FELIETON Pocztówki z wakacji: SZTOKHOLM
O wizycie w Sztokholmie, muzeach i związanych z nimi muzycznych tropach, szwedzkim jazzie i klasyce, o cydrze oraz polskich szyszakach – to wszystko w tekście pod spodem. Jak się okazuje, to jedno z ciekawszych miejsc w Europie.
|
FELIETON
tekst WOJCIECH PACUŁA |
|
No 244 16 sierpnia 2024 |
NIE WIEM, CZY WSZYSCY TAK MAJĄ, ale zarówno ja, jak i moi znajomi, którzy wiedzieli, że wybieram się do Sztokholmu, ciekawi byliśmy „naszych” artefaktów wystawianych w szweckich muzeach. Mówiąc „nasze” mam na myśli różnego rodzaju dobra materialne, w tym piękne szyszaki, królewskie zbroje, proporce i inne elementy uzbrojenia, zrabowane w czasie potopu szwedzkiego (1655–1660). Jak zgodnie podkreślają wszystkie źródła, był to największa, najbardziej niszczycielska katastrofa naszego kraju, obok II wojny światowej. ⸜ Widok na Fotografiska (pol. Muzeum Fotografii) z pokładu jednego z wielu statków kursujących po Strömmen, części zatoki Saltsjön; po lewej, na wysokości promu zatonął okręt Vasa Wojska króla Karola X Gustawa wywiozły z Polski wszystko, co dało się ruszyć, a często nawet to, co było na stałe związane z podłożem. Nie tylko wyposażenie wojskowe, nie tylko własność królów, biskupów i możnowładców, ale nawet kamienne obramowania odrzwi i sadzawek. Drobne pozostałości tych bogactw odsłania co jakiś czas Wisła podczas suszy. Pierwsze znalezisko o dużej wartości pochodzi z 1906 roku, kiedy to wydobyto kilka marmurowych rzeźb, między innymi pięknego manierystycznego delfina. Portal Culture dodaje: Relacje te wieńczyła informacja, że podczas próby wyciągnięcia wielkiego kamiennego orła zerwały się liny i jedynym, co udało się wydobyć, było złamane skrzydło. Wkrótce potem władze carskie zabroniły szukania w rzece jakichkolwiek skarbów. Kolejna duża grupa artefaktów została wydobyta w 2015 roku podczas kolejnej rekordowej suszy. A to tylko odpryski łupu, który Szwedzi wywieźli wówczas z Polski. Konsensus mówi, że dobra te pozwoliły zamienić, wówczas wciąż jeszcze dość prowincjonalne, Królestwo Szwecji w lokalną potęgę. Nic na to nie poradzę – tak mam i sprawa ta wciąż jest dla mnie nierozwiązana. Czego wymownym symbolem są dwa lwy strzegące Kungliga Slottet, czyli Zamku Królewskiego, zabrane w XVII wieku sprzed warszawskiego Zamku. Z drugiej strony, tak naprawdę, nie z tym mi się Szwecja kojarzy. A kojarzy się z czystym powietrzem i wodą, zdobyczami państwa opiekuńczego, Nagrodą Nobla, wspaniałym szwedzkim jazzem, doskonałą sceną muzyki blackmetalowej, a także z ABBĄ. I ze spokojem. Odwiedzając w lipcu Sztokholm wszystko to dostałem. Powiem więcej – rzeczy, które obaczyłem i których doświadczyłem spowodowały, że widzę teraz ten kraj z zupełnie innej strony. Tym bardziej, że interesowały mnie wątki muzyczne. ▌ Tylko Compact Disc NIE WIEM, CZY PAŃSTWO PAMIĘTACIE, ale z każdej wakacyjnej wyprawy staram się przywieźć muzykę. W moim przypadku jest to muzyka na płytach Compact Disc. Szczególnie upodobałem sobie kościoły, opery i sale koncertowe. Nie chodzi nawet o mające tam miejsce wydarzenia, a o muzykę zarejestrowaną w danym miejscu lub tylko tam dostępną. ⸜ Płyta z muzyką Larsa-Erika Larssona pt. Förklädd gud W taki właśnie sposób moje zbiory zasiliły płyty, między innymi, z Berliner Dom (pełna nazwa: Oberpfarr- und Domkirche zu Berlin), bazyliki Sacré-Cœur (pol. Bazylika Najświętszego Serca) oraz Sainte-Chapelle (pol. Święta Kaplica) w Paryżu, Teatro Alla Scala w Mediolanie, a także krążki z małego sklepu płytowego w Kopenhadze, tuż obok cmentarza Assistens Kirkegård, na którym spoczywa, między innymi, Ben Webster. Z kolei z Pragi przywożę sporo nagrań muzyki klasycznej, między innymi z Muzeum Bedřicha Smetany. Tym razem były to dobra wypatrzone w Sztokholmie. Z tego typu znaleziskami, poza – co oczywiste – sklepami płytowymi i antykwariatami, sprawa nie jest prosta. A to dlatego, że znakomita większość kościołów nie prowadzi sprzedaży płyt z muzyką. Nie tylko w Szwecji, ale w całej Europie. Nawet jeśli takowa jest na ich terenie rejestrowana. W przykościelnych sklepikach dostaniemy krzyżyki, różańce, książki i inne pamiątki, nawet magnesy, w większych powiększone o gadżety związane z danym miejscem; dzięki temu od roku piję kawę w filiżance mającej kształt jednej z kolumn podpierających sklepienie Temple Expiatori de la Sagrada Família, (pol. Świątynia Pokutna Świętej Rodziny [w Barcelonie]), znanej po prostu jako Sagrada Família. Ale muzyki tam nie ma. Tak, przy okazji, w Szwecji mają świetną kawę. Piją ją mocną, czarną, najlepiej bez cukru. Myślę, że częścią jej sekretu jest woda. Niesłychanie czysta, ale i bardzo dobra, sytuuje stolicę tego kraju w ścisłej czołówce na świecie, obok Singapuru, Kopenhagi, ujęć w Finlandii i Kanadzie. Dla stolicy Szwecji pobierana jest ona z leżącego nieopodal jeziora Mälaren, a nad jej jakością czuwa SIWI (Stockholm International Water Institute). Jak się wydaje z tego samego powodu zakochałem się w szwedzkim cydrze (szw. äppelcider), szczególnie dwóch producentów: Rekordelik oraz niszowej Golden Cider Company. Ale do rzeczy – muzea, kościoły, opery, sal koncertowe w swoich sklepikach oferują niesłychanie skąpy wybór muzyki. Dlatego też, kiedy po oglądnięciu zbiorów skarbca koronnego Kungliga slottet (pol. Pałac Królewski), mieszczącego się na wyspie Stadsholmen, w dzielnicy Gamla stan, po oglądnięciu cudowności, w tym niektórych mających powiązania z dworem polskim (historyczne związki Szwecji z Polską są w tym kraju wszędzie mocno widoczne), stanąłem przed maleńkim sklepikiem, tylko dla świętego spokoju przeskanowałem wystawione gadżety. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy pomiędzy ołówkami z koroną królewską, magnesami na półkę z widokiem zamku i notesami z logiem muzeum zobaczyłem płytę CD. Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę. Na niczym niewyróżniającej się okładce widniał tytuł dzieła, po szwedzku i angielsku, a z boku, małymi literami, autor oraz wykonawcy. Nic mi one nie mówiły, proszę Szwedów o wybaczenie, to wyłącznie moja wina. Mój wzrok przykuło jednak małe, złocone, wytłaczane logo w prawym górnym rogu. Jednym słowem – musiałem ją mieć. Zanim płyta zniknęła w trzymanej przeze mnie na ramieniu torbie krakowskiego wydawnictwa Karakter, doszło do zabawnej sytuacji, która dobrze oddaje sytuację fizycznych nośników muzyki w XXI wieku. Płyta o której mowa stała sobie ładnie na podstaweczce tuż przed jednym z dwóch młodych ludzi siedzących za miniladą. Kiedy mu ją podałem zdziwił się niepomiernie, jego brwi się uniosły i przez chwilę nie wiedział, co z tym fantem zrobić. ⸜ Hall of State w Kungliga slottet (pol. Pałacu Królewskim), gdzie nagrano płytę Förklädd gud Kiedy zrozumiał, co trzyma w dłoni, rzucił mi przepraszające: „Sory, nie wiedziałem, że coś takiego mamy” i zaczął sprawdzać tę pozycję w komputerze. Nie znalazł jej. Dopiero podszyte zaskoczeniem konsultacje z kolegą i wykonany z ich wyniku telefon gdzieś „do góry”, dosłownie i w przenośni, wyjaśniły sprawę, a płyta stała się moją własnością. Tak przy okazji, ludzie w Sztokholmie są niesamowicie przyjaźni i po prostu mili. I to bez afektacji czy udawania. A także – takie miałem wrażenie – wszyscy mówią doskonale po angielsku i w kilku innych językach. Z drugiej strony w muzeach nie uświadczysz przewodników i materiałów w języku polskim; wyjątkiem było Vasamuseet (pol. Muzeum Vasa). Wróćmy jednak do loga. Jak później doczytałem, było to logo Kungliga Hovstaterna (pol. Dworu Królewskiego). Jest to oficjalna nazwa organizacji (królewskich gospodarstw domowych), które wspierają monarchę i dom królewski. Na czele Dworu stoi urzędujący monarcha, obecnie jest to król Carl XVI Gustaf. Nic więc dziwnego, że tę samą płytę zobaczyłem później raz jeszcze, w kościele Riddarholmskyrkan na Riddarholmen, w którym są pochowani władcy Szwecji i w którym umieszczono również specjalne tablice upamiętniające kawalerów Kungliga Serafimerorden (pol. Orderu Królewskiego Serafinów). To niezwykle zaszczytne, przyznawane od 1748 roku, odznaczenie królewskie otrzymało w całej jego historii pięciu Polaków, choć tylko trzech z nich jest wymienianych w dostępnej dla turystów bazie danych. Kawalerami Orderu są: nieobecni w bazie Aleksander Colonna-Walewski (1854) i Agenor Gołuchowski (1904), a także znani nam Ignacy Mościcki (1936), Lech Wałęsa (1993) oraz Bronisław Komorowski (2011). I teraz: logo Kungliga Hovstaterna znalazło się na ósmym z kolei, jak do tej pory ostatnim, wydaniu Förklädd gud, kantaty dla narratora, sopranu, barytonu, chóru mieszanego i orkiestry, napisanej w 1940 roku przez szwedzkiego kompozytora Larsa-Erika Larssona. Jak czytamy w Wikipedii, nastrojowy i pastoralny w stylu, neoromantyczny God in Disguise jest oprawą wiersza narracyjnego z 1933 roku autorstwa szwedzkiego poety Hjalmara Gullberga. ⸜ Jednym z najważniejszych miejsc w Sztokholmie jest Nobel Prize Museum (pol. Muzeum Nagrody Nobla) znajdujące się w sercu stolicy, przy Stortorget, czyli Rynku. Można tam kupić pamiątkowe pocztówki; na zdjęciu: Ernest Hemingway, Bob Dylan, Kazuo Ishiguro (石黒 一雄), a pod spodem Maria Skłodowska-Curie Kantata, której premiera odbyła się w Sveriges Radio AB (pol. Szwedzkim Radiu) 1 kwietnia 1940 roku pod batutą kompozytora, odniosła natychmiastowy sukces i pozostaje nie tylko jedną z najsłynniejszych kompozycji Larssona, ale także jednym z najczęściej wykonywanych utworów szwedzkiej muzyki poważnej. Wersja o której mowa została nagrana z udziałem Royal Stockholm Philharmonic Orchestra oraz Gustaf Sjökvist Chamber Choir pod batutą Ludviga Normana w 2008 roku w pałacowym Hall of State, centralnym miejscu wydarzeń związanych z rodziną królewską, w którym eksponowany jest, wykonany ze srebra, tron królowej Kristiny. Miejsce to jest dostępne dla zwiedzających, oglądnąłem je więc sobie z ciekawością. Na tym skończyła się muzyczna przygoda z Zamkiem. Jak przeczytają państwo w każdym przewodniku po tym mieście, a także na poświęconych mu stronach internetowych i blogach, najważniejszym traktem starego miasta jest Västerlånggatan, długa, wąska, piesza ulica opasująca dużą część starówki, kiedyś biegnąca wzdłuż murów miejskich. I to będzie prawda. Jednocześnie to główna atrakcja dla turystów, przypominająca przez to – przy zachowaniu wszelkich proporcji – Krupówki w Zakopanem czy ulicę Floriańską w Krakowie. Zapewne dlatego tubylcy spędzają czas na ulicy będącej przedłużeniem Västerlånggatan, czyli na Drottninggatan. Zaczynająca się niedaleko od budynków szwedzkiego parlamentu, długa na 1,7 km Ulica Królowej kończy się na wzgórzu, przy obserwatorium (Observatorielunden) obok budynków Stockholms Universitet (pol. Uniwersytetu Sztokholmskiego). Warto się tam udać, bo i knajp jest mnóstwo, i pubów, i kawiarni, o pijalniach win nie wpsomniawszy. Wiedziony ciekawością przeszedłem ją całą. Ale już na początku drogi, pod numerem 20, znalazłem sklep Bengans Skivbutik, zresztą jedyny sklep z płytami na tej niesłychanie drogiej ulicy. ⸜ Widok na Riksdag, czyli Parlament, od strony ulicy Drottninggatan Nie mogłem nie wejść, to oczywiste. Pomyślałem, że zapytam o jakiś szwedzki black metal i o jazz z tego kraju, od lat 60. mający powiązania z polską sceną jazzową, a na świecie znany głównie przez wydawnictwo Proprius. Chodziło mi oczywiście o płyty CD. Dlatego widok, jaki mi się ukazał po przekroczeniu progu sklepu zbił mnie z tropu – gdzie okiem sięgnąć winyle, całe ściany i kontenerki winyli. Chwilę zajęło mi wyszukanie pierwszych płyt CD, jednak okazało się, że dwa duże stoiska z kompaktami o boxami poświęcone są jedynie muzyce K-Pop. Lubię, jestem maniakiem seriali z tego kraju, ale, no nijak, black metal to nie jest. ▌ Tylko jazz NA SZCZĘŚCIE PŁYTY CD BYŁY, wprawdzie wciśnięte w najdalszy kąt, słabo wyeksponowane i raczej na doczepkę ale – były. Cóż z tego, skoro nie było tam nic, co by mnie zainteresowało. Oczywiście Garbarek i trochę płyt ECM, jakieś inne rzeczy, które od dawna mam, trochę popularnych tytułów Propriusa, ale generalnie – słabizna. I zero metalu. Zrezygnowany podszedłem do sprzedawcy, który nad pytaniem o muzykę metalową musiał się chwilę zastanowić i po chwili z przeprosinami w oczach zapytał: „może Ghost?” Jako że jestem z ich płytami na bieżąco, podziękowałem. |
Notabene, tuż po powrocie skorzystałem z zaproszenia Zbyszka Bielaka, który kończył wernisaż swoich prac w Zamku Pieskowa Skała i zaprosił mnie do siebie na odsłuch paru ciężkich płyt i gdzie widziałem parę rzeczy z projektowanej przez niego właśnie scenografii do najnowszej trasy koncertowej tego zespołu. Porozmawialiśmy chwilę o tym, co możemy razem zrobić. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, spotkamy się z państwem w czasie tegorocznego Audio Video Show. Black metal na AVS? – To mogłoby być coś! ⸜ Wnętrze Bengans Skivbutik W każdym razie, kiedy zapytałem wspomnianego sprzedawcę w Bengans Skivbutik o jazz, bez wahania sięgnął po stojącą na kontuarze płytę Jana Johanssona pt. Jazz På Svenska. Wydany oryginalnie w 1964 roku przez wytwórnię Megafon, a nagrany pomiędzy 1962 i 1964 krążek zawiera jazzowe interpretacje szwedzkich piosenek ludowych. I jest doskonały. Nagrany w duecie z kontrabasem, z liderem na fortepianie, ma znakomity dźwięk, bardzo czujnie uchwycony przez Olofa Svembela. Ten szwedzki inżynier dźwięku był, jak się wydaje, ważną figurą , bo nagrywał Stana Getza w czasie jego wizyty w Szwecji. Ciekawostka, na kontrabasie gra tam Georg Riedel, urodzony w Karlowych Warach (cz. Karlovy Vary), na terenie ówczesnej Czechosłowacji, który nie tylko ma nazwisko znane nam z zespołu Dżem, ale jest jednym z ważniejszych instrumentalistów jazzowych Szwecji i zagrał na topowym audiofilskim albumie Jazz at the Pawnshop (Proprius Records, 1974). W poświęconym mu artykule w „Jazz Forum” czytamy: Punktem przełomowym w jego karierze była niewątpliwie współpraca z pianistą Janem Johanssonem. W 1964 roku ukazała się, nagrana przez nich w duecie, płyta z jazzowymi interpretacjami szwedzkiej muzyki ludowej Jazz på svenska. Utwory, które się na niej znalazły (Visa från Utanmyra, Emigrandvisa, Visa från Rattvik), stały się swoistymi szwedzkimi standardami, a Jazz po szwedzku do tej pory zajmuje pierwsze miejsce w kategorii najlepiej sprzedających się szwedzkich płyt jazzowych. Współpraca dwóch wybitnych artystów zakończyła się w dramatycznych okolicznościach, kiedy w 1968 roku Jan Johansson zginął w wypadku samochodowym. Płyta została sprzedana w 250 000 egzemplarzach, a na Spotify odsłuchano ją 50 milionów razy! Jan był ojcem dwóch muzyków, Andersa i Jensa Johanssonów, którzy zremasterowali wersję, którą trzymam w ręce, wydaną w 2005 roku przez Heptagon Records. Wydawnictwo to należy do nich i jest swego rodzaju „żywym muzeum”, przez które synowie udostępniają spuściznę ojca. To naprawdę ciekawy przypadek, ponieważ muzycznie daleko im od tego, co robił Jan. A to dlatego, że Anders był perkusistą grupy HammerFall, a obecnie gra w powermetalowym zespole Tungsten. Z kolei Jens jest klawiszowcem fińskiej grupy powermetalowej Stratovarius i członkiem Rainbow, rockowego projektu Ritchiego Blackmore’a. I nawet jeśli nie słyszeliście państwo o żadnym z powyższych zespołów, może poza tym ostatnim, jestem pewien, że macie wdrukowane w podświadomość brzmienie kontrabasu Riedla. Płyta Jazz at the Pawnshop, na której liderem był saksofonista Sven Arne Domnérus, została nagrana w klubie mającym siedzibę w Sztokholmie. Wiele razy o nim czytałem, widziałem wiele zdjęć. Kiedy jednak przyszło co do czego, doznałem amnezji. Okazuje się bowiem, że pętając się po Gamla stan, wszedłem do małego klubu o nazwie Jazzpuben Stampen. Za chwilę miał się zacząć koncert, posłuchałem chwilę ostatnich minut próby, rozejrzałem się po wnętrzu, zlustrowałem instrumenty i wyszedłem. Wprawdzie miałem inne plany, ale co tam plany – ważne, że