KRAKOWSKIE TOWARZYSTWO SONICZNE Spotkanie #116:
|
CM, czyli Pulse Code Modulation, to sposób zapisu sygnału cyfrowego wykorzystywanego w audio na płytach CD, HDCD, DVD i BD. A także w plikach. Podczas poprzedniego spotkania Towarzystwa przyjrzeliśmy się plikom DSD zgrywanym z płyt SACD (więcej TUTAJ). To jedna z najpopularniejszych metod ich pozyskiwania, choć obarczona wieloma problemami – zgranie płyty w znacznym stopniu zależy bowiem od czynników zewnętrznych, które zmieniają dźwięk. Lepszym pomysłem jest ściągnięcie takiego pliku ze sklepu internetowego – sklepy otrzymują je bowiem bezpośrednio od wydawców. Powstaje w ten sposób klarowny łańcuch przesyłu: Każdy z tych etapów, nawet ostatni, może być przeprowadzony w sposób fizyczny, przez przeniesienie danych na nośniku trwałym – HDD, SSD, SD, pendrajwie lub płycie DVD-R/CD-R. W rzeczywistości sygnał między studiami, a potem do wydawcy, przesyłany jest przez internet. Rodzi to problemy, o których komputerowcy nie chcą słyszeć, a o które trzeba będzie w przyszłości zawalczyć, bo nie każdy router jest „przezroczysty” i nie każde kopiowanie danych przez internet jest w 100% poprawne. | Spotkanie Od strony użytkownika tylko to ma jednak sens – ściąganie plików lub ich odsłuchiwanie poprzez serwis streamingowy jest łatwe i bezproblemowe. I właśnie takimi plikami się tym razem zajęliśmy. Kupione zostały w sklepach internetowych – głównie hdtracks.com – a kilka otrzymaliśmy bezpośrednio od wydawców. Pliki porównaliśmy z płytami Compact Disc i Super Audio CD Odsłuch został podzielony na sześć sesji, ponieważ na rynku spotyka się sześć podstawowych rodzajów plików PCM, o których można powiedzieć – hi-res. Ogólnie przyjęło się, że o pliku mówimy „hi-res”, czyli: wysokiej rozdzielczości wtedy, kiedy długość słowa wynosi 24 bity. Wielu inżynierów uważa, że trzeba jeszcze spełnić drugi warunek, to znaczy częstotliwość próbkowania musi wynosić co najmniej 96 kHz (ew. 88,2 kHz), ale rzeczywistość jest taka, że znacząca większość plików oferowanych przez wydawców ma częstotliwość próbkowania 44,1 lub 48 kHz. Mamy więc sześć części, podzielonych ze względu na częstotliwość próbkowania: 44,1 | 48 | 88,2 | 96 | 176,4 | 192 kHz. W każdej z nich porównujemy je do płyt z tym samym masterem (ew. remasterem). Korzystaliśmy przy tym z odtwarzacza Ayon Audio CD-35 HF Edition oraz transportu plików Ayon Audio NW-T DSD. Sygnał przesyłany był z transportu kablem I°2;S do przetwornika w odtwarzaczu. | ODSŁUCH Krótko o sposobie zapisu tytułów płyt: na początku mamy utwór, który był odsłuchiwany, a następnie tytuł płyty z której pochodzi oraz rodzaj pliku, z jakiego była odtwarzana muzyka: WAV lub FLAC. Kolejna informacja mówi o wydawcy i o tym, czy to jest reedycja i jaka. Na samym końcu mamy rodzaj nośnika fizycznego (CD, BSCD2, SHM-CD, SACD) i datę wydania oraz – ewentualnie – reedycji. KROK 1. | PCM: 24 bity | 44,1 kHz
Wiciu | Różnica jest słyszalna, nie ma co do tego wątpliwości. Zastanawiam się, czy wąskim gardłem nie jest system przesyłu sygnału z odtwarzacza, na przykład kabel. A to dlatego, że pliki brzmią gorzej od płyty CD. Mamy mniejszą dynamikę, plik gra lekko zgaszonym tonem, mniej żywiołowym. Płyta jest o wiele przestrzenniejsza. Jak dla mnie to podobne porównanie, jak pomiędzy moim sprzętem, a tym tutaj – przy czym sprzęt Janusza jest referencyjny. Na płycie jest magia „tu i teraz”, a plik jest odtworzeniem jakiegoś zdarzenia. Janusz | Pierwsze dwie płyty zagrały tak, że trudno by mi było coś wybrać. Ale różnica jest klarowna. Szczególnie w połowie pierwszego utworu mnie to uderzyło, a przy drugim się upewniłem: pliki były jaśniejsze. A z tego wcale przecież nie wynika, że były lepsze. Bardziej mi się więc podobały płyty. Gdybym nie słyszał płyt, to nie byłoby zły dźwięk, pliki by mi się naprawdę spodobały, bo grały bardzo ładnie. Ale przy porównaniu z płytami to właśnie krążki wypadały lepiej, niżej – a dla mnie to jest ważniejsze. Natomiast przy ostatniej płycie, przy nagraniu Naima, szczególnie po powtórzeniu, pliki zabrzmiały lepiej. Było odejście, było powietrze, swoboda. Było głośniej, ale i głębiej – kocham to! Dlatego, jak dla mnie – 3:1 dla płyt. Ale ostatnie odtworzenie pliku było tak dobre, że nawet taki wynik nie jest dla mnie jednoznaczny i zastanawiałbym się nad plikami. Ludzie, co my tu robimy… Rysiek B. | Będę częściowo w kontrze do Janusza, częściowo w zgodzie. Pan Redaktor wchodzi z nami na śliski grunt, bo ten materiał przeczyta, mam nadzieję, wiele tysięcy sposób. A w ten sposób można już wpłynąć na warunki handlowe sprzedaży plików muzycznych. Dlatego będę bezkompromisowy, bo musimy być całkowicie szczerzy. Pierwsze dwa utwory The Beatles to zdecydowana przewaga płyty CD nad plikami, które się mi wydały płaskie, bezbarwne, nudne, grały jak hi-fi. Jeśli ktoś ma wysokiej klasy system muzyczny, akurat w tym przypadku powinien pozostać przy płycie i sobie pliki darować. Jeżeli ma system hi-fi, to jakość pliku mu wystarczy. Ale nie jest to jednoznaczne, bo przy Dead Can Dance było jednak inaczej – znacznie lepiej zagrał plik. Był otwarty, przestrzenny, miał dobre barwy. Natomiast przy Heartplay z płyty Naima, z czym się nie zgodzę z Januszem, plik był martwy, zgaszony, nudny i to była różnica klasy. Zabraniam miłośnikom high-endu wydawać na to pieniądze. Należy kupić płytę i rozkoszować się jej dźwiękiem. Marcin | Jeśli chodzi o Beatlesów plik w obydwu przypadkach zagrał, moim zdaniem, lepiej. A to dlatego, że słyszałem więcej szczegółów. Każdy instrument miał więcej detali i dla mnie to jest na plus. Jeśli chodzi o Dead Can Dance wielkich różnic nie usłyszałem i był to dla mnie remis. Największą różnicę usłyszałem przy płycie Naima, gdzie plik zagrał lepiej – i to o wiele lepiej. Była większa rozdzielczość i pojawiła się większa przestrzeń. Tomek | Moje spostrzeżenia będą zbliżone do tego, co powiedział Marcin. Być może dlatego, że siedzimy koło siebie. Jeśli chodzi o Beatlesów przy Come Together różnica między płytą i plikiem była większa niż przy Eleanor Rigby i wybieram CD. Ale chciałbym też powiedzieć, że wreszcie słuchając plików słyszę wszystko to, czego mi z nimi zazwyczaj brakuje – rozciągnięcie pasma, detaliczność, rozdzielczość. Coś dzieje się jednak tutaj na korzyść płyty CD, bo mamy z nią dodatkową energię i dynamikę. Dlatego Beatlesów przyjemniej słuchało się z CD. Nie bardzo mogę się jednak zgodzić z Januszem, kiedy mówi, że dla niego pliki zagrały jaśniej, bo tu, gdzie siedzę jaśniej grały płyty. Przy Dead Can Dance obydwie prezentacje zabrzmiały bardzo podobnie. W ogóle chciałbym powiedzieć, że wszystkie te utwory zabrzmiały na tyle dobrze i z płyt CD, i z plików, że mógłbym przejść na pliki. Nie zrobię tego, bo jestem kolekcjonerem, ale dla samej muzyki – czemu nie? Nie musiałbym chodzić i zmieniać płyt… Tym bardziej, że z płytą Antonio Forcione było dla mnie jasne, że to plik jest znacznie lepszy. Miał energię, był piękny pogłos. Najwyraźniej Naim zrobił plik porządnie i nawet po przesłaniu przez internet i zapisaniu na swoim nośniku te zalety są zachowane. Ale musi to zrobić ktoś, kto się na tym zna… KROK 2. | PCM: 24 bity | 48 kHz
Janusz | Może „zaskoczę" wszystkich, ale bardziej podobała mi się płyta SACD, choć nie do końca. Na płycie usłyszałem coś, czego na pliku nie było. To była nieprawdopodobna przestrzeń. Ale z drugiej strony, kiedy było uderzenie w klawisz, to było to z jakąś taką „grubością”. Z płytą było odejście, przestrzeń, rozmach. Ale z kolei z plikiem dźwięki miały wyraźniejszą „obecność”, były gęstsze. To była potęga! I to było to, co mnie przekonuje do pliku. Wiciu | Dla mnie to nie jest nagranie poprawne technicznie. Ale to jest domena nagrań muzyki rozrywkowej – uwypuklić soprany itp. Dlatego bardzo podobała mi się płyta SACD, bo gasiła jasne sybilanty. Na drugim miejscu był plik – dźwięk był czystszy, miał większą przestrzeń, lepiej układały się elementy na scenie. I na końcu płyta BSCD2. Rysiek B. | Podpisałbym się pod tym, co mówił Wiciu. Ostatnia wersja była nie dosłuchania – słuchanie tego nagrania z płyty BSCD2 sprawiało mi ból. Na szczęście plik złagodził częściowo te niedogodności, artefaktowa przestrzeń została zrównoważona, pojawiły się barwy itp. Ale i tak najlepiej podobała mi się wersja na SACD, bo usłyszałem muzykę tego przedstawienia. Marcin | Płyta BSCD2 zagrała w bardzo chaotyczny sposób. Wydawało mi się tak, jakby fortepian nie pasował do całości. Podobnie pogłosy. Ten utwór był w sprzeczności ze mną. Natomiast przy odtworzeniu z pliku wszystko się poukładało i wreszcie zabrzmiało jak jeden utwór, a nie składanka różnych dźwięków. Brzmiało to do tego stopnia ładnie, że nawet kiedy odtworzyliśmy na koniec płytę SACD, to choć zagrała najlepiej, nie byłbym pewny, czy chciałbym wydać na nią dodatkowe pieniądze. Tu aż takiej różnicy nie było i w ślepym teście nie potrafiłbym powiedzieć, co gra. Natomiast w stosunku do płyty BSCD2 plik zagrał na tyle lepiej, że to była po prostu przepaść. Tomek | Na wstępie powiedzmy, że to nagranie samo w sobie jest bardzo specyficzne – to nie jest klasyczny Depeche Mode. To nagranie w pewien sposób awangardowe. Przykładam więc do niego inne kryteria niż Rysiek. Dla mnie w tym przypadku najlepiej zagrał plik. Zagrał ciemniej i lepiej pokazane były faktury, szczegóły, można było analizować, co zostało doklejone, a co nagrane. Przy CD tego nie miałem. Jeśli którykolwiek z formatów dał mi jakąś przyjemność to był nim plik. Natomiast zupełnie nie spodobała mi się wersja SACD, dla mnie to była porażka. Wojtek Pacuła | Wydaje mi się, że nie można przenosić estetyki fortepianu z klasyki i jazzu na ten gatunek, to dwie różne rzeczy. Można taką estetykę akceptować, albo nie, ale nie można jej przenosić na inne estetyki. Dla mnie najbardziej podobał się plik, potem SACD i na końcu BSCD2. Zgadzam się z Marcinem, że na CD wszystko grało razem, zlewało się z sobą, nie było tam żadnej dramaturgii. Muzycznie nie było wiadomo o co chodzi. SACD zabrzmiało lepiej, ponieważ wszystko się poukładało. Ale też najostrzej. Zmienił się natomiast charakter tego utworu. Zniknął wyostrzony i powiększony fortepian, bo zagrał niżej. Na plan pierwszy wyszedł z kolei wokal. Pogłosy z kolei zmniejszyły się i nie były jego częścią. Ale dopiero z plikiem zrozumiałem o co chodziło producentowi, wszystko się poukładało – i to mi się podobało. Nie było jasno, było dobrze. KROK 3. | PCM: 24 bity | 88,2 kHz
Rysiek B. | Sytuacja się powtarza – absolutna przewaga płyty nad plikami. Różnice były dla mnie spektakularne, to jest jak high-end i jak hi-fi. Wiciu | Zgadzam się z Ryśkiem – na płycie Możdżera z Danielssonem powtórzyło się to, co słyszałem wcześniej, to znaczy z pliku dźwięk był mało dynamiczny i matowy, mniej w nim było przestrzeni. Możdżer grał normalnie i preparował jednocześnie fortepian, co na płycie było słychać lepiej, bardziej uczciwie. Z Komedą było inaczej. Plik zabrzmiał jaśniej, wyraźniej, ostrzej, po prostu natarczywie. Nieprzyjemnie. Płyta, która zabrzmiała w bardziej przytłumiony sposób, zagrała więc lepiej, a fortepian był prawdziwszy. Janusz | Dla mnie różnica też była spektakularna. W tym miejscu, w którym siedzę plik zagrał jaśniej – to kolejny raz, kiedy mamy odmienne odczucia na ten temat, ale to zapewne chodzi o miejsce w którym siedzę. Dla mnie jasność jest nie do przyjęcia, dlatego plik od razu był u mnie pod kreską. To była nienaturalna jasność, której w realnym świecie nie ma. Marcin | Przy Danielssonie różnice były wyraźne – płyta zagrała ostrzej, bardziej dynamicznie, z pazurem. A przy tej muzyce był to dla nie plus. Plik to zaokrąglił, owinął w „bawełnę” i podał przyjemnie, ale nie było to już tak spektakularne. Tomek | Z Pasodoble granego z pliku bardzo podobały mi się niuanse gry na instrumencie, dobrze komponowały się z tym dźwięki dodatkowe wydawane przez muzyków. Po przejściu na płytę też to wszystko było, ale było to trochę mniej ekscytujące. Ale nie była to duża różnica i mógłbym tego słuchać zarówno z pliku, jak i z płyty. Z kolei przy Komedzie zdecydowanie wygrał plik. Master CD-R zagrał gorzej. Natarczywość, której moi przedmówcy się doszukali była dla mnie czymś wartościowym, bo po prostu z pliku miałem więcej informacji. Zagrał on jaśniej, ale nie jazgotliwie – jazgotliwie zagrała płyta. |
Wojtek Pacuła | Moim zdaniem różnice były najmniejsze z dotychczasowych. Były najmniej ważne. Było słychać, że gra płyta i gra plik. Ale jeślibym miał wybierać, to nie zabijałbym się za jednym lub drugim. Jeślibym jednak musiał wybierać, to przy Pasodoble wybrałbym plik, bo zagrał ładniej, przyjemniej, gęściej. Rzeczywiście było słychać elementy pozamuzyczne, ale w dobrej proporcji, jak na koncercie. Na płycie brzmiały nienaturalnie, osobno. Z Komedą był odwrotnie – ładniej i przyjemniej zagrała płyta. Ale było też tak, że w pliku było więcej informacji, nie ma co do tego wątpliwości. Do tego momentu wszystkie pliki grały ładniej, bo bardziej gładko i przyjemniej. A tutaj okazuje się, że to plik jest tą jaśniejszą stroną. Trzeba się więc zapytać, co się komu podoba. To nie jest „dokument”, tylko kreacja, dlatego możemy się w ogóle o to pytać. Bardziej podobała się mi płyta, mimo że wiedziałem czego jej brakuje. Ideałem byłoby, gdyby wszystko brzmiało jak na CD, ale z dodatkowymi informacjami, które są w pliku. KROK 4. | PCM: 24 bity | 96 kHz
Tomek | Jestem zachwycony utworem Cohena, bardzo się cieszę, że go wysłuchaliśmy. Zabrzmiał fenomenalnie zarówno z pliku, jak i CD. Zamierzałem powiedzieć „prawie identycznie”, dopóki Cohen nie zaśpiewał, bo wokal był dużo lepszy z pliku. Z CD słuchać było jakieś dziury w paśmie, a z pliku wokal był równy, klarowny, wyraźny. Jeśli chodzi o instrumenty, to CD i plik zabrzmiały bardzo podobnie – zbliżona przestrzeń, barwy itd. Przy Led Zeppelin wydawało mi się, że więcej informacji było z pliku, lepiej oddany był klimat tamtych czasów, tamtego studia, ale to z płyty CD słuchało się tego przyjemniej. Ale różnice nie były duże, nie ma co szaleć. Marcin | Co do Cohena zgadzam się z Tomkiem w 100%. Różnice między CD i plikiem nie były duże, choć plik zagrał ładniej, płynniej. Bardziej do mnie przemawiał. Ale już przy Led Zeppelin miałem inne zdanie – płyta zagrała jazgotliwie, to była rzeźnia, a plik był płynny, piękny. Nie pochodzę z tamtych czasów, nie wiem więc, jak to ma brzmieć, ale tu i teraz plik zagrał dla mnie lepiej. Wiciu | Zacznę od Led Zeppelin. Lepiej zagrała, moim zdaniem, płyta. Moją uwagę zwrócił bas – na CD sprężysty i energetyczny, a na pliku rozlazły, jak z gumy. Długo się zastanawiałem nad Cohenem, bo różnice są minimalne. Ale zgadzam się z Tomkiem – najlepszym wyróżnikiem jest głos Cohena. Z plikiem wydawał mi się on lepiej poukładany, lepiej „napisany”. Trudno mi do końca powiedzieć, w czym jest różnica, ale wolałbym plik. Rysiek B. | Płyta CD z Led Zeppelin zagrała lepiej, bo z energią, pazurem, bogactwem barw – dla mnie nie ma porównania. Natomiast jeśli chodzi o Cohena – zgadzam się z Tomkiem: wokal zabrzmiał lepiej, przyjemniej z pliku. Ale już cała pozostała część, czyli instrumenty, zdecydowanie lepsza była płyta CD. Tak więc: płyta CD rulez! Janusz | Moja konstatacja będzie krótka: rozpacz! Niestety wiek swoje robi i takich ludzi, jak Rysiek nie powinno się zapraszać :) Po pierwsze – zgadzam się z Tomkiem co do Cohena: ładniej zagrał plik, właśnie ze względu na wokal. Ale co do Led Zeppelin to, jak mówię, rozpacz! Miałem tę płytę, kiedy wyszła, dlatego mogę powiedzieć to, że brzmienie CD było kompletną porażką! To było małe, to było ściśnięte i skompresowane, bez sensu. A gdzie jest dynamika? A z plikiem to wszystko dostałem. To wciąż był słaby dźwięk, ale przynajmniej się coś otworzyło. Wojtek Pacuła | Zgadzam się z tym, że Led Zeppelin na płycie CD, w tym remasterze, brzmi jazgotliwie. Ale tak tę muzykę, jak mi się wydaje, widzą artyści, szczególnie Plant, który był odpowiedzialny za remaster. Od strony artystycznej to właśnie płyta CD brzmi więc, chyba można tak założyć, tak jak to sobie założyli ludziw obecni w studio. Tyle, że to totalny chaos. Dopiero na pliku zagrało to ładnie. Pojawiły się plany, ładna gitara. Bas nie jest tak zwarty, jak na CD, ale nie miałem z nim problemu. Także przy Cohenie bardzo podobał mi się plik. Płyta nie jest zła, ale plik pokazał plany, świetne chórki, całość była bardziej plastyczna. Wokal zabrzmiał naturalnie, jak starszy człowiek, który właściwie mówi. KROK 5. | PCM: 24 bity | 176,4 kHz/88,2 kHz
Janusz | Przepaść! – To mało powiedzieć, że przepaść. Z płytą CD to była dynamika, odejście, oddech, a pliki... Lepiej zapomnieć. To były po prostu dwa różne odtworzenia. Rysiek B. | Pierwszy raz mogę się wreszcie zgodzić z Januszem. To były dwa różne spektakle – tak się dzieje od początku – płyta za każdym razem brzmi dla mnie lepiej. Marcin | Uważam inaczej – to, co słyszeliśmy wcześniej znowu się powtórzyło. Można więc mówić o jakieś stałej, to znaczy o preferencjach każdego z tutaj obecnych. Jak dla mnie, to płyta zagrała bardzo dobrze, ładnie, ale tylko do momentu, w którym usłyszeliśmy plik. Obydwa były bardziej rozdzielcze, było więcej szczegółów, muzyka była bardziej uporządkowana. Wyszło wówczas to, co słyszałem wcześniej, a mianowicie, że płyta jest bardziej jaskrawa, bardziej zadziorna – ale moim zdaniem za jaskrawa. Różnica między plikami 176,4 kHz i 88,2 kHz była mniejsza i pewnie trzeba by siąść idealnie pośrodku, żeby wychwycić jakieś zmiany w przestrzeni itp. Natomiast różnica między płytą i plikiem 176,4 kHz była bardzo duża, wręcz ogromna, ale moim zdanie na korzyść pliku :) Tomek | W 90% zgodzę się z Marcinem – różnica była duża, bezdyskusyjna, ale różnice były takie same, jak w poprzednich porównaniach. Słuchając płyty cieszę się, że jest energia, że gra to mocno, do przodu, noga sam wystukuje rytm. Ale plik daje możliwość wglądu w nagranie, oferuje spokój. Pamiętam, że kiedyś było odwrotnie, że to pliki grały jasno – widać technika ich odtwarzania na tyle się zmieniła, że wszystko się odwróciło. Trudno mi powiedzieć, co mi się bardziej podobało. A różnica między różnymi częstotliwościami próbkowania była znacznie mniejsza, dla mnie właściwie pomijalna. Wojtek Pacuła | Tym razem bardziej podobał mi się plik. Płyta jest świetna – znam te nagrania właśnie z CD, a nie z plików i bardzo ją lubię. Jest znakomicie zrealizowana i muzyka też jest na wysokim poziomie. Kontrabas brzmi cicho w obydwu przypadkach, ale z plikiem lepiej rozumiemy dlaczego. Najczęściej kontrabas nagrywa się z bliska, niemal wkładając mikrofon do pudła rezonansowego. Rejestrujemy w ten sposób bardzo duży i dobitny dźwięk. A przecież kontrabas taki nie jest, jest lżejszy i mniejszy. Wydaje mi się, że z takim zamysłem go na tej płycie zrealizowano i lepiej to się tłumaczy na pliku. I plik 88,2 podobał mi się znacznie mniej niż 176,4 kHz, bo był „tępy”. KROK 4. | PCM: 24 bity | 192 kHz
Marcin | Miles Davis z płyty zabrzmiał bardzo fajnie, ale gdy usłyszałem plik, wiedziałem już, że to jednak różne prezentacje. Największa różnica dotyczy właśnie trąbki – na płycie jest dość ostra, myślę, że za ostra, a na pliku jest gładsza. To najważniejsza różnica. Przy Norah Jones nie ma nawet o czym mówić – płyta zagrała jazgotliwie, ale i tępo. Z pliku słychać było wybrzmienia gitary, jej dźwięczność, detale. Przy płycie się to zlewało. Tomek | Wyjątkowo się dzisiaj z sobą zgadzamy – słyszymy chyba tak samo :) Trąbka Davisa była przygaszona w pliku, a jaśniejsza z płyty. I rzeczywiście – przyjemniej się tego słuchało z pliku. Ale… To przecież trąbka Davisa – jest mocna i jasna. Wydaje mi się, że złagodzenie jej brzmienia odbiera część istotnych informacji. Z bólem muszą powiedzieć, że płyta zagrała lepiej. Z Norah Jones graną z płyty z bólem dotrwałem do końca tego słodkiego przedstawienia. Natomiast z pliku miało to już sens, brzmiało to jak smooth-jazz, w naturalnej przestrzeni, z dobrze pokazanym głosem. W tym przypadku – plik. Wiciu | Jedyna rzecz, na którą zwróciłem uwagę przy Jones to lepszy wokal na pliku. Z płytą CD był ostrzejszy, jaśniejszy. Tomek | Jeszcze dodam, że Norah Jones jest moją rówieśniczką… Wiciu | Aaa – gratulujemy takiej rówieśniczki, pozazdrościć! W każdym razie przy Davisie znacznie lepiej zagrał plik, mniej szumiał, mimo że to ten sam remaster. Bas był na pliku lepiej kontrolowany, a trąbka była łagodniejsza niż na płycie i dla mnie było to lepsze. Zdecydowanie preferuję plik. Rysiek B. | Tym razem nie zgadzam się z Wiciem, ale zgadzam się z Tomkiem – ta jaśniejsza i lepiej zróżnicowana trąbka na płycie CD kreuje ciekawszy spektakl. Nie zgadzam się z Wiciem również dlatego, że bas na płycie był bardziej rozdzielczy, a na pliku to trochę było monotonnie. Płyta w obydwu przypadkach zabrzmiała, moim zdaniem, lepiej. Przy Jones – barwa fortepianu była na CD lepsza! Ktoś, kto nie słyszał matowego fortepianu na pliku, chyba nie analizuje nagrań pod kątem barwy. Mam wrażenie, że nagrania na plikach są spłaszczane, bo podciągany jest tył sceny. Wojtek Pacuła | Tym razem bardziej mi się podobał plik, i to w obydwu przypadkach. Uwaga Ryśka dotycząca barwy jest dla mnie niezrozumiała, bo moim zdaniem to na plikach barwa była bardziej prawdziwa. Rysiek B. | Ale mnie chodzi o rozciągnięcie tych barw, jak się różnicują, a nie o „prawdziwość”, bo trudno powiedzieć, co jest „prawdziwe” w nagraniu. W jednym dźwięku jest sto harmonicznych i na płycie są one słyszalne. Wojtek Pacuła | Na płycie się to rozciągało, zgoda, ale było to za jasne, za ostre. Tomek ma rację – trąbka z natury jest jasna. Ale nie każda trąbka z tłumikiem jest ostra. Miles gra ją dość ostro, ale nie aż tak. Pod względem „prawdy absolutnej” być może płyta pokazała bardziej prawdziwą trąbkę. Ale słuchając w domu nie zawsze chcemy słyszeć to, co na scenie, bo jesteśmy w innej sytuacji, w innej odległości od źródła dźwięku. Z pliku wszystko było dużo większe. Z płytą było to szybkie, ale małe. Z kolei przy Jones granej z pliku otworzył się głos, był ładniejszy. Wiciu | Przy odsłuchu płyty Yes bardziej, i to zdecydowanie, odpowiadało mi brzmienie płyty SACD, przede wszystkim ze względu na bas i lepiej wyeksponowany wokal. O ile dobrze pamiętam Yes z koncertów, to właśnie bas robił imponujące wrażenie. Zobaczyłem tam, ile roboty robił Chris Squire. Wcześniej słuchałem płyt i jakoś to do mnie nie ocierało – a teraz wiem, że to brzmi tak, jak tu na płycie SACD. Marcin | Krótko – moim zdaniem Yes z płyty SACD zagrał trochę lepiej, dźwięk był gęstszy, barwy były nasycone itd. Plik grał dobrze, różnica nie była dla mnie duża, ale to właśnie płyta bardziej mi się podobała. Tomek | To były dla mnie podobne prezentacje, ale plik zagrał ciemniej, z większą dynamiką, był spokojniejszy. Ale różnice nie były duże. Janusz | To płyta mojego liceum i ją kocham. Jej początek zdecydowanie lepiej zabrzmiał z pliku. Byłem w szoku, jak słabo to zabrzmiało z płyty. Ale także i potem, gdy weszły instrumenty było podobnie, lepiej zabrzmiał plik. Marcin | To chyba pierwszy przypadek w czasie KTS-u, kiedy u Janusza płyta SACD przegrała z czymkolwiek innym :) Wojtek Pacuła | Coś w tym jest… Wydaje się, że pliki zagrały w tym przypadku tak, jak u nas grają płyty SACD – z tymi samymi zaletami i wadami. PODSUMOWANIE Co więc wygrało – płyta, czy plik? Prawdę mówiąc ani to, ani to. Porównanie pokazało przede wszystkim, jak mocno technika odtwarzania wpływa na artystyczną stronę nagrania. Ale świetnie wyszło także, że technika związana z odtwarzaniami plików jest już w takim miejscu, że można dyskutować o wyższości plików lub płyt, to zbliżony poziom. Ale… Plikom wciąż brakuje dynamiki, którą oferują płyty CD oraz gęstości, jaką mamy z płyt SACD. Poza tym jest świetnie, bo pliki potrafią zagrać w ładny, przyjemny sposób. Pod warunkiem, że sygnał przesłany jest do przetwornika D/A w odpowiedni spośób. Osobnym problemem pozostaje sposób przygotowania pliku. Nie jest wszystko jedno, kto to zrobi i jak. Nie jest też wszystko jedno, jak zostanie on przesłany i jak wiele „pośredników” po drodze przejdzie. Dlatego też plik plikowi nierówny, nawet jeśli mają te same parametry i pochodzą z tej samej płyty. Dlatego coraz bardziej palącym problemem staje się ich odpowiednie opisywanie przez wydawców (metadane) – powinniśmy wiedzieć, kto jest autorem remasteru, kto przygotował plik i gdzie, a także jaki był plik Master. Jestem pewien, że wkrótce będziemy świadkami wysypu „japońskich” plików Directly-Cut-From-Oryginal-Master-Hard-Disc… I pewnie je kupię :) |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity