Data publikacji: 16. października 2012, No. 102
|
|
PROGRAM
1. Children Of The Sun
2. Anabasis
3. Agape
4. Amnesia
5. Kiko
6. Opium
7. Return Of The She-King
8. All In Good Time
Personel
Lisa Gerrard
Brendan Perry
Jak pisał Paweł Gzyl dla portalu Onet.pl, Anastasis wydaje się być dokładnym odczytaniem oczekiwań fanów Dead Can Dance. Jeśli ktoś spodziewał się po powrocie duetu Lisy Gerrard i Brendana Perry`ego jakichś nowinek – może być zawiedziony. Chyba jednak tych zawiedzionych zbyt dużo nie ma, bo już miesiąc od premiery album otrzymał status "Złotej Płyty", co w Polsce oznacza, że sprzedano co najmniej 10 tysięcy krążków. Nie oznacza to oczywiście jakieś rewolucji, a jest chyba po prostu wyrazem tęsknoty fanów DCD, czekających na powrót duetu aż 16 lat, od ich ostatniej, wspólnej płyty pt. Spiritchaser (1996), nie licząc oczywiście płytowego boxu z 2001 roku i składanki Best Of z roku 2003. Jakby nie było, jak pisze chociażby Bartek Chaciński, płyta nie przynosi niczego zaskakującego. Zgadzają się z tym wszyscy recenzenci.
Dead Can Dance to zespół założony przez Brendana Perry'ego (ur. 1959) w 1981 roku w Melbourne w Australii. Wiesław Weiss w Rock Encyklopedii mówi o DCD "zespół australijsko-brytyjski", a to dlatego, że Perry jest Brytyjczykiem, a Lisa Australijką. Co więcej, już rok po założeniu DCD przeniósł się do Londynu, ówczesnego wielokulturowego tygla, otaczanego opieką przez brytyjski rząd, upatrujący w tzw. "multikulti" szansy na pokojowe współistnienie imigrantów ze wszystkich stron świata.
Zespół został zauważony przez Ivo Watts-Russella, właściciela wytwórni 4AD, który zakochał się w śpiewie Lisy Gerrard i szybko podpisał kontrakt z zespołem. A ten odwdzięczył się, stając się jednym z koni pociągowych wytwórni.
Zespół początkowo tworzyło trzech ludzi - Brendan Perry, Simon Monroe oraz Paul Erikson. Niedługo później był już jednak duetem - do Perry'ego dołączyła Lisa Gerrard (ur. 1961). I w tym składzie zagrali (1983) w programie Johna Peela, a rok później nagrali i wydali debiutancką płytę pt. Dead Can Dance.
Ich muzyka początkowo kojarzona była z Joy Division i Cocteau Twins, jednak od drugiej płyty Lisa i Brendan zwrócili sie ku brzmieniom etnicznym, archaizowanym, folkowym. Często opisom ich muzyki towarzyszy określenie "religijna", a elementem wyróżniającym się jest technika wokalna Lisy o nazwie glosolalia, zwykle kojarzona z "mówieniem językami" w kościołach protestanckich.
W niezmienionym składzie duet nagrał do dnia dzisiejszego, pomijając składanki, siedem albumów studyjnych i jeden koncertowy. Ostatnią, wspólnie nagraną płytą był, pochodzący z 1996 roku, album Spiritchaser, który okazał się ostatnim na długie lata projektem Dead Can Dance. Zespół rozwiązano w 1998 roku. I Lisa Gerrard, i - choć w znacznie mniejszym stopniu - Brendan Perry zajęli się solowymi projektami.
Szczególnie aktywna była Lisa, która w tym czasie zaśpiewała z Patrickiem Cassidy, Michaelem Brookiem, Nusrat Fateh Ali Khanem, Klausem Schulze. Jej największym osiągnięciem jest jednak soundtrack do filmu Gladiator (2000, reż. Ridley Scott), z muzyką Hansa Zimmera, za który otrzymali nagrodę BAFTA (2001). Brendan Perry w tym czasie wydał dwa solowe albumy. W czasie, kiedy każde było już "na swoim" Brendan przeprowadził się do Irlandii, a Lisa wróciła do rodzinnej Australii.
Muzycy dłuższy czas się bez siebie obywali i wydawało się, że ten rozdział jest już zamknięty. Mimo że wcześniej wszystko ze sobą dzielili - filmy, lektury, muzykę itp. W wywiadzie udzielonym "The Gazette", wokalistka mówi, że “spędzaliśmy ze sobą wiele czasu, czytając książki i poezję, zaznajamiając się nawzajem z różnymi stylami muzycznymi".
O ponownym "zjednoczeniu" zadecydował przypadek - pożar australijskiego interioru. Brendan któregoś dnia zadzwonił zaniepokojony do Lisy, pytając, czy nie pali się na jej ziemi. Okazało się, że rzeczywiście - pożar doszedł do jej posiadłości. Od słowa do słowa, zaczęli ze sobą rozmawiać, wymieniać maile, skajpować itp. Jak mówi Lisa, dzięki Internetowi zaczęli odbudowywać swoją przyjaźń.
W siedem lat po rozstaniu wyruszyli w światową trasę koncertową, spełniając marzenia swych fanów o ich powrocie. Trasa z 2005 roku, w czasie której zespół odwiedził także Polskę (warszawska Sala Kongresowa), była ogromnym sukcesem. Trzeba było jednak czekać kolejnych siedem lat, żeby pojawił się studyjny projekt, wydana 13 sierpnia 2012 roku płyta Anastasis.
'Anastasis', to greckie słowo oznaczające wskrzeszenie. Brendan mówi o nim: "Myślałem, że 'Anastasis' to idealny tytuł naszego powrotu. Ponadto słowo to można tłumaczyć jako "pomiędzy dwoma etapami".
Na krążku znalazło się osiem kompozycji, nie jest więc przegadany (co za ulga!). Cztery z nich śpiewa Lisa Gerrard, a cztery Brendan Perry, przy czym w epickim utworze pt. Return Of The She-King Lisę wspiera pod koniec Perry. Układ utworów przynależnych tej dwójce wygląda następująco: Perry - Gerrard - Gerrard - Perry - Gerrard - Perry - Gerrard/Perry - Perry.
Materiał zawarty na płycie właściwie nie odbiega od tego, do czego zespół przyzwyczaił swoich fanów na poprzednich wydawnictwach. To w dużej mierze "etniczna", podniosła muzyka, będąca pod silnymi wpływami muzyki krajów arabskich, przede wszystkim Maroka, ale także muzyki Bliskiego Wschodu. Jest w niej przestrzeń, spokój, podniosłość, pierwiastek religijny.
Wydaje się przy tym, że tym razem różnice między utworami "należącymi" do Lisy i do Brendana są wyraźniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Choć część dziennikarzy muzycznych uważa inaczej, chyba trudno z tym polemizować jeśli się głębiej ten materiał przeanalizuje. Partie Brendana Perry'ego niesamowicie przypominają jego kompozycje z, wydanej w 2010 roku, płyty Ark. Są też bardziej zbliżone do klasycznej definicji "piosenki", przede wszystkim podniosłej ballady. Warto wiedzieć, że w 2008 roku Perry ogłosił odejście z wytwórni 4AD, a Ark został wydany przez Cooking Vinyl Records. Z kolei Gerrard kontynuuje to, za co ją wszyscy kochają - podróż po azjatyckich i afrykańskich pustkowiach, kolekcjonując przy tym charakterystyczne dla nich instrumenty.
Jak wiadomo, od podania wspólnej deklaracji dotyczącej nagrania płyty do jej ukazania się minęło niewiele czasu. Jak mówi Gerrard w wywiadzie dla montrealskiej "The Gazette", już wcześniej dwukrotnie robili przymiarki do wspólnej płyty i pod tym kątem napisali dużo materiału. Nic jednak z tego nie wyszło -wedlug wokalistki DCD "to była katastrofa". Musieli odbudować zaufanie do siebie, powrócić do wspólnych źródeł. I dopiero wtedy wszystko potoczyło się bardzo szybko.
|
Płyta jest oczywiście spełnieniem marzeń wszystkich fanów DCD, ma wysoki poziom, jest równa i przemyślana, tyle że w dużej mierze wtórna - powtarza to, co już znamy z innych płyt. Na świecie opinie o niej są właściwie bardzo zbliżone: Maddy Costa z "The Guardian" oceniła ją na 3/5, to samo Jack Cohenz z "Consequence of Sound", Szymon Kubicki z "Magazynu Gitarzysta" - 8/10, Bartek Haciński w "Polityce.pl" 4/6, a Arnold Pamm z "PopMatters" 7/10. Jak się wydaje ten ostatni chyba najlepiej utrafił ze swoją oceną.
Cóż jednak z tego, skoro to i tak świetna płyta, płyta na którą wszyscy od dawna czekaliśmy (my, czyli fani). Dlatego też, nawet jeśli obiektywna ocena jest właśnie taka, w naszych sercach zasługuje na pełne 10/10...
Dodajmy, że Anastasis była płytą tygodnia radiowej Trójki (PRIII) w dn. 13-19.08.2012 (czytaj TUTAJ). Lisa Gerard nieśmiało mówi o możliwym albumie koncertowym z nowym materiałem, w koncepcji podobnej do albumu Toward the Within z 1994 roku.
Płyta została wydana przez [PIAS] Entertainment Group (Brendan Perry rozstał się z 4AD w 1998 roku). Dostępna jest w czterech formach:
- "regularna" płyta Compact Disc,
- podwójny winyl 180 g na przezroczystym winylu,
- japońskie wydanie CD w formie mini LP,
- specjalny, limitowany box o nazwie "Anastasis Special Edition Hardbound Box Set", w skład którego wchodzą:
- box w formie grubej książeczki z twardymi okładkami, z wyklejonym na okładce zdjęciem Zsolta Zsigmonda, które znalazło sie też na okładce płyty, z wytłaczanym, lakierowanym punktowo logo wydawnictwa, z ośmioma, grubymi stronami na których znalazły się słowa piosenek,
- litografia ("Lithograph Artwork") ze zdjęciem autorstwa Zsolta Zsigmonda (tym samym, co na okładce albumu), podpisana przez Lisę Gerrard i Brendana Perry'ego,
- specjalnie zaprojektowany dysk USB w kształcie karty kredytowej (wcześniej w tej formie muzykę wydawały firmy Cardas i Fidelio, patrz TUTAJ), na którym nadrukowano grafikę z okładki płyty; na dysku znajduje się album w postaci plików WAV o rozdzielczości 24 bity i częstotliwości próbkowania 44,1 kHz,
- płyta Compact Disc Anastasia.
Recenzujemy tę ostatnią wersję.
DŹWIĘK
Grupa Dead Can Dance przyzwyczaiła swoich fanów, w tym także szerokie rzesze audiofilów, do niezwykle wysokiej jakości realizacji. Ich albumy wyróżnia wysoka dynamika, piękna czystość i dobrze dobrany balans tonalny. Muzykę tej grupy słychać było jak kraj długi i szeroki, nie tylko podczas wystaw audio, ale także podczas sklepowych prezentacji oraz prywatnych odsłuchów. Jakość nagrań została potwierdzona wyborem weteranów sceny audio, firmy Mobile Fidelity, zajmującej się remasteringiem najlepszych tytułów muzycznych, do których ma dostęp. MoFi wybrała bowiem dwa albumy grupy, Into The Labyrinth oraz Spiritchaser, do pierwszej grupy płyt wydanych w tzw. 'Silver Label", czyli płyt przygotowanych nie z oryginalnych, analogowych taśm-matek, a z taśm-matek cyfrowych. Dla Mobile Fidelity było to o tyle proste, że firma ta została wcześniej wybrana przez 4AD, label, w którym DCD wydaje swoje płyty, do zremasterowania całego katalogu grupy. Efekt tych zabiegów został wydany na hybrydowych płytach SACD i w roku 2008 ukazał się w formie mini LP zarówno w europie, jak i w Japonii. W tej ostatniej całość wydano w formie "Velvet Box". Taśmy-matki Into The Labyrinth i Spiritchaser były więc gotowe.
Jak mówię - Dead Can Dance to zespół (duet), którego płyty są świetnie nagrywane. I choć nie zawsze tak było, wystarczy przypomnieć debiutancki album Dead Can Dance czy EP-kę Garden Of The Arcane Delights, to jednak począwszy od trzeciej regularnej płyty Within The Realm Of A Dying Sun można mówić o perfekcji.
Płyta Anastasis nic pod tym względem nie zmienia - to znowu genialna realizacja i produkcja. Może nawet jeszcze czystsza i jeszcze bardziej przestrzenna niż Spiritchaser. Znowu fantastycznie ujęto różnice w charakterze, tj. barwie, tonalności, fakturze i technice śpiewu, między głosami Gerrard i Perry'ego. Wokalistka została ukazana z dość dużym pogłosem, wysoko, bardzo czysto, w pewnej odległości od słuchacza. Z kolei wokalista został ustawiony blisko nas, nisko, w - chyba zamierzony - dość "okrągły" sposób. Chodzi mi o to, że jego głos ma duży wolumen i nie jest tak przejrzysty, tak selektywny, jak głos Lisy Gerrard.
Największe wrażenie robią jednak akustyczne instrumenty. Jak im się udaje jednocześnie uchwycić i rozdzielczość, i selektywność i głębię - to tajemnica, której powinni eksplorować wszyscy realizatorzy świata. Czy to bardzo wysokie uderzenia w małe dzwoneczki i blachy, czy potężne uderzenie w ogromny bęben, wszystko pokazane jest wyraźnie, dokładnie, ale bez hiper-detaliczności. Nic w tym graniu nie męczy, nie denerwuje, pomimo że ilość instrumentów jest duża.
Bardzo ciekawe okazało się porównanie wersji CD i wersji hi-res 24 bity, 44,1 kHz. W pierwszym momencie różnice między nimi nie wydają się duże. Szczególnie, jeśli przechodzimy z CD na USB. Po kilkukrotnym przesłuchaniu płyty, po "nauczeniu" się jej zmiany w dźwięku stają się jednak wyraźniejsze i w końcu na tyle istotne, że przestajemy słuchać CD.
Największa różnica, którą słychać na każdym urządzeniu, bez względu na cenę, związana jest z przestrzenią. Wersja 24-bitowa pokazuje ją wokół nas, z boków itp., podczas kiedy 16-bitowa tylko to sugeruje. Także źródła pozorne są lepiej różnicowane w przestrzeni na hi-res niż na CD. Różnica jest także w barwie. Płyta CD gra dość ciepło, a jej niższy środek jest - w porównaniu z USB - dociążony. Głos Perry'ego z materiałem na USB jest lepiej definiowany i wyraźniej słychać, co wokalista śpiewa. Z CD jego głos jest bardziej "zbity", ciemniejszy.
Na pierwszy rzut oka nie słychać różnic w dynamice. Ta jest na CD wybitna i trudno by sobie było życzyć czegoś lepszego. A jednak... Wersja hi-res jest ciut cichsza, przez co skoki dynamiczne są wyraźniejsze, a CD, w bezpośrednim porównaniu, jest jednak lekko skompresowana. Choć nie od razu to usłyszymy.
Podsumowanie
To wybitnie nagrany materiał, bardzo fajny muzycznie, dostępny także w wersji 24-bitowej (szkoda, że z częstotliwością próbkowania ograniczoną do 44,1 kHz!), która jest po prostu lepsza. Już jednak CD pokazuje takie bogactwo harmonicznych, głębię, definicję instrumentów itp., że większość tzw. "audiofilskich" płyt goni do budy. Nie znam jeszcze wersji winylowej, wiadomo tylko, że została nacięta z cyfrowej taśmy-matki. Jeśli do tego, co słyszałem z USB doda jeszcze, typową dla winylu, głębię, będzie cudownie!
Jakość dźwięku:
Płyta CD: 10/10
USB 24/44,1: REFERENCJA
|