pl | en

MUZYKA ⸜ Seria OTO PŁYTA • № 9

MYSLOVITZ
Skalary, mieczyki, neonki

Wydawca: Pomaton EMI 7243 5 60159 2 0

Data wydania: 4 GRUDNIA 2004
Nośnik: COMPACT DISC

POLSKA


MUZYKA

tekst WOJCIECH PACUŁA
zdjęcia mat. prasowe | Wojciech Pacuła


No 214

1 lutego 2021

Seria OTO PŁYTA poświęcona jest wyjątkowym polskim albumom muzycznym, ze szczególną uwagą zwróconą na sposób nagrania, brzmienie i wydanie. W ósmym odcinku tego cyklu prezentujemy płytę grupy MYSLOVITZ pt. Skalary, mieczyki, neonki z 2004 roku. Płyta to w jej dorobku niezwykła.

ZIENNIKARZE PISZĄCY O SZÓSTYM Z KOLEI studyjnym albumie grupy MYSLOVITZ mieli spory problem z jej zakwalifikowaniem. Polska wersja Wikipedii jej stylistykę łączy z rockiem psychodelicznym i art rockiem. Podobnym tokiem myślenia idzie recenzent płyty na portalu www.ARTROCK.pl, który wbrew jego nazwie do opisu krążka nie używa słowa „art”, a w nawiasie, w dodatku z dwoma pytajnikami: „(muzyka psychodeliczna??)”, skłaniając się właśnie do tej nazwy. Choć uczciwie wcześniej zaznacza, że „trudno precyzyjnie nazwać składającą się na ten album muzykę”.

Podobny problem dziennikarze mieli z jej oceną. Magazyn „Teraz Rock” dał jej cztery gwiazdki z pięciu możliwych, wspomniany autor recenzji z www.ARTROCK.pl, posługujący się pseudonimem „Lorek”, przyznał mu siedem punktów na dziesięć, a piszący dla portalu www.PORCYS.com Jędrzej Michalak, któremu się ona wybitnie nie podobała, ocenił ją na 2,8 (na 5). Pisząc o płycie zauważał:

Tak naprawdę lepiej by było, gdyby sympatyczni skądinąd Mysłowiczanie nie dzielili się z nami swymi próbami zmierzenia się z transem i z celowaniem w roztaczanie rozległych, improwizowanych w lwiej części, wizji. I to nawet, gdy kosztuje to nas niziutką cenę dwudziestu paru złotych (przynajmniej za to dzięki).

⸜ JĘDRZEJ MICHALAK, Myslovitz, »Skalary mieczyki neonki«, www.PORCYS.com; dostęp: 20.12.2021.

Ale już Leszek Gnoiński w internetowym piśmie „Codzienna Gazeta Muzyczna” przyznał jej cztery „kciuki” i dołączył ją do grupy płyt „Nasz typ”. Jak to więc jest? Co to za płyta? I skąd tyle kontrowersji wobec krążka tej, będącej wówczas u szczytu popularności, polskiej grupy rockowej? Postaramy się na te pytania, choć w części odpowiedzieć. Przyjrzymy się również samemu nagraniu i ocenimy jego walory dźwiękowe.

ZESPÓŁ

MYSLOVITZ JEST „DZIECKIEM” ARTURA ROJKA – wokalisty, gitarzysty i autora tekstów oraz muzyki. W całej twórczości zespołu przewijać się będą tematy filmowe, co zaznaczyło się już w jego pierwszej nazwie, The Freshman, zainspirowanej komedią o tym samym tytule, z Marlonem Brando w roli głównej (reż. Andrew Bergman, 1990).

W trakcie swojej kariery Myslovitz kilkukrotnie zmieni skład, stylistykę, stanie się jedną z ikon tzw. „niezależnego” rocka, sprzeda setki tysięcy płyt, zdobędzie również dwie złote i cztery platynowe płyty – w tym jedną o podwójnej platynie – otrzyma siedem Nagród Fryderyk, Paszport Polityki, nagrody Superjedynki oraz MTV Europe Music Awards. W tym roku przypada trzydziestolecie jego powstania.

Zespół powstał w 1992 roku przy Młodzieżowym Domu Kultury w Mysłowicach i nosi nazwę po tym mieście, ale w jego niemieckiej wersji. Wikipedia podaje za – już nieistniejącą – stroną „domową” zespołu anegdotę, według której muzycy włócząc się po starych, pustych i rozsypujących się domach w swoim mieście, natknęli się na zniszczony, przedwojenny piec kaflowy, na którego żeliwnych drzwiczkach widniał niemiecki napis „Myslowitz”. Stąd nietypowa nazwa.

Być może tak było. Oficjalna biografia zespołu mówi jednak o bardziej pragmatycznych powodach. Rzecz wiąże się z konkursem Mokotowska Jesień Muzyczna, wówczas już w Klubie Remont, oraz z tym, że MACIEJ PILARCZYK, menadżer grupy, który nagrał wcześniej w Radiu Łódź demo z kilkoma utworami The Freshman, „załatwił” to tak, że znalazła się ona w zgłoszeniach do imprezy. Była to impreza dla amatorów, przeznaczona dla wykonawców, którzy nie mieli kontraktów i nagranych płyt. A wcześniej, bo w 1994 roku zespół podpisał kontrakt z wydawnictwem MJM Music PL. Aby uniknąć konfliktu, kasetę podpisano: MYSLOVITZ.

Ale i piec się w tej historii pojawia. Grający na basie Jacek „Jaca” Kuderski pamięta to tak:

[…] w domu naszych rodziców stał stary piec kaflowy z napisem na drzwiczkach „Adolf Jalowietzki Oberhainzstrasse Myslovitz”. No i kiedyś Lala (Wojciech „Lala” Kuderski, perkusja – red.) to podłapał i powiedział, żebyśmy to „w” na „v” zamienili. I tak zrobiliśmy.

⸜ LESZEK GNOIŃSKI, Myslovitz. Życie to surfing, Kraków-Warszawa 2009, s. 41.

W każdym razie zespół imprezę wygrał i znany jest od tamtej pory jako Myslovitz. Jego kariera toczyła się szybko i w ciągu trzech lat 1995-1997 grupa wydała trzy, chyba najlepsze płyty: Myslovitz (1995), Sun Machine (1996) oraz Z rozmyślań przy śniadaniu (1997). Debiut pomógł zespołowi przygotować Ian Harris, człowiek znany ze współpracy z zespołami Joy Division i New Order, i miał on nowofalowy charakter. Nagrany został w łódzkim studiu na taśmie analogowej i do dziś pozostaje jedną z dwóch moich ulubionych płyt zespołu.

Tak się jednak składa, że największe sukcesy przyszły później. Wraz ze zmianą stylistyki na, wydanym w 1999 roku, krążku Miłość w czasach popkultury, zespół znalazł nowych fanów, nie tracąc starych. Przełożyło się to na absolutnie rekordową sprzedaż kolejnych, „regularnych” płyt:

1999 | Miłość w czasach popkultury, Sony Music Entertainment Poland – podwójna Platynowa Płyta,
2002 | Korova Milky Bar, Sony Music Entertainment Poland – Platynowa Płyta,
2006 | Happiness Is Easy, Pomaton EMI – Platynowa Płyta.

Mówię o „regularnych”, po drodze wydano bowiem także anglojęzyczną wersję albumu Korova Milky Bar (2003) oraz interesującą nas najbardziej Skalary, mieczyki, neonki. W każdym razie Platynowa Płyta to w tamtych czasach było nie byle co – 100 000 egzemplarzy! Zespół był na szczycie. Z materiałem z Korova Milky Bar wystąpił na największym niemieckim festiwalu muzyki alternatywnej Das Bizarre-Festival, ale i – to bardzo ciekawe – na jazzowym festiwalu Montreux Jazz Festival, na którym grali przecież kiedyś i Led Zeppelin, i Deep Purple.

Aby mieć jasność tego, o jakim sukcesie mówimy, dodajmy, że tego samego roku Myslovitz supportował Iggy’ego Popa i zespół Simple Mind, kosił kolejne nagrody i był pokazywany w MTV Europe. O tym, jak był postrzegany za granicą niech świadczy krótka historyjka przywołana w oficjalnej biografii zespołu:

Podczas jednego z koncertów podszedł do Przemka […] Jim Kerr (wokalista i lider Simple Minds – red.) i powiedział: „A wiesz, że za sąsiadów mam Polaków? Przyszpanowałem przed nimi, że się znam z Myslovitz. Nie chcieli na początku uwierzyć. Normalnie chwaliłem się, że was znam i że graliśmy razem koncerty”.

⸜ LESZEK GNOIŃSKI, Myslovitz. Życie to surfing, Warszawa 2006, s. 208.

Na kolejną płytę trzeba było czekać do roku 2006 roku, kiedy to ukazała się Happiness Is Easy. Pokryła się wprawdzie platyną, nie została jednak dobrze przyjęta przez krytyków. Coś w samym zespole też już się wypaliło – na zdjęciach z tamtego okresu jego członkowie wyglądają, jakby nie chcieli przebywać w tym samym pomieszczeniu. Rok po wydaniu albumu zespół zawiesił działalność, aby wrócić do grania dopiero po roku.

Na 2010 zapowiedziano nową płytę, która wyszła w 2011 roku pod tytułem Nieważne jak wysoko jesteśmy.... Sprzedała się całkiem nieźle, zdobyła wyróżnienie Złota Płyta, coś się jednak w tej maszynie zacięło. Mimo to wydany 20 kwietnia 2012 roku komunikat o tym, że Myslovitz kończy przygodę w dotychczasowym składzie był, jak sądzę, dla większości fanów szokiem. Zespół nagrał jeszcze jedną płytę (1.577, 2013) z innym wokalistą (Michałem Kowalonkiem), z którym się później pożegnał, po czym właściwie zniknął z radarów.

PŁYTA

˻ PERSONEL ˺

• Artur Rojek - wokal, gitary, instrumenty klawiszowe (12)
• Wojtek Kuderski - perkusja
• Jacek Kuderski - gitara basowa, fortepian, instrumenty klawiszowe (3)
• Wojtek Powaga - gitara, automat perkusyjny
• Przemek Myszor - gitara, instrumenty klawiszowe, tamburyn

WYDANY 6 GRUDNIA 2004 ROKU KRĄŻEK Skalary, mieczyki, neonki przypada na szczyt popularności zespołu. Poza znakomitym przyjęciem poprzedzającego go Korova Milky Bar w kraju jego anglojęzyczna wersja była znana także za granicą. Wśród jej fanów były siostry Corr – Andrea, Caroline oraz Sharon – tworzące wraz z bratem Jimem, mający miliony fanów na całym świecie, zespół THE CORRS. Uparły się, że to właśnie chłopaki z Mysłowic zagrają przed nimi w czasie ich europejskiego tour. Zespół był świetnie przyjmowany przez publiczność, a Andrea podczas koncertów dziękowała ze sceny polskiemu zespołowi za przyjęcie zaproszenia.

Wraz z sukcesami przyszła jednak zmiana. Już przed wyjazdem w trasę z The Corrs w zespole powstały napięcia, ponieważ nie wszyscy jego członkowie chcieli kontynuować przygodę z zagranicą na dotychczasowych zasadach. Co więcej, w czasie trasy dołującym doświadczeniem było znikome zainteresowanie mediów i bardzo słaba sprzedaż płyt . Po powrocie przeprowadzono głosowanie, w wyniku którego członkowie zespołu zrezygnowali z zagranicznej kariery; jednym z głosujących na NIE był Artur Rojek.

Na krajowym polu było im o tyle łatwiej, że po Korova Milky Bar panowie zmienili wytwórnię i podpisali kontrakt z Pomaton EMI. I to na znacznie korzystniejszych warunkach. Od tego momentu byli producentami swoich płyt jako Myslovitz/Chaos Management Group, mieli więc wpływ na budżet, kolejne kroki, wydawanie płyt i to, jak miały być wydane. Pierwszym krążkiem który się ukazał pod tym szyldem producenckim była, już przywołana, Korova Milky Bar w wersji angielskiej. Jednak to album Skalary, mieczyki, neonki był pierwszym pełnowymiarowym krążkiem dla nowej wytwórni, a przy okazji i testem jej popularności.

Wpis w Wikipedii mówi o niej:

Skalary, mieczyki, neonki – album zespołu Myslovitz, wydany w 2004 roku. Album znacząco różni się od innych dokonań zespołu. Jest osadzony w klimacie art rockowym i psychodelicznym. Nagrany został na tej samej sesji nagraniowej, co Korova Milky Bar, czyli w Studiu Radia Katowice. Utwory ujrzały światło dzienne po dwóch latach od nagrania. Nagrano ok. 9 godzin improwizowanej muzyki instrumentalnej i wybrano z niej ok. godziny na płytę. Do 4 utworów nagrano wokal. Jeden z nich - Życie to surfing, był pierwszym i jedynym singlem.

pl.WIKIPEDIA.org; dostęp: 20.12.2021.

Jak pisze Gnoiński w biografii zespołu, do jej powstania „doszło dość przypadkowo”, kiedy to sesja do płyty Korova… , mająca miejsce w 2002 roku, zakończona została wcześniej niż przewidywano i jeszcze przez kilkanaście dni studio było do dyspozycji zespołu. Lala, czyli WOJCIECH KUDERSKI (perkusja), powiedział wówczas kolegom, żeby spotykali się na dwie, trzy godziny dziennie. TOMEK BONAROWSKI, który realizował dźwięk do poprzedniej płyty, pojechał do Trójmiasta, aby miksować materiał Korova Milky Bar, za konsolą usiadł więc WOJTEK WOŁYNIAK – Wojtas, jak na niego mówili.

Wołyński, w tamtym czasie członek zespołu Delons, dostał od Bonarowskiego „imprimatur” na korzystanie z jego ustawień, które wypracował podczas realizacji materiału na krążek Korova…. Realizator dźwięku zostawił więc cały system ze swoimi nastawami, a Wojtas wszystko rejestrował, bez zatrzymywania nagrania. Jak wspominają uczestnicy tamtych wydarzeń, w studio wygaszono światła, aby „zrobić atmosferę”:

Nie musieliśmy patrzeć na zegarek. Graliśmy, jak długo chcieliśmy, i to, co przyszło nam do głowy – zwierza się Przemek (Myszor, klawiszowiec i gitarzysta – red.). I dodaje: Główna zasada nagrywania „Skalarów…” była taka, że mamy słuchać siebie i jeśli ktoś nie umie się w danym momencie gry odnaleźć, to się wyłącza, aby nie przeszkadzać pozostałym.

⸜ LESZEK GNOIŃSKI, tamże, s. 222.

Mamy więc pierwszą składową: wolność twórczą i improwizacje, przywodzące na myśl muzykę jazzową, a bliżej idiomu rockowego muzykę King Crimson oraz muzykę progrockową. Druga składowa również wiąże się z wolnością. Aby podkreślić charakter tych nagrań muzycy w czasie sesji zaczęli się wymieniać instrumentami. PRZEMEK MYSZOR (klawisze, gitara), dla przykładu, zagrał na wszystkich instrumentach, nawet na tamburynie. Basista JACEK KUDERSKI, znany jako Jaca, zagrał na fortepianie gitarze i klawiszach. I jedynie na perkusji nikt nie odważył się zagrać. Za to sam perkusista, WOJCIECH POWAGA, odpalił – jak mówi – swój stary automat perkusyjny i przepuszczał go przez taśmowe echo i inne przystawki, w wyniku czego „wychodził dźwięk, że spodnie mu spadały”.

TECHNIKA

PODSTAWOWY MATERIAŁ NA PŁYTĘ MYSLOVITZ został zarejestrowany w Studio Rozgłośni Polskiego Radia w Katowicach; studio to połączone jest z salą koncertową. Studio Koncertowe Radia Katowice, jak czytamy na jego oficjalnej stronie internetowej, to „miejsce w którym nagrywały największe gwiazdy polskiej piosenki: Ewa Bem, Krystyna Prońko, Stanisław Sojka, Józef Skrzek i inni”. Sala dysponuje ruchomymi ekranami, które wydzielają je od widowni – całość ma powierzchnię 221 m².

Myslovitz skorzystał na tym, że w 2001 roku zostało ono oddane do użytku po gruntownym remoncie. W reżyserce znalazł się piękny, analogowy stół mikserski SSL DUALITY FUSE z 48 wejściami. Dźwięk rejestrowany jest cyfrowo, wielośladowo, w systemie Pro Tools, a do zamiany sygnału analogowego na cyfrowy i z powrotem czuwają przetworniki Avid HD I/O oraz Apogee Symphony; niestety nie wiadomo, z jaką częstotliwością próbkowania dźwięk był na omawianą płytę rejestrowany. Do monitoringu służą tam świetne kolumny aktywne ATC SCM50, wspomagane przez subwoofer SCM12SL Pro tej samej firmy. Co więcej, akustyka jest kontrolowana przez cyfrowy system do optymalizacji akustyki Trinnov ST2PRO.

Jak wspomina realizujący nagrania Wołyniak, sesje były tak długie, że bali się, że zabraknie im miejsca na dyskach twardych, a potem nie wiedzieli, co tak naprawdę zrobić z nagranym materiałem. Początkowo mowa była o maksisinglu, a nawet o bootlegu oprawianym w ręcznie opisane pudełko. Dopiero po dwóch latach zespół zdecydował się wydać płytę w oficjalnym obiegu. Do czterech utworów dograno więc wokale, ale już nie w Studiu Radia Katowice, a w dwóch innych: BonAir Studios, założonym i prowadzonym przez, już wspomnianego, Tomka Bonarowskiego, a także w studiu domowym basisty Myslovitz, Jaca Home Studio.

Materiał został zmiksowany przez Bonarowskiego w jego studiu i tam też zmasterowany. Pod produkcją podpisali się zespół oraz Bonarowski.

WYDANIE

KRĄŻEK Skalary, mieczyki, neonki MA TYLKO JEDNO WYDANIE. Wytłoczona przez wytwórnię TAKT płyta, choć wygląda na CD, nią nie jest. Zarówno na okładce, jak i na samym krążku znajdziemy logo CACTUS DATA SHIELD, czyli systemu antypirackiego.

| CACTUS DATA SHIELD 


FIRMA ODPOWIEDZIALNA ZA NAJBARDZIEJ chyba znany w swoim czasie sposób zabezpieczania płyt CD przed kopiowaniem pochodzi z Izraela. Midbar Technologies opracowała system zabezpieczeń znany jako Cactus Data Shield (CDS). Jestem pewien, że państwo znają go, nawet o tym nie wiedząc – w latach 2001 – 2006 EMI Group i Sony na wybranych rynkach (Europa, Kanada, USA, Australia) wydawały płyty opatrzone charakterystycznym logo – literką „C” wpisaną w okrąg. Na płytach nadrukowano lub naklejano ostrzeżenia mówiące o tym, że płyty te w niektórych odtwarzaczach CD i napędach komputerowych mogą nie zostać odtworzone. Pierwszym krążkiem, który został w ten sposób zabezpieczony było White Lilies Island Natalii Imbruglii z listopada 2001 roku.

Ostrzeżenia były konieczne, CDS było bowiem techniką mocno inwazyjną. Ingerowała w odtwarzanie płyt na dwa sposoby: Erroneous Disc Navigation oraz Data Corruption. Pierwszy z nich polegał na niewłaściwym indeksowaniu utworów, a także na dodaniu do płyty CD sesji z danymi komputerowymi, które oszukiwały napęd komputerowy i nie pozwalały mu wystartować, a jeśli wystartował powodowały kompresję sygnału.

Nie to było jednak najgorsze. Znacznie poważniejsze było modyfikowanie samego sygnału audio (Data Corruption). Wprowadzane celowo zniekształcenia skutkowały tym, że transport CD musiał interpolować utracone dane, pogarszając w ten sposób dźwięk. W wielu przypadkach sygnał był tak zniekształcony, że w głośnikach było słychać przerwy i stuki.

Modyfikacja zawartości na tyle istotna, że dyski nie spełniały już założeń zawartych w tzw. Red Book, czyli wytycznych dla standardu Compact Disc. Firma Philips zabroniła więc umieszczania na dyskach CCD (Copy Control Disc) loga CD i nazywania ich płytami Compact Disc. Znajdziemy na nich co najwyżej skrót ‘CD’.

⸤ Więcej: Copy Control Disc, czyli antyformat, HIGH FIDELITY № 152, 1 grudnia 2016, czytaj TUTAJ; dostęp: 25.01.2022.

JAK WIDAĆ, Skalary… MIAŁY WIĘC wyjątkowego pecha, źle utrafiły w czas, jeśli tak można powiedzieć. Co ciekawe, singiel promocyjny wydany przez Pomaton EMI nie był już w ten sposób zabezpieczony (Promo CD 612). O tym, jak materiał może brzmieć dowiemy się słuchając go z plików, na przykład przez serwis streamingowy Tidal, gdzie dostępny jest wprawdzie w postaci 16/44,1, ale zakodowany w plikach MQA.

W tym samy mroku, co płyta z muzyką, a dokładnie 4 grudnia 2004 roku, ukazała się także płyta DVD, zatytułowana MYSLOVITZ. Życie to surfing. Ma ona szatę graficzną spójną ze Skalarami… i znajdziemy na niej teledyski do kilku utworów z płyty Korova… w wersji anglojęzycznej, kulisy ich powstawania, przygotowane dla MTV, galerię zdjęć, a także sfilmowany amatorską kamerą występ na festiwalu Gurten Festival w szwajcarskim Brnie z 17 lipca 2004 roku.

Nas powinno jednak zainteresować, że jest tu również film pokazujący kulisy pracy nad płytą, o której mowa w tym artykule. Z jakiegoś powodu format obrazu to 4:3, a dźwięk tylko Dolby Digital 2.0, choć bez problemu mógłby to być sygnał PCM bez kompresji.

ODSŁUCH

˻ PROGRAM ˺

1.Skalary, mieczyki, neonki cz.1 - 1:03
2.Theme From Road Movie - 6:06
3.Man on the Machine - 7:41
4.Życie to surfing - 7:15
5.Isn't Anything - 0:35
6.Beastie Fish - 4:38
7.W sieci - 9:37 8.Skalary, mieczyki, neonki cz.2 - 1:02
9.Nr 9 - 6:05
10.Czerwony notes błękitny prochowiec - 5:54
11.Death of the Cocaine Dancer - 7:37
12.Sean Penn Song - 6:35
13.Skalary, mieczyki, neonki cz.3 - 2:09
14.Marie Minn Restaurant - 3:11

ROZPOCZYNAJĄCE PŁYTĘ KRÓCIUTKIE Skalary, mieczyki, neonki cz.1 są czymś w rodzaju strojenia orkiestry przed koncertem. Ale już wtedy, już w tej jednej minucie wchodzimy w świat wykreowany przez zespół na tej płycie. To świat mroczny, melancholijny, gęsty, niejednoznaczny. I właśnie niejednoznaczność wydaje mi się tu kluczowa. Posłuchajmy kolejnego na krążku utworu pt. Theme From Road Movie, długiego, bo trwającego ponad sześć minut, a zobaczymy o czym mowa.

Perkusja ze stopą wchodzi w nim dopiero w 2:43, a w 4:21 dostajemy, przypominające syrenę, dźwięki syntezatora. I znowu w 5:02 wchodzi kolejna warstwa syntezatorów. I taka to jest opowieść, wielowątkowa i wielowarstwowa. Odzywające się co jakiś czas gitary zostały przez realizatora umieszczone dość daleko w miksie, z długim pogłosem. Perkusja jest dość mocno skompresowana i ma podkreślony średni bas, przez co nie ma dynamiki i energii znanej z klasycznych nagrań tej grupy. Utwór kończy się mocnym, niskim uderzeniem.

Barwa ustawiona jest na płycie dość nisko, co słychać było też w Man on the Machine, w którym przez dwie pierwsze minuty mamy do czynienia z budowaniem nastroju, z ustawianiem emocji. Ponownie słychać tu sporo syntezatorów, także analogowych. Autor biografii zespołu mówi, że „prawdziwym początkiem płyty jest druga minuta” Man on the…. I rzeczywiście, w 2:15 wszystko rozpoczyna się na nowo, a kiedy w 2:38 w prawym kanale wchodzi mocna, przesterowana gitara, zaczyna się gęsta, wspólna gra.

Ale i tutaj słychać problemy z selektywnością i rozdzielczością. Nie jest to płyta otwarta, ani też detaliczna. Dźwięki są nieco brudne i się z sobą zlewają. Zaletą jest z kolei mocne wypuszczenie basu – stopa ma miękki charakter i schodzi naprawdę bardzo nisko.

Utwory przechodzą między sobą płynnie, chyba że, jak na początku singlowego Życie to surfing, mamy delikatne, przetworzone dźwięki z automatu perkusyjnego, na których tle rozwijają się powoli gitary – elektryczna i basowa. I teraz – dopiero w czwartej minucie tego utworu (3:37) pojawia się wokal Artura Rojka – płyta wokalnie otwiera się więc dopiero w dwudziestej minucie

Dlatego właśnie wytwórnia i zespół nie bardzo chcieli wydawać z niej singli, po prostu nie bardzo wiedziano, jak to zrobić. Wersja Życie to surfing puszczana w radiu, dostępna na singlu cyfrowym CD, została okrojona do czterech minut, z 7:15. Głos Rojka został nagrany na kilku ścieżkach, z szeptem, śpiewem itp. i został rozłożony po kanałach. Ma on dość lekki charakter, ale o to chyba producentom chodziło. Zajmuje niemal całą panoramę przed nami i wybija się ponad to jedynie mocny dźwięk przypominający organy Hammonda B-3.

Po krótkim, gitarowym przerywniku Isn't Anything wchodzi gitara basowa utworu Beastie Fish. Słychać dobrze, że cały materiał został ocieplony i zmiękczony. Bas ma całkiem ładną barwę, choć nie jest specjalnie dynamiczny, jakby został wycofany w jakimś kompresorze. A mimo to całość broni się zaskakująco dobrze. Wciąż mamy „płynięcie”, ruch do przodu, spokojne falowanie.

Najdłuższy na płycie, bo trwający aż 9:37 utwór W sieci jest drugim z czterech kawałków, w którym usłyszymy śpiew Rojka. Pozostałe to Czerwony notes błękitny prochowiec i Marie Minn Restaurant. Wokal ma tutaj wysoko ustawiony balans tonalny i podcięty środek, jakbyśmy słuchali go z laptopa. Pod nim, co jakiś czas pojawiają się dźwięki przypominające sprzęganie gitary z piecem. To także jedna z bardziej dynamicznych kompozycji na tej płycie. Dodajmy, że tekst tego utworu został napisany przez Przemka Myszora i dotyczy fanów zespołu obecnych na jego fanpejdżu.

Umieszczone zaraz potem krótkie Skalary, mieczyki, neonki cz.2 mają ciekawy efekt, który niskim dźwiękiem odzywa się z prawej strony – trochę z boku, obok nas, a trochę za nami. Płynnie przechodzimy zresztą w Nr 9, rozpoczynający się od gitary basowej i pojedynczego uderzenia, bitu, wybijanego – tak to słychać – automatem perkusyjnym. Kiedy w 1:34 wchodzi pod spodem dźwięk syntezatora, a zaraz później żywa perkusja, utwór nabiera kształtu. A jednak do samego końca jest rodzajem próby, jakimś przymierzaniem się do grania, a nie samym graniem. Daje to niesamowity efekt w postaci napięcia naszej uwagi – siedzimy zainteresowani tym, co zaraz się wydarzy, co zaraz usłyszymy.

Czerwony notes błękitny prochowiec rozpoczynają dźwięki automatu perkusyjnego i gitary akustycznej – instrument ten po raz pierwszy brzmi tu tak wyraźnie. Gitara ma długi pogłos, mocny efekt delay, co zostało skontrastowane z wyraźnym i dużym wokalem Rojka. Ponownie pod spodem ustawiono drugą ścieżkę wokalną i znowu jest to szept. Tym razem zmieniono jego fazę tak, że wydaje się, że dochodzi zza naszych pleców, z boków. To jeden z lepiej brzmiących kawałków na tym krążku. Jest czysto, klarownie, ale i jest mocne „body”. Zniknęło też zamazanie dźwięku.

Death of the Cocaine Dancer to znowu jazda z zespołem rockowym. Ale i powrót do kompresji oraz ciemnego przekazu. Jazgotliwa gitara, słyszana z prawego kanału, rozjaśnia całość, ale bębny i bas ciągną go w dół. Podobnie rozwija się Sean Penn Song, gdzie głębi nadają ścieżki syntezatorów i gitary z długim pogłosem oraz efektem przypominającym gitary z Teksasu i filmu True Detectives.

Skalary, mieczyki, neonki cz.3 są najmniej udanym łącznikiem na całej płycie. Ich zaletą jest to, że są krótkie i płynnie przechodzą w Marie Minn Restaurant. To ostatni z czterech utworów wokalnych. Chociaż „wokalnych” to chyba za dużo powiedziane. Mowa o wolnym, delikatnym utworze, w którym Rojek śpiewa, jakby siedział przy oknie w restauracji i bardziej mówił niż śpiewał. Ponownie pod główny wokal podłożono ścieżkę z szeptem, wydaje się więc, że taki był pomysł na wszystkie ścieżki z głosem. Utwór brzmi bardzo ładnie, a dźwięki gitary elektrycznej i fortepianu są czyste i gęste jednocześnie. Tak też, wyciszeniem, płyta się kończy.

Jak to więc jest z tym materiałem? Muzycznie niejednoznaczny, jest czymś zupełnie innym niż znakomita większość polskiej „produkcji”. Płyta jest niesamowicie klimatyczna i gęsta. Jak – przepraszam za rzadko używane słowo, ale dobrze ono tu pasuje – palimpsest, w którym na jednym napisie ktoś nanosi kolejny, kolejny i kolejny, co daje w efekcie wrażenie obrazu, nie pojedynczych dźwięków. Muzycznie to jedna z moich najbardziej ulubionych płyt z polskiej wytwórni.

Dźwiękowo jest znacznie gorzej. Przynajmniej jeśli chodzi o płytę CD. Materiał jest dość mocno skompresowany i zgaszony dynamicznie. Nie jest to problematyczne, bo i sama muzyka jest raczej „szeroka” niż „wyrywna”. Także zastosowanie systemu Cactus pozostawiło swoje ślady w postaci wycofania góry i zamazania szczegółów. Skąd to wiem? Proszę posłuchać tej płyty z Tidala, gdzie jest zakodowana w MQA.

Dźwięk tej wersji jest znacznie bardziej otwarty i klarowny. To tutaj usłyszałem wyraźnie, że w utworze Życie to surfing blachy perkusji przemieszczają się między kanałami – niewiele, jakieś 30º od osi odsłuchu, ale wyraźnie. Z CD jest to zamazane i niejednoznaczne. Po raz pierwszy rekomenduję więc odsłuchy muzyki nie z płyty fizycznej, a z pliku. Szkoda, że nie hi-res…

NA WYJŚCIE…

JAK NA „PRZYPADKOWĄ” PŁYTĘ Skalary, mieczyki, neonki cz.3 są znakomite. To od zamieszczonej na niej piosenki wzięła tytuł, świetnie przygotowana i ciekawa biografia zespołu, napisana przez Leszka Gnoińskiego. Pamiętają państwo, że był on jednym z tych, którzy od razu po ukazaniu się krążka chwalili go i polecali? – W życiu nie ma, najwyraźniej, przypadków… Opisując ją w książce mówi, że „złych recenzji «Skalary, mieczyki i neonki» właściwie nie miały”. Zaraz po wydaniu pisał zresztą o niej:

Dzięki „Skalarom...” możecie spojrzeć na Myslovitz zupełnie innymi oczyma, nie tylko na zespół tworzący przeboje, ale również na artystów poszukujących wielu środków wyrazu i nie bojących się ryzyka. Bo tak naprawdę ta płyta jest ryzykiem, w dobie muzyki będącej konfekcją, wydawanie muzykę jest czymś takim. I za to ich podziwiam.

⸜ LESZEK GNOIŃSKI, MYSLOVITZ - "Skalary, mieczyki, neonki", „Codzienna Gazeta Muzyczna” 2939, 1.09.2007; dostęp: 20.12.2021.

To, że recenzje były głównie pozytywne to nie jest do końca prawda. O kilku krytycznych już wcześniej wspomniałem, dodajmy jeszcze jedną:

„Skalary Mieczyki Neonki” to długo zapowiadana i bardzo oczekiwana płyta Myslovitz, która miała pokazać ich free-stylowe, improwizujące oblicze, ich ducha niezależności, i zarejestrować ich eksperymentalną stroną. Ten, kto uczestniczył w koncertach formacji doskonale wie, że zespół czasami potrafi całkowicie odejść od konwencjonalnego grania piosenek i polecieć w stronę pejzaży instrumentalnych w stylu Godspeed You! Black Emperor. Studyjna wersja ich nieobliczalnego oblicza okazała się jednak zbyt przewidywalna. Wyprana z pierwiastka szaleństwa. […] Nasza ocena: 6/10.

ULTRAMARYNA.pl, dostęp: 25.01.2022.

Sam autor biografii zespołu przywołuje chyba najbardziej znaczącą, Artura Chacińskiego, krytyka kultury i producenta filmowego (na przykład Planeta Singli i Juliusz), w której mówił on o monotonii, a którą zatytułował Snuje, brzęczki i zonki. Z drugiej strony byli oczywiście i tacy, którzy ją docenili:

Warto odrzucić uprzedzenia i posłuchać jak Artur Rojek, Przemek Myszor, Wojtek Powaga i bracia Kuderscy eksperymentują i improwizują.

LORAK, Myslovitz - »Skalary mieczyki neonki«, www.ARTROCK.pl; dostęp: 20.12.2021.

Tej niejednoznaczności materiału nie podołali zresztą sami muzycy. Przygotowana po wydaniu płyty minitrasa (Warszawa, Łódź i Kraków) miała prapremierę miejsce podczas festiwalu Era Nowe Horyzonty w lipcu 2004 roku i była sukcesem. Podczas trzech właściwych koncertów z grudnia tego samego roku zespół powtórzył to, co robił w studiu, to jest improwizował, wymieniając się instrumentami, a za tło służyły jedynie minimalistyczne wizualizacje. Płyta była grana w całości, z tą samą kolejnością utworów i z dodatkowymi piosenkami na koniec i na bis.

Kiedy jednak w następnym roku zdecydowano się na powtórkę, już w pięciu miejscach, zmieniono repertuar. Wprowadzono do niego kilka innych piosenek, usztywniono aranżacje i zminimalizowano element improwizacyjny, stawiając na próby i ustalone elementy gry. W rezultacie tych zabiegów zniknęła magia i z koncertów nikt nie był zadowolony, włącznie z samymi muzykami. Eksperyment, jakim była ta płyta, nigdy nie został więc powtórzony.

Pozostaje więc z nami muzyka. Krążek Skalary mieczyki neonki jest jednym z ciekawszych dokumentów wolności twórczej, dla mnie świetną muzycznie płytą, która w polskiej muzyce rockowej nie miała precedensu i nie została już nigdy powtórzona. Lubicie, czy nie – posłuchać trzeba koniecznie.

BIBLIOGRAFIA

⸜ Strona domowa zespołu: MYSLOVITZ.pl

⸜ Hasło: Myslovitz, w: pl.WIKIPEDIA.org; dostęp: 20.12.2021.
⸜ LESZEK GNOIŃSKI, Myslovitz, CULTURE.pl, maj 2011; dostęp: 20.12.2021.
⸜ MARCIN KUBICKI, Wojciech Powaga i Jacek Kuderski (Myslovitz), MAGAZYNGITARZYSTA.pl 29.10.2013; dostęp: 20.12.2021.
⸜ WOJTEK ANDRZEJEWSKI, Wojtek Kuderski (Myslovitz), MAGAZYNPERKUSISTA.pl10.07.2014; dostęp: 20.12.2021.

⸜ Hasło: Skalary, mieczyki, neonki, w: pl.WIKIPEDIA.org; dostęp: 20.12.2021.
Myslovitz - »Skalary mieczyki neonki«, ULTRAMARYNA.pl, dostęp: 25.01.2022.
LORAK, Myslovitz - »Skalary mieczyki neonki«, www.ARTROCK.pl; dostęp: 20.12.2021.
⸜ JĘDRZEJ MICHALAK, Myslovitz, »Skalary mieczyki neonki«, www.PORCYS.com; dostęp: 20.12.2021.
⸜ LESZEK GNOIŃSKI, MYSLOVITZ - "Skalary, mieczyki, neonki", „Codzienna Gazeta Muzyczna” 2939, 1.09.2007; dostęp: 20.12.2021.

www.RADIO.KATOWICE.pl.

⸜ LESZEK GNOIŃSKI, Myslovitz. Życie to surfing, Warszawa 2006, s. 208.

Seria OTO PŁYTA…

№ 1 • STAN GETZ, Stan Getz w Polsce, Polskie Nagrania „Muza” ⸜ 1960
№ 2 • PORTER BAND, Helicopters, Pronit ⸜ 1980
№ 3 • VARIUS MANX, The Beginning, Polskie Nagrania „Muza” ⸜ 1991
№ 4 • KOMEDA QUINTET, Astigmatic, Polskie Nagrania „Muza” ⸜ 1966
№ 5 • 2 PLUS 1, Blue Lights Of Pasadena (Disco Version), Autobahn Musik Produktion GmbH/Express | JAPAN ⸜ 1981
№ 6 • HELMUT NADOLSKI, Meditation/Medytacje, LP, Veriton Records SXV-786 ⸜ 1974
№ 7 • ABRAXAS, 99, Metal Mind Productions MMP CD 0102 | MMP CD 0103 ⸜ 1981
№ 8 • STANISŁAW SOYKA, Acoustic, LP/CD, ZIC-ZAC ⸜ 1974