|
|
ak pokazują kolejne edycje Audio Video Show w Warszawie Polacy, którzy zawsze słynęli z pomysłowości, także i w niezwykle konkurencyjnej branży audio działają bardzo prężnie. Ilość marek nawet mnie, czyli człowieka związanego z branżą, co roku zaskakuje. Dzieje się tak za każdym razem, gdy jeszcze przed wystawą przeglądam przewodnik po niej, zastanawiając się, które pokoje muszę koniecznie odwiedzić. Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że moja idée fixe, czyli high-endowy system złożony wyłącznie z polskich produktów nie będzie możliwa do zrealizowania.
A jednak w systemie mam już i znakomity gramofon i DAC polskiej produkcji, kilka polskich kabli, listwę zasilającą, stoliki, platformy i inne elementy antywibracyjne. Lada chwila dostanę także do testu przedwzmacniacz gramofonowy pana Janusza Sikory, który w zasadzie już znam, ale teraz w końcu będzie wersja produkcyjna. Gwoli jasności – nie mam nic przeciwko GrandiNote Celio mk IV, którego używam – jest znakomity, a jego jedyną „wadą” jest to, że Max, czyli jego twórca, jest Włochem, a nie Polakiem.
W Polsce już powstało kilka i trwają prace nad kolejnymi ramionami gramofonowymi, więc i ten element pewnie za jakiś czas będę mógł mieć „Made in Poland”. Gdybym miał budować system do prywatnego użytku, to pewnie i satysfakcjonujące mnie kolumny (wysokoskuteczne) i wzmacniacz (lampa) by się znalazły. Może jeszcze nie top topów, ale już naprawdę bardzo dobre.
Co ważne nie jest to już kwestia jednej, czy nawet dwóch marek oferujących dany rodzaj komponentów. Jest ich często po kilkanaście, niektórych nawet kilkadziesiąt, więc jest w czym wybierać, także na różnych poziomach cenowych. Tym bardziej, że nasze rodzime produkty zwykle ciągle jeszcze oferują korzystny stosunek oferowanej jakości brzmienia do ceny. W swoich przedziałach cenowych w tym zakresie zwykle wygrywają z konkurencją uznanych zagranicznych marek. Kilka lat w wielu przypadkach temu minusem była jakość wykonania, ale i to się zmieniło, mimo że przy stosunkowo niewielkiej skali produkcji to ogromne wyzwanie dla producentów. Zdają sobie oni jednakże sprawę z faktu, że dziś nie wystarczy już zaoferować dobry produkt. Musi być jeszcze ładny i porządnie wykonany.
Faktem jest, że część z nich oferowana jest już w raczej „światowych” cenach, ale przyczyna tego jest bardzo prosta. Każdy producent, który chce wyjść poza granice naszego kraju, co swoją drogą jest niemal jedyną szansą na znaczący rozwój firmy, musi dostosować ceny do oczekiwań dystrybutorów. A ci wymagają odpowiedniej marży m.in. dlatego, że muszą taką markę na swoim rynku wypromować, brać udział w lokalnych wystawach, itd. Można na to zgrzytać zębami (z punktu widzenia klienta), ale tak funkcjonuje rynek. Trzeba też pamiętać, że w przypadku polskich producentów jesteśmy na uprzywilejowanej pozycji – możemy się zainteresować ich produktami, zanim jeszcze wyjdą na świat. To jeden z kilku powodów, dla którego warto się przyglądać nowym polskim markom.
I tak właśnie, nieco okrężną drogą, doszliśmy do nowej polskiej marki, która zaprezentowała się szerszej publiczności w ubiegłym roku w listopadzie w czasie wystawy AVS 2018 – RT-Project. To firma warszawska, a jej twórcy tak piszą o sobie:
Jesteśmy grupą inżynierów spędzających całe życie zawodowe w korporacjach, projektujących sprzęt elektroniczny dla najbardziej wymagających dziedzin przemysłu. Muzyka jest dla nas jednym ze sposobów spędzania wolnego czasu, naturalnie łącząc się z naszym życiem zawodowym.
Po kilkunastu latach obcowania z komercyjnym sprzętem audio oraz nieustającego uczucia niedosytu, postanowiliśmy stworzyć własne urządzenia, które zaspokoiłyby nasze potrzeby. Efekt okazał się na tyle interesujący, że narodził się RT-Project.
W ofercie firmy są w tej chwili dwa, a właściwie dwie wersje jednego produktu. To przetwornik cyfrowo-analogowy nazwany po prostu DAC One. Sekcja cyfrowa w obu wersjach jest taka sama – oparta o dwie kości DAC AKM AK4495, po jednej na kanał, każda w trybie „dual balanced”. Taka sama jest dość prosta, przynajmniej z zewnątrz, ale elegancka i porządnie wykonana stalowa obudowa z grubym, aluminiowym frontem. Różnica między wersjami sprowadza się do stopnia analogowego – w testowanej wersji zastosowano lampowy, w drugiej tranzystorowy. Producent zdecydował, że obie wersje nazywają się tak samo, pewnie dlatego, że podobieństw jest więcej niż różnic, choć jednocześnie twierdzi, iż oferują one znacząco różne brzmienie. Przyjmijmy więc, zgodnie z nomenklaturą wytwórcy, że mamy do czynienia z dwoma wersjami jednego produktu i jeszcze raz przypomnijmy, że testujemy lampową.
Panowie z RT-Project przywieźli urządzenie w porządnym kejsie, który gwarantuje, że urządzenie dotrze w całości do klienta. To drobiazg, ale znam firmy, które uczyły się tego na własnych błędach i odpowiednie opakowanie powstawało dopiero, gdy kurierzy uszkodzili, czy wręcz zniszczyli kilka sztuk. To urządzenie o „standardowych” rozmiarach, czyli szerokie na 440 mm (400 mm głębokości i około 130 mm wysokości). Do testu trafiła wersja z frontem w kolorze srebrnym, ale jak producent pisze na swojej stronie internetowej, jest on dostępny w różnych kolorach i rodzajach wykończeń.
Po lewej umieszczono okrągły wyłącznik zasilający, dalej wyświetlacz, osiem niewielkich przycisków, a po prawej pokrętło. Na wyświetlaczu, który można wygasić, do czego służy jeden z przycisków, odczytamy informacje o wybranym wejściu, parametrach otrzymywanego sygnału, aktualnej głośności oraz wybranym filtrze cyfrowym (do wyboru jest ich pięć, a wybieramy między nimi także przyciskiem). Sam wyświetlacz de facto zajmuje niewielką powierzchnię całego „okienka”, więc literki i cyferki są nieduże.
Przeznaczenie dwóch przycisków już wyjaśniłem, pozostałe sześć pozwala na wybór jednego z sześciu wejść cyfrowych. Do dyspozycji dostajemy bowiem dwa wejścia koaksjalne, dwa optyczne Toslink, AES/EBU oraz USB. Zestaw porządnych, posrebrzanych złączy Neutrika uzupełniają wyjścia analogowe – zbalansowane (XLR) i niezbalansowane (RCA). Nie mogło zabraknąć oczywiście gniazda zasilającego, obok którego umieszczono główny wyłącznik.
Dodatkowym elementem jest port USB-A, który służy wyłącznie jako serwisowy, czyli np. do wgrywania nowego oprogramowania. Przetwornik akceptuje tylko sygnał PCM – przez wejście USB o rozdzielczości do 24 bitów i 384 kHz, pozostałe przyjmują sygnał do 24 bitów i 192 kHz. Z jednej strony szkoda, że nie można odtwarzać plików DSD, ale z drugiej wiele osób i tak korzysta wyłącznie z plików PCM. Z rozmów z konstruktorami wynika, że dla nich ważnym nośnikiem muzyki są płyty CD, a ich DAC ma być sposobem na poprawę jakości odtwarzanego dźwięku, nawet jeśli transport odczytujący płyty nie jest najwyższych lotów.
W czasie testu korzystałem z dwóch źródeł sygnału – mojego dedykowanego komputera podpiętego do wejścia USB oraz transportu sieciowego/lokalnego/płyt Rokna Audio Wavedream NET podpiętego najnowszym kablem koaksjalnym Harmonixa. W czasie testu do dyspozycji miałem nie tylko wspomniany transport NET Rokny Audio, ale i DAC-a Wavedream tejże firmy. To znakomite, jedno z najlepszych, jakich słuchałem u siebie, urządzenie oparte o drabinkę rezystorową (czyli tzw. R2R zamiast kości DAC), które gra niezwykle czystym, rozdzielczym, doskonale poukładanym, ale i muzykalnym dźwiękiem. Siłą rzeczy musiałem więc odnosić DAC-a One nie tylko do swojego LampizatOra Golden Atlantic, ale i do Rokny.
Płyty użyte do odsłuchu (wybór):
- AC/DC, Back in black, SONY B000089RV6, CD/FLAC
- Arne Domnerus, Antiphone blues, Proprius PRCD 7744, CD/FLAC
- Buddy Guy, Born to play guitar, RCA/SONY 88875120371, CD/FLAC
- Hans Zimmer, The Dark Knight Rises, WaterTower Music B008645YEE, CD/FLAC
- Isao Suzuki, Blow up, Three Blind Mice B000682FAE, CD/FLAC
- Leszek Możdżer, Kaczmarek by Możdżer, Universal Music 273 643-7, CD/FLAC
- Louis Armstrong & Duke Ellington, The Complete Session. Deluxe Edition, Roulette Jazz 7243 5 24547 2 2 (i 3), CD/FLAC
- McCoy Tyner, Solo: Live from San Francisco, Half Note Records B002F3BPSQ, CD/FLAC
- Michael Jackson, Dangerous, Epic/Legacy XSON90686F96, FLAC 24/96
- Michał Wróblewski Trio, City album, Ellite Records, CD/FLAC
- Mozart, Le nozze di Figaro, dyr. Teodor Currentzis, wyk. MusicAeterna Orchestra, Sony Classical B00GK8P1EG, CD/FLAC
- Mozart, Piano concertos, Eugene Istomin, Reference Recordings HRx
- Pavarotti, The 50 greatest tracks, Decca 478 5944, CD/FLAC
- Rachmaninow, Symphonic dances, Etudes-tableaux, Reference Recordings HRx, WAV 24/176
- Renaud Garcia-Fons, Oriental bass, Enja B000005CD8, CD/FLAC
- Rodrigo y Gabriela, 11:11, EMI Music Poland 5651702, CD/FLAC
- The Ray Brown Trio, Summer Wind, Concord Jazz CCD-4426, CD/FLAC
Japońskie wersje płyt dostępne na
DAC One nie należy do kategorii urządzeń, które od pierwszej chwili powodują, przepraszam za kolokwializm, opad szczęki, okrzyki zachwytu, czy skok adrenaliny. Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta – w jego brzmieniu nie ma efekciarstwa, nic nie wyskakuje na pierwszy plan, nie wyróżnia się na tle całej reszty. Ujmując rzecz inaczej – nie ma ewidentnych podbarwień, które czasem potrafią być przyjemne dla ucha, ale odbiegają od idei high fidelity. Wszystko brzmi po prostu tak jak trzeba, muzyka płynie swobodnie, brzmi naturalnie, żywo, ciekawie. Wszystkie elementy są precyzyjnie poukładane, doskonale ze sobą współgrają tworząc płynną, spójną, energetyczną całość, która nie zachęca do analiz, a jedynie do słuchania muzyki.
Podobnie dzieje się w przypadku wielu wzmacniacz lampowych, z tym że w przypadku tych tańszych osiągane jest to za pomocą „podgrzania”, czy wyeksponowania średnicy kosztem skrajów pasma i zaoferowania mniej czy bardziej eufonicznego dźwięku. W przypadku przetwornika RT-Project wpływ lamp w stopniu analogowym słychać, tyle że przez wykorzystanie ich zalet, z pominięciem wad.
To granie ekspresyjne, kipiące emocjami, momentami wręcz porywające, ale zależy to przede wszystkim od danego nagrania. DAC nie narzuca takiego sposobu grania na każdy odtwarzany kawałek, to nie on decyduje, czy zostaniemy porwani przez znakomitą, porywająco zagraną muzykę. Jeśli takie jest nagranie to DAC One doskonale to pokaże, ale jeśli zagramy nieciekawą, albo słabą nagraną muzykę, to polskie urządzenie nam tego nie osłodzi. Można więc śmiało powiedzieć, że RT-Project należy do urządzeń wysoce wiernych nagraniom, co na ogół nie jest atrybutem przypisywanym lampom (moim zdaniem niesłusznie, ale chodzi mi o stereotypy).
To granie równe, w którym średnica brzmi świetnie, jest gęsta, namacalna, ale skraje pasma wcale jej nie ustępują. Nie mamy więc faworyzowania tonów średnich kosztem niskich i wysokich częstotliwości. Pewnie, że niektóre rzeczy da się zrobić jeszcze lepiej zachowując prawidłowy balans tonalny i równowagę między wszystkimi składowymi dźwięku. Tyle że to samo można powiedzieć o niemal każdym urządzeniu audio. Najistotniejsze jest więc, że nie ma tu ewidentnie słabych stron, faworyzowania jednych aspektów brzmienia nad innymi i że to nie przetwornik będzie decydował o tym, czy dane nagrania nam się podoba, czy też nie.
Średnica jest oczywiście mocną stronę tego grania. Choćby odsłuchy co bardziej charyzmatycznych wokalistek i wokalistów – Janis Joplin, Etty James, czy Marka Dyjaka – okazały się wyjątkowymi doświadczeniami. Przypominały mi najlepsze przygody ze wzmacniaczami lampowymi z górnej półki, czy gramofonami, wkładkami i przedwzmacniaczami gramofonowymi wysokiej klasy. Rzecz w tej niezwykłej energii, kipiących emocjach i właśnie charyzmie głównych aktorów muzycznego spektaklu porywających słuchacza w świat muzyki, wzbudzających w nich emocje.
Choć DAC One nie stosuje prostego zabiegu wypchnięcia wokalistów przed linię kolumn, bliżej słuchacza, to i tak ma się wrażenie bliskiego kontaktu, a włoski na rękach i karku stają dęba, gdy jeden z takich głosów zaraża słuchacza emocjami. Równie dobrze wypadają stanowiące większość mojego codziennego repertuaru nagrania akustyczne. Instrumenty brzmią prawdziwie – co w praktyce oznacza: tak, jak moim zdaniem brzmieć powinny. Dostajemy dobry wgląd w barwę, fakturę, ale także w technikę/umiejętności muzyka.
Choć dzięki doświadczeniom z setkami urządzeń wiem doskonale, że sztywne przypisywanie pewnych cech lampom, czy tranzystorom, prowadzi donikąd, to i tak pamiętając o lampach w stopniu analogowym dałem się zaskoczyć sposobowi prezentacji dołu pasma. Tzn. zdałem sobie sprawę z „zaskakujących” cech tej prezentacji, gdy w końcu udało mi się oderwać od słuchania muzyki i zabrać za analizę brzmienia. Część zasług trzeba przypisać i NET-owi i kablowi Harmonixa, ale ostateczne brzmienie zależało od polskiego DAC-a.
|
A ten potrafił dostarczyć bas z świetnym timingiem, zejść naprawdę nisko, dociążyć dźwięk zachowując przy tym pełną kontrolę, co wśród przetworników z lampami na pokładzie bynajmniej nie jest regułą. Podobnie zachowuje się mój Golden Atlantic, ale także wspominany, całkowicie tranzystorowy Wavedream DAC. Bas był więc szybki, zwarty i bardzo dobrze różnicowany. Śledzenie popisów perkusistów było czystą przyjemnością, niezależnie od tego czy słuchałem wolnego jazzowego utworu, w którym perkusista delikatnie głaskał miotełkami membrany i talerze, czy rockowego kawałka z bębniarzem grającym z szybkością karabinu maszynowego. Różne kolumny, z którymi tenże przetwornik miał okazję u mnie grać, pokazywały, że potrafi on właściwie wszystko. Z moimi Ubiqami, czy Dynaudio Contour 30 bas schodził bardzo nisko, stopa mocno „kopała”, z MACHami 4 natomiast zachwycała natychmiastowość i sprężystość kontaktów pałeczek z membranami.
Znakomicie wypadały kawałki z mocnymi elektrycznymi gitarami basowymi. Szybkie, mocne szarpnięcia strun, takie, które czuje się w „wątrobie”, pojawiały się bez ograniczeń, swobodnie, gdy tylko tak zostały uchwycone w nagraniu. Gdy w grę wchodził kontrabas DAC One prezentował interpretację (każde odtworzenie muzyki to przecież właśnie interpretacja tego, co zostało stworzone w studio i zapisane na takim, czy innym nośniku), jaką ja bardzo lubię. Tzn. z niskim zejściem, z szybkimi, mocnymi strunami wspartymi pudłem, ale z owym wsparciem ciut skróconym, kontrolowanym i zwartym.
Kontrabas to fantastyczny instrument na żywo i w dobrych nagraniach, ale potrafi też brzmieć głucho, czasem jego dźwięk jest przeciągany, rozmyty, co mocno psuje przyjemność słuchania. Nie wiem czy to była świadoma decyzja konstruktorów RT-Project, ale z moich odsłuchów wynika, że poprzez delikatne skrócenie owego wsparcia pudła rezonansowego, czy przez przesunięcie akcentu w stronę strun osiągnęli efekt, przy którym czasem instrument ten nie jest tak wielki, jak w naturze, ale za to brzmi czyściej, w bardziej skupiony sposób. W przypadku nieco słabszych technicznie nagrań to ogromna zaleta, a tym bardzo dobrym w niczym to nie przeszkadza.
Tam gdzie trzeba – w mocnym rockowym graniu, czy muzyce symfonicznej – DAC One potrafił odpowiednio „przyłożyć”. Oferował jednocześnie, już przywołaną, kontrolę – w końcu nagrania rockowe często jakością nie zachwycają. DAC One potrafił je utrzymać w ryzach, że tak powiem, nie dopuszczał do chaosu. Potrafił również w bardzo swobodny, niewymuszony sposób oddać potęgę i rozmach orkiestry. Radził sobie z tak skomplikowanym zespołem muzycznym, jak się wydawało, bez wysiłku. Układał go w przestrzeni, warstwa po warstwie, grupa instrumentów obok kolejnej grupy wykazując się dobra selektywnością i separacją.
Nie był to aż tak wysoki poziom analityczności, jaki oferuje Wavedream Rokny, ale to urządzenia ponad dwa razy droższe. Słowem – to urządzenie nie ma nic wspólnego z funkcjonującym wciąż u wielu osób stereotypem lampowego DAC-a, który gra miłym, okrągłym, niezbyt mocnym, czasem wręcz rozlazłym dźwiękiem. I owszem, jak przystało na lampę jest barwny (ale nie podbarwiony!), nasycony, płynny, gładki, ale i zwarty, szybki, dynamiczny, z bardzo dobrym timingiem.
Góra pasma jest kolejnym z mocnych atutów tego przetwornika. Rozdzielcza, detaliczna, otwarta, ma w sobie nutkę lampowej słodyczy, ale niewielką – taką, która sprawia, że dobrych nagrań słucha się z nieco większą przyjemnością, a gdy coś tam błyszczy to raczej ma kolor złoty niż srebrny. Z drugiej strony owej słodyczy nie jest wystarczająco dużo by „zgasić” wysokie tony, by przesadnie wygładzić pożądaną przecież ostrość blach, trąbki, czy dzwoneczka. Te potrafią delikatnie „podrapać” uszy słuchacza, dodać muzyce blasku. Wysoka rozdzielczość i dobre różnicowanie sprawiają, że słyszymy mnóstwo drobnych informacji, niuansów, dzięki którym muzyka jest pełniejsza i bardziej przekonująca.
Na uwagę zasługuje wyjątkowa stereofonia i trójwymiarowość tej prezentacji. Scena, jaką potrafi zbudować DAC One, robi ogromne wrażenie. Rzecz przede wszystkim w jej głębokości. Tak, to zależy w niemałym stopniu od kolumn i ich ustawienia oraz od pokoju odsłuchowego, ale piszę o porównaniu w tych samych warunkach do mojego LampizatOra oraz Wavedreama. Golden Atlantic częściej pokazuje dźwięki poza rozstawem kolumn, Rokna tego rozstawu się dość konserwatywnie trzyma, a RT-Project umieściłbym gdzieś między tą dwójką – lokuje dźwięki w przestrzeni między kolumnami, ale w przypadku wyjątkowo przestrzennych kawałków pozwala im wyrywać się z owej przestrzeni.
Natomiast w zakresie głębokości sceny DAC One dorównuje LampizatOrowi, co w trakcie moich testów nie zdarza się zbyt często. Do tego ostatniego jest mu także bliżej w zakresie sposobu budowania źródeł pozornych na scenie. Są one trójwymiarowe, namacalne, gęste, obecne. Rokna osiąga efekt trójwymiarowości za pomocą precyzji, zarówno lokalizacji jak i opisywania kształtów, konturów – to robi po prostu znakomicie. DAC One pokazuje ładnie kolejne warstwy sceny, lokalizacja źródeł pozornych też jest wystarczająco precyzyjna, ale to, że są tak namacalne, że czuje się ich obecność w pokoju, osiąga poprzez ich wypełnienie, gęstość. Organiczność sceny bierze się także z ogromnej ilości powietrza, z otwartości, a także z bardzo dobrego wykorzystania wszystkich informacji dotyczących akustyki pomieszczenia/nagrania i przekonującej jej rekonstrukcji w pokoju odsłuchowym.
Na koniec chciałbym wspomnieć o jeszcze jednym aspekcie. Otóż w przeciwieństwie do wielu innych przetworników cyfrowo-analogowych, DAC One nie różnicuje znacząco nagrań w zależności od ich rozdzielczości, tudzież sposobu ich dostarczenia do DAC-a (czyli wejścia cyfrowego). Nie chodzi o brak różnicowania jakości nagrań – z tego RT-Project wywiązuje się bardzo dobrze i już na początku odsłuchów będziecie wiedzieć, że lepiej jest go „karmić” nagraniami dobrej jakości. Mówię natomiast o małych różnicach w brzmieniu plików 16/44 i 24/192 (i pośrednich), czy też materiału odtwarzanego przez wejście USB i koaksjalne (innych nie testowałem).
Tak się dzieje w przypadku DAC-ów, w których każdy sygnał jest upsamplowany i dopiero potem trafia do przetwornika. Tu jednakże żadnego upsamplingu nie ma, a jednak bez uważnej analizy brzmienia, czyli przy skupieniu się wyłącznie na muzyce (co z DAC One przychodzi właściwie samo) przestajemy zwracać uwagę, czy sygnał czytany jest z płyty CD, czy pliku o tej samej rozdzielczości, czy może jednak z pliku hi-res. Za każdym razem efekty są podobne – równie znakomite, a brzmienie naturalne i angażujące.
W przypadku przetwornika Golden Atlantic podobny efekt uzyskuję gdy... każdy materiał (także PCM po konwersji) z komputera trafia do niego w postaci DSD128. Z testowanym „dakiem” pliki DSD w trybie natywnym co prawda nie wchodzą w grę (bo przy graniu z komputera można, np. w Roonie, którego używam, czy innych odtwarzaczach programowych, ustawić konwersję plików DSD do PCM), ale jeśli korzystamy wyłącznie z sygnału PCM to szukając w swoich zasobów muzyki do słuchania rozdzielczością plików, w której mamy ją zapisaną, można się właściwie nie przejmować. To kolejny ogromny plus tego urządzenia wyróżniający go pośród wielu innych.
Jak dobry jest to DAC w porównaniu do LampizatOra i Rokny? Znakomity! Na moje ucho do odtwarzania sygnału PCM chyba nawet jeszcze nieco lepszy niż mój LampizatOr, choć ten ostatni pozostaje królem natywnego DSD. Wavedream jest przetwornikiem precyzyjniejszym, jeszcze bardziej transparentnie i czysto brzmiącym, przez co bardziej analitycznym i obiektywnie (w kategoriach audiofilskich) trochę lepszym (ale raz jeszcze przypomnę – ponad 2 razy droższym), co nie znaczy, że wszystkim i do każdego systemu będzie lepiej pasował.
Podsumowanie
Każdy podzakres – bas, średnica i wysokie – są z DAC One po prostu świetne. Wiele aspektów, które zwykle audiofile oceniają, też wypada bardzo dobrze, ale kluczem do (mam nadzieję) sukcesu tego urządzenia są przede wszystkim spójność, płynność i naturalność brzmienia. Konstruktorzy podkreślali, że są inżynierami, ale swoją wiedzę i doświadczenie wykorzystali jako środek, narzędzie do osiągnięcia pożądanego brzmienia. Wiedzieli co muszą zrobić, by poprawić lub zmienić ten, czy inny aspekt dźwięku tak, aby usłyszeć to, co chcieli.
Włożyli sporo czasu i pieniędzy, żeby dobrać optymalne komponenty, kierując się w pewnym stopniu pomiarami, ale ostateczne decyzje, szczególnie te dotyczące stopnia analogowego, podejmując w trakcie długich sesji odsłuchowych. I najwyraźniej ich definicja „dobrego brzmienia”, bo przecież każdy konstruktor takową ma, jest bardzo zbliżona do mojej. Podobnie jak w przypadku każdego urządzenia audio niezależnie od ceny, kraju pochodzenia, czy marki na pewno nie będzie tak, że każdy odsłuchujący DAC-a One będzie zachwycony i natychmiast zdecyduje się na zakup.
Szeroka gama wejść cyfrowych plus regulacja głośności, niemal identyczne brzmienie niezależnie od tego, jakiej rozdzielczości i przez które wejście dostarczany jest sygnał, pilot zdalnego sterowania, filtry cyfrowe, którymi można w pewnym zakresie dopasować brzmienie pod swoje oczekiwania – wszystko to będzie przemawiać do wielu osób. Jeśli ktoś koniecznie musi słuchać plików w MQA, czy DSD to poszuka innego urządzenia. Dla sygnału PCM jednakże produkt RT-Project będzie znakomitym wyborem.
DAC One to kolejny znakomity polski produkt, który śmiało mogę śmiało polecić także do systemów wysokiej klasy. Urządzenie to może powalczyć na bardzo konkurencyjnym rynku z wieloma produktami znanych marek. Tym, którzy szukają wysokiej klasy przetwornika cyfrowo-analogowego proponuję odsłuch. Im szybciej, tym lepiej – przyjdzie bowiem pewnie moment, kiedy DAC One trafi do dystrybutorów na świecie, a wtedy jego cena pewnie znacząco wzrośnie...
DAC One marki RT-Project to przetwornik cyfrowo-analogowy, w tej wersji z lampowym stopniem analogowym (oferowana jest również wersja tranzystorowa). Urządzenie wyposażono w sztywną, tłumiącą drgania obudowę wykonaną z blachy stalowej malowanej na czarno. Front wykonano z aluminium grubości 10 mm, który można zamówić w różnych kolorach. Wewnętrzne „pływające” chassis zostało, jak pisze producent, wytłumione akustycznie.
Na froncie umieszczono niewielki wyświetlacz, włącznik urządzenia, rząd ośmiu niewielkich przycisków i spore, aluminiowe pokrętło służące do regulacji głośności. Sześć pośród owych przycisków pozwala bezpośrednio wybrać jedno z sześciu cyfrowych wejść – 2 x RCA, 2 x Toslink, 1 x USB, 1 x AES/EBU. Siódmym możemy wygasić wyświetlacz, a ósmym przełączać się między pięcioma filtrami cyfrowymi, które w pewnym stopniu zmieniają brzmienie tego urządzenia. Dzięki regulacji głośności (pracującej w zakresie od -127 do 0 dB) DAC One można połączyć bezpośrednio z końcówką mocy. Jeśli korzystamy a osobnego przedwzmacniacza, bądź łączymy przetwornik ze wzmacniaczem zintegrowanym głośność ustawiamy na „0” (czyli maksymalną wartość).
Przetwornik akceptuje sygnał PCM o rozdzielczości do 24 bitów i 192 kHz dla S/PDIF i AES/EBU i nawet do 32 bitów i 384 kHz poprzez wejście USB. Sercem urządzenia są dwa przetworniki cyfrowo-analogowe AKM AK4495, po jednym na kanał, każdy pracujący w trybie „dual balanced”. Zostały one umieszczone na osobnych płytkach drukowanych, co ma umożliwić ich łatwą wymianę, jeśli w przyszłości zajdzie taka potrzeba. Sygnał wejściowy nie jest obrabiany ani filtrowany cyfrowo, czyli do kości DAC trafia każdy bit informacji dostarczony do wejścia urządzenia („bit perfect”).
Przetworniki DAC są taktowane zewnętrznym zegarem MCLK o minimalnych szumach fazowych, przesyłanym różnicowo (sumaryczny jitter <1 ps R.M.S). Słowem, sygnał MCLK nie jest odtwarzany z sygnału SPDIF/USB. Zasilanie oparte jest na czterech liniowych zasilaczach dyskretnych oraz dwunastu liniowych, specjalizowanych zasilaczach scalonych. Zastosowano dedykowany transformator z rozdzielonymi uzwojeniami: jednym dla części cyfrowej DSP oraz drugim dla przetworników DAC.
Opisana wyżej część cyfrowa oraz obudowa to wspólne elementy obu wersji DAC-a One. W testowanej zastosowano lampowy stopień analogowy oparty o wyselekcjonowane lampy Philips 5963 (ECC82), po trzy na kanał. Jak podkreśla producent zostały one wybrane na podstawie żmudnych odsłuchów. Punkt pracy lamp ustalany jest z wykorzystaniem ogniw litowych, czyli tzw. baterii „pastylkowych”, o gwarantowanej trwałości wynoszącej dziesięć lat. W stopniu analogowym wykorzystano sześć wzmacniaczy sumujących – sygnał niezbalansowany jest sumowany z sygnału zbalansowanego.
Do zasilania użyto sześć pasywnych zasilaczy anodowych oraz jeden dyskretny zasilacz żarzenia DC. Producent zadbał o elementy wysokiej jakości od takich firm jak: Amtrans, Jantzen, Cornell Dubilier, Elna, Nichicon, WIMA, Vishay, a do połączeń wykorzystał miedziane przewody sygnałowe pokrywane srebrem w osłonie PTFE.
|