pl | en
Test
Interkonekt + kabel głośnikowy + kabel sieciowy
Fadel Art MOONLIGHT

Ceny (w Polsce):
11 300 zł (2x1,2 m RCA) + 14 500 zł (2x2,5 m) + 6900 zł (1,5 m)

Producent: Fadel Art Technology

Kontakt:
7, rue de la Fontaine de Jouvence
95460 Ezanville | Francja
tel.: +33 (0) 1 39 35 93 34

e-mail: info@fadelart.fr

Strona internetowa producenta: www.fadelart.fr

Kraj pochodzenia: Francja

Tekst: Marek Dyba | Zdjęcia: Marek Dyba

Data publikacji: 16. czerwca 2013, No. 110




Nie przepadam za testowaniem kabli! A to ci wstęp do testu okablowania… Powtarzam to już od kilku lat, czyli właściwie od początku recenzenckiej „kariery”. Chociaż nie, to nie do końca prawda, jako że to samo twierdziłem już wcześniej jako „regularny” dźwiękofil. Dlaczego? Bo należę do osób, które uważają, że kabel idealny to kabel przezroczysty, który pełni wyłącznie swoją prymarną funkcję – przewodzi impulsy elektryczne nie wpływając na nie w żaden sposób. A skoro tak, to w praktyce każdy kabel, niezależnie od ceny, nie spełnia tego założenia, gra poniżej ideału, więc właściwie należałoby opisywać jego słabości, a nie zalety. Oczywiście kwestią jak najbardziej powiązaną jest druga, o której też już kilka razy pisałem. Skąd właściwie mamy wiedzieć, jak przeźroczysty (skoro już używam tego określenia) jest używany/testowany kabel? Teoretyczna odpowiedź jest prosta – jeśli wyraźnie słyszymy znajomy charakter połączonej kablami elektroniki (czy kolumn) to znaczy, że wpływ kabli jest niewielki. No dobrze, tylko skąd mamy znać „prawdziwy” charakter tejże elektroniki, skoro nie ma idealnie przeźroczystych kabli, a bez kabli słuchać w ogóle się nie da, więc nie mamy okazji tego sprawdzić? Oczywiście trochę upraszczam, bo testując system z kilkoma setami okablowania pewne jego cechy usłyszymy zawsze, więc można przyjąć, że to jego cechy natywne. Tyle, że nigdy właściwie nie znamy 100% możliwości danego systemu, czy też tak do końca, do ostatniego aspektu, charakteru jego brzmienia. Z jednym setem dany system zabrzmi nieco wolniej, z innym szybciej, z jednym zagra bardziej otwarty dźwiękiem, z innym bardziej „zamkniętym”, jaśniej, ciemniej, etc., etc., etc. De facto więc testując konkretny kabel, czy też zestaw kabli, jak w tym przypadku, sprawdzamy jaki mają one wpływ na brzmienie danego systemu, co w pewnym stopniu można ekstrapolować również na inne, ale i tak należy taki set sprawdzić w konkretnym systemie. No i sprawdzamy także, czy ten wpływ nam się podoba, czy zmiany idą w kierunku, jakiego oczekujemy. W końcu trudna sztuka budowy systemu, który daje danej osobie satysfakcję ze słuchania muzyki, to tak naprawdę zebranie elementów, które razem zagrają tak, jak ta osoba tego oczekuje. Sztuka jest tym trudniejsza im więcej elementów mających własny charakter próbujemy zgrać ze sobą – a to jeszcze jeden argument za tym, żeby choć kable miały własnego charakteru jak najmniej.

Dlatego właśnie kable testuję rzadko i właściwie niemal tylko wtedy, gdy mnie one w jakiś sposób szczególnie zainteresują. Tak było w swoim czasie z kablami ASI tworzonymi przez, można powiedzieć, byłego jubilera Franka Tchanga, który przy ich tworzeniu wykorzystywał swoją wiedzę dotyczącą obróbki metali szlachetnych, łącząc bardzo małe fragmenty różnych metali w sobie tylko znanych sekwencjach – a efekt był nad wyraz ciekawy. Podobnie było z produktami LessLossa powstającego za naszą wschodnią granicą – na stronie internetowej właściciel firmy jasno napisał co chciał osiągnąć, co traktował jako priorytet i to mnie przekonało do wypróbowania jego produktów. Żaden z tych producentów nie należy do grupy „majorsów”, ich kable nie są tanie, ale też i nie horrendalnie drogie (porównując z firmami meanstreamowymi). Te drugie wybrałem w końcu na swoją referencję, której się trzymam, nie czując wielkiej potrzeby zmian – nie dość, że oferują świetne brzmienie (i takie jak lubię!), to dodatkowo mają znakomitą relację ceny do jakości. Oczywiście wybór ten wynikał po części także z posiadanego systemu – jeśli przesiądę się kiedyś na zdecydowanie lepszy, to być może lepsze (czytaj droższe) kable będą miały sens – na dziś są więcej niż wystarczające sprawdzając się także często z testowanymi, droższymi od moich własnych, urządzeniami.

Dostałem jednak od Naczelnego propozycję nie do odrzucenia – testu kabli francuskiego Fadela, którego w zasadzie można zaliczyć... no jeśli nie do „majorsów”, to chociaż do bardzo znanych producentów okablowania. Mimo tego wziąłem Moonlighty, bo o tę konkretnie serię chodzi, do testu, głównie z jednego powodu. Kiedyś pożyczyłem od znajomego jeden z interkonektów tej marki – nie pamiętam już dokładnie, który to był model, ale wydaje mi się, że to był jakiś Coherence. To, co zapamiętałem z tamtego odsłuchu to wyjątkowa gładkość i spójność dźwięku, które wspominam do tej pory – różne kable pokazywały inne zalety, ale w tych dwóch aspektach właściwie żadne (według tego co podpowiada mi zawodna pamięć) temu Fadelowi nie dorównywały. Od tamtej pory nie słuchałem u siebie żadnych innych produktów tego francuskiego producenta, ale tylko i wyłącznie dlatego, że po prostu nie było po temu okazji. Skoro więc takowa szansa się pojawiła i to od razu w postaci jednego z wyższych modeli z aktualnej oferty Fadela nie mogłem sobie odmówić sprawdzenia, czy to, co pamiętam jako „fadelowskie” brzmienie faktycznie nim jest.

ODSŁUCH

Płyty użyte do odsłuchu (wybór)

    Eva Cassidy, Eva by heart, Blix Street 410047, FLAC. Cassandra Wilson, New moon daughter, Blue Note; CDP 7243 8 37183 2 0, FLAC. Georges Bizet, Carmen, RCA Red Seal 74321 39495 2, CD i FLAC. Dyjak, Publicznie, UBFC CD0111, FLAC. Raul Midon, State of mind, EMI 0946 3560012 4, FLAC. Cassandra Wilson, Travelin’ Miles, Blue Note 7243 8 54123 2 5, FLAC. The Ray Brown Trio, Soular energy, Pure Audiophile PA-002 (2), LP. Patricia Barber, Companion, Premonition/Mobile Fidelity MFSL 2-45003, 180 g LP. Arne Domnerus, Jazz at the Pawnshop, Proprius, ATR 003, LP. Dead Can Dance, Spiritchaser, 4AD/Mobile Fidelity MOFI 2-002, LP. Metallica, Metallica, Vertigo 511831-1, 4 x LP. Paco De Lucia, John McLaughlin, Al Di Meola, Friday Night in San Francisco, Philips 6302137, LP. AC/DC, Live, EPIC E2 90553, LP. Rodrigo y Gabriela, 11:11, EMI Music Poland 5651702, FLAC. Take 6, The standard, Heads up B001D94L3O , FLAC.
Japońskie wersje płyt dostępne na

Do testu otrzymałem interkonekt niezbalansowany, kable głośnikowe i sieciówkę z serii Moonlight. Wszystkie trzy kable wyglądają właściwie identycznie – są dość grube, acz niezbyt sztywne, mają polipropylenowe osłonki w kolorze białym ze srebrną 'jodełką' (Moonlight to w końcu blask/światło księżyca). Identyczny wygląd (poza końcówkami) jest zgodny z filozofią francuskiej firmy, której ideą przewodnią jest koherencja.

By takową uzyskać sugeruje się stosowanie kabli o takiej samej strukturze w całym systemie – taka sama budowa ma gwarantować podobną prędkość przesyłu sygnału w każdym kablu. Gdy popatrzymy na produkty innych firm to najczęściej interkonekty wyglądają/mają inną grubość, często także budowę, niż kable głośnikowe, czy sieciowe. W tym przypadku jest inaczej – wszystkie wyglądają (oczywiście z zewnątrz) jakby zrobiono je z kawałków tego samego przewodu. Kable Fadela mają budowę koaksjalną (współosiową) – producent pisze o dwóch wiązkach (20 +10) drucików miedzianych i srebrnych, na ekran wykorzystano folię aluminiowa, a na izolator wybrano bawełnę.

Zarówno interkonekty jak i kable głośnikowe kończą się kilkunastocentymetrowymi odcinkami kabla o zdecydowanie mniejszej średnicy i jeszcze większej elastyczności, co wybitnie ułatwia ich wpinanie do gniazd (to zdecydowanie prostsze niż w przypadku moich stosunkowo sztywnych LessLossów Anchorwave). Interkonekty (RCA) mogą być zakończone albo bardzo dobrymi wtykami Bullet Plug, albo wtykami RCA Fadel Ultima (do testu otrzymałem tę pierwszą wersję). Kable głośnikowe zakończone są wysokiej klasy widełkami (w teście), lub bananami WBT. Wtyki kabla sieciowego wyglądają na Wattgate'y, ale mogę się mylić – termokurczliwe koszulki nie ułatwiły mi zadania rozpoznania ich producenta. Kable zapakowano w ładne, ale nie wystawne, kartonowe pudełka. Pewnie, że miło jest, gdy kable otrzymujemy w ślicznym, drewnianym pudełku, ale zważywszy, że po wyjęciu z nich kabli, właściwie już nigdy do nich nie wracamy (no chyba, że w przypadku sprzedaży), to płacenie dodatkowych pieniędzy za „wypasione” opakowania jest mało rozsądne, żeby nie nazwać tego dosadniej. Innymi słowy, Moonlighty Fadela zrobiły na mnie jak najlepsze pierwsze wrażenie.

Ponieważ w przypadku LessLossów, których używam na co dzień, najlepszy efekt daje użycie wszystkich kabli naraz (sieciówek, IC i SC), a i z filozofii francuskiej firmy także wynikało, że należy wpiąć je wszystkie razem, Moonlighty testowałem jako cały set. Wpiąłem ten zestaw w system (IC między phonostage i wzmacniacz, później między DAC a wzmacniacz, a sieciówkę początkowo do phonostage'a, a później do DAC-a i do wzmaka) i... nie pozostało mi nic innego, jak stwierdzić dwie rzeczy. Po pierwsze – moja pamięć nie jest znowu aż tak zawodna, jak mi się czasem wydaje, przynajmniej nie w przypadku wyjątkowych, audiofilskich przeżyć/doświadczeń. Testowane kable dawały dźwięk niezwykle gładki i spójny, z czego wnoszę, że to faktycznie znak firmowy Fadela, poniekąd zgodnie z tym, co deklaruje sam producent. Dwa przykłady to oczywiście trochę za mało na poparcie tego ostatniego stwierdzenia, ale to właśnie te cechy przychodziły mi na myśl, gdy tylko wpinałem Fadele w system.

Na tych zaletach lista się nie kończy, ale od nich listę zaczynam i one zajmują dwa czołowe miejsca. Wypływają z nich bowiem kolejne – choćby organiczność, a więc naturalność, płynność i namacalność brzmienia, elementy sprawiające, że muzyki się nie tyle słucha, ile chłonie ją całym sobą. Kolejną kwestią jest trójwymiarowość przekazu. Dzięki niej akceptacja, czy wręcz absorpcja kreowanego przez system spięty Fadelami obrazu jest automatyczna. Nie ma zastanawiania się, czy poszczególne elementy brzmią tak jak powinny, czy głosy są takie, jakie je pamiętamy z koncertów, czy wszystko jest odpowiednio poukładane na scenie, czy może w ogóle scena powinna być większa/mniejsza etc., etc. Wszystko jest bowiem 'na swoim miejscu' i w naturalny sposób przyjmujemy to do wiadomości, tak jak na koncercie, gdy przecież także nie dyskutujemy z tym, co widzą nasze oczy i słyszą nasze uszy. Instrumenty i głosy brzmią naturalnie, z naturalną miękkością właściwą wszystkim instrumentom akustycznym i wszystkim wokalom, nawet tym na pierwszy rzut ucha chropowatym. Wynika to w jakimś stopniu z wspomnianej cechy natywnej tych kabli – gładkości, ale i spójności.

To nie aż tak częste połączenie sprawia, że nic się tu nie wysuwa przed szereg, żaden podzakres pasma nie próbuje dominować reszty, nie ma wyostrzeń, utwardzeń ani na górze, ani na dole pasma. Średnica wydaje się co prawda dość ciepła, ale właśnie naturalnie ciepła, a nie „dogrzana”, nie tracąc przy tym niczego ze znakomitej rozdzielczości, nie gubiąc żadnych detali. Góra pasma, choć można by ją określić jako słodką i delikatną, nie jest wycofana, choć może na samiuteńkim topie odrobinę zaokrąglona. Nie brak tu jednak powietrza, otwartości, ani dźwięczności. Blachy perkusji, czy orkiestrowy trójkąt mają odpowiednią masę, blask, wybrzmienie, da się odczuć, jak wibrują uderzone pałeczką.
Na dole pasma jest masa, wypełnienie, pewne prowadzenie rytmu, dobre różnicowanie, choć trzeba także zauważyć, że nie są to najszybsze kable dostępne na rynku, a i bas niekoniecznie jest superkonkturowy. Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie ma tu mowy o jakimkolwiek spowolnieniu ani wyraźnym zaokrągleniu dźwięku, ale też i nie ma wrażenia takiej szybkości, czy tak ostrego konturu linii basowej jak choćby w przypadku drogich Nordostów. I jeśli o mnie chodzi, to zdecydowanie wolę wersję Fadela, który dba o właściwy balans między szybkością a dociążeniem dźwięku. Przekazowi nie brakuje dynamiki – w każdym energetycznym nagraniu czuje się „power”, bas ma wykop, z głośników bucha ogromna porcja energii, jeśli tylko takową uchwycono w nagraniu.
Średnica jest tu główną częścią pasma, ona przede wszystkim decyduje o owym poczuciu gładkości, płynności i naturalności dźwięku. Duże nasycenie, namacalność, ogromna porcja emocji – wszystko to składa się na nad wyraz naturalną prezentację. Jakże pięknie i łatwo śledziło się popisy wokalne, zarówno w nagraniach z pojedynczymi głosami, jak i w bardziej złożonych, choćby na płytach Take 6, gdzie cała magia leży w niezwykłej współpracy między wokalami, z których każdy ma swoją rolę do odegrania. Fadele przyczyniły się do fantastycznej prezentacji owych powiązań, współzależności, harmonii, nie zapominając o dogłębnym, precyzyjnym pokazaniu faktury i barwy każdego głosu.

Nie można zapomnieć o jeszcze jednym aspekcie, który jest bardzo mocną stroną testowanych kabli. Otóż wpięcie w ich system dało pierwsze wrażenie powiększenia w moim systemie, już przecież i tak sporej, sceny. Pierwsze wrażenie nie zawsze jest do końca słuszne. Scena wcale nie została powiększona, ale raczej zwiększyła się jej precyzja – lepiej odseparowane zostały kolejne plany, a odległości między poszczególnymi źródłami dźwięku zostały wyraźniej zaznaczone. Do tego dochodzą jeszcze wybrzmienia, otoczka akustyczna, pogłos – czyli elementy, które nie tyle zwiększają scenę, ile sprawiają, że słuchacz jest bardziej świadomy tego, że scena nie kończy się wcale na najodleglejszym instrumencie, bo zazwyczaj jeszcze i za nim i po bokach jest trochę miejsca, gdzie powstają odbicia, a te wirtualnie scenę powiększają, dają lepsze wyobrażenie o wielkości sali, w której dokonano rejestracji nagrania. Moje LessLossy, pomimo wyraźnie niższej ceny, potrafiły dodać od siebie jedną rzecz, której Fadele nie dawały, a przynajmniej nie w takim stopniu jak litewskie kable – niezwykle czarne, aksamitne tło. Być może jeszcze bas był odrobinę bardziej konturowy, ale to już była różnica na granicy percepcji. W pozostałych aspektach, w moim systemie, Moonlighty miały mniejszą lub większą przewagę nad kablami odniesienia. A spójność i gładkość ich prezentacji to coś absolutnie wyjątkowego, co chętnie widziałbym (słyszałbym) we własnym systemie. Może kiedyś...

Podsumowanie

Producenci kabli audio potrafią obiecywać wiele rzeczy, które potem albo nie znajdują pokrycia w rzeczywistości, albo znajdują, ale jedynie w pewnych systemach. Fadel w zasadzie obiecuje niewiele, bo skupia się na jednej rzeczy – koherencji. Oczywiście nie dlatego, że to jedyna rzecz, którą ich kable robią dobrze, tylko dlatego, że spójność to podstawa dobrego dźwięku, to od niej należałoby zaczynać, bo bez niej nie da się „zrobić” dobrego brzmienia. Gdy wgryziemy się głębiej w ową spójność konstrukcji i brzmienia kabli francuskiej firmy okaże się, że to tylko słowo-klucz, które po rozebraniu na czynniki pierwsze zawiera w sobie właściwie wszystko, by z głośników dobiegł nas niezwykle z jednej strony przyjazny dla ucha, ale z drugiej bogaty, detaliczny, złożony, przestrzenny dźwięk, od którego nie sposób się oderwać. Ile z tego wynika ze sposobu w jaki Fadele traktują przepływający przez nie sygnał, a ile z tego, że na ten sygnał wpływają jedynie w niewielkim stopniu? Któż to wie?

Dystrybucja w Polsce
Music Art Design

ul. Spółdzielców 31/27 | 43-300 Bielsko-Biała
tel.: 697-177-197 | Poland

e-mail: info@musicartdesign.eu

Strona internetowa: www.musicartdesign.eu


system-odniesienia