pl | en

Odtwarzacz CD + wzmacniacz zintegrowany

 

Musical Fidelity
M3scd + M3si

Producent: MUSICAL FIDELITY LIMITED
Cena (w czasie testu): 6.495 + 6.495 PLN

Kontakt: 24-26 Fulton Road Wembley
Middlesex HA9 0TF
United Kingdom

www.musicalfidelity.com

DESIGNED IN ENGLAND
MADE IN TAIWAN


Do testu dostarczyła firma: RAFKO


imo że, o ile się nie mylę, produkty Musical Fidelity ostatni raz gościły na łamach „High Fidelity” dość dawno, marki przedstawiać chyba nikomu nie trzeba. Powstała w latach 80. ubiegłego stulecia, a jej założycielem był Anthony Michaelson, konstruktor i - co ważne - muzyk. Jak to często bywa w przypadku firm audio, pierwszy produkt, przedwzmacniacz, stworzył właściwie na własne potrzeby, a dopiero później tą działalność DIY skomercjalizował.

Pierwszą integrę tej marki o nazwie A1, na rynku brytyjskim okrzyknięto w swoim czasie produktem przełomowym, a ilość egzemplarzy sprzedanych w ciągu kilkudziesięciu lat produkcji przekroczyła 100 000 (!), co świadczy o tym, że i klientom wybitnie przypadła do gustu. Czasy wówczas może były nieco „łatwiejsze” do osiągania takich wyników, bo producentów na rynku było znacznie mniej, ale liczba i tak musi imponować świadcząc dobitnie o klasie produktu, oraz talencie jego twórcy.

Firma od tego czasu znacząco się rozwinęła – dziś w ofercie znajdziemy kilka serii produktów, a wśród nich już nie tylko wzmacniacze, przedwzmacniacze i odtwarzacze CD, ale i „daki”, wzmacniacze słuchawkowe, przedwzmacniacze gramofonowe, a nawet słuchawki, streamer oraz mini-system Merlin. Są wśród nich produkty stosunkowo niedrogie i takie z wysokiej półki (choć, jak na takową, nadal relatywnie rozsądnie wycenione) – każdy fan marki znajdzie więc tu coś dla siebie.

Od polskiego dystrybutora (firmy Rafko) do testu trafiły: wzmacniacz zintegrowany i odtwarzacz CD z odświeżonej serii M3s. Właściwie powinienem napisać, że to nowa wersja serii M3, bo tak do tej pory nazywała się ta linia. W jej nowej odsłonie dodano literkę „s”, by urządzenia łatwiej było odróżnić, co jest ważne, zważywszy na fakt, że zewnętrznie istotnych zmian nie widać, sporo jest ich natomiast we wnętrzu, czego z kolei nie widać.

To seria średniobudżetowa, otwierająca ofertę Musical Fidelity w zakresie pełnowymiarowych urządzeń, w której każdy produkt kosztuje jakieś 6,5 tys. złotych. Musical Fidelity zawsze szczycił się faktem, iż ich produkty oferowały klientom znakomity stosunek wartości/jakości do ceny, którą za nie trzeba było zapłacić. Nie inaczej jest tym razem.

Seria M3 to właśnie dwa wymienione urządzenia, z tym że integra posiada, co w dzisiejszych czasach zaczyna być już niemal standardem, wbudowanego DAC-a z wejściem USB. Ale jest tam również i przedwzmacniacz gramofonowy dla wkładek MM i wysokopoziomowych MC.
Pomimo relatywnie niewysokiej ceny, M3si to wzmacniacz w układzie dual mono – jedynym wspólnym dla obu kanałów elementem jest trafo zasilające. Końcówka pracuje w klasie AB – kilka pierwszych watów dostarcza w klasie A, a gdy potrzeba ich więcej do akcji wkracza klasa B.

Odtwarzacz CD to również coś więcej, niżby wskazywała jego nazwa – posiada nie tylko wyjścia analogowe (RCA) i cyfrowe (coax i optyczne), ale również i cyfrowe wejścia (USB, optyczne i koaksjalne). Wejścia USB co prawda w obu przypadkach akceptują sygnał w rozdzielczości tylko 24/96 (więc o jeszcze gęstszych formatach, czy DSD nie ma mowy), ale dzięki temu nie wymagają dodatkowych sterowników bo nawet system Windows jest w stanie współpracować z nimi od „kopa”.

Musicale prezentują się solidnie, są ładnie wykonane i wykończone. Nie wiem, jak to jest ze srebrną wersją, ale czarna daje poczucie obcowania z produktami wysokiej klasy. Oba mają, rzec by można, klasyczny wygląd Musicala. I chyba dobrze – firma zaczynała od produktów o dość... oryginalnej urodzie, że tak powiem. Od pewnego czasu postawiła na zunifikowany, zdecydowanie ładniejszy design – na elegancką prostotę.

Przy lewym brzegu przedniej ścianki obydwa urządzenia mają małe, zlicowane w powierzchnią frontu srebrne tabliczki z nazwami modeli i to właściwie jedyna ozdoba. Chyba że za takową uznać niewielkie przyciski, albo gałkę w kontrastującym z kolorem (czarnego) panelu frontowego kolorze. Tradycyjnie górny i dolny brzeg frontowego panelu są delikatnie ścięte. Wzmacniacz pośrodku ma sporą gałkę regulacji głośności, a po dwóch stronach, poniżej rozmieszczono niewielkie przyciski do obsługi urządzenia. Każdemu towarzyszy dyskretna, niebieska dioda. Odtwarzacz wyposażono w stosunkowo nieduży, ale zaskakująco czytelny wyświetlacz, na którym pokazują się zarówno informacje o numerze i czasie utworu, jak i informacje o utworze (tytuł), o ile oczywiście takowe są zapisane na samej płycie w formacie CD-Text.

Do kompletu dostajemy nieźle wyglądający, choć plastikowy, systemowy pilot zdalnego sterowania, którym można obsłużyć niemal wszystkie funkcje obu urządzeń. „Niemal”, bo nie znajdziemy tu przycisku do wysuwania płyty – producent zapewne wyszedł z założenia, że żeby zmienić CD i tak musimy do odtwarzacza podejść.

I jeszcze takie, z pozoru nieistotne, detale – same urządzenia zapakowane są w czarne, welurowe worki, a w opakowaniach znajdziemy białe, bawełniane rękawiczki oraz szmatkę z firmowym logo do czyszczenia powierzchni obudowy. Kosztuje to firmę grosze, a użytkownik od razu ma skojarzenie z drogimi urządzeniami, do których niemal zawsze dodawane są takie właśnie drobiazgi. Prosty i skuteczny zabieg podnoszący prestiż serii M3s już na starcie.

Nagrania użyte w teście (wybór):

  • Blues masters, Master Music MMSXR015, XRCD24.
  • Arne Domnerus, Antiphone blues, Proprius PRCD 7744, CD/FLAC.
  • Hans Zimmer, Inception, WaterTower Music B003ODL004, CD/FLAC.
  • Isao Suzuki, Blow up, Three Blind Mice B000682FAE, XRCD.
  • Krzysztof Herdzin, Jesteś światłem, Universal 372 938 7, CD.
  • Leszek Możdżer, Kaczmarek by Możdżer, Universal Music 273 643-7, CD.
  • Louis Armstrong & Duke Ellington, The Complete Session. Deluxe Edition, Roulette Jazz 7243 5 24547 2 2 (i 3), CD/FLAC.
  • Mccoy Tyner, Solo: Live from San Francisco, Half Note Records B002F3BPSQ, CD.
  • Michael Jackson, Dangerous, Epic/Legacy XSON90686F96, FLAC 24/96.
  • Michał Wróblewski Trio, City album, Ellite Records, CD/FLAC.
  • Mozart, Le nozze di Figaro, dyr. Teodor Currentzis, MusicAeterna Orchestra, Sony Classical B00GK8P1EG, CD/FLAC.
  • Pavarotti, The 50 greatest tracks, Decca 478 5944, CD.
  • Renaud Garcia-Fons, Oriental bass, Enja B000005CD8, CD/FLAC.
  • Rodrigo y Gabriela, 11:11, EMI Music Poland 5651702, CD/FLAC.
  • The Ray Brown Trio, Summer Wind, Concord Jazz CCD-4426, CD/FLAC.
  • Tri Continental, Live, T&M 020, CD/FLAC.
Japońskie wersje płyt dostępne na

Urządzenia pochodzą z jednej linii, są spasowane wzorniczo, a producent w instrukcji M3scd pisze nawet, iż w celu uzyskania najlepszych rezultatów należy ten odtwarzacz zestawiać z wzmacniaczami z serii M3s lub M6s. Ponieważ pokrywało się to z moimi ustaleniami z dystrybutorem potraktowałem oba urządzenia jako system i tak też je odsłuchiwałem, zmieniając jedynie kolumny (używałem: Trenner&Friedl Art i Matterhorn Bastanis).

Zacząłem, niejako z rozpędu, od odsłuchu z Artami, których test właśnie skończyłem, więc byłem na bieżąco z ich fantastycznym brzmieniem. Co ważne w tym kontekście, Arty to bardzo przezroczyste kolumny, które zamiast narzucać własny charakter brzmienia, pokazują precyzyjnie i dość bezwzględnie to, co otrzymują od elektroniki.
Pierwsze co pokazały, gdy zamiast zestawu ModWrighta podłączyłem do nich Musicale, to spokój. Spokój w sensie braku nerwowości, braku elementów, które wyskakiwałyby przed szereg. Równe, spójne, gładkie granie, którego nie da się określić inaczej niż mianem muzykalnego. Dodajmy do tego czystą, otwartą górę pasma, delikatnie ocieploną średnicę i nieźle prowadzony, choć niezbyt obfity bas (tzn. mniej obfity niżby to nawet wynikało z samych rozmiarów kolumn).

Ten ostatni oceniłem nieco surowo, na co bez wątpienia miało wpływ zestawienie, o którym pisałem w recenzji Trennerów, z prototypową końcówką mocy Audiomatusa, oczywiście w klasie D, która ten zakres prowadziła znakomicie, zarówno pod względem dociążenia, definicji jak i szybkości. Z zestawem Musicala nie było tej szybkości, takiego dobrego konturu jak z wspomnianą końcówką, a bas wydawał się być nieco „lżejszy” i stąd właśnie owa, raczej zbyt surowa ocena. Swoją drogą, austriackie maluchy, mimo mikrych rozmiarów, stanowią całkiem spore wyzwanie dla wzmacniacza, o znaczącej dysproporcji w cenie kolumn i elektroniki już nawet nie wspominam. Arty potrafią wykorzystać klasę elektroniki – w mojej ocenie, może być ona nawet znacząco droższa niż kolumny, trudno więc robić z tego zarzut wzmacniaczowi Musicala. Przesiadłem się więc na moje Bastanisy, tym bardziej, że Arty musiałem odesłać.

Pewne cechy brzmienia potwierdziły się od pierwszej płyty – podstawowe wrażenie to znowu czystość, klarowność dźwięku – rzecz wcale nie aż tak często spotykana na tym poziomie cenowym. Podobnie jak i w poprzednim zestawieniu, tak i teraz od razu zwracała uwagę duża, przede wszystkim głęboka scena, z nieźle definiowanymi na niej, trójwymiarowymi źródłami pozornymi. Podobnie jak z Artami, tak i teraz z Matterhornami Musicale stworzyły dość intymną, bliską prezentację, która, zwłaszcza przy dobrych nagraniach jak choćby Blues masters, potrafiła mnie wciągnąć w świat muzyki niemal od pierwszej nuty.

Na tej płycie, jednej z pierwszych odsłuchiwanych w tym zestawieniu, Musicale pokazały, że pewne prowadzenie rytmu i trzymanie tempa jest także ich mocną stroną. Co ciekawe jedna kwestia w stosunku do odsłuchu z Trennerami niespecjalnie się zmieniła – mianowicie nadal miałem wrażenie, że balans tonalny tego zestawu jest nieco przesunięty w górę. Bas potrafił co prawda zejść nisko, ale nie miał takiego wypełnienia, dociążenia do jakiego przyzwyczaiły mnie te kolumny z 15-calowymi wooferami.

Nie mogłem narzekać na szybkość, stąd pace&rhythm na dobrym poziomie, także zwartość i sprężystość niskich tonów były jak najbardziej satysfakcjonujące, ale całość brzmiała nieco „lżej” niż do tego przywykłem. Urządzenia, które dostałem do testu, bynajmniej nie wyglądały na dostarczone prosto z fabryki, zakładam więc, że były dobrze wygrzane. Być może więc taka właśnie jest ich uroda, albo obie pary kolumn, których użyłem nie spasowały się z wzmacniaczem należycie. Wydaje się jednakże, iż nie należy zestawiać z M3 jasno brzmiących kolumn – takie zestawienie jest, moim zdaniem, skazane na niepowodzenie.

Do prezentacji serwowanej przez testowany system można się jednakże szybko i bezboleśnie przyzwyczaić – po kilku płytach zupełnie już nie zwracałem na nie do końca tak dociążony dół, skupiając się na spójności dźwięku i owej, kilka razy już wspominanej, klarowności. Nie nazwałbym co prawda tego systemu wybitnie analitycznym, ale na pewno daje on niezły wgląd w każde nagranie. Duża ilość detali, niezła rozdzielczość i separacja, pozwalały zajrzeć również i do głębszych warstw nagrania, przyglądać się wybranym elementom, czy śledzić wybrany instrument. Spójność i płynność prezentacji natomiast dawały opcję skupienia się na muzyce jako całości, jako wydarzeniu rozgrywającemu się blisko przed słuchaczem (tzn. pierwszy plan był na większości nagrań podany faktycznie blisko).

Najbardziej dopieszczoną częścią pasma była, ku mojemu zadowoleniu, średnica. To niezwykle istotne zarówno dla prezentacji wokali, jak i instrumentów akustycznych. Pięknie dzięki temu zabrzmiała np. płyta Krzysztofa Herdzina Jesteś światłem, gdzie muzykowi towarzyszą znakomici instrumentaliści i wokaliści (Krzysztof Kubisztyn, Marek Napiórkowski, Cezary Konrad, Anna Maria Jopek, Dorota Miśkiewicz i Grzegorz Turnau). Wokale, pokazane wyraźnie na pierwszym planie, były naturalnie ciepłe, namacalne, budowały niejako postać każdego z wokalistów wyraźnie z przodu, a za nimi, precyzyjnie rozlokowane w przestrzeni grały poszczególne instrumenty (można oczywiście założyć w ciemno, że to efekt pracy realizatora nagrania, a nie faktyczne efekty przestrzenne, ale efekt jego pracy był naprawdę realistyczny).

Piękną barwę miał np. klarnet, który towarzyszył Grzegorzowi Turnauowi w jednym z utworów, czy saksofon tenorowy, który pojawia się w innym. Dużo było tu faktury i treści – elementów, dzięki którym owe instrumenty materializowały się na scenie. Uwagę zwracały też, właściwie w niemal każdym kawałku, blachy perkusji – ładnie różnicowane i definiowane, dzięki czemu poszczególne uderzenia pałeczek nie zlewały się ze sobą niezależnie od tego, jak szybko po sobie następowały. Blachy, podobnie jak i inne instrumenty, były także dźwięczne, grały pełnym dźwiękiem, acz nacisk był tu położony bardziej na fazę ataku, narastania dźwięku, niż na wybrzmienia, które wydawały się być nieco skrócone.

Podobne wrażenie miałem wsłuchując się w fortepian, kontrabas, czy gitarę – za każdym razem nieco wyraźniejsza była faza uderzenia w, lub szarpnięcia struny, niż wybrzmienia pudeł rezonansowych. Te oczywiście były obecne, ale w nieco „skróconej” formie, oczywiście w porównaniu do tego, co do zaoferowania mają urządzenia ze zdecydowanie wyższej półki.

Przyznaję, że testy wejść cyfrowych ograniczyłem do minimum (a wejścia dla gramofonu nie testowałem w ogóle z braku odpowiedniej wkładki MM lub wysokopoziomowej MC). Wejścia USB, zarówno we wzmacniaczu jak i odtwarzaczu spisywały się nieźle, z lekką przewagą tego w odtwarzaczu. Komputer rozpoznał je natychmiast, a odtwarzanie przebiegało bezproblemowo i oczywiście nie wymagało instalowania dodatkowych sterowników. Nie było to tak wyrafinowane granie, jak samego odtwarzacza M3scd (z płyt CD), ale tego można się było spodziewać. Nic w tym dźwięku nie raziło – był delikatnie ciepły, bez cyfrowego nalotu, gładki i spójny – spokojnie więc można korzystać z komputera jako źródła, przynajmniej do momentu, kiedy użytkownik ewentualnie zdecyduje się wydać przynajmniej 2-3 tys. złotych na osobny DAC.

Najlepsze efekty brzmieniowe uzyskałem korzystając z konwertera Bada Alpha jako pośrednika między komputerem, a wejściem koaksjalnym odtwarzacza. Nie dość, że to wejście akceptuje sygnał w rozdzielczości do 24/192, to w tym układzie grało praktycznie rzecz biorąc na tym samym poziomie, który oferował M3scd przy odtwarzaniu CD. Alphy zapewne do tego systemu nikt kupować nie będzie, ale jest na rynku sporo znacznie tańszych, acz dobrych konwerterów USB. Jeśli więc to komputer miałby być głównym źródłem w systemie, w taki konwerter należałoby się zaopatrzyć. Jeśli jednak miałby on być jedynie źródłem okazyjnym, jakość wejścia USB w odtwarzaczu Musicala w zupełności wystarczy.

Na sam koniec jeszcze jedna obserwacja – M3si nawet z Matterhornami lepiej wypadał na wyższych poziomach głośności. Nie mówię tu o żadnych szaleństwach grożących interwencją sąsiadów, tylko o, powiedzmy, normalnym poziomie głośności (i wyższych), na którym Musical spisywał się już świetnie. Co ważne, nawet w momentach „szaleństwa”, gdy chwilowo mocno odkręcałem pokrętło głośności nie skutkowało to zniekształceniami, czy kompresją – dźwięk pozostawał czysty i uporządkowany. Jeśli więc będziecie Państwo testować ten wzmacniacz dajcie mu szansę grania na przynajmniej „normalnym” poziomie głośności, a rozwinie w pełni skrzydła i pokaże na co go stać.

Otwartość, spójność, klarowność i przestrzenność grania – to zestaw zalet, które moim zdaniem najlepiej opisują to, co usłyszałem. I owszem, idealnie nie jest, bo balans tonalny z obiema parami wykorzystanych do testów kolumn, był nieco przesunięty w górę, a na dole pasma brakowało mi nieco dociążenia/wypełnienia. Być może zestawienie z mocniej dociążonymi na dole kolumnami byłoby rozwiązaniem tej kwestii. Co ważne, bas, nawet jeśli nie szczególnie potężny, był zwarty, szybki, a rytm prowadzony pewnie.

Musicale dawały satysfakcjonujący wgląd w każde nagranie, dobrze je także różnicując. Tworzyły przekonującą, namacalną prezentację z pierwszym planem podanym dość blisko słuchacza, ale także i ze sceną rozbudowaną daleko w głąb, z naprawdę niezłą, zwłaszcza jak na ten poziom cenowy, gradacją planów. Tworzyły przekonujące, trójwymiarowe obrazy ładnie separowanych instrumentów, co z jednej strony skutkowało wciągającą prezentacją, z drugiej w połączeniu z dobrą rozdzielczością i dużą ilością prezentowanych detali pozwalało również na analizę dźwięku/nagrania. Na tym poziomie cenowym nie spotyka się takiego połączenia cech zbyt często.

Podsumowanie

Seria M3s otwiera ofertę pełnowymiarowych urządzeń brytyjskiej firmy Musical Fidelity. Można więc przyjąć, że daje dopiero przedsmak tego, co potrafią przedstawiciele serii M6, czy M8. Ujmując rzecz w dużym skrócie – czas spędzony z M3si, oraz M3scd zdecydowanie pobudził mój apetyt na zapoznanie się również z ich droższymi kuzynami, bo jeśli tak grają (niemal) budżetowe produkty, to te droższe muszą prezentować się zapewne absolutnie wybornie.

To żywe i dynamiczne granie, ale też i uporządkowane, bez oznak nerwowości, ale też i absolutnie nie nudne, wciągające w muzyczny świat, ale i wyraźnie różnicujące nagrania. Dobrze dobrane kolumny, najlepiej z lekko dociążonym dołem pasma, stworzą z tą elektroniką świetny, nie kosztujący jeszcze zawrotnych pieniędzy, system.

M3si to wzmacniacz zintegrowany o mocy 85 W na kanał (przy 8 Ω) w układzie dual mono (tylko zasilające trafo jest wspólne dla obu kanałów). Umieszczono go w charakterystycznej dla tej marki obudowie dostępnej w dwóch wersjach wykończenia – czarnej i srebrnej.
Na froncie o lekko ściętych krawędziach (górnej i dolnej) umieszczono pośrodku spore, srebrne pokrętło regulacji głośności, 7 przycisków – włącznik (służący również do włączania funkcji mute), oraz kolejne 6 umożliwiające wybór jednego z 4 wejść liniowych, wejścia phono lub USB.

Wejście USB pracuje w trybie asynchronicznym i akceptuje pliki w rozdzielczości do 24/96, a zatem pracuje z wszystkimi systemami operacyjnymi bez konieczności instalacji dodatkowych sterowników. Wejście przedwzmacniacza gramofonowego umożliwia współpracę z wkładkami typu MM oraz wysokopoziomowymi MC. Z 4 wejść liniowych jedno, dzięki małemu przełącznikowi, umieszczonemu na tylnym panelu wzmacniacza, może służyć jako wejście HT (do kina domowego).

Dodatkowo użytkownik dostaje do dyspozycji wyjście Pre-out (wyjście z przedwzmacniacza z regulowanym poziomem sygnału) oraz wyjście Line-out (ze stałym poziomem sygnału). Z tyłu oprócz 7 par gniazd RCA (wejście phono jest umieszczone w pewne odległości od pozostałych) znajdują się gniazda głośnikowe, wyglądające co prawda jak produkty WBT, ale z logo Musical Fidelity oraz wejście USB i zacisk uziemienia.

W środku znajdujemy dużą płytkę drukowaną wykonaną w autorskiej technologii montażu SMD, która, jak pisze producent, która pozwala na skrócenie wybranych fragmentów ścieżki sygnałowej, oraz miniaturyzację mniej istotnych elementów, tak aby możliwe było zainstalowanie jak największych kondensatorów oraz oddzielnie prowadzonych ścieżek zasilania dla każdego kanału. Przedwzmacniacz w M3si posiada oddzielną sekcję zasilania i pracuje w klasie A, a za regulację głośności odpowiada scalona drabinka rezystorowa Burr-Brown. Na bocznej ściance zamontowano spory radiator, do którego przykręcono dwie pary tranzystorów Sanken STD03N/P. Całość zasilana jest z pojedynczego transformatora zasilającego.

Odtwarzacz M3scd to połączenie klasycznego odtwarzacza CD z przetwornikiem cyfrowo-analogowym, bądź – jeśli kombinujemy inaczej – odtwarzacz CD z trzema cyfrowymi wejściami (RCA, Toslink, USB). Solidna, metalowa obudowa oferowana jest w dwóch kolorach wykończenia – czarnym i srebrnym. W przeciwieństwie do poprzedniej wersji z serii M3 nowy odtwarzacz wyposażono w klasyczny mechanizm ładowania płyty CD (z szufladą) zamiast napędu szczelinowego. Napęd pochodzi od austriackiej firmy Stream Unlimited.

Na froncie umieszczono czytelny wyświetlacz, który oprócz numeru odtwarzanego utworu i czasu odtwarzania pokazuje również zapisany na płycie CD-Text, a więc np. tytuły utworów. Szereg niewielkich, srebrnych przycisków pozwala na podstawową manualną obsługę odtwarzacz, oraz na wybór jednego z cyfrowych wejść.
Z tyłu, oprócz wspomnianych wejść cyfrowych, znajdują się także cyfrowe wyjścia (coax i Toslink), oraz para gniazd RCA, czyli wyjście analogowe, gniazdo zasilania.

Sercem układu jest DAC Burr-Brown PCM1796 24/192 w układzie Delta- Sigma (8-krotny oversampling, upsampling do 24 bitów, tryb dual differential). Jednym z elementów, które według producenta odpowiadają za bardzo dobre parametry, oraz brzmienie tego odtwarzacza jest unikatowy układ zasilania z filtrami ferrytowymi oraz pięcioma odseparowanymi liniami zasilającymi.


Dane techniczne (wg producenta)

M3si

Moc wyjściowa: 2 x 85 W/8 Ω
THD: <0,014 % (20 Hz - 20 kHz)
S/N: >98 dB (‘A’-ważone)
Pasmo przenoszenia: 10 Hz - 20 kHz (+0/–0,1 dB)

Wejście gramofonowe
Czułość (nominalna): 3 mV (odpowiednia dla wkładek o sygnale od 1,5 mV wzwyż, włączając wysokopoziomowe MC
S/N: >70 dB (‘A’-ważone)
Impedancja wejściowa: 50 kΩ
Pasmo przenoszenia: 20 Hz - 20 kHz (RIAA/IEC ±1dB)

Wymiary (SxWxG): 440 x 100 x 400 mm
Waga: 9,2 kg

M3scd

Jitter: <135 ps
Pasmo przenoszenia: 10 Hz - 20 kHz (-0,2 dB)
S/N: >117 dB
THD: <0,003% (10 Hz - 20 kHz)
Liniowość: <0,1 dB (do -96 dB)
Separacja kanałów: 105 dB (20 Hz - 20 kHz)

Wymiary (SxWxG): 440 x 100 x 380 mm
Waga: 6,05 kg


Dystrybucja w Polsce:

RAFKO

ul. Handlowa 7
15-399 Białystok
Polska

rafko.com

CHCESZ WIEDZIEĆ WIĘCEJ? SZYBCIEJ?
DOŁĄCZ DO NAS NA TWITTERZE: UNIKATOWE ZDJĘCIA, SZYBKIE INFORMACJE, POWIADOMIENIA O NOWOŚCIACH!!!
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl

System odniesienia

- Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta
- Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa
- Końcówka mocy Modwright KWA100SE
- Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100
- Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11
- Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator
- Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM)
- Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC
- Kolumny: Bastanis Matterhorn
- Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr
- Słuchawki: Audeze LCD3
- Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako
- Przewód głośnikowy -
LessLoss Anchorwave
- Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3
- Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence
- Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
- Stolik: Rogoż Audio 4SB2N
- Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot