pl | en

FELIETON


VOLTI E FANTASMI,
albo: kolumny głośnikowe na AUDIO SHOW 2013

Nazwa wystawy: Audio Show
Edycja: XVII
Organizator: Adam Mokrzycki Services

Miejsce: Hotele Radisson Blu Sobieski, Golden Tulip, Bristol

Strona internetowa: www.audioshow.com.pl


ytuł nie jest przypadkowy, ale o tym może później. Najlepiej zacząć od początku: trudne zadanie przede mną postawiono. Trudne jak na jeden dzień. Trudne jak na jedną parę uszu. Przy okazji luźnego spotkania z redaktorem naczelnym HF padło zdanie, jakby rzucone gdzieś w eter, a jednak skierowane do mnie: „napisz o kolumnach na Audio Show, bo takiego tematu nigdy nie było, a to obecnie bodaj najsłabsze ogniwo w wielu systemach.” W pierwszej chwili pomyślałem – toż to żart! Wszak zdanie rzucić można – trudniej jednak go uczciwie wdrożyć do realizacji. No bo jakie przyjąć kryteria? Jak oddzielić ziarno od plew? (Żebyśmy się dobrze zrozumieli – plew w rozumieniu systemu towarzyszącego, plew w rozumieniu akustyki pomieszczeń i możliwości bądź niemocy opanowania jej przez wystawców). Jak napisać zatem rzetelnie o kolumnach, które słyszy się po raz pierwszy, niektóre drugi, no - maksymalnie trzeci, w (co do zasady) nieznanym systemie, w dość przypadkowych warunkach. Jak napisać o pracy ludzi – jednych, którzy wykonują swoją pracę z pasją i szukają najlepszych rozwiązań żeby zaprezentować stworzone lub posiadane w dystrybucji produkty tak jak na to zasługują i porównać to do innych wziętych, jak się zdaje, z ulicy. Takich, którzy mają co najwyżej blade pojęcie o brzmieniu systemów i instrumentów, a o prawidłowym skonfigurowaniu systemu czytali tylko w gazetach branżowych. Trudno przy tej okazji kogoś nie skrzywdzić, łatwo wydać zbyt pochopną opinię - może i tak się zdarzyć. Ale na miły Bóg: wszak każdy jest tu w (prawie) równej sytuacji! Każdy przy odpowiednim nakładzie pracy i wiedzy może osiągnąć to, co inni – inni, czyli Ci, którym jednak gra! Gdyby to nie było możliwe, to powtórzę: dlaczego w niektórych pokojach „gra” a w innych nie?

Dlatego powiedziałem: TAK – ZGODA. I zaraz po tym, jak słowo się rzekło, oblała mnie fala zimnego potu. Przestraszyłem się, że tak naprawdę, to właściwie nie mam pojęcia jak to zrobić. Na szczęście istnieje coś takiego jak czas. To była pierwsza odkrywcza myśl. Ów czas pozwolił mi, jeśli nie do końca zrozumieć, to przynajmniej oswoić się z tym zadaniem. Zdecydowałem się zrobić to inaczej – w grę nie wchodził, bowiem żaden formalny test, nawet kilkunastominutowy, z własnymi płytami, z ciszą i spokojem.
Po wtóre pojawiła się inna odkrywcza myśl – przecież w każdym pokoju coś gra! Coś, znaczy: muzyka. Można, zatem napisać to, co się z kolumn słyszy. Wszak to rola wystawcy, żeby podać taką muzykę i z takich nośników, żeby dźwięk (tak DZWIĘK!) był na miarę oczekiwań wystawców i zainteresował wizytującego na dłużej niż tylko przez chwilę, wystarczającą na wsadzenie głowy przez drzwi. Piszę o dźwięku, bo nie przyjeżdżamy przecież do Warszawy po to, żeby słuchać muzyki – to dzieje się w naszych domach.
Kilka kryteriów mam zatem z głowy, nie przykładając do tego ani ręki, ani „ucha”. Pozostaje jeszcze kwestia doboru pozostałych kryteriów. Takich, które pozwolą na – oczywiście subiektywne – ale jednak oddzielenie kolumn głośnikowych od całej reszty. Tutaj pojawia się jednak ściana. W całej masie kryteriów właściwie wszystko jest względne. Względne, bo zależne od tego jak słyszymy, czego słuchamy, zależne od osobowości słuchacza i wielu, wielu innych aspektów.
Istnieją jednak, na szczęście, pewne obiektywne (nie jest ich wiele, ale są) aspekty dźwięku, pozwalające z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością poszczególne cechy dźwięku przypisać zestawom głośnikowym. Pozwalające „odłączyć” je wprawnym uszom od akustyki pomieszczeń czy systemów napędzających.

KRYTERIA

Takimi kryteriami obiektywnymi są z pewnością proporcje pomiędzy dźwiękami, proporcje pomiędzy instrumentami rozumiane jako składowa energetyczna w paśmie akustycznym a także ulokowanie szczątkowych składowych rozumianych powszechnie jako bas, mid-bas, niski środek, środek, wyższy środek itp. w całym paśmie akustycznym.
Odwzorowanie naturalnej barwy instrumentów – tak, to jest składnik obiektywny – wie o tym każdy, kto ma styczność z muzyką i instrumentami na żywo. Ktoś, kto poświęcił odpowiednią ilość czasu i energii na to, żeby bywać na koncertach (klasycznych, jazzowych, rockowych itp.) nie przy okazji rozdania kolejnych idiotycznych nagród, stworzonych ku próżności nagrodzonych i sponsorowanych przez producentów blacho-dachówki czy środków do prania. Kto choć raz dotknął koncertowego Stainwaya i wydobył z niego dźwięk doskonale wie, o czym piszę.
Obiektywnym zjawiskiem jest także całościowa energia dźwięku. Nie ta energia rozumiana, jako „kto da więcej do pieca”, ale ta, która pozwala bez wątpienia stwierdzić, że to, co gra to są skrzypce a nie wiolonczela, bez względu na to, z jakiej płyty ów dźwięk pochodzi. Obiektywnym zjawiskiem ocennym jest także (wbrew pozorom) pasmo przenoszenia i jego wyrównanie, od dołu począwszy. Poszczególne nuty dające obraz skali i rozmiaru są wszak rozpoznawalne. Trudno pomylić dla kogoś o śladowej, ale jednak wiedzy i kogoś o słuchu (a jak obserwuję przez lata, to właściwie każdy, kto przychodzi na Audio Show zjadł zęby na osłuchaniu i ma wysokie poczucie wartości własnego słuchu) różnicę w pełnym jej odtworzeniu pomiędzy nutą, na przykład, A0 a E1.

Tu taka mała dygresja, albowiem z rozmów z (już) dziesiątkami, jak nie setkami osób pasjonującymi się audio wynika jednoznacznie, iż wiedza o tym, że - podam na przykładzie kontrabasu - instrument ów posiada cztery lub pięć strun strojonych (w typowym wykorzystaniu) w kwartach (począwszy od najniżej strojonej): E1(41,2 Hz), A1 (55Hz), D (73,4 Hz), G (98 Hz) i obejmuje zakres dźwięków od E1 (w kontrabasach orkiestrowych, 5-strunowych C1 (32,7 Hz) a w niektórych odmianach niemieckich H2 (30,86 Hz)) do g1 - jest absolutnie szczątkowa. A wszak to taka wiedza podstawowa – wręcz winno to być abecadło dla kogoś, kto pasjonuje się audio i zaangażowanym słuchaniem muzyki. Piszę tu o rozpoznawalności wysokości tonu (przynajmniej w jako takich granicach) i brzmieniu – zarówno w aspekcie owej wysokości jak i odpowiedzi, czyli co jest struną, a co pudłem i jak się ze sobą łączą. Z całą pewnością można pominąć fakt, iż w niektórych utworach na instrument solo z wykorzystaniem flażoletów przy podstawku można osiągnąć prawdziwy kres skalowy kontrabasu. Da się, bowiem tym sposobem uzyskać nawet dźwięki o wysokościach przekraczających g² (g dwukreślne w brzmieniu) sięgając nawet g³ i taki kontrabas transponuje wtedy oktawę w dół. Wystarczy jednak wiedzieć „jak brzmi” nuta E1, żeby móc postawić sensowną diagnozę co do możliwości skalowych wielu kolumn głośnikowych. Stąd także – kolejna dygresja – wynika dla mnie, że monitory nie potrafiące odtworzyć bez podbarwień i z właściwym ciężarem nuty E1 nie powinny w ogóle pretendować do miana sprzętu z „wyższej półki”, a tak dzieje się nazbyt często! (Zwłaszcza w opisach i recenzjach.) To oczywiście wcale nie znaczy, że monitory, które tego nie potrafią to zły „sprzęt” – owszem mogą zagrać pięknie i wciągająco. Ale rozmawiamy wszak o dających się oszacować, przynajmniej z dużym prawdopodobieństwem, obiektywnych aspektach dźwięku. I tego się będę trzymał.

WYSTAWA

I tak było do dnia wystawy. Jednak, parafrazując klasyka Machulskiego, nadszedł 9 listopada – „i w p... i wylądował... i cały misterny plan też w p....”. Właściwie wszystko się rozsypało jak domek z kart. Większość założeń i planów poszło w diabły. Trzeba było improwizować i na tyle, na ile można trzymać się jednak przyjętych założeń.

Wracam, więc do tytułu. Volti e fantasmi są twarze i są duchy. Twarze SĄ – zazwyczaj, skoro je dostrzegamy, to przykuwają naszą uwagę. Zostają w pamięci. Duchy POJAWIAJĄ się, najczęściej w koszmarach sennych, rzadko za dnia. Ich niewątpliwą zaletą jest to, że znikają tak samo szybko, jak się pojawiają. I równie szybko o nich zapominamy. Dając sobie czas na refleksję, skupie się na tym, co było warte uwagi. Jednocześnie nie dając jednoznacznie negatywnej oceny tym, o których nie wspomniałem w tym felietonie, bo przecież zawsze mogłem o czymś zapomnieć.
Jak już wcześniej wspomniałem cały misternie utkany plan w dużej części spalił na panewce. Nawet nie dlatego, że się nie dało, ale po prostu w ramach nawet długiego reportażu nie da się opisać dokładnie tak dużej ilości konstrukcji, prezentujących nieraz zupełnie odmienne estetyki brzmienia. Wdawać się w dywagacje techniczne, sposoby ustawienia etc. etc. W wielu wypadkach miałem także zwykłe wątpliwości: co za co odpowiada. Rzadko, ale zdarzało się.

Zatem, zgodnie z tytułem, korygując nieco przyjęte uprzednio założenia – pozostanę przy twarzach. Duchy w tym wydaniu pomijamy, wszak kto chce przeżyć niezły horror wcale nie musi słuchać. Może oglądnąć choćby mecze naszej ligi, czy reprezentacji Polski w piłce nożnej.

Tegoroczne Audio Show miało bez wątpienia kilka reprezentatywnych twarzy, nadających się, co najmniej na kalendarz Pirelli o „Vogue” czy „Vanity Fair” nie wspominając, i wiele takich, co do których opisu trzeba byłoby użyć wiele mówiącej frazy naszych wschodnich przyjaciół: „ bez vadki nie razbieriosz”.

Sonus Faber Adia

Od razu powiem: nie spodziewałem się aż tak pięknego pomnika współczesnej techniki głośnikowej. Sonus przyzwyczaił nas do tego, że jakością wykonania prezentuje poziom Astona Martina. Ale to, co zobaczyłem przeszło moje oczekiwania i wyobrażenia. Zamieszczony miesiąc temu test w miesięczniku „Audio” nawet w części nie oddaje tego, co można było własnoręcznie dotknąć. Ale nie o gustach estetycznych miałem pisać – to tylko dygresja – nie mogłem się powstrzymać. A dźwięk? Cóż rzec o kolumnach, które mają w dźwięku wszystko, czego oczekujemy po produktach klasy „statement”, bo to już nie jest nawet high-end. Czy jest sens coś pisać? Całkowicie pozbawiona sensu jest próba dokonania rozbiórki dźwięku na poszczególne składowe. Absolutnie fenomenalne rozłożenie proporcji i wielkości dźwięku w całym paśmie akustycznym na poszczególne przetworniki. Brak ograniczeń dynamicznym w skali mikro i makro. Barwa, waga i wielkość poszczególnych instrumentów – wzorcowe. Poprzednie dwa zdania – dla osób, które wiedzą, co w trawie piszczy - zawiera w sobie wszystko! Gdyby tylko nie ten system towarzyszący... Nie to, że zły! Po prostu nie dorastał im do pięt.

