Wzmacniacz mocy - monobloki Air Tight ATM-211 Cena: 48 000 zł ze standardowymi lampami, 49 900 z lampami mocy KR Audio Producent: A&M Limited Kontakt: 4-35-1 Mishimae, Takatsuki-city, Osaka 569-0835, Japan Tel./fax: 81-726-78-0064 Strona producenta: Air Tight Dystrybucja w Polsce: SoundClub Kraj pochodzenia: Japonia Tekst: Marek Dyba Zdjęcia: Marcin Olszewski, Air Tight |
Zdarza mi się słyszeć od znajomych audiofilów, że zazdroszczą mi, iż w ramach testów mam okazję słuchać tak wielu różnych urządzeń. Prawda jest taka, że jak każdy mam swoje preferencje brzmieniowe i stąd słuchanie niektórych kolumn, wzmacniaczy, czy źródeł sprawia mi znacznie większą frajdę niż innych, co wcale nie oznacza, że te drugie nie są dobrymi urządzeniami. W moim przypadku wysoka klasa urządzenia nie oznacza automatycznie, że chciałbym przy jego pomocy słuchać muzyki na co dzień. To po prostu nie musi być „mój” dźwięk, nawet jeśli go bardzo wysoko oceniam. Wśród tej, mimo wszystko, nielicznej grupy, najliczniej reprezentowana jest marka… Air Tight. Zostałem fanem tej marki na dobre już po dwóch recenzjach, które pisałem wcześniej – ATM-300 to na dziś najlepszy wzmacniacz na mojej ukochanej lampie 300B, jaki słyszałem, a Air Tight PC-3 to fantastyczna wkładka, która stworzyła synergiczne połączenie z moim systemem analogowym i prędzej czy później trafi do mnie na stałe, chyba że trafię na coś jeszcze lepszego w „rozsądnej” cenie, a to mało prawdopodobne, bo wkładki nieczęsto trafiają do recenzji. Tym razem przyszło mi się zmierzyć z monoblokami w układzie SET opartymi na kolejnej legendarnej lampie – 211, pochodzącymi właśnie od wspomnianego japońskiego producenta. Wcześniej testowaliśmy:
Jest kilka japońskich firm, których status można spokojnie określić mianem, używając często nadużywanego określenia, kultowych czy legendarnych. W przeciwieństwie do wielu innych „kultowych” produktów, te pochodzące od Kondo, Shindo, WAVAC-a czy Air Tighta absolutnie na takie miano zasługują. Produkty tej pierwszej firmy właściwie nie trafiają do testów – pewnie zdaniem producenta i dystrybutorów nie muszą (i coś w tym chyba jest). Drugiej z tych firm w Polsce w ogóle nie ma (niestety!) [właściwie to była, krotko, niestety szybko zniknęła – przyp. red.], status tej trzeciej na naszym rynku jest nie do końca określony – miałem szczęście testować bardzo dobry wzmacniacz na 300B z początku oferty tego producenta, ale to by było na tyle. Air Tight jest więc japońskim rodzynkiem – polski dystrybutor stopniowo zwiększa ofertę urządzeń tej firmy i dzięki temu kolejne wzmacniacze, przedwzmacniacze i wkładki trafiają do testów. Oby tak dalej – jak już wspomniałem zdążyłem się stać fanem produktów tego producenta, więc im więcej okazji na kontakty z kolejnymi urządzeniami tym lepiej. Testowane monobloki ATM-211 mają szereg zewnętrznych cech wspólnych ze znanymi mi już urządzeniami tego producenta – charakterystyczny, ciemnoszary kolor obudowy (ciemnoszary nie brzmi może najlepiej, ale ten w wydaniu Air Tighta wygląda świetnie), czarne (choć w pewnym świetle wyglądające na ciemno granatowe) wielkie puszki transformatorów, potencjometry regulujące głośność dla każdego kanału osobno (w ATM-300 również były dwa potencjometry, mimo że tam urządzenie mieściło się w jednej obudowie), niewielkie logo na złotej tabliczce na froncie i ogólne wrażenie obcowania z czymś wyjątkowym. Potencjometry w tym końcówkach mocy pozwalają stworzyć minimalistyczny system – źródło (jedno!), monobloki, kolumny – czego więcej trzeba? Pewnie, że większość z nas ma w systemie dwa a czasem i więcej źródeł, ale jeśli tak, to trzeba do kompletu dokupić odpowiedniej (czyli najwyższej) klasy przedwzmacniacz. To urządzenie uwolni nas od, jednak pewnej, niewygody w postaci ustawiania głośności osobno dla każdego kanału, da możliwość podłączenia wszystkich posiadanych źródeł naraz, a może i (w zależności od wyboru) pozwoli na sterowanie przy pomocy pilota. Jak widać jeśli cenicie sobie Państwo wygodę obsługi swojego systemu to oprócz sporej kwoty na ten wzmacniacz, będziecie musieli jeszcze sporo dołożyć, by kupić odpowiedniej klasy przedwzmacniacz – moim zdaniem (opartym jedynie o przypuszczenia a nie ćwiczenia praktyczne) naprawdę trudno będzie znaleźć taki, który choćby nie będzie psuł brzmienia monobloków, o poprawie nawet nie wspominając. Pewnie jeden z wyższym modeli AirTighta nada się w sam raz… No dobrze, ale może w końcu faktycznie trochę o brzmieniu. Głównymi źródłami w czasie testu były gramofony – Transrotor Super Seven La Roccia z ramieniem SME i wkładką Accuphase'a (osobna recenzja do poczytania również w tym miesiącu), oraz mój Gyro SE z tangencjalnym ramieniem TransFi Tomahawk i wkładką Koetsu Black. Monoblokom partnerowały (podobnie jak w teście TRI) wyborne krakowskie kolumny Bassoon – wydawałoby się (oceniając po cenie), że to nie ta liga, ale pozory często mylą. Moje pierwsze zetknięcie z testowanymi monoblokami nastąpiło w czasie odsłuchu u znajomego świetnych odgród firmy Ardento (prezentowanych na ostatnim Audio Show). Od pierwszego momentu było ciekawie – jako zwolennik „starej szkoły” budowy kolumn zachwyciłem się naturalnością i swobodą basu (w odgrodzie zamontowano ogromny, bodaj 15-to calowy głośnik basowy), oraz organiczną średnicą i górą, a także wybitnie namacalną prezentacją. Po dłuższym odsłuchu uznałem, że na górze przydałby się jeszcze jeden głośnik i, jak się dowiedziałem, nie byłem pierwszym, który wpadł na ten pomysł – model z dodanym głośnikiem wstęgowym już powstaje. To jednakże temat (być może) na inną opowieść. Przy nagraniach wokalnych, czy w miarę lekkich jazzowych 300B mogła wystarczać, ale odgrody Ardento wymagały większej ilości prądu, gdy tylko przychodziło do gęstszych nagrań. Bez wątpienia bardziej uniwersalnym i obiektywnie rzecz biorąc lepszym partnerem dla tych kolumn były monobloki Air Tighta. To krótkie porównanie pokazało mi po raz kolejny, że to, co tak kocham w brzmieniu 300B jest niepowtarzalne, choć inne lampy mogą się do tego zbliżyć, oferując jednocześnie inne zalety, które w ogólnym rozrachunku mogą przeważyć sprawę na ich właśnie korzyść. Bo bezpośrednie porównanie 300B i 211 we wzmacniaczach tej samej firmy, z identyczną resztą systemu pokazało, że 211-tki nie dają aż tak gęstej, kremowej, namacalnej średnicy jak 300B, nie potrafią aż tak genialnie oddać całej akustycznej otoczki nagrania, ale różnica na korzyść słabszej lampy jest niewielka, na tyle niewielka, że być może nie porównując tych wzmacniaczy bezpośrednio miałbym wątpliwości, czy te różnice faktycznie występują. Rozpisałem się ogromnie o odsłuchu, który trwał ledwie parę godzin, ale porównanie tych dwóch wzmacniaczy plus brzmienie odgród Ardento zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Grało to obiektywnie rzecz biorąc bardzo dobrze i na dodatek tak, jak lubię. Nie było idealnie – ale gdy pojawi się wersja odgród z dodaną na górze wstęgą powrócę do tematu. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość w tym temacie, w każdym razie już w obecnej formie są to bardzo ciekawe kolumny. Kilka godzin i kilkadziesiąt kilogramów później ATM-211 podłączyłem u mnie do J-A-F Bassoon, czyli kolumn również niby dość łatwych do napędzenia (90 dB), ale także za trudnych dla SET-a na 300B. 211-tki nie miały z ich napędzeniem najmniejszych problemów i pokazały po raz kolejny, jak dobre, mimo swej umiarkowanej ceny, są to kolumny. Zacznę od elementu, który w zasadzie nie jest dla mnie najważniejszy, a na pewno nie był do czasu gdy posłuchałem u siebie kolumn Hansen Audio Prince V 2, a teraz Bassoonów z 211-tką, czyli od basu. To co mnie tak bardzo zaskoczyło to niesamowita szybkość i siła ataku. Właściwie najbardziej akuratnym słowem byłaby tu „natychmiastowość” i może hmm..., „nieodwołalność /konsekwencja”. To drugie określenie może być już całkiem niejasne, więc spróbuję wyjaśnić – otóż zdarza się wcale często, że przy odtwarzaniu muzyki pewne rzeczy zostają niedokończone. Przykład – przytaczane uderzenie pałeczki w bęben niesie za sobą pewien ciąg zdarzeń – w uproszczeniu to: samo uderzenie, sprężyste ugięcie się membrany i powrót do stanu pierwotnego (akcja i reakcja). |
Rzecz (od strony wzmacniacza) zapewne w ogromnych trafach, dających imponującą wydajność prądową, a stąd bierze się absolutna kontrola nad przetwornikami. W każdym dobrym nagraniu perkusji uderzenie pałeczki w jeden z bębnów brzmi niesamowicie autentycznie, realistycznie. Może Prince’y Hansen Audio lepiej oddawały ciężar takiego uderzenia, wytwarzały większe ciśnienie akustyczne przez co niskie dźwięki odbierałem w większym stopniu całym ciałem, ale nawet tam (a grały przecież z Tenorem 175S, kosztującym jeszcze więcej niż głośniki) nie było tej „natychmiastowości” uderzenia pałeczki. Nie odbierałem tak realistycznie tego, jak membrana ugina się pod uderzeniem, a potem sprężyście wraca – to wszystko trudno opisać, to trzeba usłyszeć, ale staram się to opisać tak, jak to odebrałem. Średnica, jak już wcześniej wspominałem, nie jest aż tak gęsta i kremowa jak z 300B (przynajmniej tak to odbierałem, co wynikało chyba z neutralności brzmienia), ale trzeba też wziąć pod uwagę, że nieco inaczej odbiera się dźwięk, gdy jakaś część pasma jest preferowana (a 300B preferuje średnicę, co bynajmniej nie znaczy, że na odpowiednich głośnikach nie pokaże również bardzo dobrych skrajów pasma – jak najbardziej, tyle, że nie będą aż tak dobre jak środek), a inaczej gdy całe pasmo jest wyrównane, prezentuje w całym słyszalnym paśmie taką samą klasę. Testowany wzmacniacz bez wątpienia gra równiej niż ATM-300 czy mój własny ArtAudio Symphony II i to po części sprawia, że średnica wydaje się nie być aż tak wybitna. Wracając do testu – wydaje mi się, że ktoś, kto nie jest fascynatem 300B uzna średnicę testowanego „Japończyka” za wzorcową, a przynajmniej wybitną. Bo średnica jest SET-owa – niezwykle płynna, kolorowa, nasycona. Zachwyca także namacalność prezentacji, wynikająca w dużej mierze z niezwykłej precyzji tego wzmacniacza w budowie sceny. Chodzi o coś więcej niż możliwość łatwego wskazania źródeł pozornych, czy dobrą separację kolejnych planów – rzecz w tym, że pokazywany obraz jest stabilny jak skała. Scena zaczyna się na linii kolumn i z Bassoonami jest bardzo szeroka i dość głęboka (acz po tym względem ustępuje czy to moim tubom, czy np. Avantgarde Acoustic Duo Omega, które w swoim czasie testowałem). Góra pasma stanowi wyśmienite połączenie szczegółowości i dźwięczności z otwartością i tą naturalną miękkością, które nie ma nic wspólnego z zaokrąglaniem tego krańca pasma, ale właśnie z naturalnym brzmieniem wysokich tonów. Każde uderzenie pałeczek w blachy perkusji daje wrażenie podobnej „natychmiastowości” jak w dole pasma. Trudno tu mówić o sprężystości uderzanego materiału, ale o soczystości dźwięku talerza, czy np. trójkąta, jak najbardziej. Cechą charakterystyczną tego wzmacniacza (podobnie zresztą jak i ATM-300 w porównaniu do innych wzmacniaczy na tej samej lampie) jest neutralność, która, gdy ją porównać z wieloma wzmacniaczami w układzie SET, może być odbierana jako wręcz chłodne brzmienie. Oczywiście obiektywnie na to patrząc to jest to właśnie neutralność, która unikając drobnego oszustwa oferowanego przez „klasyczne SET-owe” brzmienie (w postaci delikatnego ocieplenia średnicy), dostarcza po prostu prawdziwych wrażeń, niezwykle bliskich tym, jakich doznajemy w czasie koncertów na żywo. Wspomnę tylko krótko o możliwości, którą zapewnił mi Dystrybutor – czyli posłuchanie ze standardowymi lampami mocy, oraz z parką produkcji KR Audio. Zdecydowaną większość odsłuchów przeprowadzałem z czeskimi lampami, zakładając, że pewnie większość klientów, którzy zdecydują się na wydatek rzędu prawie 50 tys. zł nie będzie miało obiekcji i dołoży niespełna 2 tys. zł, żeby mieć lepsze lampy. Jak już zasugerowałem na początku ATM-211 trafił do bardzo wąskiego grona wzmacniaczy, które bardzo, bardzo chciałbym mieć. Na dobrą sprawę nie potrafię wskazać jego słabych stron. Oczywiście są pewne niedogodności użytkowe – tylko jedno wejście, czy osobne potencjometry dla każdego kanału. Na upartego jako mankament można dodać też moc, która oczywiście nie będzie wystarczająca dla trudniejszych kolumn. Tyle, że tak naprawdę to przecież nie są wady, czy mankamenty tego urządzenia, ale jego cechy użytkowe, na które nabywca godzi się w momencie kupna. ATM-211 to monobloki w układzie SET oparte o lampy mocy 211. Również w pozostałych stopniach pracują triody: 12AX7A (ECC83) na wejściu i 12BH7A, jako sterujące, a cały układ pracuje w klasie A dostarczając 22 W mocy na kanał. Producent standardowo dostarcza wzmacniacz z małymi lampami pochodzącymi od Electro-Harmonixa, natomiast lampy mocy opisane są jako „Premium” – przypuszczalnie pochodzą od jednego z chińskich producentów. Polski dystrybutor Air Tighta – Soundclub – jest również dystrybutorem KR Audio i dlatego oferuje opcjonalnie zmianę standardowych 211-tek na lampy od czeskiego producenta (moim zdaniem warto). Uwaga użytkowa dla potencjalnych właścicieli – żeby wyjąć lampy 211 trzeba je najpierw przekręcić w podstawce („wykręcić”) a dopiero potem wyjąć (po włożeniu trzeba je oczywiście „wkręcić”). Dane techniczne (wg producenta): Dystrybucja w Polsce: Pobierz test w PDF |
||||||||||||
g a l e r i a
|
System odniesienia
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity