Wzmacniacz zintegrowany ModWright Instruments KWI 200 Cena (w Polsce): KWI 200 - 20 000 zł Opcje: DAC - 3000 zł, phono - 1000 zł , czarny - 1000 zł Producent: ModWright Instruments Inc. Kontakt: 21919 NE 399th Street ǀ Amboy, WA 98601 ǀ USA tel.: +1 360.247.6688 | e-mail: info@ModWright.com Strona producenta: www.ModWright.com Kraj pochodzenia: United States of America Urządzenie do testu dostarczyła firma: Soundclub Tekst: Marek Dyba Zdjęcia: Marek Dyba | ModWright Instruments (srebrna wersja) |
Data publikacji: 16. października 2012, No. 102 |
|
Firma ModWright powstała w podobny sposób, jak wiele innych firm. Jej właściciel, Dan Wright, zaczynał od poprawiania/ulepszania konstrukcji innych firm, przynajmniej do czasu gdy uznał, że nauczył się wystarczająco wiele, by zaproponować własne produkty. Modyfikacje, które wykonywał, czy to odtwarzaczy Sony, Transportera, a później także Oppo, polegały m.in. na dodawaniu lampowych stopni wyjściowych. Nic więc dziwnego, że pierwsze własne produkty Dana były także urządzeniami lampowymi – były to przedwzmacniacze liniowe (w tym topowy z opcjonalnym, osobnym, lampowym zasilaczem) i przedwzmacniacz gramofonowy. Firma od początku prowadziła politykę, obecnie coraz popularniejszą (na razie) głównie wśród amerykańskich producentów audio, polegającą na produkcji urządzeń w kraju, a nie w Azji. Drugą cechą charakterystyczną były (i nadal są) umiarkowane (jak na branżę audio) ceny, dzięki którym produkty z logiem ModWrighta stały się symbolem znakomitego stosunku jakości brzmienia do ceny. Sam, od jakiegoś czasu, jestem posiadaczem końcówki mocy KWA100SE i przedwzmacniacza lampowego LS100, przede wszystkim dlatego, że potrzebowałem solidnego, względnie mocnego, a jednocześnie brzmiącego tak, bym mógł słuchać muzyki z przyjemnością, wzmacniacza tranzystorowego do codziennego recenzowania. Mogę kochać brzmienie mojego SET-a na 300B, ale nie jest on w stanie napędzić wielu kolumn, które trafiają do mnie do testów. Zdecydowałem się na dzielony zestaw ModWrighta, dlatego, że w mojej ocenie, grał on zdecydowanie pełniejszą, bardziej nasyconą średnicą, niż większość tranzystorów, które znałem. To oczywiście znaczy, że nie jest on idealnie neutralny, gra lekko ocieplonym dźwiękiem, ale to właśnie sprawia, że mogę go słuchać z przyjemnością, jak wspominałem w recenzji, nawet z takimi kolumnami jak Matterhorny Roberta Bastanisa (czytaj TUTAJ). Dlatego też wybrałem końcówkę KWA 100SE, a nie „zwykłą” KWA100, bo ta ostatnio grała (dla mnie) chłodniejszym, mniej nasyconym dźwiękiem. ODSŁUCH Nagrania wykorzystane w teście (wybór):
Jak już wspomniałem KWI200 umieszczono w takiej samej obudowie jak mniejsze końcówki mocy i przedwzmacniacze tej firmy. Oczywiście różni się ona szczegółami (nawet dość istotnymi), ale ma te same wymiary co reszta. Najbardziej charakterystyczną cechą wizualną tego urządzenia jest... symetria. Na froncie mamy bowiem dwie duże gałki (głośność i selektor wejść), dwa przyciski (włącznik, oraz tzw. "bypass" [obejście] dla kina domowego, czy też innymi słowy pre-in), oraz... dwa wyświetlacze. I to właśnie ten ostatni element zdecydowanie wyróżnia tę integrę na tle wszystkich innych, które przychodzą mi do głowy. Po pierwsze – wyświetlane, niebieskie znaki są naprawdę DUŻE, więc ich odczytanie nawet ze sporej odległości nie przysparza żadnych problemów i to bezsporny plus tego rozwiązania. Po drugie – mamy dwa osobne wyświetlacze co wygląda... no może ocenę zostawię Państwu, acz mówiąc szczerze moim zdaniem bardziej pasowałby jednak jeden centralny wyświetlacz, może i podzielony na pół, ale jednak jeden. Ale może to tylko "ja". Zresztą wyświetlacze można wyłączyć (przy pomocy pilota, korzystając z przycisku... standby). Jeden z nich wyświetla symbol aktualnie wybranego wejścia, drugi poziom głośności. Oczywiście na froncie nie mogło zabraknąć podświetlanego loga ModWrighta, ale jeśli chodzi o front to by było na tyle. Tył natomiast, jest dość bogaty, choć po części również dzięki zainstalowanym opcjonalnym kartom z "dakiem" i przedwzmacniaczem gramofonowym. Solidne, pozłacane gniazda głośnikowe umieszczono najbliżej bocznych krawędzi tylnej ścianki, natomiast gniazdo sieciowe - pośrodku. Wszystkie pozostałe gniazda pogrupowano. Po lewej stronie (patrząc od tyłu) umieszczono wejścia liniowe (3), wejście pre-in oraz wejście XLR. Po prawej znalazły się natomiast złącza 12 V do zdalnego sterowania, wyjście pre-out oraz, jeśli zamontowane są opcjonalne karty, także wejścia dla DAC-a i przedwzmacniacza gramofonowego. Jednym ze sprytnych, niemal nic nie kosztujących udogodnień dla użytkownika, stosowanym już wcześniej w innych urządzeniach tej marki, są dwa zestawy opisów gniazd – opisy nad gniazdami są umieszczone „normalnie”, a te pod gniazdami „do góry nogami”, dzięki czemu zaglądając od góry za sprzęt da się wygodnie przeczytać te drugie opisy. Prawda, że proste? Dlaczego tego inni nie robią? Wzmacniacz testowałem w kilku konfiguracjach. Zacząłem od używania go po prostu jako integry, do której podłączyłem własne, zewnętrzne źródła – komputer za pośrednictwem konwertera USB-S/PDIF Lampizatora i TeddyDAC-a (czytaj TUTAJ i TUTAJ) oraz gramofon TransFi Salvation (czytaj TUTAJ) z moim phonostagem ESELabs. Zamiarem było oczywiście porównanie do brzmienia posiadanego przeze mnie zestawu dzielonego KWA100SE + LS100, który, jeśli już obracać się w ofercie tego producenta jest ewentualną, choć trochę jednak droższą, alternatywą. KWI200 ma jedną przewagę nad moją końcówką mocy – znacząco większą moc (200 W vs 130 W, przy 8 Ω), ale, co było oczywiste, w przypadku Bastanisów Matterhorn nie miało to żadnego znaczenia, a jak się później okazało, również w przypadku Ascendo C8 Renaissance nie zauważyłem istotnego wpływu tego parametru na dźwięk. Gdybym jednak musiał ustawić jakąś hierarchię, to integra wylądowałaby w mojej ocenie między KWA100 a KWA100SE. Między tymi dwoma końcówkami mocy jest całkiem spory przeskok jakościowy (na korzyść tej drugiej). Powiem więcej - dla mnie ta druga oferuje nawet lepszy, dojrzalszy, bardziej kompletny dźwięk niż KWA150 (choć już KWA150SE to wyższa liga), ale nie wiem czy powinienem się do tego publicznie przyznawać, zważywszy na ceny obydwu urządzeń. Ujmując rzecz inaczej – dzielona amplifikacja składająca się z 100SE i LS100 oferuje moim zdaniem dźwięk nieco wyższej klasy niż KWI200, ale to ten ostatni wzmacniacz wskazałbym jako zwycięzcę w porównaniu do zestawienia KWA100+LS100. Mimo bowiem, że jest to maszyna stricte półprzewodnikowa, potrafi dopieścić także najważniejszą, przynajmniej z mojego punktu widzenia, część pasma, czyli średnicę. Dzieje się to kosztem niewielkiego odstępstwa od neutralności – tak, i co z tego? Dzięki temu wokale nabierają namacalności, większy nacisk w przekazie położony jest na emocje, lepiej słychać faktury każdego głosu, a barwa wydaje się bardziej naturalna. Plusem jest także fakt, że występujące naturalnie w niejednym głosie sybilanty tak właśnie są pokazane – naturalnie, dzięki czemu zupełnie nie przeszkadzają w odbiorze. Może nie powinienem tego pisać, bo to może zniechęcić zatwardziałych solid-state'owców, ale takie są fakty – to nie jest klasycznie brzmiący półprzewodnikowy wzmacniacz. Dźwięk wydaje się płynąć bardzo swobodnie, z oddechem, ważną rolę grają wybrzmienia i akustyka sali koncertowej. Wzmacniacz całkiem dobrze radzi sobie także z wydobywaniem z nagrania tych mniejszych detali, które często giną w natłoku podawanych „na twarz” głównych wydarzeń na scenie. I mówię tu nie tylko o tym, co dzieje się na pierwszych planach, ale także o detalach, smaczkach ukrytych w głębi sceny. |
I choć jest to urządzenie stricte solid-state nie pojawiało się tu osuszenie dźwięku, które jest, dla mnie (!), częstą przypadłością wzmacniaczy tranzystorowych i dopiero te w klasie A na nią nie cierpią. Integra ModWrighta potrafi wcale nieźle przyłożyć – spore trafo robi swoje - zapas mocy zdecydowanie pozytywnie wpływa na dynamikę prezentacji i na wspomniane wcześniej „uderzenie”. Opcje - DAC, przedwzmacniacz gramofonowy W dalszej kolejności musiałem oczywiście przetestować opcje dodatkowe – DAC-a i przedwzmacniacz gramofonowy. Podnoszą one wartość KWI200, szczególnie dla osób, które chciałyby mieć w jednej obudowie niemal cały system, poza samym źródłem oczywiście, ale tym może być komputer, który większość ludzi i tak posiada. Dodatkowo wejście pre-in pozwala zintegrować ten wzmacniacz z systemem kina domowego, co też może być argumentem dla części klientów – fronty kina domowego mogą być napędzane tą integrą, a reszta innym wzmacniaczem/amplitunerem kina domowego. DAC, niezależnie od tego, którego wejścia się używa, brzmi przede wszystkim bardzo czysto, takie przynajmniej zrobił na mnie pierwsze wrażenie. Właśnie czystość, transparentność brzmienia „zaatakowały” mnie pierwsze, a dopiero w dalszej kolejności dotarły do mnie detaliczność i otwartość prezentacji. Choć trudno było mi analizować brzmienie samego DAC-a, z racji słuchania go wyłącznie z KWI200, to jednak odniosłem wrażenie, że ma on w pewien sposób dopełniać/równoważyć brzmienie wzmacniacza. Jak wspominałem testowana integra oferuje delikatnie ocieplony dźwięk, tymczasem sam DAC wydaje się dostarczać bardziej neutralne brzmienie, skutkiem czego temperatura przekazu całości nieco się obniża, kierując się właśnie w stronę neutralności. I choć wolałem dźwięk z przetwornikiem TeddyDAC, w którym było więcej powietrza, który był nieco bardziej namacalny, gęstszy, to jest to bardziej kwestia preferencji niż znaczącej różnicy klas, a to stwierdzenie w kontekście cen obydwu urządzeń świadczy jak najlepiej o przetworniku ModWrighta. Zresztą brzmienie testowanego DAC-a bardziej przypominało mi Hegla HD11 – neutralny, czysty, transparentny dźwięk, z dużą ilością detali i sporą, dobrze poukładana sceną. Na koniec zostawiłem sobie przedwzmacniacz gramofonowy. Wcześniej miałem okazję posłuchać wersji z lampami na pokładzie, oferowanej w postaci karty do instalowania w przedwzmacniaczu LS100 i muszę przyznać, że zrobiła na mnie bardzo duże, pozytywne wrażenie. Podobnie zresztą jak i oferowany dawniej osobny, wolnostojący przedwzmacniacz gramofonowy SWP 9.0 SE, który miałem kiedyś okazję recenzować. Ten ostatni wypadł znakomicie, a karta oferowana do LS100 w pewnym sensie zastąpiła go w ofercie, kosztując zdecydowanie mniej, a grając chyba wcale nie gorzej ("chyba", bo odstęp między odsłuchem jednego i drugiego phono wynosił co najmniej 2 lata). Wersja oferowana do KWI200 nie ma lamp na pokładzie (a obydwa poprzednie miały) i kosztuje już naprawdę niewiele, bo zaledwie 1000 zł. W tej cenie nie ma zbyt wielu przedwzmacniaczy gramofonowych MM/MC, a oferujących tak dobry dźwięk jest jeszcze mniej. Tak się złożyło, że miałem okazję użyć tego phonostage'a z wkładkami MM (Goldringami 2100 i 2300 oraz Ortofonem VMS 10SE mkII), a także porównać bezpośrednio z Manleyem Chinookiem (czytaj TUTAJ). I choć nie zamierzam twierdzić, że to ta sama klasa co Manley, to jednak przy tych, stosunkowo niedrogich wkładkach MM, aż tak gigantycznej różnicy w klasie brzmienia nie było, co jak najlepiej świadczy o testowanym urządzeniu. Energetyczny, żywy dźwięk, z potężnym basem, świetnie podawanym rytmem i skrzącą się, detaliczną góra pasma mógł się podobać. Manley potrafił dodatkowo jeszcze troszkę dociążyć średnicę, czego mi odrobinę brakowało w wydaniu ModWrighta, ale też i wkładki typu MM, zwłaszcza te niezbyt drogie, gigantami prezentacji średnicy po prostu nie są, a amerykański phono pokazał to, co od nich otrzymało.
Gdy przyszło do współpracy z Koetsu Black, ModWright także pokazał się z całkiem dobrej strony oferując gładki, płynny, spójny dźwięk. Jasne, że nie był wstanie pokazać pełni możliwości tej wkładki, ale przecież mówimy o wkładce kosztującej 5 czy 6 razy więcej niż ten phonostage i takich zestawień w praktyce raczej nikt nie będzie stosował. Ważne natomiast było realistyczne oddanie charakteru brzmienia Koetsu – lekko ocieplonego, niezwykle płynnego i gładkiego. Podsumowanie Dan Wright po raz kolejny mnie zaskoczył. Znam większość urządzeń, które wyszły spod jego ręki, posiadam nawet dwa jego produkty i jeden przez niego zmodyfikowany, a mimo tego za każdym razem, gdy pojawia się coś nowego chcę się jak najszybciej przekonać, czy znowu wykonał tak dobra robotę jak wcześniej. I po raz kolejny mu się to udało. Trzymając się własnej szkoły brzmienia stworzył produkt, który z jednej strony jest odpowiedzią na obecną tendencję rynkową dotyczącą głównie produktów budżetowych i ze średnich półek (czyli konieczność integracji wielu urządzeń w jednej obudowie), z drugiej oferując dźwięk, który lokuje to urządzenie w górnych sferach hi-fi, niemal na granicy high-endu. BUDOWA KWI200 to pierwszy i na dziś jedyny wzmacniacz zintegrowany w ofercie firmy ModWright Instruments. Zbudowany został w układzie dual-mono i pracuje w klasie A/B, dysponując mocą 2 x 200 W przy 8 Ω (400 W przy 4 Ω). To wzmacniacz tranzystorowy wykorzystujący MOSFETY w końcówce mocy. Całość zamknięto w aluminiowej obudowie (do wyboru dwa wykończenia – srebrne lub, za dopłatą, czarne), takiej samej jak w przypadku większości innych urządzeń tego producenta. Na froncie urządzenia znajdują się umieszczone symetrycznie dwie duże gałki (kontrola głośności i selektor wejść), dwa małe przyciski (główny włącznik, oraz włącznik wejścia pre-in/obejścia dla kina domowego) oraz dwa, także symetrycznie rozmieszczone, wyświetlacze, na których bardzo duże, czytelne znaki pokazują poziom głośności oraz wybrane w danym momencie wejście. Pośrodku, jak we wszystkich urządzeniach ModWrighta, umieszczono podświetlone na niebiesko logo firmy. Ażurowa pokrywa ułatwia wentylację urządzenia, które jednakże wydaje się grzać w mniejszym stopniu niż końcówka mocy KWA100SE, której używam na co dzień. W środku wrażenie robi duże trafo o mocy 1,5 kVA, oraz dwa masywne, niebieskie radiatory, do których przykręcono MOSFETY. Trafo otoczone jest wianuszkiem dużych kondensatorów o imponującej łącznej pojemności ponad 234 000 μF. |
|
|||
|
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity