2008 Pewne sekwencje. Słuchając tej ostatniej można dostrzec, że jest zapowiedzią jakiejś zmiany – pojawiające się coraz odważniej akustyczne instrumenty wskazują na to, jakiej. No dobrze – widać to patrząc od TEJ strony, mając nową płytę na gramofonie i mogąc ją porównać do Pewnych sekwencji. Takiej wolty nikt chyba nie wziął bowiem pod uwagę… Od strony edytorsko-realizacyjnej, oprócz tego, że realizacja została dokonana w domenie analogowej, a rejestracja cyfrowej (byłoby to więc oznaczenie AAD dla CD i ADA dla analogu), ważne jest również to, że płyta ukazuje się jednocześnie w czterech formatach – i najlepiej kupić całość, bo jest niedroga, a uciechy niesie moc! Wydanie o którym mówię zawiera płytę analogową 45 rpm oraz płytę CD, a właściwie CD+. Mamy na niej bowiem nagrania w formacie Compact Disc (44,1/16), a także mp3 320 kbs oraz – i tu uwaga – pliki WAV 24 bity/44,1 kHz!!! Tak, dostajemy nagrania wysokiej rozdzielczości, które można skopiować na dowolny nośnik, albo na twardy dysk odtwarzacza plików (nagrania nie są zabezpieczone DRM).

Dyskografia:
1998 EP , z zespołem Grammatik
1999 EP +, Blend Records, z zespołem Grammatik
2000 Światła miasta, 30 października 2000, T1-Teraz, z zespołem Grammatik
2001 Bleak Output, 23 lutego 2001, Teeto Records, jako Noon
2002 Muzyka klasyczna, 5 kwietnia 2002, EmbargoNagrania, duet Pezet/Noon
2003 Gry studyjne, 26 czerwca 2003, Teeto Records, jako Noon
2004 Muzyka poważna, 22 kwietnia 2004, EmbargoNagrania, duet Pezet/Noon
2008 Pewne sekwencje, 18 stycznia 2008, Asfalt Records, jako Noon
2010 Dziwne dźwięki i niepojęte czyny, 14 października 2010, Nowe Nagrania, jako Mikołaj Bugajak

ODSŁUCH

Płyta Bugajaka była dla mnie szczególnym przeżyciem. Bardzo mi się ta muzyka podoba, a do tego jest fenomenalnie zarejestrowana. To w takim przypadku słychać, że jakość dźwięku jest czymś immanentnym dla samej muzyki, że choć muzyka to tak naprawdę nuty na papierze, to już jej realizacja jest związana nie tylko z wykonawcą, pomieszczeniem, realizatorem, producentem, ale także z tym, jak to usłyszymy. Chcemy przeżyć muzykę? Jeśli tak, to musi to być:
- dobra muzyka,
- dobrze zagrana,
- dobrze zarejestrowana,
- dobrze odtworzona.
Brak któregokolwiek z tych elementów powoduje, że dostajemy towar wybrakowany.

Recenzowana płyta, moim zdaniem, wypełnia wszystkie te założenia. Jej dźwięk jest niepokojąco naturalny, instrumenty mają niesamowitą głębię i fakturę. Balans tonalny jest bardzo neutralny, tj. nie ma ocieplenia, ani rozjaśnienia – jeśli jest dół, to jest mocny, pełny, mięsisty, jeśli go nie ma, to gra środek i góra. A ta jest niesamowicie rozdzielcza. Wydaje mi się, że tę jej właściwość lepiej słychać z plików WAV niż z LP, ale niewiele. Z kolei płyta winylowa pokazuje bardziej plastyczny przekaz, gładszy, lepiej przyswajalny. Moim zdaniem brzmi po prostu lepiej. Jest głębsza, mocniejsza, bardziej dynamiczna. Pliki WAV brzmią w bardzo podobny sposób, mają oczywiście niższy szum, ale to właśnie winyl wywraca wszystko do góry nogami. Jest po prostu zachwycający!!! A gdyby był wytłoczony na winylu 180 g? Ach! Ale nic to, już teraz można się cieszyć albo analogiem, albo cyfrą HD.
Dlaczego winyl nacięty z cyfrowej taśmy-matki brzmi lepiej niż taśma-matka? Dalibóg – nie wiem. Ale dokładnie takie same odczucia miałem po przesłuchaniu płyty Wiliama Orbita My Oracles Lives Uptown (dostępna na Linn Records), która została wydana w formie plików 44,1/24 i podwójnego winyla i gdzie mam dokładnie takie samo wrażenie – winyl gra lepiej. A posłuchajmy boxu The Doors, naciętego z taśm cyfrowych 192/24, który gra o niebo lepiej niż ich wersje wydane w formie płyty DVD-A. Jakby nie było, zarówno LP, jak i WAV HD z płyty Strange Sounds and Inconceivable Deeds brzmią bardziej dynamicznie, żywiej, głębiej, dokładniej niż wersje CD.

Jakość dźwięku:

LP: REFERENCJA
WAV 24/44,1: 10/10
CD: 9/10