pl | en

Transport Compact Disc

Audiolab
6000CDT

Producent: INTERNATIONAL AUDIO GROUP, Ltd.
Cena (w czasie testu): 2199 zł

Kontakt: Poprzez formularz na stronie internetowej producenta

www.audiolab.co.uk
audiolabpolska.pl

DESIGNED & ENGINEERED IN THE UK
MADE IN CHINA


Do testu dostarczyła firma: TECHNOTRONIK


TRANSPORT 5. «ładunek wysłany dokądś» (Słownik języka polskiego PWN) | «zespół czynności związanych z przemieszczaniem osób i dóbr materialnych za pomocą odpowiednich środków; obejmuje zarówno samo przemieszczanie z miejsca na miejsce, jak i wszelkie czynności konieczne do osiągnięcia tego celu» (Encyklopedia PWN). NAPĘD 1. «energia powodująca ruch określonego elementu lub urządzenia technicznego; też: wprawianie w ruch określonego elementu lub urządzenia», 2. «urządzenie do nadawania ruchu mechanizmowi lub maszynie» (Słownik języka polskiego PWN)

irmę AUDIOLAB na początku lat 80. XX wieku założyli panowie Philip Swift i Derek Scotland. Pierwszym produktem, który w 1983 roku narobił sporo szumu był wzmacniacz zintegrowany oznaczony symbolem 8000A. W zamierzeniu twórców miał być, ciągle rozsądnie wycenioną, propozycją dla posiadaczy budżetowych wzmacniaczy, którzy chcieli, bez wydawania fortuny, zrobić kolejny krok na audiofilskiej ścieżce. Miał dobrze grać, był łatwy w obsłudze i nie sprawiać kłopotów przez wiele lat użytkowania.

Wzmacniacz odniósł ogromny sukces, a nieco później dołączyły do niego odtwarzacze CD, tunery i systemy dzielone. W 1997 roku marka została sprzedana i przemianowana na – ta nazwa powinna także być państwu doskonale znana – TAG McLaren Audio. Była to propozycja dla zamożnych i bardzo zamożnych audiofilów. Jedenaście lat później nastąpiła kolejna zmiana właściciela – została nim International Audio Group (IAG), a marka wróciła do oryginalnej nazwy. Obecnie firma ponownie specjalizuje się w rozsądnie wycenionych urządzeniach. Dobre, wierne brzmienie, łatwość obsługi, trwałość nadal mają być znakiem firmowym Audiolaba.

W 2010 roku na rynek trafiły pierwsze urządzenia z serii 8200, czyli następcy linii 8000, która zbudowała legendę marki. Rok później wprowadzono pierwsze urządzenie z serii LAB, czyli M-DAC, do których później dołączyły kolejne komponenty. Rok później Audiolab zaprezentował po raz pierwszy serię 6000 skierowaną do osób z nieco mniejszym budżetem niż nabywcy 8200.

| Seria 6000

Seria ‘6000’ składa się z trzech urządzeń. Pierwszym jest wzmacniacz zintegrowany 6000A. To niezwykle bogato wyposażone urządzenie na miarę naszych czasów. Wyposażono je bowiem zarówno w wejścia analogowe, wraz z przedwzmacniaczem gramofonowym, jak i cyfrowe, w tym Bluetooth umożliwiający łączność bezprzewodową z przenośnymi urządzeniami. Otrzymujemy też wyjście słuchawkowe, słowem za rozsądne pieniądze dostajemy prawdziwy „kombajn”, a do stworzenia systemu brakuje tylko źródeł i kolumn.

Tych ostatnich Audiolab nie oferuje, ale źródła cyfrowe i owszem. Kolejną propozycją jest bowiem 6000N Play, czyli odtwarzacz sieciowy z „dakiem” na pokładzie, który z siecią połączyć można bezprzewodowo przez Wi-Fi, jak i poprzez LAN. Wyposażono go również zarówno w cyfrowe, jak i analogowe wyjścia, co dodatkowo zwiększa jego uniwersalność.

| 6000CDT

Dla ludzi, którzy posiadają spore biblioteki płyt CD, Audiolab przygotował urządzenie, które trafiło do testu – transport płyt CD 6000CDT. To urządzenie o standardowej szerokości, ale jego wysokość to mniej więcej połowa standardowej. Choć trudno się tu dopatrzeć jakichkolwiek fajerwerków estetycznych, to jak na mój gust transport Audiolaba jest po prostu ładny. Tak naprawdę to pewnie właśnie za sprawą swojej prostoty, plus oczywiście wysokiej jakości wykonania.

Na froncie pośrodku umieszczono niewielki wyświetlacz. Numer utworu i bieżący czas (w czasie odtwarzanie) pokazywane są jednakże za pomocą wystarczająco dużych cyfr, by nie było problemu z ich odczytem nawet z kilku metrów. „Wystrój” frontu uzupełnia szczelina napędu, sześć niewielkich przycisków (w tym samym kolorze co front) do obsługi odtwarzania, okienko odbiornika zdalnego sterowania i włącznik urządzenia.

Na tylnej ściance znajdziemy jedynie gniazdo zasilania i główny włącznik, wyzwalacze 12 V służące do połączenia z innymi komponentami Audiolaba (by je razem włączać i wyłączać) oraz dwa wyjścia cyfrowe – koaksjalny S/PDIF oraz Toslink. Wspomniałem o odbiorniku zdalnego sterowania, więc jak się już pewnie państwo domyśliliście, producent nie zapomniał o pilocie. To uniwersalna jednostka do obsługi wszystkich urządzeń z serii 6000. Wykonano ją co prawda z plastiku, ale naprawdę niezłej jakości więc przyjemnie bierze się go do ręki.

Producent nie wnika specjalnie w detale dotyczące budowy tego urządzenia. Podaje jedynie, iż w 6000CDT wykorzystano ten sam szczelinowy mechanizmem ładowania płyt, który używany jest we flagowym odtwarzaczu CD firmy Audiolab, modelu 8300CD. Ma on być niezwykle wytrzymały i niezawodny i, zdaniem inżynierów Audiolaba, lepiej sprawdza się w odczycie płyt CD niż mechanizmy z ruchomą szufladą (tu należy się domyślić, że mowa o takich, których cena pozwoliłaby wykorzystać je w modelu z tego poziomu cenowego).

Sygnał odczytany z płyty CD jest buforowany w osobnym układzie DSP, co pozwala znacząco zredukować błędy odczytu. To rozwiązanie ma umożliwiać odtwarzanie także porysowanych i uszkodzonych płyt CD, które są nieczytelne dla wielu konwencjonalnych mechanizmów. Od razu zaznaczę, iż z braku takowych stosownych prób nie przeprowadziłem, ale faktem jest, że przy żadnej odtwarzanej płycie, a z szuflady wyciągnąłem na tę okazje także kilka mających pewnie kilkanaście lat płyt CD-R, najmniejszych nawet problemów nie stwierdziłem. Można więc przyjąć, że rozwiązanie Audiolaba sprawdza się w praktyce.

| JAK SŁUCHALIŚMY

Jak już wcześniej mogliście Państwo przeczytać, Audiolab stworzył nową serię, w której, przynajmniej na dziś, nie ma osobnego przetwornika cyfrowo-analogowego. Jest za to integra z przetwornikiem D/A i wejściami cyfrowymi na pokładzie. W założeniu ma więc ona być sercem systemu i naturalnym partnerem dla testowanego transportu. Co nie znaczy oczywiście, że transportu nie można wykorzystać z dowolnym przetwornikiem cyfrowo-analogowym z wejściem koaksjalnym bądź optycznym.

Ponieważ jednakże do mnie trafił tylko 6000CDT, dedykowane, wyspecjalizowane urządzenie, którego jedyną funkcją jest odczyt płyt CD, testowałem je w połączeniu z moim odtwarzaczem plików LampizatOr Golden Atlantic, ale także z innym, znanym już państwu znakomitym polskim przetwornikiem, RT-Project Model One. Ten ostatni wystąpił w nowej wersji, w której zaimplementowano dwa osobne stopnie wyjściowe, lampowy i tranzystorowy, pomiędzy którymi użytkownik wybiera naciskając (nawet w czasie grania) jeden przycisk na pilocie. Zabawa z nim jest więc przednia i to niezależnie od źródła. Do połączenia transportu z każdym z tych DAC-ów używałem 75 Ω koaksjalnego kabla Audiomica z serii Consequence.

AUDIOLAB w „High Fidelity”
  • TEST: Audiolab 6000N Play + 6000A | odtwarzacz plików audio + wzmacniacz zintegrowany
  • TEST: Audiolab M-DAC MINI | przetwornik cyfrowo-analogowy

  • Pewnie nie muszę nawet tego przypominać, bo już wystarczająco wiele razy o tym pisałem, ale na wszelki wypadek powtórzę raz jeszcze, że płyt CD praktycznie rzecz biorąc nie używam już od dobrych kilku lat. Nie posiadam również wysokiej klasy odtwarzacza. Od czasu bowiem, gdy na rynek trafiły przetworniki cyfrowo-analogowe z wejściami USB i/lub LAN, oferujące brzmienie wysokiej klasy, format CD stracił dla mnie rację bytu. Żeby było jasne: nie dlatego, że nie można z niego uzyskać brzmienia wysokiej klasy – jak najbardziej można. Wymaga to jednakże dużych nakładów, bo te naprawdę udane odtwarzacze kosztują po kilkadziesiąt tysięcy (i to raczej bliżej 100 niż 10 tys.), a i inwestycja w nowe rodzaje płyt CD to także spory wydatek.

    Swoje dość skromne możliwości finansowe wolę angażować w rozwijanie toru analogowego (z gramofonem w roli głównej) i cyfrowego, ale z „dakiem” odtwarzającym muzykę z plików. Niemniej od czasu do czasu trafiają do mnie nowe odtwarzacze CD i SACD, co pozwala mi docenić znaczący postęp w zakresie jakości dźwięku uzyskiwanego z „redbookowego” formatu w ostatnich latach. Tym razem, w ramach specjalnego numeru „High Fidelity” poświęconego odtwarzaczom CD, trafił do mnie... transport srebrnych krążków i to zdecydowanie niedrogi.

    Od razu przejdźmy do najważniejszej kwestii: czy transport płyt CD za niewiele ponad 2 tys. złotych wstawiony do systemu, w którym nawet kabel cyfrowy kosztuje kilka razy więcej niż on sam, może zaoferować dobre brzmienie? Przed włączeniem pierwszego krążka powiedziałbym, jeśli mam być kompletnie szczery, że nie ma na to szans. Obiektywizm i otwarty umysł przed każdym testem to jedno, a mój wrodzony sceptycyzm i realistyczne podejście oparte na sporym już doświadczeniu, to drugie. Uczciwie więc mówię, że nie byłem przesadnie pozytywnie nastawiony do tego testu.

    Wystarczyło jednakże rozpocząć odtwarzanie pierwszego krążka, by odesłać sceptycyzm do diabła i skupić się na muzyce. Bo niewątpliwie jedną z trzech podstawowych, a przynajmniej od początku rzucających się w uszy (że tak powiem) cech tego urządzenia jest właśnie muzykalność, rozumiana jako płynny, spójny, nieprzesadnie analityczny, po prostu przyjemny dla ucha sposób prezentacji muzyki. Nie, nie zapominam o tym, że w większym stopniu za brzmienie zawsze będzie odpowiadał DAC, do którego 6000CDT podłączymy, i reszta systemu, ale zważywszy, iż efekt był podobny z dwoma różnymi przetwornikami z wysokiej półki, zakładam z dużym prawdopodobieństwem, że podobny efekt usłyszycie łącząc ten transport z niemal dowolnym, byle dobrym partnerem.

    Rodzaj muzyki nie miał właściwie znaczenia, a jakość nagrań jedynie nieco większą. Nieco, bo różnice nie były tak duże, jak w przypadku urządzeń z wysokiej półki, które doskonale pokazują różnice w jakości realizacji. To oznacza również, iż siłą rzeczy są w większości dość okrutne dla słabych realizacji, choć i tu są wyjątki. Choćby Ayon CD-35 HF Edition, bardzo dobrze różnicujący nagrania, potrafi jednakże dzięki lampowemu stopniowi wyjściowemu i możliwości konwersji sygnału PCM do DSD, i z tych słabszych wyciągnąć sporo muzycznej magii. Ale i on cudów nie zdziała, gdy dostanie do odtworzenia słabą realizację. Będzie lepiej niż z innymi topowymi odtwarzaczami, ale nadal słabo.

    Audiolabowi natomiast wystarczała przyzwoita jakość, żeby stworzyć widowisko muzyczne, w którym aspekty techniczne były zepchnięte na daleki plan, na tyle, żeby uwagę słuchacza skupić całkowicie na muzyce. Tak było choćby w przypadku kompilacji jazzu z lat 50. i 60. XX wieku z wytwórni Columbia, kupionej kiedyś za grosze w jednym z sieciowych sklepów, której z brytyjskim urządzeniem słuchałem z ogromną przyjemnością. Zwykle ograniczam się do przesłuchania znakomitej (i muzycznie i nawet jakościowo) wersji klasyka Take five, ale tym razem, choć ten kawałek także brzmiał nieco lepiej niż pozostałe, nie wyjąłem krążka z napędu zaraz po jego odsłuchaniu, ale odsłuchałem także resztę.

    Podobnie było z najnowszym krążkiem Marka Dyjaka (z piosenkami Gintrowskiego), który niestety jakością realizacji nie powala. CDT6000 skupił moją uwagę na niezwykle „doświadczonym”, charyzmatycznym głosie wokalisty, innym, ale pod pewnymi względami podobnym do pana Przemysława. Brytyjski transport potrafił zbudować odpowiedni klimat i zabrać mnie „down the memory lane”, jak mówią Anglosasi, czyli do czasów młodości, gdy jeszcze w licealnych czasach Gintrowskiego miałem okazję posłuchać na żywo w niewielkim klubie studenckim. Było to wówczas (to był bodaj rok ‘88, czyli jeszcze w „tamtych” czasach) wyjątkowe przeżycie, a z Audiolabem równie dramatyczne wykonanie Dyjaka wyzwoliło podobne emocje. Płyty słuchałem wcześniej kilka razy na droższych urządzeniach i... takich emocji wcale nie wywoływała, bo za dobrze słychać było nieszczególną jakość realizacji.

    Kolejne dwie cechy, które od samego początku przyciągnęły moją uwagę, to wysoka kultura prezentacji i naprawdę wyjątkowa przestrzenność. Zacznę od tego drugiego, bo naprawdę rzadko zdarza się, że w moim pokoju (i systemie) scena jest aż tak szeroka, jak z 6000CDT, i to bez jej spłycania. Zwykle te komponenty, które grają bardzo szeroko, jakby generują tę samą ilość przestrzeni, tylko w inną stronę, co sprawia, że gdy jest szerzej, to nie ma aż takiej głębi i odwrotnie. Tu tego efektu nie było. Instrumenty często odzywały z przestrzeni na prawo od prawej i na lewo od lewej kolumny, ale i zza ściany, przed którą stoi system.

    Bardzo dobrze wypadały dzięki temu przede wszystkim nagrania studyjne. W tych koncertowych przestrzeń również robiła bardzo dobre wrażenie, ale nieco słabiej oddana była akustyka sali, pogłos. Także efekty przestrzenne, osiągane za sprawą przeciwfazy, choćby na krążkach Rogera Watersa, pojawiające się daleko poza „normalną” sceną, nie były już aż tak efektowne, choć ciągle pokazane były co najmniej nieźle. Poszczególne źródła pozorne były spore i całkiem precyzyjnie zlokalizowane na scenie, ale same jako takie nie miały wyrazistych konturów. Ich trójwymiarowość brała się raczej z masy i wypełnienia niż wysokiej precyzji lokalizacji.

    Możliwość przełączania stopnia wyjściowego w DAC-u RT-Project dała mi okazję do niezłej zabawy, a jednocześnie sprawdzenia, czy 6000CDT ma jakąś wyraźną sygnaturę brzmieniową. Jak się okazało ma, oczywiście w porównaniu z topowymi urządzeniami, pewne ograniczenia, ale wcale nie ma aż tak wyraźnego „dźwięku własnego”, jak można by się spodziewać po niedrogim transporcie.

    Z wyjściem tranzystorowym DAC One słychać było naprawdę dobry drive i PRAT, gdy wziąłem się za słuchanie rocka, czy elektrycznego bluesa. Sporo było w tym graniu energii, w średnicy było dużo „mięsa”, że tak powiem, dzięki czemu choćby elektryczne gitary wypadały bardzo dobrze. Góra była dźwięczna, szybka i ciut, ale nieprzesadnie, wygładzona, co chowało wiele szorstkości występującej w takich nagraniach. To było naprawdę fajne granie „z jajem”, przy którym nie raz i nie dwa wystukiwałem rytm i które skłaniało do odkurzania kolejnych pozycji z tych gatunków.

    Z lampowym wyjściem polskiego przetwornika granie było nieco bardziej przestrzenne, płynniejsze, więcej było w nim powietrza. Skraje pasma były nieco zaokrąglone, ale nie na tyle by góra straciła blask, a dół się „zmulił”. Wokale były pełniejsze, bardziej ekspresyjne, choć np. drący się głos Steven Tylera z Aerosmith wolałem chyba jednak z wyjściem tranzystorowym, które lepiej oddawało jego absolutną wyjątkowość.

    | PODSUMOWANIE

    Zaczynałem odsłuchy jako sceptyk, kończę jako fan Audiolaba 6000CDT. Rzecz oczywiście nie w tym, że to najlepszy transport CD świata, ale w tym jak jest dobry, biorąc pod uwagę jego cenę (ale i obiektywnie). Za rozsądne, jak na dzisiejsze czasy, pieniądze dostajemy bowiem urządzenie, które zestawione z dobrym przetwornikiem D/A po prostu da – nawet dość wymagającemu, jak niżej podpisany – użytkownikowi dużą frajdę ze słuchania srebrnych krążków.

    Pliki są przyszłością muzyki, ale przecież mnóstwo ludzi posiada spore kolekcje płyt CD i nie ma żadnego powodu, by je wyrzucać, skoro za niewiele ponad dwa tysiące złotych można kupić tak dobrze grający transport. Audiolab brzmi muzykalnie, płynnie, przestrzennie, ma dobrze poukładany, „kulturalny” dźwięk. Jest wszechstronny i dobrze poradzi sobie właściwie z każdym gatunkiem muzycznym. Tym bardziej, że potrafi sprawić, iż to właśnie muzyka jest na pierwszym miejscu, nawet w przypadku wielu zwykłych (czytaj: nieaudiofilskich) wydań.


    Dane techniczne (wg producenta):

    Cyfrowy poziom napięcia wyjściowego: 600 ± 50 mVpp
    Odchyłka pasma przenoszenia: ≤ 0,01 dB w paśmie 20-20 000 Hz
    Impedancja wyjściowa: 75 Ω ± 1 Ω
    Pobór mocy w trakcie pracy: 15 W
    Pobór mocy w trybie czuwania: <0,5 W
    Wymiary (S x W x G): 445 x 300 x 65,5 mm, w tym stopki, zaciski i elementy sterujące
    Waga: 5,4 kg

    Dystrybucja w Polsce

    TECHNOTRNIK

    ul. Reymonta 12
    Pabianice | POLSKA

    q21.pl

    System odniesienia

    - Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta
    - Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa
    - Końcówka mocy Modwright KWA100SE
    - Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100
    - Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11
    - Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator
    - Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM)
    - Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC
    - Kolumny: Bastanis Matterhorn
    - Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr
    - Słuchawki: Audeze LCD3
    - Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako
    - Przewód głośnikowy -
    LessLoss Anchorwave
    - Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3
    - Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence
    - Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
    - Stolik: Rogoż Audio 4SB2N
    - Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot