pl | en

KRAKOWSKIE TOWARZYSTWO SONICZNE

Spotkanie #115: BRIPHONIC
Czyli: odlot odlotów
I jeszcze – sprawa plików

Kontakt:
Briphonic/Nippon Sogo Seisaku Co., Ltd.
Sakakibara Bldg. 1-28-14 Nishi-Ochiai
Shinjuku-ku Tokyo 161-0031 Japan

a@briphonic.com

briphonic.com

MADE IN JAPAN


udiofile to gadżeciarze – to wiemy, prawda? Bez względu na to, jak bardzo byśmy sobie to racjonalizowali, tłumaczyli się z tej słabości, jesteśmy szczególnie podatni na logotypy, opisy technik, nowe technologie, historie. Ale właśnie dlatego, że to tak powszechne zjawisko nie warto z tym walczyć, ani tym bardziej udawać przed sobą i innymi, że jesteśmy inni. Powiedzmy to wprost: tzw. „metka” jest dla nas równie ważna, jak dla siedzących przy wybiegu w czasie Mediolańskiego Tygodnia Mody.

A producenci tę naszą słabość znają i starają się wykorzystać – to również zupełnie normalne. Interesujemy się więc nowinkami, jak sroka błyskotką, zafascynowani ich niezwykłością kupując - dla przykładu – kolejne wydania znanych nam płyt w nadziei, że to będzie TO WŁAŚCIWE i – w domyśle – OSTATECZNE ich wydanie. Często okazuje się, że jest gorzej, równie często, że po prostu inaczej; prawdziwe zmiany zdarzają się rzadko. Z tych, które znam warto wymienić techniki znane pod akronimami XRCD, HQCD, SHM-CD i BSCD2.

Briphonic jawi się na tym tle jak gość z innego kosmosu. Ta japońska firma nagrywa, miksuje, masteruje i wydaje płyty samodzielnie i są to płyty, można powiedzieć, wzorcowe. O stosowanych przez nią zabiegach, podejściu do całego procesu i sposobach na uzyskanie jak najlepszego dźwięku pisałem w artykule pt. Briphonic: to, co najlepsze z maja tego roku (HF | No. 169). Co jest jej tajemnicą? – Właściwie to żadna tajemnica, to zwykła wiedza, doświadczenie i oddanie, choć dla większości wydawców wydają się one nieosiągalne. Chodzi po prostu o to, aby wszystko było wykonane tak, jak należy – od nagrania, poprzez produkcję, po wydanie materiału. Tylko tyle i aż tyle.

| Spotkanie

W ramach Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego przyglądamy się wszystkim technikom o których była mowa, odsłuch płyt Briphonic był więc jedynie kwestią czasu. Nie przewidziałem, że zmieni się w coś więcej. A było tak: firma ta wydaje swoje nagrania zarówno na płytach CD, jak i na pendrajwach USB (pliki można też ściągnąć z firmowego sklepu). W artykule o którym była mowa przedstawiłem dwie płyty: Sentimental Reasons oraz MIWAKU, obydwie zagrane przez Mayo Nakano Piano Trio.

Choć efekt końcowy, to jest sposób wydania, w obydwu przypadkach jest taki sam, zostały one zarejestrowane na dwa, różne sposoby: Sentimental Reasons to płyta nagrana na analogowym wielośladzie z 2” taśmą i analogowo zmiksowana do analogowego mastera 1”. Z tego mastera wykonano następnie cyfrowe kopie płyt CD oraz pliki w niemal każdym dostępnym formacie: DSD 64, DSD 128, DSD 256, PCM (FLAC) 96/24, 192/24, 384/24, dodając do tego nagranie wideo. Z kolei MIWAKU dostępne jest tylko jako płyta CD oraz pliki DSD 128 i DSD 256, a to dlatego, że było to nagranie DSD, od razu do postaci stereofonicznej DSD 256.

W artykule opisałem różnice pomiędzy czterema wersjami płyt CD, porównanie z plikami pozostawiając na inną okazję. Spotkanie KTS-u wydało mi się naturalnym wyborem. Wybór, a możność to jednak dwie różne rzeczy. Aby porównanie było miarodajne i abyśmy naprawdę słuchali porównania formatów, a nie urządzeń – przynajmniej na tyle, na ile to możliwe – musiałem spełnić kilka warunków. Pierwszym było zapewnienie takiego samego przetwornika D/A dla odtwarzacza płyt i dla transportu plików. Po drugie, chciałem, aby przesył cyfrowego sygnału audio z odtwarzacza plików do przetwornika odbywał się w najlepszy możliwy sposób, najlepiej omijając łącze USB; podobne wymagania miałem w stosunku do plików PCM.

| Transport plików – wybór

Odtwarzaczy i transportów plików, które znam i które szanuję jest na rynku kilka, jednak żadne z tych urządzeń nie spełnia wymogów dotyczących przesyłu sygnału o których pisałem. Oprócz jednego: transportu plików Ayon Audio NW-T DSD. To urządzenie pomyślane jako partner przetworników D/A i odtwarzaczy CD oraz SACD tej firmy. Sygnał DSD jest z niego wysyłany profesjonalnym łączem 3 x BNC w natywnej formie, a sygnał PCM może być wysłany łączem I2S, czyli transport taktowany jest zegarem przetwornika. Tak się składa, że obydwa takie wejścia ma odtwarzacz SACD Ayon Audio CD-35 HF Edition, który stoi zarówno u mnie, jak i u Janusza, gospodarza spotkań KTS.

Połączenie NW-T DSD oraz CD-35 HF było więc naturalne. Tym bardziej, że transport o którym mowa ma ważną przewagę nad innymi – można go obsługiwać zarówno z przedniego panelu, jak i z pilota zdalnego sterowania, jak zwykły odtwarzacz CD. Nie trzeba więc było instalować routera i konfigurować transportu plików. Ma jednak Ayon i wady. A właściwie jedną: odtwarza pliki DSD tylko do postaci DSD 64, a pliki PCM tylko do 192/24. Co oznacza, że nie mogliśmy odsłuchać plików z płyty MIWAKU, a z Sentimental Reasons tylko DSD 64 i PCM 192/24.

Wadą poboczną jest to, że przez wejście USB na przednim panelu odtwarza tylko pendrajwy sformatowane w FAT16 i FAT32 – pendrajwy Briphonic formatowane w NTFS nie są więc obsługiwane. Pliki musiałem więc skopiować na inny pendrajw. Niby nic, cyfra to cyfra, ale jednak…

| Spotkanie, czyli dwa w jednym

Po raz kolejny okazało się więc, że odsłuch będzie tylko wstępem do czegoś innego – do odsłuchów samych plików. Aby wprowadzić nas w temat, przygotowałem wybór plików DSD zripowanych z płyt SACD za pomocą konsoli Playstation, które miały być porównywane z płytami SACD z których zostały skopiowane (Część I: pliki DSD). Dopiero po dłuższym odsłuchu przystąpiliśmy do porównywania płyt Briphonic i krótkiego porównania dwóch utworów z płyty Sentimental Reasons (Część II: Briphonic). W pierwszej części dyskutowaliśmy swobodnie i poprosiłem uczestników spotkania o przysłanie podsumowania tej części. Wnioski dotyczące płyt Briphonic nagrywałem.

| CZĘŚĆ I: pliki DSD

Program:

  • Blade Runner, soundtrack, reż. Ridley Scott, Atlantic Records/Audio Fidelity AFZ 154, „Limited Numbered Edition | No. 2398”, SACD/CD (1982/2013)
  • Art Pepper, …the way it was!, Contemporary Records/Mobile Fidelity UDSACD 2034, SACD/CD (1972/2008)
  • Dead Can Dance, Spiritchaser, 4AD/Beggars Japan WPCB-10078, „Audiophile Edition”, SACD/CD (1994/2008)
  • Dire Straits, Brothers in Arms, Vertigo/Mobile Fidelity Labs UDSACD 2099, „Original Master Recording, Special Limited Edition | No. 1808”, SACD/CD (1985/2013)
  • Nat ‘King’ Cole, Love is the Thing, Capitol/Analogue Productions, CAPP 824 SA, SACD/CD (1957/2010)

Janusz | Krakowskie Towarzystwo Soniczne

Niestety moja pamięć jest, mówiąc bardzo oględnie, ograniczona i w związku z tym wypunktuję dwie, a może trzy uwagi, które nasunęły mi się dość zdecydowanie w trakcie odsłuchu. Po pierwsze: zdecydowany prymat płyt SACD, słyszalny od razu i bez cienia wątpliwości. Większy dźwięk, rozdzielczość, naturalność, oddanie ataku. Pliki w porównaniu wydawały się zgaszone, prezentacja skupiona, bez „odejścia", „oddechu" i – przede wszystkim – ataku.

Po drugie: w jednym nagraniu, nie pomnę teraz którym, plik był lepszy, ale znowu nie na tyle, jak w przypadku różnicy pomiędzy SACD i plikiem w punkcie pierwszym. Po trzecie, o ile pamiętam, tylko raz głosowałem za remisem, ale nie wiem czego dotyczyło porównanie. Podsumowując: jak dla mnie – nie ma o czym mówić. Nie przypominam sobie, abym w tak krótkim czasie po włączeniu utworu miał pewność co do wyników porównań. Co daje do myślenia.

Bartosz | „High Fidelity”/RMF FM

Chociaż nie mogłem zostać na drugiej części spotkania (czyli, jakby nie patrzyć: tej ważniejszej), to okazało się ono dla mnie nad wyraz cenne i interesujące. Ku mojemu zaskoczeniu moje serce podbiły pliki DSD, które wybierałem za każdym razem, nawet wtedy, gdy wszyscy inni KTS-owcy rzucali w moim kierunku spojrzenia wyrażające szok i niedowierzanie (a może nawet w czyimś oku zabłysło nawet obrzydzenie?).

Ja sam byłem zdziwiony takim obrotem spraw, bowiem do tej pory taki sposób słuchania muzyki nie cieszył się u mnie wielkim poważaniem; ot - ciekawostka dla najbardziej zwariowanych audiofilów i Japończyków (to chyba to samo), a także świetna okazja, by po prostu zarobić nieprzyzwoicie duże pieniądze za sprzedaż każdego egzemplarza albumu (proszę spojrzeć chociażby na to, jak kształtuje się cennik wydawnictwa Blue Coast Records).

Za każdym razem pliki DSD ujmowały mnie swoim holistycznym ujmowaniem muzyki. To nie były posklejane w jedną całość dźwięki, ale właśnie MUZYKA: gęsta, klimatyczna i za każdym razem wciągająca. Przekaz budowany przez pliki DSD być może nie miał najszerszej sceny dźwiękowej, a jego dynamika nie mogła równać się z topowymi wydawnictwami na CD czy SACD. To jednak nie miało dla mnie znaczenia, bowiem te przegrywały (w mojej opinii) w przedbiegach, gdy oceniałem wrażenia całościowo.

Najbardziej zaskakujące było jednak dla mnie to, że mimo swojej „organiczności", pliki DSD wciąż oferowały wiele różnych smaczków, w których lubują się audiofile. Odkryciem spotkania był dla mnie sposób, w jaki zabrzmiały pliki do Blade Runnera Vangelisa. Sposób budowania klimatu i narastania dźwięku, fenomenalny drugi plan, niebywale mięsisty przekaz: to wszystko pięknie się prezentowało i wspierało, oferując mi spektakl nie do zapomnienia.

Żeby jednak wszystko było jasne: nie zamierzam od teraz maniakalnie kupować plików DSD. Te wciąż są dosyć niewygodne jeśli chodzi o odtwarzanie (nie każdy DAC dalej sobie z nimi radzi) czy „składowanie" (bo potrafią swoje ważyć, a dyski zewnętrzne - choć stale tanieją - wciąż swoje kosztują), są ponadto absurdalnie drogie. No i w wypadku plików DSD, jak zresztą przy SACD, nigdy do końca nie wiemy co kupujemy: czy coś rzeczywiście nagranego w tym formacie, czy też półprodukt, niemalże bezczelne oszustwo, który swoje życie rozpoczął jako PCM, by w ostatniej chwili zostać zmienionym w DSD.

Rysiek B. | Krakowskie Towarzystwo Soniczne

Dzięki naszemu Gospodarzowi i Redaktorowi porównaliśmy dwa cyfrowe źródła oraz ich nośniki. W mojej opinii był to pierwszy i malutki kroczek, by temat audiofilsko rozebrać. Zapewne nasz organizator opisze materiał wyjściowy i podda go krytyce – teraz więc dwa słowa o tym jak mi się słuchało.

Na początku było jak zawsze, byłem w mniejszości, a pod koniec odsłuchów już odwrotnie – Janusz deleguje mnie w „Bieszczady", a Jarek ocenia  inaczej. O ile pamiętam testowaliśmy ten sam materiał z pięciu płyt SACD i ich odpowiedników w postaci plików. Już po pierwszym materiale nie miałem wątpliwości, które źródło wybieram – „Płyta Mości Panowie!”.

Dziś, po latach słuchania, oceniając nagranie na pierwszy plan wysuwam bogactwo barw i muzykalność.
Muzykalność wiążę ze swingiem i „muzycznym oddechem” każdego instrumentu, które pulsują, jak serce i oddychają, jak ciało każdego z muzyków – w otoczeniu akustyki sali, bądź studia. To jakieś pierwotne i niewytłumaczalne rozumem przeżycie.

Jarek jako pierwszy zwrócił mi na to kiedyś uwagę, nauczył mnie tego słuchać – choć dziś czasem się różnimy we wnioskach. Skupiając się na tych dwu aspektach mój werdykt ze spotkania to 4:0 dla SACD i dwa remisy.
Wciąż zbyt mało mam danych wyjściowych, by wiarygodnie to spotkanie oceniać, więc pokładam nadzieję w Nadredaktorze. Po pierwszym kroczku pora podejść ponownie do tematu – zapewne diabeł audiofil tkwi w szczegółach…

Wiciu | Krakowskie Towarzystwo Soniczne

W kilku przypadkach trudno było mi odróżnić SACD od pliku, ale w kilku płyta zagrała lepiej. Stąd moja konkluzja: dla miłośników plików jest dobra wiadomość, bo już niewiele dzieli plik od płyty. Urządzenie do ich odtwarzania nie ma części mechanicznych, zatem jest teoretycznie łatwiejsze do opanowania pod względem elementów ruchomych, wpływających na jakość dźwięku, a ponadto bardziej skłonnych się zepsuć.

