pl | en

REPORTAŻ

Z wizytą w… „High Fidelity”:
RADOSŁAW RUTKA i kable zasilające „na wymiar”



Uchwycić moment, w którym rodzi się nowa firma – to naprawdę COŚ. Prezentujemy nowego – już za chwilę – producenta kabli zasilających AC. Ale kabli wyjątkowych – projektowanych „na miarę” dla konkretnego systemu.

POLSKA | Kraków


| NA POCZĄTEK

rtykuł, który państwo macie przed swoimi oczami opowiada o nowej firmie w świecie audio. Ale firmie, która dopiero za chwilę zaistnieje, jeszcze jej tak naprawdę nie ma. Która dopiero się rodzi, a jej produkty dostępne będą za chwilę – ale jeszcze nie w tym momencie. To próba uchwycenia wyjątkowego momentu powstawania nowego bytu, czyli – jak mawiali nasi rzymscy patroni – in statu nascendi.

Jest to dla mnie nowość, ponieważ z zasady nie biorę udziału w projektowaniu urządzeń audio. Wyjątkiem, jak sądzę usprawiedliwionym, był limitowany model Emerald High Fidelity firmy Pylon Audio, który powstał z okazji 10-lecia „High Fidelity” (więcej TUTAJ). Nie jestem więc beta-testerem, nie doradzam i nie uczestniczę w sprzedaży produktów audio. To, jak sądzę, dobry model działania.

Także i tym razem nie występuję jako doradca, a raczej jako ktoś, kto stawia pieczątkę imprimatur, stwierdzającą, że to jest TEN moment. A rzecz dotyczy produktu o którym nigdy wcześniej nie słyszałem, przynajmniej nie w takim wydaniu. Mowa o kablach zasilających AC z regulacją, która pozwala zmieniać charakter ich brzmienia. Kable te są wyposażone w pasywne systemy regulacji, umieszczone w puszkach z gałkami. Za pomocą odpowiedniej kombinacji ustawień gałek można uzyskać dźwięk, który pozwoli zagrać zasilanemu urządzeniu w optymalny w danym systemie sposób.

Pan RADOSŁAW RUTKA, konstruktor i właściciel przyszłej firmy, jest czytelnikiem „High Fidelity” od lat. Podszedł do mnie w czasie wystawy Audio Video Show 2019 i po prostu zapytał, czy byłaby w ogóle szansa na taki wspólny odsłuch. Takich zapytań mam, przyznam się, wiele. Ale niemal zawsze grzecznie odmawiam, ponieważ nie miałbym czasu na normalną pracę. Poza tym, jak mówiłem, nie działam w roli doradcy.

Z opowieści pana Radosława wyłapałem jednak coś innego, jakąś prawdę, której nie mogłem się oprzeć. Tym bardziej, że chodziło nie o odsłuch czegoś nieokreślonego, potencjalnego, a o niemal gotowe kable z techniką, której wcześniej nie znałem. Do redakcji „High Fidelity” przyjechał on ze swoim byłym klientem, a teraz przyjacielem i wspólnikiem, panam RAFAŁEM.
Na podłodze przed kolumnami rozłożyli pęk kabli, z których wybraliśmy jeden do odsłuchu. Zapraszam :)

RADOSŁAW RUTKA
Właściciel, konstruktor

Moje „grzebanie” w kablach zaczęło się na poważnie na początku lat 90. Bez względu na posiadany w danym czasie sprzęt audio, zawsze dążyłem do jak najlepszego brzmienia. Ale zmiana urządzeń nie zawsze przynosiła oczekiwane efekty. Początkowo w każdym zestawie modernizowałem prawie wszystko, w tym kolumny, a w nich zwrotnice. Dawało to bardzo dobry efekt, ale brakowało jednak ,tego „czegoś”.

Przez dłuższy czas na poważnie zajmowałem się więc testowaniem półprzewodników, kondensatorów elektrolitycznych w zasilaniu, łącznie z modernizacją zasilaczy, kondensatorów elektrolitycznych w torze sygnałowym, a także polipropylenów różnych firm.  Dzięki temu zyskałem doświadczenie oraz dużą wiedzę praktyczną.

Zawsze na pierwszym miejscu stawiałem jakość dźwięku, a nie markę, czy cenę sprzętu. Wtedy dostrzegłem, że w systemie najważniejsze są trzy miejsca:

  • zasilanie,
  • źródło sygnału,
  • akustyka.

Standardowe kable zasilające zacząłem wymieniać na kable zasilające różnych marek. Nie zawsze dawało to oczekiwany rezultat, ale za każdym razem wiązało się z dużymi kosztami. Po głębszej analizie doszedłem do wniosku, że zacznę robić kable według własnego pomysłu oraz koncepcji. Początki były bardzo trudne, ale dotychczasowa wiedza pozwoliła mi na realizowanie konstrukcji kabli według własnej koncepcji.

Po przygotowaniu wielu konstrukcji mogłem zaprojektować kabel o dowolnym charakterze brzmienia. W tym momencie zacząłem się zastanawiać, jak zminimalizować liczbę oferowanych modeli i postawiłem na zwiększenie poziomu funkcjonalności. W ten sposób powstały dwie serie: DUO i TRIO, z czego najbardziej rozbudowana jest seria DUO.

Kabel, który był podpięty do odtwarzacza Ayon Audio CD-35 HF Edition w systemie „High Fidelity” nazywa się DUO BOX 2520. Jego przewidywana cena – pomiędzy 42 000 i 45 000 złotych za odcinek 2 m. Kabel ma 1 pozycję podstawową i 4 dostrajające. Na tle innych kabli w tej kategorii wyróżnia się funkcjonalnością (4 kable w 1). Przełączając z pozycji 1 do 4 przesuwamy brzmienie ku wyższym częstotliwościom, a przełączając z pozycji 4 do 1 przesuwamy je ku niższym częstotliwościom, nie zmieniając jego charakteru własnego. W systemie „High Fidelity” najlepiej grał na pozycjach nr 2 i 3. U siebie słucham  na pozycji nr 3, resztę delikatnych niedoskonałości rekompensuję 8-pozycyjnym, regulowanym kablem cyfrowym własnej produkcji.

Cały układ elektroniczny ulokowany w skrzynkach pośrodku kabli. To pasywny układ kontroli przepływu potencjału elektrycznego w przewodnikach kabli, kontrolujący interakcje pomiędzy przewodnikiem i izolacją. Ma to duży wpływ na jakość dźwięku, czego mogliśmy doświadczyć w trakcie odsłuchu w „High Fidelity”. 

| ROZMOWA

Z wizytą w… „High Fidelity”: po lewej pan Radosław Rutka, po prawej pan Rafał.

WOJCIECH PACUŁA: Jak pańska firma będzie się nazywała?
RADOSŁAW RUTKA: Jeszcze nie jestem pewien, ale najprawdopodobniej RAMA AUDIO.

WP: Robi pan tylko kable zasilające, czy to rozwiązanie możliwe jest do zastosowania w innych kablach?
RR: Robię też inne kable – interkonekty cyfrowe i analogowe. Mam też prototypy nowych podstawek.

WP: Dopiero pan startuje, ale ma pan już gotową ofertę, prawda?
RR: Tak, mam dwie główne linie – DUO i TRIO. Ich nazwy związane są z konstrukcją. Mam też jeszcze jedną serię, ale to dopiero „pieśń przyszłości”.

WP: Kiedy zaczął pan prace nad tymi kablami?
RR: Z kablami zasilającymi zacząłem pracować jakieś osiem lat temu. Główne założenie jest takie: najważniejsze jest to, co wychodzi z gniazdka. Zacząłem więc eksperymentować i już na początku, nawet przy marnych efektach, widoczna była poprawa. Potem dość szybko się ruszyło, jak tylko znalazłem „patent” na swoje kable. Niczego jednak nie kopiowałem – to akurat żadna sztuka. Trzeba mieć własną wizję tego, jak kabel powinien być zbudowany i jakie zmiany powinien do dźwięku wnosić. I to mi zajęło najwięcej czasu.

WP: Dlaczego zajął się pan kablami zasilającymi?
RR: Każdy szuka złotego środka, żeby dopasować brzmienie do swojego gustu. A na brzmienie duży wpływ mają akustyka i kable zasilające. Chciałem się swoją wiedzą – wypraktykowaną wiedzą – podzielić z innymi melomanami i audiofilami. Kiedyś robiłem mniej lub bardziej udane kable, ale po dłuższej analizie i przemyśleniach przygotowałem podstawowe kable do konkretnych systemów i konkretnych ludzi. Kable były dość skomplikowane, bo każdy przewód miał druciki o różnych przekrojach, dobieranych na słuch. A to niezwykle czasochłonne.

Żeby robić tych kabli jak najmniej, postanowiłem wyposażyć kabel w przełącznik. Zamiast kombinować z przekrojami, postanowiłem uzyskać te same rezultaty z pasywnym układem elektronicznym i topologią przewodów. Moje kable są mocno ściśnięte – ma to sens, to ważne dla ich brzmienia. Teraz projektując kabel, zanim jeszcze powstanie z grubsza wiem, jak będzie grał. Szczegóły dopracowuję podczas pracy nad nim, ale ogólny zarys znam już wtedy.

RAFAŁ: To jest tak, jak w samochodzie – im lepsze paliwo wlejemy, tym lepiej silnik pracuje. W audio jest dokładnie tak samo. Im lepszy prąd dostarczymy, tym lepiej dane urządzenie będzie się zachowywało. Bez tego nie ma znaczenia, jaki mamy sprzęt, bo jeśli go ograniczymy na wstępie, to będzie on te ograniczenia powielał.

WP: A który kabel w systemie jest najważniejszy?
RR: Najważniejsze jest zawsze źródło.

R: Ale jest też tak, że każdy kabel ma własną sygnaturę – to, co właśnie powiedział Radek. Dlatego przychodząc do klienta Radek najpierw z nim rozmawia, dowiaduje się, jakie są jego oczekiwania, jaki ma sprzęt i słucha tego, jak obecnie brzmi system. Potem analizuje wyniki tego „wywiadu” i na tej podstawie dobiera przekrój kabla, jego splot, ekran itp. Ale początkowo za każdym razem to był nowy kabel. I właśnie dlatego opracował system pozwalający na zmianę charakteru jego brzmienia za pomocą przełącznika.

RR: Tak powstały kable uniwersalne. Zaczynamy od przełącznika z czerwonymi punktami – to takie „zgrubne” nastawy – a do dokładnego strojenia jest przełącznik z niebieskimi punktami.

Te kable są już na tyle dobre, że wystarczy dostroić ich charakterystykę do systemu. Przełączniki mogą mieć cztery, sześć, dwanaście i więcej pozycji – to nie ma większego znaczenia. Dla klienta można zrobić wszystko :)

Dla siebie zrobiłem taki kabel „master”, w którym mam wiele pozycji przełączników. Wpinam go do systemu u danej osoby i wybierając różne kombinacje ustalamy z nią kierunek, w którym należy iść. I dobieramy wtedy jeden z gotowych kabli, który się w tym kierunku mieści. Wiem wtedy, czego należy w kablu dodać, żeby zbalansować cały system.

WP: Jak miałaby wyglądać taka wasza usługa?
R: Chcieliśmy za pomocą tych kabli i jednej wizyty u klienta skalibrować jego oczekiwania i nasze możliwości. Przyjeżdżamy do tej osoby, słuchamy z kablem „master”, wybieramy odpowiednie ustawienia, które powodują, że dźwięk systemu jest możliwie najbardziej wyrównany i mówimy ile trzeba czekać na finalny kabel do tego konkretnego systemu. Oddajemy w ręce melomanów potężne narzędzie, za pomocą którego możemy uzyskać to, czego oczekują.

WP: To oszczędza czas?
R: Dokładnie tak – dzięki temu nie trzeba już kupować kolejnych kabli, albo ich wypożyczać, żeby znaleźć ten „jedyny”. Tutaj wystarczy jedna wizyta, kilka godzin i wiemy, jak to ma wyglądać. Oszczędzamy dzięki temu mnóstwo czasu i nerwów. No i oszczędzamy sporo pieniędzy, bo nie trzeba niczego sprzedawać. I to wszystko za pomocą jednego elementu. To my wychodzimy do klienta, a nie czekamy z kablem na wieszaku. To trochę tak, jak z krawcem szyjącym na miarę markowe garnitury, albo z szewcem robiącym drogie buty dla konkretnej osoby.

RR: To o tyle dobre porównanie, że produkcja moich kabli nie jest tania, ale jak wiadomo wykonania indywidualne są droższe od standardów. Tym bardziej, że stosuję drogie przewodniki i dielektryki. To, co Pan tutaj widzi kosztuje masę pieniędzy i są to dopiero prototypy. Jednak robienie tego z myślą o zadowolonych klientach niweluje nawet niezadowolenie żony… Na razie tylko to mnie ogranicza, bo pomysłów jest dużo więcej. Ale jeszcze raz bym chciał podkreślić, że to są moje własne opracowania dotyczące ułożenia przewodów, ich przekroju, a także doboru izolacji. Teraz stosuję dwa różne izolatory, ale będę stosował trzy.

WP: Oprócz kabli coś pana jeszcze w audio fascynuje?
RR: Tak, zajmuję się apgrejdami kolumn i od tego się moja przygoda z audio zaczęła.

R: Ja jestem tego dobrym przykładem, bo jestem jednym z klientów Radka. Mam kolumny, które wydawały mi się na początku niesamowite i już sam ich zakup był dla mnie ważną decyzją. Ale potem przyjechał Radek, posłuchał ich i powiedział, co można by poprawić. Spisał elementy ze zwrotnicy i przygotował nową. Okazało się, że musiała być podzielona na dwie części, tak była duża. Wymienił też kable wewnątrz na kable swojej konstrukcji. To było niesamowite doświadczenie!

Byłem jedną z tych osób, które na forach wypowiadały się na temat audio i wyśmiewały tych, którzy słuchają kabli. Radek nawet ze mną nie dyskutował, bo – jak mówił – szkoda mu było energii. Powiedział tylko, że albo przestajemy o tym rozmawiać, albo wpuszczam go do siebie z kablami i wtedy mi udowodni, że się mylę. Wybrałem to drugie i to było jedno z najważniejszych przeżyć w moim audiofilskim życiu.

RR: Część ludzi niestety postanawia nic nie słyszeć. Chcą po prostu udowodnić, że nie masz racji i tylko to ich interesuje, a nie prawda. Mamy takiego wspólnego, wykształconego, „niedowiarka” – skończyło się na tym, że po pierwszych kilku minutach z naszymi kablami w systemie zaniemówił. Poprosił o pozostawienie ich na jakiś czas, a po kilku dniach zdecydował się na kupno. Stał u niego oscyloskop i na oscyloskopie zmiany były widoczne, a mimo to nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Ale żeby się przełamać i spróbować, trzeba słuchać i być otwartym na „nowe”. Jak mówił ten nasz znajomy, uczył się o tym i teoretycznie to niemożliwe. Ale jednak…

WP: Powtarza się, jak widzę, to o czym mówiłem już wiele razy – teoria wykładana na uczelniach, przynajmniej polskich, jest zbyt ogólna, brakuje jej uszczegółowienia w ramach małych specjalizacji. To nie chodzi przecież o to, że kable zmieniają fizykę. Chodzi o to, że ciągle nie ma wystarczająco dobrej i spójnej teorii, która by te zmiany – słyszalne – opisywała. Z drugiej strony w Japonii próbują wszystkiego i dlatego to tam mamy najciekawsze rozwiązania.

RR: Zdaję sobie sprawę, że kabel, który z pięcioma wzmacniaczami i przetwornikami gra rewelacyjnie w kolejnych pięciu się nie sprawdzi. To się już zdarzyło wielokrotnie. I właśnie dlatego powstały moje kable. Ale to wciąż początek. Tak, jak wszyscy trzej tutaj siedzimy, jest w nas pasja odkrywania. I to ona jest najważniejsza.

| ODSŁUCH

WP: Słuchaliśmy kabla DUO BOX 2520 z jednym żółtym przełącznikiem i czterema pozycjami, który gra u pana Radosława w systemie. Był dobrze wygrzany i „ułożony”. Zmieniając nastawy od góry w dół zmiany w dźwięku były duże i wyraźne. Ale zmieniały się różne rzeczy, nie tylko barwa.

RR: Ten kabel grał już wiele godzin, więc to, co słyszymy jest dla niego reprezentatywne. W najniższym położeniu słychać było mocny wpływ przełącznika na bas. Przechodząc do wyższych pozycji eksponujemy średnicę i górę, a w środkowej mamy wszystko wyważone. Jeśli przełącznik miałby sześć pozycji, te dwa środkowe byłyby najbardziej wyważone. Ja zrobiłem cztery, bo choć to ogranicza wybór, to eksperymentalnie doszedłem do tego, że to wystarczające modyfikacje na to, aby wpasować się w dany system. Ale, jak mówię, nie chodzi tylko o zmiany barwy.

WP: Miałem wrażenie, że przechodząc przez te cztery ustawienia zmienialiśmy barwę, dynamikę i głębię dźwięku, ale w zakresie, który wpasował się mój system. W jednym położeniu było nawet coś, co emulowało brzmienie Siltecha Triple Crown.

RR: Dokładnie o to chodzi, żeby dopasować sobie różne elementy dźwięku do swoich oczekiwań. Tutaj zmieniała się detaliczność, różnicowanie, głębia sceny. Ale zachowaliśmy ogólne ramy tego dźwięku. Słuchając pańskiego systemu zauważyłem, że ceni pan: rozdzielczość, masę i przestrzeń. Z naszym kablem te cechy pokazywane były tutaj bardzo dobrze. Za każdym razem czegoś tam lekko brakowało, a w innym ustawieniu czegoś innego. Ale chwilami było bardzo podobnie do Siltecha, byłem zaskoczony, w którym kierunku to poszło. To nie był ten sam dźwięk, to zupełnie inne zakresy cenowe, ale charakter brzmienia mojego kabla w jednym z ustawień był niezwykle zbliżony do charakteru brzmienia Siltecha Triple Crown z pańskiego systemu.

WP: Zadowolony jest pan z tego, co tu usłyszał?
RR: Tak, jestem bardzo zadowolony z tego dźwięku. Słyszę nie tylko pański system, ale i moje rozwiązanie – to coś w rodzaju „pseudo-NCF”.

R: W wyższych ustawieniach słychać było więcej pogłosu i mniej basu. Ale za dużo było góry. W niższych ustawieniach nie było tak wysokiej detaliczności, jak wcześniej, było to dla mnie trochę za bardzo wycofane. Z drugiej jednak strony było gęściej. U pana od razu słychać, że każda płyta jest inaczej zrealizowana, dlatego trudno jednoznacznie powiedzieć, że w jednym położeniu było lepiej, a w drugim gorzej. Dzięki możliwości dostrojenia, które odbywa się w bardzo prosty sposób możemy zniwelować niedoskonałości w realizacji nagrań do swoich upodobań. Uważam, że jest to ogromna zaleta i wyjście w kierunku klienta.

Dodrze było posłuchać i porównać do tak bardzo dobrego kabla, jak pański Siltech i uważam, że w tym porównaniu nasz kabel wypadł naprawdę dobrze, jestem bardzo zadowolony z wyników odsłuchu. Nie spodziewałem się, że aż tak dobrze zagra. U pana chcieliśmy przede wszystkim pokazać, jak to wygląda u potencjalnego klienta. Jeśli jest on w stanie określić, czy chciałby czegoś więcej czy mniej, a może po prostu inaczej, to nawet z takim kablem mamy bazę, na której możemy budować kabel dla niego, pod jego system. Z powiększonym lub pomniejszonym zakresem regulacji. W ten sposób lepiej trafiamy w oczekiwania melomanów.

RR: W kablu cyfrowym, który zrobiłem mogę również regulować pewne parametry, dodatkowo dostrajając brzmienie do tego, co osiągnąłem kablem zasilającym. Kiedyś chciałbym zrobić też kable głośnikowe i interkonekty analogowe.

WP: A ile musiałby taki kabel, jak ten, którego słuchaliśmy, kosztować?
RR: Ciągle liczę, a to trudne, bo stale zmieniają się ceny komponentów, obecnie świat audio jest bardzo nieprzewidywalny. Szacunkowo powinien kosztować do 45 000 złotych. Ale trzeba pamiętać, że mamy trzy-cztery kable w jednym :) To nie jest jednak nasze ostatnie słowo…

| DOSTROJENIE KOŃCOWE

Kable pana Radosława są jednym z ciekawszych produktów tego typu, z jakimi się ostatnio zetknąłem. Zamiast udawać, że da się wykonać kabel, który „znika” z systemu proponuje on zejście na ziemię i dostosowanie brzmienia kabla do danego systemu. Zmiany nie są jakieś ogromne, u podstaw stoi po prostu dobry kabel zasilający i to jego „dźwięk własny” jest najważniejszy, ale właśnie te zmiany okazują się kluczowe.

Jeśli będą państwo mieli możliwość uczestniczyć w takim odsłuchu, to zobaczycie, że za pomocą przełączników i „dopasowania” do danego systemu, uzyskujemy coś więcej niż tylko równowagę tonalną. To akurat mniej ważny aspekt tego pomysłu. Chodzi raczej o uzyskanie w danym systemie równowagi między wszystkimi elementami. Mówi się wówczas o „synergii”, „zgodności” i „koherencji” – każde z tych określeń będzie tu pasowało.