|
|
⌈ Pod koniec kwietnia 2018 roku w Niemczech rozpoczęła się trasa koncertowa The World of Hans Zimmer – A Symphonic Celebration, w czasie której grane są utwory napisane przez Hansa Zimmera do filmów. W przeciwieństwie do słynnej trasy Hans Zimmer Live, która brzmieniem skupiała się na zespole Zimmera oraz elektronicznych brzmieniach, The World of Hans Zimmer – A Symphonic Celebration prezentuje twórczość kompozytora zaaranżowaną przez orkiestrę symfoniczną na żywo. (mat. prasowe) ⌋
otel, w którym spotykam się z moim rozmówcą jest jednym z droższych miejsc w Krakowie. Unicus Palace mieści się przy ulicy Floriańskiej 28 i z zewnątrz nie rzuca się specjalnie w oczy. Ale to luksusowe, pięciogwiazdkowe miejsce. Z JUANEM GARCIĄ-HERREROS, znanym także jako THE SNOW OWL, spotykam się dzięki jego agentce, a pretekstem jest koncert, na którym będę tego samego dnia w Tauron Arena – koncert z cyklu The World of Hans Zimmer – A Symphonic Celebration. Chłopak urodzony w Bogocie (Kolumbia), w rodzinie rdzennych amerykanów, brylujący w takim towarzystwie – można tylko pomarzyć...
Juan swoją przygodę z muzyką rozpoczął w wieku dziewięciu lat, już po przeprowadzce do Nowego Jorku. Grał wówczas na flecie. Po skończeniu średniej szkoły rodzina przeprowadziła się do Dunedin na Florydzie i tam, jak czytamy w oficjalnych materiałach, „odkrył elektryczny bas”, na którym nauczył się grać sam. Już w wieku 16 lat, będąc w liceum, zaczął się zgłębiać meandry jazzu. Nauczyciel, prowadzący szkolny zespół, szybko go „namierzył” i zachęcił do nauki na kontrabasie. W wieku lat 17 Juan został zaproszony do gry w orkiestrze Tampa Bay Symphony.
Profesjonalną karierę rozpoczął w wieku 21 lat i od tamtego czasu grał w różnych stylach. Były to: jazz, pop, funk, salsa, straight-ahead, rock, modern, klasyka, heavy metal i muzyka awangardowa. Za swój wkład w muzykę latynoamerykańską był nominowany do Latin Grammy Award w kategorii Best Latin Jazz Album, za album Normas, trzykrotnie otrzymał również złoty, a raz brązowy, medal Global Music Awards w kategoriach World Jazz, Best Album, Best New Release 2016 i Instrumental Music. To muzyk uznawany za jednego z najlepszych basistów świata.
Jego umiejętności, a także wszechstronność, docenił Hanz Zimmer, kompozytor ścieżek muzycznych do takich filmów, jak: Gladiator, Mission Impossible 2, Piraci z Karaibów, Incepcja, Batman i Król Lew, w 2018 roku zapraszając mojego rozmówcę do swojego zespołu The World of Hans Zimmer, który w czwartek 13 lutego dał koncert w Krakowie.
⁜
WOJCIECH PACUŁA: Mieszkasz obecnie w Wiedniu, tak?
JUAN GARCIA-HERREROS: Tak, mieszkam w Wiedniu, tam mam również swoje studio nagraniowe.
WP: Wiedziałeś, że Kraków przez wiele lat należał do Austro-Węgier? – Kiedy wyjdziesz na zewnątrz, zobaczysz na tej ulicy co najmniej kilkanaście wizerunków cesarza lub odniesień do tamtych czasów…
JGH: Wow! Nie wiedziałem – będę musiał na to zwrócić uwagę…
WP: W Polsce jesteś nie po raz pierwszy?
JGH: Dokładnie tak, byłem tu już kilka razy, na przykład przy okazji WOMEX – World Music Expo – w 2017 roku w Katowicach. Byłem też we Wrocławiu i w innych miejscach – prawdę mówiąc spędziłem w Polsce sporo czasu. Przyjeżdżam tu dla muzyki, na przykład do Sopotu na Sopot Jazz Festival, grałem w poznańskim Blue Note Jazz Club. Polacy są dla mnie i mojej muzyki bardzo ważni. Macie niesamowitych muzyków, jestem ogromnym fanem twórczości Tomasza Stańko i wielu innych.
WP: Mówisz o jazzie, ale przygotowując się do tego wywiadu, czytając o tobie, byłem zdumiony tym, że grasz właściwie każdy rodzaj muzyki. Jeszcze z piętnaście lat temu byłoby to trochę podejrzane, ale dzisiaj? – Dzisiaj to chyba normalne, prawda?
JGH: Tak, też tak myślę. Wiesz, muzycy po prostu dokumentują swoje czasy. A co jest dostępne w dzisiejszych czasach? – Masz dostęp do ogromnej masy muzyki i mnóstwa muzyków. I nauczyłem się od nich tak wiele, tak wielu technik, że po prostu musiałem to wykorzystać. To dla mnie niekończąca się podróż. I nie chciałbym się przestać uczyć.
WP: Zaczynałeś swoją muzyczną podróż od fletu, ale potem skoncentrowałeś się na kontrabasie – grasz jeszcze na nim?
JGH: Tak, zdarza się, że gram na kontrabasie. Nie tak często, jak na basie elektrycznym i kontrabasie elektrycznym, ale oczywiście gram na kontrabasie i komponuję na nim. To instrument, który naprawdę dobrze rozumiem.
WP: Ale grasz głównie na sześciostrunowej gitarze elektrycznej.
JGH: Tak, gram na kontrabasie elektrycznym, bo tak o tej gitarze myślę. To wyjątkowa konstrukcja, specjalna maszyna. Wymyślił ją Anthony Jackson (ur. 23 czerwca 1952 roku w Nowym Jorku – red.). Pierwszy taki instrument zbudował dla Jacksona Carla Thompsona w 1975 roku (jego właścicielem jest obecnie Les Claypool z zespołu Primus – red.). Dzięki temu klucz basowy pokrywa teraz całe spektrum orkiestry. To poszerza zakres, w jakim możemy grać. Może to być zakres wiolonczeli, a nawet pedałów organów – mogę dostroić najniższą stronę do 20 Hz. Daje to niesamowite poczucie pełni.
WP: Te możliwości poszerzają twoją kreatywność?
JGH: Oczywiście! Mogę dzięki temu dać solowy koncert – często tak gram – kładąc warstwa za warstwą, warstwa za warstwą dźwięków. To fascynujące.
WP: Dwa lata temu Hans Zimmer zaprosił cię do swojego projektu The World of Hans Zimmer. Jak to się stało? Twoje zdjęcia z pomalowaną twarzą odsyłają do trochę innej muzyki, prawda?
JGH: Hans ma niebywałą intuicję. Bardzo szybko jest w stanie stwierdzić, czy to, co robisz, może pomóc jego muzyce. Usłyszał mnie kiedyś i zaprosił do siebie. Powiedział mi wtedy coś, co mnie bardzo wzruszyło: „Wiesz Juan, tak naprawdę jesteś za dobry dla tej roli”. To był niesamowity komplement!
Ale wiem, co miał na myśli. Musiał wtedy zatrudnić kogoś, kto doda jego muzyce te wszystkie niskie częstotliwości. To fundament całej orkiestry, ale mogę grać również jako solista. W czasie koncertu są fragmenty, w których gram partie solowe, inne, w których gram różne dźwięki, szumy. Myślę, że Hans doskonale wiedział, jak uniwersalnym instrumentem jest kontrabas elektryczny.
THE WORLD OF HANS ZIMMER
13.02.2020 | Tauron Arena | Kraków
Nie da się ukryć, że koncert, który miał miejsce wieczorem, był dla mnie koncertem – przede wszystkim – Juana Garcii-Herreros. Byłem ciekaw, jak zabrzmi jego instrument, bo duża część koncertów, na których byłem w Tauron Arenie była kiepsko nagłośniona i zwykle było za głośno. Kiedy skończyliśmy wywiad i wyłączyłem dyktafon, podzieliłem się z Juanem moimi obawami, na które tylko odpowiedział: „Zobaczysz, będzie super – mamy fantastycznego dźwiękowca”.
Nie dość, że mówił serio, to mówił prawdę – to był jeden z lepiej nagłośnionych koncertów tej skali, jakie słyszałem. Powiedziałbym, że realizator dźwięku poszedł w kierunku, w którym idzie mój system audio – w kierunku ciemności, głębi i dynamiki, przy dobrej rozdzielczości. Przekaz miał fantastyczną masę, ale nie gubił się, nie buczał. Tym bardziej, że jego podstawą – dosłownie i w przenośni – był instrument, na którym grał Juan. W drugiej części koncertu, w sekwencji otwierającej utwór rozpoczynający soundtrack do Gladiatora, brzmienie jego kontrabasu elektrycznego było potężne, głębokie, ale i czytelne. Co ciekawe, także skrzypce i wiolonczela brzmiały w selektywny, ale i ciemny sposób.
|
No i głosy – to osobny temat. Koncert był perfekcyjnie przygotowany i czuć było żelazną rękę, która za nim stała. Orkiestrę prowadził Gavin Greenaway, stały dyrygent kompozytora, ale tak złożony spektakl z tak wieloma elementami, musiał być kontrolowany przez wielu innych ludzi. Wprawdzie Zimmera w Krakowie nie było, ale to on stał za tymi przygotowaniami. Bardzo dobrze wypadła zarówno orkiestra, złożona z białoruskich symfoników z Teatru Bolshoi, jak i umieszczeni na dwóch wysokich wieżach, flankujących ekrany pośrodku, śpiewacy Chóru Białoruskiej Telewizji i Radia.
Również soliści wypadli przekonywająco, ze szczególnym wskazaniem na wenezuelskiego flecistę Pedro Eustache’a, którego znamy z wielu soundtracków Zimmermana, na przykład do filmu Piraci z Karaibów. Gwiazdą wieczoru była jednak ONA – Lisa Gerrard. Bliska przyjaciółka kompozytora, o której opowiadał z ekranu niemal z uwielbieniem, współkompozytorka ścieżki muzycznej do, już wspomnianego, Gladiatora, połowa duetu Dad Can Dance, była genialna. Jej wokal nagłośniono w podobny sposób, jak orkiestrę, czyli ciemno, z głębią i pełnią.
The World of Hans Zimmer – A Symphonic Celebration to perfekcyjnie przygotowany show, który przynosi i zabawę, i wzruszenia, a dla audiofila również przeżycia związane z estetyką dźwięku, jaką zaproponowano. Świetny obraz, znakomity dźwięk i wyjątkowi muzycy – to recepta na sukces, z której Hans Zimmer bezbłędnie skorzystał. No i ten bassss…
WP: Jaka jest twoja rola w kreowaniu świata Hansa Zimmera?
JGH: Piękno tego przedsięwzięcia polega na tym, że Hans i jego orkiestra to także dziewięciu solistów. Tworzymy coś w rodzaju mikroorkiestry w ramach dużej orkiestry – mamy skrzypce, wiolonczelę, instrumenty perkusyjne, fortepian elektryczny, flet, a orkiestra nas wspomaga. My wspieramy z kolei orkiestrę, wprowadzając melodie. Ale prawdziwe piękno tego połączenia polega na tym, że improwizujemy. A w tym czuję się silny i wiem, że muszę być mocnym liderem dla tego „zespołu”, wspierając tych wszystkich wirtuozów, którzy ze mną grają. Mogę z nimi „rozmawiać”, kontrapunktując to, co robią.
Tak w ogóle, to obecność w orkiestrze kontrabasu elektrycznego jest czymś nowym. Naszym podejściem zmieniamy trochę reguły gry, dodając podstawę basową, i wszystkie te techniki niskoczęstotliwościowe. Naprawdę odrobiliśmy zadanie domowe. To, co nie powinno z sobą współgrać – teraz współgra.
WP: Wymagało to wielu prób?
JGH: O tak, na początku mieliśmy wiele prób. Tuż przed rozpoczęciem trasy mieliśmy w Berlinie takie pięciodniowe spotkanie. Chodziło o to, aby brzmieć autentycznie i nawet lepiej niż w filmie.
WP: Jak to jest grać z tak wieloma solistami?
JGH: To lekcja, za którą dziękuję w każdym dniu mojego życia! Nikt w tym zespole nie forsuje swojego ego. Poziom techniczny jest tak wysoki, że bez żadnych problemów możemy sobie pomagać i się wspierać. Koncertujemy już od dwóch lat i nigdy z sobą nie walczyliśmy. Wciąż się z sobą śmiejemy, płaczemy – krótko mówić kochamy się. To bardzo bliska rodzina. W Tauron Arenie zobaczysz coś wyjątkowego.
WP: Dwa lata w trasie to bardzo długo – to tak, jakby koncertował zespół w rodzaju The Rolling Stones. Można się chcieć po takim doświadczeniu rozstać, prawda?
JGH: Muszę powiedzieć, że nie możemy sobie wyobrazić, iż kiedyś nie będziemy już więcej częścią tego wydarzenia. Ale mamy w przyszłości wiele, wiele celów do zrealizowania. Będę wkrótce wydawał mój następny album, mam też taki tajny projekt, o którym nie mogę zbyt wiele powiedzieć. Po powrocie do Wiednia będę też miksował soundtracki do gier wideo.
Miałem szczęście, że przemysł związany z grami uwierzył nam w tym, że poradzimy sobie ze wszystkimi nowymi technikami audio: 5.1, 7.1, 11.1 – istnieje ogromne zapotrzebowanie na tego typu „content”. Jesteśmy jednym z nielicznych studiów, które oferują takie możliwości, to znaczy miksują ścieżkę dźwiękową w surround. Jestem trochę fanatykiem dźwięku dookólnego. Kiedy raz usłyszysz dobrze zrealizowany dźwięk tego typu, nie jesteś w stanie wrócić do stereo :)
WP: Ale przygotować muzykę w dobry sposób w surround nie jest łatwe.
JGH: Tak, to trudne, ponieważ nie byliśmy świadomi tego, jak słuchamy, dopóki nie pojawił się dźwięk dookólny. Dźwięk surround jest próbą oddania tego, jak słyszymy w realnym świcie, na co dzień. I wreszcie zaczęliśmy to emulować, na przykład dzięki głośnikom informującym o wysokości na której znajduje się obraz dźwiękowy.
WP: Myślisz, że współczesna technika surround jest wystarczająco zaawansowana, żeby przekonać słuchacza, że jest w zupełnie innym miejscu?
JGH: Dokładnie tak, a Dolby Atmos jest idealnym przykładem na to, jak można takie możliwości wykorzystać. Kiedy helikopter przelatuje ci nad głową, to jest to całkiem dokładna rekreacja tego, co dzieje się na żywo. Moim zdaniem technika jest w stanie ponownie połączyć nas z muzyką.
To są piękne czasy, jeśli idzie o dźwięk „high fidelity”. Na szczęście ta technika jest całkiem przystępna cenowo – może nie do końca, ale nie jest już tak droga, jak kiedyś. Młodzi ludzie mogą więc z nią eksperymentować. Facebook oferuje wtyczkę muzyczną 360 Spatial Workstation, która pozwala na słuchanie muzyki w surround, także w systemie ambisonic. Ściągamy ją i możemy słuchać muzyki, jak nigdy wcześniej. To są rzeczy, których my nie mieliśmy, a teraz młodzi mają na wyciągnięcie ręki.
WP: A ty jak słuchasz najczęściej muzyki?
JGH: Osobiście preferuję słuchanie muzyki przez słuchawki. Używam słuchawek Bose Noise Cancelling, ponieważ mają zintegrowany system Bose AR („rozszerzonej rzeczywistości” – red.). Lubię je bardzo, ponieważ dobrze słyszę, jak muzyka została zmiksowana, jak są poukładane jej elementy. Mogę się jej przyjrzeć bardzo blisko. W domu mam oczywiście system surround, też Bose.
WP: Na zdjęciach, które publikujesz w sieci odważnie podkreślasz swoje dziedzictwo…
Tak, jestem potomkiem kolumbijskich rdzennych amerykanów. W moich żyłach płynie krew dwóch plemion: Arhuaco i Wayuu. Wychowałem się wśród rdzennych mieszkańców tej ziemi. A moje plemienne imię brzmi: The Snow Owl – i to dlatego w ten sposób się podpisuję.
WP: Utrzymujesz kontakt ze swoją rodziną w kraju?
JGH: Oczywiście – właśnie dlatego zatrudniam osobę malującą moją twarz do występów z moją grupą. Ma przypominać moje tradycje, moje korzenie, przywoływać połączenie z naturą, z Wielkimi Duchami. To sposób na przypominanie ludziom tego, co jest naprawdę ważne. Nie mamy ambicji nikogo uczyć, ale świat powinien co jakiś czas wyłączyć Instagram i żyć czymś, co jest realne, a nie tym, co jest udawane.
WP: Pięknie dziękuję i – mam nadzieje – do zobaczenia!
JGH: Ja również dziękuję i pozdrawiam czytelników „High Fidelity” – a my na pewno się jeszcze zobaczymy :) ■
|