pl | en

Krakowskie Towarzystwo Soniczne | spotkanie № 139

MICHAEL JACKSON Thriller
Mobile Fidelity Sound Labs
ULTRADISC ONE-STEP LP

ONE-STEP jest techniką tłoczenia płyt winylowych polegającą na wyeliminowaniu z procesu dwóch kroków pośrednich. Po nacięciu lakieru wykonywana jest jego kopia, tzw. „convert”, a z niej bezpośrednio płyta winylowa. Można z nich wykonać do 1000 egzemplarzy płyty.
MOFI.com

⸜ KRAKÓW/Polska


KTS

prowadzący WOJCIECH PACUŁA
zdjęcia „High Fidelity”


Spotkanie #139

16 maja 2023

KRAKOWSKIE TOWARZYSTWO SONICZNE jest nieformalną grupą melomanów, audiofilów, przyjaciół, spotkających się po to, aby nauczyć się czegoś nowego o produktach audio, płytach, muzyce itp. Pomysł na KTS narodził się w roku 2005, choć jego korzenie sięgają kilka lat wstecz. To już 139. spotkanie w jego ramach.

IE WIEM, CZY SŁYSZELIŚCIE PAŃSTWO muzykę graną z tzw. „lakieru”, czyli plastikowej płyty naciętej na tzw. „lathe”. Jeśli tak, to macie świadomość, że jej dźwięk jest dość nieprzyjemny – jasny, szorstki i drażniący. Podobnie rzecz ma się zresztą z miedzianymi masterami DMM, co można było usłyszeć na krążku SACD firmy Stockfisch zatytułowanym DMM-CD/SACD. Rzecz w tym, że w procesie produkcyjnym płyty winylowej trzeba wykonać kilka kolejnych kopii – od miękkiego lakieru (lacquer), przez ojca (father), matkę (mather) i matrycę (stamper), za pomocą której wyciska się winylowy krążek.

Każdy z tych kroków jest mechaniczną kopią w innym materiale. I, jak to kopia, każda z nich jest gorsza od poprzedniej. Cierpią na tym rozdzielczość i dynamika, ale przede wszystkim zmienia się barwa – wysokie tony mają coraz niższy poziom. Dlatego też doświadczony masterigowiec nacinający lakier musi wiedzieć, jak ustawić urządzenia w swoim studiu, aby na końcu otrzymać możliwie wierną kopię taśmy „master”, mimo że początkowo musi wybrać zupełnie inną barwę. Jedni z najbardziej doświadczonych inżynierów masteringowych pracują w amerykańskiej wytwórni Mobile Fidelity.

⸜ System odsłuchowy, w którym porównywaliśmy wydania płyt

Mobile Fidelity Sound Lab jest specjalistycznym wydawnictwem płytowym, nakierowanym na rynek audiofilski. Firma została założona w 1977 roku przez BRADA MILLERA. Pierwsze krążki zawierały wysokiej jakości rejestracje… przejazdu pociągów, z dźwiękami lokomotywy parowej. W późniejszych latach wydawała nowe wersje znanych tytułów, stosując do tego swoje własne techniki. Jej czołowym hasłem jest „Original Master Recording”, które informuje o tym, że remastery wykonane zostały z oryginalnych, analogowych taśm „master”. Miller zmarł w 1998 roku, a w roku 2001 firmę kupił JIM DAVIS, właściciel sieci sklepów audio Music Direct.

Płyty remasterowane przez to specjalistyczne wydawnictwo brzmią spektakularnie. Techniki wykorzystywane przez nią sprawdziły się i są uznawane za jedne z ważniejszych osiągnięć tej branży. Są na rynku również inne wydawnictwa, inni masteringowcy, równie znani i cenieni, ale to właśnie MoFi, jak się o niej mówi, jest obecnie – obok Analogue Productions – symbolem „analogowego” dźwięku. Albo – była.

Podstawą jej reputacji była pewność, że sięga po pierwsze taśmy „master”, czyli nawet nie kopie produkcyjne, i to z nich tłoczy płyty LP oraz wykonuje master na krążki SACD. W rzeczywistości, jak ustalił wideobloger MIKE ESPOSITO, od wielu lat MoFi kopiowała taśmy analogowe do komputera, w postaci plików DSD (obecnie DSD256), i dopiero wówczas remasterowała je analogowo.

Jak pisałem we wstępniaku z września 2022 roku, tłumaczyła to możliwością precyzyjnego ustawienia skosu głowicy dla każdego utworu. Przypomnijmy, że oryginalne taśmy „master” są posklejane z taśm sesyjnych i rzeczywiście jest tak, że każdy z utworów mógł powstać w innym czasie i na innym magnetofonie masteringowym. Dzięki temu zabiegowi wydawca mógł też wykonać nieskończenie wiele matryc, bez angażowania w to oryginalnych taśm (więcej → TUTAJ).

Skandal wybuchł przy okazji płyty „Thriller” Michalea Jacksona. Wydawnictwo postanowiło bowiem wypuścić „limitowaną” edycję w liczbie 40 000 sztuk w specjalnie przez siebie opracowanej technice One-Step. Technika ta pozwoliła wyeliminować z toru dwie kopie – ojca i matkę – w wyniku czego pomiędzy lakierem i matrycą pozostaje tylko jedna kopia, convert. Starszy inżynier masteringowe MoFi, Shawn Britton, portalowi theaudiophileman.com mówił:

Porównaliśmy nagrania testowe One-Step ze standardowymi tłoczeniami. Usłyszeliśmy lepszy stosunek sygnału do szumu, a szum przesuwu był niższy. Używając terminów audiofilskich recenzentów „czarne jest czarniejsze!”, co oznacza, że jest kurewsko ciszej, wiesz?! Pierwszą płytą korzystającą z tej techniki jest Abraxas Santany. Rozpoczyna się on utworem Singing Winds, Crying Beasts z talerzami (…) Słyszysz tam więcej szczegółów o niskim poziomie. Lepiej słychać wygaszanie pogłosu, mamy też bardziej elastyczną scenę dźwiękową. To imponujące. Myślałem, że może to być sprawa wysokich częstotliwości, ale teraz uważamy, że również bas jest lepiej definiowany.

⸜ → THEAUDIOPHILEMAN.com, dostęp: 12.05.2023

Wciąż podstawą miały być jednak analogowe taśmy „master”. Przy 40 000 egzemplarzy Thrillera trzeba by odtwarzać ją aż osiemdziesiąt razy – z jednej płyty „convert” można uzyskać tylko 500 sztuk (inne źródła mówią o 1000). Kiedy jednak naszym „masterem” jest kopia cyfrowa DSD, można to zrobić bez przeszkód. Oczywiste jest, że cena takiego wydawnictwa musi być wyższa, ponieważ trzeba wykonać cztery razy więcej matryc i cztery razy więcej test pressów niż przy klasycznym wydawnictwie Mobile Fidelity.

Thriller

40 000 SZTUK W „LIMITOWANEJ” edycji może się wydać przesadą. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że Thriller, szósty solowy album studyjny amerykańskiego piosenkarza MICHAELA JACKSONA, wydany 30 listopada 1982 przez wytwórnię Epic Records, jest najlepiej sprzedającą się płytą wszech czasów. Mówi się o 100 milionach sprzedanych egzemplarzy i liczba ta wciąż rośnie. Edycja 40 000 egzemplarzy jest przy tym niczym i rzeczywiście jest limitowana.

Jacksonowi pomagał Quincy Jones, odpowiedzialny za produkcję. Nagrania powstały w studiu Westlake Recording Studios w Los Angeles, z dodatkowymi ścieżkami z Ocean Way Recording Studios, i kosztowały 750 000 dolarów amerykańskich; wówczas była to fortuna. Oryginalnie ukazała się w wielu krajach równocześnie, w tym w Japonii. Dla Europy tłoczona była w Holandii. W 1984 roku Japończycy wytłoczyli wersję z cyfrowego masteru, czyli z taśm U-matic (16/44,1). 18 listopada 2022 roku ukazała się jej rocznicowa wersja Thriller. 40th Anniversary.

Płyta została nagrana i zmiksowana przez znakomitego realizatora dźwięku, BRUCE’a SWEDIENA. Sweden jest pięciokrotnym zdobywcą nagrody Grammy, do której był również 13 razy nominowany. Był realizatorem płyt takich artystów, jak: Count Basie, Duke Ellington, Dizzy Gillespie, Lionel Hampton, Quincy Jones, Oscar Peterson, Herbie Hancock, Natalie Cole, Roberta Flack, Mick Jagger, Jennifer Lopez, Paul McCartney, Diana Ross, Chaka Khan, Barbra Streisand, Donna Summer, Sarah Vaughan.

Na okładce Thrillera czytamy, że została zarejestrowana w systemie Acusonic Recording Process. Hugh Robjohns, redaktor techniczny magazynu „Sound on Sound” mówi:

Wyrażenie nie odnosi się do niczego fizycznego. Jest to raczej nazwa wymyślona przez znanego inżyniera nagrań Bruce'a Swediena, do opisu wypracowanego przez niego podejścia do nagrywania. Jedną z technik, których lubi używać, jest rejestracja wielu źródeł akustycznych w stereo z parą mikrofonów stereo, zamiast z jednym, ustawionym blisko mikrofonem mono. Ma również tendencję do przesuwania źródeł w studiu przed zamontowaną na stałe parą stereo podczas nagrywania poszczególnych ścieżek, zamiast przesuwania mikrofonów, tak aby każde źródło zostało nagrane z prawidłową akustyką pomieszczenia.

Wadą podejścia „Acusonic” jest to, że wymaga ono o wiele więcej ścieżek niż równoważna technika monofoniczna, nagrywanie wszystkiego zajmuje nieco więcej czasu, a do zmiksowania potrzebny jest duży stół mikserski. Oczywiście dla kogoś takiego jak Michael Jackson nie są to palące zmartwienia! Zaletą techniki Acusonic jest to, że można dzięki niej uzyskać znacznie większe poczucie przestrzeni wokół instrumentów, z bardziej naturalne wczesne odbicia i pogłos.

⸜ HUGH ROBJOHNS, What is the Acusonic Recording Process?, → www.SOUNDONSOUND.com, dostęp: 9.05.2023.

ODSŁUCH

ODSŁUCH PŁYTY MICHAELA JACKSONA podzielony został na dwie części. W ˻ CZEŚCI 1. ˺ wysłuchaliśmy drugiej strony krążka, bez przerw, z płyty One-Step wytwórni Mobile Fidelity. Po zakończeniu dwa pierwsze utwory osłuchane zostały jeszcze raz, ale przy wyższym poziomie siły głosu. ˻ CZĘŚĆ 2. ˺ polegała na porównaniu kilku wersji Thrillera. Dysponowaliśmy pierwszym tłoczeniem europejskim, pierwszym tłoczeniem japońskim, tłoczeniem japońskim z cyfrowym masterem z 1984 roku oraz współczesną wersją „40th Anniversary”. Wszystkie porównywane były z UltraDisc One-Step, Original Master Recording:

˻ 1 ˺ → Mobile Fidelity Sound Lab UD1S 1-042, 180 g LP ⸜ 2022
˻ 2 ˺ → Epic EPC 85930 (Europa), LP ⸜ 1982
˻ 3 ˺ → Epic 25·3P-399 (Japonia), LP ⸜ 1982
˻ 4 ˺ → Epic 30·3P-431 (Japonia), seria: „Master Sound DM Digital Mastering”, LP ⸜ 1984
˻ 5 ˺ → Epic | MJJ Productions | Sony Music 19658714511 (Europa), „40th Anniversary”, LP ⸜ 2022

»«

˻ CZĘŚĆ 1 ˺

» ˻ 1 ˺ → Mobile Fidelity Sound Lab UD1S 1-042, 180 g LP ⸜

WOJCIECH PACUŁA Mimo że siedziałem z boku, w nienajlepszym miejscu do odsłuchu, to muszę powiedzieć, że bardzo mi się to, co słyszałem podobało. Uważam, że One-Step Z Thrillerem MICHAELA JACKSONA brzmiał rewelacyjnie. Świetne było to, że niemal w ogóle nie słychać było szumu przesuwu i trzasków, trochę tak jak z taśmy analogowej.

TOMASZ FOLTA Raz tylko coś cicho trzasnęło i od razu popatrzyliśmy na siebie :)

WOJCIECH Rzeczywiście, ponieważ pod tym względem była zupełna cisza, to kiedy już coś się tam w tle pojawiło, byliśmy tym zaskoczeni, jakbyśmy zapomnieli, że słuchamy winylu. Być może nie był to trzask pochodzący od kurzu, a wyładowanie elektrostatyczne.

TOMASZ No właśnie, muszę się przyznać, że nie mam swojej myjki i nie umyłem płyty przed odsłuchem. Jest wyjęta prosto z pudełka. Kiedy kupuję „first pressy” myję je w Nautilusie na myjce ultrasonicznej.

WOJCIECH W każdym razie, odebrałem to odtworzenie w bardzo emocjonalny sposób, w takiej dobrej atmosferze. Ale zareagowałem tak, jak wszyscy. Kiedy kilka razy luknąłem na was wdziałem, że wszyscy kiwali głowami, wystukiwali rytm i nie rozpraszali się, skupieni na muzyce. Bardzo mi się to podobało, szczególnie po tym, jak Jarek zaordynował ponowny odsłuch z wyższym poziomem.

Tak w ogóle, to moją pierwszą płytą Jacksona był krążek Bad, czwarty w moim życiu winyl kupiony przeze mnie, wydany w 1988 roku przez Polskie Nagrania. I to jest dla mnie „imprint”, mój pierwszy raz. Dopiero po jakimś czasie dojrzałem do Thillera, który jest o wiele bardziej złożonym muzycznie i dźwiękowo zamierzeniem niż Bad, mimo że obydwa albumu były produkowane przez Quincy’ego Jonesa.

Myślę, że Thriller jest ostatnią wielką płytą lat 70., pomimo że ukazał się w roku 1985. Czyli: rozmach, duże pieniądze, bogate aranże, dbałość o harmonię. Tego później już nie było. Słuchany teraz Thriller wzbudził we mnie podobne emocje, co kiedyś Bad. Przy okazji, dopowiem, że gdzieś musi istnieć kopia taśmy „master” przesłana wówczas do polskiego wydawnictwa. Jugosłowiańskie taśmy można co jakiś czas spotkana aukcjach, ciekawe, czy możliwe by to było z polskimi…

WICIU Słuchając tej płyty zastanawiałem się, kiedy zaczęły powstawać płyty, gdzie do poszczególnych utworów dobierano różnych muzyków. Dla mnie to So PETERA GABRIELA, to jest Boys and Girls BRIANA FERRY’ego, bo to mi zapadło w pamięć. Ciekawe jak daleko wstecz lat 70. można by tę praktykę prześledzić.

WOJCIECH No rzeczywiście, ciekawe byłoby to wiedzieć. W przypadku Thrillera ważne jest także to, że jest on pierwszym wielkim albumem producenckim. Wcześniej też były tego typu nagrania, ale żadne z nich nie uzyskało aż takiej popularności.

JARMOMIR WASZCZYSZYN Tutaj główną rolę odegrał Quincy Jones i to on jest, obok Jacksona, najważniejszą osobą.

WOJCIECH Tutaj mnóstwo się dzieje, w każdym utworze, tu nie ma słabych utworów. Mam wrażenie, że dzisiaj takich płyt nie ma, ponieważ nikt nie myśli tą kategorią, a kategorią singla. Płyta powstaje przez połączenie kilku singli z „wypełniaczami”.

TOMEK Bad przebił tę płytę pod tym względem, że tam wszystkie utwory ukazały się na singlach i każda z nich doszła na liście „Billboardu” do wysokich miejsc.

TOMEK L. Ale to Thriller mu te drzwi otworzył.

BARTOSZ PACUŁA Jest jednak między nimi różnica – przy Bad przyjęto inną strategię promocyjną, znacznie bardziej agresywną. Stąd może tak wiele „numerów jeden”. Kiedy któryś z utworów dochodził do szczytu listy, wytwórnia zdejmowała jego promocję i przenosiła budżet na kolejny. Była to taka „fabryka” hitów.

TOMEK L. Jedną rzeczą jest to, że Thriller jest tak złożoną płytą, bardzo fajną, ale mimo że ją znałem, to okazało się, że jest jeszcze bardziej skomplikowana niż myślałem. I to dlatego jest wciąż doceniana. Słucha się ją analizuje, i wciąż zachwyca.

DOMINIKA Przepraszam wszystkich za to, co powiem, ale niech będzie: nie lubię Michaela Jacksona. Nie wiem, dlaczego tak jest, ale nigdy nie było tego „połączenia” z jego muzyką. Pewnie to kontrowersyjne w kontekście tego, co panowie mówili, ale – niech będzie.

JAREK I wreszcie ktoś odważny w tym towarzystwie, brawa!

DOMINIKA Chciałam jednak dodać duże „ale”: biorąc pod uwagę, że to nie jest mój ulubiony artysta, a tym bardziej płyta, muszę powiedzieć, że było to fajne, było to duże przeżycie, było to wręcz zjawiskowe odtworzenie. I potwierdzam, nóżka sama „chodziła”. To było coś wielkiego. Czuć było w tym odtworzeniu emocje, pomimo że siedziałam w jeszcze gorszym miejscu niż Wojtek.

BARTOSZ Dla mnie to był pierwszy odsłuch Thrillera po skandalu, który wybuchł po ujawnieniu nieuczciwych – moim zdaniem – praktyk wydawnictwa i po filmie o Jacksonie na HBO. Po tych wydarzeniach programowo przestałem słuchać tej płyty. Teraz ta muzyka brzmi dla mnie trochę inaczej niż wcześniej.

Jest to więc dla mnie wyzwanie, ponieważ z drugiej strony płyta ta jest tak pozytywnym doświadczeniem, tak niesamowitym wydarzeniem. To był dla mnie bardzo emocjonalny odsłuch i wszystko to, co słyszałem bardzo mi się podobało. Świetnie to zagrało, szczególnie po podgłośnieniu. Ale pytanie pozostaje: co zrobimy z wiedzą o tym, że została wydana tak, aby wprowadzić w błąd kupujących i że kosztuje tak duże pieniądze. Mimo to był to najlepszy odsłuch Thrillera, w jakim brałem udział.

WICIU To problem ogólny, bo co z zachowaniami Jaggera, Richardsa i innych oskarżanych o wymuszanie seksu.

JAREK Moim zdaniem trzeba odciąć twórcę od twórczości, bo inaczej trzeba będzie wykasować połowę muzyki.

WOJCIECH To jest oczywiście jedna z dróg, ale jest i druga, która jest bezkompromisowa i która nie wybacza komuś, kto nigdy nie poniósł za swoje zachowanie kary. Dlatego to tak bardzo osobista decyzja.

BARTOSZ Co by nie mówić, ta płyta jest niebywała i w tej wersji, na tym systemie zagrała obłędnie dobrze.

DAMIAN Nie będę się odnosił do tego, co mówił Bartek, bo to rzeczywiście jest bardzo osobiste. Natomiast jeśli chodzi o samą płytę: słuchałem jej po raz ostatni jakieś półtora roku temu i słuchałem jej u kolegi, u którego dostrajaliśmy zestawy głośnikowe i – powiem szczerze – miałem jej dosyć. Beat It i Bille Jean szły na okrągło i wychodziłem na ogród, kiedy to puszczali.

Ale nigdy wcześniej nie słuchałem jej z winylu. Byłem więc pełen obaw – a jestem zaskoczony na plus, bo było bardzo, bardzo dobrze. Nie będę mówił o technicznych aspektach, bo zgadzam się z tym, że nic nie szumiało i nie trzaskało, co było dla mnie zaskoczeniem – nigdy wcześniej nie słyszałem, żeby z winylu nie szumiało – bo ważniejsze jest to, że podczas odsłuchu razem z Bartkiem robiliśmy podwójną „stopę”, tak to dobrze „szło”. Były też główki, jak po talerzach. No działo się.

DANIEL Ciężko mi jest cokolwiek powiedzieć, ponieważ nie słuchałem jeszcze tak dużo muzyki na dobrym sprzęcie, jak inni tu obecni (przy okazji – to debiut Daniela w ramach KTS-u – jest on obecnie najmłodszym uczestnikiem spotkań – red.).

Natomiast ten album kilka razy odsłuchałem na słuchawkach Bluetooth, w tle, nie skupiając się zbytnio na tym, co się w nim dzieje. Ale teraz, kiedy po raz pierwszy posłuchałem jej w świadomy sposób, to dotarło do mnie, jak wiele dzieje się na tej płycie. I nie miało znaczenia, czy był to szybki, czy wolny kawałek, każdy dźwięk, każde wydarzenie było bardzo dobrze dobrane i nigdy niczego nie brakowało. Było bujanie i odczucie było bardzo pozytywne.

RAFAŁ Inaczej niż wszyscy, ja się do tego KTS-u przygotowałem i przesłuchałem gruntownie ten album :) Zadowolony jestem z wyniku odsłuchu, mimo że miejsce miałem nienajlepsze. Ale i tam słychać było pewną dozę głębi, elementy o których wcześniej nie wiedziałem, co jest na plus. Potwierdzam, że swoje zrobiło, kiedy puściliśmy muzykę głośniej, ponieważ otrzymaliśmy wówczas naprawdę żywy, dynamiczny przekaz. Emocjonalnie – wszystko bardzo dobrze, jestem więc ciekaw kolejnych wersji.

MARCIN Ja też w pewien sposób się przygotowałem, ponieważ oglądnąłem na YouTube film, na którym muzyk stara się dobrać do albumu Jacksona od strony instrumentów, „rozbierając” poszczególne dźwięki na części pierwsze.

To mówi, jak skomplikowany jest utwór Beat It, ile tam jest dźwięków, ścieżek, warstw. Tutaj to wszystko było słychać. Jeśli ktoś słuchał tego nie słysząc tego, co tutaj, to dla niego będzie to brzmiało jak coś prostego, nieskomplikowanego. A tutaj każdy element był słyszany perfekcyjnie, co pokazuje jakim majstersztykiem jest jego produkcja. A wersja Mobile Fidelity dodaje do tego swoje – jestem pod wielkim wrażeniem.

RYSIEK B. Dzięki tej płycie odkryłem kiedyś Quincy Jonesa. Jest to wybitna płyta edytorsko, aranżacyjnie i wykonawczo. To jest „top of the top”. Ale też muszę dodać, że to nie jest płyta mojego pokolenia. Jako najstarszy w Towarzystwie przyznam się, że emocjonowałem się inną muzyką, a Thrillera traktowałem z pewnym dystansem, doceniając, szanując i uznając. Moje serce jednak nie zabiło żywiej.

Było też tak, że miałem wrażenie, jakby system się z czasem rozgrzewał, ponieważ z utworu na utwór bardziej mi się to podobało.

TOMASZ Miałem identyczne wrażenie, nie wiem dlaczego… Grałem wcześniej dłuższy czas, ale generalnie gram winyle średnio raz w miesiącu, teraz słucham głównie plików.

RYSIEK B. Chciałbym, żebyśmy przygotowali podobne spotkanie z płytą Spiritual THE ART ENSAMBLE OF CHICAGO, byłoby to dla mnie spełnienie marzeń.

JAREK Ze mną może być problem, bo akurat mój ładunek emocjonalny związany z tym albumem jest ogromny. Słucham tego, co mówiliście, że trafiliście na tę płytę w innym momencie rozwoju emocjonalnego i przypominają mi się rzeczy z tym związane. Po raz pierwszy usłyszałem ją niedługo po wydaniu, jeszcze „ciepłej”, na gramofonie Dual z wkładką Shure i wzmacniaczem Pioneer oraz głośniki Sansui.

Słuchałem tego w Karwinach, dzielnicy Gdyni, z moją cudowną kuzynką, która nosiła pod sercem moją córę chrzestną. W związku z czym nie mogliśmy do tego tańczyć. Moje wspomnienia są więc niezwykle pozytywne. I dlatego pozwoliłem się wtrącić i poprosić o ponowne przesłuchanie fragmentu, ale znacznie głośniej. Ta muzyka i te emocje, które we mnie siedzą są niewyobrażalnie duże. Tej muzyki trzeba słuchać głośno. Słuchana cicho gubi energię i taneczność. Po podgłośnieniu wszyscy się ożywili i wreszcie zaczęli przytupywać.

WICIU Źle mi się słuchało w tym miejscu, bo było to trochę monofoniczne odtworzenie. Z jednej strony są tam kapitalne rzeczy, ale generalnie brakuje mi w niej przestrzenności. Kupiłem ją niedawno na CD i tak to przynajmniej pamiętam. Pewnie jutro ją sobie przesłucham ponownie. Ale mam do niej dużą sympatię ponieważ kojarzy mi się w Listą Przebojów Programu III. Michael Jackson jest superwybitnym wokalistą i bardzo go cenię. Nagrania są tu wykonane przez kapitalnych instrumentalistów ze świetną aranżacją. Co tu dużo mówić, jak nie ma o czym gadać, to wybitna płyta.

»«

˻ CZĘŚĆ 2 ˺

» ˻ 1 ˺ → Epic EPC 85930 (Europa), LP ⸜ 1982

WP Bardzo mi się to pierwsze wydanie podobało. Było na nim mniej informacji niż z wersji MoFi – a zwykle pierwsze wydania mają większą rozdzielczość – mniej smaczków, mniej warstw. Tego tutaj nie było. Natomiast tzw. „drajw” był tutaj niesamowicie prawdziwy. Usłyszałem głębię energetyczną tej płyty, jej głębokość. Wiciu zwrócił wcześniej uwagę na to, że głębia sceny w wersji One-Step była niewielka – tutaj, mam wrażenie, była lepsza. Była tutaj jakaś taka wielka swoboda.

DANIEL W wersji One-Step o wiele bardziej wyeksponowane zostały dźwięki „w tle”, było je słychać wiele wyraźniej. Natomiast pierwsze wydanie europejskie miało o wiele mniej informacji. Co, trochę zaskoczenie, powodowało, że był to przyjemniejszy odsłuch, powiedziałbym odsłuch „na co dzień”. Natomiast, osobiście, lubię jeśli w dźwięku dużo się dzieje i wszystkie te „smaczki” są dostępne. Dla mnie to taki „bufet” dźwięków, które można sobie wyodrębnić i wśród nich wybierać. Dlatego wersja Mobile Fidelity podobała mi się bardziej. Nie umniejszając pierwszemu wydaniu, które też jest bardzo dobre.

DAMIAN Generalnie to, co mówił Wojtek to jest to, co ja również myślę. I rzeczywiście pierwsze wydanie ma „drajw”, uderzenie itd. Natomiast miałem wrażenie, że to jest wersja trochę nieokrzesana i bardziej żywiołowa. Nie ma w tym zbyt wiele wyrafinowania, ale akurat to do mnie bardziej przemówiło, bardziej mi się to podobało.

JAREK I znowu wszystkie moje emocje na wierzchu. Kto wie, czy ta płyta, której wówczas słuchałem, to było właśnie to tłoczenie – mąż mojej kuzynki pływał na promie do Holandii. Wszystko do mnie wróciło. Ale to z One-Step te wszystkie dźwięki, które zaczęły się pojawiać spowodowały, że nasza uwaga zaczeła się skupiać na chórkach, których w oryginalnym wydaniu nie było słychać. To wszystko było czytelne dopiero z wersją MoFi. To była esencja muzyki.

TOMEK L Z wydaniem One-Step miałem więcej mikrodynamiki, szczegółów do analizy utworu, natomiast do słuchania, czyli pęd, drajw, ciepłe, fajne granie – to zdecydowanie domena pierwszego tłoczenia. To jest granie „na co dzień”.

» ˻ 2 ˺ → Epic 25·3P-399 (Japonia), LP ⸜ 1982

WP Bardzo ciekawe odtworzenie i doświadczenie, ponieważ było „trochę tak, a trochę tak”. Dużo więcej informacji niż na pierwszym tłoczeniu europejskim. Było w tej muzyce więcej czegoś zaskakującego, a muzyka tego potrzebuje. Z drugiej strony było to nieco bardziej „sztuczne” odtworzenie. Na wydaniu europejskim głębia dźwięku była bardziej naturalna, było w tym coś takiego, jakby to tak miało być. Natomiast w wersji japońskiej słuchałem tego tak, jakby to zostało „zrobione” – świetnie, ale jednak. Barwą było to odtworzenie jaśniejsze niż europejskie i bliższe wersji One-Step. Mimo wszystko nie kupiłbym jej.

TOMASZ Też tak myślę. Na początku byłem w szoku, ponieważ to połączenie pewnych cech wersji One-Step i pierwszego tłoczenia. Jest trochę więcej szczegółów, jest mocniej, ale jako całość było bardziej jazgotliwie. Przez cały czas czułem się ogłuszony tym dźwiękiem. Mało też było różnicowania w głośności, była za to ściana dźwięku. To była niepotrzebna dosadność. To nie było złe, gdybyśmy nie znali poprzednich wersji. Jak dla mnie to najsłabsza wersja, jak do tej pory.

RAFAŁ No cóż, zgadzam się z wami – to było najsłabsze wykonanie, jakiego byłem dzisiaj świadkiem, co nie znaczy, że złe. Najbardziej rozczarowujący był początek, kiedy były mocne uderzenia basu, a które brzmiały w wymuszony sposób. Przytłaczało mnie to. Oprócz tego czułem, jakby to szło na jednym poziomie, jedna fala, wszystko spływało jednocześnie.

MARCIN Nie ma za bardzo co dodać. Może niech powie ktoś, kto ma inne zdanie.

RYSIEK B. Będą nas posądzać o zmowę, bo wszyscy się zgadzamy, co mnie się zdarza szczególnie rzadko, zwłaszcza z Tomkiem o Wojtkiem. Tu było sucho, nerwowo, jazgotliwie i nie czułem przyjemności ze słuchania. Na początku za dużo basu.

WICIU A mnie się podobało, nic na to nie poradzę (w tym momencie zabrzmiały oklaski – red.). Podobało mi się, bo ja lubię bas. Zawsze mi w nagraniach go brakuje i pod tym względem wiele nagrań jest spieprzonych. Rzeczywiście w tej wersji jest ewidentnie więcej basu, przez co to bardziej „dyskotekowa” wersja. Dla mnie było to ciekawe odtworzenie.

DOMINIKA Zgadzam się z panem Ryszardem, ponieważ, jak dla mnie, ta wersja była nie do słuchania, nie podobała mi się. Panował na scenie gigantyczny chaos i momentami gubił się wokal, stapiał się z instrumentami. Ta wersja zdecydowanie mi się nie podobała.

TOMEK L. Słyszałem dokładnie to samo, co Dominika. Jak gdyby Japończyk wziął pierwsze wydanie z Holandii i powiedział, że „ja pokażę, co tutaj naprawdę jest”. Skupił się na detalach, a nie na muzyce i muzyku. Chociaż zwykle japońskie wydania są bardzo dobre, to w tym przypadku zostało to spierdzielone.

BARTOSZ Rysiek mówi, że nas oskarżą o knucie, ponieważ się z sobą zgadzamy, a ja bym powiedział, że nas oskarżą o to, że nie mamy dobrze w głowie, ponieważ każdy z nas słyszy coś innego. To, co mówili Dominika i Tomek – ja mam dokładnie odwrotnie. Jak dla mnie wokal Jacksona był w tej wersji wybitny. Był tak energetyczny i mocny, że wersja holenderska była przy tej wersji do wyrzucenia. Japońskie pierwsze wydanie była fantastyczna. Była pozbawiona smaczków One-Step, ale miała znakomitą energię.

DANIEL Ja też się zdziwiłem tym, co wcześniej słyszałem, ponieważ mnie się wydawało, że właśnie wokal był w tej wersji na pierwszym planie, a instrumenty były mniej ważne. Powiedziałbym wręcz, że tutaj Jackson momentami krzyczał. Mnie to się nie do końca podobało i brakowało mi gitar, które były za bardzo z tyłu. Więc ocena jest taka sama, jak wszystkich poza Bartkiem, ale spostrzeżenia są takie same, jak Bartka.

JAREK Dla mnie różnica między tłoczeniem holenderskim i japońskim to jest różnica między dynamiką i hałasem. Wiele osób nie potrafi tych rzeczy rozróżnić, ale sprawa jest prosta. Najbardziej ta różnica wyszła na gitarze Van Halena, która na płycie z Holandii brzmiała znakomicie, a nakrążku z Japonii to była próba, jak Japończyk zagrałby taką samą solówkę.

DAMIAN W międzyczasie się zresetowałem – byłem w ubikacji – więc niekoniecznie będę obiektywny. Kiedy zaczęła grać wersja japońska, pomyślałem – jest fajnie. Ale im dłużej grała, tym mniej mi się podobała. Jackson brzmiał wyżej, jakby chciał mocniej krzyknąć. Kiedy jednak weszła gitara zaczęło się mi to zlewać. Z trzech słuchanych do tej pory, prawdopodobnie wybrałbym drugą, czyli pierwsze wydanie z Holandii. One-Step byłaby na końcu.

» ˻ 3 ˺ → Epic 30·3P-431 (Japonia), seria: „Master Sound DM Digital Mastering”, LP ⸜ 1984

MARCIN Wojtek nawet nie krzyczał, żeby już wyciszać :)

WP No tak, byłem ciekawy tego dźwięku. „Master Sound DM Digital Mastering” to seria w której zamiast kopii analogowej do nacięcia matryc wysyłano taśmę U-matic, cyfrową taśmę VCR 16 bitów, 44,1 kHz. Chodziło o zmniejszenie szumów kopii.

JAREK Mam ochotę porównać wersję holenderską i tą, cyfrową. Różnica jest taka: pierwsza jest do tańczenia, a ta do słuchania. W wersji z Europy rytm, uderzenie siedzi na mid-basie, natomiast na japońskiej punkt ciężkości przeszedł na wokale, chórki i gitarę. Gitara po prostu znakomita! Teraz słychać po co wzięli Van Halena. Także wokal był świetny, bardzo mocny i bardzo ekspresyjny. Bas został złagodzony, natomiast reszta w sensie emocjonalnym było świetna, na równi z wydaniem holenderskim.

DAMIAN Mnie najbardziej podobało się właśnie to wykonanie, czyli wersja japońska z cyfrowym masterem. Zauważyłem, że w tle przez większość kawałka w tle jest metaliczny dźwięk, jakiś instrument, na który na poprzednich wydaniach nie zwróciłem uwagi. Jest tu to „coś” w gitarze, co pozwala się nią cieszyć. No i chórki – są tutaj lepiej odseparowane. To byłaby dla mnie najlepsza wersja.

DANIEL Mnie też od razu rzuciło się w ucho, że wiodąca gitara jest o wiele mocniejsza, lepiej słyszalna. Na samym początku słychać było mocniejszy „power”. Solówka zabrzmiała świetnie. Jak dla mnie ta wersja jest na równi z One-Step.

BARTOSZ Kiedy wszedł wokal, pomyślałem sobie, że to jest najbardziej żenująca wersja, której słuchaliśmy. Najbardziej podobał mi się na poprzedniej, japońskiej wersji. Ale kiedy weszła solówka Eddiego Van Halena, stwierdziłem, że to z kolei najlepsza wersja Beat It, jaką dzisiaj słyszałem. Ale i tak wybrałbym One-Step Mobile’a, ponieważ była najrówniejsza.

DAMIAN Osobowość dwubiegunowa…

BARTOSZ No widzisz, za taką diagnozę płaci się ciężkie pieniądze, a na KTS-ie dostajesz ją za darmo :)

TOMEK L. Zgadzam się z poprzednikami, ta solówka w tej wersji wciągnęła mnie na maxa. Powinniśmy poprosić tutaj wszystkich inżynierów i powiedzieć, co się nam podobało z poszczególnych wydań, może wtedy mielibyśmy ideał. Bardzo podobałam mi się wersja holenderska i kupiłbym ją i One-Step.

BARTOSZ Czyli wydajesz 1000 złotych i jesteś zadowolony, całkiem tanio…

DOMINIKA Chciałam powiedzieć, że od pierwszych dźwięków wiedziałam, że to będzie moja ulubiona wersja – i nie zawiodłam się. Dla mnie to było coś naprawdę wielkiego. Była na tej płycie harmonia, pełnia, było wszystko. I chciałabym słuchać muzyki takiej, jak ta, w takiej wersji. Niesamowite, ze jedna piosenka, a tak różne wykonania. Poprzednie dwie były dla mnie nie do słuchania.

WICIU Już nie pamiętam pierwszej wersji (One-Step – red.), ale ewidentnie w porównaniu do poprzedniego „japończyka” bardzo ładnie dołożono średnie tony i wyrównano pasmo. Przekaz zrobił się płynny, ciekawy, znakomicie zrobiony. Wydaje mi się, że być może to jest najlepsza prezentacja dzisiejszego wieczoru. Nie jestem pewien co do One-Step, ale pozostałe dwie zostają w tyle.

RYSIEK B. Mam problem: bardzo mi się ta wersja podobała. Podobało mi się, że to był bardzo płynny, rytmiczny dźwięk, że było w nim dużo średnicy i że nie było w tym żadnej nerwowości – zabrzmiało to bardzo muzykalnie. Mam dylemat – holenderska, czy ta.

MARCIN Według mnie One-Step gra w innej lidze, wyższej. Ale porównując master cyfrowy powiedziałbym, że jest lepszy niż wersja holenderska i dużo lepszy niż pierwsza japońska. Może bez przesady, to jednak dość wyrównany poziom, ale jednak.

RAFAŁ Podobała mi się ta wersja, miała ładnie wyciągnięty wokal, dobrą gitarę – wszystko grało bardzo elegancko. Jest dobrze, ale nie aż tak dobrze, jak z One-Stepem. To dla mnie teraz Top Dwa.

TOMEK Chciałem się nie zgodzić z Dominiką, ale to zupełny przypadek :) Dla mnie to byłą absolutnie najgorsza wersja ze wszystkich, które tutaj zostały odtworzone. Co jest ciekawe, słuchamy czwartego winylu i wciąż nie ma trzasków i szumów typowych na winylu. Ale, jak dla mnie, ta płyta brzmiała jak kompakt z połowy lat 80. ze wszystkimi problemami z tym związanymi. Czyli, jakbyśmy słuchali nie sinusoidy, a kwadratu. Wszystko było krzykliwe, jazgotliwe i „in your face”. Wiedziałem, że niektórym bas się spodoba, ale to nie był zbyt niski bas. Najlepiej brzmiał on na One-Stepie.

DOMINIKA No zupełnie inaczej to słyszę, dla mnie to tutaj była największa harmonia, a krzykliwość była na poprzednich dwóch wersjach.

WOJTEK Zgadzam się niestety z Tomkiem. Mimo że jestem fanem wczesnej cyfry – lubię ją i trochę rozumiem. Nie znałem tej wersji, technicznie wiem, jak została zrobiona i przez to oczekiwałem o wiele więcej. Bardzo podobało mi się, że była nienerwowa. Obydwie poprzednie były nie do końca wyrównane. To był bardzo gładki, przyjemny dźwięk. Natomiast było w nim, jak dla mnie, mało informacji.

Teraz widzę, że One-Step był wybitny, bo był gładki i miał mnóstwo informacji. Wersja holenderska była świetna, bo miała drajw, było to głębokie. Pierwsza wersja japońska w ogóle mi się nie podobała. Ta z kolei była fajna, ponieważ było to dobre, spokojne granie.

» ˻ 4 ˺ → Epic/MJJ Productions | Sony Music 19658714511 (Europa), „40th Anniversary”, LP ⸜ 2022

Od redakcji

Prawdę mówiąc, po poprzednich wersjach trudno było nagrać jakąś dłuższą sensowną wypowiedź. Słyszałem od „nie strzelać do pianisty”, po „i ludzie to kupują”. Tomek mówił, że była to najgorsza wersja i nie ma co się nad nią rozwodzić: „Była bardzo, bardzo zła”. Rysiek mówił z kolei, że dla niego była na drugim miejscu, ale nikt się z nim nie zgodził. Podobała mu się rytmiczność, przejrzystość, energia i mówił, że dźwięk był „homogeniczny”. Słuchając jego wypowiedzi Wiciu niemal przez łzy (śmiechu) mówił, że przecież niczego z tego, o czym mówił Rysiek w tym dźwięku nie było. Nie dlatego, że śmiał się z niego, a dlatego, że siedzieli koło siebie i słyszeli dwie zupełnie inne płyty. Dominika dodała, że chórki na początku brzmiały jak tygrys z okładki, co było „dość żenujące”.

Zapytany o opinię Marcin, właściciel tej wersji, powiedział krótko: jeżeli to jest standardowa płyta przeznaczona dla 99% odbiorców, to jest to straszne. „Jak daleko jesteśmy do przodu słuchając poprzednich wersji, które przecież krytykowaliśmy, to jeżeli zejdziemy do poziomu konsumenta, jak z tą wersją, to aż trudno uwierzyć, że można coś takiego sprzedawać”.

A hierarchia? Co by nie mówić, to One-Step Mobile Fidelity większości słuchającym wydał się najlepszy i to do niego się najczęściej odnosili. Na drugim miejscu była wersja japońska z cyfrowym masterem lub pierwsze wydanie z Holandii. Na trzecim pierwsze wydanie japońskie, a poza skalą nowe tłoczenie z „powszechnego obiegu”.

» POST SCRIPTUM

Jakiś czas po naszym spotkaniu magazyn „Billborad” donosił: „MoFi otrzymuje zgodę na wielomilionową ugodę w związku z kontrowersjami dotyczącymi analogowego winylu” (więcej → TUTAJ, dostęp: 12.05.2023).

Jak czytamy w artykule Billa Donahue, sędzia federalny zatwierdził ugodę, w ramach której wytwórnia zgodziła się zapłacić 25 milionów dolarów za wprowadzenie w błąd swoich klientów. Chociaż suma ta pozwala na zwrot pieniędzy wszystkim, którzy czują się oszukani, niektórzy zwracają uwagę, że to nie fair, ponieważ nie doszło tak naprawdę do ukarania firmy.

  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl