pl | en
Test
Interkonekt + kable głośnikowe + kabel sieciowy
Acoustic Zen ABSOLUTE RCA + ABSOLUTE SHOTGUN + ABSOLUTE POWER

Cena: 9890 zł (1 m) + 21700 zł (2x2,4 m) + 9890 zł (1,8 m)

Producent: Acoustic Zen

Kontakt:
16736 West Bernardo Dr. | San Diego, CA 92127 | USA
tel.: 858-487-1988 | fax: 858-487-4088

e-mail: infozen@acousticzen.com

Kraj pochodzenia: USA
Strona producenta: Acoustic Zen
Polska strona producenta: Acoustic Zen

Tekst: Marek Dyba
Zdjęcia: Marek Dyba, Piksel Studio

Firma Acoustic Zen jest jednym z bardziej znanych, amerykańskich producentów kabli audio, który w swojej ofercie ma również kolumny głośnikowe (jeden z modeli - Adagio - miałem okazję już dla Państwa recenzować). O firmie sporo napisano, ale dla przypomnienia – jej twórcą jest Robert Lee, który swoją „kablarską przygodę” zaczynał jako współzałożyciel Harmonic Technology (w 1998 roku). Już trzy lata później odszedł stamtąd by założyć własną firmę – Acoustic Zen. Zmieniła się marka, ale nie zmieniło się jedno z głównych założeń – kable AZ również są wytwarzane z monokrystalicznej miedzi i srebra. Co ważne, z punktu widzenia miłośników naturalnego brzmienia, Robert Lee sam jest muzykiem, a więc człowiekiem, który dobrze wie, jak brzmi muzyka na żywo. Jego filozofię chyba dobrze obrazuje poniższy cytat (tłumaczenie własne):
„Projektowanie kabli jest rodzajem sztuki. Kable to fizyczne ścieżki, którymi odtwarzana muzyka jest dostarczana do słuchacza. Nie można się bez nich obyć, jeśli chcemy usłyszeć muzykę poza salami koncertowymi. Każdy miłośnik muzyki jest skazany na metry interkonektów i kabli głośnikowych by usłyszeć swoich ulubionych wykonawców u siebie w domu. Kable to również ścieżki przekazu doznań duchowych związanych nierozerwalnie z dobrą i dobrze wykonywaną muzyką. Dlatego właśnie moim zadaniem jako muzyka, projektanta kabli, miłośnika wysokiej jakości dźwięku i cudownej muzyki, jest tworzyć najwyższej klasy kable, które doskonale dostarczą delikatny sygnał, znany nam jako MUZYKA.”
Dodajmy do tego motto firmy: „Music no compromise” - czyli muzyka bez kompromisów - i właściwie nie pozostaje nic innego, jak oczekiwać od szczytowego osiągnięcia tego producenta absolutnie (co także sugeruje nazwa tej linii) najwyższej klasy dźwięku.

Poprzednio testowaliśmy:

  • Kolumny podłogowe Adagio, test TUTAJ
  • Interkonekt RCA + kabel głośnikowy + kabel sieciowy AC Oscar-Link + Epoch + El Niño, test TUTAJ

ODSŁUCH

Nagrania użyte w czasie odsłuchu (wybór):

  • Patricia Barber, Companion, Premonition/Mobile Fidelity, MFSL 2-45003, 180 g LP.
  • The Ray Brown Trio, Soular energy, Pure Audiophile, PA-002 (2), LP.
  • Eva Cassidy, Eva by heart, Blix Street 410047, CD.
  • Dżem, Autsajder/Lunatycy czyli tzw. przeboje całkiem live, 7243 5 93852 2 8, CD.
  • Cassandra Wilson, New moon daughter, Blue Note; CDP 7243 8 37183 2 0, CD.
  • Bizet, Carmen, RCA Red Seal , 74321 39495 2, CD.
  • Kari Bremnes, Ly, ais, B001PK3LZ0, CD.
  • Marek Dyjak, Raz jeszcze, CD.
  • Puccini, La Boheme, DECCA, 421 049-2, CD.
  • Renaud Garcia-Fons, Arcoluz, ENJ94782, CD.

Do testu otrzymałem topowe kable tego producenta z serii o znaczącej nazwie Absolute. Podobnie jak i inne kable Acoustic Zen, również i te wykonane są z przewodnika monokrystalicznego, z tym, że kabel głośnikowy i sieciówka to produkty hybrydowe, z przewodnikami zarówno z miedzi jak i ze srebra. Przewodniki są owijane wokół rurek teflonowych wypełnionych powietrzem, gdyż taka budowa ma wg pana Lee likwidować negatywne skutki związane z pojemnością, rezystancją i indukcyjnoscią. Zamiast zwykłego Teflonu Acoustic Zen używa specjalnej, lekkiej pianki teflonowej, która jest bardziej elastyczna i jest po prostu lepszym izolatorem. Ekran wykonano z folii miedzianej, na którą nałożono oplot ekranujący, a na wierzch koszulkę teflonową.
Przyznam, że po kilku wypadkach wyrwania gniazd głośnikowych ze wzmacniaczy tudzież kolumn, jakie miałem okazję widzieć (na szczęście nie u mnie) niechętnie instaluję u siebie kable o średnicy i wadze przeciętnego pytona. A takim właśnie typem najedzonego węża jest głośnikowy Absolute, podobnie zresztą jak i sieciówki – choć na szczęście w jej przypadku o wyrywaniu gniazd raczej nie ma mowy. Dobre ułożenie takich kabli to spore wyzwanie (jeśli za sprzętem ma się mało miejsca, a tak jest u mnie), no i nie bardzo można użyć takiej sieciówki do jakiegoś lekkiego urządzenia np. typu DAC, bo może go po prostu przeważyć i wręcz ściągnąć ze stolika. Żeby było jasne – podobnie jak nie dyskutuję z tym, że niektóre wzmacniacze lampowe ważą po 40 kg (i więcej), co mocno utrudnia życie, gdy trzeba je przestawić, przenieść, etc. tak i nie dyskutuję z grubością kabli – widocznie według ich twórców takie muszą być. Tyle, że trzeba mieć dla nich odpowiednio dużo miejsca i poświęcić ich instalacji nieco więcej czasu. Mnie, po chwili wysiłku, udało się kabelki zainstalować w systemie w bezpieczny sposób bez żadnych strat w sprzęcie czy w ludziach.

Podobnie jak podczas targania 40 kg wzmacniaczy lampowych, tak i teraz, przy gimnastyce z kalifornijskimi wężami liczyłem na to, że „to się opłaci”, czyli, że warto się trochę pomęczyć dla uzyskanego w ten sposób efektu. Fajnie jest po takim wysiłku usiąść na wygodnej kanapie, ze szklanką zimnego… znaczy zimnej wody mineralnej niegazowanej w ręce, włączyć ulubioną płytę i… już po pierwszych taktach muzyki, mieć świadomość, że ciężka praca przyniosła znakomite efekty. Choć trzeba jasno powiedzieć, że w brzmieniu testowanego setu nie ma na pierwszy rzut ucha nic spektakularnego – nie otwierają się żadne wrota do audiofilskiego raju, czy do innego wymiaru. Po prostu wszystko jest na swoim miejscu, podane bardzo akuratnie, dokładnie tak jak można by oczekiwać – płynie muzyka i nie ma powodów szukać mocnych czy słabych stron, bo dostajemy harmonijną, płynną, wyważoną całość, w której niczego nie jest za dużo i niczego nie brakuje.

Dla mnie spotkanie z tymi kablami było o tyle ciekawe, że w swoim czasie miałem okazję posłuchać ówczesnych topowych kabli firmy Neotech, która również specjalizuje się w przewodach z miedzi i srebra monokrystalicznego. W tamtym przypadku były to jednak „czysto” miedziane i „czysto” srebrne kable. Od tego czasu posłuchałem trochę różnych, w wielu wypadkach egzotycznych, kabli i choć wciąż doceniam klasę Neotechów (i wielu innych marek, które słyszałem), to jednak moje osobiste preferencje skłaniają się w stronę konstrukcji, w których na przewodniki użyto więcej niż jednego rodzaju materiału. Zacząłem moją przygodę z takimi właśnie kablami łączącymi miedź, srebro, złoto i nawet kapkę platyny od firmy Gabriel Gold i udało mi się zarazić moim entuzjazmem wobec nich co najmniej kilka osób w Polsce (tzn. o tylu wiem). Później testowałem na łamach „High Fidelity” kable ASI LiveLine, których podstawę stanowiła co prawda miedź, ale cały trick polegał na wstawieniu do niej mikro-odcinków wykonanych z innych metali szlachetnych (w tym srebra, złota, platyny) i to w konkretnych sekwencjach. Jedne i drugie kable należą do moich absolutnych faworytów, bo oprócz połączenia tradycyjnych zalet miedzi i srebra dodają również (można powiedzieć, że pod mój gust) odrobinę złotego ciepła (i nie chodzi o ocieplenie dźwięku jako takie, ale o odrobinę naturalnej łagodności, złotego blasku – może to nie najlepsze określenia, ale lepszych nie mam). Stąd właśnie moje oczekiwanie, że kable w których połączono srebro i miedź będą lepsze niż te wykonane tylko z jednego materiału.

W przeciwieństwie do Neotecha, gdzie topowy kabel był po prostu srebrny, tu Robert Lee postanowił w najlepszym swoim kablu połączyć zalety obydwu tych materiałów, co daje mi swego rodzaju satysfakcję, bo świadczy o tym, że nie jestem aż tak odizolowany w swoich preferencjach/poglądach na budowę kabli audio. Nie ma tu co prawda dodatku złota, ale to pewnie dlatego, że jednak pan Lee trzyma się przewodników monokrystalicznych (Acoustic Zen używa własnego określenia - „zero-crystal”).
Połączenie to w kablach Absolute wypada moim zdaniem wybornie. Dźwięk jest szybki, detaliczny, otwarty, z konturowym, mocnym basem (zasługa srebra?), ale równocześnie ze znakomitym wypełnieniem, barwą i solidną podbudową basową (miedź?). Z jednej strony góra pasma skrzy się, błyszczy, jest tam mnóstwo szczegółów i powietrza, ale też i każdy talerz perkusji, czy każda przeszkadzajka na płycie Patricii Barber Companion ma swój ciężar, potrafi zabrzmieć ostro (gdy trzeba), ale z odpowiednim wypełnieniem, dzięki czemu nie nigdy nie ma wrażenia rozjaśnienia dźwięku.

To poniekąd była jedna z subtelności, których się „czepiałem” słuchając czysto srebrnych Neotechów – w górze pasma wszystko było świetne, dopóki nie trafiał się kawałek z ostrzejszą górą – wówczas czasem potrafiło to zabrzmieć za ostro, za jasno lub nieco sucho, a w przypadku wokali sybilanty (oczywiście te obecne w nagraniach – jak choćby nieco sycząca momentami Patricia) bywały podkreślone i z naturalnych robiły się zdecydowanie nieprzyjemne. To w przypadku Acoustic Zen się nie zdarza – tu mamy doskonały balans między dźwięcznością, nawet ostrością i wypełnieniem, dociążeniem (nie tylko góry zresztą) dzięki czemu niezależnie od nagrania wysokie tony są trzymane „w ryzach”. Nie mówię tu o jakimkolwiek ograniczeniu tej części pasma, ale o pełnej kontroli, która nie pozwoli by kable dodały coś od siebie w ten sposób osuszając dźwięk, czy też czyniąc go bardziej ostrym, syczącym, etc niż to faktycznie zarejestrowano w nagraniu.
Topowym Neotechom miedzianym brakowało z kolei (w porównaniu do srebrnych) nieco blasku i otwartości na górze, a na dole aż się prosiło, żeby do dużej masy basu dodać nieco sprężystości, zwartości, czy też po prostu bas nieco skrócić. Absolute dokładnie to robią – mamy dużą podstawę basową, jest dobre różnicowanie, barwa, ale bas jest też szybki, konturowy – czyli jest to, czego brakowało mi w czysto miedzianych przewodach z miedzi monokrystalicznej. Dzięki temu znowu zachwycał mnie kontrabas czy to Raya Browna, czy Renauda Garcii Fonsa, brzmiąc tak jak lubię (nie do końca mogę powiedzieć, że tak jak na żywo, bo na kilku koncertach słyszałem koszmarnie brzmiące kontrabasy, a to w końcu też był dźwięk „na żywo”). Dla mnie pełne brzmienie tego instrumentu to po pierwsze duży udział pudła, po drugie ogromna skala dźwięków, jakie można z niego wydobyć i świetne ich różnicowanie, po trzecie w każdym szarpnięciu struny musi być słyszalna jej sprężystość, to jak pracuje a nie tylko jaki dźwięk daje. I właśnie dzięki tym wszystkim zaletom popisy obydwu wirtuozów tego instrumentu zapierały dech w piersiach. Potęga tego instrumentu w rękach mistrza jest niemal nieograniczona – schodzi baaaardzo nisko, aż do bram piekieł można by rzec, oferuje różnorodność niskich dźwięków z jaką chyba żaden inny instrument nie może się równać. Cała sztuka polega na tym, by kable „tylko” przesłały sygnał bez degradacji tego, co jest zapisane na płycie i Absolute absolutnie to właśnie robią.

Średnica bywa dla odmiany „problemem” srebrnych kabli – słowo „problem” nie bez przyczyny jest w cudzysłowie, bo mówię tu znowu o subtelnościach, ale faktem jest, że w większości przypadków dźwięk czysto srebrnych kabli, (tych, których słuchałem) sprawiał wrażenie delikatnie odchudzonego właśnie na średnicy.
Proszę nie odsądzać mnie tu od razu od czci i wiary – podkreślam jeszcze raz, że mówię o subtelnościach i pewnie w jakimś stopniu własnych preferencjach (a i wielu bardzo dobrych kabli po prostu jeszcze nie słuchałem) – średnica z kabli miedzianych jest moim zdaniem lepiej wypełniona, barwniejsza a nawet żywsza. Z tego po raz kolejny płynie wniosek – łączenie różnych materiałów w kablach audio ma swoje zalety – dla mnie wręcz niezbędne, acz nie zamierzam się sprzeczać specjalnie z kimś, kto twierdzi inaczej.
Faktem jest, że Absoluty znowu nie zawiodły – niezależnie od tego jakich wokali słuchałem, a był i Luciano Pavarotii, moje ulubione Leontyna Price i Eva Cassidy, Cassandra Wilson, a także Luis Armstrong czy Rysiu Riedel i Marek Dyjak, charakter i struktura każdego z tych jakże różnych głosów został fantastycznie oddany. Znakomicie brzmiały i niskie, pełne, ciut ciemne głosy Cassandry Wilson i Leontyny Price (w jakże różnych repertuarze!), i niepowtarzalny, jasny, jakże bogaty i dźwięczny tenor boskiego Luciano. Oddanie słodyczy w głosie niezapomnianej Evy Cassidy również nie stanowiło żadnego problemu, ale twardość, szorstkość wokali Luisa Armstronga czy Marka Dyjaka także nie. Nie miał znaczenia rodzaj głosu, nie miał znaczenia repertuar – głosy brzmiały w sposób pełny, prawdziwy, z dużą dawką emocji – po prostu tak jak powinny.

Gęste nagrania, jak choćby opery z Pavarottim czy z Price pokazały kilka rzeczy. Po pierwsze obydwa te nagrania mają sporo lat, więc nie są to nagrania idealne od strony technicznej - brzmią chwilami dość ciemno, ale ich wartość artystyczna jest wyjątkowa. Absoluty doskonale potrafiły to oddać, nie ukrywając bynajmniej niedoskonałości, ale sprawiając, że uwaga skupia się na innych rzeczach. Carmen Bizeta to dla mnie m.in. test trójwymiarowości i precyzji pokazywania sceny. W niektórych fragmentach po scenie przemieszczają się chóry, soliści i oczywiście towarzyszy im orkiestra pod energicznym przewodnictwem von Karajana. Absolute’y potrafiły zbudować bardzo obszerną scenę, przede wszystkim z ogromna głębią, bo właśnie tam daleko z tyłu przechodzą z jedno końca sceny na drugi chóry, niezwykle precyzyjnie pokazując kolejne plany, tak, że nie było wątpliwości kto na scenie znajduje się bliżej kto dalej. Jednocześnie wybitna rozdzielczość pozwala na oddanie każdego detalu zarówno orkiestry, wokali z przodu sceny jak i owych wędrujących chórów.

Tak naprawdę zanim zacząłem odsłuchy od razu zakładałem, że Absolute’y muszą grać bardzo dobrze. Wynikało to z pewnych doświadczeń z kablami z miedzi i srebra monokrystalicznego, oraz z osobistych preferencji zgodnie z którymi najlepiej grają kable, w których wykorzystano więcej niż jeden przewodnik. Myślę, że spokojnie, pomimo takiego nastawienia udało mi się dokonać w miarę obiektywnej oceny – to są znakomite kable, jedne z najlepszych jakich słuchałem. Oczywiście trzeba też jasno powiedzieć, że nie mam high-endowego systemu i być może, gdyby tych kabli w takowym posłuchać to udało by się znaleźć jakieś słabości – mi, w moich warunkach to się nie udało.

BUDOWA

Absolute interkonekt

To jedyny kabel w serii zrobiony wyłącznie ze srebra. Wykonano go z drucików o średnicy 20AWG ze srebra monokrystalicznego, czy też „zero crystal” jak to nazywa Acoustic Zen, które zostały skręcone w odpowiedni sposób. Jako dielektryka AZ używa przezroczystej pianki teflonowej również skręconej w specjalny sposób, który AZ nazywa „Constant Air Twist”, oraz powietrza. Dzięki takie budowie kabel osiąga wyjątkowe wyniki pomiarów pojemności, indukcyjności i rezystancji, ca najwyraźniej przekłada się na wyjątkową jakość dźwięku. Kabel zakończony jest zakręcanymi wtykami i jest kierunkowy. Całość jest dość giętka dzięki czemu nie ma problemów z ułożeniem.

Absolute kabel głośnikowy

Ten kabel wykonano już zarówno z monokrystalicznego srebra o czystości 7N jak i monokrystalicznej miedzi. Przewodniki są owijane wokół rurek teflonowych wypełnionych powietrzem. Tu również zamiast zwykłego teflonu producent używa specjalnej lekkiej pianki teflonowej, która jest materiałem bardziej elastycznym niż zwykły teflon, będąc jednocześnie lepszym izolatorem. Ekran wykonano z folii miedzianej, na którą nałożono oplot ekranujący, a na wierzch koszulkę teflonową. Podobnie jak w przypadku interkonektu tak i tu udało się osiągnąć wyjątkowe wartości mierzalnych parametrów – induktancję na poziomie 0,41 μH/stopę, czy rezystancję na poziomie 0,008 Ω/stopę. Przewody zakończono solidnymi wtykami z wewnętrznym bolcem rozporowym, co sprawia, że bardzo dobrze siedzą w gniazdach. Jak wspominałem w tekście grubością głośnikowy Absolute przypomina najedzonego pytona co sprawia, że jest dość trudny w ułożeniu i trzeba także uważać by gniazda głośnikowe nie zostały wyrwane pod jego masą.

Absolute kabel sieciowy

Ten kabel to również konstrukcja hybrydowa – zastosowano w nim zarówno srebrny, jak i miedziany drut monokrystaliczny o średnicy 9 AWG. Zastosowane wtyki pochodzą od japońskiego Furutecha. Kabel również jest bardzo gruby, co wymaga nieco większego wysiłku przy jego układaniu za systemem.

Polski dystrybutor:

Pro-Mal Tomasz Sroka

tel. +48 12 267 00 11 | 510 841 574

e-mail: info@acousticzen.pl



Pobierz test w PDF

g     a     l     e     r     i     a


System odniesienia