Diary of Dreams (if) Personel: Adrian Hates - wokal, gitara Gaun:A - gitara, wokal D.N.S - perkusja Taste - instrumenty klawiszowe, wokal Data nagrania: ? Miejsce nagrania: White Room 5, dodatkowo wokal w Oddysey Asylum i the Wedding w Maratone Realizator nagrania: Daniel Myer; Florian Sikorski - wokal w Oddysey Asylum i the Wedding Mix: Christian Zimmerli Mastering: Reiner Assman, Adrian Hates Produkcja: Diary of Dreams, Daniel Myer Szczegóły: regularne wydanie w “plastiku” Data wydania: 13 marca 2009 Format: Compact Disc Tekst: Wojciech Pacuła |
Program:
1. the Wedding 2. Requiem 4.21 3. Odyssee Asylum 4. Poison Breed 5. Wahn!Sinn? 6. the Colors of Grey 7. Choir Hotel 8. the Chain 9. King of Nowhere 10. 21 Grams of Nothing 11. Mind over Matter 12. Kingdom of Greed Diary of Dreams to tak naprawdę Adrian Hates, którego wokal stanowi szkielet wszystkich utworów. Mój rówieśnik, urodzony 17 stycznia 1973 roku w Düsseldorfie, w wieku piętnastu lat wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie zabawił półtora roku, ucząc się języka angielskiego i gry na fortepianie. Ponieważ wcześniej uczył się grać na gitarze, te dwa elementy – oprócz głosu oczywiście – są najlepiej rozpoznawanymi elementami brzmienia Diary of Dreams. A jest to muzyka zaliczana do nurtu rocka gotyckiego (darkwave). Wystarczy zresztą spojrzeć na zdjęcia Hatesa, żeby się tego domyślić. W roku 1989, po upadku Muru wraca do Niemiec, gdzie zakłada z sześcioma innymi muzykami zespół, bez nazwy. To wtedy skomponował utwór Tagebuch der Träume, którego angielska wersja Diary of Dreams jest znana dzisiaj jako nazwa grupy. Pierwszy album ukazał się jednak dopiero w 1993 roku, dzięki pomocy wytwórni Dion Fortune Records, założonej przez lidera Garden Of Delight, zespołu, w którym Adrian Hates udzielał się wokalnie. Już wówczas z siedmioosobowego zespołu pozostały trzy osoby – Hates, gitarzysta Alistair Kane oraz Uli Wagner, który był współautorem tekstów. Płyta nosiła tytuł Cholymelan. Współpraca z Dion Fortune Records długo nie trwała – wokalista DoD jest jednym z tych artystów, którzy wszystko chcą robić sami, albo tak wszystkim sterują, żeby inni robili to tak, jak oni tego chcą. Nieporozumienia doprowadziły do zerwania kontraktu z Dion Fortune Records, a Adrian założył własną wytwórnię Accesion Records, w której nagrywa do dziś, a która wydaje także wiele innych, znanych grup, np. Dioramę. Dodać trzeba, że w roku 1999 Hates podpisał umowę z amerykańską wytwórnią Metropolis Records, która na start wydała kompilację Moments of Bloom i wspomagała grupę podczas amerykańskiego tournee. Do Polski grupa zawitała trzy razy – w 2003 i 2007 roku na Festiwalu Castle Party w Bolkowie, a w 2005 roku na Gothic Festiwal w Warszawie. Najbardziej znaną płytą grupy (a moją ukochaną) jest wydany w 2000 roku album One of 18 Angels, gdzie wokalnie i na klawiszach Hatesa wspomógł Torben Wendta, lider grupy Diorama. I jeszcze jedno - (if) wyszła również w limitowanej, podwójnej wersji. Na dodatkowym krążku znalazły się utwory: Dyskografia: Płyta (if) nie jest najnowszym wydawnictwem, jednak recenzując ostatnio płytę In Love We Trust Clan of Xymox, wróciłem nie tylko do jej starszych nagrań, ale i do DoD. (if) to dwunasta, o ile dobrze liczę, pełnoprawna płyta grupy. Trzeba wszakże pamiętać, że jej płyty EP, tzw. „epki” (od „Extended Play”), są tylko trochę krótsze niż albumy. (if) jest jednak regularnym albumem. Jako zakochany w tej estetyce, lubiący tę konkretną kapelę mam wypaczony obraz tego, czym jej muzyka jest. Krótko mówiąc – wybaczam więcej niż innym. Dlatego też płytę wysłuchałem z przyjemnością i także na niej znalazłem kilka utworów, które na dłużej zapadły mi w pamięci. Jako całość materiał ten nie jest aż tak dopracowany, jak na One of 18 Angels czy Freak Perfume. Nie jest zły, to wciąż DoD w dobrej formie, jednak mógłby być chyba nieco krótszy, bardziej skondensowany. Dźwięk jest za to znacznie, znacznie lepszy niż na ostatniej kupionej przeze mnie płycie grupy Hatesa, a mianowicie Nigredo. Dlaczego przeskoczyłem Nekrolog 43? Ano dlatego, że dźwięk na Nigredo był tak dramatycznie zły, tak bardzo denerwujący, że płytę udało mi się wysłuchać tylko kilka razy i zraziłem się do niej na amen. Skompresowana do granic możliwości, zniekształcona, permanentnie przesterowana, nie dała się grać ani na wybaczającym, niedrogim wzmacniaczu Xindaka A06 (2000 zł), ani tym bardziej na topowych końcówkach w rodzaju Sovereign Glory (50 000 zł). Wprawdzie mój egzemplarz przyleciał z USA, gdzie wydała go Metropolis Records, ale nie sądzę, żeby w tym tkwił problem. Od Nigredo odrzuciło mnie tym bardziej, że przecież obydwie przywołane płyty wyznaczyły pewien, wysoki poziom dźwięku w ramach dyskografii Diary od Dreams. Szczególnie ta druga, z jeszcze lepszą EP-ką Panik Manifesto. Materiał jest na niej niezwykle, jak na muzykę tego typu, klarowny, dynamiczny, ma bardzo dobrą barwę i jedynie głos lidera jest, jak zwykle, nieco ścieniony i skompresowany. Na tym tle (if) wypada całkiem nieźle, choć bliżej mu do One of 18 Angels niż do Freak Perfume. Dźwięk jest generalnie ładny, z nieco słodkimi, nie ostrymi blachami i całkiem niezłymi gitarami. Niestety i na niej materiał jest mocno skompresowany, a stereo jako takie, tj. jako próba wyznaczenia pewnej przestrzeni między głośnikami, jest mocno ograniczone. Tak, instrumenty są przyporządkowane swoim kanałom, ale słychać to dokładnie tak, jak jest – jako źródła multi-mono, a nie jako ciągłą scenę dźwiękową. Nie chciałbym, żeby to państwa wystraszyło – jeśli lubicie muzykę gothic, darkwave itp., to spokojnie możecie zainwestować w tę płytę, najlepiej w znacznie ładniej wydanej wersji Limited Edition. Nie liczyłbym tylko na jakieś olśnienia z zakresu brzmienia. Jakość dźwięku: 6/10Oficjalna strona grupy: Diary of Dreams Warto odwiedzić: Dark Planet Japońskie wersje płyt dostępne na: CD Japan. |
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity