|
|
WSTĘP
awsze lubiłem cmentarze. Bez względu na to czy były to cmentarze w wielkomiejskich metropoliach, czy też małe wiejskie cmentarzyki, bez względu na krąg wyznaniowy i kulturowy, w którym się znajdowały, dostarczały mi one wieloskładnikowych przeżyć. Po takim spacerze zawsze czułem się trochę inny, bardziej wypoczęty, bardziej optymistyczny, bogatszy duchowo. Uprzedzam od razu złośliwe uwagi – nie, nie jestem satanistą, wyznawcą kultu voodoo, ani żadnej innej „religii” znajdującej się po ciemnej stronie mocy.
Skąd więc we mnie takie pozytywne emocje, związane z odczuwaniem miejsca pochówku ludzi, których odejście było dla rodzin bolesnym doświadczeniem, których się opłakuje i za którymi się tęskni? Między innymi stąd, że ich groby są materialnym dowodem na to, że nie wzięliśmy się znikąd, dowodem istnienia historii rodziny. Że są, tak samo jak zabytki architektury, piśmiennictwa, cała sztuka, materialnymi dowodami trwania społeczeństwa w czasie dającymi poczucie „zaczepienia”, elementami jego kultury i obyczajów.
Cmentarze jednak, moim zdaniem bardziej niż inne materialne świadectwa dorobku kulturalnego, posiadają o wiele większy „ładunek” emocjonalny. Są terytorium, w fizycznym, dosłownym tego słowa znaczeniu, na którym na równych prawach spotykają się sacrum i profanum w takim stopniu jak nigdzie indziej. Ich znaczenie i odbiór społeczny wykracza więc daleko poza estetyczną percepcję. Poprzez swoje istnienie dotykają najbardziej emocjonalnej sfery egzystencji żywego organizmu, śmierci i przemijania.
Gatunek homo sapiens jest jedynym, z pośród nam znanych, który grzebie swoich zmarłych. Zwierzęta, pomimo tego iż jednoznacznie zdają sobie sprawę z przemijania i śmierci, że odczuwają stratę wynikłą ze straty swojego właściciela lub bliskiego im zwierzęcia, że tęsknią po jego śmierci, nie były w stanie stworzyć, na podstawie tych odczuć, kultu, wytworzyć obyczaju i tradycji. Można więc postawić tezę, że stosunek różnych kultur, zarówno w ujęciu geograficznym jak i historycznym, do śmierci i przemijania pozwala nam określić stopień ich zhumanizowania i rozwoju kulturowego. Takie miejsca jak cmentarz i takie elementy jak grób są więc nie tylko materialnymi symbolami wierzeń, obrzędów i obyczajów danego społeczeństwa, związanych z grzebaniem zmarłych, lecz dostarczają uważnemu obserwatorowi cennych informacji o jego całym, szeroko rozumianym charakterze.
Takie cmentarze, w kręgu religii chrześcijańskiej, do których przywykliśmy obecnie i które możemy oglądać we współczesnym świecie, istnieją stosunkowo niedługo. Lecz ani wiara, ani obrzędowość nie wpłynęły na ich współczesny kształt. Było wręcz odwrotnie. Ale może, aby to stwierdzenie nie było zbyt niejasne, nie wybiegajmy przed szereg i przyjrzyjmy się historii nekropolii. Oczywiście w bardzo skrótowy sposób, który wymusi nutę sporego generalizowania i pomijania wyjątków od reguł.
HISTORIA
Tak jak napisałem we wstępie gatunek homo sapiens, jako jedyny ze znanych nam żyjących gatunków, odczuwa potrzebę pochówku zmarłych ciał. Kult zmarłych, obrzędy pochówkowe, wierzenia w formę życia pozagrobowego i wynikająca z nich architektura sepulkralna przez tysiąclecia były dla różnych społeczeństw elementem tak istotnym, że obecnie, to właśnie dzięki nim, często jedynym pozostałościom, czerpiemy wiedzę o kulturze i tradycjach minionych epok. W wielu przypadkach grobowce były wybudowane przy użyciu technologii zapewniających im o wiele większą trwałość niż budynkom służącym życiu doczesnemu.
W sposób jasny definiuje to moim zdaniem, stosunek człowieka do kwestii życia po śmierci, szczególnie do aspektu jego długości w stosunku do życia na ziemi. Trudno powiedzieć czy w najdawniejszych, prehistorycznych czasach chowanie ciał zmarłych miało wymiar religijny, rytualny, czy też czysto praktyczny polegający na zabezpieczeniu ich przed zbezczeszczeniem przez dzikie zwierzęta lub przed rozkładem na „publicznym” widoku. A może miało charakter czysto „obronny”, przemieszczające się plemię nie chciało zostawiać po sobie śladów.
Myślę, że pytania o to, czy wierzenia wykształciły obrzędy związane z pochówkiem zmarłych, czy też utrwalające się zwyczaje wpłynęły na ludzką potrzebę „dopisania” do nich ponad praktycznych znaczeń, pozostaną jeszcze długo bez odpowiedzi popartych dowodami a nie jedynie niepotwierdzonymi hipotezami.
PALEOLIT - CZERWONY JAK CEGŁA
Jednym z najwcześniejszych przykładów, mogącym świadczyć o rytualnym charakterze złożenia zwłok, są znaleziska kości zabarwionych na kolor czerwony z okresu wcześniejszego paleolitu. Zjawiskiem sięgającym samych początków człowieczeństwa było malowanie ciał, a kolory barwników miały znaczenie apotropeiczne.
Kolor czerwony według wierzeń odwracał zły urok, chronił, a także symbolizował życie poprzez imitację koloru krwi. Jedna z teorii zakłada, że podczas ceremonii pogrzebowych, ciało zmarłego było obficie posypywane ochrą - czerwonym barwnikiem, symbolem barwy życia, który miał zmarłemu zapewnić życie wieczne. Teoria ta jednak nie została udowodniona, gdyż barwnik ów był wtedy bardzo często i powszechnie stosowany w życiu codziennym.
CHINCHORRIO - TWÓRCY MUMII
Drugim bardzo wczesnym, poznanym przez współczesnych badaczy, przykładem kultu zmarłych jest obyczaj Chinchorrio. Lud ten zamieszkujący region pustyni Atakama w Ameryce Południowej już 5000 lat p.n.e. wytworzył bardzo skomplikowaną procedurę mumifikacji zmarłych. Proces ten polegał na zdjęciu skóry z ciała umarłego, następnie na usunięciu wnętrzności i wszystkich tkanek miękkich, wyczyszczeniu kości, a następnie na odtworzeniu struktury szkieletu i wypełnieniu go gliną zmieszaną z popiołem i ptasimi piórami. Naciągano z powrotem skórę, na twarz zakładano glinianą maskę, a na głowę perukę.
Największe zdziwienie naukowców wywołuje fakt, że tak prosty w swojej strukturze lud jak Chinchorrio, łowcy - zbieracze, żywiący się w przeważającej większości tym, co dało morze, żyjący jako nomadzi w niewielkich grupach liczących około 100 osób, lud, który nie stworzył więc żadnej cywilizacji osiadłej i większej struktury społecznej, nie udomowił zwierząt nie znał rolnictwa i nie wytwarzał narzędzi z metalu i ceramiki, wytworzył tak skomplikowany rytuał, wyprzedzający o tysiąclecia proces mumifikowania zwłok w bardzo rozwiniętej kulturze Starożytnego Egiptu, w której ten stopień ingerencji w ciało zmarłego, jak ten praktykowany przez Chinchorrio, został ociągnięty dopiero w fazie końcowej rozwoju sztuki mumifikacji.
Taki obraz wydarzeń, skłania naukowców do obrania pragmatycznej, a nie kultowej drogi wyjaśnienia tego zjawiska. Jedna z teorii zakłada, że Chinchorrio grzebiąc początkowo swoich zmarłych w gorących piaskach Atakamy, bezwiednie ich mumifikował, a z czasem wiatr rozwiewając kopce piasku naturalnie „obnażał” owe mumie. Proces ten miał trwać podobno około 2000 lat, a świadoma mumifikacja ciał miała być jego naturalnym następstwem. Teoria ta nie wyjaśnia jednak stopnia skomplikowania procesu mumifikacji.
Druga teoria, wydaje się o wiele bardziej prawdopodobna, zakłada ogromną liczbę zgonów dzieci (na podstawie odnalezionych mumii), wynikłą z wielokrotnie przekraczającego normy bezpieczeństwa stężenia w owych czasach arsenu, który na skutek wyziewów po sejsmicznych przedostawał się do pożywienia i wody. Dzieci jako najsłabsze i najmniej odporne miały ulegać najczęstszym zatruciom. Ich zrozpaczeni rodzice wymyślili więc sposób ich „zatrzymania” w świecie żywych. Sam pomysł mumifikacji zapewne wziął się z przytoczonego wyżej przykładu działania gorących piasków pustyni, a sposób rozbierania i preparowania ciała umarłego prawdopodobnie wywodził się z doświadczeń łowieckich.
Z czasem ludzie Chinchorrio zaczęli poddawać mumifikacji wszystkich ludzi, nie tworzyli oni struktur kastowych tak jak społeczeństwo starożytnego Egiptu gdzie przywilej ten, zapewne ze względu na swoją cenę, był zarezerwowany jedynie dla najbardziej możnych i zamożnych członków społeczeństwa. Mumie umarłych, tak jak na początku mumie dzieci, były przechowywane w domach, traktowano je jako opiekuńczych przodków, a z czasem dopiero zaczęto otaczać kultem.
Owe zwyczaje bardzo silnie musiały oddziaływać na potomnych. W całej prekolumbijskiej kulturze, przez tysiąclecia obserwujemy stosowanie mumifikacji zwłok i kult mumii. Mumie były otaczane czcią i powszechnie przebywały wśród żywych.
Pełniły one rolę opiekuńczą i kultową. Między innymi Inkowie mumifikowali swoich dostojników i władców. Wierzyli że mumie przodków mogą zjednać żyjącym przychylność Inti – Boga Słońca. W dniu przesilenia zimowego organizowali ku jego czci święto Inti Raymy, w którym kluczową rolę odgrywały mumie, sadzane „twarzami” w kierunku słońca. Przez cały dzień składano mumiom ofiary, z jedzenia i picia. Z tego samego powodu mumie były zabierane przez inkaskich dowódców na pola bitew, wierzono bowiem, że są w stanie wspomóc ich w walce w podbojach. Strona, której mumie zostały przejęte poddawała się.
Ciekawostką jest fakt, że mumia władcy, po jego śmierci ubrana w królewskie szaty, sadzana była na tronie w pałacu, w którym urzędował. Była jej przydzielona specjalna służba, a wszystkie ziemie należące do władcy za życia były przydzielane mumii. Nowy władca nic po swym poprzedniku nie dziedziczył!
NEOLIT - MIĘDZY NAMI, JASKINIOWCAMI
Prawdopodobnie jednymi z pierwszych przykładów architektury sepulkralnej były grobowce megalityczne. Te monumentalne budowle, powstałe z bezspoinowego łączenia ze sobą ogromnych bloków skalnych powstawały już we wczesnej fazie neolitu. Posiadały one kilka form. „Najprostsze” z nich dolmeny składały się ze ścian utworzonych z wbitych w ziemię płaskich głazów na planie kolistym lub prostokątnym oraz płaskiego głazu stanowiącego „dach” budowli.
W czasach nowożytnych budowla te oglądamy w formie „nagiej”, lecz jedna z teorii głosi, że oryginalnie były one zasypane ziemnym lub kamiennym wzgórzem nasypu-„kurhanu”, który z biegiem tysiącleci uległ rozwianiu lub rozmyciu. Budowle te miały na ogół wielkość kilku metrów. Ogromne rozmiary przybierały grobowce korytarzowe. Ich nasyp sięgał prawie stu metrów średnicy i około dziesięciu metrów wysokości. Składały się one z komory grobowej o konstrukcji i kształcie podobnym do dolmenu lub bardziej skomplikowanej z niszami w ścianach i tak zwaną fałszywą kopułą. Do komory grobowej prowadził kilkudziesięciometrowy korytarz, również wytworzony z bloków skalnych. Całość była przekryta nasypem.
Najstarsze odnalezione w kręgu strefy atlantyckiej około 5000 lat p.n.e., są charakterystyczne dla wielu regionów świata: dzisiejszego obszaru wysp brytyjskich, zachodniej Francji, najwięcej w Bretanii, Portugali i Hiszpanii, ale również południowej Skandynawii i na północy Niemiec, w szczątkowych formach na ziemiach obecnej Polski, na zachodnich wyspach Morza Śródziemnego, w Palestynie, Iraku, północnych Indiach, Pakistanie, a nawet w odległej Japonii i Oceanii. Wymieniłem te nazwy nie bez powodu, gdyż dla współczesnych naukowców zasięg i obszary ich występowania, a także jego brak, na przykład w Chinach lub Azji Mniejszej, stanowią jedną z wielu tajemnic okresu neolitu.
Niewiele wiadomo o kulturze budowniczych megalitów. Do dzisiaj jest zagadką sposób, w który w tak odległych czasach posiedli oni skomplikowaną wiedzę i zdolności techniczne do transportowania z odległych kamieniołomów warzących setki ton bloków skalnych, podnoszenia ich i osadzania na konstrukcjach słupów z dokładnością do części centymetra. Najcięższy głaz stropowy dolmenu waży ponad 100 ton i teoretycznie do jego podniesienia jest potrzebnych 3000 ludzi!!!
Neolityczne, odnajdywane na głazach grobowców, ryty pełne są przedstawień symbolicznych, zgeometryzowanych, bogatych w znaki słoneczne (tarcze solarne), koncentryczne półokręgi, spiralne labirynty, trójkąty, romby. Brak jest w nich scen dosłownych, upamiętniających wydarzenia z życia, polowań, czy chociażby właśnie budowy megalitów, rzadko występują przedstawienia figuralne, jeżeli tak to najczęściej ukazują sylwetki w pozie oralnej, z uniesionymi do góry rękami. Są to często sceny zbiorowe, ukazujące obrzędy i ceremonie religijne związane z kultem solarnym.
Na ich podstawie oraz w wyniku analiz układów przestrzennych menhirów, kromlechów oraz dolmenów, uczeni uważają za najbardziej prawdopodobny kult solarny ich budowniczych oraz ich bardzo rozległą wiedzę o astronomii, związaną z wiarą w siły sprawcze kosmosu. Kromlech Stone-henge, był nie tylko miejscem kultu solarnego, ale również, a może przede wszystkim, solarnym kalendarzem oraz obserwatorium astronomicznym pozwalającym przewidzieć, dni przesileń słonecznych czterech pór roku, 56-letni cykl księżyca oraz zaćmienia słońca.
Innym przykładem może być sposób orientacji grobowców korytarzowych. Na przykład w jednym z nich, w Newgrange we współczesnej Irlandii, wąski, kilkudziesięciometrowy korytarz prowadzący do komory grobowej, ukrytej głęboko pod nasypem pagórka, jest tak zorientowany wobec stron świata i posiada taki kąt nachylenia, że w dniu zimowego przesilenia promień słońca wpada na kilka minut do komory grobowej.
Dlaczego ludzie w tak zamierzchłych czasach zadawali sobie ogromny trud budowania tak gigantycznych budowli jedynie sepulkralnych i rytualnych, a nie tych służących ich życiu „doczesnemu”? Sami mieszkali przecież w drewnianych chatkach!
Uważam, że w tym przypadku przeważającą rolę odgrywała tu kwestia wiary w formę lub „cel” i miejsce życia po śmierci oraz ewidentne poczucie nieistotnej marności czasu, który dusza spędza na ziemi zamknięta w ludzkim ciele. Może wierzyli, że ich pobyt na ziemi jest formą kary, jakiejś próby której zostali poddani.
Czy gigantyczne rozmiary grobowców oraz ich kształt, ich związek z astronomią mogły więc być, według wierzeń, metodą na uczynienie ich „widocznymi” z kosmosu, a przez to umożliwiającymi wysłanie lub powrót dusz zmarłych do ich matecznika, lub miejsca ich właściwego bytowania gdzieś w kosmosie? Na te pytania na razie nie ma odpowiedzi, można jedynie, na podstawie pozostałości po epoce, wysnuwać teorie, obarczone jednak błędem skojarzeń człowieka współczesnego jakże odmiennego od mieszkańca neolitu. Wydaje mi się jednak, że symboliczna sztuka neolitu, oraz nadspodziewana znajomość astronomii i techniki mogą być w dalszych badaniach kluczem do poznania wierzeń budowniczych megalitów.
CELTOWIE - PRAPSZODKOWIE SŁOWIAN
Kultura budowniczych megalitów, tak jak w przypadku wpływu obrzędów mumifikacji Chinchorrio na Amerykę prekolumbijską, miała ogromny wpływ na potomnych mieszkańców Europy na Celtów. Ciężko powiedzieć czy są oni bezpośrednimi ich spadkobiercami, bo ludy te nie posiadały własnego pisma. Twierdząc, że pisanie rozleniwia, jako nośników własnej kultury i historii Celtowie używali druidów -„chodzących ksiąg”. O Celtach dowiadujemy się więc pierwszy raz dopiero około IV w p.n.e. dzięki Grekom, a potem Rzymianom, którzy opisywali ten waleczny lud jasnowłosych wąsaczy.
Ze względu na ogromny obszar ich występowania, praktycznie teren całej Europy, oraz długość trwania ich kultury nie można określić jej uniwersalnych znamion oraz typowych wierzeń. Z rzymskich opisów dowiadujemy się, że Celtowie wierzyli w życie pozagrobowe, nieśmiertelność duszy i reinkarnację. Istniał celtycki raj Sid, kraina młodości i rozkoszy Mag Mell lub Avallon (Jabłonowo), w którym dusza przebywała aż do momentu wcielenia się w następną istotę, niekoniecznie ludzką, bo na przykład mogło to być zwierzę, kamień lub kropla wody.
Wierzono zarówno w, pochodzenia paleolitycznego, bóstwa żeńskie, jak i neolityczny kult solarny, co może być świadectwem prehistorycznego pochodzenia Celtów. Późniejszy panteon bogów męskich, jak twierdzą uczeni, wykształcił się z czasem z kultu walecznych, otoczonych czcią, przodków. Czczono siły natury. Wspomniane słońce oraz według wierzeń życiodajne rzeki i jeziora. Jabłoń uważano za drzewo życia, w którego konarach znajdowały się dusze nie narodzonych dzieci, dąb był drzewem druidów.
Ludy zamieszkujące zachodnioeuropejskie i brytyjskie obszary występowania megalitów otaczały je mistyczną czcią i wiązali z nimi wierzenia i rytuały pogrzebowe. W kulturze celtyckiej istniały dwa pogrzeby. Pierwszy, mniej istotny, odbywał się tuż po śmierci. Dusza zmarłego przenosiła się wtedy właśnie w okolice menhirów i kromlechów, gdzie trwała w zawieszeniu, w towarzystwie dusz nienarodzonych i w oczekiwaniu na pogrzeb właściwy. Odbywały się one cztery razy do roku, w czasie przesileń, podczas plemiennych bądź klanowych świąt ku czci bogów personifikujących siły natury i miały charakter zbiorowy dla wszystkich zmarłych w danym okresie.
Dopiero wtedy następowało zamknięcie cyklu życia i dusza mogła się udać do raju. Uroczystości te, jak i wszystkie inne, odbywały się bądź w otoczeniu kromlechów, bądź wśród grobowców sławnych zasłużonych dla klanu przodków, zwanych tumulusami. Najważniejsze święto przypadało na celtycki nowy rok, towarzyszyły mu najbardziej rozbudowane obrządki związane z kultem zmarłych. Święto to odbywało się w znanym nam wszystkim terminie, a mianowicie pierwszego listopada.
Grobowce Celtów ewidentnie inspirowane były megalitycznymi grobowcami korytarzowymi. Posiadały komorę grobową wykonaną w konstrukcji kamiennej bądź drewnianej, zasypaną niewielkim kopcem kamiennym lub ziemnym. W kulturze środkowo i wschodnioeuropejskiej nosiły one nazwę kurhanów.
Tumulusy były bogato wyposażane w przedmioty typowe dla zmarłego broń i biżuterię ze srebra, złota i bursztynu. Obok zwłok zmarłego często znajdowano również kości jego służących lub zwierząt np. w grobach wojowników – dzika.
Może to wskazywać, że takiemu pochówkowi towarzyszyły rytualne uśmiercenia ofiar. Celtom były nieobce zarówno szkieletowe jak i ciałopalne pochówki. Te drugie naukowcy przypisują wiekom późniejszym i przede wszystkim obszarom europy wschodniej. Ciekawostką jest zaniknięcie z czasem budowy grobowców przez Celtów. Prochy po spaleniu ciała zmarłego rozsypywane były do rzek i jezior, które – jak wspomniałem wyżej – według wierzeń posiadały życiodajną świętą moc. Takiemu „pochówkowi” towarzyszyły podobno bardzo brutalne i krwawe rytuały ofiarne.
Dla mnie ciekawe jest ogromne podobieństwo do indyjskiego kultu zmarłych, opartego również na wierze w reinkarnację, boską, oczyszczającą i życiodajną siłę wody do której rozsypuje się prochy oraz ofiarach składanych z żywych ludzi. W Indiach istniał przecież rytuał sati polegający na spaleniu na stosie zmarłego męża jego żyjącej żony. W dodatku Celtowie czcili Kernunnosa – wielkiego, rogatego boga płodności i siły, który był wyobrażany z rogami byka, w pozycji siedzącej w kucki w otoczeniu zwierząt.
W Mohendżo-Daro, mieście indyjskim datowanym na III wiek p.n.e., odkryto prototyp tego rogatego bóstwa, siedzącego w kucki, w otoczeniu podobnych zwierząt, jakie występują chociażby na ołtarzu w Gundestrup. Kultura i wierzenia celtyckie są więc do dzisiaj do końca niezbadane i trudno stwierdzić, czy przytoczony powyżej przykład podobieństwa wierzeń z kulturą starożytnych Indii, dość unikatową w materii wyobrażeń o życiu pozagrobowym, jest przypadkiem autochtonicznym, a więc dziełem równoległego sposobu myślenia odległych od siebie kultur, czy też miał tutaj miejsce czynniki allochtoniczne, a więc migracyjne. Teoria o zamieszkiwaniu kontynentu Eurazji przez ludy Indoeuropejskie, przeważa szalę w kierunku wpływów allochtonicznych na kulturę Celtów.
Tak jak lud Chinchorrio wpłynął na kulturę prekolumbijską Ameryki Południowej, tak i Celtowie wpłynęli na potomnych sobie Słowian. Drzewo życia – jabłoń, z ptakami obrazującymi dusze zmarłych oraz nienarodzonych jeszcze dzieci, wiara w wyraj – słowiański raj dokąd udają się dusze po śmierci, ciałopalne pochówki, święto zmarłych te wszystkie elementy zostały wprost przejęte z trwającej wiele tysięcy lat kultury Celtów.
MEZOPOTAMIA - PIERWSZE MIEJSKIE CMENTARZE PARKI-OGRODY
W naszej podroży przez historię nekropolii nie sposób pominąć starożytnej kultury Mezopotamii. Ten obszar dorzecza dwóch wielkich rzek Tygrysu i Eufratu uważany jest przecież przez naukowców za kolebkę ludzkiej cywilizacji. Gwałtowny rozwój rolnictwa związany z wynalezieniem skomplikowanych systemów nawodnień, już w V tys. p.n.e. spowodował silny napływ ludności na te tereny i wpłynął na powstanie i rozwój miast, jako rolniczych ośrodków administracji. Przykładem może być miasto Ur, którego najwcześniejsze warstwy wykopaliskowe pochodzą właśnie z tego okresu - o nazwie Ubajd.
W IV tys. p.n.e. na tereny Mezopotamii przybywają Sumerowie. Im to właśnie, choć dzisiejsza nauka jest już ostrożniejsza w formułowaniu tak stanowczych tez, przypisuje się najważniejszy w dziejach ludzkości wynalazek pisma, tj. pisma klinowego. Następuje dalszy rozwój miast zarówno pod względem architektonicznym jak i urbanistycznym. Byłoby dziwne, gdyby tak wysoko rozwinięta, choć prehistoryczna, kultura nie wypracowała własnych obrzędów i zwyczajów związanych z kultem zmarłych.
Dowiadujemy się o nich, niestety głównie ze źródeł wykopaliskowych. Miasto sumeryjskie jest zwarte w swojej strukturze i otoczone wysokim obronnym murem. Urbanistycznie było podzielone na mniej więcej trzy różne, równe części. Pierwszą, najważniejszą pod względem jego funkcjonowania była część kultowo-administracyjna, z budynkami świątyń, zikkuratem, urzędami, domami kapłanów i placami. Drugą część stanowiła dzielnica mieszkalna z plątaniną wąskich, krętych uliczek. A trzecią cześć stanowiły ogólnie dostępny park i nekropolia.
Grobowce były wykonane z cegły, przekryte płasko lub sklepieniem pozornym i przysypane ziemią tworzącą niewielki pagórek. Były one bogato wyposażone zarówno w kosztowności jak i sprzęty codziennego użytku, które zmarłemu miały służyć w zaświatach. Odnaleziono w nich również szczątki prawdopodobnie rytualnie zabitej służby, która miała wykonywać, według zwierzeń, swoją posługę również po śmierci ich pana.
Miasta sumeryjskie były znane ze swoich parków-ogrodów, które udawało się utrzymywać wiecznie zielonymi, dzięki doskonalonemu przez wieki systemowi nawadniania. Ewidentnie nekropolie były w rozumieniu Sumerów ich częścią. Przykład ten jest bardzo ważny, gdyż mamy tutaj prawdopodobnie po raz pierwszy w historii ludzkości tak świadome podejście do nekropolii jako nierozerwalnej urbanistycznie części składowej ludzkiej osady-miasta oraz wyjście poza jej jedynie kultowo-sakralną funkcję. Jak się dowiemy w dalszej części historii nekropolii, takie podejście w Europie miało miejsce dopiero pod koniec XVIII stulecia naszej ery, czyli blisko pięć tysięcy lat po Sumerach, a dopiero w dzisiejszej współczesnej urbanistyce tereny cmentarzy określa się min mianem zieleni miejskiej.
EGIPT - RELIGIA NARZĘDIEM WŁADZY W REKACH KAPŁANÓW
Wszyscy znamy przecież egipskie mumie, piramidy, hieroglify i barwne historie o klątwie dosięgającej tych, którzy zbezcześcili groby faraonów. Aby jednak zrozumieć te materialne pozostałości, należy chociażby pokrótce poznać wierzenia i mitologię egipską, gdyż miały one kluczowy wpływ na ich rodzaj i formę.
Egipcjanie wierzyli, że każde ciało człowieka zamieszkują trzy dusze: Ka - dusza opiekuńcza, Ba – coś na nasze wyobrażenie duszy „właściwej” i Ach – idealny byt duchowy, w który przeobraża się człowiek po śmierci. Wierzono, że dusze te po śmierci zmarłego są nieśmiertelne, ale jedynie pod warunkiem, że mogą tak długo trwać w swojej nieśmiertelności, jak długo trwa jego ziemskie ciało, bądź jego wizerunek. Dusze zmarłego mogły się przedostawać do świata żywych i przybierać różne formy materialne. Dusza Ka musiała jeść i pić, a dusza Ach mogła powrócić w postaci boga zemsty, gdy ktoś zbezcześcił grób i zakłócił spokój zmarłego.
Po śmierci dusza ma do przebycia w zaświatach długą i skomplikowaną drogę. Wierzono w sąd ostateczny. Dusza Ba jest prowadzona przed oblicze boga Anubisa, gdzie ciężar serca zmarłego będący zapisem jego moralności, jest porównywany z ciężarem pióra bogini prawdy Maat. Jeżeli wynik jest pomyślny dusza jest prowadzona przed oblicze Ozyrysa i trafia do egipskiego raju, na Ozyryjskie pola jaru, na których jednak musi pracować. Jeżeli wynik nie jest pomyślny dusza jest pożerana przez Ambit. W wierzeniach występuje element spowiedzi negatywnej, 42 przeczenia bogini Maat, której zaklęcia wymawia dusza przed obliczem bogów, aby wykazać swoją prawość za życia. Całą tę długą i skomplikowaną drogę wyjaśniała księga umarłych, w którą „wyposażano” zmarłego.
Kiedy te wszystkie elementy kultu zmarłych poskładamy „do kupy” obraz egipskiego, grobowca oraz jego wyposażenia stanie się dla nas jasny. Ale po kolei. Przed rozkładem zwłok miała oczywiście chronić ich mumifikacja. Na początku przeprowadzana banalnie, w gorących piaskach pustyni z czasem na drodze różnych, nierzadko nieudanych eksperymentów, w okresie Nowego Państwa doprowadzona do perfekcji, kiedy to proces ten trwał do 70 dni.
Usuwano ze zwłok organy wewnętrzne, które balsamowano i bandażowano a następnie zamykano w czterech specjalnie do tego przeznaczonych urnach, z pokrywami rzeźbionymi w kształcie głów i umieszczanych w niszach grobowca. Wypatroszone ciało suszono za pomocą kryształów narytu wypychano, balsamowano i wielowarstwowo bandażowano.
Tak przygotowaną mumię składano w komorze grobowej stanowiącej podziemną część grobowca, zwanego mastabą. Prowadził do niej pionowy szyb, z dachu mastaby, który był po pochówku zasypywany i maskowany. Nadziemna część tego grobowca miała kształt prostokątny o przekroju trapezu, budowana była z suszonej na słońcu cegły i okładana blokami kamiennymi. Każda mastaba, bez względu na rozmiar była wyposażona co najmniej w stół ofiarny, na którym codziennie składano ofiarę z chleba i dokonywano libacji, tak aby odżywiać duszę Ka, tak zwane ślepe wrota przez które dusze przedostawały się do świata żyjących oraz stelę sytuowaną przed grobowcem, lub nad ślepymi wrotami z informacjami na temat zmarłego.
Duże mastaby posiadały kaplice. W specjalnych zamurowanych ścianą niszach, za stołem ofiarnym, znajdowały się posągi umarłych, które przez niewielkie „wizjery” w owej ścianie „podglądały” składane im ofiary. Dochodzimy tutaj do kwestii figuralnego odzwierciedlenia zmarłego. Starożytni Egipcjanie okazywali się być, przy całej złożoności swojej religii, ludźmi dość pragmatycznymi i zdawali sobie sprawę z faktu, iż nawet najlepiej zabezpieczone ciało z czasem przecież musi ulec rozkładowi. Wymyślili więc, lekko naginając dogmaty religii, że duszom zostanie zapewniona nieśmiertelność również, jeżeli po zmarłym pozostanie jego, wspomniany wyżej, posąg lub też malowidło z podpisem.
Egipcjanie uważali hieroglify za „żywe”, w tym sensie, że przedstawione za ich pomocą przedmioty i zdarzenia były utożsamiane z ich odpowiednikami w realnym świecie. Tak więc nieśmiertelność zyskały również rzesze niewolników i służby uwiecznione w postaci hieroglifów na ścianach grobowców, które miały dalej służyć zmarłemu władcy w zaświatach. Sceny libacji i ofiar składanych duszom zmarłych miały duszom zapewnić niezbędne pożywienie do życia wiecznego, a zapisy z księgi umarłych miały pomóc w ich długiej i trudnej wędrówce w zaświatach. Do grobowców wkładano figurki uszebti, które miały pracować za zmarłą duszę na ozyryjskich polach jaru. W jednym z późnych grobowców znaleziono ponad tysiąc figurek odwzorowujących służbę różnej hierarchii społecznej.
Najbardziej rozwiniętą i skomplikowaną formą egipskiego grobowca była piramida. Nekropolie lokowane były poza terenami mieszkalnymi, stanowiły dość obszerne i liczne skupiska mastab lokowanych dookoła grobowców władców - piramid. Posiadały one prostokątną sieć ulic i system „informacyjny” w postaci steli przed każdą mastabą. Mastaby były lokowane dłuższym bokiem na osi północ-południe. Nie jest do końca wyjaśniony cel organizacji przestrzennej tych nekropolii.
Egipcjanie, tak samo jak budowniczowie grobowców megalitycznych, uprawiali kult solarny, wierzyli w sprawczą moc kosmosu, a ich kapłani byli świetnymi astronomami. W rozmieszczeniu grobowców, a zwłaszcza piramid gdzie dochodzi jeszcze jej zagadkowy kształt, uczeni tak jak w przypadku megalitów doszukują się pewnych analogii do mapy nieba i rozmieszczenia na niej ciał niebieskich. Jednak żadna teoria kosmonautyczna nie została jak dotąd udowodniona.
Należy jedynie wspomnieć, że w czasach późnych zaniechano budowy grobowców i zaczęto je wykuwać w skale tworząc komory grzebalne i kaplice do odprawiania kultu połączone długimi o skomplikowanym układzie korytarzami. Ich wnętrza były często tynkowane i pokrywane bogatymi zdobieniami. Jeszcze później oddzielono zupełnie komory grzebalne od kaplic, budując je jako oddzielne obiekty w pobliżu skał i w nich odprawiano obrzędy pogrzebowe oraz związane z kultem zmarłych.
|
GRECJA - AFIRMACJA ŻYCIA
Grecy ponad wszystko kochali życie doczesne. Mimo że wierzyli w nieśmiertelną duszę, to panowało powszechne przekonanie, że po śmierci już nie będzie lepiej niż za życia. Ta dość unikatowa w historii ludzkości teoria na temat życia pośmiertnego zdecydowanie wpłynęła na obraz antycznych nekropolii (nekropolis – gr. ‘miasto umarłych’) oraz na zwyczaje starożytnych Greków związane z kultem umarłych.
Ale po kolei. Grecka mitologia dokładnie opisuje losy duszy po śmierci. Przepływała ona przez rzekę Styks, przewożona łódką przez Harona, który pobierał opłatę w wysokości jednego obola (zmarłemu wkładano go w usta) do podziemnej krainy Hadesu. Tam stawała przed obliczem Trzech Sprawiedliwych – dawnych ziemskich królów mianowanych przez Zeusa do trybunału rozsądzającego o dalszym losie umarłego.
Ważąc jego złe i dobre uczynki decydowali oni czy dusza uda się do Tartaru, naszego odpowiednika piekła, Erebu, miejsca gdzie trafiali „przeciętniacy”. Wyjątkowo zasłużeni kierowani byli na prawo, gdzie napiwszy się wody z Lete, rzeki zapomnienia, trafiali na Pola Elizejskie - kraj wiecznego spokoju i pośmiertnej szczęśliwości, gdzie dusze wyzbyte od wszelkich cierpień i pragnień przechadzają się po bladych łąkach, ogarnięte muzyką niewidzialnych lir.
Taki więc los dusz po śmierci, skazanych w najlepszym przypadku na „szczęśliwość” zapomnienia i nudę powodował u starożytnych Greków lęk przed ich powrotem do świata żyjących w postaci złych demonów. Gwarancją przyjęcia umarłego do Krainy Hadesu, a więc zabezpieczenia siebie przed jego powrotem, był właściwie wyprawiony pogrzeb. Ciało zmarłego myto, namaszczano olejkami i ubierano w najlepsze szaty oraz wystawiano na publiczny widok. Pogrzeb był wyprawiany następnego dnia, koniecznie przed wschodem, aby nie obrazić boga słońca Apollina. Obowiązkowym elementem ceremonii pogrzebowych były płaczki oraz libacja na grobie umarłego.
Do grobu, lub też na stos bo praktykowane były obie formy pochówku, składane były drogocenne przedmioty umarłego, tak aby nie powrócił on i nie upomniał się o swoje. Zetknięcie ze zwłokami czyniło nieczystym, dlatego przed domem ustawiano naczynie z wodą, aby odwiedzający mogli dokonać ablucji. Starożytni Grecy obchodzili żałobę, w czasie której noszono odmienne od codziennych szaty, czarne lub białe w zależności od regionu. Obchodzono również święto zmarłych. Wierzono, że w dniu tym duchy zmarłych poprzez szczeliny w ziemi wracają na ziemię. Zamykano więc szczelnie świątynie i domostwa, a w jednym pomieszczeniu stawiano garnek ze strawą. Wieczorem odbywały się obrzędy odpędzania duchów.
Początkowy okres brązu to grobowce szybowe, kopane prostokątne doły wykładane ściany kamieniami i cegłą. Nad grobem ustawiano upamiętniającą zmarłego stelę, zespół grobów otaczany był owalnym murem - Mykeny. W okresie późniejszym pojawiły się tak zwane groby kopułowe (zwane tolosami). Ich podobieństwo do megalitycznych grobowców korytarzowych z okresu neolitu jest uderzające, lecz rozmiary były znacznie mniejsze.
Komora grobowa wykonana była z kamiennych ciosów na planie koła i przekryta kopułą pozorną ( fałszywą ), zasypaną następnie ziemią i rumowiskiem w celu odtworzenia pierwotnego kształtu pagórka.
Do grobowca prowadził poprzez przedsionek dromos – korytarz wejściowy. Na szczycie pagórka stawała upamiętniająca stela. Ściany grobowca były pokryte malowidłami, dekoracjami zwierzętami i scenami z życia zmarłego. Miały poprzez wyposażenie przypominać domy. Takie grobowce zarezerwowane były jedynie dla ludzi z najwyższych warstw społecznych. Biedniejszych nadal palono i wkładano w urny z terakoty które składano do ziemi i formowano niewielkie kopce ziemne, również zwieńczone stelą.
W późniejszym okresie hellenistycznym wokół miast, wzdłuż głównych dróg dojazdowych powstawały nekropola. Na ich obszarze lokowane były różne groby w zależności od zamożności i statusu społecznego rodziny umarłego. Od monumentalnych tolosów poprzez rodzinne grobowce do sarkofagów. Ornamentyka ich nie była zbyt bogata, były one proste w formie.
RZYM - POKAŻ MI SWÓJ GRÓB, A POWIEM CI KIM JESTEŚ
Rzymianie przejęli grecką mitologię wraz z obrzędami pogrzebowymi i kultem zmarłych. Rozwinęli je jednak i przetworzyli, tak jak inne zapożyczone formy kultury i sztuki, między innymi na skutek wpływów kultury Etrusków, ludności zamieszkującej środkowo-północne obszary półwyspu apenińskiego. Również ceniąc przede wszystkim walory życia codziennego, wyzbyli się strachu przed duchami zmarłych, a ich samych podnieśli do rangi opiekuńczych przodków, których podobizny czcili w domach, jako dowody trwałości i rangi swojego rodu.
Rzymski cmentarz, lokowany według prawa XII Ksiąg, również poza miastem wzdłuż dróg dojazdowych tak jak cmentarze greckie, na przykład przy Via Apia w Rzymie, znacznie przewyższał jednak swój grecki pierwowzór zarówno pod względem powierzchni jak i bogactwa form i zdobień grobowców, sarkofagów czy mauzoleów.
„Grób” posiadał często powierzchnię kilkudziesięciu metrów kwadratowych i stanowił cały kompleks jako miejsce spotkań i często kilkudniowego ucztowania rodziny i znajomych w czasie świąt ale i nie tylko. Na jego obszarze znajdował się stół biesiadny, ogród, sad, winnica lub nawet warzywnik, kaplica albo mauzoleum z posągiem zmarłego. Najprostszą formą pomnika nagrobnego była stela. Wszystkie elementy architektury sepulkralnej były bogato zdobione pełnymi rzeźbami lub płaskorzeźbami i wersetami poświęconymi najczęściej mocno „polukrowanej” historii życia nieboszczyka, rozsławiając jego mądrość, światłość, dobre uczynki i osiągnięcia życiowe.
Bogaci rzymianie budowali swoje groby najczęściej za życia zatrudniając architektów i rzeźbiarzy, tak aby mieć wpływ na jego kształt i formę oraz na treści które zostaną przekazane potomnym. Wyznaczany był także opiekun grobu, który opiekował się nim i dbał o jego utrzymanie i konserwację uzyskując na to przychody z wymienionego wcześniej sadu, winnicy lub warzywnika. Groby były rozmieszczone chaotycznie, obowiązywała jedynie dość luźno zasada, że im bogatszy i bardziej zasłużony obywatel, tym większą i położoną bliżej drogi posiadał parcelę.
Rzymianie uznawali dwa rodzaje pochówku: ciałopalny i szkieletowy. Urny były umieszczane najczęściej w kolumbariach, choć nie było to regułą, bo również istniały przykłady umieszczania tam sarkofagów. Kolumbarium było miejscem zbiorowego pochówku pewnej wspólnoty, na przykład rodziny. Składało się ze sporego częściowo zagłębionego pod ziemią pomieszczenia na planie koła lub prostokąta, którego podziemna część ścian była wypełniona niszami, w których składano urny z prochami, lub sarkofagi. Pod każdą niszą znajdowało się epitafium-płyta kamienna z informacją na temat zmarłego. Z czasem w niszach przed urną ustawiano woskową maskę pośmiertną, a później wieko urny posiadało kształt głowy portretowej. Zarówno kolumbaria jak i maski oraz wieka urn w kształcie głowy zmarłego występowały dużo wcześniej w kulturze etruskiej, elementy te są więc u Rzymian zapożyczeniem.
Etruskie hypogea mogły być, właśnie poprzez swoją formę architektoniczną, pierwowzorami kolumbariów, przy czym nie pełniły one jedynie roli grzebalnej, a również posiadały funkcję kultową. Maski pośmiertne u Etrusków wykonywane były z brązu, Rzymianie natomiast rozwinęli tę sztukę wykonując „portret” zmarłego poprzez odlanie woskowej formy bezpośrednio z jego twarzy.
Tak utworzona maska miała samoistnie cechy werystyczne i jak uważają niektórzy uczeni dała podwalinę do stworzenia typowo rzymskich głów portretowych, cechujących się wiernym odtworzeniem detali twarzy - weryzmem, specyficznym grymasem, przypominającym właśnie owe maski, oraz bardzo krótkim cięciem na poziomie szyi. Maska umarłego, oraz maski jego przodków brały udział w pogrzebie. Najbardziej zasłużeni obywatele mieli prawo przechowywać je w domach w specjalnych szafkach, tworząc swoisty panteon przodków, stanowiący o statusie i historii rodziny. Kult zmarłych obejmował już wspomniane biesiady na cmentarzach oraz oddawanie im czci przed domowymi ołtarzami. Zmarłych uważano za duchy, które mogą się wstawić u bóstw, za żyjących.
Przy okazji omówienia Rzymu nie sposób nie omówić, przynajmniej w kilku słowach, o wspomnianej wyżej kulturze Etrusków. Etruskowie to lud, według najnowszej teorii migracyjnej, potwierdzonej badaniami DNA, który przywędrował na półwysep Apeniński z terenów obecnej Turcji około 1100 roku p.n.e. On, podobnie jak Rzymianie, był pod silnym wpływem kultury i wierzeń starożytnych Greków. Lud ten wytworzył jednak nieco odmienne formy architektury sepulkralnej od greckich i rzymskich. Ich cmentarze również były lokowane poza miastami.
Posiadały jednak ściśle zaprojektowany układ urbanistyczny z siecią uliczną i stelami stanowiącymi formę „tablic informacyjnych” przed każdym grobowcem oraz posiadały ogrodzenia w postaci niskiego, półokrągłego murka. Etruskie grobowce, poza tymi przypominającymi kolumbaria, posiadały zgoła inną formę od greckich czy rzymskich. Były to niewielkie tumulusy o kilkudziesięciocentymetrowej, kamiennej podstawie na planie koła, przekryte fałszywą kopułą, przysypaną gruzem lub ziemią z wejściem w postaci wąskiej szczeliny. Przypominały więc swoją formą neolityczne grobowce korytarzowe lub greckie tolosy, lecz w o wiele mniejszych rozmiarach.
Etruski cmentarz przypominał również nieco celtyckie skupiska tumulusów-kurchanów. Wnętrza grobowców były bogato zdobione i wyposażane w przedmioty odpowiadające płci i statusowi zmarłego. Stosowali również oba rodzaje pochówków: ciałopalny oraz szkieletowy. Na szczególną uwagę zasługują etruskie sarkofagi przekryte wiekami ozdobionymi pełno postaciowymi rzeźbami umarłych, zawsze w pozie biesiadnej. Daje to uczonym pogląd na temat etruskiego raju jako miejsca wiecznej zabawy i ucztowania.
UDEOCHRZEŚCIJANIE – DUSZA W POCZEKALNI
Dotarliśmy do momentu omówienia kultu zmarłych w religii chrześcijańskiej. I tutaj napotykamy na ogromny problem. Bowiem chrześcijaństwo jest bardzo niejednolite zarówno w ujęciu historycznym jak i w obecnych, siłą rzeczy, zinstytucjonalizowanych formach, które niestety, na własny użytek, poddały kwestie dogmatów wiary manipulacjom. Nie chciałbym zbytnio zagłębiać się tutaj w pewne „rozbieżności” pomiędzy nauką różnych kościołów a zapisami w Starym i Nowym Testamencie, gdyż po pierwsze nie jestem teologiem, a po drugie nie jest to temat niniejszego artykułu. Zainteresowanych odsyłam do źródeł i przede wszystkim do własnej lektury Pisma Świętego, które przecież jest jedynym miarodajnym zapisem ideologii i wiary chrześcijańskiej, a więc również jedynym dokumentem określającym „prawa” i „obowiązki” chrześcijanina.
Należy jedynie napomknąć, że pisma te raczej bardzo oszczędne wypowiadają się na temat życia pozagrobowego. Są bardzo dalekie od dosłowności, chociażby egipskiej księgi umarłych, i nie znajdziemy w nich raczej jasnych „recept” w dosłownym tego słowa znaczeniu. Czy zatem oznacza to, że religia ta, w odróżnieniu od innych wielkich religii nie zajmowała się życiem po śmierci? Przecież jak już dowiedzieliśmy się wszystkie inne kwestię tą traktowały jako jeden z filarów własnej egzystencji.
Religia judeochrześcijańska, bo tak należy ją nazwać w ujęciu historycznym, chcąc dotrzeć do jej korzeni, zaczęła się rodzić kilka tysięcy lat temu w „towarzystwie” państwa Starożytnego Egiptu. Pierwotnie był to dość luźny zbiór wierzeń, prawd, opowiadań i mitów oraz praw, przekazywany z pokolenia na pokolenie w tradycji ustnej.
Pierwszym ich zapisem stała się dopiero w XII w p.n.e. tak zwana Księga Sędziów. Od tego czasu rozpoczął się długotrwały proces, bo zakończony dopiero w I w n.e., formowania Starego Testamentu.
Jest w nim mowa o Szeolu, czyli otchłani do której trafiają cienie zmarłych (a nie ich dusze!). Ponieważ jednym z najważniejszych dogmatów wiary jest utrata przez człowieka nieśmiertelności, na skutek gniewu Bożego, wywołanego przez grzech pierworodny - zerwanie owocu z jabłoni - (skąd podobieństwo do celtyckiego drzewa życia?) nie może więc być mowy o nieśmiertelnej duszy!
Owe cienie po śmierci odbywają długą drogę, w czasie której poddawane są różnym próbom, aby dopiero po czterdziestu dniach uzyskać stan ukojenia i niepamięci. Szeol jest „otchłanią” niebytu i nieświadomości. Widać tutaj wyraźne wpływy mitologii egipskiej - element drogi i prób - oraz greckiej -„życie” po śmierci jako niebyt pozbawiony odczuwania.
Początkowo Szeol był miejscem, do którego trafiały cienie wszystkich umarłych, bez względu na ich uczynki za życia. Oczekiwały one tam w jakby we „śnie” na sąd ostateczny, związany z przyjściem zapowiadanego proroka i zmartwychwstaniem.
Z czasem jednak Szeol zaczyna się przeistaczać w strukturę bardziej „warstwową”, z poziomami głębszymi dla wyjątkowo złych i występnych oraz górnymi dla dobrych i godnych za życia. Wiara w grzech pierworodny i związane z nim oczekiwanie zmarłych na sąd ostateczny po raz chyba pierwszy w dziejach ludzkości wytworzyło kult zmarłych, w którym żyjący modlą się na ziemskim bólu padole o los tych, którzy już odeszli.
Ten paradoks jest absolutnym unikatem w świecie wierzeń o życiu pozagrobowym. Lecz tworzy również bardzo niebezpieczną miksturę. Z jednej strony „łagodzi” strach przed śmiercią i ból bliskich po śmierci zmarłego, ponieważ nie jest ona niczym istotnym z punktu widzenia wiary, lecz jedynie pewnym stanem przejściowym, jakimś procesem. Z drugiej strony jednak wprowadza element niepokoju o dalsze losy duszy zmarłego oraz nie daje elementu ukojenia związanego z trwałym przeniesieniem się po śmierci do innego świata. Z trzeciej strony, moim zdaniem, daje zbyt wielką władzę kapłanom, bo przecież to za ich pośrednictwem żyjący mogą się modlić za losy dusz swoich zmarłych. To właśnie stało się podstawowym elementem, dookoła którego wyrósł kult zmarłych.
Widać tutaj spore podobieństwa do struktur religijnych starożytnego Egiptu, gdzie śmiertelnik aby zapewnić sobie godne życie po śmierci, był całkowicie skazany na rolę kapłanów. Różnice są jednak takie, że w Egipcie miał całą tę procedurę jasno sformalizowaną i musiał się jej poddać raz a w chrześcijaństwie takie „wykupywanie” duszy zmarłego może trwać bez końca. Bo przecież nawet dzisiaj trzeba się „modlić” za duszę dziadka, pradziadka, pra, pra, pra dziadka i tak w nieskończoność aż najlepiej do epoki kamienia łupanego, uiszczając przy okazji niewielkie „co łaska...”.
Tak przetworzony kult zmarłych doprowadził niestety do wypaczenia pierwotnej idei. Jak „wynalazek” czyśćca, który został „cudownie” odkryty pod koniec XII w przez katolickich teologów, jako miejsca, w którym dusze wyjątkowo „niedobrych” chrześcijan smażą się w ogniu (nie piekielnym, lecz czyśćcowym), aby „zmazać” swoje grzechy w oczekiwaniu na Sąd Ostateczny.
Czyściec stał się oficjalnym dogmatem wiary po Unii Florenckiej (1425 r.). Zapoczątkowało to falę odpustów, patologii polegającej na wymuszaniu datków za rzekome wstawiennictwo i modlitwę czyśćcową przez kapłanów za duszę zmarłych. Przeciwstawienie się tym praktykom przez przybicie 95 tez do drzwi kościoła zamkowego w Wittenberdze w 1517 roku przez Marcina Lutra spowodowało drugi wielki (po nie uznaniu przez Żydów Jezusa jako proroka) rozłam w religii.
A jak te wierzenia wpłynęły na rozwój architektury sepulkralnej? Raczej nijak, ponieważ Żydzi, jak i później chrześcijanie zarówno w Egipcie jaki Grecji oraz Rzymie, byli przede wszystkim grupami pozbawiony praw społecznych w tym i prawa do jawnego pochówku, a dodatkowo sam Stary jak i Nowy Testament nie precyzowały tych kwestii, poza koniecznością pochówku w poświęconej ziemi i zachowania ciała jako niezbędnego elementu przyszłego zmartwychwstania (kolejne wpływy egipskiego kultu zmarłych) oraz wspomnianej wyżej wiary w sąd ostateczny połączony z kolejnym przyjściem na świat Jezusa (paruzja).
Jednak duży przyrost zwolenników nowej religii w połączeniu z owymi nakazami, na terenach cesarstwa rzymskiego, gdzie wciąż obowiązuje zakaz jawnego pochówku dla chrześcijan, powoduje problem z rosnącą ilością ciał. Rozwiązaniem okazuje się możliwość wykorzystania podziemnych korytarzy i komór powstałych podczas eksploracji materiałów budowlanych - tufu do budowy fortyfikacji w Rzymie, przy Via Apia, gdzie niedaleko pochowany był w jamie święty Sebastian.
Tak powstałe katakumby, swą nazwę zawdzięczają zbitce greckich słów „koło jamy”- kata kymbe. Ciała chowane były w wydrążonych niszach w ścianach komór i korytarzy owinięte jedynie w całun („nagi się zrodziłeś i nagi odchodzisz”), do których wstawiano flakon z pachnidłami. Wnęka była zamurowywana bądź terakotowymi dachówkami, bądź kawałkami marmurowych płyt do których mocowana była lampka oliwna mająca zapewnić zmarłemu „światłość wiekuistą”, a także inskrypcja mająca umożliwić bliskim zmarłego identyfikację grobu.
Taki opisany powyżej grób, jest najprostszym sposobem pochówku w katakumbach i nosił nazwę loculus. Bogatszą formą pochówku było arcosolium - "grób pod łukiem". Był to sarkofag wykuty w tufie, którego sklepienie wykańczano łukowato, a półokrągła powierzchnia ściany zamykająca grób, tzw. luneta, oraz sklepienie i ściany boczne mogły być po otynkowaniu pokryte malowidłami.
Innym typem grobu spotykanego w katakumbach jest cubiculum - odpowiednik grobowca rodzinnego, a jego nazwa oznaczająca w domu rzymskim sypialnię, podkreśla też mocno chrześcijańską wiarę w zmartwychwstanie, które będzie niejako przebudzeniem z długiego snu. W cubiculum występują wszystkie wspomniane wyżej rodzaje grobów, a od połowy III wieku umieszczano tam jeszcze czasami najbogatszy ich typ - marmurowy sarkofag. Wnętrza katakumb były bogato zdobione stiukami i freskami o tematyce religijnej, z tą różnicą, w stosunku do epok minionych, że ich tematyka nie była przeznaczona dla umarłych, lecz była formą katechizmu dla odwiedzających groby.
Katakumby były tworami bardzo rozległymi i wielopoziomowymi. Z czasem zaczęto wykuwać również nowe katakumby, a nie jedynie rozbudowywać dawne wyrobiska. Miały one przeważnie kształt rusztu lub rybiego szkieletu. Prace te powierzane były górnikom, znającym specyfikę skały tufowej. Pełnili oni również rolę grabarzy, sprzedawców lampek oliwnych, a także – pod nadzorem kościoła – malowali i ozdabiali korytarze. Katakumby cechuje dostojeństwo i prosta estetyka miejsca wiecznego spoczynku.
Prawdziwy przełom przyniosło dopiero „uwolnienie” wyznawców nowej religii edyktem mediolańskim z 313 r. n.e. przez cesarzy rzymskich Konstantyna Wielkiego i Licyniusza. Zakończenie prześladowań chrześcijan dało im prawo nie tylko do jawności pochówków ale również do wznoszenia własnych świątyń. Katakumby nadal były miejscami pochówków, ale już jedynie bogatszych chrześcijan. Ci biedniejsi chowani byli na powierzchni, nad katakumbami, w zwyczajnych grobach ziemnych przykrywanych terakotowymi dachówkami w formę „domku”.
Rzym wyjątkowo obfitował w groby „męczenników” za wiarę, których pamięć trwała w pamięci najwcześniejszych chrześcijan, chętnie przez nich odwiedzanych, aby oddać im cześć. Wokół nich powstawały katakumby ze zwłokami „zwykłych” śmiertelników. Natężenie ruchu pielgrzymów w ciasnych podziemnych korytarzach spowodowało konieczność ich „przewietrzenia”. Zaczęto budować studnie nad skrzyżowaniami wychodzące na powierzchnię ziemi - lucernaria.
Rozpoczął się okres pielgrzymowania do grobów męczenników, wokół których tworzono rytualne kaplice, burząc ściany katakumb, niszcząc przy okazji okalające je groby (wbrew wierze w nienaruszalność zwłok). Z czasem zaczęto budować nad nimi kaplice i większe bazyliki, początkowo jeszcze częściowo zagłębione. Miejsca te szybko zyskały status „świętych”. Panował zwyczaj agape-refrigerium, bankietu pogrzebowego, organizowanego przez rodzinę zmarłego w trzy i dziewięć dni po śmierci, a potem w dies natalis ( łac. ‘dzień narodzin do życia wiecznego’), rocznicę śmierci zarówno członków rodziny jak i świętych męczenników.
Kalendarzowy spis wspomnienia męczenników był pierwotną formą martyrologiów i stanowił zestawienie ich rocznic śmierci. Miejscem odbywania się owych bankietów była albo w przypadku zwykłych biednych zmarłych bezpośrednia bliskość ich grobów, albo specjalnie przeznaczona do tego celu sala, w przypadku cubiculum lub też sanktuarium w przypadku świętych męczenników. Owe sale musiały być połączone z grobem, istniał zwyczaj wlewania bezpośrednio do na przykład sarkofagu wina, miodu i mleka (grecki zwyczaj libacji i egipski przymus karmienia duszy).
Obchody posiadały charakter delikatnie mówiąc huczny - z obżarstwem i pijaństwem. Wierzono, że jedna z części „duszy” niezadowolona i zapomniana może powrócić na ziemię w postaci upiora, aby się upomnieć o swoje (znowu obce wpływy, egipskie). Innym obrządkiem było zapalanie, wspomnianej już wyżej, lampki oliwnej przy grobie zmarłego lub na specjalnym tufowym stole w katakumbach, zwanym mensa oleorum (stół olejów).
Chrześcijańskie nekropolie rozrastały się jako miejsca kultu zmarłych męczenników, a ilość wciąż przybywających pielgrzymów napędzała gospodarkę. Z czasem miejsca pochówków „świętych” męczenników stały się świetnie prosperującymi ośrodkami, zapewniającymi duże dochody dla kleru. Z zazdrością patrzyli na to ci, którzy owych szczątków nie posiadali. Rozpoczął się wiec proces ich rozparcelowywania – tak, aby każdy miał szansę na odrobinę „świętości”!
Równocześnie obowiązywała, nie potwierdzona żadnymi wytycznymi wiary, zasada, że im bliżej grobu świętego męczennika znajduje się nasz grób, tym większe mamy szanse na zbawienie - taka zasada „zawartości cukru w cukrze”. Jak się nie trudno domyślić, przywilej ten przysługiwał jedynie najbogatszym członkom chrześcijańskiej, a więc „równej” wobec Boga, społeczności. Rozrostowi chrześcijańskich nekropolii towarzyszył liniowy rozrost miast. Z czasem oznaczało to „wchłonięcie” ich przez przesuwające się dalej i dalej przedmieścia.
Chrześcijański cmentarz, lokowany zawsze dookoła świątyni (obowiązek pochówku w poświęconej ziemi), otoczony niewielkim murkiem, stał się integralną częścią każdego średniowiecznego miasta. Jak się łatwo domyślić był to obszar dość ograniczony powierzchniowo.
Szansę na pochówek na nim przysługiwał więc jedynie bogatym mieszczanom, a i tak ich los po śmierci był raczej przesądzony. Wzrost umieralności spowodowany na przykład jakąś zarazą, skutkował zwyczajnie przeoraniem terenu przykościelnego cmentarza, aby wytworzyć nowe miejsca pochówku. Kości poprzedników były najczęściej wyrzucane bądź niszczone. Z czasem składane były one w specjalnych „kapliczkach” na terenie cmentarza tak zwanych ossariach (łac. ossia – kość).
A co w takim razie z dogmatem wiary o nienaruszalności ciała chrześcijanina po śmierci? Jak to w życiu bywa pieniądze szczęścia nie dają, ale ewidentnie dawały „nieśmiertelność”. Najbogatsi, lub najznamienitsi członkowie społeczeństwa mogli liczyć na pochówek w samym kościele.
Według gradacji „cena od najwyższej” w sarkofagach (wpływy greckie, rzymskie i etruskie) w podziemnych kaplicach grobowych, głównie pod ołtarzem ze szczątkami świętego (na przykład katedra wawelska posiada aż dwie) w grobowcach w kościele, wmurowani we wnęki w ścianach kościoła z widoczną płytą grobową, tak zwanym epitafium, lub jedynie posiadający ową płytę lecz pochowani poza kościołem (egipska wiara w moc odwzorowania wizerunku zmarłego). Znów obowiązywała zasada, że im bliżej świętego tym lepiej. Zarówno forma nagrobka, jak i sposób traktowania szczątków zmarłych nie miał nic wspólnego z doktryną chrześcijańską.
Religijna „odwilż” drugiej połowy XVIII w, rozpowszechnienie badań nad kulturami antycznymi, wzrost znaczenia jednostki związany z rozwojem miast, postępujące w związku z tym „zeświecczenie” społeczeństwa wymusiły upadek czysto wyznaniowego, kościelnego cmentarza, którego jedynym celem było, zgodnie z wymogami wiary, pochowanie ciała zmarłego w „poświęconej” ziemi. W oświeconych społeczeństwach mieszczan Europy zachodniej, przepełnionych duchem humanizmu, rodziła się silna potrzeba upamiętnienia zmarłego przodka, zadumy nad jego śmiercią i własnym przemijaniem.
Oznaczało to koniec bezimiennych, jedynie czasowych grobów na placach kościelnych wewnątrz miast, które nie były w stanie sprostać tym wymogom zarówno w sferze „duchowej”, jak i czysto praktycznej, były zbyt skromne powierzchniowo. Ważne, aby zrozumieć, że za kształt dzisiejszych cmentarzy i ich umiejscowienie , przynajmniej w naszym kręgu kulturowym, odpowiedzialne są decyzje i przepisy władz świeckich, z przełomu XVII i XIX w, a nie kwestie wyznaniowe i religijne obyczaje. Tak powstały cmentarze, które znamy, powstały bądź raczej powróciły, bo jak pamiętamy już Etruskowie kilka tysięcy lat temu właśnie tak je kształtowali.
ZAKOŃCZENIE – CZYLI NIEWAŻNE JAK SIĘ ZACZYNA, WAŻNE JAK SIĘ KOŃCZY
Ano właśnie, ciekawe jak my skończymy? Czy w skromnych grobach otoczonych bukszpanowym „murkiem”, czy w wypasionych sarkofagach z czarnego granitu ze złotymi literami, wartych niejednego samochodu? A może powinno się uwidocznić, że „tu leży audiofil”?
Mimo że nie jesteśmy starożytnymi Grekami, ani Rzymianami mamy wpływ na to jak będziemy widziani po śmierci. Mimo że nie jesteśmy starożytnymi Egipcjanami, to jesteśmy skazani na łaskę bądź niełaskę kapłanów. A co to wszystko ma wspólnego z naszą wiarą? Raczej niewiele…
Gdy pierwszego listopada, powtarzając celtyckie święto zmarłych, pójdziemy na cmentarze, odwiedźmy nie tylko naszych bliskich i poddajmy się nie tylko zadumie nad nimi. Postarajmy się odnaleźć ślady obcych, antycznych, często już nie istniejących od tysiącleci kultur, zastanówmy się nad tym, że wszystko skądś przecież się bierze. Że nasze tu i teraz jest mozolnie wypracowane przez setki pokoleń. Poddajmy się zadumie nad przemijaniem, lecz nie w sensie żalu i bólu po utracie bliskiej osoby, lecz w znaczeniu radości, że ci którzy przeminęli, są dowodem na to, że my nie wzięliśmy się znikąd. I poczujmy płynący z tych przemyśleń spokój.
Poobserwujmy również jak wyglądają groby naszych „współplemieńców”. Czy zasługują one na miaro sepulkralnej lecz wciąż sztuki? Czy są raczej odbiciem coraz bardziej panoszącego się kiczu?
Czy groby te poprzez swoją formę wyrażają chrześcijańską skromność i pokorę wobec śmierci, czy raczej są wyrazem pychy, którą chełpiliśmy się za życia.
Jak napisałem we stępie cmentarze i groby w dziejach ludzkości zawsze były najbardziej trwałymi, materialnymi dowodami istnienia różnych cywilizacji i odbiciem ich wartości. Nasze cmentarze nie przetrwają raczej tysięcy lat, ale mówią o nas wiele. Postarajmy się to usłyszeć i zrozumieć.
|