wyszedłem. ⸜ Płyta Jana Johanssona pt. Jazz På Svenska Dopiero w domu, zbierając materiały do tego felietonu odkryłem, że Stampen to właśnie TEN klub. Mój Boże! – Toż to święte miejsce, a ja je odwiedziłem w roli ciekawostki. Nawet piwa się nie napiłem. Na szczęście dobrze się rozglądnąłem, bo to ciekawe miejsce, a na ścianach wisi od groma zdjęć z autografami czołówki jazzowej z całego świata. I nic mnie nie tknęło? Teraz, wiedząc już gdzie byłem, nie mogę uwierzyć, że na tej mikroskopijnej, wciśniętej w róg głównej sali, scenie zmieścili się muzycy uwiecznieni na albumie Domnérusa. Pub jest wyłożony drewnem, ma sporo zakamarków, może dlatego to, co usłyszałem, a była to perkusja i pianino Rhodesa, brzmiało znakomicie. Ale, powtórzę, jak się oni tam zmieścili, gdzie siedział realizator, Gert Palmcrantz, a skądinąd wiadomo, że jeden magnetofon Nagra IV-S (z małymi szpulami) trzymał na kolanach, a drugi leżał na kratownicy po piwie – to jest poza moją wyobraźnią. W każdym razie w Bengans Skivbutik schwyciłem płytę Jazz På Svenska nie wiedząc jeszcze, jak wielką przyjemność mi sprawi i że przyprawi mnie o palpitacje serca. Jeszcze tylko jedno piwo w drodze powrotnej, przeglądnięcie zdjęć, które zrobiłem z urokliwego parku otaczającego obserwatorium – i do hotelu. Kolejny dzień miał być bowiem dniem ABBY. Powiedzieć, że to narodowy skarb, to nie powiedzieć nic. ▌ Tylko ABBA MUZEUM TO ZNAJDUJE SIĘ kilka minut od miejsca, gdzie podziwiać można gargantuiczny okręt Vasa, który zatonął w sierpniu 1628 w swoim dziewiczym rejsie kilkaset metrów od portu, a który wydobyto 24 kwietnia 1961 roku i który jest dzisiaj jedną z najważniejszych atrakcji Sztokholmu, coś jak dla Polaków Wawel. Z kolei po jego drugiej stronie znajduje się duży park rozrywki Tivoli. Bilety na ABBĘ trzeba kupić sporo wcześniej i są one na konkretną godzinę. W czasie, kiedy my tam byliśmy, wszystkie miejsca były wykupione na kilka dni w przód. 1 czerwca tego roku portal rmf24.pl pisał: Członkowie słynnego zespołu ABBA zostali odznaczeni przez króla Szwecji Karola XVI Gustawa prestiżowym Orderem Wazów za „wybitne zasługi w muzyce szwedzkiej i międzynarodowej". Jest to pierwsze przyznanie tego odznaczenia Szwedom od 50 lat. To wyjątkowy zaszczyt, ale też spotkał on zespół, który dla Szwecji zrobił więcej niż znacząca większość polityków i uczynił ten kraj rozpoznawalnym na całym świecie. I nic dziwnego. Ten, powstały w 1972 roku w składzie Anni-Frid Lyngstad, Benny Andersson, Björn Ulvaeus i Agneth Fältskog, kwartet sprzedał 400 mln albumów i singli na całym świecie , a jego członkowie byli pierwszymi Szwedami, którzy wygrali w 1974 roku konkurs piosenki Eurowizji, przebojem Waterloo. I choć zakończył działalność w 1982 roku, niedługo po wydaniu płyty The Visitors, jego popularność ponownie wzrosła za sprawą musicalu Mamma Mia! z 2008 roku w którym wykorzystano przeboje zespołu z całego okresu działalności. ⸜ Figury woskowe zespołu ABBA w poświęconym mu muzeum Muzeum ABBY – piszę jej nazwę dużymi literami, ponieważ przyjęło się, że to skrót powstały od pierwszych liter imion jej członków – jest z jednej strony pompatyczne, a z drugiej niesamowicie intymne, posypane brokatem, ale i często przyziemne. Czyli dokładnie takie, jaki był sam zespół. Karierę rozpoczynali grając na ludowych festynach i ta swojskość pozostała w ich muzyce niemal do końca. Ale to również muzeum bardzo szwedzkie. W tym sensie, że sensowne i nieprzytłaczające. Widzą państwo, w tym samym dniu byliśmy w Moderna Museet (pol. Muzeum Sztuki Nowoczesnej i Współczesnej), które jest jedną z najlepiej zaopatrzonych tego typu instytucji w Europie. Wśród ponad 6000 topowych obiektów, które mają na stanie znajdziemy absolutne perły współczesnego malarstwa i rzeźby, w tym – wzbudzającą ogromne kontrowersje w Polsce, a tam nie wywołującą żadnych negatywnych emocji – La Nona Ora (pol. Dziewiąta godzina) Maurizio Cattelana, przedstawiająca postać papieża Jana Pawła II przygniecioną przez meteor. Już więcej poruszenia powodowała instalacja Him zaraz obok, zresztą tego samego autora, przedstawiająca Hitlera o rozmiarach nastolatka, klęczącego w całkowicie czerwonym pokoju i wpatrzonego w obraz Roy’a Lichtensteina Uncle Sam. Ale do rzeczy – szwedzkie muzea, przynajmniej te, w których byliśmy, nawet Armémuseum (pol. Muzeum Armii), charakteryzują się wspaniałym umiarem (przy okazji – to kolejne miejsce, gdzie jest sporo polskich artefaktów). Przecież Moderna Museet mogłoby wystawić się w stu salach, a i tak nie pokazano by wszystkich skarbów, jak płócien Pabla Picassa, rzeźb i instalacji Ai WeiWei’a, serigrafii i fotografii Andy’ego Warhola, „wycinanek” Henri’ego Matissa czy malarstwa Jacksona Pollocka, nie wspominając o setkach malarzy nordyckich. Zamiast zabić nas nadmiarem, kuratorzy przyjęli zasadę rotacji. Stała ekspozycja jest niewielka, natomiast duża część dzieł jest pokazywana rotacyjnie. To dzięki temu mogłem zobaczyć obraz Pollocka zawieszony tu obok obrazu Tadeusza Kantora, niebywale podobne, a przy tym – uwaga – równoważne artystycznie. Dzięki temu wizytując to miejsce co jakiś czas za każdym razem zobaczymy nieco inną ekspozycję. Dla przykładu, już za kilkadziesiąt dni rusza tam wystawa niemieckiego ekspresjonizmu. ⸜ Jedna z czasowych wystaw w Moderna Museet i obrazy Pollocka i Kantora – rozpoznają państwo który jest który? (podpowiedź: po lewej wisi Kantor) Podobnie jest w Muziem ABBY. Odwiedzający prowadzeni są przez jej historię, począwszy od zwycięskiej Eurowizji, której jest poświęcony osobny pokój, z wyświetlanym występem oraz ze strojami z niego, jak również z medalem za zajęcie pierwszego miejsca, poprzez salę gdzie pokazano, jak się te dwie pary poznały, przez ich garderobę, studio nagraniowe Polaris (!), biuro wytwórni, aż do sali w której pokazano dziesiątki złotych i platynowych płyt. Po drodze można również zaśpiewać z awatarami członków zespołu wybraną piosenkę, przy czym wygląda to tak, jakbyśmy rzeczywiście obok nich stali, rzucić okiem na rzeźby z wosku, samodzielnie zmiksować wybrany utwór, a nawet zaśpiewać karaoke w specjalnie do tego przygotowanych budkach. Osobne pomieszczenia przygotowano dla przygody z Mamma Mią, ze słynnymi niebieskimi drzwiami na czele, z którymi każdy chciał sobie zrobić zdjęcia, a także samochodem, którym główni bohaterowie podróżowali po wyspie, do którego można było wsiąść i zrobić sobie jeszcze więcej zdjęć. I jeszcze pokoje, z solową działalnością muzyków. I było też miejsce, w którym opowiadano o projekcie ABBA Voyage, czyli serii koncertów z lat 2023-24, w których zamiast muzyków „występowały” ich awatary. Choć to może się wydawać dziwaczne, w muzeum można je oglądnąć z bliska i, powiem to, wyglądają niesamowicie realistycznie. A nad tym wszystkim stale unosi się muzyka zespołu. Wychodząc trafiamy, jak to we współczesnych muzeach, do sklepiku. Tutaj to cały sklep, wcale nie taki mały, z setkami gadżetów, ubrań, butów, książek albumów fotograficznych, a także płyt. Prawdę mówiąc byłem przygotowany na małe szaleństwo strony, pieniądze były zabezpieczone, a okazało się, że to trochę „wydmuszka”. Nie było tam nic – mówię wciąż o płytach – co miałoby wartość płynącą z tego, że zostało kupione w tym miejscu, ani nic unikatowego. Żeby jednak nie wyjść z wprawy sięgnąłem po płyty CD Waterloo (1974) i The Visitors (1981), czyli pierwszą i ostatnią w ich katalogu (nie liczą Voyage), obydwie w wersjach z remasterem z 2001 roku. ▌ Powrót Z KRAKOWA DO SZTOKHOLMU latają bezpośrednie loty, podobnie, jak z innych polskich miast, łatwo więc tam się dostać. Lot z mojego miasta trwa niespełna dwie godziny, a lotnisko Arlanda (ARN), na którym samoloty z Polski lądują, jest na tyle blisko, że Arlanda Express, pociąg dowożący nas do samego serca miasta, odjeżdżający co jakieś piętnaście minut, jedzie zaledwie osiemnaście minut. Nie macie więc państwo niczego na swoje usprawiedliwienie. ⸜ Jeden z ważniejszych punktów dla każdego odwiedzającego Sztokholm – rzeźba autorstwa Bernta Notkego zatytułowana Święty Jerzy ze smokiem z 1489 roku upamiętniająca zwycięstwo Stena Sture Starszego nad Duńczykami wykonana z drewna dębowego i rogów łosia. Dzieło znajduje się w kościele św. Mikołaja na sztokholmskim Starym Mieście Czy to muzea związane ze sztuką, Nagrodą Nobla, a jest przecież i Muzeum Miejskie, Muzeum Wikingów, Osada Wikingów, Muzeum Fotografii i wiele innych, czy też – dla mnie numer jeden i miejsce, do którego chciałbym wrócić – klub Stampen, każdy tu znajdzie coś dla siebie. Nie jest przeraźliwie gorąco, jak na południu Europy, ale jest ciepło i jednocześnie rześko. To po prostu dobre miejsce na wakacje, a nawet krótki weekendowy wypad. I jest, wbrew pozorom, pełne muzyki. ● |
- Szalki używane przez Marię Skłodowską-Curie do ustalania masy atomowej pierwiastków; Muzeum Nobla
- Okręt Vasa w specjalnie dla niego wybudowanym muzeum
- Rzeźba La Nona Ora (pol. Dziewiąta godzina) Maurizio Cattelana znajduje się w głowny przejściu muzeum
- Wejście do Muzeum ABBY
- Jeden z kompletów strojów, w których występował zespół
- Model helikoptera użyty do zrobienia zdjęcia na płytę Arrival (1976)
- W Muzeum ABBY zrekonstruowano, poglądowo, ich studio nagraniowe, wraz oryginalną, wspaniałą konsolą nagraniową i mikserską
- Studio wytwórni Polaris, własność ABBY, w którym powstały jej płyty; bardziej inscenizacja niż prawda, ale z prawdziwymi instrumentami muzyków i stereofonicznym mikrofonem, do którego śpiewały Frida i Agnetha
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity