Odtwarzacz plików audio + przetwornik cyfrowo-analogowy LAMPIZATOR Transport + DAC 4. poziom Cena: DAC poziom 4., single-ended: 3500 EUR (netto) – ok. 16 900 PLN (z VAT) Odtwarzacz: 1900 EUR (netto) – ok. 8900 PLN Producent: Łukasz Fikus Lampizator e-mail: lampizator@lampizator.eu Strona producenta: Lampizator Kraj pochodzenia: Polska Tekst: Marek Dyba Zdjęcia: Marek Dyba | Lampizator |
Data publikacji: 1. marca 2012, No. 95 |
|
W Polsce, podobnie jak w wielu innych krajach, można mówić o „pierwszej linii” producentów audio. To ci, których znają niemal wszyscy audiofile, którzy biorą udział w wystawach, których produkty są często recenzowane, którzy często funkcjonują na rynku od wielu lat. Jest także „druga linia” mniejszych firm, produkujących w niewielkich ilościach, którzy nie są już aż tak popularni. Co wcale nie oznacza, że ich produkty są gorsze – często jest wręcz przeciwnie – ale, że po prostu skala produkcji ich firm jest mała. I jest jeszcze coś, co nazwałbym „drugim obiegiem” (tak mi się to trochę kojarzy, jako człowiekowi pamiętającemu czasy sprzed 1989 roku) - tak określiłby ludzi, którzy funkcjonują w swego rodzaju „podziemiu” świadomości wielu audiofilów – nazwę/nazwisko zna wielu, ale stosunkowo niewielu faktycznie miało okazję posłuchać jakichkolwiek wytworów tych ludzi/firm. W dużej mierzy wynika to z, tak naprawdę, płytkości polskiego rynku oraz podejścia Polaków do sprzętu – lepiej mieć „markowy” produkt z Zachodu (choć najczęściej wyprodukowany de facto w Chinach), niż coś polskiego. Mamy w Polsce także człowieka (może jest ich więcej, ale akurat o tym chcę pisać), który łączy w moich oczach dwa światy. Z jednej strony w świadomości polskich audiofilów funkcjonuje raczej w owym „podziemiu”, a z drugiej jego produkty sprzedają się dobrze tyle, że raczej na świecie, a nie u nas. Nazwisko pana Łukasza Fikusa funkcjonuje w Polsce przede wszystkim w świadomości ludzi parających się DIY. Dlaczego? Bo niemal synonimem nazwiska pana Łukasza jest „lampizacja” - z tym jest głównie kojarzony, jako że zajmował się „lampizacją” odtwarzaczy CD i opisywał swoją pracę, eksperymenty, doświadczenia na swojej stronie internetowej. A ponieważ opisywał swoje doświadczenia ze szczegółami, wiec wiele osób potrafiących „podłubać” w posiadanym sprzęcie wykorzystywała jego pomysły i sama „lampizowała” swoje odtwarzacze. ODSŁUCH Nagrania wykorzystane w teście (wybór):
Japońskie wersje płyt dostępne na CD Japan Zanim jeszcze przejdę do opisu brzmienia testowanych urządzeń, chciałbym na chwilę oddać głos pan Łukaszowi Fikusowi, który znalazł czas by napisać kilka słów o tym, dlaczego w ogóle powstał Lampizator: „Skąd wziął się Lampizator DAC?
Od kilku lat moim hobby było kupowanie na eBayu odtwarzaczy kompaktowych pod hasłem "popsute" i naprawianie ich jako wyzwania, szarady dla umysłu. Po przebadaniu kilkuset CD zrozumiałem, jak to funkcjonuje i ze zdumieniem skonstatowałem, że większość z nich jest zrobiona "nie tak jak powinna". Zastanawiałem się, dlaczego producenci nie robią tego tak, jak ja, laik bym to zrobił. Na moją korzyść przemawiała doświadczalna przepaść jakościowa między „normalnymi” CD, a tymi naprawionymi i zmodyfikowanymi przeze mnie. Całkowite i dogłębne rozczarowanie moją pracą zarobkową pomogło mi w podjęciu decyzji o porzuceniu jej i zajęciu się techniką CD jako nowym zawodem. Za zajęciem się DAC-ami przemawiało też to, że bardzo dobrze zrozumiałem ich działanie, powszechnie niezrozumiane, a także łatwość wysyłki na cały świat małego i lekkiego pudełka. To "pudełko" jest ponadczasowe - nie bierze udziału w wyścigu technologicznym i nie wymaga nakładów, na jakie mogą sobie pozwolić tylko korporacje. Cokolwiek będzie medium rozpowszechniania plików muzycznych - porządny DAC będzie zawsze potrzebny. DAC - to jest to miejsce, gdzie muzyka POWSTAJE w torze odtwarzania. DAC jest najważniejszy. W "dopieszczaniu DAC-a" ja zwykły śmiertelnik mogłem konkurować i wygrać z korporacjami, bo ja mam czas i możliwości eksperymentalno-odsłuchowe, jakich oni nie mają. Tak właśnie powstał Lampizator DAC. Wystartowaliśmy od najlepszego przetwornika, z jakim miałem do czynienia jako hobbysta i poprzez rok codziennych wielogodzinnych testów i eksperymentów podnieśliśmy go do poziomu będącego nową klasą dźwiękową. Potem posypały się propozycje od producentów układów scalonych, aby przetestować ich najnowsze prototypy układów i wtedy mogliśmy zasmakować techniki przyszłości w dniu dzisiejszym. Dzięki współpracy z producentami czipów z USA i Japonii mieliśmy wgląd w to, co najlepsze i najnowsze, zanim inni mogli tego spróbować. Lampizator DAC oderwał się od peletonu i dołączył do ścisłej czołówki światowej. Nie bez znaczenia była współpraca z firmami z Polski - nasi kooperanci zarażeni przeze mnie bakcylem zrobienia najlepszego DAC-a na świecie właśnie w Polsce, pomagali nam w rozwoju wielu elementów tej układanki. Naszym pomysłem na marketing było oparcie się o konkursy dźwiękowe na najlepszy produkt w tej kategorii organizowane w wielu krajach przez audiofilów zrzeszonych na forach internetowych. Zaczęliśmy startować w konkursach i wygraliśmy wszystkie, w których uczestniczyliśmy. Pierwszy był w Bostonie, potem w Nowym Jorku, Kalifornii, Malezji, Tajwanie, Australii, RPA, Holandii i Włoszech. Potem wszystko potoczyło się już łatwiej, chociaż konkurencja depcze nam po piętach. Nasz najważniejszy segment rynku to audiofile od wysokiej rozdzielczości - ci są fanatykami i chcą mieć jednocześnie układy scalone zdolne do przetwarzania plików high-resolution (aż do 32 bitów i 384 kHz) jak i cudownie przejrzyste i dynamiczne brzmienie lamp. My im to dajemy, wraz z obsługą USB, Wi-Fi i LAN. Lampy w naszym DAC-u nie są kwestią dogmatu ani nostalgii, po prostu do dzisiaj nie wymyślono nic lepiej brzmiącego niż trioda. Największym problemem innych producentów jest właśnie opieranie się o wzmacniacze operacyjne jako podstawowy blok obrabiający dźwięk, co uniemożliwia otrzymanie wysokiej jakości. Oprócz tego inni producenci stosują lampy (zupełnie błędnie) jako środek do osładzania i koloryzowania dźwięku, co jest zupełnie niepotrzebne, bo lampy są po prostu wierne i czyste. Nie wolno ich stosować do "dorzucania nostalgii" do sprzętu. Nasz DAC nie ma w sobie żadnych tajemnic, nic z magii - jest po prostu bardzo porządnie zbudowany. Opieramy się na ciężkich i niewdzięcznych elementach, takich jak duże transformatory, oddzielne dla wszystkich procesów, żelazne dławiki do filtracji, dobre i duże kondensatory, srebrne przewody w Teflonie, doskonale zaprojektowane płytki i najlepsze na świecie układy scalone. Używamy też najlepszych dostępnych lamp, testowanych, parowanych i selekcjonowanych. Jeżeli porządnie odrobimy lekcję, po wielomiesięcznych testach i pomiarach dobierzemy ponad 100 części, otrzymujemy bezkompromisowe urządzenie grające lepiej niż inne. Recepta jest aż tak boleśnie prosta. Przez pierwsze dwa lata funkcjonowania firmy wykonaliśmy około 120 prototypów DAC-ów, które były porównywane i odsłuchiwane przez 3 osoby po 3 dni i noce w ich systemach domowych. Tego właśnie nie może zrobić ani Sony ani Philips ani Mark Levinson. To mogą zrobić tylko pasjonaci oddani bezgranicznie swojej pracy. Dlatego właśnie serwis testowy „Stereomojo” przyznał nam wyróżnienie Produkt Roku 2011. Przyznaję, że zaniedbaliśmy nieco rynek polski ze względu na jego płytkość i niemożność utrzymania w ruchu dość już dużej firmy, jaką jest Lampizator. Mam nadzieję, że to się zmieni i nasz DAC zagości w polskich domach. Jestem dumny z tego, że DAC jest produktem polskim, że 90 % jego elementów powstaje w Polsce i jest owocem naszych pomysłów. Jestem również dumny z tego, że tak podoba się w Anglii, Kanadzie, Indiach, USA, Singapurze i RPA. To świadczy o tym, że przyjęliśmy słuszny kierunek i tego będziemy się trzymać. Dziś, w lutym, mogę już powiedzieć, że cała produkcja 2012 jest już sprzedana do końca roku. Zobowiązują nas do tego umowy z kontrahentami zagranicznymi.” Malkontenci zaraz powiedzą, że łatwo jest mówić, iż zrobiło się jeden z najlepszych produktów na świecie i że wielu producentów tak twierdzi – to jasne. Zgoda, ale założenie a priori, że w przypadku każdego z nich to tylko marketing także jest błędem – trzeba bez uprzedzeń posłuchać, a potem oceniać, ile prawdy jest w twierdzeniu producenta. Ja postanowiłem to zrobić – napisałem do pana Łukasz i okazało się, że nie ma problemu – mogę dostać do odsłuchu dzielony odtwarzacz cyfrowy, a w zasadzie dwa osobne urządzenia, który taki odtwarzacz mogą razem stworzyć – Transport i DAC Lampizator. Z propozycji z ogromną ochotą skorzystałem. Drugi element testowanego odtwarzacza cyfrowego to efekt fascynacji pana Fikusa... Sqeezeboxem. Bo Transport Lampizator to urządzenie oparte na Sqeezeboxie Duet. Wykorzystano tu płytę główną SQBoxa, którą „obudowano” własnymi rozwiązaniami. Oczywiście wykorzystywany jest także software. Poniżej diagram Transportu. Jak widać płyta główna dostała nowe zasilanie, precyzyjny zegar, wejście LAN/WAN, oraz zmodyfikowany stopień wyjściowy z lampowym buforem. Tak, zapewne ten ostatni element może się wydawać najbardziej zaskakujący, ale wg pana Łukasza Transport z lampowym buforem brzmi zdecydowanie lepiej niż bez. Sam nie miałem okazji tego sprawdzić, ale to w końcu urządzenie komercyjne i bez wątpienia w interesie wytwórcy leży, by klientów dostawał jak najlepszy dźwięk, wiec myślę, że można mu wierzyć na słowo. |
Jeszcze tylko należy sparować z nim pilota i już można grać, obsługując transport albo pilotem (pracującym po Wi-Fi, więc jego zasięg jest ograniczony zasięgiem tejże sieci), albo z komputera. Przynajmniej w teorii jest to takie proste. Mnie, czyli osobie z dość ograniczoną wiedzą o sieciach komputerowych, zajęło sporo czasu dojście do tego, dlaczego urządzenia się nie widzą. Powodów, na które musiałem wpaść, było kilka – pewnie większość zupełnie oczywista dla większości potencjalnych użytkowników, więc nie będę się zagłębiał w temat, a jedynie hasłowo rzucę, że poza oczywistym podłączeniem urządzeń do sieci (hasła do Wi-Fi, czy filtr MAC), musiałem otworzyć odpowiednie porty na firewallu w routerze, przypisać na sztywno adresy poszczególnym urządzeniom w mojej sieci (standardowo DHCP przydzielało numery automatycznie – inne po każdym włączeniu transportu, lub komputera z softwarem, a wówczas przestawały się one „widzieć”), czy w końcu przeprowadzić własną rejestrację w Logitechu (bo inaczej, mimo że nigdzie nie znalazłem żadnej informacji na ten temat), całość też nie działała, jako że wcześniej była zarejestrowana na pana Łukasza i pamięta poprzednią lokalizację plików pomimo przywracania ustawień fabrycznych, resetowania, etc, etc. Jeszcze raz podkreślę, że to wszystko standardowe rozwiązania Logitecha, z którymi spotyka się każdy użytkownik jednego ze Sqeezeboxów i pewnie każdy z tych użytkowników radzi sobie z nimi znacznie lepiej niż ja. W końcu jednak pilot „zobaczył” i Transport, i Logitech Server na moim laptopie i mogłem się wziąć za słuchanie. W końcu parę słów o brzmieniu. Zacząłem spokojnie, od Soulville Bena Webstera. Jego saksofon brzmi na tej płycie niezwykle ciepło, ma bardzo nasycone i dobrze dociążone brzmienie. Uchwycono tu także całe mnóstwo szczegółów – słychać oddech, „widać” pracujące klapy. Gdy puściłem tą płytę z Lampizatorami w torze, uzyskane brzmienie od razu skojarzyło mi się z tym, co słyszę z winyla (bo mam tę płytę również na czarnym krążku). Wiem, że określenie „analogowy dźwięk” jest może mało precyzyjne, ale trudno o lepsze. Dźwięk był niezwykle namacalny, analogowo miękki, przez co rozumiem brak wyostrzeń, czy takiej (choćby nawet minimalnej) chropowatości dźwięku w górnych rejestrach, które są niemal zawsze obecne przy cyfrowym odtwarzaniu dźwięku. Dopiero naprawdę kosztowne odtwarzacze CD typu Ayon CD-5s, czy Metronome CD Tube Signature (piszę tylko o tych, których słuchałem u siebie) unikają pokazywania tego cyfrowego nalotu. W dźwięku było mnóstwo powietrza, dzięki czemu dźwięk był otwarty, swobodnie płynął od, stojącego zaledwie parę metrów ode mnie, muzyka. Scena i wszystkie elementy na niej były znakomicie, trójwymiarowo zdefiniowane, Wielkość źródeł pozornych była realistyczna, podobnie jak i wielkość świetnie poukładanej sceny – nie było tu sztucznego jej rozdmuchiwania. Przy nagraniach zrealizowanych w małych klubach (jak choćby Jazz at the Pawnshop, Live from New York to Tokyo) czułem się właśnie jak w takich niewielkim pomieszczeniu, gdzie swoją drogą tego typu muzyka brzmi najlepiej. Ale już np. przy Septem verba Christi in Cruce, czy Antiphone blues zrealizowanych w ogromnych kościołach widziałem oczami duszy tę ogromną przestrzeń, te odbicia dźwięku wędrujące niemal w nieskończoność po ścianach. Mała dygresja – chcę wyjaśnić, dlaczego porównałem Lampizatora do odtwarzaczy CD. Otóż Transport, jak wspominałem, oparto o Sqeezeboxa Duet, który jest urządzeniem starszej generacji i który obsługuje maksymalną częstotliwość próbkowania 48 kHz. Z tego, co doczytałem jest to ograniczenie, co prawda, softwarowe (i z tego, co powiedział mi pan Łukasz, niektórzy próbują je omijać), ale z kolei z informacji znalezionych na forum tematycznym, de facto hardware nie jest w stanie poradzić sobie z obróbką gęstych plików (za słaby procesor?). Nie ma natomiast opcji wykorzystania nowszego modelu Sqeezeboxa (Touch), który obsługuje gęste pliki, bo zbudowano go już tak, że „nie ma się jak do niego dobrać” - wszystko jest na zalaminowanej płytce i właściwie żadne modyfikacje nie są możliwe. Jak zwykle najbardziej interesowało mnie brzmienie instrumentów akustycznych i głosów. Nie mogło się więc obyć bez płyt z gitarami akustycznymi. Odsłuchałem (chyba) całą dyskografię Rodrigo y Gabrieli. I choć to „tylko” gitary akustyczne, to w rękach tej meksykańskiej dwójki tryskają wręcz energią, dynamiką. A Lampizatory potrafiły oddać i niuanse drobnych trąceń pojedynczej struny, i wkład pudeł rezonansowych, i bardzo szybki atak przy uderzeniu akordu, i w końcu te wszystkie efekty „perkusyjne” uzyskane z pudeł rezonansowych. Porywający spektakl, od którego naprawdę trudno było mi się oderwać. A wokale – najkrócej rzecz ujmując – czysta rozkosz dla uszu. Ella i Louis zabrali mnie w szalony świat lat 50. Słodki, dźwięczny, sexy głos Elli i ta niesamowita chrypa Louisa – ogień i woda, ale jakże prawdziwie brzmiące, jak pełne, nasycone dźwięczne to głosy. No i jak oni potrafili śpiewać! Ile w tym było uczucia, feelingu, swingu – żeby mieć porównanie wystarczy posłuchać nagrań zdecydowanej większości współczesnych „gwiazd” muzyki sprzedających miliony płyt pomimo braku choćby podstawowych umiejętności wokalnych. Ale to temat na inne rozważania.
Nie tylko takie wyciągnięte z odmętów historii głosy brzmiały doskonale. Zdecydowanie bardziej współczesne nagrania Evy Cassidy, Cassandry Wilson czy Kari Bremnes też brzmiały niczym z winyla – były emocjonalne, mocne, pełne, dźwięczne, nie pozwalając się oderwać od słuchania. Duet Lampizatorów nie jest świetnym odtwarzaczem tylko dla muzyki akustycznej. To nie jest takie stereotypowo „lampowe” granie, w którym jest świetna średnica i ograniczone, a przynajmniej zaokrąglone skraje pasma. Góra jest bardzo dźwięczna – kolejny raz zachwycałem się blachami nagranymi na płycie Tria Krzysztofa Herdzina – mocne, dźwięczne, ze świetnym szybkim atakiem i długim, pełnymi wybrzmieniami. Transport Lampizator to osobna kwestia. Jeśli komuś wystarcza odtwarzanie plików o maksymalnej częstotliwości próbkowania 48 kHz, to ten odtwarzacz plików może być jedną z najciekawszych i najlepiej grających propozycji na rynku. Wygoda obsługi bezpośrednio z komputera (lub pilota pracującego po Wi-Fi), bezproblemowość tejże obsługi (jak już zwalczyłem początkowe „sieciowe” problemy, to już żadnych innych nie napotkałem), wygoda pracy z oprogramowanie Logitecha – to wszystko przemawia za nim. Mówiąc szczerze, gdy w końcu musiałem go oddać i wrócić do „normalnego” grania z odtwarzacza CD, czy nawet komputera (na którym używam foobara2000) to wtedy dopiero naprawdę doceniłem ergonomię obsługi Transportu. Malkontenci powiedzą, że TAKA kwota, za zmodyfikowanego Sqeezeboxa to za dużo. OK., przecież można używać nie zmodyfikowanego za dużo mniejsze pieniądze – tylko czy zagra tak jak Lampizator? A jeśli gęste pliki są priorytetem, to warto znaleźć odtwarzacz, który wypuszcza sygnał w postaci cyfrowej i wypróbować DAC-a Lampizatora, bo to jeden lepszych zawodników na rynku i na dodatek polski! BUDOWA O budowie tych urządzeń nie mogę napisać tyle co zwykle, tzn. nie podam parametrów, elementów z których je zbudowano. Wynika to z podejścia konstruktora, który uważa za błędne ocenianie urządzeń audio na podstawie tego, z czego są zbudowane, czy też jakie mają parametry. Urządzenia należy posłuchać i ocenić jego brzmienie i na tej podstawie dokonać decyzji. Pewnie znajdą się osoby, które uznają, że jeśli nie mogą przeczytać niczego o parametrach, albo o tym jaką dokładnie zastosowano kość przetwornika c/a to ich te urządzenie nie interesują. Ja, znając ich brzmienie, mogę tylko powiedzieć, że to co prawda ich prawo, ale też i „problem”, bo ominie ich możliwość posłuchania wybitnych urządzeń (przede wszystkim DAC-a). Obydwa urządzenia mają właściwie takie same obudowy, różniące się od frontu jedynie napisem, a z tyłu gniazdami. Wykonanie stoi na wysokim poziomie, choć jak wspominałem dałoby się pewnie równiej przykleić naklejki na tylnej ściance, wtedy esteci nie mieliby się do czego przyczepić. Solidny, gruby aluminiowy front oferowany jest w dwóch kolorach – srebrnym i grafitowym. „Lampizator DAC ma zawsze dwa układy scalone: odbiornik S/PDIF i DAC. Obydwa są bardzo zaawansowane i drogie, DAC jest 32-bitowy, a receiver (odbiornik) pracuje od 44 do 192 kHz i ma układ redukcji jittera. W związku z tym, że na świecie nie istnieją receivery o przepustowości większej niż 192 kHz/24 bity - cały Lampizator DAC jest tak samo ograniczony. Przy pracy z USB układ receivera (odbiornika S/PDIF) jest omijany i możemy odtwarzać przez USB sygnał do 32 bitów przy 382 kHz. Pobierz test w PDF |
|
|||
|
|
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity