|
|
atowicki RCM to dla wszystkich wielbicieli czarnych płyt coś w rodzaju instytucji. Mnogość produktów związanych z analogiem, fachowa wiedza pracowników, wreszcie – sama postać właściciela firmy, pana Rogera Adamka, który wiedzę o longplayach ma gigantyczną. Za tym prestiżem i rozpoznawalnością marki nie szedł jednak odpowiednio wyposażony salon, pokazujący prawdziwą siłę przebicia firmy i jej „moce przerobowe”.
W październiku tego roku RCM doczekał się jednak nowej siedziby, wybudowanej zupełnie od podstaw nowej Mekce śląskich (i nie tylko) audiofilów.
Niecałe dwa miesiące później odbyło się oficjalne, dwudniowe otwarcie salonu, w którym uczestniczyli tacy ludzie, jak Hans Ole Vitus (właściciel Vitus Audio), Roland Gauder (właściciel, projektant Gauder Akustik), Micha Huber (właściciel, projektant Thalesa), Rumen Artarski (właściciel, projektant Thrax Audio), Dr. Chris Feickert (właściciel, projektant Dr Feickert Analog), Ulrik Madsen (właściciel, projektant Argento Audio, Organic Audio), Juergen Stegner i Julien Stegner (CEC Europe - przedstawicielstwo europejskie CEC), a także Juljen Faganelj (właściciel) oraz Rok Suler (szef sprzedaży) firmy RW Acoustic.
Z atrakcji zaplanowanych przez RCM wyróżnić można także przedpremierową jazdę autem BMW X6 czy (co stanowiło w sumie najważniejszy punkt otwarcia) odsłuch ultra high-endowego systemu, w którego skład wchodziły takie urządzenia, jak kolumny Gauder Akustik Berlina RC 11, gramofon Air Force One, transport płyt CD C.E.C. TL0 3.0 czy kompletna elektronika firmy Vitus Audio. Przy takim natłoku znakomicie zapowiadających się atrakcji nie mogło zabraknąć tam także redakcji „High Fidelity” – tym bardziej, że tradycje w opisywaniu kolejnych ważnych na mapie Polski salonów audio mamy już całkiem sporą.
Chociaż przybyliśmy pod wejście katowickiego sklepu, gdy było już całkowicie ciemno (uroki zimy), to RCM od samego początku zrobił na nas naprawdę duże wrażenie. Minimalistyczny front, który nie krzyczał, a raczej zapraszał do środka wszystkich wtajemniczonych, a także naprawdę piękne BMW X6 na podjeździe; to wszystko wyglądało naprawdę zachęcająco i jeszcze mocniej podgrzewało atmosferę przed dziewiczym zobaczeniem katowickiego salonu od środka.
Nic jednak nie mogło mnie przygotować na to, co konkretnie zastanę wewnątrz. RCM jest bowiem jednym z najlepiej pomyślanych, zaprojektowanych i wykonanych (to ważne, sam pomysł nigdy nie wystarcza) miejsc ze sprzętem audio w całej Polsce.
Pierwsze pomieszczenie to ogromne, jasno oświetlone miejsce, gdzie na wystawie znajdują się najfajniejsze, najciekawsze rzeczy, które katowicki dystrybutor posiada w ofercie. Już od samego początku możemy więc natknąć się na takie perełki, jak gramofony TechDASa, niewyobrażalnie duże (i robiące dokładnie takie samo wrażenie) produkty Vitus Audio czy przepiękne lampy zdobiące końcówki mocy bułgarskiego Thraxa.
I chociaż sprzęt sam w sobie był bardzo ładny i przykuwał wzrok, to w żadnym momencie nie zdominował pomieszczenia, nie miało się wrażenia tonięcia w produktach. Duża w tym zasługa bardzo fajnego pomysłu z wykorzystaniem betonu dekoracyjnego jako podstawowego wykończenia ścian. Minimalistycznie, ale z klasą; z inteligentnym rozmachem, ale nie wrzucającym się za bardzo w oczy. Podobny szok (na plus) przeżyłem w jakimkolwiek salonie tylko jeden raz – było to podczas wizyty w krakowskim Nautilusie, gdzie niczym szczególnym nie było postawienie zaraz obok siebie high-endowych produktów, za które niejeden sprzedałby np. nerkę.
Roger Adamek | RCM
właściciel
RCM, chociaż ma wielu współbudowniczych, kierowany jest przez jednego człowieka – Rogera Adamka. To człowiek o wielki sercu dla płyt winylowych, a także ktoś, kto praktycznie z niczego rozwinął firmę do obecnych, jak na Polskie warunki ogromnych, rozmiarów. Z okazji otwarcia najnowszej siedziby jego firmy nie mogliśmy nie zadać mu paru pytań o historię RCM-u, filozofię działania czy też poglądy na przyszłość branży.
Bartosz Pacuła: Jakie były początki RCM-u? Kiedy to się wszystko zaczęło i od czego? Ale przede wszystkim – kiedy sam Roger Adamek zainteresował się tematyką sprzętu audio? Czy trudno było fascynować się sprzętem w okresie PRL-u i momencie zmiany ustrojowej?
Roger Adamek: Prywatnie muzyka zaczęła być częścią mojego życia – i to ważną częścią - pod koniec lat 70. ubiegłego wieku. W tym czasie, w raz z nią, w sferze moich zainteresowań pojawiły się pierwsze sprzęty do jej zapisywania i odtwarzania, jak magnetofon szpulowy M2405 czy gramofon Daniel. W tych czasach aby coś mieć trzeba było mieć znajomości albo "wystać" go pod sklepami Unitry.
Z płytami też było krucho, ale miałem troszkę szczęścia, bo znajomi mieli rodziny w Niemczech i dość często dostawali paczki z płytami. Były także "bazary", gdzie można było kupić lub wymienić płyty. Koniec lat 80. był okresem wspaniałym, jak prezent od Mikołaja. Dostaliśmy w Polsce nieograniczony dostęp do muzyki - choć jej zakup wciąż był bardzo kosztowny. Jednak sama możliwość nabycia tak wielu albumów była już wspaniała.
Początki samego RCM-u datuje się na styczeń 1990 roku. Firma ta powstała w duchu jednego z hitów Perfectu: „Było nas trzech, w każdym z nas inna krew. Ale jeden przyświecał nam cel.” (SPRAWDZIĆ). Założycieli było trzech: ja (Roger), Czesław oraz Mariusz – stąd właśnie pochodzi jej nazwa (RCM). Ze wspólnikami rozstałem się w październiku 1990 roku, w myśl przysłowia „Mówiły jaskółki…”. Od tego czasu nieprzerwanie prowadzę firmę z moją żoną, Ewą. Na początku RCM był małym stoiskiem na rynku w Katowicach, gdzie prowadziliśmy komis sprzętu, sprzedaż kaset magnetofonowych. Zajmowaliśmy się także przegrywaniem materiału audio z płyt CD na kasety.
Pół roku później przenieśliśmy działalność do większego lokalu „ w bramie” na ul. Warszawskiej. Tam nasza oferta uległa rozszerzeniu o nowy sprzęt, który przywoziłem z Berlina. Warto dodać, że zapotrzebowanie było tak wielkie, że jeździłem do stolicy Niemiec nawet dwa razy w tygodniu. Czasy, w których wtedy działaliśmy były szalenie ciekawe i dynamiczne, co zaowocowało wprowadzeniem do naszej oferty komputerów Commodore, które sprzedawały się w tych czasach jak świeże bułeczki. Rok 1991 to dalszy rozwój naszych możliwości – wprowadziliśmy do sprzedaży różne instrumenty muzyczne. Było to jednak krótki epizod, który zakończył się równie szybko jak moja praca w charakterze dyrektora zarządzającego w austriackiej firmie, która dystrybuowała te instrumenty.
|
Końcówka tego i początek następnego roku to kolejna przeprowadzka – tym razem na ul. Matejki 4. W tych czasach wzbogaciliśmy się o takie marki, jak Pioneer, Kenwood, Sony, a później NAD, Luxman, B&W czy Marantz. To był także moment, w którym zdobyliśmy pierwszą markę na prawach dystrybucji – była to firma Eagle Cable. Dalsze lata dodawały kolejne firmy do naszego katalogu „dystrybutorskiego” – konsekwentnie i stopniowo zmienialiśmy także nasze marki z popularnych na bardziej wyrafinowane, high-endowe.
W roku 2005, po wykonaniu naprawdę wielu prototypów rozpoczęliśmy produkcję swoich własnych urządzeń. Jako pierwszy światło dzienne ujrzał wzmacniacz lampowy Bonasus, a wkrótce po nim nasz przedwzmacniacz gramofonowy Sensor Prelude IC, który okazał się być dużym sukcesem firmy zarówno w Polsce, jak i na świecie. Kolejne lata to m.in. nasz flagowy przedwzmacniacz THERIAA. W tym momencie zastanawiamy się co dalej – najnowszym produktem na ten moment jest nowa wersja Sensora. Jeżeli zaś chodzi o siedzibę firmy, a także jej rozwój, przełomowy był rok 2011 – wtedy też zapadła decyzja o budowie naszego własnego budynku. Niestety wszechobecna biurokracja spowolniła realizację naszych marzeń, ale w drugiej połowie 2014 roku, po 22 latach, przeprowadziliśmy się do nowego miejsca przy ul. Stefana Czarnieckiego 17, z której jesteśmy bardzo dumni.
Właśnie – RCM to nie tylko firma zajmująca się dystrybucją, ale także produkcją uznanych i cenionych w środowisku przedwzmacniaczy gramofonowych. Kiedy zrodził Pan w sobie pasję do „majsterkowania”? I kiedy ta pasja przerodziła się w coś więcej: w pomysł na konstruowanie prawdziwych – tj. gotowych do sprzedaży - urządzeń?
Odpowiedź jest prosta: na przestrzeni lat spotykaliśmy na naszej drodze multum produktów. W wielu z nich znajdowaliśmy cechy, które nam się podobały, które chwytały nas za serca. Niestety żaden z nich nie miał ich wszystkich na raz, nie reprezentował „naszej” filozofii dźwięku – stąd właśnie zrodził się pomysł na coś „swojego”. Warto dodać, że miałem też trochę szczęścia spotykając w swoim życiu różnych ludzi, którzy byli w stanie pomóc mi w projektowaniu tych urządzeń.
Jest Pan znany w polskiej branży jako znawca i wielki miłośnik analogu. Wiem też, że trwał Pan przy nim nawet wtedy, gdy wszyscy spisali czarne płyty na straty. Jak to było być jednym z ostatnich, na tamten czas, obrońców gramofonów, kiedy praktycznie wszyscy gardzili tym formatem? Co by Pan teraz, gdy analog wrócił do łask, mógł powiedzieć wszystkim fałszywym prorokom?
Niestety prawda nie jest tak różowa – każdy z nas popełnia błędy i ja również muszę się do takowych przyznać. Pod koniec lat 80., w wyniku mojej fascynacji nowym formatem CD, sprzedałem całą swoją kolekcję winyli w paczkach na kilogramy. Do dziś żałuję tego co zrobiłem ale cóż, stało się. Nowinki nie zawsze są dobre i czasem warto pozostać przy "starych", sprawdzonych rozwiązaniach. Wszystkie formy zapisu mają lub wkrótce znajdą swoje miejsce i odbiorców, ale analog to nie tylko źródło dźwięku - to również sposób myślenia. Fani czarnej płyty, podobnie jak i taśmy magnetofonowej, są i będą zawsze. Bardzo ważne jest też, aby pokazywać to ludziom młodym, by muzyka nie byłą tylko kolejnym plikiem na dysku, a czymś materialnym - z czym można obcować, wziąć do ręki, a nawet powąchać. A odpowiadając na ostatnie pytanie: wielu którzy ogłosili "śmierć" winylu przeprosiło się z nim w ostatnich latach, czasami trzeba umieć przyznać się do "błędu".
Chociaż najlepszy, ultra high-endowy gramofon w ofercie RCM-u jest dziełem rąk japońskich (Air Force One), to dystrybuuje Pan także urządzenia związane z winylem m.in. ze Szwajcarii czy Słowenii. Jaką filozofią kierował się Pan przy doborze swoich marek? Czego w przyszłości będziemy mogli się spodziewać w tej kwestii od RCM-u?
Dobór marek jest trudny. Produkt który chcemy oferować innym musi nas wcześniej zachwycić i zafascynować. Każdy z nich staramy się słuchać i oceniać pod kątem swoich umiejętności, wiedzy i, co tu ukrywać, gustu. Równie ważna jest również strona techniczna; jako inżynier nie potrafię się wyzbyć również tego aspektu - a jak się przekonaliśmy już wielokrotnie jest to sfera bardzo istotna.
Co nowego? Szczerze mówiąc: nie wiem. Odwiedzając rok w rok różne wystawy audio oglądam co jest nowego lub ciekawego, rozmawiam ze znajomymi z całego świata i na bieżąco wymieniam się z nimi informacjami czy cennymi spostrzeżeniami. Czasem wynikiem takich poszukiwań nie-w-prost jest nowa marka w ofercie. Prawda jest jednak taka, że RCM może pochwalić się naprawdę szeroką ofertą, dzięki czemu nie muszę już niczego gorączkowo szukać.
W latach 90. słusznie przewidział Pan powrót dobrej koniunktury dla czarnej płyty. Dlatego chciałbym zdać pytanie jak Pan widzi branżę za kolejne 20-25 lat? Jak dalej potoczy się los analogu? I co czeka płyty CD, które, podobnie jak winyl w latach 90., został już żywcem pogrzebany?
Kolejne lata być może przyniosą poprawę źródeł cyfrowych (pliki), ale dla mnie, i jak sądzę dla wielu innych ludzi, płyta analogowa i CD dalej pozostaną głównym nośnikiem. Ciągły rozwój tłoczni analogowych i rosnąca ilość sprzedawanych płyt winylowych nastraja bardzo optymistycznie. Z moich obserwacji również srebrny krążek wraca do łask - w krajach w których kilka lat temu ilość wydawanych płyt CD znacząco zmalała od dwóch lat obserwuje się wzrost zainteresowania tym formatem. Postępu nie zatrzymamy, ale na tę chwilę ja go nie widzę. To, co jest robione jest tylko kolejnym komercyjnym "gadżetem". A przecież wiadomo, że klienci lubią nowinki.
Dziękuję za rozmowę!
Ja również dziękuję.
Siedziba RCM-u nie kończy się jednak na tym pomieszczeniu. Idąc króciutkim korytarzem szybko docieramy do miejsca, z którego możemy udać się do dwóch pokoi odsłuchowych – małego oraz głównego. W dniach oficjalnego otwarcia salonu mniejsze z miejsc odsłuchowych zostało wykorzystane w charakterze przyjemnego lobby, gdzie odwiedzający mogli spokojnie usiąść i porozmawiać. Sporo działo się za to w drugim, większym pomieszczeniu, gdzie, jak już wspomniałem, królowały wyżyny high-endu. Również tutaj widać było ogromne przywiązanie do szczegółów wizualnych, tworzeniu odpowiedniej atmosfery, robienia dobrego wrażenia. Stąd m.in. obecność ściany zrobionej z cegieł czy maleńkich „patyczków”, które podświetlały to, co trzeba było wyróżnić. Naturalnie nie zapomniano także o akustyce pomieszczenia – ustroje akustyczne zdobiły wszystkie ściany, także sufit został przygotowany z myślą o możliwie najlepszym dźwięku. Oczywiście sporo rzeczy jest jeszcze do poprawy, czego zresztą nie ukrywali sami pracownicy salonu. Potencjał jednak jest, warto więc będzie się tam wybrać za jakiś czas, by ponownie skonfrontować się z brzmieniem pokoju. Naturalnie trzy opisane przeze mnie pomieszczenia nie są jedynymi w całym salonie – resztę stanowią miejsca dostępne tylko pracownikom, jak warsztat, kuchnia i magazyn.
Jest taka teza, którą na „High Fidelity” wytrwale powtarzamy, licząc, że dotrze ona do odpowiednio dużej grupy ludzi: mowa tutaj oczywiście o tym, że we wszystkim najbardziej liczy się człowiek, czynnik ludzki, który nadaje martwym przedmiotom duszę i sprawia, że są czymś więcej niż tylko drutami w ładnych obudowach (sprzęt) czy zwykłymi ścianami (budynek). Wspominam o tym, ponieważ ważnych dla branży audio ludzi w RCM-ie nie brakowało. Przybyli konstruktorzy z różnych krajów, z którymi można było swobodnie konwersować, wymieniać spostrzeżenia, zadawać pytania, była polska prasa audiofilska, byli również „zwykli” odwiedzający, którzy chcieli uczestniczyć w tym wydarzeniu.
Atmosfera była znakomita – z jednej strony wszyscy mieli świadomość uczestniczenia w czymś wyjątkowym, czegoś w rodzaju święta, z drugiej zaś było bez zbędnego zadęcia czy patosu. Duża w tym zasługa także pracowników samej firmy, którzy bardzo chętnie rozmawiali, dzielili się doświadczeniem, pokazywali, jak bardzo zależy im na nowym salonie. Obserwując ich zachowanie wyczuć było można dumę z „nowego” miejsca pracy.
Nowa siedziba RCM-u to, od teraz, jedno z najważniejszych miejsc dla polskich audiofilów. Wygląda po prostu obłędnie, wypełniona jest znakomitym sprzętem, a współtworzą go ludzie, którzy kochają to co robią (i, co więcej, robią to dobrze). Chociaż samym BMW się nie przejechałem, bo za wcześnie odjechał, to oficjalne otwarcie salonu uważam za 100% udane. Jeżeli ktoś interesuje się sprzętem i mieszka w Aglomeracji Śląskiej, to powinien natychmiast (i mówię to na serio) tam się udać. Gwarantuję mu, że opuści to miejsce zadowolony. I lżejszy o parę (dziesiąt) tysięcy złotych.
|