Dynaudio Evidence Platinium

Równie piękna ozdoba salonu (choć nie ta klasa, co Aida). Pierwsze wejście przygasiło mój entuzjazm – nie tego chyba się spodziewałem. Ale była to prawdopodobnie wina braku koncentracji po wizycie w Sobieskim i (może) bliskość Pałacu Prezydenckiego i amerykańskich podsłuchów, które pewnie się tam znajdują. Wyszedłem, więc na chwil kilka żeby skupić myśli. Po kilkunastu minutach wszystko wyglądało już inaczej. Bezpośredni dźwięk o równie wzorowych proporcjach, fantastycznej barwie i wypełnieniu. Brakowało mi może nieco skali na dole, choć z drugiej strony pierwszy raz w życiu usłyszałem płyty Stockfish Records, które nie brzmiały jak napompowane z podkręconym „loundness”. Brak mechaniczności i naleciałości cyfrowych – piękny, namacalny obraz dźwiękowy i perlistość wybrzmień dopełniała całości. Nie emanowały takim spokojem jak Aidy, ale też trudno pokusić się o jednoznaczne twierdzenia w tym zakresie w warunkach hotelowych i lekkiego przetłumienia pomieszczenia. Duże brawa!

Sebrlin Studio Ktema

Wykonanie perfekcyjne, do czego Serblin zdążył nas przyzwyczaić. A dźwięk – a raczej potencjał - ogromny. Właściwie nie trzeba robić nic specjalnego (nawet w wypadku zaproponowanej przez Grobel Audio aplikacji, moim zdaniem chyba niezbyt szczęśliwej, jak na tak duże kolumny), aby zdać sobie sprawę z tego, co to znaczy dźwięk high-end z kolumn głośnikowych. Umiejętność kreowania atmosfery i specyfika ułożenia dźwięku poprzez subtelne wycofanie okolic 400 Hz i okolic wyższego środka 3000-6000 Hz dawały odpowiednią wielkość i ułożenie sceny dźwiękowej, którą audio-melomani tak lubią. Piękna, spokojna, pastelowa barwa i góra pasma dopełniająca aksamitność postawiły kropkę nad „i”. No i ta spójność zakresów – również wzorowa. Pozostaje żałować, że już nigdy więcej, nie usłyszymy niczego, co wyszło spod ręki i ucha Franco.

Focal Mini Utopia

Zagrały jak... jak na Focala przystało. Z pewnością nie rozczarują zwolenników ich firmowego dźwięku. Naturalna barwa i wiele aspektów podporządkowanych atakowi! Możliwości dynamiczne i otwartość dźwięku na high-endowym poziomie, mimo pogrubienia zakresu mid-basu i firmowo „postawionej” srebrzącej góry pasma nie udało się jednak (znów?) wykreować praktycznie żadnej atmosfery, mimo absolutnej poprawności brzmieniowej w pełnym zakresie.

Reimyo Bravo

W tym roku naprawdę dobrze zagrały. Żywy i namacalny, ale uporządkowany w całym (dostępnym dla tego rodzaju konstrukcji) paśmie przykuwało uwagę. I barwa, i naturalność przedniego sortu, choć wciąż mam wątpliwości, czy to dobry pomysł zasilać je „tranzystorem” Reyimo...

Magico Q1

„Widać” i słychać, że mają ogromny potencjał. I to od najmniejszych Q1 właśnie poczynając. To, co udało mi się usłyszeć nie powalało na kolana, ale sposób oddania dźwięku i bogactwo brzmień z nich się wydobywających w praktycznie równy i niczym nieskompresowany sposób zachęcają, a wręcz zmuszają do podjęcia próby znalezienia klucza do skrzynki z Graalem w postaci dobrego dla nich systemu towarzyszącego. A uda się na pewno – trzeba tylko cierpliwie szukać.

Gauder Akusitk Arkona

Po zeszłorocznej prezentacji Estelonów mogło się mieć wrażenie, że... że brakuje Estelonów. I brakowało. Ale być może to kwestia zakresu cenowego? Wszak Arkona w najbogatszej wersji kosztuje prawie 30 000 zł, a więc 4 x mniej niż Estelony. Ale mniejsza z tym. Kolejny produkt oparty o ceramiczne przetworniki Accutona. I kolejny – można powiedzieć – udany. Lekko wycofany w zakresie środka i jego przełomu z górą dźwięk, ale za to bardzo przyjemny i przyjazny. Łagodny, dość duży bas i przesunięte proporcje w kierunku przedziału 400-600 Hz powodowały, że pozbawione były agresji, ale jednocześnie też niczym specjalnym się nie wyróżniały. Ot taki kompletny barwny dźwięk dający (jak przypuszczam) dużą radość z dłuższego słuchania bez wsłuchiwania się w (czasem) zbędne szczegóły.

Wilson Audio Sophia 3

Powiem tak: jak ktoś lubi, to będzie zadowolony. Kolumny niewątpliwie mają dużą klasę. Trudno im coś zarzucić. Grają pełnopasmowo, barwnie, z bogatą górą no i naprawdę jest w nich wszystko, co powinno być. I nawet coś więcej! I o to coś więcej właśnie za dużo. O czym piszę? O permanentnym, niewidzialnym i niedającym się niczym wyłączyć „loudness”.

Jednak, jak wspomniałem, używając przesadzonej przenośni, jak ktoś lubi skrzypce wielkości wiolonczeli, a werbel wielkości timpani – to nie będzie zawiedziony. Ta drobna przenośnia miała na celu dodanie łyżki dziegciu do pracy ich twórców. Wiem, że kraj pochodzenia to Ameryka i że tam trzeba się wyróżnić, ale od strony technicznej (żeby to było jasne i zrozumiałe), porównując dwa zestawy głośnikowe, a na nich dwa nagrania, to z zasad psychoakustyki wynika, iż jest wielce prawdopodobne, że głośniejsze i masywniejsze zostanie ocenione jako brzmiące lepiej, bardziej rozdzielczo czy po prostu wyraźniej. Wiąże się to jednak tylko ze sposobem, w jaki ludzkie ucho odbiera różne poziomy ciśnienia akustycznego. Prawidłowo wykształcona umiejętność rozróżniania zmian częstotliwości dźwięku musi zmieniać się wraz ze zmianami w ciśnieniu akustycznym. Problem w tym, że społeczeństwo, co do zasady słyszy marnie. Zatem im bardziej to ciśnienie wzrasta, tym więcej niskich i wysokich dźwięków człowiek (przeciętny) jest w stanie rozpoznać. I być może stąd właśnie wynika fenomen tego rodzaju dźwięku. Ale żeby tak bez gry wstępnej starego misia na sztuczny miód?

JBL S3900

Można powiedzieć, że na pierwszy rzut ucha woofery przykrywały trochę resztę pasma. Ale to tylko na pierwszy rzut. Obwiniam za to salę, bo słychać było rezonanse i lokalne wzbudzenia (tak na marginesie – każdą konstrukcję, co do której miałem wątpliwości słuchałem z kilku miejsc, żeby maksymalnie wykluczyć z oceny podbarwienia wynikające z geometrii i wielkości sal prezentacyjnych). Obniżony poziom wyższego środka jak się wydaje lekko ponad standard dawał przyjemny barwny obraz, ale nie był on wbrew pozorom przygaszony– czy zatem w ogóle był wycofywany? Może po prostu dół był ponadprzeciętny? Ładna góra i środek, wybrzmienia i wypełnienie na bardzo wysokim poziomie. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że po czasach posuchy JBL wychodzi z dźwiękiem także do audio-melomanów. Everest, K2, S3900 – można z tym żyć, doprawdy można! Znakomity dźwięk.

Living Voice Avatar OBX-R2 (OBX-R?)

Te kolumny chyba nigdy się nie zestarzeją. W swoim zakresie cenowym są wręcz wzorcowe a nawet więcej - prawie idealne. Jest w nich wszystko. I wszystko – jakkolwiek to brzmi – jest poukładane, barwne, właściwie rozłożone i wystarczająco rozdzielcze. Słodkie perliste. Po prostu stworzone do słuchania. Może nie ciężkiego rocka i metalu, ale z resztą radzą sobie wyśmienicie. Kolumny dla prawdziwych melomanów. Nie uświadczysz grama wychylenia się z obranej przez konstruktorów drogi. Nic nie kłuje po uszach. Jakie to piękne na tle innych (podobnych) konstrukcji epatujących zbytnią bezpośredniością lub natarczywością?

A w pokoju, 3Logic choć dźwięku jako takiego nie było, były za to najpiękniejsze hostessy na wystawie. Aż żal było do pokoju wchodzić z korytarza.
Z małych (nie do końca pozytywnych) dygresji: nigdy chyba nie polubię kolumn omnipolarnych, elektrostatów i kolumn stricte „tubowych”. To nie tak, że nie znajduję w tych kolumnach nic interesującego. Owszem – są aspekty cudowne, interesujące i wciągające. Ale zazwyczaj są to jeden, dwa akcenty, a reszta zwyczajnie (kolokwialnie mówiąc) leży. A to za mało dla mnie, żeby móc się nimi zachwycić, żeby je pożądać, żeby chcieć je mieć u siebie w domu, czy w końcu żeby słuchać na nich muzyki.
Tak było w przypadku Cesaro Alpha. Piękny środek – a właściwie jego wycinek – a gdzie reszta? Zestawiona z tym elektronika nie zasługiwała na takie potraktowanie. Niemniej jestem w stanie zrozumieć zachwyty nad tego typu kolumnami. Zwłaszcza bogatych ludzi, którzy chcą mieć w domu coś nietypowego, rzucającego się w oczy, jak ich czerwone Ferrari. Podobne odczucia dawały Bodnar Audio, czy z innego rodzaju konstrukcji MBL, czy Martin Logany. Można zachwycić się rozdzielczością czy sceną, czy jakimś wybranym fragmentem pasma. Jednak wciąż aktualne zostaje pytanie – a co z resztą?
Wyjątkiem potwierdzającym regułę, który przykuł mnie na dłuższą chwilę do stołka była nowa propozycja Avantgarde Acoustic Zero 1 Pro. Bardzo ciekawy dźwięk i co ważniejsze pełny w paśmie i rozciągnięciu, bez „darcia” z ładnie zespoloną górą, środkiem i dołem. Miejscami nieco techniczny, ale barwny, miał w sobie jedną cechę, która jest niezwykle pożądana – był wciągający. W sumie aż się sobie dziwię, ale chciało mi się ich słuchać. Muszę chyba na tę okazję kupić sobie jakieś dobre wino, bo to pierwsze Avantgardy, których chciało mi się słuchać. Drugim wyjątkiem był system LampizatOr z kolumnami Destiantion Audio. Zaskakujące. Nie wiem tylko, ile w tym zasługi elektroniki Łukasza Fikusa, a ile kolumn i dopracowanej akustyki oraz ustawienia. Bardzo dobry wciągający dźwięk. Zaprzeczenie tego, co dotychczas słyszałem z tubowych systemów.

Monitor Audio Silver 10

Duże zaskoczenie. Ale o tym pisał już Redaktor Naczelny w teście. Bardzo płynny dźwięk z ładnym wypełnieniem, spójny i miejscami aż „miodny”. I to z Cambrige Audio! Zaskakujące w tej cenie.

Raidho Acoustic D1

Chciałoby się krzyknąć: super dźwięk z takich kolumn – to niemożliwe! A jednak! Piękna, bogata barwa, wyrównanie w paśmie, duża, zaskakująca duża precyzja, jak na łagodność przekazu, którą prezentowały. Spójny, mieniący się wieloma odcieniami w poszczególnych zakresach pasma dźwięk. Niczego tak naprawdę mi nie brakowało. Lekkie ocieplenie można wymienić tutaj zdecydowanie jako zaletę. Siadłem i słuchałem. To jedna z największych niespodzianek tegorocznego AS.

Audio Tekne

Włoska, niespotykana dotychczas w Polsce marka za naprawdę duże pieniądze. Materiały prasowe dość skąpe, możliwości posłuchania poza wystawą prawie żadne. Tyle można powiedzieć, że doskonale wykonana elektronika na wspaniałych lampach. I zarazem to jeden z przykładów, jak trudno jest wychwycić cechy brzmieniowe zestawów głośnikowych w oderwaniu od reszty. W tym przypadku się poddałem. Wiem tyle, że na górze była diamentowa kopułka. I że to, co usłyszałem, choć dalekie od pełno pasmowego dźwięku było po prostu zachwycające swoja aksamitnością, delikatnością i barwą i że nie zawsze warto poddawać wszystko analizie. To także kolejny przykład, że niepełnopasmowy dźwięk może przyprawiać o gęsią skórę. Wspaniała uczta dla uszu. Mistrzostwo świata za delikatność i subtelność.

Akkus

Akkus ze swoją linią głośników RedWine. Można było posłuchać – jak sama nazwa mówi białych zestawów głośnikowych RedWine 71 oparte o (generalnie) trudne w aplikacji przetworniki Accutone. W generalnym zalewie przeciętności owe kolumny może nie błyszczały pełnym blaskiem, ale były na tyle interesujące, że kazały mi przyłożyć ucho na dłużej. Bogaty, barwny żywy dźwięk tylko miejscami ocierający się o wyostrzenie powoduje, że mogą być doskonałą propozycja dla posiadaczy zbyt zamulonych systemów, szczególnie pentodowych. Przypuszczam, że wydobędą z nich i życie, i muzykę. Udany produkt z naprawdę ładnie ułożonym dźwiękiem.

Zingali Acoustic

Absolutnie w pozytywnym tego słowa znaczeniu naturalny wokal i cała średnica. Brak pobarwień i wyostrzeń. Proporcje w całym paśmie zachowane prawie wzorcowo, dynamiczna góra z doskonale zaaplikowanym głośnikiem wysokotonowym w tubie. I oczywiście jak to Włosi - pięknie wykonane. Ozdoba salonu i radość dla uszu.

Tenner&FriedlRa122

To chyba (na szczęście) ostatni przykład trudności z wyłowieniem brzmienia zestawów głośnikowych. Całość była tak spójna i koherentna i barwa i ciekawa (można byłoby tych „i” powstawiać więcej), ale czy jest potrzeba? Bardzo ciekawa konstrukcja aplikacja głośnika nisko-średniotonowego tych rozmiarów współosiowo z tweeterem wymaga nie lada wprawy i umiejętności. Angażujący dźwięk. Bez potrzeby analizy składowych pasma – po prostu „kupuję” to w całości. Kolejne duże zaskoczenie z mało znanym na naszym rynku sprzętem.

Sudgen Audio

W tym roku Szemis nas zaskoczył. I to pozytywnie. Pięknie zachowane proporcje w paśmie, nic się nie narzucało, nic się nie wyrywało. Naturalna, bogata barwa, góra zespolona z resztą pasma. Małe niedostatki na basie, ale to zrozumiałe, jak na takie kolumny. W każdym razie interesująca propozycja z naprawdę doskonałym dźwiękiem. I da się nie wydać 2 milionów złotych, a mieć znakomity dźwięk w swoich czterech ścianach (to oczywiście przytyk do dźwięku z zeszłorocznego zestawienia systemu Kondo).

Polskie konstrukcje

Na sam koniec należy z wielką przyjemnością chciałbym wspomnieć o świecącym jasnym blaskiem punktem na mapie naszych rodzimych konstrukcji, jakim była konstrukcja duetu hobbystów-konstruktorów znanych z forum audiostereo.pl, a wystawiających swoje konstrukcje w pokoju DIY. Dlaczego o tym wspominam? A to, dlatego że „Misiomor” i „Twonk” (konstruktorzy) po raz kolejny pokazali, że połączenie solidnej wiedzy inżynierskiej, odpowiedniego backroundu matematyczno-fizycznego z pasją i zaangażowaniem oraz zrozumieniem i całkowitym panowaniem nad materią elektryczną i akustyczną w dziedzinie projektowania zespołów głośnikowych procentuje po tysiąckroć. Słuchając ich konstrukcji, wydaje się nie mieć żadnego znaczenia, z czego są zrobione membrany użytych przez nich przetworników i od jakich producentów/serii pochodzą (czytaj: ile kosztowały). Zaprezentowali oni na tegorocznym Audio Show trójdrożne konstrukcje o nazwie Elica. ‘Elica’ to z włoskiego „śmigło” – nazwa nawiązuje do przeciwległych ścięć na rogach, które nie są zabiegiem czysto estetycznym. Mają poważne zadanie, o którym zapomina wielu konstruktorów – a mianowicie zagadnienie ugięć dyfrakcyjnych i związanych z tym zjawiskiem zmiany wypadkowej charakterystyki. Brak uwzględnienia tego zjawiska gubi początkujących lub niedoświadczonych konstruktorów, a czasem nawet konstruktorów o dość dużym obyciu z tematyką konstruowania zespołów głośnikowych. Wracając do tematu – te trójdrożne zestawy z nieczęsto spotkanym rozwiązaniem w postaci membrany biernej w miejsce bas-refleksu dawały pełny, barwny, zrównoważony i „realny” dźwięk, który mimo swojej bezpośredniości obył się (sic!) bez żadnych wyostrzeń w zakresie wyższego środka. Co zresztą – mowa o rzeczonych wyostrzeniach – powoli staje się normą w nawet bardzo kosztownych „firmowych” konstrukcjach. Obyło się także bez dudniącego basu, co jest o tyle istotne, że nie było go mało! I nie był mały! Ze znakomitym basem współgrał w fantastycznej symbiozie cały zakres midbasu, niski środek i środek. Ilość (rozdzielczość), barwa i proporcje materiału muzycznego w tym zakresie przerastały wielokrotnie droższe konstrukcje. Do tego zespolenie z naturalną górą i wyważonym acz (jak wspomniałem) żywym i precyzyjnym, ale wystarczająco gęstym wyższym środkiem o naturalnej barwie musiało się podobać. Żeby być w zgodzie z prawdą i sumieniem należy dodać, że to nie był dźwięk takiej jakości, jak w zeszłym roku z kolumn Clockwork tych samych konstruktorów. Brakowało im nieco tej ogłady, aksamitności i spójności, choć po prawdzie tylko w zakresie średnio-wysokotonowym, co w rzeczonych konstrukcjach pokazywanych na zeszłorocznym AS. Ale zaznaczmy – budżet był co najmniej dwa razy mniejszy! Wedle uzyskanych u źródła informacji, gdyby Elica miała w przyszłości zostać wdrożona do produkcji, cena kształtowałby się w przedziale 10-12 000 zł za parę, a i tak byłaby to cena okazyjna.

I to już wszystko. Dziękuję tym, którzy dobrnęli do końca. Nie wiem, czy ułatwiłem komuś zadanie, czy skłoniłem do poszukiwań, czy zaprzeczyłem, bądź potwierdziłem to, co sami słyszeli. Tak czy inaczej pisałem to z pełną świadomością i będąc w pełni władz umysłowych a także wedle najlepszej mojej wiedzy i doświadczenia. Jeśli pojawiły się jakieś niedomówienia błędy czy przekłamania – wybaczcie. Jestem tylko człowiekiem, to był tylko jeden dzień i wbrew pozorom (co rzadkie w świecie audiomelomanów czy audiofilów) nie jestem wszechwiedzący i wciąż się uczę. Zresztą chyba jak każdy, kto chce wiedzieć więcej.

Post Scriptum

Tak z innej beczki. W skrócie: im dłużej żyję, tym bardziej świata nie rozumiem. Wpis ten dedykuję znacznej większości zwiedzających z którymi miałem (na szczęście) anonimową styczność w „kuluarach”. I co gorsza - co rok (mam wrażenie) jest gorzej. Szanowni (niektórzy) zwiedzający, słuchający i wystawcy. Przestańcie w końcu chrzanić głupoty, zwłaszcza takie, które idą „w świat”. Słuchając tego, co się mówiło na korytarzach i w salach miałem nieodparte wrażenie, że można byłoby zrobić doktorat na analizie osobowości reprezentatywnej grupy audiofili. Było to też doskonałą wprawką jako walidacja wiadomości w zakresie wstępu do psychoanalizy Freuda.
To, z czym miałem styczność wskazuje jednoznacznie, że Freud się nie mylił. Że faktycznie funkcjonuje w realnym świecie pojęcie „faza narcyzmu pierwotnego”. Ale dotyczy to przecież noworodków i niemowląt!
Obserwacje poczynione na żywych obiektach przechadzających się po Audio Show lub w trakcie lektur forów audio wskazują na to, że Superego wykorzystuje łącznie i zakrywa nawet Ego i Id, a pierwotne instynkty zdają się nie istnieć. Ważne jest tu i teraz. Staram się zrozumieć, choć na dziś dzień mi to nie wychodzi, że są osoby, których SuperEgo każe wierzyć, że „wiem wszystko najlepiej, znam się na tym jak cholera, pozjadałem na audio wszystkie rozumy, czego to ja nie słuchałem i gdzie, na ilu koncertach byłem, wiem dobrze jak brzmi obój werbel, skrzypce, altówka, klarnet i kontrabas. I trudno.”

A najgorsze, że pod tą przykrywką kryje się często owo zwykłe: „nie znam się dobrze na muzyce i sposobach jej odtwarzania, nie mam pojęcia o składowych wpływających na dźwięk, nawet nie bardzo wiem jak poukładać te zależności w jedną całość, bardzo mało systemów w życiu słyszałem, nigdy tak naprawdę nie słyszałem dobrze zestawionego systemu z najwyższej półki, który byłby jakimś wzorcem, nigdy nie słyszałem na żywo z bliska i z daleka większości instrumentów, nie znam ich naturalnej barwy, posługuję się językiem, którego do końca nie rozumiem, mam kompleksy z braku środków na tak drogie hobby” .
No, ale żeby nie było aż tak trudno się do tego przyznać – zwłaszcza przed innymi – trzeba mieć klasę. A brak środków finansowych to nie powód do frustracji, ostatecznie mówimy o produktach luksusowych. Wszak za małe pieniądze – jak się umie i wie, co w trawie piszczy – można zestawić pięknie grający system. Bowiem „nie wszystko złoto, co się świeci!”

O autorze

Autor relacji, Marcin Michalczyk jest twórcą marki Sound&Line.