pl | en
Wywiad
„Lubię każdy interesujący rodzaj dźwięku” - z Mikołajem Bugajakiem rozmawia Wojciech Pacuła

Dyskografia:
1998 EP , z zespołem Grammatik
1999 EP +, Blend Records, z zespołem Grammatik
2000 Światła miasta, 30.10.2000, T1-Teraz, z zespołem Grammatik
2001 Bleak Output, 23.02.2001, Teeto Records, jako Noon
2002 Muzyka klasyczna, 5.04.2002, EmbargoNagrania, duet Pezet/Noon
2003 Gry studyjne, 26.06.2003, Teeto Records, jako Noon
2004 Muzyka poważna, 22.04.2004, EmbargoNagrania, duet Pezet/Noon
2008 Pewne sekwencje, 18.01.2008, Asfalt Records, jako Noon
2010 Dziwne dźwięki i niepojęte czyny, 14.10.2010, Nowe Nagrania, jako Mikołaj Bugajak

Mikołaj Bugajak to postać wyjątkowo ciekawa, zarówno ze względu na muzykę, jaką się zajmuje/ował, jak i na jego podejście do sprawy jakości dźwięku. Jego najnowszą płytę Strange Sounds and Inconceivable Deeds recenzowaliśmy w styczniowym numerze „High Fidelity” (TUTAJ) i była to jedna z absolutnie nielicznych płyt polskiego wykonawcy, której przyznaliśmy maksymalną ocenę za dźwięk – „Referencja” za dźwięk plików WAV 24/44,1. Obecność artysty na okładce magazynu wydała mi się więc czymś absolutnie naturalnym.
Dodajmy, że muzyk prowadzi studio nagrań Audio Games, zajmujące się obróbką dźwięku w technice analogowej oraz wytwórnię Nowe Nagrania.

Z Mikołajem Bugajakiem rozmawia Wojciech Pacuła.

Wojciech Pacuła: Przeczytałem w którymś wywiadów z Panem, że mówi pan o "audiofilskim cieple" - czy to znaczy, że miał pan styczność z audiofilami/izmem?

Mikołaj Bugajak: Mój tata zawsze przykładał wagę do jakości dźwięku. Może trudno go nazwać audiofilem, ale z pewnością zaszczepił we mnie fascynację sprzętem i dźwiękiem. Wyrosłem oglądając magazyny "What Hi-Fi?" sprowadzane z Londynu oraz w kulcie np. basu Cerwin Vega. Pamiętam też, że jako dzieciak chowałem się pod łóżkiem z mikserem Shure'a, który leżał w domu i mogłem tak nie wychodzić przez np. godzinę czy dwie. Jako dorosły miałem tylko jeden okres, kiedy postanowiłem się przekonać o co chodzi w tym zagadnieniu. Zacząłem skromnie, od AKG 601, wzmacniacza lampowego Dubielski, dobrych kabli, listwy, grubych kabli zasilających itd. Tor słuchawkowy za, powiedzmy, 4 tysiące złotych. Ogólnie duża frajda, ale w rezultacie sprzedałem cały zestaw kiedy w ogóle nie słuchałem muzyki. Jak mówią - "szewc bez butów chodzi". Aktualnie jedyny odsłuch, na którym w wolnych chwilach słucham muzyki, to głośniki w aucie. Mają dużo basu i jest fajnie. Natomiast samo zagadnienie jest dla mnie fascynujące tyle, że po 12 latach zajmowania się realizacją studyjną np. mogę się już w tym temacie w miarę swobodnie wypowiadać. Obawiam się, że zabawa w sprzęt audiofilski to temat na następne wcielenie.

WP: Nowa płyta jest rewelacyjnie nagrana - jak to się w polskich warunkach robi, tj. jak się panu udało przekonać ludzi w studio, że trzeba zrobić taki i tak? Ostatecznie pro to bardzo hermetyczny świat…

MB: Obawiałem się, że nie znajdzie się wiele osób, które w czasach mp3 zwrócą uwagę na jakość nagrania płyty, dlatego naprawdę dużo dla mnie znaczy zainteresowanie tą płytą ze strony środowiska, jakie reprezentuje „High Fidelity”. Po pierwsze postawiłem na mikrofony wstęgowe, które nie mają sobie równych, jeśli chodzi o nagrywanie źródeł akustycznych. Po drugie sprzęt analogowy. Cały tor, edycja, właściwie wszystko co się stało z tym dźwiękiem odbyło się w domenie analogowej. Jeśli chodzi o mój sprzęt to raz, że są to urządzenia dobierane przez lata, a dwa, że są to urządzenia modyfikowane, gdzie tor przeważnie został ulepszony, jeśli tylko było to możliwe. Nawet w drogich urządzeniach studyjnych okazało się, że zdolny elektronik jest w stanie odczuwalnie polepszyć parametry sprzętu. Kolejna sprawa to akustyka. Kiedyś miałem jedno studio i jedną akustykę. Po likwidacji dużego studia doszedłem do wniosku, że dużo ciekawiej będzie nagrywać dźwięk w interesujących, naturalnych przestrzeniach. Uważam, że przestrzeń jest niesamowicie ważna dla dźwięku. Dzisiejsza technologia pozwala na rejestrację w naprawdę najwyższej jakości dokładnie tam gdzie chcesz. Dlatego szukałem ciekawych pomieszczeń i co równie ważne interesujących brzmieniowo instrumentów. Np. fortepian oryginalnie był nagrany na modelu Yamahy za 200 000 złotych w sali koncertowej, ale na płycie znalazły się nagrania zrealizowane na krótkim, czeskim fortepianie w blokowisku na Pradze. Co ciekawe miałem naprawdę pod górkę z miejscami, gdzie nagrywałem. W teatrze w czasie nagrań odbywało się kucie ścian, w mieszkaniu słychać było windę, w małym studiu co chwilę przelatywał samolot, a kiedy nagrywałem perkusję, ktoś za ścianą akurat rozmontowywał młotkiem lodówkę.

WP: Jak to się stało, że od brzmień elektronicznych, przetworzonych przeszedł pan do dźwięków naturalnych - przepraszam za prostotę pytania, ale samo się narzuca...

MB: Brzmienie instrumentów akustycznych fascynowało mnie od bardzo dawna, ale nie zamierzałem się nimi zajmować, dopóki nie byłem w stanie ich zarejestrować na odpowiednim poziomie. Z czasem przyszła wiedza dotycząca mikrofonów i preampów, a także, co równie ważne, zdefiniowanie swojego gustu w tej materii. Dochodzi do tego wyjście poza własne studio, praca z innymi muzykami, umiejętność komunikacji z nimi. To wszystko zajęło mi trochę czasu, natomiast uczciwie mówiąc wygenerowanie ciekawego brzmienia i melodii jest równie trudne na syntezatorze, samplerze czy w trakcie pracy z muzykiem.

WP: Jak wyglądała sesja, tj. ile dni to zajęło, jaki sprzęt był zaangażowany, jak wyglądało samo nagranie?

MB: Nagrania nie trwały długo, zamknęły się w dziesięciu dniach. Korzystałem głównie z preampu lampowego Groove Tubes The Brick, oczywiście modyfikowanego. Co istotne każdy instrument nagrywałem osobno, zależało mi na możliwie największej czystości i precyzji. Na tej płycie nie ma przesłuchów innych instrumentów, ta technika pozwala mi też na dowolne wybieranie najlepszych partii. Równie ważne było też to, że mogłem się skupić na pracy z jednym, konkretnym muzykiem. Korzystałem też z preampu stereo API w nagraniach fortepianu. Mikrofony to wstęgi Sontronics i Royer.

WP: Czy będzie kontynuacja tej drogi?

MB: Mam nadzieję, że dopiero się rozkręcam. To tak naprawdę moje pierwsze nagrania akustyczne. Liczę też na rozbudowę bazy sprzętowej. Brakuje mi bardziej wszechstronnego pogłosu oraz jakiegoś urządzenia oferującego amerykańskie, jasne brzmienie. Na razie gustuję w urządzeniach brytyjskich, a przede wszystkim chciałbym zmierzyć się z nowymi instrumentami, pracować nad rozwojem bardzo sterylnego, technicznego brzmienia bo lubię mieszać takie pomysły.

WP: Pliki 24 bity na CD są super – dlaczego jednak nie zdecydował się pan zarejestrować tego z wyższą częstotliwością próbkowania, chociażby 96 kHz?

MB: Po części dlatego, że unikam konwersji. Im jest jej mniej tym lepiej. Po nagraniu wykonuję tylko jedną redukcję do 16 bit i to tylko dlatego, żeby nagrać pliki na CD w formacie audio. Na winyl źródłem są pliki 24 bit, które moim zdaniem dają świetną jakość. Mam olbrzymią przyjemność ze słuchania dźwięku w 24 bitach. Szkoda, że nie stał się to oficjalny format audio lata temu. Drugi powód jest taki, że między 24 bit, a 16 bit różnica jest bardzo duża. W 24 bitowych plikach jest oddech, powietrze i dynamika. Różnica między 96 kHz czy 88,2 kHz, a 44,1 kHz nie jest dla mnie już tak wyraźna. Trzeci powód jest już wyjątkowo prozaiczny. Wyliczyłem, że na jednym CD mogę umieścić 26 minut muzyki w formacie 24 bit, 16 bit i mp3 320. Gdybym umieścił pliki 96 kHz zredukował bym ilość muzyki do absurdalnej długości.

WP: Czy to znaczy, że winyl z ostatniego wydawnictwa został przygotowany z cyfrowej taśmy-matki? Dlaczego nie analogowej – jeśli to miało być purystycznie, to chyba najlepsza droga? Cz wie pan może, kto nacinał winyl i gdzie był tłoczony – mimo wszystko brzmi znakomicie...

MB: Naprawdę dobry rezultat daje tłoczenie winylu wypuszczając 24-bitowe pliki z wysokiej jakości przetworników. Winyl był tłoczony w Czechach, gdzie powstało większość moich płyt i trzeba powiedzieć, że Czesi wykonują bardzo przyzwoitą robotę. Ich tłoczenia są dość asekuracyjne, przez co wierne źródłowym wersjom. Szkoda, że w Polsce nie ocalała żadna tłocznia, bo jak się okazało winyl to dużo bardziej stabilny i perspektywiczny nośnik niż CD.

WP: Jak rozumiem, cały tor, wraz ze stołem był analogowy, ale taśma-matka cyfrowa, tak? To był komputer znaczy, czy jakiś inny rejestrator?

MB: Pracuję na modyfikowanym interefejsie Metric Halo. To niezbyt znana amerykańska firma, która tworzy wyłącznie interfejsy AD/DA. Są to urządzenia często używane do rejestracji muzyki klasycznej. Dla mnie to brzmi jak analog, tyle, że bez szumów i zniekształceń. Mam też przetwornik Apogee, który jest już „amerykańsko" tłusty i z "drogą" górą pasma. Metric Halo po zgraniu dźwięku w pętli daje wersję praktycznie nie do odróżnienia. Dla mnie to wszystko, czego wymagam od przetwornika. Płyta była miksowana przy użyciu starego miksera Soundcraft, ale wzmacniacze operacyjne zostały wymienione na nowoczesne, co dało dużo oddechu. Mogę też dodać, że nie unikałem jakoś wybitnie szumu. Nagrania, które kompletnie nie szumią są dla mnie dziwne. Dlatego, też nigdy nie kupuję sprzętu z absolutnie najwyższej półki, bo tam niskie szumy własne to priorytet.

WP: Na czym pan słucha w domu, ew. do czego pan dąży?

MB: Najlepiej wspominam okres słuchania muzyki na wielkich kolumnach Cerwin Vega, które niestety się spaliły. Grały fenomenalnie. Mocno, czysto, ciemno, ale realistycznie. Praktycznie od początku mojej pracy z dźwiękiem pracuję na odsłuchach bliskiego pola MSP 5 firmy Yamaha. Nie zmieniłem tego odsłuchu ani nawet o tym nie myślałem. To są moje drugie uszy. Wysłuchałem na nich tysięcy nagrań, są bardzo precyzyjne i absolutnie żaden rejestr nie jest w nich przejaskrawiony. Są po prostu nudne, co dla wielu producentów jest wadą, bo lubią kiedy jest głośno i efektownie w czasie pracy. Dźwięk MSP 5 nie robi też specjalnie wrażenia, jednak jeśli wykręcisz na nich efektowny bas lub przejrzystą górę to możesz naprawdę sobie pogratulować. Najbardziej lubię w nich to, że dają bardzo bliskie pole i nie są wymagające w stosunku do warunków akustycznych. Pracuje się na nich trochę jak pod mikroskopem. Pracowałem też kiedyś równolegle na dużych Genelecach i połowę czasu spędzałem na słuchaniu głośno swojego miksu i zachwycaniu się nim. Na odsłuchach alternatywnych już nie było tak różowo. W MSP 5 nie ma tego problemu. Pracowałem też na dużych PMC w studiu S4 i robią niezapomniane wrażenie, ale raz, że kosztują, dwa że wymagają wzorcowej akustyki. Na takie rozwiązania mnie nie stać. Poza pracą, czasami mam ochotę na takiego dźwiękowego MacDonalda i dlatego zakupiłem w zeszłym tygodniu dock do iPoda firmy Harman Kardon. Niesamowicie mocny i precyzyjny dźwięk biorąc pod uwagę gabaryty i cenę, natomiast jest to typowe brzmienie na "sterydach".

WP: Jak według pana powinien brzmieć dźwięk w domu?

MB: Lubię każdy interesujący rodzaj dźwięku. W aucie potrzebuję basu, w pracy precyzji i neutralności, a kiedy piję piwo ze znajomymi, to może nas dźwięk ładnie poszukiwać. Jednak mój ideał to brzmienie do którego konsekwentnie dążę. Z jednej strony bardzo realistyczne, wierne w stosunku do źródła, w stylu nagrań ECM. Z drugiej przerysowane, "tłuste", oparte o silną kompresję i dużą ilość analogowego EQ - czyli styl miksowania nagrań wywodzący się z hip-hopu. Teoretycznie dwa światy, ale myślę, że na EP Dziwne dźwięki i niepojęte czyny wykonałem duży krok w tym kierunku. Słuchając nagrań hip-hopowych, nawet perfekcyjnie zrealizowanych, zawsze brakowało mi naturalności i przestrzeni znanej z płyty akustycznych. Kiedy słucham nagrań akustycznych, np. z ECM, to brakuje mi mocy i precyzji w zakresie EQ, i kompresji znanej z hip-hopu. W nowych produkcjach chcę również skorzystać z technik muzyki elektronicznej, bądź nawet techno, gdzie dźwięk jest sterylny, czysty, cyfrowy. Takie są moje cele brzmieniowe.

MUZYKA DO ŚCIĄGNIĘCIA

Dzięki uprzejmości pana Mikołaja, czytelnicy „High Fidelity” mają możliwość bezpłatnego ściągnięcia dwóch utworów – jednego z płyty Pewne Sekwencje, jeszcze w postaci 16 bity/44,1 kHz i drugiego z ostatniej płyty, w postaci 24 bity/44,1 kHz. Artysta napisał do obydwu słowo komentarza.



Etron z płyty Pewne Sekwencje (Asfalt Records 2008); 16 bity, 44,1 kHz, FLAC
Utwór z 2005 roku. Do prostej, hipnotycznej pętli stworzonej na samplerze dodałem surowe ślady klarnetu, akordeonu oraz proste tony syntezy powstałe przy użyciu Commodore 64. Instrumenty nagrywałem jeszcze na budżetowym preampie Focusrite i lampowym mikrofonie AKG Solidtube.



DDINC 04 z płyty Dziwne dźwięki i niepojęte czyny (Nowe Nagrania 2010); 24 bity, 44,1 kHz, FLAC
Nagrania z najnowszej płyty. Kontrabas, wiolonczela i fortepian czyli moje trzy ulubione instrumenty akustyczne. Każdy instrument miał minimum 50 lat, to fascynujące, jak takie parametry przekładają się na jakość i brzmienie utworu.



Pobierz test w PDF

Pytania, podpowiedzi, zarzuty itp. prosimy kierować na adres: opinia@highfidelity.pl

KIM JESTEŚMY?

„High Fidelity” jest miesięcznikiem audio, ukazującym się nieprzerwanie od 1 maja 2004 roku. Do października 2008 roku nosił tytuł „High Fidelity OnLine”. Jego celem jest próba dotarcia do tego co najważniejsze – do MUZYKI. Wierzymy, że aby oddać pełnię zamierzeń kompozytora, wykonawcy, realizatora, konieczne jest zapewnienie maksymalnie przezroczystego toru odsłuchowego. Takich urządzeń, w każdym przedziale cenowym, szukamy. Najciekawsze prezentujemy na łamach magazynu.
Polityka pisma jest prosta: interesuje nas to, co dobre, innowacyjne, unikalne. Nie testujemy rzeczy słabych lub niedopracowanych – życie jest na to zbyt krótkie... Współpracujemy ze wszystkimi producentami, dystrybutorami i salonami audio, bez względu na to, czy się w piśmie reklamują, czy nie. Wychodzimy z założenia, że najważniejszy jest Czytelnik i pismo jest tak dobre, jak dobre są testy. Reszta przychodzi potem sama. Jesteśmy pasjonatami – melomanami i audiofilami jednocześnie, dlatego stopienie się tych dwóch rzeczy jest dla nas najważniejsze.

FOTO

ZDJĘCIA TESTOWANYCH URZĄDZEŃ WYKONYWANE SĄ PRZY UŻYCIU SPRZĘTU FIRMY



Aparat cyfrowy:
Canon 7D, EF-24-105/L IS USM + EF 100 mm 1:2.8 USM

UŻYCZONEGO PRZEZ FIRMĘ