Wzmacniacz zintegrowany Gato Audio AMP-150 Cena: 5590 € Producent: Gato Audio Kontakt: Gato Audio | Hoerkaer 14 DK-2730 Herlev, Dania tel.: (+45) 4095 2205 e-mail: hello@gato-audio.com Strona producenta: Gato Audio Kraj pochodzenia: Dania Tekst: Wojciech Pacuła Zdjęcia: Gato Audio, Wojciech Pacuła |
Strona firmowa jako główną osobę w Gato Audio podaje Poula Rossinga. W latach 50. zaczynając pracę w warsztacie ojca, został wkrótce dystrybutorem czołowych firm audio. W 1973 roku zdecydował się zaprojektować i sprzedawać swoje własne kolumny pod marką Avance. To była pierwsza firma, która skorzystała ze współpracy z fabrykami w Chinach. Wskutek splotu okoliczności marka Avance została sprzedana chińskim współpracownikom Rossinga, którzy zajmują się nią po dziś dzień. Częścią umowy sprzedaży było opracowanie kilku kolejnych linii głośników, w czym Poulowi pomógł inżynier Milad Kahfizadeh. W roku 2003, kiedy GamuT – inny skandynawski producent – przeżywał najgorszy okres, Poul Rossing kupił firmę i wraz z Miladem Kahfizadehem podźwignął firmę, zakładając spółkę GamuT International A/S. Obydwaj panowie byli uznanymi specjalistami w dziedzinie kolumn głośnikowych. GamuT był jednak postrzegany przede wszystkim jako firma produkująca elektronikę. Żeby podołać temu zadaniu panowie zlecili firmie headhunterskiej znalezienie odpowiedniego człowieka na stanowisko szefa działu elektronicznego. Okazał się nim Frederik Johansen, który dla GamuTa zostawił Thule Audio i podjął pracę w nowej firmie na początku 2004 roku. Jak się mówi, to on, wraz z designerem Krestenem Dinesenem, odpowiedzialny jest za renesans GamuTa. Światowy rynek jest jednak nieprzewidywalny, a rachunek ekonomiczny nieubłagany, szczególnie, jeśli chce się robić tak bezkompromisowe produkty, jak ta trójka. Dlatego firma po jakimś czasie znalazła się w kłopotach finansowych, a pod koniec 2006 roku została sprzedana. Poul Rossing mógł się wreszcie wybrać na zasłużoną emeryturę. Podczas odsłuchów korzystałem z następujących płyt:
Japońskie wersje płyt dostępne na CD Japan. INT-150 to wzmacniacz bezkompromisowy. W każdym tego słowa znaczeniu, obejmującym zarówno wykonanie, jak i dźwięk. O budowie poniżej, teraz kilka słów o dźwięku.
Jego bezkompromisowość polega na tym, że nie starano się w nim w żaden sposób wpływać na brzmienie. Albo też – starano się ze wszystkich sił tak ukształtować jego brzmienie, żeby tych zabiegów nie było słychać. Najpierw definicja przez negację: jego dźwięk NIE jest ocieplony, NIE jest zaokrąglony, NIE jest rozjaśniony, NIE jest spowolniony, NIE przypomina typowego wzmacniacza lampowego, NIE stara się niczym przypodobać. NIE słychać, że ma tak wysoka moc, przynajmniej NIE od razu.
Jego cechą szczególną, motywem przewodnim całego odsłuchu, jest bezkompromisowa neutralność. Uwaga! Nie chodzi o to, że masakruje nagrania! Jak wielokrotnie mówiłem, gorzej zrealizowane płyty obrzydzają neutralne, bezkompromisowe urządzenia z niższych pułapów cenowych, sporo poniżej 10 000 zł. Tam to naprawdę, moim zdaniem nie działa i walka za wszelką cenę o wyrównany balans tonalny i otwarty dźwięk, bez jego wypełnienia, bez wystarczającej rozdzielczości kończy się właśnie czymś takim – czystym, niczego nie ukrywającym brzmieniem, w którym nie ma za wiele Muzyki. Najlepiej na tym, moim zdaniem, wychodzi środek pasma. Na pierwszy rzut oka w uszy rzucają się (ale namieszałem…) oczywiście wysokie tony. Zostawmy je jednak na razie w spokoju, bo choć są częścią całościowego przekazu, a więc wartości nadrzędnej, to jednak właśnie średnica pokazuje, jak wysoka moc, niskie zniekształcenia, niski szum itp., a więc atrybuty wzmacniaczy półprzewodnikowych, mogą się przełożyć na dźwięk zwyczajowo rezerwowany dla wzmacniaczy lampowych. I nie chodzi mi o ciepło, czy coś takiego, a o umiejętność grania pełna, niezwykle nasyconą średnica. Razem z detalicznością idzie też umiejętność różnicowania. To jest właśnie ten wzmacniacz, który pokaże w nagraniach więcej, niż byśmy mogli je o to podejrzewać. Z łatwością i lekkością ukaże też różnice między różnymi edycjami, tłoczeniami, między różnymi muzykami. Zaraz po Byrdzie puściłem bowiem płytę Seven Steps To Heaven Milesa Davisa, w znakomitej reedycji Analogue Production i od razu jasne było, że to inny muzyk, że to inny instrument i zupełnie inna realizacja. Ludzie z AP przenieśli dźwięk z taśmy-matki bez żadnych ingerencji i okazało się, że to bardziej otwarte brzmienie, z większa ilością góry niż do tej pory myśleliśmy. Tutaj trąbka potrafiła zabrzmieć przenikliwie, mocno. To oczywiście pochodna innego stylu gry Davisa, ale testowany wzmacniacz bez wahania te różnice pokazał. |
Omówiwszy środek i rozdzielczość dochodzimy do miejsca, w którym musi zostać podjęta decyzja – czy to wzmacniacz dla mnie? Myślę oczywiście o potencjalnym kliencie, bo chciałbym, żeby moje preferencje nie wpływały na państwa postrzeganie danego produktu, albo przynajmniej, żeby wpływały jak najmniej. Informacja o tym, co dany recenzent lubi bardziej, a co mniej, jaką ma wizję dźwięku absolutnego itp. jest oczywiście ważna, ale to element typu „post”, a nie „ante”; może pomóc w decyzji, ale nie ma prawa jej zastąpić. A decyzja musi zostać podjęta, bo to nie jest brzmienie, które zadowoli wszystkich melomanów, czy audiofilów. Jak mówiłem, to bardzo otwarte, czyste granie. Przypomina nieco brzmienie systemu Krella EVO222+EVO402 z nieco większym nasyceniem środka i jeszcze lepszym różnicowaniem. Z drugiej strony to zupełnie inne granie niż wzmacniacza Atoll INT400, którego właśnie testowałem dla „Audio”, a także inne niż końcówek Mark Levinson No531 („Audio” 12/2010). W gato Audio nasycenie środka następuje przez wyczyszczenie dźwięku ze zniekształceń, przez jak najlepszą liniowość i spójność fazową, a nie przez lekkie zaokrąglenie góry i dopalenie wyższego basu. INT=-150 gra w otwarty sposób, nie chowa wysokich tonów, dlatego duża część kolumn tego nie zniesie. Na pewno nie kolumny w rodzaju German Physiks HRS 120 Carbon, a raczej coś w rodzaju Avalon Ascendant czy Isophon Berlina RC7. Chodzi o kolumny, które potrafią zagrać kremowym dźwiękiem, bez utwardzania ataku. Góra testowanego wzmacniacza jest niebywale czysta i rozdzielcza, ale właśnie dlatego czasem może się wydać, że jest jej dużo. To nie jest rozjaśnienie, a tym bardziej jaskrawość. Ilość informacji z góry pasma jest jednak tak duża, że w odległości 2-4 m od kolumn może się wydać większa niż w rzeczywistości. Problemem jest oczywiście sposób reprodukcji dźwięku w warunkach domowych, a nie wzmacniacz, ale efekt końcowy jest właśnie taki. Zupełnie inaczej niż góra pasma prezentowany jest bas. Jest inny niż w Krellu i powiedziałbym, że najbliżej mu do brzmienia (chodzi o barwę) wzmacniaczy lampowych, albo tranzystorów BAT-a. Atak jest nieco zmiękczony, a sam bas nie jest bardzo silny – nie ma np. podkreślenia jego średniej części. Rozumiem to w ten sposób, że przy mocniejszym, twardszym basie (o taki często oskarżane są piece Krella) dźwięk stałby się za bardzo konturowy. Ilość informacji na górze w połączeniu z konturowym basem dałyby właśnie taki – konturowy – dźwięk, na dłuższą metę męczący. Wzmacniacz doskonale definiuje instrumenty w przestrzeni – zarówno przed nami, jak i za nami, z boków, itp., w zależności od tego, jak to sobie zaplanowali realizator z producentem. Głos Gahana ze wspomnianego maksi-singla dochodził gdzieś z „kopuły” PONAD mną, nie dało się wskazać jego źródła, a miało się wrażenie uczestniczenia w jakiejś ceremonii w dużym kościele. Podobne odczucia miałem przy nagraniu A Love Again z płyty Tonight Savage’a – niesamowite, jak ta w sumie prosta muzyka jest zrobiona, jak wiele wysiłku włożono w kreowanie brzmień!!! To dlatego współczesne podróbki brzmią w tak plastikowy sposób – jak mówili mi odpowiedzialni za restaurację tej płyty Rafał Lachmirowicz i Damian Lipiński, na uderzenie perkusji składa się często osiem różnych uderzeń stopy – tylko po to, żeby stopa brzmiała tak, a nie inaczej. Gato ładnie pokazało, na czym to polega, i oddało bardzo duży wolumen tych nagrań – Savage tak to sobie chyba wymarzył… INT-150 to piękny wzmacniacz o bezkompromisowym dźwięku. Koniecznie trzeba go wypróbować z konkretnymi kolumnami, bo to nie jest „plug&play”. Oprócz przywołanych kolumn koniecznie trzeba go posłuchać ze Spendorami, albo Harbethami i Sonus faberami. Gato Audio ma w swojej ofercie także fantastyczne kolumny, które mogą być naturalnym partnerem dla tego urządzenia. Jego brzmienie jest otwarte, pozbawione podbarwień, czyste, dynamiczne. Dobrze śledzi to, co jest do niego przesyłane ze źródła. Wyraźnie lepiej gra w połączeniu niezbalansowanym, dlatego nie ma ciśnienia, żeby rozglądać się za odtwarzaczem CD (odtwarzaczem plików itp.) lub przedwzmacniaczem gramofonowym z takimi wyjściami. BUDOWAWzmacniacz AMP-150 Gato Audio wygląda wręcz nieprawdopodobnie dobrze. To, obok kolumn Franco Serblina Ktêma jedyny produkt audio, jaki w ostatnich latach zrobił równie duże wrażenie na moich domownikach. Osobnego omówienia wymaga pilot zdalnego sterowania. Wygląda równie zabójczo, jak sam wzmacniacz. Wykonano go z metalu, ale nie jest przesadnie ciężki, zaś front i tył ścięto. Guziki są niewielkie, sterujemy nimi zarówno wzmacniaczem, jak i odtwarzaczem Gato Audio. Regulacja siły głosu jest jednak idealna – to niewielkie koło z gumowym ringiem, którym kręcimy tak, jak normalną gałką siły głosu. Obsługa jest przyjemna i łatwa. Układ podzielono na kilka płytek. Przy tylnej ściance mamy płytkę z wejściami. Nalutowano na nią przekaźniki firmy NEC i scalona, analogową, ale sterowaną cyfrowo drabinkę rezystorową Burr-Browna PGA2320. To układ stereofoniczny (dwa kanały), dlatego wejścia i wejścia zbalansowane należy traktować jako opcjonalne – sygnał jest dla nich (odpowiednio) symetryzowany i de symetryzowany w układach scalonych TL072. Wszystkie gniazda, teraz widać, że naprawdę znakomite, wlutowano bezpośrednio w tę płytkę. Z niej, krótkimi, ekranowanymi kabelkami trafiamy do końcówek mocy. Część układu powstała dzięki montażowi powierzchniowemu, a część jest klasyczna, przewlekana. Sterujące tranzystory sterujące są bipolarne i przykręcono je do tego samego radiatora, co końcowe IXYS IXFK120N20P + IXFK 120N20P. To bardzo nowoczesne tranzystory MOSFET PolarHT HiPerFET o znakomitych osiągach. Przyciśnięto je do radiatorów metalowymi klamrami. Radiator jest tak naprawdę połową walca, wyfrezowanego na obwodzie tak, żeby zwiększyć powierzchnię emitującą ciepło – to stąd pokaźna waga wzmacniacza. Tranzystory końcowe pracują w push-pullu w klasie AB. Dane techniczne (wg producenta): Pobierz test w PDF |
||||||||||||||||
g a l e r i a
|
System odniesienia
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity