pl | en

Wzmacniacz zintegrowany

 

Egg-Shell
PRESTIGE 15WS

Producent: Encore Seven
Cena (w Polsce): 7700 zł

Kontakt:
Encore Seven Krzysztof Grabowski
ul. Goleszowska 31/28 | 43-300 Bielsko Biała


tel.: +48 886 586 554 | e-mail: hello@encore7.com

www.encore7.com

Kraj pochodzenia: Polska


ielokrotnie pisałem o pewnej specyfice polskiego rynku audio, dla mnie niezrozumiałej, w ramach której większość audiofilów z naszego pięknego kraju nad Wisłą niechętnie patrzy na rodzime produkty. Wielu z nich wybiera wzmacniacze, kolumny, etc. produkowane za granicą nie dlatego, że są lepsze od polskich, tylko dlatego, że – jakkolwiek głupio to brzmi – nie są polskie. Kilkadziesiąt lat wrednego systemu politycznego promującego na każdym kroku bylejakość sprawiło, że nawet dwadzieścia kilka lat po jego szczeznięciu polscy klienci mają ograniczone zaufanie do produktów ze swojego kraju. Wielkie akcje pt: „Dobre bo polskie”, „Teraz Polska” i inne przyniosły pewien skutek, ale dotyczyły przede wszystkim produktów żywnościowych i codziennego użytku. O promowaniu polskiej myśli technicznej wciąż nikt na większą skalę nie pomyślał, a szkoda. Dlatego od lat firmy stąd, działające w branży audio, mają pod górkę – większość, o ile nie wszystkie, którym udało się rozwinąć swoją działalność, osiągnęła to poprzez sprzedaż większości swoich produktów zagranicą. Paradoks? I owszem, ale na dobrą sprawę konieczność, o ile z tego typu działalności chce się faktycznie żyć. „High Fidelity” od lat stara się dokładać swoją cegiełkę do promowania tego co polskie i dobre w audio, nie tylko poprzez, tradycyjnie polski, numer wrześniowy, ale i przy każdej innej okazji, gdy tylko ciekawy polski produkt do nas trafia. Niemniej to właśnie numer wrześniowy jest najmocniejszym akcentem wyrażającym nasze poparcie dla dobrych polskich produktów – których przecież nie brakuje.


Na bazie doświadczenia z ostatnich kilku lat zaryzykuję i powiem, co następuje: albo coś zaczyna się w końcu w świadomości klientów zmieniać, albo polscy przedsiębiorcy są nad wyraz uparci. Nowych firm audio pojawia się bowiem coraz więcej, oferują one coraz różnorodniejsze produkty, tak że dziś można by złożyć kilka kompletnych systemów na niemal każdej półce cenowej, zbudowanych wyłącznie z klocków wyprodukowanych tu i teraz. O ile kolumn, wzmacniaczy i kabli od lat było na rynku sporo, o tyle w ostatnich latach doszły do tego także źródła – odtwarzacze CD, „daki”, a nawet gramofony i konwertery USB o meblach audio i akcesoriach antywibracyjnych nie wspominając. Na dobrą sprawę przychodzą mi do głowy jedynie dwa rodzaje produktów, których jeszcze się u nas nie produkuje – słuchawki i wkładki gramofonowe. Czy i tych się kiedyś doczekamy? Kto wie? Na dziś miłośnicy słuchawek odkryli już pewnie polską firmę Forza Audioworks, która oferuje m.in. bardzo ciekawe i rozsądnie wycenione kable słuchawkowe. Są już kable to może doczekamy i słuchawek? Te w końcu już kiedyś się w Polsce produkowało.
Warto zauważyć fakt, iż coraz więcej rodzimych produktów to dopracowane konstrukcje i to zarówno pod względem brzmieniowym, jak i – co dawniej nie było standardem – pod względem projektu plastycznego. Proszę zobaczyć jak są wykonane i wykończone choćby testowane przeze mnie do tego numeru trzy polskie lampowe integry - i to nie tylko zdecydowanie najdroższa Amare Musica, ale i najtańszy w tym towarzystwie Virtus 300; proszę zobaczyć choćby tak często wychwalane przeze mnie kolumny Ardento, które nie dość, że fantastycznie grają, to na dodatek są pięknym kawałkiem mebla, proszę zajrzeć na stronę Forza Audioworks i zobaczyć jak porządnie można zrobić „głupie” kable. No właśnie – że „można” wiadomo od dawna, ale tylko część polskich firm to robiła. Teraz robi to zdecydowana większość doskonale zdając sobie sprawę, że klienci są bardziej wymagający niż dawniej – jeśli już wydają ciężko zarobione pieniądze na klocki audio to one mają nie tylko grać, ale i wyglądać – spełnienie tego drugiego warunku jest równie ważne jak pierwszego. Klient ma prawo wymagać, a producenci zrozumieli, że ich wytwory muszą się wybijać ponad konkurencję także wyglądem.

Opisywany tu wzmacniacz znalazłem jakiś czas temu w sieci, bodaj w dziale nowości jednego z branżowych portali. Oczywiście już sam fakt, że to wzmacniacz lampowy wyprodukowany w Polsce zwrócił moją uwagę, ale zainteresowanie wzrosło jeszcze bardziej, gdy zobaczyłem jego zdjęcia. EggShell Prestige prezentują się bowiem (to cała rodzina, a nie jeden model) po pierwsze bardzo efektownie, a po drugie oryginalnie. Szklany front, za którym w lustrzanym wnętrzu umieszczono lampy – te w stopniu wejściowym osadzone „tradycyjnie”, ale lampy mocy pod kątem w dwóch rzędach, metalowa pokrywa mocowana na magnesach, boki wykonane z MDF-u – ale malowane błyszczącym lakierem, więc wyglądają jak metalowe – duże pokrętło regulacji głośności, ale nie zwykła gałka, tylko spore, pracujące w poziomie kółko i mała, bardziej tradycyjna gałka selektora wejść. Kiedy dotarł do mnie egzemplarz testowy firma oferowała tylko jedno wykończenie – takie jak na zdjęciach, a dziś dostępne są już trzy. Mój egzemplarz był biały z czarnymi elementami frontu, a obecnie można wybrać także czarny wzmacniacz lub „albinosa”, czyli biały, w którym zamiast czarnych elementów użyto jasnych. Już samo to pokazuje, że firma, choć dopiero zaczyna działalność pracuje stale nad ulepszaniem oferty, dostosowywaniem jej do wymagań klientów. Wzmacniacz Prestige pracujący w klasie A występuje w dwóch wersjach różniących się mocą wyjściową – do testu otrzymałem mocniejszą, oznaczoną symbolem „15” (15W), ale dostępna jest także druga wersja „9” (9 W). Różnice między nimi to nie tylko sama moc, ale i zastosowanie lampowego zasilania w „słabszym” modelu. Testowana wersja daje oczywiście nieco większą swobodę w doborze kolumn. 15 W to co prawda także nie jest dużo, ale o ile podepniemy do tego wzmacniacza kolumny o łagodnym przebiegu impedancji i przyzwoitej skuteczności, to powinien sobie z nimi spokojnie poradzić. Producent wzmacniacza zapewnił mi, nawiasem mówiąc, taką możliwość organizując dostawę polskich kolumn firmy Sounddeco (4 Ω i 88 dB) tylko po to, żebym posłuchał i takiego zestawienia. Jak widać po parametrach nie są to wysokoskuteczne kolumny, ale pan Krzysztof Grabowski (z Encore7) takowego zestawienia wcześniej słuchał, więc było to połączenie sprawdzone, na temat którego chciał uzyskać jeszcze dodatkową opinię. A wszystko to po to, żeby klientom zainteresowanym zakupem wzmacniacza móc zarekomendować pasujące i klasą brzmienia i wyglądem polskie (!) kolumny. Zważywszy na bardzo dobre wrażenie jakie kolumny Sounddeco zrobiły na mnie w czasie ubiegłorocznego Audio Show (czytaj TUTAJ) nie miałem nic przeciwko przetestowaniu również i takiego zestawienia. Oczywiście w czasie testu podstawowymi kolumnami były moje Matterhorny, ale kilka dni pograły u mnie także z Alphy F2.

Nagrania użyte w teście (wybór)


  • Georges Bizet, Carmen, RCA Red Seal 39495, FLAC.
  • Renaud Garcia-Fons, Oriental bass, Enja B000005CD8, FLAC.
  • Wolfgang Amadeus Mozart, Symphonies, Scottish Chamber Orchestra, Linn Records CKD 350, FLAC.
  • Dire Straits, Communique, Vertigo 800 052-2, FLAC.
  • Arne Domnerus, Jazz at the Pawnshop, Proprius ATR 003, LP.
  • Dead Can Dance, Spiritchaser, 4AD/Mobile Fidelity MOFI 2-002, LP.
  • Muddy Waters & The Rolling Stones, Live At The Checkerboard Lounge, Chicago 1981, Eagle Rock Entertainment B0085KGHI6, CD/FLAC/LP.
  • Rodrigo y Gabriela, 11:11, EMI Music Poland 5651702, FLAC.
  • AC/DC, Back in black, SONY B000089RV6, CD/FLAC.
  • Buddy Guy, Living proof, Silvertone Records 88697-78107-1 LP.
  • Etta James, Eddie 'Cleanhead' Vinson, Blues in the Night, Vol.1: The Early Show, Fantasy B000000XDW, CD/FLAC.
  • Carlos Santana, Shaman, Arista, 74321959382, CD/FLAC.
  • Ella Fitzgerald & Louis Armstrong, Ella and Louis, Verve/Lasting Impression Music LIM UHD 045, CD.
  • Leszek Możdżer, Piano, ARMS 1427-001-2 , CD/FLAC.
  • Hugh Laurie, Didn't it rain, Warner Music 2564645710, CD/FLAC.
Japońskie wersje płyt dostępne na


Cz. 1: Egg-Shell + Sounddeco

Wiele osób odwiedzających ostatnie Audio Show było zaskoczonych widząc pięknie wykonane i wykończone kolumny marki, o której do tej pory nie słyszeli. Oczywiście sprawa się szybko wyjaśniała – firma Witowa od dawna produkuje obudowy kolumn dla wielu różnych marek, więc wiedzy i doświadczenia im nie brakuje, a to oni właśnie do nich należy marka Sounddeco. Wystarczyło owe naprawdę pięknie wykonane i wykończone obudowy „wypełnić”, by potencjalnie uzyskać bardzo ciekawe konstrukcje. Kolumny wzbudzały na AS ogromne zainteresowanie nie tylko wyglądem, ale i brzmieniem. Ponieważ do tej pory nie miałem okazji posłuchać żadnego modelu u siebie, więc na propozycję pana Krzysztofa Grabowskiego przystałem z ochotą. Dyskutowaliśmy co prawda, czy powinien to być model F2, czy F3, który wydawał się nieco bardziej przyjazny lampie, ale w końcu zdecydowaliśmy się na ten pierwszy, bo po pierwsze pan Krzysztof takiego zestawienia już słuchał, po drugie F3 to jednak wielkie kolumny i pomimo wyższej skuteczności mogłyby być zbyt dużym obciążeniem dla 15-watowego wzmacniacza na lampach. Kolumny wykonano naprawdę pięknie, a białe wykończenie znakomicie komponowało się z wzmacniaczem EggShell – o wykończoną na biało elektronikę nie jest łatwo (mówię tu o źródłach, bo wzmacniacz przecież miałem), ale gdyby i taką udało się jeszcze dobrać to powstałby jeden z ładniejszych systemów, jakie zdarzyło mi się u siebie gościć [w kolorze białym dostępne są produkty węgierskiego Heed Audio i niemieckiego MBL-a; dostępne są także gramofony w tym kolorze, np. Transrotora – przyp. red.]. Pozostało jedynie sprawdzić, czy faktycznie 15 W testowanego wzmacniacza wystarczy do ich napędzenia.

Jak już kilka razy wcześniej pisałem w idealnych warunkach recenzent, ale i każdy audiofil, słuchający nowego urządzenia powinien do niego podchodzić bez żadnych uprzedzeń i oczekiwań. Prawda jest natomiast taka, że im więcej urządzeń się odsłucha, tym większe ma się doświadczenie i tym trudniej jest nie zakładać pewnych rzeczy z góry. W przypadku wzmacniaczy opartych na lampie EL34, czyli takich jak testowany Prestige, zwykle dźwięk można określić mianem raczej ciepłego, z nasyconą średnicą i dość wyraźnie zaokrąglonymi skrajami pasma – rzecz by wręcz można, że to taki, niekoniecznie pozytywny, stereotyp przypisywany wszelkim lampom, który w przypadku EL34 faktycznie sprawdza się dość często. Naprawdę trudno mi było „wyłączyć” założenie, że to co usłyszę będzie właśnie tak brzmiało.
Pierwszy kawałek – dźwięk raczej po ciepłej stronie mocy, ale bynajmniej nie ocieplony, nie przesłodzony, żadnego „mulenia”. Wejście gitary basowej – wow! - Mocno, mięsiście, z niezłym powerem, może nie najwyższa liga w zakresie konturowości, czy szybkości, ale to przecież wzmacniacz za niespełna 8 tys. PLN, a nie np. Kondo za 55 tys. EUR. W każdym razie na pewno nie było tu typowego dla EL34 wyraźnego zaokrąglenia basu. A co słychać na górze?

Dźwięczne, nieźle dociążone blachy, raczej z gatunku słodszych, ale w dobrym tego słowa znaczeniu – pewnie, że da się pokazać tu nieco więcej blasku, dźwięk mógłby być nieco bardziej otwarty, ale było naprawdę nieźle, a jak na moje doświadczenia z tą lampą wręcz bardzo dobrze. Przeszkadzajki na płycie Patricii Barber – dobrze różnicowane, pokazujące sporą paletę barw i odcieni, dźwięczne. Całość prezentacji, jak już wspominałem, nie aż tak otwarta, jak choćby w moim systemie, ale też i nie miałem wrażenia, że dźwięk jest zamknięty. Było tu sporo powietrza, dużo detali, trójwymiarowa, choć nie nadzwyczajnie wielka scena z dobrą lokalizacją źródeł pozornych. Średnica, jak można się było spodziewać, gęsta, gładka, nasycona, ale także detaliczna i dobrze różnicowana, co przekładało się na naprawdę dobre różnicowanie wokali, czy instrumentów akustycznych. Choć obawiałem się nieco o to, że Alphy F2 mogą być zbyt trudnym obciążeniem dla Prestige 15, to jednak nie było to wcale tak oczywiste. Wiele zależało tu od głośności słuchania, a po części od repertuaru – przy wysokich poziomach głośności, gdy przyszło do słuchania choćby AC/DC, albo nagrań symfonicznych, słychać było pewne ograniczenia tego zestawienia. Na rozsądnym poziomie, czyli takim, z jakim zwykle słucha się muzyki w domu, na dobrą sprawę nie było żadnych objawów niedopasowania kolumn i wzmacniacza. Innymi słowy – nie jest to może zestaw do nagłaśniania imprez, pewnie miłośnicy ciężkiego grania także wybraliby inny wzmacniacz do napędzenia F2 (bo z moimi ModWrightami nawet tę cięższa muzykę grały bardzo dobrze), ale przy codziennym słuchaniu sprawdza się bardzo dobrze. Dodatkowe wartości takiego zestawu – bardzo wysoki WAF przy jednak umiarkowanej, jak na dzisiejsze czasy, cenie (kolumny kosztują ok. 7 tys. PLN) oraz fakt, że to znakomicie wykonane produkty polskie, trudno przecenić. Tak, chcę to podkreślić: fakt, iż produkt powstaje w naszym kraju i spokojnie może konkurować nawet z wyżej wycenioną zagraniczną konkurencją, jest jego zaletą, którą należy podkreślać.


Cz. 2: Egg-Shell + Matterhorn

Jak już wspominałem odsłuch z kolumnami Sounddeco był wartością dodaną tego testu. Główny odsłuch odbywał się jednak z moimi Matterhornami. To kolumny, które są oczywiście zdecydowanie łatwiejszym obciążeniem dla wzmacniacza, no i jednak pochodzą z innej, wyższej półki cenowej. Od pierwszej chwili było słychać, że zdecydowanie wyższa efektywność Bastianisów (100 dB) pozwoliła testowanemu wzmacniaczowi jeszcze bardziej rozwinąć skrzydła, czego można się było tego spodziewać. Wspominana, delikatnie ciepła, gęsta i gładka średnica zyskała nieco na namacalności, co było zasługą kolumn jako takich, ale Prestige 15 dzielnie je w tym wspierał. Owa namacalność dotyczyła co prawda przede wszystkim pierwszych planów, ale całościowo scena także zyskała na wielkości - przede wszystkim na głębokości - i nieco lepszej separacji owych dalszych planów. Było to doskonale słychać choćby na Jazz at the Pawnshop, gdzie mocno stłoczone na niewielkiej scenie instrumenty w pierwszym systemie potrafiły się momentami nieco zlewać, a teraz były wyraźniej odseparowane. To, że scena zrobiła się głębsza, a szczegółowość dalszych planów większa pokazał odsłuch Carmen - mojej sztandarowej nieomal płyty testowej, pozwalającej ocenić i wielkość sceny i umiejętność separacji poruszających się po scenie źródeł dźwięku (śpiewaków i chórów). Co prawda słychać było lekkie faworyzowanie pierwszego planu – głosy solistów były mocne, gęste, dobrze różnicowane, ale i wspomniane, wędrujące w głębi sceny chóry, choć nie tak dobrze zdefiniowane w sensie wielkości, wyraźnie przemieszczały się w łatwych do określenia kierunkach. Ważnym elementem prezentacji była jej strona emocjonalna – w końcu akcja Carmen pełna jest dramatycznych wydarzeń i emocji, z których oddaniem testowany wzmacniacz Egg-Shell poradził sobie naprawdę dobrze. Z moimi Matterhornami, grającymi potężnym, dociążonym, ale jednak nie doskonale konturowym basem, słychać było delikatne zaokrąglenie na dole pasma.

O ile z Sounddeco na rozsądnych poziomach głośności Prestige 15 dobrze kontrolował bas i owego zaokrąglenia właściwie nie było słychać, o tyle teraz, za sprawą co prawda łatwiejszych do napędzenia, ale już z natury oferujących nieco mniej konturowy bas, Matterhornów, owa cecha lamp EL34, o którą obawiałem się nieco przed rozpoczęciem odsłuchu, po nałożeniu się na cechę własną kolumn, stała się w pewnym stopniu słyszalna. Tyle, że z drugiej strony, to nadal był najlepszy, najbardziej zwarty bas jaki udało mi się do tej pory uzyskać z połączenia wzmacniacza na tej lampie z Bastianisami. Już to mówi, że panu Krzysztofowi Grabowskiemu udało się „wycisnąć” z EL34 więcej, niż większości konstruktorów. To, czy owo delikatne zaokrąglenie zwracało uwagę zależało w pewnej mierze od repertuaru. Przy kawałkach z kontrabasem nie miało to żadnego znaczenia, bo to nie jest instrument grający jakimś wybitnie konturowym basem. Gdy przychodziło do rockowych kawałków z np. mocną, twardą stopą, albo twardą gitarą basową – wówczas dźwięk miał odpowiedni power, dobrą dynamikę, niezłe tempo, ale jednak odrobiny tej twardości, konturu brakowało. Pod tym względem najlepszym połączeniem było, wspominane już w ich recenzji, zestawienie z Existence Erotic. To kolumny z pojedynczym szerokopasmowcem w obudowie bas-refleks; połączenie z Prestige 15 dawało szybki, zwarty bas i to bez słyszalnego udziału rury bas-refleksu.
Wracając do zestawienia z Matterhornami – o ile na dole pasma brakowało odrobiny konturu, o tyle nie miałem powodu by narzekać na tempo, czy rytm, z których prowadzeniem Egg-Shell radził sobie naprawdę dobrze. Stąd bluesowa sesja, jaką sobie urządziłem z tym zestawem, potrwała sporo dłużej niż zakładałem. Etta James zabrzmiała energetycznie, z pełną gamą emocji, choć może nie aż tak namacalnie, jak z moim Symphony II. Specyficzny głos doktora House'a z jego nowej płyty, wypadał przekonująco – charakter brzmienia Egg-Shella jakoś wyjątkowo dobrze zgrywał się z owym naturalnym przeciąganiem niektórych zgłosek przez Hugh Lauriego, a że dodatkowo większość kawałków jest opartych o rythm'n'bluesowe rytmy, więc odsłuch, połączony z wyobrażaniem sobie dr House'a walącego w klawisze, był niezła zabawą. Świetnie słuchało się np. płyty Rodrigo i Gabrieli – nie dość, że brzmienie gitar było bardzo naturalne, to jeszcze Prestige potrafił wykrzesać z moich kolumn iście meksykański ogień. Co ciekawe nie było tu takiej szybkości, jaką oferował choćby wzmacniacz Amare Musica, ale mimo że szybkość jest ważnym elementem tej muzyki, to delikatne spowolnienie dźwięku w najmniejszym stopniu nie przeszkadzało. Egg-Shell niejako „pokrywał” ten niewielki niedostatek dynamiką i bezpośredniością prezentacji, które sprawiały, że nie odnosząc tego grania bezpośrednio do innego wzmacniacza, mógłbym w ogóle ten fakt przeoczyć. A tak wieczór z kilkoma płytami sympatycznej meksykańskiej pary gitarzystów dał mi sporo radości, a wspomnienia znakomitego koncertu w Stodole odżyły.


Podsumowanie

Egg-Shell Prestige 15 to, moim zdaniem, bardzo udany debiut nowej, polskiej marki. Urządzenie zwraca uwagę już swoim oryginalnym i naprawdę ładnym projektem plastycznym – pod tym względem bije na głowę większość konkurencji, nawet 2-3 razy droższej. Współczynnik WAF jest oczywiście na wysokim poziomie, co dla wielu osób ma duże znaczenie. Zresztą nie ma co zwalać na partnerów – audiofile też w końcu lubią gdy ich ukochane klocki cieszą nie tylko ucho, ale i oko. To na co mogą kręcić niektórzy współcześni, leniwi audiofile, to brak pilota – regulacja głośności dużym pokrętłem jest całkiem wygodna i precyzyjna, ale faktem jest, że żeby ją wykonać, trzeba się ruszyć z kanapy... Na szczęście nie wszystkim to przeszkadza. Brzmieniowo to także spora niespodzianka. Wzmacniacz oparto o popularną pentodę (po dwie na kanał) EL34, która znana jest raczej z dobrej, gęstej, kolorowej średnicy i dość wyraźnie zaokrąglonych skrajów pasma. W tym wypadku delikatne zaokrąglenie basu usłyszałem wyłącznie ze swoimi kolumnami, które po prostu mają taki właśnie charakter. Z pozostałymi dwoma modelami, do których podłączałem Prestige15 tego efektu właściwie nie było. 15 W wydaje się być niezbyt dużą wartością, ale w praktyce wystarczyło nawet do napędzenia sporych kolumn Sounddeco o skuteczności 88 dB (4 Ω). Innymi słowy to wzmacniacz, który poradzi sobie nie tylko z wysokoskutecznymi kolumnami, ale i z tymi poniżej 90 dB, choć zapewne nie każdymi i - jak w każdym przypadku tak i tu - o sukcesie będzie decydowało konkretnie zestawienie. Delikatnie ciepły, gładki, dobrze dociążony dźwięk, dobre prowadzenie rytmu, przestrzenne granie, choć z nieco preferowanymi pierwszymi planami i wyrafinowanie brzmienia, nieczęsto spotykane na tym poziomie cenowym – to wszystko zalety tego urządzenia, dzięki którym mogę z ręką na sercu napisać: dobre i polskie. Rekomendacja!

Egg-Shell Prestige15 to polska lampowa integra firmy Encore7, pracująca w klasie A. Oparto ją o pentody mocy EL34 (po dwie na kanał) firmy Tungsol. Uwagę zwraca oryginalny projekt obudowy wzmacniacza. Frontową ściankę wykonano z przeźroczystego szkła, a wnętrze za ową szybką ma powierzchnię lustrzaną. Lampy stopnia wejściowego i sterujące umieszczono zaraz za frontową szybką w tradycyjny (pionowy) sposób, ale lampy mocy montowane są ukośnie. Na froncie znajduje się duże, umieszczone poziomo kółko, będące pokrętłem regulacji głośności, a wystające, umieszczone centralnie na froncie mniejsze pokrętło to selektor wejść. Wzmacniacz wyposażono w trzy wejścia liniowe, a na froncie, w dolnej części umieszczono trzy oznaczenia tychże wejść – wybrane w danym momencie jest podświetlane. Z tyłu, na metalowej ściance oprócz już wspomnianych trzech wejść niezbalansowanych (RCA) znajdują się gniazda głośnikowe, z osobnymi odczepami dla kolumn 4 i 8-omowych, oraz gniazdo sieciowe ze zintegrowanymi bezpiecznikami. Górną pokrywę (łatwo zdejmowaną, dzięki mocowaniu na magnesy) oraz ścianki boczne, tylną i spód obudowy wykonano z aluminium pomalowanego, w przypadku testowanego egzemplarza, na biały, błyszczący kolor. Na froncie obudowy znajdują się czarne elementy, czarne są również cztery niewielkie nóżki, na których całość spoczywa. Na spodzie znajdują się także dwa przyciski służące do dwustopniowego włączania urządzenia. Już w trakcie odsłuchów otrzymałem informację od pana Krzysztofa, że trwają prace nad dalszym udoskonaleniem obudowy wzmacniacza (chodziło m.in. o uzyskanie większej sztywności górnej pokrywy). Jak można dziś już zobaczyć na firmowej stronie obecnie oferowane są także jeszcze dwie inne wersje kolorystyczne. Trafa zamknięte są w osobnej puszce, znajdującej się z tyłu obudowy. We wnętrzu nie znalazłem żadnych płytek scalonych – montaż wykonano w 100 procentach metodą punkt-punkt.

Dane techniczne (wg producenta)

  • Klasa pracy: A
  • Moc: 2 x 15 W
  • Pasmo przenoszenia: 30 Hz – 20 kHz (+/- 3 dB)
  • Odczepy wyjściowe: 4 i 8 Ω
  • Wejścia: CD, DVD, AUX
  • 8 lamp



system-odniesienia