|
|
głoszone kilka minut po północy wyniki 17. Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego, niemal już przysypiałem. Zaskoczenie listą laureatów było spore, bo typowałem Kate Liu, jako naszą ulubienicę, mając nadzieję, że wysoką pozycję osiągnie Aimi Kobayashi – Japonka, której równie mocno kibicowałem. Brązowy medal dla Amerykanki singapurskiego pochodzenia trochę to rozczarowanie osłodził, choć nie do końca. Ale tak już jest – wyniki tego giganta wśród konkursów muzyki klasycznej zwykle są zaskakujące. Dla porządku podaję listę nagród głównych:
I nagroda (30 000 €) i złoty medal – SEONG-JIN CHO
II nagroda (25 000 €) i srebrny medal – CHARLES RICHARD-HAMELIN
III nagroda (20 000 €) i brązowy medal – KATE LIU
IV nagroda (15 000 €) – ERIC LU
V nagroda (10 000 €) – YIKE (TONY) YANG
VI nagroda (7000 €) – DMITRY SHISHKIN
DIANA KRALL NA SCENIE
Większą część występów słyszałem na żywo w radiu, a od III etapu śledziłem prawie wszystkie – poza tymi, które miały miejsce w czasie koncertu Diany Krall w warszawskim Torwarze. We wtorkową noc wracaliśmy w trzech właśnie z jej występu. A fortepian pojawił się na początku nieprzypadkowo – patrząc na tę artystkę nietrudno dojść do wniosku, że uważa się ona przede wszystkim za pianistkę, nią się czuje, a dopiero potem myśli o sobie jako o wokalistce.
Krall kilkakrotnie podkreślała, że jej idolem jest Nat „King” Cole, zarówno przez muzykę puszczaną przed występem, przez wystrój sceny, przywołujący ducha kabaretów i rewii z lat 20. XX wieku, jak i deklarując to wprost. A Cole, choć zapamiętany jako głos w Unforgettable, był pianistą jazzowym, któremu zdarzyło się śpiewać. Mikrofon wyraźnie Dianie przeszkadzał i odgarniała go z równą intensywnością, co długie, blond włosy.
O włosach wspominam nieprzypadkowo – fortepian, głos, charyzma to jedno, a uroda drugie – i jedno drugiemu nie przeszkadza. Wystarczy powiedzieć, że Kanadyjka wygląda znakomicie, a jej „buduarowe” zdjęcia z sesji do albumu Glad Rag Doll zrobiły furorę, nie tylko wśród jej fanów.
Występ był znakomity, to była grupa pełnych zawodowców, którzy lubią grać, lubią się nawzajem, a przy tym realizują scenariusz napisany przez Anthony’ego Willsona, gitarzystę i kompozytora, od 2001 roku wspierającego artystkę – zarówno na scenie, jak i w studiu.
DIANA KRALL W NAGRANIACH
Kobieta miała szczęście do współpracowników od samego początku, także do tych w studiu nagraniowym. Produkcją jej nagrań od samego początku zajmuje się Tommy LiPuma, człowiek, który słyszy i to słyszy dobrze. Były Senior Vice-President Elektra Records z Natalie Cole, której album produkował, zdobył siedmiokrotną platynę oraz nagrodę Grammy. W latach 1994–2011 LiPuma niemal nie wychodził z GRP/Verve Records. Zaraz na początku poznał Dianę Krall, którą poprowadził do sukcesu – wyprodukował z nią 12 albumów, z których When I Look In Your Eyes sprzedał się w 2 milionach kopii, a następny, The Look of Love zadebiutował w Top 10 Billboardu i została sprzedany w ponad 4 milionów kopii. Za album Live in Paris z 2002 roku LiPuma zdobył swoją trzecią nagrodę Grammy.
W 2009 roku przeszedł na emeryturę. Wydany wówczas album Quiet Nights był ostatnim wspólnym przedsięwzięciem – jego i Krall. Glad Rag Doll, 11. studyjny album artystki został wyprodukowany przez Dianę Krall i T-Bone’a Burnetta, a z kolei najnowszy, Wallflower przez Davida Fostera. To jej dwunasty studyjny album. Do tego należy doliczyć trzy albumy koncertowe i trzy DVD.
DIANA KRALL W WYDAWNICTWACH
LiPuma „ustawił” dźwięk nagrań Diany Krall, zapewniając jej najlepszych reżyserów dźwięku i starając się niczego nie popsuć. Wszechobecność jej nagrań na wystawach audio potwierdziła słuszność tych wyborów, a obecność Krall w głównym nurcie muzycznym, statuetki Grammy oraz obecność w radiostacjach, uchroniła ją przed zaszufladkowaniem (jak niegdyś Sarę K.) jako wykonawczynię „audiofilską”; w jej przypadku muzyka jest równie ważna jak jej rejestracja.
Równie ważną rolę w tym sukcesie grał Doug Sax, zmarły niedawno mistrz, który w Mastering Lab. przygotowywał mastering jej płyt. Tak dobry materiał aż się prosił o wydanie go w lepszej formie niż standardowy CD. I tak się stało – niektóre ukazały się na płytach XRCD24, przygotowane przez pana Kazuo Kiuchi w studiach JVC (2 tytuły), na płycie DVD-Audio (1 tytuł), SACD (dwa tytuły), Blu-ray Audio (1 tytuł) jak i winylu (Original Recordings Group; 6 tytułów). Co więcej, część z nich dostępna jest również na płytach Platinum SHM-CD (2 tytuły), a najnowsza, Wallflower na SHM-CD. Dodać do tego należy pliki FLAC 24/96.
FORMATY
Mając za referencję występ na żywo, bardzo przytomnie nagłośniony, z Dianą Krall śpiewającą niemal identycznie, jak na płytach (chodzi mi o barwę, frazowanie, melodykę) zasiedliśmy do porównania wersji cyfrowych – Compact Disc (i derywatów) oraz plików. Do porównania mieliśmy następujące tytuły:
WALLFLOWER
Compact Disc (“Zagraniczna płyta – polska cena”) vs SHM-CD
ALL FOR YOU
Compact Disc vs XRCD24
THE LOOK OF LOVE
SACD/CD (warstwa CD) vs XRCD24 vs FLAC 24/96
THE GIRL IN THE OTHER ROOM
Compact Disc (singiel Temptation) vs SACD/CD (warstwa CD) vs Platinum SHM-CD vs FLAC 24/96
GLAD RAG DOLL
SHM-CD vs FLAC 24/96
PORÓWNANIE
Porównanie wykonaliśmy przy użyciu transportu CD Ayon Audio CD-T oraz transportu plików Aurender X100L – obydwa podłączone były do przetwornika cyfrowo-analogowego Ayon Audio Stratos. Miało one charakter odsłuchu A/B/A, ze znanymi A i B. Z każdej płyty wybraliśmy po jednym utworze, w razie potrzeby wysłuchaliśmy drugiego. I jeszcze jedno – w czasie spotkania wręczyliśmy Certyfikat Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego Justynie – witamy!
WALLFLOWER
Compact Disc (“Zagraniczna płyta – polska cena”) vs SHM-CD
Marcin
Moim zdaniem japońska wersja wcale nie „miażdży”. Różnica jest słyszalna, ale bez przesady. Dźwięk z SHM-CD był gładszy, bas mniej dokuczliwy, była po prostu bardziej dopieszczona. Prawdę mówiąc spodziewałem się większych różnic. Ale, jeśli miałbym wybierać, to wybrałbym SHM-CD.
Bartek
Bardziej podobała mi się SHM-CD. Dźwięk jest gładszy, chórki wydają się bliżej, są bardziej namacalne. Trochę irytował mnie na niej bas – było go, moim zdaniem, za dużo. Tyle, że wszystko było z nią takie eleganckie, ułożone, gładkie. Wszystko było dla mnie na plus, poza basem.
Tomek
Nie mam żadnych złudzeń – SHM-CD jest lepsza. Był na niej spokój wewnętrzny, a bas nie dudnił, jak z „Polską ceną”. W tym akurat nie zgadzam się z Bartkiem, mnie to zupełnie nie przeszkadzało i nie widzę w tym żadnego problemu. Dodam jednak, że różnice nie były duże.
Wiktor
Wersja SHM-CD brzmi gładziej, bas jest mniej dudniący, dlatego odbieram ją jako lepszą. Aż „słychać”, że jest ona lepiej wytłoczona, że mniej w dźwięku przypadkowych szumów. Ze zwykłym CD Krall miała zbyt duży wolumen. Różnice nie były jednak duże.
Rysiek B.
Tym razem nie mam jednoznacznego zwycięzcy. To całkiem inne płyty, jakby korzystały z różnych masteringów – nie zgadzam się z wami chłopaki! Z CD miałem większą dynamikę, różnicowanie tonalne, wokal brzmiał, jakby mikrofon był bardzo blisko. SHM-CD brzmiało bardziej muzykalnie, trochę jak na koncercie, z lekkim dystansem. Mniej na nim było szczegółów, było może nawet trochę nudne.
