pl | en

WKŁADKA GRAMOFONOWA MC

Analog Relax
EX-300

Producent: ZOOT COMMUNICATION
Cena (w czasie testu): 12 900 zł

Kontakt: poprzez agenta ds. eksportu

→ AXISS CORPORATION

MADE IN JAPAN

Do testu dostarczyła firma:
NAUTILUS Dystrybucja


Test

tekst MAREK DYBA
zdjęcia Wojciech Pacuła | Marek Dyba

No 216

16 maja 2022

Japońska marka ANALOG RELAX powstała w marcu 2014 roku i zajmuje się projektowaniem, produkcją wkładek i akcesoriów gramofonowych wysokiej klasy. Zadebiutowała na polskim rynku w ubiegłym roku modelem EX-500, a kilka miesięcy później poznaliśmy topowy model EX-1000. Tym razem do testu otrzymaliśmy najnowszy i najtańszy pośród tych trzech modeli, EX-300.

OK, A WŁAŚCIWIE TO NAWET NIE ROK, bo zaledwie 10 miesięcy to albo dużo, albo mało czasu. Wiele zależy od punktu widzenia i okoliczności. Dla ludzi młodych rok to niemal cała wieczność, a na późniejszych etapach życia 10, czy 12 miesięcy potrafi minąć błyskawicznie. Gdy na dodatek żyje się w takich czasach jak obecne, bogatych w mające ogromny, negatywny wpływ na cały świat wydarzenia - pandemia, rosyjski atak na Ukrainę, czy wynikający z powyższych światowy kryzys ekonomiczny, odbiór upływu czasu staje się jeszcze bardziej indywidualny.

Moje pierwsze spotkanie z produktami Analog Relax pamiętam bardzo dobrze, jakby to było... No może nie „wczoraj”, ale stosunkowo niedawno. Nie bez przyczyny EX-500 dostała nagrodę roku 2021 „High Fidelity” – takie produkty zapadają w pamięć na dłużej, bo by ją otrzymać muszą być wyjątkowe. Oczywiście topowy model, EX-1000, z korpusem wykonanym z drewna Yakusugi rosnącego w jednym, bardzo specjalnym miejscu w Japonii, którego wycinka jest na dodatek zakazana, oferował jeszcze wyższą jakość brzmienia, ale za nią trzeba już było zapłacić ogromne pieniądze, dwa razy większe. A wkładka, bynajmniej, dwa razy lepsza nie była (high-end tak niestety nie działa).

EX-500 otrzymała korpus ze specjalnej odmiany klonu, a w roli wspornika rubin zastąpiło aluminium. Wiele innych elementów konstrukcji zachowano i dlatego tańszy z tych dwóch modeli mógł zaoferować fantastyczne brzmienie za, mniej więcej, połowę ceny topowej wkładki. I to właśnie za ów wybitny stosunek jakości do ceny, w połączeniu oczywiście z doskonałym brzmieniem z bardzo wysokiej półki, to ten model dostał naszą nagrodę.

W recenzji EX-500 napisałem również, że jej brzmienie spodobało mi się tak bardzo, że gdy przyjdzie w końcu kiedyś czas wymiany mojej wiernej wkładki Air Tight PC-3, jako jego następcę rozważę właśnie wkładkę Analog Relax, pamiętając przy tym, że to jednak nadal duży wydatek. Pewnie nie byłem jedynym, który tak sobie pomyślał po odsłuchu tej znakomitej wkładki i być może producent usłyszał takie głosy (taki żarcik…).

Pewnie bardziej prawdopodobne jest jednakże, iż po prostu realizował on pewien plan, znany mu od początku. Polegałby on na tym, że najpierw proponuje wkładkę najlepszą z możliwych, a potem tańsze, wykorzystujące część rozwiązań i komponentów użytych przy jej tworzeniu, by za niższą cenę zaoferować brzmienie i nieco niższej, ale nadal wybitnej klasie. Taka strategia biznesowa bazuje na migracji technologii w dół cennika i stosowana jest przez część producentów.

Która z tych możliwości (a może jakaś jeszcze zupełnie inna) jest prawdziwa – nie wiem. Nie zmienia to faktu, że kilka miesięcy temu zadzwonił do mnie podekscytowany (przez co telefon przypominał rozmowy dotyczące i EX-500 i EX-1000) Grzegorz Wyka z krakowskiego Nautilusa, z informacją o tym, że niedługo w ofercie pojawi się nowy model, EX-300. Ekscytacja wynikała z faktu, iż i tym razem w zakresie konstrukcji miał on dzielić dużą część komponentów modelem z wyższej półki, z EX-500, kosztując przy tym znacząco, bo niemal o połowę, mniej.

Istniała więc duża szansa, że za zdecydowanie bardziej przystępną, nawet jeśli obiektywnie nadal wysoką, cenę będzie można nabyć wkładkę o zbliżonej, choć przecież na pewno nie takiej samej – producent nie może podcinać gałęzi na której siedzi – klasie brzmienia oraz podobnym zapewne charakterze tegoż. Umówiliśmy się więc, że gdy pierwsza partia dotrze i uda się wygrzać egzemplarz testowy, trafi on właśnie do mnie.

Zanim przejdziemy do opisu wkładki i jej brzmienia tym, dla których 10 miesięcy to „wieczność” przypomnę, a tym, którzy po prostu nie czytali wcześniejszych recenzji przybliżę kilka informacji o marce i stojącym za nią producencie.

Analog Relax jest marką pod którą sprzedawane są wkładki gramofonowe oraz akcesoria – szczoteczki, kable itp. Marka ta należy do firmy ZOOT, której szefem jest pan YASUSHI YURUGI, wielki fan talentu saksofonisty Zoota Simsa. To jednakże jest tylko jedno ze źródeł nazwy firmy, a drugim jest znaczenie tego słowa w języku japońskim, czyli „zawsze”. Owo ‘zawsze’, czy ‘na zawsze’ jest istotnym elementem firmowej filozofii i ma symbolizować stawianie na długoterminowe relacje z klientami, z nie jednorazowe sprzedaże. Rzecz w tym, by po pierwsze produkty były tak dobre, by ich nabywcy pozostali wierni marce, a po drugie obsługa klienta, także ta długoterminowa, była kolejnym elementem budującym trwające latami relacje.

Dla pana Yurugi, przez lata pracującego w wielkich firmach w branży IT, zajęcie się własnym biznesem związanym z analogowym odtwarzaniem dźwięku było zwrotem w stronę tego, co bardziej dla człowieka naturalne, bo, podobnie jak my, analogowe. Dorzucę jeszcze, ludzie z branży audio lubią to podkreślać, a dla nas, odbiorców produktów przez nich przygotowanych jest to, a przynajmniej powinno być, iż nasz bohater sam jest muzykiem, nawet jeśli tylko amatorskim. Z moich doświadczeń wynika, że ludzie, którzy sami grają na instrumentach, czy śpiewają, słowem znają żywą muzykę od podszewki, że tak to ujmę, tworzą najczęściej znakomite urządzenia do jej odtwarzania.

EX-300

PODOBNIE JAK W DWÓCH POPRZEDNICH testach wkładek Analog Relax informacje na temat EX-300 są dość skromne. Wiadomo, że jest to wkładka z ruchomą cewką (MC) o zdecydowanie wyższej (acz nadal dość niskiej) wewnętrznej impedancji niż choćby testowane w tym samym numerze HIGH FIDELITY Kondo IO-XP, wynoszącej 15 Ω (więcej TUTAJ). Wkładka dostarcza sygnał o napięciu 0,5 mV, a zalecana siła nacisku igły wynosi 2 g.

Podobnie jak w przypadku droższych modeli, korpus EX-300 także ręcznie wykonano z kawałka drewna. Tym razem w tym celu użyto orzecha, a powierzchnię pokryto woskiem pszczelim. Wybór rodzaju drewna i tym razem nie był przypadkowy. Zdecydowano się na materiał często wykorzystywany przez lutników do produkcji części bocznych i tylnych korpusów gitar oraz gryfów.

Sama wkładka jest dość spora i to w każdym wymiarze, acz za sprawą drewnianego korpusu waży jedynie 10 g. Korpus ma unikatowy kształt, jako że jedyne w pełni płaskie ścianki to górna (inaczej nie byłby możliwy montaż w główce ramienia) i tylna, na której umieszczono piny wyprowadzające sygnał. Nawet spód wkładki jest grubszy z przodu niż z tyłu, a pod nim zlokalizowany jest niewielki walec, w którym zamontowano igłę. Na froncie, na niewielkim względnie płaskim (acz też lekko pochylonym) jego fragmencie, umieszczono malutką metalową płytkę z logiem i symbolem modelu. Wkładkę wyposażono (na szczęście!) w gwintowane otwory mocujące o standardowym rozstawie.

Wspominałem o tym, że część elementów trafiła na pokład EX-300 prosto z wyższego modelu. Obie wkładki dzielą taką samą, diamentową igłę o eliptycznym szlifie wykonanym wzdłuż struktury krystalicznej. Z jednej strony ma to zapewniać wysoką rozdzielczość dźwięku, z drugiej wydłużać żywotność igły. Wsporniki w obu przypadkach zostały wykonane z aluminium, ale w testowanym modelu użyto innego, nowego spoiwa do zamocowania igły, które producent nazywa IF. Dzięki niemu ma być możliwe zaprezentowanie bardziej szczegółowego dźwięku.

W napędzie wkładki pracują, podobnie jak w wyższych modelach, magnesy neodymowe. Jak podaje producent, ich rozmieszczenie nie jest przypadkowe, co pozwala osiągnąć lepsze parametry elektromechaniczne. W przeciwieństwie do EX-500, tu cewkę nawinięto drutem z miedzi o wysokiej czystość (tam zastosowano srebro). Słowem – mamy sporo podobieństw między modelami, ale też i różnice, takie jak: inne materiały korpusu i cewek. Z jednej strony pozwoliło to nieco obniżyć koszty produkcji, a z drugiej, co później się potwierdziło, nieco zmieniły charakter brzmienia.

Jeszcze jedną różnicą jest opakowanie, w przypadku EX-300 prostsze, acz nadal eleganckie. Wkładka dostarczana jest w prostym, czarnym kartonowym pudełku zewnętrznym, a jego wnętrzu umieszczono kolejne, sztywne, także w kolorze czarnym, acz z zewnątrz pokryte skórą (czy prawdziwą, czy ekologiczną – nie wiem). Pudełko pozbawione jest ozdób, a w środku, dobrze zabezpieczona, spoczywa wkładka z charakterystyczną, dużą, metalową osłonką.

ODSŁUCH

⸤ JAK SŁUCHALIŚMY W czasie testu wkładka Analog Relax grała w moim systemie referencyjnym powieszona w ramieniu J.Sikora KV12 zamontowanym na gramofonie J.Sikora Standard w wersji MAX. Sygnał z wkładki trafiał do mojego wiernego towarzysza przygód analogowych, przedwzmacniacza gramofonowego ESE Lab Nibiru V5.

⸜ Igła w modelu EX-300 ma szlif, który producent nazywa „specjalnym”: to eliptyczny szlif wykonany wzdłuż struktury krystalicznej

Jako że kształt korpusu EX-300 jest podobny do droższych modeli, ustawianie nie jest najprostszym możliwym procesem, ale choćby wspominane Kondo kosztowało mnie więcej czasu. Tu wystarczyła odrobina cierpliwości i odpowiedni nastrój. Tak, nastrój oraz forma fizyczna i psychiczna – pierwsze zdanie w każdej instrukcji (zwłaszcza droższych wkładek) dotyczące ich ustawiania powinno brzmieć: proszę nie zabierać się za ustawianie wkładki gdy jesteście państwo zmęczeni, albo zdenerwowani! Trzęsące się ręce mogą was drogo kosztować :)).

OD CZASU TESTÓW POPRZEDNICH WKŁADEK Analog Relax w moim systemie analogowym nastąpiła jedna, teoretycznie nie tak wielka, zmiana. Otóż w ramieniu KV12 srebrne okablowanie pochodzące od naszego rodzimego producenta, Albedo, zastąpiło inne, w którym przewodnik wykonany jest z miedzi i złota (chodzi o firmę Soyaton – przyp. red.).

Zdradzam tę informację właściwie przedpremierowo, jako że oficjalnie ta wersja KV12 ma zostać zaprezentowana dopiero w czasie Audio Video Show w Warszawie, ale robię to ponieważ oceniając EX-300, a właściwie próbując ją porównywać do droższych modeli tego producenta, musiałem brać poprawkę na tę zmianę.

Bez wątpienia, przy zachowaniu fantastycznej rozdzielczości i dynamiki, ta wersja ramienia brzmi nieco... „ciemniej”. Z racji „przedpremierowości” tej oceny nie będę wnikał w szczegóły, ale ponieważ w cewce EX-300 miedź zastąpiła srebro (w porównaniu do EX-500) można się było spodziewać, że zmiany w brzmieniu poszły w podobną stronę, jak w ramieniu, a to mogło powodować sumowanie się podobnych cech. To dlatego na partnera tego systemu wybrałem przedwzmacniacz ESE Lab Nibiru, a nie GrandiNote Celio, jako że to ostatnie gra także bardziej dociążonym, gęstszym, a więc (umownie) ciemniejszym dźwiękiem.

Jednym z pierwszych albumów, jakie przesłuchałem z japońską wkładką, był Komeda moja słodka europejska ojczyzna sekstetu JANA PTASZYNA WRÓBLEWSKIEGO wydana w ramach serii „Polish Jazz”, pod numerem 80. Już otwierająca pierwszą stronę perkusja pokazała, że może i ta wersja ramienia KV12 i (przynajmniej w teorii) EX-300 powinny grać ciemniej, ale na pewno nie ucierpiała na tym szybkość, dynamika i zwartość basu, jego świetnie różnicowanie, a i waga każdego z mocnych uderzeń pałeczek była odpowiednia. Słychać było także doskonale sprężyste i, raz jeszcze podkreślę, świetnie różnicowane odpowiedzi membran na każde uderzenie.

Nawet z kolumnami MACH 4 każde z nich było niemal fizycznie odczuwalne, co jasno pokazywało, jak wysokiej klasy sygnał otrzymywał wzmacniacz GrandiNote Shinai oraz potwierdziło, przyznam szczerze: zaskakującą, jakość tego wydania. Odsłuchiwane później popisy czy to Steve Gadda, czy Wickermana potwierdzały te początkowe obserwacje. Jak na dużo większą ilość teoretycznie mniej „konturowej” miedzi (a nie zapominajmy o dodatku złota w okablowaniu ramienia), zestaw KV12 + EX-300 radził sobie z prezentacją basu, jak by powiedzieli nasi południowi sąsiedzi, wybornie!

Kolejne utwory umożliwiły wykazanie się wkładki na drugim krańcu pasma, gdzie blachy były świetnie (nieco bardziej) dociążone, dźwięczne, ale ich różnicowaniu, ani otwartości nie dało się nic zarzucić. Nie było tu co prawda jakichś szczególnie długich wybrzmień, ale to kwestia bardziej nagrania niż sposobu odtworzenia. Jeszcze więcej precyzyjnie oddanej faktury i barwy poszczególnych instrumentów słychać było po wejściu saksofonów, trąbki, basu czy fortepianu.

Każdy z tych, jakże różnych instrumentów, wypadał niezwykle naturalnie, grając pełnym, otwartym, swobodnym dźwiękiem. W prezentacji nie brakowało drobnych informacji, ale ani przez moment wkładka Analog Relax nie wymuszała umieszczania ich w centrum mojej uwagi. Dzięki temu nie zachęcały one do głębokiej analizy samego dźwięku, ale raczej przyczyniały się do bardziej przekonywującej, pełniejszej, bardziej naturalnej jego, a w zasadzie bardziej muzyki, prezentacji. Takiej, która angażuje słuchacza, wciąga go w wykreowaną przez muzyków opowieść, wytwarza określony nastrój, któremu niezwykle łatwo było się poddać.

W krótkich momentach, gdy nie ulegałem nastrojowi starając się analizować brzmienie EX-300, zachwycałem się również dynamiką prezentacji, zwłaszcza tą na poziomie mikro. Tę można uzyskać jedynie wyposażając wkładkę w bardzo dobrą, świetnie śledzącą rowek (we współpracy z ramieniem i całym gramofonem, rzecz jasna) igłę. Jasne więc już było, że tak właśnie jest w przypadku EX-300, a J.Sikora Standard Max, co zaskoczeniem nie było, zapewniał jej komfortowe warunki pracy. Choć wkładki Analog Relax to inna szkoła brzmienia niż powiedzmy Murasakino Sumile, Air Tight, czy My Sonic Labs, to rzecz nie w jakichś fundamentalnych różnicach (bo na tym, tak wysokim poziomie ich już w zasadzie nie ma), ale z pewnego przesunięcia akcentów, które różnicują ich charaktery, to jak je postrzegamy.

Wkładki wspomnianych marek są do pewnego stopnia (acz na szczęście bez przesady) analityczne, łatwiej z nimi jest śledzić najdrobniejsze detale i subtelności samych nagrań i produkcji. EX-300 potrafi z rowka płyty odczytać taką samą, czy bardzo zbliżoną, ilość informacji, tyle że używa ich by tkać z nich bajecznie spójną, mającą rewelacyjny flow całość. Niezwykła muzyka Komedy w wykonaniu sekstetu ‘Ptaszyna’ Wróblewskiego brzmi niezwykle, naturalnie i po prostu pięknie, a Analog Relax EX-300 dołożyła tu swoją cegiełkę prezentując swoją klasę, muzykalność i naturalność brzmienia.

Doskonałe budowanie klimatu, które na płycie Komeda... było tak mocną stroną nowej wkładki Analog Relax potwierdziło się w czasie odsłuchów kolejnych nastrojowych, choć reprezentujących różne gatunki muzyczne, płyt. Tak było na dwupłytowym albumie podsumowującym działalność zespołu CLANNAD In a lifetime, ale i na jeszcze ciepłym LEM – The Tales from beside TOMKA PAŁSZKA, czy w końcu krążku DEAD CAN DANCE pt. Spiritchaser.

Każda z tych płyt w czasie odsłuchów EX-300 zaprezentowała swój, tylko jej właściwy klimat. Ballady z pięknymi wokalami i mnóstwem akustycznych instrumentów w irlandzko-mistycznych klimatach, elektronika inspirowana twórczością Stanisława Lema, meandrująca wśród szerokiej gamy muzycznych gatunków, i w końcu niezwykłe światy DCD, na tym krążku z wyraźnymi wpływami afrykańskimi, opisywane wokalami i mocną elektroniką.

Każdej z tych płyt wysłuchałem od początku do końca dając się porwać pięknie, ale i wiernie (w stosunku do nagrań) opowiadanym historiom. Wokale są swego rodzaju specjalnością wszystkich wkładek Analog Relax, ale w wydaniu EX-300 wydają się one brzmieć może nawet (to jednak wymagałoby bezpośredniego porównania) prawdziwej niż z jej droższymi „siostrami”. Rzecz, jak mi się wydaje, w nieco mocniejszej ekspozycji środka pasma, czy też odrobinę bardziej służebnej roli jego skrajów. Choć z drugiej strony elektronika, zwłaszcza Dead Can Dance, pokazała klarownie, że japońska wkładka nie boi się nawet najniższych, niemal subsonicznych dźwięków prezentując je z rozmachem, z odpowiednią masą, nasyceniem, energią, ale i kontrolą.

W trakcie odsłuchów Analog Relax nie obyło się bez rockowych i bluesowych przygód. Od ostatniego, zremiksowanego, dwupłytowego wydania A momentary laps of reason grupy PINK FLOYD, przez stare, dobre (a raczej fantastyczne) So PETERA GABRIELA, po krążki STEVE’GO RAY’a VAUGHANA i MUDDY’ego WATERSA (ten ostatni koncertowy).

Pisałem wcześniej, że EX-300 jest „stworzony do wokali”, ale rzecz jest właściwie w każdej muzyce, w której środek pasma odgrywa kluczową rolę (czyli tak naprawdę w niemal każdej). A tak jest i w rocku i bluesie. Jasne, że muzyka obu tych gatunków opiera się zwykle na solidnym, dobrze kontrolowanym, czasem nisko schodzącym dole pasma (o tym pisałem - EX-300 robi to znakomicie), na tempie i rytmie, które muszą być odpowiednio prowadzone (tu też jest bardzo dobrze), ale jednocześnie ogromną rolę (zwykle) odgrywają w niej elektryczne gitary i wokale.

Japoński kartridż podaje je w gęsty, energetyczny sposób, ale gdy trzeba mają odpowiednią lekkość i swobodę. Potrafi pokazać (trochę) rockowego brudu, ale nie pozwala, by było go za wiele, dzięki czemu nawet te nieco słabsze realizacje brzmią wystarczająco klarownie, by popisy gitarzystów zajmowały przynależne im miejsce w miksie. A że i góra pasma jest nieco bardziej złota, dociążona, nie sypie iskrami jak choćby EX-500, więc i w tej części pasma nie dzieje się nic, albo bardzo niewiele (w ekstremalnych przypadkach) co sprawiałoby, że słuchanie robi się nieprzyjemne.

PODSUMOWANIE

ANALOG RELAX EX-300 TO JEDEN z najlepszych przykładów tego, że w audio można stworzyć produkty znacząco tańsze od własnych topowych i korzystając z niektórych rozwiązań z tych ostatnich sprawić, by te pierwsze brzmiały znakomicie. Bo to, że każdy z trzech znanych mi do tej pory modeli japońskiej marki należy do high-endu jest jasne. To, że każdy kolejny, droższy model dodaje jeszcze klasy i wyrafinowania do doskonałej prezentacji, również.

Tyle że różnice w klasie brzmienia, jak to w high-endzie, nie są proporcjonalne do różnic w cenie. EX-300, czy to za sprawą korpusu z innego drewna, czy zastosowania miedzi w cewce zamiast srebra, w pewnym stopniu różni się charakterem od starszych sióstr (w końcu po polsku ‘wkładka’ ma formę żeńską). Gra delikatnie cieplej, mocniej stawiając na łączność i spójność przekazu, ale dbając jednocześnie, by dźwięk nie był zbyt gęsty, czy słodki.

EX-300 oferuje bowiem znakomitą rozdzielczość, tyle że ogromne bogactwo detali precyzyjnie odczytywanych z rowka jest wykorzystywane do pieczołowitego tkania dużych, spójnych obrazów muzycznych, a nie mocno wyodrębnionych z otoczenia detali. Góra pasma nie skrzy się tak efektownie, jak choćby z EX-500, ale niczego w niej nie brakuje. Dół za to jest znakomicie zwarty, szybki, ale i dociążony, wręcz potężny, gdy zachodzi taka potrzeba.

Panu YASUSHI YURUGI należy się ogromny szacunek. Za (circa) 1/4 ceny EX-1000 i 1/2 EX-500 zaoferował wkładkę, która w pełni zaspokoi potrzeby tych, dla których te droższe modele są nieosiągalne. Często jest tak, że kupując tańszy model gdzieś tam z tyłu głowy ciągle kołacze się myśl, że z tym droższym byłoby jeszcze lepiej. Tu, jak mi się wydaje, takiego problemu nie będzie, bo poziom jest nadal bardzo, bardzo wysoki.

Jeśli słuchanie muzyki, rozkoszowanie się emocjami, płynnością i naturalnością brzmienia przez długie godziny są tym, czego szukacie, to koniecznie posłuchajcie EX-300. Nie wyobrażam sobie, byście mogli tego (odsłuchu) żałować nawet jeśli nie wszyscy uznają ją za wkładkę marzeń.

Dane techniczne (wg producenta)

Typ wkładki: Moving coil, niskopoziomowa
Impedancja wewnętrzna: 15 Ω
Rekomendowany nacisk igły: 2 g
Poziom wyjściowy: 0,5 mV/1 kHz
Waga: 10 g
Igła: Solid diament a specjalnym szlifie
Wspornik: aluminium
Cewka: nawinięta miedzianym drutem
Magnesy: neodymowe
Korpus: orzech

Dystrybucja w Polsce

NAUTILUS Dystrybucja

ul. Malborska 24
30-646 Kraków | POLSKA

→ www.NAUTILUS.net.pl

  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl

System odniesienia

- Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta
- Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa
- Końcówka mocy Modwright KWA100SE
- Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100
- Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11
- Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator
- Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM)
- Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC
- Kolumny: Bastanis Matterhorn
- Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr
- Słuchawki: Audeze LCD3
- Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako
- Przewód głośnikowy -
LessLoss Anchorwave
- Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3
- Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence
- Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
- Stolik: Rogoż Audio 4SB2N
- Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot