pl | en
Test
ODTWARZACZ COMPACT DISC
Dubiel Accoustic
NIRVANA


Cena: 10 500 zł

Producent: Zakład Usług Elektronicznych "SKORPION"

Kontakt:
Bogusław Dubiel
ul. Cicha 6 | 45-824 Opole | Polska tel.: 77 474 64 06

e-mail: bodzio_wiatr@poczta.onet.pl

Strona producenta: dubieltubeamps.pl

Kraj pochodzenia: Polska

Tekst: Wojciech Pacuła
Zdjęcia: Wojciech Pacuła

Data publikacji: 1. marca 2012, No. 95




Dubiel Accoustic to marka należąca do firmy Zakład Usług Elektronicznych "SKORPION", która z kolei znana jest przede wszystkim ze wzmacniaczy oferowanych pod nazwą Skorpion, ew. Black Horse. Takie logo miał chyba najbardziej znany jej produkt, wzmacniacz słuchawkowy OTL HV-1, oparty na lampach 6080. Słuchałem go przez niemal rok i zdążyłem docenić – podobnie jak Steven R. Rochlin, który w 2003 roku testował urządzenie w amerykańskim magazynie „EnjoyTheMusic.com” TUTAJ. Od dawna nie miałem z nim styczności, chociaż drewniane, duże pudełko, w którym był dostarczany służy mi do dzisiaj do składowania różnych różności.
Pana Bogusława Dubiela, założyciela, właściciela i konstruktora firmy poznałem ponad dziesięć lat temu, kiedy pracowałem jeszcze w chorzowskim magazynie „Sound and Vision” – to wtedy kupiliśmy dla redakcji wspomniany wzmacniacz, jako wyposażenie studia.
Muszę powiedzieć, że od tamtego czasu pan Bogusław niewiele się zmienił, ciągle dużo mówi, trochę nerwowo, jakby bał się, że nie starczy czasu, żeby wszystko przekazać. A ma o czym mówić – jego doświadczenie na polu audio jest rozległe i wielotorowe.
Firma powstała bowiem w roku 1979, a pan Dubiel doświadczenia zbierał od roku 1969, kiedy to powstał jego pierwszy przedwzmacniacz gramofonowy na lampie ECL86. Jak można się dowiedzieć ze strony internetowej: „późniejsze [lata] zaowocowały wykonaniem dla muzyków kilkudziesięciu wzmacniaczy, głównie gitarowych. Na Naszych wzmacniaczach grali między innymi Stefan Machel z TSA i muzycy z grupy BIG CYC.”

Od tamtych czasów minęła jednak cała epoka, także w audio. W tym czasie pojawiły się i umarły lub właśnie znikają mniej lub bardziej popularne formaty płyt, a świat z analogowego zmienił się na cyfrowy. Paradoksalne jest więc to, że historia w znacznej mierze zatoczyła koło – pan Dubiel zapewne łatwiej znalazłby dzisiaj klientów na przedwzmacniacz gramofonowy niż, chociażby, na tranzystorowy wzmacniacz. Tym bardziej, że wciąż jest wierny lampom. A że w czasie od powstania firmy do dnia dzisiejszego pojawił się i właśnie powoli znika format Compact Disc? Cóż – firma Skorpion, pod marką Dubiel Accoustic właśnie zaprezentowała swój pierwszy odtwarzacz Compact Disc, uznając, że wreszcie wiadomo, co w tym formacie było nie tak…
Pan Dubiel postanowił przede wszystkim maksymalnie uprościć budowę urządzenia. Zaczął od elementów, które wpływają na obsługę – wyświetlacz ma tylko cztery cyfry, bo to wyświetlacz LED, najmniej szumiący. Zlikwidował też szufladę – to nie tylko brak drgającej tacki, ale także całej mechaniki do wysuwania i mostu spinającego boki napędu, w którym montowany jest maleńki, cienki krążek dociskowy. Tak naprawdę top-loader, a takim odtwarzaczem Nirvana jest, jest znacznie prostszą konstrukcją niż taki z klasyczną szufladą.
Płyta kręcona jest przez napęd typu NOS – to Philips CDM-2 z soczewką prowadzoną po łuku. Napędów tego typu na rynku jest dużo, są tanie, a przy tym niesłychanie wytrzymałe. Pan Dubiel wypróbował wcześniej napęd CDM-1, ale wybrał niemal identyczny CDM-2 ze względu na materiał, z którego został zbudowany (kompozyt), lepiej tłumiący drgania niż aluminium z CDM-1. Co więcej, laser w CDM-2 jest taki sam, jak w późniejszych napędach Philipsa, jest więc łatwy do wymiany. Zaletą CDM-2 jest też dobry, liniowy silnik (następne modele miały już silniki komutatorowe).
Sygnał z napędu wypuszczany jest linią I2S bezpośrednio do przetwornika D/A. To także układ NOS, Philips TDA1541 – układ 16-bitowy (wielobitowy). Całkowicie zrezygnowano z filtru cyfrowego SAA, który był standardowo wpinany przed nim. Mamy więc do czynienia z „dakiem” bez oversamplingu (oversampling=1) i bez filtra cyfrowego. Nowoczesne jest natomiast rozwiązanie związane z zegarem – jak się okazało, teraz to powszechnie wiadome, za szorstki dźwięk cyfry odpowiada w głównej mierze jitter, zniekształcenie kompletnie niegdyś ignorowane. Pan Dubiel wykonał specjalny układ taktujący w układzie Clappa, stosowany w krótkofalarstwie (charakteryzuje się małymi szumami fazowymi).
Zdekodowany sygnał idzie dalej do dwustopniowego układu wyjściowego i analogowego filtra. Zbudowano go nietypowo, bo na lampach z bezpośrednim żarzeniem. Na wejściu jest mała, lutowana do płytki trioda 1AD4, stosowana niegdyś np. we wzmacniaczach lampowych mikrofonów Neumanna. Na wyjściu mamy pracującą w układzie triody pentodę 3Q4. Zasilanie lamp też jest lampowe – to Siemens EZ80. Sygnał z „daka” do lamp przesyłany jest bez pośrednictwa kondensatora, a ten jest dopiero na wyjściu układu.
Jak widać, mamy do czynienia z urządzeniem niezwykłym. Intencjonalnie anachronicznym, jednak z elementami, które należą do najnowszej wiedzy o układach cyfrowych i analogowych – dbałością o zegar taktujący, wykorzystaniem lamp zamiast półprzewodników, a także – to równie ważne – wyjątkową dbałością o tłumienie wibracji.

ODSŁUCH

Nagrania wykorzystane w teście (wybór):

  • Live&Swingin’. The Ultimate Rat Pack Collection, Reprise Records, 37362, CD+DVD (2003).
  • Anita O’Day, All The Sad Young Man, Verve Music Group [Japan], POCJ-2761, Original Collection 50, CD (2001).
  • Assemblage 23, Compass, Accession Records/Irond, 10-1674, CD (2010).
  • Diorama, Her Liquid Arms, Accesion Records/Irond, 04-585, CD (2004).
  • Genesis, ABACAB, Virgin/EMI, 51832, SACD/CD + DVD (2007).
  • Jim Hall Trio, Blues On The Rocks, Gambit Records, 69207, CD (2005).
  • Pat Metheny, What’s It All About, Nonesuch Records/Warner Music Japan, WPCR-14176, CD (2011); recenzja TUTAJ.
  • Paul McCartney, Kisses On The Bottom, Universal International [Japan], UCCO-3038, SHM-CD (2012).
  • Pet Shop Boys, Format, Parlophone/EMI Records, 55716, 2 x CD (2012).
  • Pink Floyd, The Wall, EMI Records/EMI Music Japan, TOCP-71142-43, 2 x CD (2011).
  • The Oscar Peterson Trio, On The Town, Verve Music Group, 543 834-2, Master Edition, CD (2001).

Japońskie wersje płyt dostępne na CD Japan

Nie trzeba długo się wsłuchiwać, żeby dostrzec, o co w tym odtwarzaczu chodziło, jaki kierunek jego konstruktor obrał, a nawet dlaczego uważa, że technika cyfrowa związana z audio poszła w złą stronę. Do tego, żeby jednak to, co słyszymy zrozumieć, pojąć, jak dane elementy wpływają na poszczególne aspekty przekazu potrzeba znacznie więcej czasu. Tym bardziej, że dźwięk Nirvany nie przystaje do naszych przyzwyczajeń związanych ze źródłami cyfrowymi; jest na tyle „osobny”, że dłuższą chwilę musimy przeznaczyć na akomodację. Tu nie ma bowiem prostych opozycji jasny-ciepły; dynamiczny-anemiczny; bas-brak basu etc. Wszystko jest w innej konfiguracji niż ta znana z nowych urządzeń.

Odbiór tego urządzenia będzie zależał od naszego nastawienia do dźwięku, od naszych wyobrażeń co do tego, jak muzyka odtwarzana u nas w domu powinna brzmieć. Nirvana gra bowiem ciepło, można nawet powiedzieć: bez cienia zażenowania ciepło; jego balans tonalny jest mocno obniżony i okolice 100 Hz są podkreślone. Daje to gęsty i nasycony dźwięk. Bardzo mu blisko w charakterze do tego, co słyszałem z kolumnami GrajEnd GrajPudła Numer Trzy. I nie chodzi nawet o to, że w obydwu przypadkach skorzystano ze starych technologii popartych nowym doświadczeniem i materiałami, a raczej o pewną wizję dźwięku.
Bo odtwarzacz pana Dubiela w dużej mierze gra jak gramofon. Uwaga słuchacza skupiana jest na środku pasma, a to dlatego, że bryły są tam ładnie wyodrębniane z reszty przekazu, ale i dlatego, że brzmienie jest, jak mówiłem, ciepłe. Ale nie tylko. Bardzo podobny jest też sposób kształtowania dźwięku. Barwa ustawia bowiem nasze „skupienie” na dźwięku, a bardzo bogate faktury blach, trąbek, w ogóle instrumentów grających w górze pasma powodują, że mamy wrażenie naturalnego bogactwa. Nie ma to nic wspólnego z detalicznością, która także może być opisana jako „bogactwo”, a raczej z tym, że urządzenie potrafi jednocześnie pokazać atak dźwięku i jego wypełnienie, rysując tym samym bryłę blach perkusji itp. To nie jest „papierowe” brzmienie, płytki, ale z dobrze zaznaczanym atakiem. Powiedziałbym nawet, że w porównaniu do naprawdę precyzyjnych odtwarzaczy cyfrowych, jeśli będziemy analizowali dźwięk Nirvany punkt po punkcie, to odtwarzacz z Opola może się wydać „tępy”, bez wyraźnej fazy uderzenia, narastania sygnału.
Ale tak nie jest. Jak mi się wydaje, testowany CD po prostu świetnie integruje dźwięk instrumentów, jakby nie potrzebował „szlifować” każdego elementu, żeby udowodnić, że umie grać. Posłuchajmy czegokolwiek, naprawdę czegokolwiek, bo słychać to i przy nagraniach z nowej płyty Pet Shop Boys Format, jak i na nagraniach z płyty Blues On The Rocks Jim Hall Trio, a to zobaczymy – dźwięki są tak naturalne, że nie analizujemy ich, nie czujemy potrzeby ich „rozłożenia” i audiofilskiego dzielenia włosa na czworo.

Dobrze słychać to także w środku pasma. Głosy są dociążone, słychać w nich lekkie podbarwienie, bo niska średnica jest dość mocna. Tym bardziej, że jej wyższa część, ta, która w odtwarzaczach cyfrowych potrafi wielu melomanów przyprawić o ból głowy (przez zbytnią analityczność, jaskrawość, chropawość itp.) jest tutaj raczej wycofana i ciepła. Żadne nagranie nie brzmi więc jaskrawo. Bardzo, ale to bardzo przypomina to granie gramofonu. Ale też słychać lekkie utwardzenie ataku, gdzieś w okolicach powyżej 2-3 kHz. Jest niewielkie, jeśli chodzi o jego poziom i można je nawet przegapić, ale ponieważ wpływa także na ujednolicenie brzmienia, uśrednienie różnicowania, trzeba o nim powiedzieć.
To nie jest błąd konstruktora. Ani nawet jego „wybór” w tym sensie, że to pochodna wyborów konstrukcyjnych, a nie bezpośrednio modelowania dźwięku. Chodzi o to, że jeśli rezygnujemy z filtrów cyfrowych i filtrujemy pasmo powyżej częstotliwości Nyquista (w przypadku CD to 22,05 kHz) analogowo, to raz, że trzeba zacząć ciąć pasmo od góry znacznie wcześniej, a dwa, że nie da się całkowicie wyeliminować obrazów lustrzanych, czyli zniekształceń wysokoczęstotliwościowych „wrzucanych” do pasma słyszalnego. Nie wiem, jak to jest zrobione w przypadku Nirvany, ale słychać to właśnie w ten sposób. To część ceny, jaką się płaci za wyeliminowanie jednego ze stopni obróbki dźwięku w CD.
Jak mówię, utwardzenie nie jest ani dokuczliwe, ani nawet łatwo wyczuwalne. W ślepym teście można by powiedzieć, że ten CD gra jak dobry gramofon (wiem, powtarzam się – to trzeci raz, kiedy porównałem Nirvanę do odtwarzacza płyt analogowych, ale nic na to nie poradzę; jeden odsłuch i będziecie państwo powtarzali to, jak mantrę) i że wszystko brzmi w gładki i „analogowy” sposób. W ramach każdego instrumentu jest głębia, która opisuje daną bryłę, jest swego rodzaju oddech, który powoduje, że to nie jest martwy dźwięk, że wewnętrznie pulsuje, że odbieramy go jako dźwięk „naturalny”, powiedziałbym nawet, że „normalny”.

No i bas. Trochę się motam, podchodzę do tego testu w trochę schizofreniczny sposób, bo z jednej strony deklaruję, że to nie jest typowy dźwięk i nie ma większego sensu rozpatrywać jego poszczególnych podzakresów, a zaraz potem robię to właśnie to – opisuję górę, środek i dół.

Powód jest jednak prosty – chciałbym utrzymać pewną konsystencje w testach – tak, żeby były ze sobą porównywalne pod kątem metodologicznym, a także nie chciałbym, żeby ten test był tylko „wyrzutem” moich emocji; wolę, żeby miał jakąś stałą formę. Stąd analiza poszczególnych podzakresów.
Ta dychotomia, tj. organiczność i koherentność tego dźwięku oraz możliwość omawiania jego poszczególnych składowych będzie dla państwa jasna już po krótkim odsłuchu tego odtwarzacza. Nie da się jednak przejść do porządku dziennego nad elementami, które takie, a nie inne wybory konstruktora pogarszają – przynajmniej w kontekście nowoczesnej techniki cyfrowej. Jednym z nich jest sposób prowadzenia basu.

Może pamiętają państwo, jak pisałem we wstępniaku do No. 93 ze stycznia 2012 roku (TUTAJ) o tym, że przy odsłuchu przez słuchawki dość często korzystam w moim wzmacniaczu Lebena CS-300 [Custom Version] z przełącznika „Bass Boost”, podbijającego niskie częstotliwości z okolic 30 Hz o ok. 3 dB. Powtórzę to, co mogło wówczas trochę umknąć – to nie jest rozwiązanie idealne i nie z każdą płytą korzystne. Generalnie jednak pożyteczne.
Nirvany słuchałem najpierw, przez dłuższy czas, ze słuchawkami, a więc i z Lebenem. I zawsze miałem przełącznik przekręcony na +3 dB. Nie dlatego, że basu było mało – jest go wystarczająco dużo, jest pełny, mięsisty itp. – a dlatego, że bas w polskim odtwarzaczu jest do siebie podobny, nie jest specjalnie różnicowany i mogłem się cieszyć zaletą tego przełącznika ze wszystkimi płytami, nie musiałem uważać na to, co słucham. Bas nie schodzi też bardzo nisko, ale nie ma to większego znaczenia.
Dla pełnego obrazu ważne jest, że niskie dźwięki mają tendencję to upodobniania się do siebie. Wprawdzie gitara Pata Metheny’ego, nawet nisko grana, miał bardzo klarowny, bardzo naturalny dół, to jednak już kontrabas z płyty Jima Halla, ale i z każdej innej tego typu był podobny do innych kontrabasów. To samo bas generowany elektronicznie – grany przez grupę Assemblage 23 był niemal identyczny do granego przez Dioramę.

Dlaczego tego w ogóle da się słuchać? Ano dlatego, że dziwnie łatwo w to „wsiąkamy”. Dźwięk jest niesłychanie naturalny i „normalny”. Nie ma w nim żadnych wyostrzeń i chropowatości, które dla cyfry zraziły dużą część miłośników analogu. Zaryzykuję i powiem, że gdyby płyta CD brzmiała w ten sposób zaraz na początku, tj. przed 1985 rokiem, cyfra wyglądałaby dzisiaj zupełnie inaczej. Dopiero w ostatnich dwóch, może trzech latach udało się, w najdroższych urządzeniach, dojść do podobnych rezultatów, przy jednoczesnej obecności rozdzielczości i definicji, które w Nirvanie nie są specjalnie dobre, a które to elementy były przez lata szlifowane w nowszych „dakach”. To ciepły dźwięk i to bardzo dobry. Pewne jego cechy występują w odtwarzaczach CD za 20 000 zł i więcej, a niektóre, jak chociażby niewymuszona łatwość grania, w odtwarzaczach cyfrowych jeszcze rzadziej. Pewnych rzeczy jednak nie ma i nie będzie.
Daje to przekaz, od którego trudno się oderwać i nawet, kiedy po jakimś czasie zdajemy sobie sprawę z jego braków, z ograniczeń zarówno tego konkretnego urządzenia, jak i ograniczeń wybranych rozwiązań technicznych, łatwo sobie to wszystko wyważyć i jednak pozostać przy Nirvanie.
To nie jest najbardziej rozdzielczy odtwarzacz za te pieniądze, ani też różnicujący, a i scena dźwiękowa nie jest jakoś wyraźnie planowana. A jednak koherencja, bogactwo, soczystość i spójność tego przekazu tworzą coś ponad to, coś więcej. Coś – a, niech będzie – analogowego…

Opcje
Nirvana produkowana jest w małych seriach przez malutkiego producenta. Daje to użytkownikowi bardzo duże możliwości w tzw. „customizacji”, tj. dopasowania urządzenia do swoich wymagań, wprowadzenie drobnych zmian itp.
Pan Dubiel oferuje kilka możliwości już teraz, a za chwilę dostępne będą kolejne. Można więc wybrać kolor podświetleń na przedniej ściance, jak również wyświetlacza – może to być kolor zielony lub czerwony. Możemy dopasować nieco inne lampy w układzie wyjściowym. Zamiast aluminiowych podkładek pod kolce można wybrać specjalne, wykonane z przezroczystego kryształu podkładeczki, z materiału podobnego do tego, jaki stosuje Acoustic Revive. W Dubiel Accoustic podkładki są bardzo tanie, za 4 szt. trzeba zapłacić tylko 360 zł, za 3 szt. – 300 zł. Firma oferuje także dopasowany do tego urządzenia kabel sieciowy, wykonany z tych samych kabli, z jakich wykonano okablowanie wewnątrz. Otrzymujemy wówczas pełny ciąg – od transformatora do wtyczki sieciowej. I wreszcie, już niedługo, dostępna będzie wersja z zasilaniem akumulatorowym. Zastosowane w Nirvanie lampy mają bardzo niskie napięcie zasilania anodowego, dlatego będzie to stosunkowo prosta zmiana. Pan Dubiel testuje właśnie różne akumulatory.

Metodologia testu
Odtwarzacz stanął na platformie antywibracyjnej Acoustic Revive RAF-48, ta stała na trzypółkowym stoliku Base, na najwyższej półce. Półka stoi między kolumnami. Niestety – lepiej, gdyby stała z boku, koło lub nieco za miejscem odsłuchowym, ale na to nie mam niestety wystarczającej przestrzeni... Początkowo kolce Nirvany stały na aluminiowych krążkach, dostarczanych w komplecie, jednak większą część odsłuchów przeprowadziłem z opcjonalnymi krążkami z kryształu, jakie można zamówić w firmie Dubiel Accoustic. Dźwięk z nimi jest bardziej wyrazisty i selektywny, Nic nie traci przy tym z wypełnienia. Polecałbym też wypróbowanie odtwarzania płyty bez zamkniętej klapki w górze. Żeby załadować TOC dysku wystarczy nacisnąć mikroprzełącznik po lewej stronie – to coś, jak guzik w Lektorze Ancient Audio. Warto to wypróbować, bo dźwięk jest nieco inny.
Było to porównanie A-B, ze znanymi A i B. Próbki muzyczne miały długość 2 min. Jako wzorzec posłużył mi odtwarzacz Ancient Audio Lektor Air V-edition, a także odtwarzacz plików Popcorn A300 z zewnętrznym przetwornikiem D/A Music Hall dac15.2 oraz gramofon Transrotor ZET3 w wersji z dwoma silnikami i 12” ramieniem SME 312.

BUDOWA

Nirvana to odtwarzacz Compact Disc firmy Dubiel Accoustic typu top-loader, tj. nie ma w nim klasycznej szuflady, a płytę kładzie się bezpośrednio na osi silnika. Od góry przyciska się ją niewielkim, wytoczonym z drewna krążkiem. Pod spodem wklejono weń aluminiowy element, pasujący do krążka na którym spoczywa płyta. To docisk magnetyczny o sile docisku około 150 gram. Komorę z płytą zakrywa się przesuwaną, przezroczystą płytką z akrylu. Suwa się ja w mosiężnych szynach. Nie jest to tak gładkie, jak w high-endowych odtwarzaczach (tam mamy Teflon itp.), ale nie ma z tym żadnego problemu. Pilot zdalnego sterowania jest tymczasowy – docelowo będzie drewniany. Są na nim tylko podstawowe przyciski.

Front i tył
Front odtwarzacza jest niezwykle prosty. Pośrodku mamy czterocyfrowy wyświetlacz LED w czerwonym kolorze. Możemy na nim odczytać albo numer ścieżki i indeksu (!) lub czas. Pod wyświetlaczem mamy trzy czerwone diody, wskazujące, w jakim trybie wyświetlacz pracuje. Warto jednak zauważyć, że po każdorazowej zmianie płyty wyświetlacz wraca do trybu pokazywania numeru ścieżki, niezależnie od tego, w jakim pracował wcześniej. Trzecia dioda wskazuje włączenie pauzy. Obok mamy osiem przycisków sterujących napędem, podświetlanych na czerwono. I jest jeszcze jedna dioda, w okienku odbiornika podczerwieni, która miga, kiedy naciśniemy jakiś przycisk na pilocie zdalnego sterowania.
Z tyłu widać parę, bardzo porządnych gniazd RCA, gniazdo sieciowe IEC i mechaniczny wyłącznik sieciowy z czerwoną lampką wewnątrz.

Patrząc na odtwarzacz pana Dubiela od razu wiemy, że to rękodzieło i wyrób rzemieślniczy, a nie seryjny. I nawet nie dlatego, że coś jest zrobione niedokładnie, byle jak itp. Wręcz przeciwnie – to bardzo porządnie wykonane urządzenie małoseryjne. Tyle tylko, że projekt plastyczny przypomina inne urządzenia tej firmy i nie wszystkim się spodoba jego „surowość”. Trzy ścianki (front, tył i górę) wykonano z blach chromowo-niklowych, polerowanych, niemagnetycznych. Front jest pokryty czarnym lakierem ze złotymi elementami zdobniczymi. Od góry wycięto cztery otwory z odchodzącymi od nich promieniście szczelinami – to chłodzenie dla umieszczonych wewnątrz lamp.
Najważniejsze jest jednak to, jak bardzo konstruktor zawziął się na eliminację lub/i kontrolę drgań. Urządzenie jest sztywne – blachy są grube – ale od spodu dołożono doń dodatkowo grubą płytę z dolomitu o charakterystycznym, żółtym kolorze. W Polsce wydobywa się go tylko w jednym miejscu, w Sławniowicach, blisko granicy z Czechami i pan Dubiel jadąc po niego wraca zawsze z zapasem dobrego piwa od naszych przyjaciół z południa. Ale to nie wszystko – taką platformę znajdziemy także w odtwarzaczach Audioneta. Jak wiadomo jednak, sam kamień potrafi stłamsić brzmienie. Dlatego tutaj od spodu dodano do niego równie grubą płytę ze sklejki. I dopiero do niej wkręcone są trzy (dwa z przodu) kolce. Te spoczywają w aluminiowych podkładkach.

Środek
W środku widać mnóstwo kabli, kilka płytek, znakomity napęd i fantastyczne elementy. Jak mówiłem, napęd to model CDM-2 Philipsa. Ma on zamontowaną pod spodem płytkę z obsługą optyki. Napęd został posadowiony na sprężynach, a te na podkładkach z mikrogumy. Na sprężyny nałożono tuleje z mikrogumy, tłumiące oscylacje w poziomie. Podobnie wykonane jest zawieszenie subchassis w gramofonach Avida (TUTAJ). Za napędem jest oryginalna płytka ze sterowaniem napędu i częścią zasilacza. Tam też jest duża kość TDA1541 Philipsa – 16-bitowego przetwornika D/A (wielobitowego), bez oversamplingu. Koło niego nalutowano precyzyjne kondensatory ERO, tworzące konwerter I/U i filtr niskoprzepustowy.
Piętrowo nad główną płytką zamontowano płytkę z precyzyjnym zegarem taktującym w układzie Clappa.
Z boku mamy pytkę z wyjściem. To dwustopniowy układ zbudowany na lampach z bezpośrednim żarzeniem - małej, lutowanej do płytki triodzie 1AD4, stosowanej niegdyś np. we wzmacniaczach lampowych mikrofonów Neumanna i – na wyjściu – pracującej w układzie triody pentody 3Q4. To wzmacniacz i bufor pracujący w klasie A single-ended bez sprzężenia zwrotnego. Napięcie wyjściowe może się zawierać w przedziale od 2,3 V do 4,3 V (rms), w zależności od użytego typu lamp.
Na wszystkich lampach znajdują się ringi tłumiące wibracje. Obok nich widać piękne, duże kondensatory olejowe – podobne, jeszcze większe, przykręcono do tylnej ścianki; to kondensatory wyjściowe. Pan Dubiel mówi, że to kondensatory Jensena o dość nietypowych pojemnościach. Oporniki to ultra-precyzyjne, metalizowane elementy. Ponieważ wszystkie lampy są bezpośrednio żarzone, napięcie musi być idealnie filtrowane. Zastosowano do tego napięcia stabilizowane, z dławikiem w zasilaniu anody. Napięcie prostowane jest w lampowym, pełnookresowym prostowniku Siemensa EZ80. Obok widać duży transformator toroidalny z kilkoma uzwojeniami wtórnymi, a także duże kondensatory filtrujące typu NOS. Nie wspomniałem o tym, ale silnik i jego sterowanie ma oryginalny transformator z blachami typu EI.
Okablowanie poprowadzono specjalnym kablem – to druty z wysokooczyszczonej miedzi LGC w osłonie z Teflonu, produkowane dla NASA. Pan Dubiel kupuje jej ścinki, bo tylko w tej formie są na zewnątrz dostępne.

Podsumowanie
Całość wygląda niesamowicie! Pełen szacunek! Takie elementy za te pieniądze?



Pobierz test w PDF




System odniesienia

  • odtwarzacz CD: Ancient Audio Lektor AIR V-edition (test TUTAJ)
  • przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC (test TUTAJ)
  • przedwzmacniacz: Polaris III [Signature Version] + zasilacz AC Regenerator, (wersja z klasycznym zasilaczem, test TUTAJ)
  • końcówka mocy: Soulution 710
  • wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version (recenzja TUTAJ)
  • kolumny: Harbeth M40.1 Domestic (test TUTAJ)
  • słuchawki: HiFiMan HE-6, Sennheiser HD800, AKG K701, Ultrasone PROLine 2500, Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ω
    (recenzje TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ)
  • interkonekty: CD-przedwzmacniacz: Acrolink Mexcel 7N-DA6300, artykuł TUTAJ, przedwzmacniacz-końcówka mocy: Acrolink 8N-A2080III Evo
    (test TUTAJ)
  • kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx
  • kable zasilające: Acrolink Mexcel 7N-PC9300 (wszystkie elementy, recenzja TUTAJ)
  • listwa sieciowa: Acoustic Revive RTP-4eu Ultimate
  • stolik SolidBase IV Custom; opis TUTAJ
  • pod odtwarzaczem podkładki Ceraball (artykuł TUTAJ)
  • platforma antyrezonansowa Acoustic Revive RAF-48 (pod odtwarzaczem CD, recenzja TUTAJ)
  • platforma Pro Audio Bono pod wzmacniaczem Leben CS300 [Custom Version] (recenzja TUTAJ)
  • wkładki gramofonowe: Miyajima Laboratory KANSUI (test TUTAJ), Miyajima Laboratory SHIBATA (test TUTAJ), Denon DL-103SA (test TUTAJ)