ALL FOR YOU
Compact Disc vs XRCD24
Marcin
Wolałem XRCD24 – brzmienie było czystsze, klarowniejsze, dźwięczniejsze. Wydała mi się przez to trochę ostrzejsza. Tutaj różnica była wyraźna i duża.
Bartek
Wybieram XRCD24. Już teraz mam teorię – różnice przy Wallflower były mniejsze, bo był to znacznie lepiej nagrany materiał. All… brzmi gorzej. XRCD24 miało dużo wyższą dynamikę i była wyraźniejsze – a tego w muzyce szukam. Z wersją CD sybilanty czasem dokuczały, a mimo to całość była bardziej zduszona.
Tomek
XRCD24 podobało mi się bardziej. Mnie akurat bardziej chodzi o aurę, głębię, jak na koncercie Krall sprzed paru dni, na którym byłem. Zniknęły jakieś dziwne szumy, już nie dokuczały sybilanty. To zdecydowanie lepsza wersja.
Wiktor
Dla mnie osobiście różnica nie jest duża, chociaż oczywiście jest. Ale wybrałbym XRCD24, nie ma co gadać. Myślę, że na gorszym systemie wybory mogłyby być inne, bo jaśniejsze sybilanty na CD, coś w rodzaju pogłosu, jaki miał wokal mogłyby zrobić większe wrażenie.
Rysiek B.
Wersja CD to dla mnie sztuczny, studyjny dźwięk. Płaski, mało muzykalny, uciążliwy. XRCD24 jest dla mnie zdecydowanie lepsza, muzyka jest z niej jak na żywo. Dla mnie najważniejsze było, że z nią różnicowane były dźwięki bezpośrednie i odbite, czego z CD nie było.
THE LOOK OF LOVE
SACD/CD (warstwa CD) vs XRCD24 vs FLAC 24/96
Marcin
Płyta hybrydowa zabrzmiała, jak dla mnie, zbyt ostro, jakby barwy były przejaskrawione, dlatego ją odrzucam. Zastanawiam się nad wyborem pomiędzy XRCD24 i plikiem. Plik zabrzmiał w bardziej rozdzielczy sposób, ale z kolei XRCD24 była bardziej melodyjna, przyjemniejsza. To wybór pół na pół, w zależności od nastroju.
|
Bartek
Hybryda zabrzmiała, jak dla mnie, najgorzej – płasko, nieciekawie. Plik był wyraźnie najjaśniejszy z wszystkich trzech odtworzeń. Ale nie wiem, co bym wybrał – XRCD24, czy plik.
Tomek
Ja bym nie kruszył kopii o różnice między fizycznymi płytami – nie były duże. Ale, jak dla mnie, różnica między XRCD24 i plikiem była, powiem więcej – była kolosalna. Nie ma co ukrywać, że plikowi czegoś brakuje, jakiegoś wypełnienia, gęstości. Chociaż ma parę lepszych elementów, jak naturalność, z jaką przekazany był wokal, z plikiem w tym konkretnym aspekcie brzmiało, jak na koncercie. Ale naprawdę nie wiedziałbym, co wybrać.
Wiktor
Hybrydę odrzucam, całkowicie. Była odfiltrowana ze szczegółów i wewnętrznie miałka. Jeśli chodzi o XRCD24 i plik, różnice – moim zdaniem – były małe. Z pliku dostajemy więcej szczegółów, detali, lepsze jest ich odwzorowanie. Ale wyraźnie słychać, że dynamika jest dużo niższa niż z płyty. Ja też nie wiem, co bym wybrał – plik, czy XRCD24.
Rysiek B.
Moim zdaniem to najlepiej nagrana płyta z wszystkich, które do tej pory słuchaliśmy. Hybryda i XRCD24 podobają mi się w równej mierze, a przecież do niedawna hybrydowa płyta SACD/CD była dla mnie nie do przyjęcia. Co do pliku, to też słyszę, że jest mniejsza dynamika, ale ja bym poszedł dalej – jest płasko pod względem przestrzeni i nieciekawie.
THE GIRL IN THE OTHER ROOM
Compact Disc (singiel Temptation) vs SACD/CD (warstwa CD) vs Platinum SHM-CD vs FLAC 24/96
Marcin
Najgorzej zabrzmiała wersja CD (singiel). Za dużo góry, a za mało basu. Zdecydowanie najlepiej zagrała natomiast wersja Platinum, bez dyskusji! Na trzecim miejscu widziałbym plik 24/96, a na drugim, za Platinum, hybrydę.
Bartek
To nie jest wybitnie nagrana płyta. Ale słychać świetnie, że Platinum niszczy wszystkie pozostałe wersje, bez cienia wątpliwości. Plik zabrzmiał płasko i było w nim wyraźnie zbyt dużo basu. Z drugiej strony góra była w nim lepiej rozświetlona niż z CD i hybrydy, co było na plus. Zaskoczyło mnie to, jak spójnie zabrzmiała hybryda – na niej też było więcej basu niż na CD, ale brzmiało to bardzo dobrze. Ale powtórzę – Platinum miażdży.
Tomek
Dla mnie kolejność (od najlepszej do najgorszej) jest taka: Platinum – plik – CD – hybryda. Na hybrydzie zabrakło mi niuansów, które były nawet na CD. Ale rzeczywiście – wersja Platinum zmiażdżyła wszystko dookoła. Dźwięk był z nią gładszy, wciągający, ładny. Ze słabej płyty (muzycznie) zrobił naprawdę wciągający spektakl. Zaskoczyła mnie dobra jakość pliku, przede wszystkim jego dobra dynamika, trochę podkręcona. Dla nowicjusza to właśnie plik będzie tą najlepszą wersją.
Wiktor
Wersja CD to, jak dla mnie, porządnie zrobione nagranie. Hybryda była krokiem wstecz. Dostałem z nią mniej szczegółów, barwa była matowa. Za to Platinum to krok naprzód, bardzo duży krok! W nagraniu było tyle informacji, że trudno sobie wyobrazić, że da się lepiej. To mocna „jedynka”. Plik, moim zdaniem, zagrał na równi z hybrydą, czyli razem na 3. miejscu. CD – na drugim.
Rysiek B.
Tutaj zgodzę się z Marcinem, nie z Wiktorem: CD było najsłabsze. Nie mam co do tego wątpliwości, bo zęby mnie bolały :) Zaskoczeniem, już drugi raz, jest to, że bardzo fajnie zagrała hybryda. Ale to i tak nic przy tym, co miałem z Platinum – cały się ruszałem, nogi mi chodziły, ręce wystukiwały rytm – z nią muzyka wciągała. Plik znacząco lepszy niż poprzednio, na równi z hybrydą, choć obydwa te nagrania różniły się od siebie sposobem prezentacji.
GLAD RAG DOLL
SHM-CD vs FLAC 24/96
Marcin
Musiałem posłuchać porównania dwa razy i dopiero teraz wiem, że lepiej zabrzmiało to z płyty SHM-CD. Nagrania mają tak niecodzienny dźwięk, stylizowany, że nie od razu łapie się, co jest w nim ważne. Chociaż – różnice nie są wielkie. Z płytą miałem dynamikę, przestrzeń, oddech, których z plikiem zabrakło.
Bartek
Wybieram SHM-CD, ale różnice nie są zbyt duże. Fizyczny nośnik dawał bardziej wyrazistą, dokładniejszą prezentację – dla mnie lepszą.
Tomek
Zdecydowanie wybieram płytę SHM-CD. Po koncercie na Torwarze wiem, że w tej muzyce chodzi m.in. o pokazanie kontrastów dynamicznych między fragmentami, w których Krall ledwie muska fortepian, a tymi, gdzie uderza mocno, dynamicznie. Z płytą czułem się jak na koncercie – muzycy grali raz głośniej, raz ciszej, coś tam kombinowali. Plik zabrzmiał płasko, zbyt nerwowo, co powodowało u mnie irytację – tak nie powinno być!
Wiktor
Różnica tym razem była duża. Z SHM-CD słychać było, że to konwencja, świetnie się w to wchodziło. Plik po prostu, jakby źle grał. Dla mnie to jedna z większych różnic tego wieczora i najsłabszy plik, jaki zagrał.
Rysiek B.
Producent i realizator powinni iść do więzienia – kompletnie nie łapię tej konwencji To po prostu źle przygotowane nagranie, niezależnie od tego, co chcieli osiągnąć. Podobnego bałaganu w dźwięku dawno nie słyszałem od lat. Chciałbym wszystkich przestrzec przed tą płytą, mimo że wiem, że to ulubiony krążek Diany Krall w kolekcji Tomka…
PODSUMOWANIE
Marcin
Najbardziej zdziwiły mnie dwa fakty, które zauważyliśmy podczas odsłuchów. Pierwszy dotyczył płyty Wallflower i zaskakująco małej różnicy w jakości między wersją SHM-CD a jej tanią wersją "Zagraniczna płyta - polska cena" z empiku. Drugim faktem jest to, że w żadnym porównaniu gęsty plik nie był lepszy od płyty. Owszem w teście mieliśmy wydania płyt które zabrzmiały gorzej niż plik, jednak w każdym zestawie to ostatecznie któraś z wersji fizycznej płyty była lepsza.
Bartek
Albumy Diany Krall, choć często bardzo dobre pod względem zawartości, nie zawsze zachwycają jakością nagrania. Na jedną świetną rzecz (np. ostatni krążek Wallflower) trafiają się dwa-trzy średnio, bądź też słabo brzmiące albumy. Nie ma jednak tak złego nagrania, którego fantastyczne wydanie nie byłoby w stanie, chociaż trochę, naprawić. Dowodem na to są wydawnictwa Kanadyjki, które ujrzały światło dzienne na płytach Platinum SHM-CD. Dość chyba będzie powiedzieć, że inne wersje tego samego krążka, po zetknięciu z Platinum SHM-CD, są po prostu nie do słuchania. Istotne i łatwo zauważalne bonusy przynoszą również innego rodzaju wydawnictwa, dla przykładu "zwykłe" SHM-CD czy XRCD24. Od standardowych, europejskich czy amerykańskich wydań lepiej powinny sprawdzić się także pliki 24 bity/96 kHz. Trochę jaśniejsze i cierpiące na typowy zestaw chorób trapiących tę gałąź audio, ale szczere, bogatsze w detale i po prostu przyjemniejsze.
Tomek
Zainspirowany jej warszawskim koncertem odsłuch płyt Diany Krall po raz kolejny udowodnił, że warto inwestować w japońskie wydania płyt CD, oczywiście nie tylko z pobudek ekonomicznych, ale jak najbardziej również z tych słyszalnych. Niekwestionowanym zwycięzcą wieczoru okazał się format Platinum SHM-CD, który ukazał zjawiskowy realizm i ogromną dynamikę (pomimo, że dysk ten był ciszej nagrany niż pozostałe, a głośność nie została odpowiednio dopasowana na przedwzmacniaczu).
Drugim moim spostrzeżeniem jest fakt, że dobrze tego wieczoru wypadły pliki 24/96. Udało mi się usłyszeć kilka pozytywnych słów na ich temat od uczestników, po których normalnie nie spodziewałbym się, że powiedzą cokolwiek dobrego o pliku, a to już bardzo wiele znaczy. Porażką natomiast było dla mnie niezrozumienie koncepcji stylistycznej albumu Glad Rag Doll przez niektórych słuchaczy. Ale cóż, muszę przyznać, że ja również dorastałem do tej płyty przez ponad pół roku, dopiero wtedy zaczęła mi się ekstremalnie podobać.
Wiktor
Porównanie różnych wydań nagrań Diany Krall na referencyjnym systemie odsłuchowym nieco zaskoczyło mnie niewielkim rozmiarem różnic między poszczególnymi płytami. Jedynie wersja Platinum wyraźnie zdystansowała pozostałe nośniki, pokazując przy okazji, że wciąż jest pole do poprawy jakości nagrań, gdyż są nośniki zdolne przekazać jeszcze więcej informacji słuchaczowi. Wersje na standardowych CD wciąż trzymają się dobrze i podejrzewam, że dla sprzętu audio klasy średniej będzie to dominujący nośnik jeszcze przez długie lata.
Opinie na temat plików muzycznych były podzielone, co w pewnej mierze można wyjaśnić uprzedzeniami, jakie niektórzy do tego formatu żywią. Sam się do tych osób zaliczam i nie wyobrażam sobie, abym dla wygody jaką daje plik, poświęcił choćby odrobinę jakości dźwięku. Oczywiście cały czas mowa o odsłuchu w systemie, który umożliwia wychwycenie tych drobnych różnic. Podsumowując, wydarzeniem wieczoru była płyta Platinum SHM-CD, moim zdaniem warta swojej wysokiej ceny. Reszta nagrań stanowiła dla niej jedynie tło.
AUDIO VIDEO SHOW 2015 – ZAPROSZENIE
Korzystając z okazji chcieliśmy zaprosić Was na 100. spotkanie Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. Odbędzie się ono w czasie wystawy Audio Video Show w Warszawie, 8 listopada, w niedzielę. Miejsce – Stadion Narodowy, sala Opera 4. Wraz z firmą dCS przygotowaliśmy porównanie różnych wydań płyt The Beatles.
Zaplanowaliśmy dwa spotkania, jedno po drugim (tego samego dnia) – o 12.00 i o 13.00. Sala jest spora, wchodzi do niej ok. 60 osób, powinniśmy się wiec wszyscy zmieścić. Wstęp będzie się odbywał na podstawie wejściówek – zaplanowaliśmy je jako pamiątkę, wraz ze smyczą. Można je odbierać w sali Opera 4, w firmie Audiofast, dystrybutora dCS-a. Zapraszamy!!!
|