pl | en
Felieton
Przychodzi klient...
czyli po drugiej stronie barykady




To trzecia część cyklu felietonów opisujących świat
audio od strony sprzedawcy. Nietypowa, bo choć
się do nich odnosząca, próbująca na to spojrzeć
z drugiej strony – kupującego.


Cz. I pt. Odsłuch, czytaj TUTAJ
Cz. II pt. Nie tak łatwo, czytaj TUTAJ


Tekst: Tomasz Liniewicz
Zdjęcia: Tomasz Liniewicz

Data publikacji: 1. marzec 2013, No. 107




Bardzo zaciekawił mnie artykuł pt. Przychodzi facet do… Zostały tam poruszone wręcz filozoficzne problemy, np. jak powinien brzmieć dźwięk??? Czy to, co słyszymy jest prawdziwym dźwiękiem (przecież inaczej słyszy klient, a inaczej sprzedawca)? A może oszukuje nas sprzęt grający (częstokroć drogi)? A może to ja jestem w błędzie i się nie znam na dźwięku? A w tym wszystkim musi odnaleźć się i sprzedawca, i klient (i każdy musi z tego spotkania wyjść z twarzą). Tak więc problem jest wielowątkowy i rozwojowy, przeczuwam, że zakończy się to jakimś doktoratem z psychologii dźwięku lub socjologii muzyki.

Chciałbym i ja dodać swoje trzy grosze. Nie jestem zapalonym audiofilem, nie mam pojęcia co to jest krzywa harmoniczna, niezbyt interesuje mnie spór o układ dwudrożny vs układ iluś-tam drożny, mgliste mam pojęcie o średnicach, mięsistych basach, wycofanych sopranach etc. Po prostu lubię posłuchać dobrej muzyki (a jaka to?) na dobrym sprzęcie (a jaki to?), w dobrych warunkach (jakich to?). Byłem w różnych salonach hi-fi. Generalnie nie narzekam na złe traktowanie. Zdarzyło się jednak kilka zgrzytów. Kiedyś tam wymyśliłem, że będę szczęśliwym posiadaczem odtwarzacza CD (to był ten pierwszy raz, pierwszy krok w chmurach świata audiofilskiego) . Po uzbieraniu odpowiedniej kwoty i po gruntownej lekturze tematu wybór padł na wyrób firmy Rotel. Poleciałem więc pełen nadziei i nastawiony na moc wrażeń odsłuchowych, aby usłyszeć od sprzedawcy, czyli dla mnie: guru dźwięku, że …”Rotel to nie jest firma audiofilska”. No cóż, pomyślałem sobie, że się nie znam i jestem profanem w tej świątyni i już nigdy nie poszedłem do tego sklepu (jak to dobrze, że ktoś wymyślił konkurencję). Nie chcę przy tym zastraszać sprzedawców, jak najbardziej wyrażajcie swoje opinie, warto jednak pamiętać, że o tym co jest audiofilskie, a co nim nie jest decyduje ten, kto zostawia u was kasę. Przepraszam, że piszę tak wprost, ale taki jest merkantylny poziom dźwięku. Poza tym odsłuch odbywał się w tym samym pomieszczeniu, gdzie stały i grały inne sprzęty (np. telewizory plazmowe), a sam salon był zlokalizowany w jakiejś galerii handlowej. Kiedy padło pytanie ze strony sprzedawcy „czy jest pan zadowolony i czy reflektuje?” Odpowiedź mogła być tylko jedna

Innym razem chciałem kupić wzmacniacz, na który było mnie stać – chciałem wybrać coś ciekawego. W tym celu ponownie udałem się do świątyni, choć innej, dźwięku. Pan sprzedawca zaprezentował mi kilka sprzętów kilku renomowanych marek, a na koniec zapytał, czy „może chce pan posłuchać, jak powinno brzmieć kino domowe?” Nie chciałem być niegrzeczny, więc się zgodziłem. Pokaz jednego zestawu trwał dłużej niż odsłuchy wyżej wymienionych razem wziętych! Co mnie obchodzi jakieś kino domowe, jakiejś nieznanej mi firmy amerykańskiej (co z tego, że uznana, ponoć)? Chciałem zostawić kilka tysięcy złotych i wyjść ze sklepu ze wzmacniaczem. No ale w końcu się zgodziłem - cierp ciało, kiedyś chciało. Wzmacniacz zdobyłem w innym salonie, ale też musiałem przełknąć gorycz niezamożnego klienta – amatora. Otóż pan sprzedawca w pewnym momencie, już po kilkunastu dobrych minutach odsłuchu wypali: „Wie pan, o - ten wzmacniacz (tutaj wymienił markę), to dopiero świetnie gra, wręcz idealnie, tylko kosztuje 25 000 zł!!!” No cóż… Zapewne, jeślibym przyszedł z taką kasą, to miszczu pokazałby mi sprzęt za 60 000 zł. O co im chodzi po tej drugiej stronie barykady??? Chcą pokazać kto tu rządzi??? Jeśli tak, to już teraz, od razu, bez walki wywieszam białą flagę.

Kolejny przypadek zatytułowałbym „kliencie nie wychylaj się poza swój przedział cenowy”. Po raz kolejny przekroczyłem próg świata zakazany dla profanów. Tym razem chciałem kupić kolumny (czyli zestawy głośnikowe). Oczywiście padło pytanie, ile mogę przeznaczyć pieniędzy na ten szczytny cel i zaczęliśmy testować sprzęta. Przez nieuwagę (głupotę) zapytałem „a te tam w kątku kolumny to dobre? Może tych bym posłuchał?”. Po ciężkim wzroku sprzedawcy poznałem, że popełniłem gafę, ba grzech w świątyni dźwięku – toż to był najprawdziwszy „haj end”.

A ja przyszedłem po sprzęt budżetowy, podczas, gdy tamten zarezerwowany był dla wybranych!!! I masz babo placek – wychyl się, bądź ciekawy świata dźwięku, żeby od razu wiedzieć gdzie twoje miejsce. Ech, ciężkie jest życie amatora.

W świecie dźwięku oddzielną kastę stanowią firmy kablarskie, to jest wręcz sekta! Przywiązuje klienta do siebie, jak mało kto. Kawałek kabla, a wiąże często na wieki, wieków. Ale powiem szczerze: ten fragment barykady lubię najbardziej. Kilka telefonów do producentów, wpłata kaucji za kable (nie zawsze) i przychodzą do domu – mogę testować do woli, w nocy o północy, pełen komfort. Zupełnie inne warunki! Zdaję sobie sprawę, że towar ów (profani powiedzą: zbędny dodatek) jest uprzywilejowany ze względu na wagę i gabaryty. Ale przecież (jak się domyślam) salony hi-fi, czyli świątynie idealnego dźwięku mają swoich stałych klientów (czytaj: „wyznawców”) i też mogą wysyłać kurierem do odsłuchu domowego owe obiekty kultu. I proszę zwrócić uwagę na to, że biedny sprzedawca nie będzie narażony na wysłuchiwanie dziwacznych komentarzy, jak chociażby we wspomnianym wcześniej artykule. Ale to nie jest moja broszka, niech tym zajmują się kapłani audio.

I to by była jedna strona medalu, czyli walka o sprzęt. A jeszcze jest druga strona medalu – wytłumacz żonie, że to pudełeczko ma tyle kosztować! Albo przychodzą znajomi, przy okazji włączam muzykę i pytają się „a to pudełeczko” (nieaudiofilskiej firmy) co tam pisze??? Rotel??? To ile kosztowało??? Ileee???!!!” Nie daj Boże aby zapytali się o kable! I w dodatku ich cenę! Widzę wtedy obłęd w ich oczach pomieszany z litością dla audiofila amatora, co ledwie zszedł z barykady, po zaciętych bojach z kapłanami audio. Na szczęście sprzęt ma grać dla mnie i mojej rodziny, cieszymy się, że możemy posłuchać dobrej muzyki (a jaka to?), na dobrym sprzęcie (jaki to?) i w dobrych warunkach (jakich to?). Ważne jest, aby czerpać radość z tego co się słyszy. Nieważne, że opinie fachowców są inne, że inne sprzęty są lepsze. Najważniejsza jest radocha, której nic nie zmąci. Latami słuchałem muzyki z zestawu Diory + kolumny Bolero. Co z tego, że dzisiejsi „szpece” by to wyśmiali, ale serce się radowało. kiedy pokój wypełniała ulubiona muzyka. Dzisiejsi klienci (tacy, jak we wspomnianym artykule) tak naprawdę są bardzo nieszczęśliwi. Sami nie wiedzą czego chcą, dokąd zmierzają i chyba nie zaznają ukojenia w świecie audio.

Czym się zajmuję? Obecnie jestem emigrantem w Holandii, pracuję w hucie stali (jedna z największy na świecie) Tata Steel - pracuje tu 12 000 tys. ludzi. Mój sprzęt to: wzmacniacz Creek Evo2, napęd CD - Atoll 100, głośniki AA - Phoebe, kable z Albedo (gra dobrze). A co chcę? Sam nie wiem... Mam nadzieję, że następny sprzęt będzie grał co najmniej tak samo dobrze…