Dla miłośników płyt wiadomość jest równie dobra: jeszcze się trzymamy. Jeszcze jest ciut lepiej, ale przeciwnik podchodzi pod mury. Wydaje się, że ze względu na inne zalety przyszłość należy do plików, a miłośnicy CD zejdą do rezerwatu, jak zdarzyło się miłośnikom winylu. Panta rej - była era winylu, była era srebrnego krążka, teraz nadchodzi era pliku. Jeśli przechowuje się go w chmurze, cała płytoteka jest dostępna wszędzie, gdzie jest zasięg sieci oraz mamy pod ręką urządzenie do odtwarzania.

Jarek Waszczyszyn | ANCIENT AUDIO

Stało się to po raz drugi w mojej skromnej hi-endowej karierze. Pierwszy raz, prawie 10 lat temu, męczyłem odtwarzacz plików z karty SD, w formacie SDMusA. Pliki były zgrane z płyty CD i z karty zagrały lepiej, niż z płyty! Kopia lepsza od oryginału? Próby były na chyba dwudziestu płytach, w różnych systemach, przy różnym audytorium, więc trudno mówić o sugestii.

Potem długo, długo nic. Pamiętacie odsłuch pełnego systemu dCS Vivaldi? Wrzuciliśmy podczas odsłuchu płyt jeden plik zgrany z płyty i wszyscy zakrzyknęli, żeby uszu nie katować i wrócić do płyty.

No i odsłuch z Ayonem. Wreszcie powtórka! Wreszcie pliki zgrane z płyty pokazały lepszy porządek w przestrzeni, oddech , wieloplanowość, niezależność zdarzeń muzycznych. Uderzenie, niespodzianka. Wiecie co? Nie ma gorszej sztuki niż przewidywalna. Kiedy słyszę kawałek w stylu Ich troje, to słyszę dziesięć akordów w przód. Ale jak gra solówkę Coltrane, to co chwila zaskakuje. Raz szybciej, raz wolniej. Raz w tonacji, raz poza. Raz solidne dmuchnięcie, ale potem cisza.

O! Cisza! Muzyka to przerwy pomiędzy nutami. Oddech. Wszyscy to chyba zauważyli: im lepszy system, tym ciemniejsza prezentacja, tym mniej hałasu, więcej muzyki. I teraz pojawia się pytanie: Dlaczego? Czy napęd komputerowy, używany do zgrywania płyt, odczytuje z nich coś więcej, czego napęd odtwarzacza nie przekazuje? A może chodzi o coś zupełnie innego? I to jest piękno high-endu – więcej pytań niż odpowiedzi.

Tomek | Krakowskie Towarzystwo Soniczne

W mojej ocenie fizyczna płyta w większości przypadków zagrała wyraźnie lepiej niż plik. Może dla dwóch albumów byłbym w stanie wykazać wyższość dźwięku z pliku, która objawiła się czy to w postaci lepszego „drive'u", czy to ładniejszych barw, ale za to porażki plików na niektórych płytach były spektakularne.

Mam jednak spore obawy co do genezy powstania plików, których słuchaliśmy. Jako osoba, która w swoim życiu osobiście zripowała około 1,5 tysiąca płyt do FLAC-ów i niejeden czytnik płyt w laptopie już zamordowała, powiem, że urządzenie ripujące i jego oprogramowanie mają ogromne znaczenie. Nie mam więc pewności co do tego, czy Playstation jest odpowiednim sprzętem do ripowania płyt. Wiem, że z SACD nie ma innej możliwości, ale idealnie byłoby porównać plik DSD dostarczony przez wytwórnię z fizycznym nośnikiem SACD.

| PODSUMOWANIE – po raz pierwszy

Jak nietrudno się zorientować, jestem zwolennikiem formatów jako takich, ponieważ porządkują poszukiwania i pozwalają się skupić na celu, jak również kolekcjonerem, skupionym na formatach fizycznych: CD, LP i SACD. Od lat słucham muzyki nagrywanej cyfrowo, zarówno w studiach nagraniowych i masteringowych, jak i w domu. Wciąż nie jestem przekonany co do tego, że pliki są równie dobre, jak ich fizyczne odpowiedniki. Dlaczego tak jest, skoro plik wysokiej rozdzielczości jest teoretycznie lepszy niż CD i analog – tego nie wiem. Muszę być jednak uczciwy wobec siebie i wobec czytelników, dlatego wciąż szukam.

Powoli dochodzimy już jednak do miejsca, w którym zaczyna być, nawet dla mnie, interesująco. Musiało jednak złożyć się na to wiele elementów, producenci oprogramowania i urządzeń musieli się wiele nauczyć. System na którym odsłuchiwaliśmy pliki u Janusza był już naprawdę bardzo dobry i problemem było jedynie ograniczenie jego kompatybilności z plikami i pendrajwami.

Jesteście już państwo po lekturze wypowiedzi uczestników spotkania, wiecie więc, że jego uczestnicy podzielili się na dwa obozy, które jednak czasem się przenikały – Rysiek, Janusz, Tomek i – w pewnej mierze – Wiciu skłaniali się ku temu, że płyta SACD gra lepiej. Z kolei Bartosz i Jarek byli dokładnie odwrotnego zdania. W czym rzecz?

Te dwie prezentacje dość mocno się od siebie różniły. Pliki zagrały cieplej, ciemniej, niżej. Były bardziej skupione na osi odsłuchu. Ale też miały mniejszą dynamikę i były spokojniejsze; ponadto wszystkie brzmiały podobnie, to znaczy miały podobne brzmienie, podczas kiedy płyty SACD były mocniej różnicowane. Obydwie prezentacje były jednak naprawdę bardzo dobre. Ocena słuchaczy zależała więc od tego, czego w muzyce szukali, a niekoniecznie od bezwzględnej jakości dźwięku.

Moim zdaniem w większości przypadków płyta SACD zagrała lepiej. Nie były to jednak różnice tak duże, jak w przeszłości, a często można było mówić tylko o tym, co mi się bardziej podobało, a nie, co grało lepiej. Ogromny, ogromny postęp!

| CZĘŚĆ II: Briphonic

Program:
Mayo Nakano Piano Trio, Sentimental Reasons, Briphonic
CD | CD-R | Gold CD-R | Master Glass CD-R | PCM 192/24 | DSD 64

CD vs CD-R

Jarek | Wyjątkowo zgodzę się z Januszem, że już po pierwszych taktach fortepianu słychać było, że wersja CD-R ma znacznie lepiej zaznaczany pogłos – słychać było większą salę, a pewnym momencie pracę pedałów.

Tomek | Zgadzam się z Jarkiem, z wyjątkiem informacji o pedałach, nie jestem tak dobrze z tym obeznany. Ale różnica na korzyść wersji CD-R była wyraźna. Może nie ogromna, ale warta zapłacenia większych pieniędzy.

Janusz | Moim zdaniem różnice były naprawdę ważne. Pierwsza rzecz, która mnie uderzyła polegała na tym, że cała prezentacja z CD-R troszeczkę odeszła od kolumn. Zrobiła się lepsza, większa przestrzeń i głębia. Było więcej informacji, przez co granie było bardziej przyjazne. To było po prostu przyjemniejsze w odbiorze.

Wiciu | To nie były bardzo duże różnice, chociaż słychać było, że chodzi o różne granie. W pierwszej wersji zastanawiałem się przez chwile czy to na pewno jest akustyczny fortepian, a w drugiej było to jasne. Ale, powtórzę – jak dla mnie różnice były jednak minimalne.

CD-R vs GOLD CD-R

Jarek | Idziemy do przodu – zdecydowanie więcej słychać z fortepianu. Pianista powiedziałby zapewne, że mamy więcej zdobników i innych elementów gry. Słychać, że ten pianista, na płycie Gold CD-R umie więcej.

Tomek | Niestety – ta różnica była poza moimi możliwościami, nie potrafię powiedzieć, czym się te prezentacje różniły.

Rysiek | Dla mnie tym razem różnica jest bardzo duża, na korzyść płyty Gold CD-R. Bogactwo barwy, muzykalność, pojawił się swing – ta płyta zaczęła grać muzyką, nie dźwiękami, tylko zaczęła mnie wciągać emocjonalnie. Już po pierwszych trzech sekundach wiedziałem, że zdecydowanie wybieram tę wersję.

Janusz | Po raz pierwszy w 100% zgadzam się z Ryśkiem. Rzecz, która mnie uderzyła, już po pierwszym dźwięku, polegała na tym, że całe wydarzenie muzyczne, dźwiękowe cofnęło się za linię kolumn – poszło w głębię. Zobaczyłem, że to zdarzenie ma pewną przestrzeń, miejsce w którym zostało nagrane. Tu usłyszałem coś, czego wcześniej nie było.

Poza tym usłyszałem coś, co polubiło moje ciało. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, ale kiedy moje ciało lubi muzykę, to znaczy, że nie chcę niczego więcej i szkoda mi czasu na coś innego. To, czym się fascynujemy, to znaczy barwa, przestrzeń i tak dalej, to bzdura, bez sensu, nie ma nic wspólnego z muzyką. Ale wiem, że tak się dochodzi do prawdy – a na końcu muzyka musi cię porwać i to jest prawdziwy high-end.

Wiciu | Tak pięknie, to nie potrafię przemawiać, ale mogę powiedzieć, że łączę się z Tomkiem w tym, że – jak dla mnie – to nie były różnice do wychwycenia w czasie jednego przesłuchania. Siedzę w najlepszym miejscu i mam wrażenie, że jestem w Fatimie, ale w grupie tych, którzy niczego nie widzą… Może dlatego, że ta płyta jest bardzo dobrze zrealizowana, i jak dla mnie każda wersja gra fantastycznie.

Gold CD-R vs Glass Master CD-R

Jarek | Tutaj różnica była największa. Już w pierwszych akordach słychać było drugi instrument, to jest salę w której dokonane zostało nagrane. W pewnych złożeniach akordów zaczęła być równoważna z fortepianem. W momencie, w którym weszła perkusja było podobnie, ale od perkusji to było znowu inne granie. Brzmienie było z Master Glass żywe, dynamiczne, zupełnie inne niż z Gold CD-R. Szkoda tylko, że to tak dużo kosztuje i jest takie kruche.

Tomek | Moim zdaniem ilość informacji, audiofilskich smaczków, o których mówicie, tego wszystkiego na wersji „szklanej” było za dużo. Zagubił się gdzieś ten „swing” o którym mówił wcześniej Rysiek, a który był obecny na wersji Gold CD-R. To po prostu bardzo dobre nagranie, podobne do tego, którego słuchaliśmy na poprzednich trzech wersjach i przez to nawet to podstawowe robi duże wrażenie. Na sam nośnik, abstrahując od jego wartości kolekcjonerskiej lub formy lokaty kapitału, tylu pieniędzy bym nie przeznaczył.

Inaczej było przy drugim utworze – tym razem Glass Master zabrzmiał absolutnie fantastycznie, po prostu niewiarygodnie dobrze. Muszę odszczekać to, co wcześniej powiedziałem. Być może „szklana” płyta wymaga dłuższego posłuchania, ale po kolejnym utworze musze powiedzieć, że jakość tego dźwięku mnie powaliła. Kurczę, być może nawet te 3500 zł byłoby warto wydać, żeby na tej klasie sprzęcie posłuchać czegoś tak dobrego.

Rysiek B. | Kolejna wersja i kolejny postęp w odsłuchu. Pierwsze zauważalne wrażenie, to długość wybrzmienia fortepianu, otoczenie akustyczne, o którym Jarek wspomniał – ja usłyszałem to jako „większy” i bardziej spektakularny fortepian – to wszystko jednoznacznie przemawia na korzyść wersji Master Glass CD-R. W sumie to był łagodniejszy przekaz i jeszcze bardziej muzykalny niż z wersji Gold CD-R, a więc i przyjemny w odbiorze. Muzyka straciła nieco ostrość, ale nie straciła emocji. Ja wybieram wersję „szklaną”.

Janusz | Mam swój nośnik tego typu – płytę Goulda – ale to tylko jeden instrument. Tutaj są trzy i jeszcze lepiej słychać, na czym polega przewaga płyty Glass Disc – to jest to, o czym nikt nie powiedział i nikt nie powie, bo ci ludzie nie wiedzą, o czym mówią! Oni mają dobre systemy, naprawdę fenomenalne, ale ich sprzęt tego nie pokazuje – mianowicie dobry sprzęt powinien pokazać nie przestrzeń, nie szczegóły, nie smaczki, bo to jest – bez urazy – dla dzieci z pierwszej klasy.

Po pierwsze i ostatnie powinien pokazać: atak, czyli dźwięk, który się wydobywa w danym momencie i słyszymy go w tym właśnie momencie. To atak dźwięku na moje ucho. I Glass Disc to pokazuje, a żadna wcześniejsza wersja tego nie pokazywała.

Rysiek B. | Tego się po prostu lepiej słuchało, jakoś tak fizycznie lepiej się ten dźwięk odbierało, prawda?

Wiciu | Właśnie – dokładnie o to chodzi. To, co powiedział Ryszard, to prawda. Moim zdaniem poprawa całościowa po przejściu z Gold CD-R na Glass Master CD-R nie była jakaś duża, ale to właśnie ze „szklana” wersją słuchało się tego lepiej, przyjemniej, mimo że informacji było więcej. To wreszcie wersja, z którą fortepian był po prostu dużym fortepianem akustycznym od razu czułem, że to duży instrument. Zabrzmiał zimniej niż wcześniej, ale cała prezentacja była bardziej wyrazista, dokładniejsza, a przez to była bardziej naturalna. Jak na koncercie, gdzie słyszymy i widzimy – z Glass Master tak miałem.

Glass Master CD-R vs PCM 192/24 vs DSD 64

Jarek | Ciekawe, ale nie było dużych różnic między tymi dwoma wersjami, chociaż jeśli miałbym wybierać, wybrałbym plik DSD. Nie potrafię dokładnie powiedzieć, dlaczego – czy to kwestia ataku, czy zróżnicowania fortepianu, sam nie wiem.

Tomek | Zastanawiałem się przez dłuższą chwilę nad tym i początkowo wydawało mi się, że lepiej brzmi wersja PCM. Ostatecznie, po przesłuchaniu wszystkich trzech wersji i porównaniu ich do wersji Glass Master, wskazałbym na wersję DSD jako na tę lepszą. Z tego, co usłyszeliśmy dotychczas to było najlepsze wykonanie.

Inaczej było przy drugim utworze – tym razem Glass Master zabrzmiał absolutnie fantastycznie, po prostu niewiarygodnie dobrze. Znowu muszę odszczekać to, co wcześniej powiedziałem. Być może „szklana” płyta wymaga dłuższego posłuchania, ale po kolejnym utworze musze powiedzieć, że jakość tego dźwięku mnie powaliła. Kurcze, być może nawet te 3500 zł byłoby warto wydać, żeby na tej klasie sprzęcie posłuchać czegoś tak dobrego. Po przejściu na DSD przestałem mieć jakąkolwiek przyjemność w słuchaniu tej płyty, to było dla mnie mniej przyjemne doświadczenie. Wszystko „siadło”. Jestem bardzo zdziwiony i chylę czoła przed Glass Master CD-R i zastanawiam się, dlaczego tak dużo gorzej zagrał plik DSD – o PCM nawet nie wspomnę.

Rysiek B. | Po wysłuchaniu porównania PCM vs DSD miałem wrażenie, że PCM bardziej m się podoba, ale potem zmieniłem zdanie i ostatecznie wybrałbym DSD.

Ryszard B. | Po raz pierwszy tak wyraźnie zgodzę się z Tomkiem. To była różnica klasy między tymi odtworzeniami, na korzyść płyty. Płyta była pełna barwy, dynamiki, zróżnicowania, emocji, była wciągająca. DSD było mdłe, nudne, matowe i to było nie do słuchania. Podkreślam przy tym konsekwencję moich wyborów, to nie może być przypadek, że płyta za każdym razem była lepsza od pliku – na sześć odtworzeń cztery były wyraźnie lepsze, a dwa bym zrównał ze sobą, ale prowizorycznie. Teraz była to ostatnia lewa w tej dyskusji i płyta Glass Disc ostatecznie obnażyła problemy odtwarzania z pliku na rzecz wyższości płyty.

Janusz | To nawet nie jest kwestia tego, czego jest więcej, albo czego jest mniej. Chodzi o to, co twój organizm przyjmuje – i dla mnie odtworzenie Glass Disc to jest coś, na co mój organizm mówi „tak!”. Ja się wyłączam i przestaję myśleć o graniu – wyżej, dalej, szerzej, szybciej, a po prostu słucham. Bo tylko muzyka się liczy. Dlatego, jak dla mnie, między płytą i plikiem DSD była przepaść, nie mógłbym pliku słuchać.

| Dogrywka:
Mayo Nakano Piano Trio MIWAKU, Briphonic
Gold CD-R | Glass Master CD-R

Jarek | Nie wiem, jak ty się Wojtek ustawisz z tym aparatem, ale musisz to jakoś uchwycić – mam gęsią skórkę na rękach. Glass Master z tą płytą jest fenomenalny. Pierwszy raz dzisiaj w czasie spotkania byłem po prostu zszokowany. Rozumiem, że poprzednia płyta była nagrywana i miksowana analogowo, ale ta brzmi o wiele lepiej – w wersji Glass po prostu fenomenalnie. Zarówno muzycznie, jak i dźwiękowo ta płyta była dla mnie lepsza.

Wiciu | Nie, mnie się muzycznie ta pierwsza też podobała, jej dźwięk też był bardzo dobry – choć szumy były znacznie wyższe – ale rzeczywiście - MIWAKU jest fantastyczna. Zresztą z Gold CD-R MIWAKU wydawało mi się, że są tam też jakieś szumy, a z Glass już nie.

Jarek | A widzisz – bo to delikatne szumienie pod spodem to są po prostu miotełki, zanim zagrają mocniej – na Gold CD-R nie były specjalnie wyraźne, a na Glass Master brzmiały jak miotełki, a nie jak szum.

Rysiek B. | Wersja Glass Master mi się bardziej podobała. Jest cieplejsza, bardziej muzykalna, łagodna, chociaż odnajduję w brzmieniu fortepianu mniej rozdzielczości. Więcej można jej było znaleźć w poprzedniej wersji. Natomiast wersja Glass jest ciepła, przyjemna, fizjologiczna i chętnie się tego słucha.

Tomek | Mnie również niesamowicie spodobała się wersja na „szkle”. Świetnie mi się słuchało tego utworu i po raz drugi muszę przeprosić za wszystko złe, co wcześniej powiedziałem na Glass Master – jednak jest warte każdej złotówki. No i muzycznie ta płyta jest znacznie lepsza. Na tym nośniku można pokazać, jak to gra naprawdę.

Wiciu | Nie, no chyba masz Tomku ubytki w wykształceniu muzycznym – wystarczy sobie przypomnieć Polimorfię Pendereckiego, Kwartet Lutosławskiego – to właśnie w drugim utworze jest na płycie Sentimental Reasons.

Tomek | Dziękuję, ale nie skorzystam :)

Janusz | Nie zgodzę się z tym, co powiedział mój kochany przyjaciel Wiciu – każdy ma prawo do wyrażania opinii. Bez urazy – o czym wy mówicie, przecież Glass Master to jest coś, z czym słuchasz muzyki. Nie zastanawiasz się nad pierdołami, tylko słuchasz muzyki. Nie trzeba się zastanawiać, co by tu można było poprawić, ale po prostu się to chłonie.

Rysiek B. | Właściwie masz rację, ale przecież jakość jest niezbędna, żeby osiągnąć to, o czym mówisz, co udowodnił Tomek mówiąc o awangardowym utworze, którego nie mógł słuchać z pliku DSD, a z płytą Glass Master dał radę, prawda? Przy złej jakości po prostu wyłączasz muzykę.

Janusz | Przy okazji powiem coś o sprzęcie. Od kiedy mam kondycjoner Shunyaty, słucham zupełnie innego dźwięku – to jest przepaść. Ludzie! – Zrozumcie, dla mnie muzyka to najważniejsza rzecz w życiu. Przeżywam teraz coś, czego nie da się opisać. To jest coś, o czym nie zdawałem sobie wcześniej sprawy. W 1973 roku moi rodzice kupili mi pierwszy sprzęt i po raz drugi przeżyłem coś takiego dopiero po zmianie kondycjonera. Wcześniej to była szkoła, którą trzeba było przejść.

Dzięki Jarkowi z Audiofasta, właściwie przez przypadek, bo przecież słuchaliśmy wtedy odtwarzacza Vivaldi One, kondycjoner został u mnie. Przez dwa dni niczego nie słuchałem, bo nie miałem siły. Podłączyłem i jak to usłyszałem, to – powie szczerze – szaleństwo. Naprawdę wiele rzeczy słuchałem u siebie. Bez tego elementu nie usłyszycie u siebie nigdy tego, co tutaj, możecie być tego pewni…

| PODSUMOWANIE – po raz drugi

Porównanie różnych wydań nagrań firmy Briphonic pokazało bezwzględną wyższość wersji Glass Master. Co ciekawe, aby zrozumieć, co ona przynosi, aby przyjąć to do siebie, trzeba było jej posłuchać dłużej niż innych „wynalazków”. Nie dlatego, że różnice były nieduże, a dlatego, że to tak inny dźwięk. Tak dobry, że nawet ten sam plik słuchany z DSD 64 lub PCM 24/192 nikogo już nie poruszył. Cena jest zaporowa, ale to szczytowe osiągnięcie techniki Compact Disc.

Co ciekawe, kolejny raz okazało się, że płyta MIWAKU, choć nagrana cyfrowo, brzmi lepiej niż Sentimental Reasons. Czy to krótszy tor nagrywający – miks od razu do stereofonicznego pliku DSD 256 – czy inne podejście, tego nie wiem. Wszyscy po pierwszych taktach fortepianu z płyty MIWAKU spojrzeli po sobie, a potem tylko słuchali, milcząc.

Co by więc nie mówić okazuje się, że ten ograniczony, stary format cyfrowy oferuje dźwięk najwyższej próby, byleby płyta była odpowiednio przygotowana. Paradoksalnie – na tym tle pliki zyskują – wciąż jeszcze nie dźwiękiem absolutnym – a łatwością dostępu, niższymi cenami niż specjalistyczne wydania SHM-SACD i Glass Master, a także dzięki łatwości obsługi. Aby jednak miały sens musimy spełnić kilka warunków, z których sposób połączenia z przetwornikiem D/A wydaje się kluczowy.

Najważniejszą informacją, chyba dla wszystkich uczestników spotkania, jest to, że wreszcie można na poważnie porównywać pliki i płyty, szukając najlepszego wykonania. I kto wie, może po kolejnym spotkaniu okaże się, że zaczniemy spoglądać w kierunku urządzeń takich, jak NW-T DSD Ayon Audio z zazdrością.

  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl