pl | en

Transport CD + DAC + wzmacniacz

Olasonic
NANOCOMPO UA1 + D1 + CD1

Producent: TOWA ELECTRONICS CO., LTD.
Cena (w czasie testu): 2999 + 2999 + 2999 zł

Kontakt:
Watty Bldg. 4F, 7-18-2 Nishigotanda
Shinagawa-ku, Tokyo, 141-0031 Japan


DESIGNED IN JAPAN
MADE IN CHINA


Do testu dostarczyła firma: FONNEX


atrząc na moje ostatnie recenzje stwierdzam, iż dość często powołuję się na wystawę Audio Show 2014. W sumie to chyba dobrze, bo to znaczy, że spełnia ona swoją rolę poznawczą. Pojawia się na niej sporo urządzeń, o których wcześniej albo w ogóle nie słyszałem, albo co najwyżej czytałem w zagranicznej prasie (czy to drukowanej, czy internetowej).

Mimo to, odwiedzając niewielkie stoisko firmy Fonnex, nie spodziewałem się wielkich niespodzianek. Mówiąc szczerze słuchawki douszne nie bardzo mnie interesują, znakomite Pandory Hope VI już znałem (i mam), a ponieważ trzymałem rękę na pulsie, więc wiedziałem, że zapowiedzianych już w maju, w Monachium wyższych modeli (oznaczonych numerami VIII i X) jeszcze w ofercie nie ma.

Tymczasem na stoisku japońskiej firmy FAD słuchawek można było posłuchać z, na pierwszy rzut oka, mini-wieżą. Oczywiście nieco przerysowuję pierwsze wrażenie, bo i wygląd i wykonanie tej elektroniki to zupełnie inna klasa niż to co pamiętam ze swojej młodości, gdy niemal przysłowiowa japońska miniaturyzacja dotknęła również i sprzęt odtwarzającego muzykę. Ale takie było, mimo wszystko, moje pierwsze skojarzenie. Nie do końca zresztą słuszne – mini-wieże bywały, o ile pamiętam, większe.

Dziwić się natomiast nie powinienem, bo przecież żyjemy w czasach ponownej miniaturyzacji urządzeń służących do odtwarzania muzyki z tym, że dziś mały rozmiar wcale nie oznacza z automatu niskiej jakości brzmienia. W ostatnich latach powstało przecież mnóstwo bardzo dobrze brzmiących przenośnych „grajków”, jak choćby bardzo udane produkty iFi.

Wracając do wizyty na stoisku dystrybutora, wówczas jeszcze, Final Audio Design (podkreślam to dlatego, że jak się dowiedzieliśmy w Monachium, firma skróciła swoją nazwę i dziś to po prostu Final). Dowiedziałem się tam, iż urządzenia o których mowa firmowane są marką Olasonic, która należy do sporej, japońskiej firmy Towa Electronic. Urządzenia zaprojektowano w Kraju Kwitnącej Wiśni, acz wykonywane są w Kraju Środka, co pozwoliło uzyskać atrakcyjną cenę.

Oferta dostępna poza Japonią na ten moment składa się z trzech elementów. To wzmacniacz zintegrowany Nano UA-1, z wbudowanym przetwornikiem cyfrowo-analogowym oraz wzmacniaczem słuchawkowym, przetwornik cyfrowo-analogowy D1 (z wbudowanym wzmacniaczem słuchawkowym) oraz transport Compact Disc CD1. W Japonii sprzedawane są jeszcze małe, biurkowe kolumienki (prezentowane w tym roku na wystawie High End w Monachium – może więc i na nasz rynek trafią).

Żeby dać Państwu lepsze pojęcie o jakim stopniu miniaturyzacji urządzeń mówimy przytoczę informacje dostępne na stronie internetowej producenta. Obudowa każdego z trzech urządzeń jest wielkości trzech, złożonych razem pudełek na płyty CD – nie ma w tym opisie przesady. Każde z nich waży ok 1 kilograma! Wzmacniacz oferuje 13 W mocy dla 8 Ω i 26 W dla 4 Ω.
Zważywszy na wielkość i wyposażenie jasne jest, że to przede wszystkim propozycja dla osób, które budują system „biurkowy”, z komputerem jako źródłem i miniaturowymi kolumnami. No chyba, że ktoś ma takie kolumny jak ja, o skuteczności 100 dB – wówczas ich wielkość nie ma aż takiego znaczenia (co nie znaczy, jak się okazało w czasie odsłuchów, że nie ma w ogóle).

Wzmacniacz wyposażono w jedno wejście liniowe, zrealizowane na mini-jacku, a wbudowany DAC oferuje trzy wejścia cyfrowe – koaksjalne, USB i optyczny Toslink. To pierwsze akceptuje sygnał PCM w rozdzielczości do 24 bitów i 192 kHz, dwa pozostałe 24/96, co w przypadku wejścia USB sprawia, że nawet dla PC-tów z systemem Windows nie są potrzebne żadne sterowniki. Wyjście słuchawkowe (zrealizowane na układach scalonych OPA2132) oferuje moc rzędu 54 mW (dla 300 Ω) i umożliwia podłączenie słuchawek z kablem zakończonym małym jackiem (φ 3,5 mm).

Na dobrą sprawę już to jedno urządzenie to niemal kompletny system audio. Zakładam użycie komputera jako źródła, jakichś malutkich kolumn i słuchawek – w ten sposób powstaje uniwersalny system, który (no może poza kolumnami) można wrzucić do kieszeni, a już na pewno do plecaka. Co ja bym dał za takowy w swoich czasach studenckich...

No, ale przecież jest ciągle sporo miłośników srebrnej płyty (choć pewnie niekoniecznie akurat wśród studentów czy uczniów). Proszę bardzo – wystarczy dokupić transport CD-1. Dysponuje on wyjściami cyfrowymi – koaksjalnym i optycznym (Toslink), oraz opcją upsamplowania standardowego sygnału o częstotliwości próbkowania 44,1 kHz do 88,2 lub 96 kHz (z tyłu znajduje się malutki przełącznik, którym włącza się i wybiera poziom upsamplingu). Wzorniczo urządzenie jest dopasowane do całej serii, wielkościowo również.

Podobnie jak wzmacniacz, również transport można obsługiwać używając niewielkiego pilota, a prąd zasilający dostarcza niewielki, zewnętrzny zasilacz. No dobrze, ale jeśli ktoś nie planuje odsłuchów na kolumnach? Wówczas zamiast UA-1 można zakupić D-1 – przetwornik cyfrowo-analogowy z wbudowanym wzmacniaczem słuchawkowym. Daje on także dodatkowe możliwości, których UA-1 nie dawał.

Po pierwsze użytkownik ma do dyspozycji przełącznik wzmocnienia, pozwalający dostosować wyjście słuchawkowe do konkretnego modelu nauszników, a dodatkowo samo wyjście jest tym razem przeznaczone już dla słuchawek z dużym jackiem.
Po drugie (dla Windowsów po instalacji odpowiedniego sterownika) możliwe jest odtwarzanie (poprzez wejście USB) plików PCM w rozdzielczości do 24 bitów i 192 kHz (DSD na razie nie ma, acz czytałem, że jest szansa na nową wersję, która obsłuży także standard DSD).

Przetwornik, podobnie jak i ten wbudowany we wzmacniaczu, oparto na kości BurrBrowna PCM1792. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by w jednym systemie pracowały wszystkie trzy urządzenia – daje to najwięcej możliwości i wciąż zajmuje minimalną ilość miejsca, bo urządzenia można ustawić jedno na drugim.
By zaoferować atrakcyjną cenę, japońska firma postanowiła, iż urządzenia wykonywane będą w Chinach. Gdyby nie stosowny napis na tylnym panelu trudno byłoby się tego domyślić. Wykonanie stoi bowiem na wysokim poziomie, a urządzenia są ładne.

Płyty użyte do odsłuchu (wybór):

  • AC/DC, Back in black, SONY B000089RV6, CD/FLAC.
  • Arne Domnerus, Antiphone blues, Proprius PRCD 7744, CD/FLAC.
  • Hans Zimmer, Inception, WaterTower Music B003ODL004, CD/FLAC.
  • Hans Zimmer, The Dark Knight Rises, WaterTower Music B008645YEE, CD/FLAC.
  • Isao Suzuki, Blow up, Three Blind Mice B000682FAE, CD FLAC.
  • Kate Bush, The Whole Story, EMI/Toshiba-EMI TOCP-67822, CD/FLAC.
  • Keith Jarret, The Koeln Concert, ECM 1064/65 ST, LP.
  • Leszek Możdżer, Kaczmarek by Możdżer, Universal Music 273 643-7, CD/FLAC.
  • Louis Armstrong & Duke Ellington, The Complete Session. Deluxe Edition, Roulette Jazz 7243 5 24547 2 2 (i 3), CD/FLAC.
  • McCoy Tyner, Solo: Live from San Francisco, Half Note Records B002F3BPSQ, CD/FLAC.
  • Michael Jackson, Dangerous, Epic/Legacy XSON90686F96, FLAC 24/96.
  • Michał Wróblewski Trio, City album, Ellite Records, CD/FLAC.
  • Mozart, Le nozze di Figaro, dyr. Teodor Currentzis, MusicAeterna Orchestra, Sony Classical B00GK8P1EG, CD/FLAC.
  • Pavarotti, The 50 greatest tracks, Decca 478 5944, CD/FLAC
  • Renaud Garcia-Fons, Oriental bass, Enja B000005CD8, CD/FLAC.
  • Rodrigo y Gabriela, 11:11, EMI Music Poland 5651702, CD/FLAC.
  • The Ray Brown Trio, Summer Wind, Concord Jazz CCD-4426, CD/FLAC.
  • Tri Continental, Live, T&M 020, CD/FLAC.
Japońskie wersje płyt dostępne na

Z tego jak malutkie są to urządzenia zdałem sobie sprawę, gdy ustawiłem je na stoliku – obecnie to Base VI, czyli spory stolik umożliwiający ustawienie obok siebie na jednej półce trzech pełnowymiarowych urządzeń. Gdy przyszło mi podłączyć wzmacniacz do moich kolumn (Matterhorn Bastanis) zakładałem, że pomimo przyjaznej impedancji i wysokiej skuteczności tychże, to nie może się udać. Wszystkie trzy Olasoniki ustawione jeden na drugim zajmowały może podobną objętość co tweeter kolumn, ale nawet razem ważyły mniej niż obudowa tegoż głośnika.

Nie miałem jednakże innego wyjścia, bo systemu komputerowego nie posiadam, żadne wystarczająco małe i łatwe do napędzenia kolumny także mi się nie trafiły. Podłączyłem wszystko, korzystając między innymi z kabelka, który przygotował mi kiedyś Mateusz z Forza AudioWorks w zupełnie innym celu, do przenośnego odtwarzacza, który posiadał wyjście liniowe zrealizowane na małym jacku. Tym razem posłużył mi do transmisji sygnału w drugą stronę, bo to wzmacniacz ma wyłącznie takie wejście liniowe (DAC ma normalne wyjście na dwóch RCA).

Odsłuch zacząłem od płyt CD, których na co dzień już naprawdę rzadko używam. To nie mogło zagrać, prawda? Zagrało. Naprawdę dobrze zagrało. Jasne, że to nie był poziom testowanego przeze mnie niedawno nowego odtwarzacza CEC, ale przecież on sam kosztował więcej niż cały system Olasonic.
Do pewnego, zupełnie wystarczającego w codziennym słuchaniu, poziomu głośności, UA-1 radził sobie bez problemu z wysterowaniem wielkich skrzyń Bastanisa. Problemy w postaci zniekształceń pojawiały się dopiero, gdy próbowałem zagrać głośno, głośniej niż normalnie słucham – wówczas wzmacniacz najwyraźniej przestawał się wyrabiać. Ale podkreślę jeszcze raz – Matterhorny to wielkie kolumny z 15-calowym wooferem i pomimo wysokiej skuteczności potrzebują nieco prądu, by grać na wysokim poziomie głośności.

Wróćmy jednak do dźwięku jako takiego. Po pierwsze japoński mini-system zagrał całkiem dużym, poukładanym dźwiękiem. Wraz z Matterhornami wypełnił mój 24-metrowy pokój muzyką, choć nie był to przekaz wysokoenergetyczny, nie miał w sobie też tyle „substancji” muzycznej, ile oferują duże systemy.
Wielkość samego systemu (czy przede wszystkim wzmacniacza) to jedno, kolumn, które musiał napędzić to drugie, a pokoju to trzecie. Już sama zmiana tego ostatniego elementu, tj. pomniejszenie go do powiedzmy 12-16 m2 mogłoby wiele zmienić w tej materii.

Zestaw stworzył sporą scenę, może nie tak głęboką jaką zdarzało mi się w tym pomieszczeniu, z tymi samymi kolumnami słyszeć, ale naprawdę niezłą, a przestrzeń, trójwymiarowość i namacalność prezentacji - elementy, na które zwracam dużą uwagę, były więcej niż satysfakcjonujące. Do pierwszego planu nie miałem właściwie żadnych zastrzeżeń, biorąc pod uwagę poziom cenowy. Otrzymałem wyraźnie zarysowane, trójwymiarowe postaci wokalistów, lub instrumenty miały prawidłową wielkość, były namacalne, bliskie, co rodziło ten rodzaj intymnego kontaktu z muzyką, którego ja oczekuję od każdego systemu, z którym mam przyjemnie spędzić dłuższy czas.

Każdy kolejny plan tracił co prawda nieco na klarowności i precyzji, ale przecież nie można wymagać od wzmacniacza (i źródeł) za 3000 złotych, by dorównywał konkurentom z najwyższej półki cenowej. Mimo to przy skupieniu się na muzyce jako całości, nie odczuwałem tego tak mocno – ot po prostu to, co działo się z przodu było wyraźne, selektywne i detaliczne, a im dalej w głąb sceny tym bardziej traciło na ostrości. To naturalne, a w systemach wyższej klasy to raczej kwestia stopnia „degradacji” precyzji prezentacji, a nie jej całkowity brak na dalszych planach.

Trudno było się także przyczepić to równowagi tonalnej, czy barwy prezentowanego dźwięku. Instrumenty akustyczne, których zawsze przede wszystkim słucham, wypadły żywo i naturalnie. Większy nacisk położony był co prawda na fazę ataku dźwięku niż na wybrzmienia. Ale znowu - owa nierównowaga nie była na tyle wyraźna, by wpływać negatywnie na przyjemność słuchania. Poszczególne zakresy pasma pięknie się ze sobą łączyły tworząc spójną całość. Dało się zauważyć delikatne ocieplenie przekazu, nie za duże, dokładnie takie, by słuchacz odbierał brzmienie jako naturalne.

Takie podejście w sprzęcie, było nie było, budżetowym, jest zrozumiałe – prezentacja ma być przyjemna w odbiorze. I choć taka właśnie była, to raz po raz zaskakiwała mnie ilością detali i niuansów, które te maluchy potrafiły z płyt wydobyć i więcej niż poprawnie odtworzyć. Japończycy nie zastosowali prostych sztuczek w postaci podbicia skrajów pasma, mających na pozór uatrakcyjnić przekaz. Bas jest zwarty, dość szybki, kolorowy, acz oczywiście nie należy się spodziewać, że jakiekolwiek kolumny sterowane UA-1 staną się wulkanami energii, bądź wstrząsną ścianami nawet w małym pokoju.

Dostajemy wprawdzie do dyspozycji funkcję, której nazwa wyjaśnia cel: „bass boost”, ale w moim odczuciu zupełnie się ona nie sprawdzała zaburzając równowagę tonalną przekazu przez co bas przestawał brzmieć naturalnie. Zdecydowanie wolałem go w „czystej” postaci, jako że zdecydowanie wolę bas szybki, sprężysty, punktualny, od „przewalonego”, rozlazłego, przeciąganego (a tym zwykle kończy się używanie funkcji podbijania niskich tonów).

Regułą właściwie w przypadku japońskich produktów audio jest wyjątkowa dbałość o tony średnie. Te, właściwie zawsze, muszą być nasycone, gładkie, kolorowe i namacalne, na dobrą sprawę niezależnie od poziomu cenowego. I nie inaczej było tym razem. Głosy, jak wcześniej wspominałem, podane były blisko, namacalnie, wypadały naprawdę przekonująco, a i instrumentów akustycznych słuchałem z ogromną przyjemnością. Zestaw Olasonica dawał więcej niż tylko prostą reprodukcję dźwięków, dawał, może i pobieżny, ale jednak, wgląd w fakturę i barwę instrumentów, był w stanie odtworzyć sporo drobnych smaczków, elementów gry muzyków, czy sposobu śpiewania wokalistów. Była niezłą dynamika w skali mikro, niezłe nasycenie barwy, sporo akustyki pomieszczeń. Pomimo relatywnie niskiej ceny tych urządzeń zrobiono więc całkiem sporo, by można było to granie nazwać miałem całkiem niezłego hi-fi, by nie była to jedynie mała, fajnie wyglądająca zabawka dla osób lubiących gadżety.

Na koniec przetestowałem wyjścia słuchawkowe, zarówno D1 jak i UA1. W obu przypadkach używałem słuchawek firmy Final – nausznych Pandora Hope VI (teraz co prawda nazywają się już Sonorus VI, ale mój egzemplarz pochodzi jeszcze sprzed zmiany nazwy i jakoś się do tej starej przywiązałem), oraz dousznych tej samej marki – Heaven VII.

Jedne i drugie, choć z delikatnym wskazaniem na te pierwsze, nieco lepiej spisywały się z D1 – dźwięk wydawał się barwniejszy, bardziej nasycony niż z UA-1. W obu przypadkach dźwięk był bardziej energetyczny niż gdy za odtwarzanie dźwięku odpowiadały kolumny. Teraz zarówno dynamika w skali mikro jak i makro nie pozostawiały wiele do życzenia. D1 wydawał się też dawać lepszy wgląd w nagrania, pokazywał nieco więcej detali, pojawiało się więcej smaczków, w tym efektów przestrzennych.

Wskazane przewagi D1 nad UA-1 nie były duże, ale dość łatwe do wychwycenia – osoby, które preferują odsłuchy na słuchawkach zapewne wybiorą to właśnie urządzenie, również ze względu na lepszy DAC niż ten w integrze. Jako zestaw biurkowy D1 ze słuchawkami klasy Pandora Hope VI spisuje się znakomicie. To żywe, dynamiczne, otwarte granie z dużą ilości detali, z dobrą (słuchawkową) przestrzenią, z „japońskim” nasyceniem dźwięku. To także granie uporządkowane, bez śladów nerwowości, bez oczywistych podbarwień – słowem granie naprawdę dobrej klasy.
Z UA-1 dostajemy ten sam charakter brzmienia, ale część elementów (barwa, nasycenie, precyzja) stoją na nieco niższym poziomie.

Wybór będzie więc w dużej mierze zależał od potrzeb danej osoby. Jeśli te ograniczają się do grania z komputera (czy innego cyfrowego źródła) i słuchania na słuchawkach to wybór padnie zapewne na D1. Jeśli ulubionym nośnikiem jest CD to do zestawu można dorzucić CD1 – naprawdę przyzwoity, choć niepozorny, transport.

Jeśli preferowane jest słuchanie na kolumnach, w systemie biurkowym, lub w małym pokoju, a słuchawki traktowane są jedynie jako dodatek, to wybór UA-1 będzie jedynie słusznym. Można też za niecałe 10 000 zł złożyć cały system z naprawdę dobrym przetwornikiem i wzmacniaczem słuchawkowym w jednym, niezłą (pod warunkiem dobrego doboru kolumn) integrą i więcej niż przyzwoitym transportem CD. Dla niektórych będzie to drugi „sypialniany”, czy „biurowy” system, a dla innych ten główny. W każdym przypadku zagwarantuje on wiele godzin przyjemnie spędzonych z ukochaną muzyką.

Podsumowanie

Dzisiejszy świat audio rozwija się w kilku kierunkach, na kilku płaszczyznach równocześnie. Z jednej strony mamy high-end z cenami sięgającymi absurdalnych poziomów. Z drugiej na rynku coraz więcej jest urządzeń niewielkich i niedrogich, których twórcy doskonale zdają sobie sprawę, że nie wszyscy mogą, bądź chcą wydawać ogromne pieniądze na audio, co wcale nie znaczy, że nie zależy im na jakości. Poszukują więc urządzeń w przyzwoitych cenach, dobrze grających, a najlepiej jeszcze fajnie wyglądających.

Drugim argumentem za tworzeniem takich właśnie urządzeń jest wychowywanie przyszłych pokoleń audiofilów. Wielu młodych ludzi, gdy już przekonają się, że za stosunkowo niewielkie pieniądze mogą mieć zupełnie inną jakość swojej ulubionej muzyki, niż z telefonów, czy odtwarzaczy mp3, nigdy do tych ostatnich już nie wróci. To oni kiedyś będą kupować droższe, jeszcze lepsze systemy audio. Propozycja japońskiego Olasonica do takich właśnie należy.

Testowany zestaw oferuje szeroką funkcjonalność, dobre brzmienie i wygląd, a wszystko to w przyzwoitej cenie. Jakie by motywy za twórcami tych urządzeń nie stały, dali potencjalnym klientom opcję zakupu naprawdę dobrze grających urządzeń za relatywnie niewielkie pieniądze. Brawo!

Wszystkie urządzenia firmy Olasonic z serii Nanocompo mają takie same rozmiary i takie same, niewielkie, aluminiowe obudowy w kolorze srebrnym lub czarnym. Wymiary rzędu 15x15 cm lokują je bez wątpienia wśród najmniejszych produktów na rynku hi-fi (zwłaszcza wzmacniacz). Solidne, porządnie wykonane i ładnie wykończone obudowy stoją na czterech, niewielkich gumowych nóżkach. Na górnej powierzchni każdej obudowy wytłoczono logo serii Nanocompo.

UA-1 to wzmacniacz zintegrowany z wbudowanym przetwornikiem cyfrowo-analogowym, oraz wzmacniaczem słuchawkowym. Na froncie umieszczono włącznik urządzenia, przycisk wyboru wejścia (wraz z czterema diodami, po jednej dla każdego z wejść) oraz pokrętło regulacji głośności. Urządzenie wyposażone jest w niewielki, systemowy pilot, którym obsłużyć dodatkowo funkcje: mute (wyciszenie) oraz „bass boost” (podbicie basu). Tym samym pilotem obsługuje się również transport CD.
Z tyłu urządzenia, na kontrastującym, czerwonym panelu, umieszczono niewielkie gniazda głośnikowe, gniazdo zasilania (wszystkie urządzenia z tej serii wyposażono w niewielkie, zewnętrzne zasilacze), oraz cztery wejścia – trzy cyfrowe: koaksjalne, Toslink i USB, oraz analogowe wejście zrealizowane na małym jacku.

Wzmacniacz wykorzystuje układy Texas Instruments TPA3118 – modulatory z tranzystorami końcowymi, pracujące w klasie D. Układ nazywa się SCDS (Super Charged Drive System). Jak przeczytałem w jednym z wywiadów, jego twórca porównuje go do działania hybrydowego silnika samochodowego. W czasie działania wzmacniacza (i niskiego zapotrzebowania na prąd) ładunek elektryczny magazynowany jest w kondensatorach, a w momentach dużego zapotrzebowania na prąd uwalniany, co zapewnia sporą moc muzyczną. W ten sposób niejako wspomagana jest stosunkowo niewielka, maksymalna moc ciągła, jaką UA-1 jest w stanie oddać.

W DAC-u wykorzystano kość PCM1792 oraz odbiornik cyfrowy SRC4392, obydwa firmy Texas Instruments. Otrzymywany sygnał jest retaktowany w zegarze TXCO. Wzmacniacz słuchawkowy oparto na wzmacniaczu operacyjnym Burr-Brown OPA2132.

Nie tylko wymiary i waga, ale i front przetwornika cyfrowo-analogowego D1 jest niemal identyczny jak wzmacniacza UA-1. Mamy tu przycisk włącznika, selektora wejść (USB, koaksjalne i optyczne) oraz pokrętło regulacji głośności (dla wyjścia słuchawkowego). Wejście USB może pracować z sygnałem o maksymalnej rozdzielczości 24/96 (wówczas nie potrzeba dodatkowych sterowników), bądź 24/192 (sterownik niezbędny, a wyboru dokonujemy selektorem wejść).

Różnice między frontami D1 i UA-1 to wyjście słuchawkowe na dużego jacka (zamiast małego), oraz większa ilość diod LED obok pokrętła głośności, tu pokazujących częstotliwość próbkowania sygnału wejściowego. Z tyłu oprócz gniazda zasilania i trzech wejść cyfrowych umieszczono malutki przełącznik hebelkowy, którym dla wyjścia słuchawkowego wskazujemy, czy podłączamy słuchawki o wysokiej, czy niskiej impedancji, co pozwala lepiej dopasować wzmacniacz do konkretnej pary nauszników. Układ przetwornika cyfrowo-analogowego także oparto na kości DAC Burr-Brown PCM1792, taktowanym zegarem TXCO, a wyjście słuchawkowe na OPA2132. Różnica w porównaniu do DAC-a wbudowanego w UA-1 to zastosowanie upsamplingu sygnału do postaci 24/192, wykonywanego w kości SRC-4392. Z tyłu urządzenia umieszczono także wyjście liniowe na dwóch gniazdach RCA.

Transport CD1 nie różni się wymiarami od pozostałych urządzeń, acz jest od nich wyraźnie cięższy (1,2 vs 0,89 kg). Zastosowano w nim, według informacji producenta, specjalnie opracowany mechanizm transportu płyt CD – zważywszy na wielkość urządzenia na dobrą sprawę musiał to być napęd szczelinowy. Na froncie urządzenia umieszczono cztery przyciski – włącznik i trzy do obsługi samego transportu, oraz niewielki wyświetlacz, który, co ciekawe, zmienia sposób wyświetlania jeśli używamy transportu ustawionego w pionie (a tak można używać każdego z tych trzech urządzeń). Transport wyposażono w dwa wyjścia cyfrowe: koaksjalne i Toslink. Z tyłu umieszczono przełącznik upsamplingu z trzema opcjami do wyboru: 44,1, 88,2 i 96 kHz.


Dane techniczne (wg producenta)

UA-1
Moc wyjściowa: 2 x 26 W/4 Ω, 2 x 13 W/8 Ω
Pasmo przenoszenia: 5 Hz – 80 kHz (1 W)
Sygnał: 24 bity/96 kHz dla USB, 24 bity/192 kHz dla koaksjalnego i Toslink
Wyjście słuchawkowe: 54 + 54 mW dla 300 Ω, mały jack (3,5 mm)
Wymiary (SxWxG): 149 x 33 x 149 mm
Waga: 0,89 kg

D1
wejścia cyfrowe: USB, Toslink, koaksjalne
częstotliwość próbkowania: 24 bit/192kHz (PCM) dla wejścia USB i coax, 24/96 Toslink
pasmo przenoszenia: 5Hz~80kHz
wyjście słuchawkowe: 140 + 140 mW dla 300Ω, duży jack (6,3mm)
wymiary (SxWxG): 149 x 33 x 149mm
waga: 0,89 kg

CD1
transport CD
napęd szczelinowy
upsampling sygnału (wybierany przełącznikiem): 44,1/88,2/96 kHz
wyjścia cyfrowe: koaksjalne i optyczne (Toslink)
wymiary (SxWxG): 149 x 33 x 149mm
waga: 1,2 kg

CHCESZ WIEDZIEĆ WIĘCEJ? SZYBCIEJ?
DOŁĄCZ DO NAS NA TWITTERZE: UNIKATOWE ZDJĘCIA, SZYBKIE INFORMACJE, POWIADOMIENIA O NOWOŚCIACH!!!
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl

System odniesienia

- Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta
- Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa
- Końcówka mocy Modwright KWA100SE
- Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100
- Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11
- Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator
- Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM)
- Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC
- Kolumny: Bastanis Matterhorn
- Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr
- Słuchawki: Audeze LCD3
- Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako
- Przewód głośnikowy -
LessLoss Anchorwave
- Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3
- Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence
- Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
- Stolik: Rogoż Audio 4SB2N
- Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot