pl | en
Test
Przetwornik cyfrowo-analogowy
Accustic Arts TUBE-DAC II MK2

Cena (w Polsce): 30 000 zł

Producent: SAE GmbH & Co. KG

Kontakt:
SAE GmbH & Co. KG
Hoher Steg 7 | 74348 Lauffen | Niemcy
tel.: +49 7133 97477-0 | fax: +49 7133 97477-40

e-mail: info@accusticarts.de

Strona producenta: www.accusticarts.de

Kraj pochodzenia: Niemcy

Produkt do testu dostarczyła firma: Soundclub

Tekst: Marek Dyba | Zdjęcia: Marek Dyba, Accustic Arts

Data publikacji: 16. luty 2013, No. 106




Tak się jakoś składa, że ostatnio ciągle trafiają do mnie przetworniki cyfrowo-analogowe. Wynika to zapewne przede wszystkim z dwóch faktów – po pierwsze wielkiego boomu na tego typu urządzenia, który obserwujemy od jakiegoś czasu i który jakoś wcale nie przygasa, a po drugie... przetworniki najczęściej są małe, lekkie, łatwo jest je więc dostarczyć do klienta/recenzenta. Testowany tym razem DAC trochę zaprzecza tej ostatniej tezie, podobnie jak i dwa inne testowane niedawno, czyli Audio-gd i Calyx Femto, wszystko bowiem są słusznych rozmiarów. Każdy z nich jest w stanie gabarytami i masą zawstydzić wiele urządzeń teoretycznie większych i cięższych, z niektórymi wzmacniaczami włącznie.

Ale po kolei – o ile się nie mylę, to na łamach „High Fidelity” jeszcze żadnego urządzenia tej marki nie testowaliśmy. Aż się wierzyć nie chce, bo przecież Accustic Arts już od ładnych kilku lat ma polskiego dystrybutora. Brand należy do niemieckiej firmy SAE (Schunk Audio Engineering), mającej swoją siedzibę i zakład produkcyjny w Lauffen am Neckar, niedaleko Stuttgartu. Firma nie jest już bynajmniej „młódką”, jako że powstała w 1996 roku. Na początku swoją działalność koncentrowała na rynku profesjonalnym, zajmując się przede wszystkim wyposażaniem studiów nagraniowych. Być może dlatego właśnie jej pierwszym seryjnym produktem były monitory bliskiego pola, słowem produkt w sam raz do studia. Nieco później powstała marka Accustic Arts (skrót od ACCUrate acouSTIC ARTS) – nazwa może nie do końca szczęśliwy, bo każda anglojęzyczna osoba zgrzyta zębami widząc taki „błąd” w nazwie firmy, stworzona dla urządzeń wytwarzanych już nie na rynek pro, tylko dla audiofilów. Dla tych ostatnich firma przygotowała praktycznie rzecz biorąc kompletną ofertę obejmującą kolumny, wzmacniacze i odtwarzacze CD (w tym dzielone), oraz kable i listwy. Słowem – można złożyć kompletny system tej marki. Niemniej w tym teście zajmę się referencyjnym przetwornikiem cyfrowo-analogowym, z lampowym stopniem wyjściowym, choć wspomnę również o transporcie CD tej samej firmy, o który dodatkowo poprosiłem dystrybutora.

ODSŁUCH

Płyty wykorzystane w odsłuchu (wybór)

  • Joseph Haydn, Les sept dernieres paroles de notre Rédempteur sur la Croix, Le Concert des Nations, Jordi Savall, Astree, B00004R7PQ, CD/FLAC.
  • Georges Bizet, Carmen, RCA Red Seal 74321 39495 2, CD/FLAC.
  • Etta James, Eddie 'Cleanhead' Vinson, Blues in the Night, Vol.1: The Early Show, Fantasy, B000000XDW, CD/FLAC.
  • AC/DC, Back in black, SONY, B000089RV6, CD/FLAC.
  • Arne Domnerus, Jazz at the Pawnshop, FIM XRCD 012-013, CD/FLAC.
  • John Lee Hooker, The best of friends, pointblank, 7243 8 46424 26 VPBCD49, CD.
  • Carlos Santana, Shaman, Arista, 74321959382, CD.
  • Eva Cassidy, Eva by heart, Blix Street 410047, CD.
  • Ella Fitzgerald & Louis Armstrong, Ella and Louis, Verve/Lasting Impression Music, LIM UHD 045, CD.
  • Dyjak, Publicznie, UBFC Cd0111, CD.
  • Miles Davis, Sketches of Spain, Sony Legacy, B001W63DYQ, CD/FLAC.
  • Tsuyoshi Yamamoto Trio, Autumn in Seattle, FIM XRCD 043, CD.
  • Leszek Możdżer, Piano, ARMS, 1427-001-2 , CD/FLAC.
Japońskie wersje płyt dostępne na

Jedno, co trzeba przyznać Niemcom z Accustic Arts to fakt, że nie zaskakują klientów designem swoich urządzeń. Dorobili się bowiem swojego własnego stylu, designu właśnie, który stosują z powodzeniem w każdym kolejnym urządzeniu. Na pierwszy rzut oka można więc stwierdzić, że to produkt AA (nie mylić z... Avantgarde Acoustic). Nie inaczej jest z drugą wersją (mkII) referencyjnego DAC-a. Urządzenie to słusznych rozmiarów, jak na przetwornik także dość ciężkie, choć można ostatecznie uznać, że jakimś uzasadnieniem masy i wielkości jest lampowy stopień wyjściowy (tak naprawdę masa w dużej mierze bierze się z bardzo solidnej obudowy).
Urządzenia tej firmy występują w dwóch odmianach kolorystycznych – albo naturalne, szczotkowane aluminium, albo wersja czarna, którą otrzymałem do testu. Cóż, jakoś wolę czarne urządzenia i nie mogę wykluczyć, że dystrybutorzy, którzy już się w tym połapali specjalnie przysyłają mi takie właśnie wersje, bo, nawet jeśli niektórzy będą twierdzić inaczej, to jednak w jakimś stopniu na nasz odbiór urządzenia wpływa także jego wygląd. Może więc liczą, że na czarne urządzenia będę patrzył łaskawszym okiem...
No może i mają rację. Czarny kolor nadaje temu DAC-owi dostojności, elegancji (i wyszczupla przy okazji) – i tak właśnie go odebrałem od razu po rozpakowaniu i ustawieniu na półce. Bardzo staranne wykończenie, dwie spore, srebrne gałki po bokach, srebrne, niewielkie logo pośrodku a pod nim trzy diody. Lewa (patrząc od frontu) gałka to selektor wejść, prawą włączamy/wyłączamy lampowy stopień wyjściowy. Diody pokazują (od lewej) czy na wybranym wejściu jest sygnał (gdy świeci na czerwono - nie ma, a gdy nie świeci w ogóle - jest), środkowa świeci na niebiesko, gdy urządzenie jest gotowe do pracy, a prawa zapala się, gdy stopień lampowy przełączymy w tryb 'standby'. Frontowa płyta jest nieco szersza niż samo urządzenie, trochę jak w urządzeniach wstawianych w tzw. „racki” – czyżby dowód na proweniencję studyjną? W górnej pokrywie wycięto sporej wielkości logo, a owo wycięcie, zabezpieczone od środka siateczką, jak sądzę, służy także jako wentylacja – wygląda to nad wyraz dobrze.
Z tyłu znajduje się dość specyficzny zestaw gniazd. Dlaczego specyficzny? Otóż niemiecki producent wejścia cyfrowe pogrupował – w jednej grupie znajdują się wejścia zoptymalizowane pod kątem sygnału o częstotliwości próbkowania do 48 kHz (XLR, BNC i koaksjal) – czyli z założenia pod klasyczny transport CD, a w drugiej zoptymalizowane pod „gęstsze” sygnały (USB do 96 kHz, 2 koaksjale i Toslink do 192 kHz). Oprócz tego do dyspozycji są wyjścia analogowe RCA i XLR, oraz cyfrowe (także koaksjal RCA i XLR).

Zacznę, jak to zwykle ostatnio w recenzjach przetworników, od pierwszego wrażenia. A może tym razem od jego braku... No właśnie, przy każdym z testowanych przetworników w notatniku pojawiał się jakiś zapis już po pierwszym kawałku, a tutaj nie bardzo wiedziałem co zapisać. Kartka pozostała więc czysta, a ja słuchałem dalej, i dalej, i dalej... Po przesłuchaniu kilku kolejnych płyt stwierdziłem w końcu, że oto muszę przedefiniować określenie, które w języku angielskim ma jednoznacznie pozytywny wydźwięk – „non-fatiguing sound”, gdy tymczasem w języku polskim określenie „niemęczący dźwięk” ma wydźwięk co najmniej dwuznaczny. Zapewne wiecie Państwo o co mi chodzi – to określenie takiego dźwięku, którego można słuchać godzinami. Nie dość, że z ogromną przyjemnością, to jeszcze kompletnie bez żadnego zmęczenia. Co ciekawe, w moim przypadku najczęściej taki dźwięk oferują urządzenia mające lampy na pokładzie, choć oczywiście trafiają się wyjątki od tej niepisanej reguły. Tu było to coś więcej niż po prostu niemęczący dźwięk. Chodziło o niesamowitą naturalność, gładkość i płynność dźwięku.
Wolałbym nie używać określenia „analogowy”, bo niektórym źle się to kojarzy, ale bez wątpienia testowany DAC, zwłaszcza razem z dedykowanym transportem CD, oferował dźwięk niezwykle zbliżony do tego, co oferuje dobry gramofon. Była tu ta niesamowita, naturalna miękkość dźwięku, której wielu urządzeniom cyfrowym brakuje, była płynność, spójność, oddech. Brakowało jedynie, może to zabrzmi paradoksalnie, żeby od czasu do czasu pojawił się jakiś trzask – wówczas czułbym się już całkiem jak w czasie odsłuchu czarnej płyty.
Proszę się nie zrażać wspomnianą miękkością dźwięku – nie ma nic wspólnego z typowym zaokrągleniem, czy ociepleniem. To raczej całkowity brak cyfrowych artefaktów, wyostrzeń czy ziarnistości, po których łatwo można odróżnić wiele (nie twierdzę, że wszystkie!) cyfrowych odtwarzaczy. Tu góra pasma jest czyściutka, klarowna, dźwięczna, wręcz bije od niej blask, który absolutnie nie jest związany z żadnym rozjaśnieniem. Accustic Arts TUBE-DAC II MK2 może zaskoczyć wiele osób, które uważają, że urządzenia, w których zastosowano lampy nie potrafią zagrać najwyższej góry, że jest ona niemal zawsze wycofana lub przynajmniej zaokrąglona. Nie w tym przypadku. Tu mamy piękną, otwartą, niezwykle dźwięczną, gładką górę, z cudownymi wybrzmieniami. Słychać absolutnie wszystko, aż do najwyższych słyszalnych tonów (oczywiście nie mogę wykluczyć, że ktoś z lepszym słuchem usłyszałby jakieś braki poza słyszalnym dla mnie zakresem).
Dźwięk jest otwarty, pełen powietrza, scena, choć z jednej strony ma po prostu właściwe proporcje, z drugiej jest tak namacalna i trójwymiarowa, że ma się ochotę powiedzieć, że jest ogromna, mimo że nigdy nie jest sztucznie powiększana. Słynna płyta Jazz at the Pawnshop została nagrana w stosunkowo niedużym klubie, a muzycy grali upchnięci na naprawdę niewielkiej scenie. I tak to dokładnie słychać – odległości między muzykami są niewielkie, wszystko rozgrywa się na stosunkowo niewielkiej przestrzeni, ale jednocześnie głosy i odgłosy dochodzące od strony publiczności, pojawiają się ewidentnie dalej. Niemiecki DAC dysponuje także zadziwiającą selektywnością i rozdzielczością, co na tej płycie doskonale słychać. Pomimo tak ciasnego 'upchnięcia' instrumentów każdy z nich jest samodzielnym, dobrze zdefiniowanym w przestrzeni, mającym odpowiednią masę i wymiary, źródłem. Nie ma mowy o jakimkolwiek zlewaniu się dźwięków dwóch bardzo blisko siebie umieszczonych instrumentów i jednocześnie kapitalnie słychać każdy detal, każdy nawet najcichszy dźwięk wydobyty z każdego z nich. Jednym z powodów, dla których uwielbiam słuchać tego nagrania (nagrań właściwie, bo na płytach CD ukazały się trzy części tego koncertu, a później na jubileuszowym wybraniu zebrano większość utworów na dwóch) jest cudowny ksylofon, niebywale dźwięczny, z uchwyconymi fantastycznymi wybrzmieniami. I choć miałem już w domu sporo wysokiej klasy źródeł, choć mam ten tytuł także na czarnej płycie, to jednak tak genialnych, bo naturalnych wybrzmień i aż tak wibrującej dźwięczności jak teraz, wcześniej nie słyszałem. Rzecz nawet nie w tym, że inne instrumenty brzmiały gorzej – nie, wszystkie grały pięknie, ale to właśnie ksylofon jest dla mnie najistotniejszą częścią tego nagrania i tym razem zachwycił mnie jak nigdy wcześniej. I to ze srebrnej płyty a nie z czarnej!

Najwyższy chyba czas podkreślić (bo wspominałem już wcześniej), że płyta kręciła się w transporcie Accustic Arts Drive II, który dostałem niejako dodatkowo. Faktem jest, że nie mam własnego transportu CD najwyższej klasy i choć z testowanym „dakiem” odtwarzacz wieloformatowy Oppo grał bardzo dobrze, to jednak uznałem, że żeby dać mu szanse na zaprezentowanie 100% możliwości, muszę poprosić o transport dorównujący przetwornikowi klasą A najłatwiej było wziąć urządzenie tego samego producenta. Transport i przetwornik spiąłem kablem BNC firmy Audiomica, model Flint Consequence, który pożyczyłem od producenta jeszcze w czasie wystawy Audio Show 2012 (zarówno w wersji BNC jak i koaksjalnej) i uparcie trzymam – oba grają znakomicie, ale kosztują tyle, że o zakupie mogę jedynie pomarzyć. Jak się okazało pożyczenie tego transportu było strzałem w dziesiątkę, bo dopiero razem zagrało to naprawdę genialnie.
Mówiąc szczerze, od dłuższego czasu naprawdę nieczęsto słucham płyt CD – mój odtwarzacz, jak na swoją cenę, gra co prawda bardzo dobrze, ale właściwie nie lepiej niż źródło w postaci komputera/Stello U3/TeddyDAC. Dlaczego miałbym się więc męczyć z płytami, skoro o wiele wygodniej jest grać z plików? Tymczasem od momentu podłączenia Drive II (którego otrzymałem kilka dni po przetworniku) słuchałem niemal wyłącznie srebrnych krążków. Po części wynikało to także z faktu, że wejście USB testowanego przetwornika jest co prawda dobre, ale tylko dobre. Oparto je na 'dobrym znajomym' – Tenorze 7022 – kości od której na dobrą sprawę zaczęło się poważne PC-Audio, ale... było to kilka lat temu. Dziś są już po prostu lepsze opcje, a wspomniany Tenor wydaje się być po prostu bezpiecznym rozwiązaniem dla firm, które dopiero wchodzą w temat. Proszę mnie źle nie zrozumieć – dźwięk uzyskany bezpośrednio z wejścia USB Accustic Artsa był naprawdę dobry, jeden z lepszych, jakie słyszałem z urządzeń wyposażonych w tę właśnie kość, ale jednocześnie w porównaniu do tego, co z wejścia USB pokazał choćby Calyx Femto, słychać było wyraźnie, że da się dziś przygotować dużo lepiej grający DAC USB.

Od czego jednakże mnogość wejść na tylnym panelu – wystarczy wziąć dobry konwerter USB, choćby niedrogie Stello U3, podłączyć kablem cyfrowym do jednego z wejść akceptujących sygnał do rozdzielczości 192 kHz i voilà! Możemy grać muzykę z komputera korzystając z, powiedzmy, 90% możliwości tego DAC-a. Nie, nie pomyliłem się – 100% rezerwuję dla zestawienia DRIVE II z TUBE-DAC II MK2. Bo przecież U3, choć znakomity, nie jest najlepszym konwerterem USB na świecie, więc całkiem możliwe, że również i z komputera można uzyskać 'stuprocentowy dźwięk'.

Wróćmy więc do muzyki. Równie namacalnie, przekonująco i wciągająco co Jazz at the Pawnshop brzmiało właściwie każde dobrze zrealizowane nagranie jazzowe, także te z wokalami. Gdy zaczynała śpiewać Ella Fitzgerald, czy Etta James ciarki dosłownie chodziły mi po plecach – tak niesamowicie realistycznie to brzmiało. Z jednej strony decydował o tym realizm trójwymiarowej, znakomicie poukładanej prezentacji, który sprawiał, że i wokalistka i każdy z towarzyszących jej elementów był pełnowymiarowym, mającym odpowiednie wymiary i wagę źródłem dźwięku, z konkretnym miejscem na scenie.

Z drugiej strony wybitna rozdzielczość i selektywność, sprawiające, że każde źródło dźwięku było równie czytelne, wyraźne i ważne. No i po trzecie niemieckie urządzenia potrafiły renderować głosy wokalistek z niebywałą precyzją, dostarczając jak na dłoni każdy detal barwy, faktury i emocji zawartej w każdym śpiewanym słowie. Umiejętność pokazanie tego ostatniego elementu, emocji, nie przestawała mnie zachwycać. Wystarczyło puścić naszego rodzimego wokalistę, który, jak to ktoś ładnie napisał, „śpiewa płacząc, rozdzierając własną dusze na strzępy”, czyli Marka Dyjaka, by dać się bezwarunkowo porwać dramatycznej historii jego życia, ukrytej w tekstach.
I tak można by właściwie o każdym dobrym wokalu – precyzyjnie oddana faktura głosu, barwa i niespotykanie ekspresyjne oddawanie emocji – pod tym względem jeszcze lepszego źródła cyfrowego nie było mi dane słyszeć.

Ale Accustic Arts to nie tylko mistrz, jak to niektórzy określają, audiofilskiego plumkania. W transporcie lądowały również płyty AC/DC, czy Johna Lee Hookera – słowem bardzo dynamiczny kawał rockandrollowego grania, i agresywnego, mocnego bluesa. W obu przypadkach podstawą do dobrego zagrania tych płyt jest pace&rhythm – tempo i rytm, tu absolutnie bez zarzutu. Żeby to dobrze wyszło potrzebny jest mocny, zwarty, rytmiczny bas ze świetnym timingiem – jak się okazało to także nie był żaden problem. Trzeba było zagrać ostre gitarowe riffy, oddać czysto mocno zachrypnięte głosy i to z tak mocnym podkładem instrumentalnym – zaliczone i zaliczone. Generalnie rzecz biorąc przy takiej muzyce można by sobie darować nawet studiowanie detali prezentacji – albo siedzi się obojętnie, albo niemal obojętnie, co oznacza, że gra do niczego, albo muzyka nas porywa nie dając wysiedzieć spokojnie – znaczy jest rytm, tempo, jest prawdziwa „jazda” i zaczyna się ładowanie akumulatorów (dlatego takiej muzyki nie należy słuchać w samochodzie za kółkiem, no chyba że w czasie rajdu). Nie mam pojęcia, czy testowany przetwornik sprawdziłby się w jeszcze cięższej muzyce – jakimś trash metalu, czy czymś takim, ale nie widzę żadnych powodów, dla których nie miałby tego także zagrać bardzo dobrze – wydaje się, że ma wszystko, co byłoby do takiego zadania potrzebne. No chyba, że mówimy o słabszych realizacjach, bo wówczas mogłoby się okazać, że Accustic Arts jest jednak „za dobry”, za dużo z płyty odczytuje i zbyt bezpośrednio pokazuje to, co na płycie nagrano. Ten DAC nie ma bowiem w zwyczaju ukrywać wad nagrań, nie ma tu ukrywania, wygładzania, zaokrąglania. Nie jest to może bardzo analityczny styl dCS-a, który słabości nagrania pokaże w tak klarowny sposób, że właściwie lepiej tych gorszych nagrań nie słuchać w ogóle, niemniej Accustic Arts bardzo wyraźnie nagrania różnicuje. Te bardzo dobre zabrzmią wybitnie, ale w tych słabszych nie będzie wątpliwości, co przy ich realizacji spaprano – np. płyty U2 pozostaną płaskie, suche, a krążki Carlosa Santany sprzed kilku lat będą miały przewalony bas.

Oczywiście w czasie mojej przygody z Accustic Arts TUBE-DAC II MK2 nie mogło zabraknąć choć odrobiny klasyki. Mając już przykłady tego, jak znakomicie to urządzenie radzi sobie z pokazywaniem przestrzeni, musiałem zagrać dwie płyty, w których odgrywa kluczową rolę. Po pierwsze moja ulubiona wersja Carmen z Leontyną Price. Wersja szczególna, bo raz, że von Karajan za pulpitem dyrygenckim oznacza niezwykle dynamiczną interpretację. Dwa, że jest to „duże” przedstawienie, stąd jeśli w tle mają maszerować chóry, to faktycznie tam są, przemieszczają się dość daleko za znajdującymi się na pierwszym planie solistami, co po prostu słychać. A słychać tym lepiej, im lepszy system, a więc i źródło. W jednej ze scen na pierwszym planie znajduje się trójka śpiewaków – primo śpiewających, secundo przemieszczających się po scenie, zaś na dalszym, bardzo głębokim planie, maszerują dwa chóry, oczywiście także śpiewające. No i oczywiście mamy tu także orkiestrę. Pokazanie tego w tak jasny, klarowny, wyrazisty i precyzyjny sposób, jak to pokazało testowane źródło, jest naprawdę niezłym wyczynem, bo wymaga połączenia wielu cech brzmienia, a tylko niewiele, najlepszych źródeł to potrafi. Tak jak Accustic Arts – selektywność i rozdzielczość pozwala śledzić każde ze źródeł dźwięku bez wysiłku, umiejętność oddania znakomicie poukładanej przestrzeni pozwala zachować porządek na scenie, przekonujące oddawanie emocji zawartych w głosach, namacalne rysowanie każdego z tych głosów, różnicowanie dynamiki i umiejętność swobodnego oddawania skoków tejże, co doskonale podkreśla emocje, nastrój chwili – wszystko to złożyło się na efekt w postaci przeżywania spektaklu jakby odbywał się przede mną.
Drugie z wyjątkowo przestrzennych nagrań, to wspominane przeze mnie często Siedem ostatnich słów Chrystusa na krzyżu. Oczywiście testowane urządzenie potrafiło pięknie oddać kunszt zespołu Jordi Savalla, ale bardziej chodziło mi tu o sprawdzenie tego, jak poradzi sobie z oddaniem niesamowitej atmosfery tego utworu, oraz efektów przestrzennych. Te ostatnie to oczywiście pokazanie, doskonale uchwyconego w nagraniu, ogromu kościoła, w których dokonano tej realizacji. Wedle „interpretacji” TUBE-DAC-a II MK2 zabrzmiało to równie znakomicie jak Carmen. Z tym, że tu nie siedziałem oczywiście w teatrze, tylko w niezbyt wygodnej, drewnianej ławeczce kościelnej, co jednakże nie miało większego znaczenia, bo ogrom wrażeń muzycznych i emocjonalnych nie pozwał myśleć o czymkolwiek innym, jak tylko o tej niezwykłej muzyce.

Gdyby komuś jednak było mało tego, co testowane urządzenie ma do zaoferowania w stanie fabrycznym, zawsze pozostaje jeszcze opcja, której nie ma w DAC-ach wykonanych w technologii solid-state – można się pobawić w wymianę lamp. Producent, właściwie jak każdy, sugeruje, żeby pozostać przy lampach, które sam wstawił. Pomimo naprawdę wybitnego dźwięku, każdego fana lamp korcić będą próby z różnymi NOS-ami, bo zawsze jest nadzieja, że można jeszcze lepiej, a nawet jeśli nie lepiej, to choć nieco inaczej. Pan Maciej z Soundclubu, znając moje zamiłowanie do lamp, przywiózł mi więc kilka kompletów różnych modeli, bo, jak stwierdził, ma sygnały od swoich klientów, że niektórzy z nich jednak wolą inne, niż fabryczne, lampy. Po dłuższych odsłuchach na tym, co dostajemy z fabryki odkręciłem kilka śrubek mocujących górną pokrywę i zaczęła się zabawa. Nie, przy żadnej z par lamp nie pojawiły się jakieś diametralne zmiany – ogólny, wybitnych charakter brzmienia tego urządzenia pozostał ten sam. Wymiana baniek próżniowych w tak dopracowanym urządzeniu skutkuje raczej delikatną zmianą smaku, że tak to kulinarnie ujmę. Wkładanie innej pary porównałbym właśnie do doprawiania potrawy do smaku, własnego smaku – to nadal ta sama potrawa, tyle że z subtelną nutką nowej przyprawy. Z przyprawami jest jednakże tak, że do jednej potrawy bardziej pasuje jedna, do innej inna. I trochę tak było właśnie z lampami. Np. po włożeniu pary Telefunkenów zapisałem niemal natychmiast – genialny fortepian! (na jednej z płyt Możdżera, a potem także Yamamoto).
Niesamowita masa, wolumen dźwięku, kapitalne wybrzmienia. Obaj panowie zdają się momentami wręcz walić w klawisze, co na niektórych systemach brzmi nieczysto, rozmywa się, brzmi jak zniekształcenia, ale nie tu – czyściutko, klarownie, po prostu pięknie. Gdy zamiast Telefunkenów w przetworniku wylądowały Brimary, poddane dodatkowo wymrażaniu, zachwyciłem się natychmiast trąbkami – czy to wielkiego Milesa, czy Louisa Armstronga, czy bardziej współczesną Hugh Masakele. Cudowna dźwięczność, czystość, oddech, klarownie, wyraziście pokazane te wszystkie drobniutkie detale, gdy trzeba było ostrość, wręcz drapieżność, a w odpowiednich momentach aksamit lejący się wprost z trąbek. Lampy RCA to z kolei gładkość, jedwabistość damskich wokali, nasycenie, piękna barwa, namacalność rodząca jeszcze bardziej intymny kontakt z wokalistką. Każda z tych par lamp podkreślała nieco pewne, jak najbardziej obecne z lampami fabrycznymi, zalety testowanego urządzenia. Czy podnosiły klasę dźwięku? To rzecz dyskusyjna, dlatego że dana para lamp „podciągała” zazwyczaj pewne cechy dźwięku, co w jednym rodzaju muzyki mogło być bardzo pożądane, ale w innym niekoniecznie.
Niemniej każdy posiadacz tego fantastycznego DAC-a zna swoje preferencje muzyczne i żonglując lampami może dopasować brzmienie pod taką muzykę, której słucha najczęściej. Mając więc przed sobą np. wieczór z fortepianem można włożyć lampy, na których wypada on najlepiej, wieczór bigbandowy – proszę bardzo, inne lampy. OK., może codzienna zmiana lamp byłaby nieco uciążliwa, ale z drugiej strony czegóż to nie robimy, by nasza ukochana muzyka brzmiała choć jeszcze odrobinę lepiej...

Podsumowanie

Od pewnego czasu testuję sporo przetworników cyfrowo-analogowych i robię to najczęściej pod kątem ich możliwości grania muzyki z plików, albo bezpośrednio z wejścia USB, albo za pośrednictwem konwertera USB. Osobiście niemal w ogóle nie gram już muzyki z płyt CD – pliki i winyl całkowicie zaspokajają moje potrzeby. Tymczasem zestaw Accustic Arts, czyli przetwornik + dedykowany transport, przypomniał mi, że i ze srebrnych płyt da się wydobyć mnóstwo cudownej muzyki, emocji i niezwykle przekonującą iluzję uczestnictwa w muzycznym spektaklu. Przez cały czas, gdy ten zestaw gościł u mnie ani razu nie włączyłem gramofonu – osoby, które mnie znają wiedzą, że to najwyższa rekomendacja, jaką odtwarzacz cyfrowy może ode mnie uzyskać. Howgh!



BUDOWA

Accustic Arts TUBE-DAC II MK2 to robiący znakomite pierwsze wrażenie przetwornik cyfrowo-analogowy z hybrydowym stopniem wyjściowym. Urządzenie mierzące 100x482x375 mm i ważące 12 kg wyposażono w niezwykle solidną i pięknie wykończoną obudowę z aluminium w kolorze srebrnym lub czarnym o ściankach grubości 10 mm. Na froncie w układzie symetrycznym znajdują się dwie duże, srebrne gałki – (patrząc od frontu) po lewej selektor wejść, po prawej włącznik lamp w stopniu wyjściowym. Pośrodku panelu frontowego znajduje się srebrne logo, a pod nim trzy diody: (od lewej) sygnalizacja, czy na wybranym wejściu jest podawany sygnał, sygnalizacja czy lampy są włączone czy w okresie rozgrzewania, sygnalizacja wyłączenia (standby) lamp. Z tyłu umieszczono 7 wejść cyfrowych (w dwóch grupach), 2 wyjścia cyfrowe (koaksjalne i AES/EBU) oraz wyjścia analogowe zbalansowane i niezbalansowane. Dolna grupa wejść cyfrowych jest zoptymalizowana dla sygnału wejściowego o maksymalnej częstotliwości próbkowania do 48 kHz (czyli z założenie dla klasycznych transportów CD) – mamy tu 1xAES/EBU, 1xkoaksjal, 1xBNC. W drugiej grupie, umieszczonej powyżej, mamy wejścia zoptymalizowane do pracy z sygnałem o częstotliwości próbkowania do 192 kHz. Tu są do dyspozycji dwie pary wejść. Jedna para to koaksjal i wejście optyczne Toslink, między którymi znajduje się przełącznik, który musimy ustawić w jednej lub drugiej pozycji. Druga para to kolejne wejście koaksjalneoraz port USB (akceptujący sygnał do 96 kHz). Obok znajduje się jeszcze gniazdo zasilania oraz główny wyłącznik urządzenia. W środku znajdujemy dwa, umieszczone w ekranujących je puszkach, transformatory toroidalne – 100 V A i 50 VA, z których większy zasila sekcję cyfrową urządzenia, a mniejszy stopień lampowy. Zasilanie podzielone jest na kilka osobnych sekcji – jedna zasila wyłącznie cyfrową obróbkę sygnału, osobna służy wyłącznie do rozgrzewania lamp, jeszcze inna zasila pracujące lampy. W sumie w zasilaniu umieszczono kondensatory o łącznej pojemności 84000 µF. Niemal cały układ zmontowano na jednej, dużej płycie głównej, a jedynie sekcję cyfrową dedykowaną sygnałowi wysokiej rozdzielczości umieszczono na osobnej, mniejszej płytce.
Sygnał z wejścia cyfrowego trafia do odbiornika tegoż sygnału, a następnie do 'precyzyjnego 32-bitowego procesora' (obejmujący 32-bitowy filtr cyfrowy, precyzyjny zegar, ośmiokrotny oversampling), który kalkuluje precyzyjny sygnał w postaci 2x32-bity, który następnie trafia do 32-bitowych DAC-ów (po jednym na kanał), a w końcu do hybrydowej sekcji wyjściowej. Składają się na nią OPA 627 Burr-Browna oraz lampa (po jednej na kanał) 12AX7. Lampy są specjalnie dobierane i parowane (stąd sugestia producenta by nie wymieniać ich na inne) – nie ma na nich co prawda wyraźnych oznaczeń, ale według informacji, które znalazłem producent stosuje lampy JJ Tesla. Kością obsługującą wejście USB jest Tenor 7022L.

Specyfikacja techniczna (wg producenta)

Wejścia cyfrowe do 192 kHz:
2 x S/P-DIF; RCA (75 Ω) | 1 x TOSLINK; optyczne
Wejścia cyfrowe do 96 kHz:
1 x USB 2.0
Wejścia cyfrowe do 48 kHz:
1 x AES/EBU; zbalansowane (110 Ω, XLR) | 1 x S/P-DIF; RCA (75 Ω) | 1 x S/P-DIF; BNC (75 Ω)
Wyjścia cyfrowe:
1 x S/P-DIF; RCA (75 Ω) | 1 x AES/EBU; zbalansowane (110 Ω, XLR)
Wyjścia analogowe:
1 x zbalansowane – 2 x 33 Ω (XLR) | 1 x niezbalansowane – 33 Ω (RCA)
Zniekształcenia (THD+N): 0,003% (24 bity)
Pasmo przenoszenia: 22 Hz - 22 kHz
Przesłuch międzykanałowy: 107 dB
Lampy: 12 AX 7; wersja wojskowa
Wymiary (H x W x D): 100 x 482 x 375 mm
Waga: 12 kg

Dystrybucja w Polsce
SoundClub Sp. z o.o.

ul. Skrzetuskiego 42
02-726 Warszawa

tel.: 22 586 3270 | fax: 22 586 3271

e-mail: soundclub@soundclub.pl

www.soundclub.pl



system-odniesienia