pl | en

Wzmacniacz zintegrowany

 

DIMD
PP10 Stereo

Producent: DIMD Audio
Cena (w czasie testu): 3250 euro

Kontakt:
16 Bruninieku street Riga, LV-1001, Latvia tel.: +37129167387
info@dimd.eu

dimd.eu

MADE IN LATVIA

Do testu dostarczyła firma: AUDIO-CONNECT


ydzień, może dwa przed Audio Video Show 2016 otrzymałem mail od pana Andzejsa Stenclavsa z informacją o wprowadzeniu na rynek pierwszego w historii firmy DIMD zintegrowanego wzmacniacza lampowego PP10. Email zawierał również informację o obecności marki na AVS oraz pytanie czy byłbym zainteresowany recenzją. Dłuższą chwilę zastanawiałem się nad tym, czy kiedykolwiek odmówiłem recenzji lampowego urządzenia. Wychodzi na to, że chyba nigdy mi się to nie zdarzyło (no może, jeśli był na KT88 :)).

W końcu lampy to mój pierwszy wybór. Co prawda najchętniej SET-y, ale od pewnego czasu kolejni producenci udowadniają mi czarno na białym, że i na pentodach i to w push-pullu też można zrobić świetnie brzmiące urządzenia. Odpowiedź musiała więc brzmieć: oczywiście, chętnie przetestuję Wasz wzmacniacz, najlepiej zostawcie mi go po wystawie. Wystawa Audio Video Show rozrosła nam się ogromnie i obejście wszystkich pokoi jest bardzo czasochłonne (właściwie niemożliwe), a w dodatku, żeby mieć pewność, że jak najmniej pokoi się ominie trzeba je zwiedzać po kolei.

W praktyce oznaczało to, że zanim dotarłem do pokoju DIMD trochę czasu minęło. Jak się okazało – wystarczająco dużo czasu, by bydgoski Audio-Connect zdążył produkt obejrzeć, a może nawet posłuchać, i podjąć decyzję o wejściu w dystrybucję łotewskiej firmy na naszym rynku. Zanim więc wybrałem się do nich uzgadniać, w zasadzie już uzgodnioną, recenzję posiedziałem chwilę w pokoju DIMD-a słuchając ich wzmacniacza napędzającego kolumny podstawkowe innego łotewskiego producenta.

Nawet nie biorąc specjalnie poprawki na warunki wystawowe jasne było, że to urządzenie bardzo ciekawe. Oczywiście w pierwszym rzędzie w oczy rzuca się dizajn, a ten jest oryginalny i łapiący za oko. W drugiej kolejności obejrzałem wykonanie wzmacniacza i nie znalazłem niczego, co można by poprawić. No i po trzecie, jak już wspomniałem, chwilę posłuchałem i jeśli jeszcze potrzebowałbym przekonywania, że warto PP10 posłuchać u siebie, to wszelkie wątpliwości zostały rozwiane tym, co usłyszałem.

Rozmowa z panami z Audio-Connect była krótka i wszystko skończyło się właściwie tak, jak to było zaplanowane od początku, czyli wzmacniacz trafił do mnie prosto z wystawy. Winny jestem tu podziękowanie Maćkowi, który urządzenie mi podrzucił. Jak się bowiem okazało jest ono co prawda niewielkie i niespecjalnie ciężkie, ale pudło, w które jest pakowane, jest ogromne i do noszenia na dłuższym dystansie się nie nadaje. Za to ochrony urządzenia w transporcie zapewne wywiązuje się doskonale.

Jak wspomniałem łotewskie urządzenie jest stosunkowo niewielkie i, jak na wzmacniacz lampowy, nie waży wiele, bo zaledwie 9 kg. Bez dwóch zdań dizajn łapie za oko. Autorzy wzmacniacza wymyślili to sobie to tak, że podstawa wzmacniacza – nóżki, dno, boczne ścianki i niewielka część frontu wykonane są z drewna dębowego i to, przynajmniej tak to wygląda, z jednego litego bloku, a reszta obudowy to 5 mm płyty aluminiowe. Na froncie umieszczono podświetlany przycisk włącznika oraz dwie gałki – potencjometru i selektora wejść. Z tyłu znajdują się 4 pary gniazd RCA (wejścia analogowe), gniazda głośnikowe, zasilające, dwa bezpieczniki i już.

Lampy osadzono w pokrywie wzmacniacza – zestaw obejmuje 2 selekcjonowane lampy sterujące ECC83 i cztery, także selekcjonowane i parowane, lampy mocy, EL84. Te ostatnie pracują w układzie push-pull w klasie AB i dostarczają... 10 W mocy na kanał. Jasne więc jest, że to nie jest wzmacniacz do każdych kolumn – trzeba im zapewnić w miarę łatwe do napędzenia, czyli o przyzwoitej skuteczności i łagodnym przebiegu impedancji (producent sugeruje kolumny 8 lub 6 Ω). Lampy są pogrupowane kanałami i na każdą z dwóch grup producent przewidział przykręcaną, niewielką, ładną, metalową osłonkę.

Można je oczywiście odkręć, albo w ogóle nigdy ich nie wyjmować z pudełka. Tyle że wówczas na wierzchu mamy pięknie świecące, ale jednak gorące lampy. O ile właściciel nie ma dzieci ani zwierząt domowych to może osłon nie montować, ale w innym przypadku trzeba to jednak zrobić dla bezpieczeństwa dwu, bądź czteronożnych milusińskich. Jak wspomniałem, osłony przykręca się w sposób, który nie jest zbyt wygodny, ale w końcu nikt tego nie będzie często robił. Ważne natomiast jest, że przykręcone po pierwsze nie spadną, nie przesuną się, a po drugie nie będą dzwonić. Ujmując rzecz krótko – wzmacniacz robi bardzo dobre pierwsze wrażenie, a gdy przyjrzeć się bliżej jest co najmniej równie dobrze.

Jak co roku po wystawie trafiło do mnie jednocześnie kilka różnych urządzeń, a ponieważ każde z nich musiało dostać czas na akomodację więc do PP10 podłączyłem na początek kolumny, które też właśnie przyjechały – znane już Państwu z recenzji Wojtka holenderskie Aequo Audio ENSIS. Kolumny to z zupełnie innej półki, ale z aktywnym basem, więc jak mi powiedzieli ich twórcy, Ivo i Paul, w zasadzie mogą grać nawet z wzmacniaczem lampowym niskiej mocy.

Planowałem więc tak czy owak podłączyć je do SET-a na 300B, czemuż więc nie mogłyby się akomodować do pomieszczenia (a ja do nich) napędzane PP10? Połączyłem więc te właśnie komponenty, na playlistę Roona wrzuciłem kilka albumów, włączyłem i usiadłem żeby pisać sobie relację z AVS. Do opisu brzmienia przejdę za chwilę, ale już teraz mogę napisać, że tego dnia niczego nie napisałem...

Płyty użyte w odsłuchu (wybór)

  • Chopin Recital, wyk. Maurizio Pollini, Toshiba EMI EAC-55137, LP
  • Alan Silvestri, Predator, Intrada MAF 7118, CD/FLAC
  • Cannonball Adderley, Somethin' else, Classic Records BST 1595-45, LP
  • Daniel Gaede, The tube only vinyl, TACET L117, LP
  • Dead Can Dance, Spiritchaser, 4AD/Mobile Fidelity MOFI 2-002, 180 g LP
  • Dire Straits, Love over gold, VERTIGO, 25PP-60, LP
  • Eva Cassidy, The Best of, Blix Street Records G8-10206, LP
  • Georges Bizet, Carmen, RCA Red Seal SPA 25 064-R/1-3, LP
  • Hugh Masekele, Time, Sony Jazz 508295 2, CD/FLAC
  • Keith Jarrett, The Koeln Concert, ECM, 1064/65 ST, LP
  • Led Zeppelin, Led Zeppelin II, Atlantic 8122796438, LP
  • Miles Davis, Sketches of Spain, Columbia PC8271, LP
  • Mozart, Cosi Fan Tutte, dyr. Teodor Currentzis, MusicAeterna Orchestra, Sony Classical B00O1AZGD6, LP
  • Możdżer Danielsson Fresco, The Time, Outside Music, OM LP 002, LP
  • The Ben Webster Quintet, Soulville, Verve Records M GV-8274, LP

Japońskie wersje płyt dostępne na

Teoretycznie podłączając wzmacniacz do sześć razy droższych od niego kolumn nie należy się zbyt wiele spodziewać, prawda? Tzn. daje się mu dużą szansę na pokazanie maksimum jego możliwości, ale z jednak potencjał kolumn nie jest do końca wykorzystany. No, ale w końcu podłączałem nie po to, aby cokolwiek oceniać, tylko żeby grało sobie w tle umilając mi pracę. Zaczęło się od nowej płyty Leonarda Cohena i... No i jak już napisałem wyżej, nie udało mi się pierwszego dnia pobytu u mnie PP10 i ENSIS napisać ani słowa – ów mezalians zabrał mi cały dzień!

Głos Leonarda zabrzmiał blisko, namacalnie i po prostu prawdziwie. Słychać było, że to starszy pan, który bardziej już recytuje niż śpiewa, ale co z tego? Dalej robi to tak, że człowiek siedzi zahipnotyzowany, choć na co dzień zdecydowanie preferuje wokale kobiece. Cohen tak zagrany przez łotewski wzmacniacz nie dał mi się skupić na czymkolwiek innym poza wbijaniem wzroku w przestrzeń między kolumnami, gdzie wyraźnie było go „widać”. Siedział sobie na wygodnym krześle, mikrofon miał bardzo blisko ust i od niechcenia śpiewał kolejne kawałki zachrypniętym, ale ciągle całkiem mocnym głosem. Na tej płycie to właśnie wokal skupiał całą uwagę bliskością, namacalnością, świetnie oddaną barwą i fakturą. Jasne, że do tego przydały się wyrafinowane kolumny, ale przecież one mogły zagrać jedynie to, co DIMD im dostarczył.

Co takiego? Że Cohen to tylko takie tam plumkanie, żadne wyzwanie dla wzmacniacza? OK. Choć za wielu wzmacniaczy w tej cenie, na których Leonard TAK brzmi to ja nie znam. Ale OK., niech będzie. Następne na liście odtwarzania (ustawionej z góry na wiele godzin, bo w końcu miało mi to przygrywać do pracy) znalazło się Wesele Figara i to nawet nie w mojej ulubionej wersji pod Currentzisem. Holenderskie kolumny potrafią kapitalnie budować dużą, przede wszystkim bardzo głęboką scenę, a PP10 doskonale to wykorzystał. Świetnie poukładał prezentację z solistami z przodu i to znowu na nich, na ich głosach skupił moją uwagę niemal całkowicie. Naturalność każdego z nich była niezwykła. Cała prezentacja była wyjątkowo płynna, gładka, świetnie przekazywane były emocje, doskonale oddane było połączenie talentów śpiewaczych z aktorskimi, które przecież muszą być także mocną stroną operowych artystów.

I to właśnie ten ostatni element był prezentowany tak dobrze, że trudno się było oderwać od śledzenia może niezbyt skomplikowanej, ale zabawnej akcji. Aktywny bas załatwiał sprawę odpowiedniej podstawy basowej, rozmachu i swobody prezentacji towarzyszącej artystom orkiestry i to pomimo niezbyt głośnego słuchania. Ów niewysoki poziom głośności nie wynikał bynajmniej z ograniczeń wzmacniacza, bo na skali (zaczynającej się na godzinie siódmej) doszedłem zaledwie do godziny dziesiątej. Przypominam, że był to pierwszy dzień po Audio Video Show, a po trzech dniach spędzonych na wystawie, gdzie w wielu pokojach grało głośno, bądź bardzo głośno, po prostu nie byłem gotowy na kolejny dzień nadwyrężania słuchu.

Mimo to, nawet przy jednak mocno złożonej muzyce, niczego w przekazie nie brakowało. Było mnóstwo detali, niezła rozdzielczość, sporo działo się nie tylko w zakresie niskich tonów, ale i w wysterowanej bezpośrednio z PP10 średnicy i górze.

Była w tej prezentacji jakaś wyjątkowa płynność i gładkość, jakaś naturalność, które wciągały, angażowały słuchacza, znaczy mnie, całkowicie. I tak oto przesłuchałem całą operę z uśmiechem na twarzy, doskonale się bawiąc i relaksując.

Gdy już zakończyła się uczta z Mozartem rozpoczęła się kolejna i to w zupełnie innym klimacie. Tym razem był to album Unplugged Alice in Chains – ostatni album kapeli z Laynem Staleyem - jeden z nielicznych z tej serii, które sprzedały się w nakładzie ponad miliona egzemplarzy. PP10 od pierwszych sekund zbudował fantastyczny klimat tego koncertu znowu nie dając mi szans na zajęcie się czymkolwiek innym. Uwagę przyciągał przede wszystkim wokal, podobnie jak u Cohena, wyjątkowo naturalny, pełny, odpowiednio „chropowaty”, po prostu prawdziwy. Świetnie wypadały zarówno gitary akustyczne jak i gitara basowa.

Ta ostatnia zaskakiwała mnie raz po raz dociążonym, niskim zejściem, ale i czystością brzmienia. DIMD udowodnił, że jest wzmacniaczem lampowym kreując przekonującą, trójwymiarową scenę a na niej namacalne, duże źródła pozorne. Choć nie jest to nagranie audiofilskie to i tak brzmiało znakomicie również dzięki dużej ilości powietrza i otwartości dźwięku. Kolejny raz łotewski wzmacniacz pokazał, jak dobrze potrafi oddawać klimat nagrania. Są bowiem na tej płycie kawałki „ciężkie” (mówię o nastroju), są też momenty luźne, choćby gdy muzycy rozpoczynają swój kawałek od intra do Enter Sandman Metalliki, której muzycy byli wśród publiczności. I za każdym razem PP10 pokazał oddał nastrój chwili doskonale. Przyznam, że byłem pełen podziwu, bo tak umiejętne, prawdziwe oddawanie emocji to jednak domena SET-ów. Z drugiej strony może coś jednak jest w tych EL84 bo przecież testowane niedawno polskie monobloki Cube firmy My Sound też potrafiły to doskonale robić.

Pierwszego dnia przesłuchałem jeszcze całe mnóstwo płyt nie znajdując dziury w całym. Grało to znakomicie, zdecydowanie lepiej niż wskazywałaby na to cena. No, ale musiałem założyć, że jednak jakiś udział miały w tym kosztujące 20 tys. euro ENSIS, z którymi w prawdziwym życiu nikt raczej tego wzmacniacza nie zestawi. Przyszedł więc czas na zamianę kolumn. Uznałem, że nie będę okrutny i nie podłączę moich trójdrożnych, zamkniętych Ubiqów Model One (które swoją drogą także reprezentują inny poziom cenowy) do 10-watowej lampy.

Miałem jednakże do dyspozycji jeszcze jedne kolumny, w zasadzie idealnego do tego wzmacniacza. Mowa o kolejnym znakomitym polskim produkcie, Mumiach marki hORNS. To duża, dwudrożna konstrukcja 8 Ω o skuteczności 96 dB, z 12'' wooferem i 1'' tweeterem kompresyjnym pracującym w falowodzie. No i cenowo także pasują one zdecydowanie lepiej do PP10 (kosztują obecnie 20 tys. złotych) – takie zestawienie w prawdziwym życiu jak najbardziej może się zdarzyć.

No i? Pierwszy album pochodził ze stajni Chesky'ego - 52nd Street Blues Project, słowem płyta zaliczana do gatunku blues&grass. PP10 poradził sobie z napędzeniem Mumii bez najmniejszego nawet problemu. OK, kolumny na papierze są łatwe do napędzenia, ale jednak spore, więc nie byłem tak do końca pewny czy te 10 W wystarczy. Sama płyta co prawda nie stanowiła wielkiego wyzwania w zakresie basu, ale wzmacniacz wszystko co musiał zrobić wykonał bardzo dobrze.

Całość zabrzmiała czysto, gładko, swobodnie, z dużą ilością powietrza – znowu aż się ciśnie na usta określenie „naturalnie”. Nadal było to połączenie grania z jednej strony relaksującego, pozbawionego ostrości, nasyconego, płynnego, z drugiej wciągającego, ekscytującego, nie pozwalającego siedzieć przy nim obojętnie. Ujmując rzecz inaczej – relaks, ale aktywny, z kiwaniem głową, wystukiwaniem rytmu kończynami i uśmiechem nie schodzącym z twarzy.

Idąc dalej w kierunku rytmicznej, wciągającej, ale stanowiącej nieco większe wyzwanie dla wzmacniacza muzyki, sięgnąłem po Honkin' on Bobo Aerosmith. To fajne bluesowo-rockowe granie z dość nierównymi pod względem jakości realizacji nagraniami. Słychać to przede wszystkim na dole pasma, gdzie czasem bas i perkusja są szybkie, zwarte, a w innych kawałkach poluzowane i nieco irytujące. Z tymi pierwszymi kawałkami PP10 poradził sobie znakomicie – bez trudu kontrolował całe pasmo pewnie prowadząc rytm, nakręcając tempo tych kawałków sprawiając, że rockowe zacięcie chłopaków z Aerosmith przekładało się na bardziej jeszcze energetyczną, żywszą postać bluesa.

Może i nie był to najbardziej zwarty, ani najszybszy bas jaki zdarzyło mi się słyszeć, ale jego kontrola i definicja były na tyle dobre, że przekładały się na bardzo dobre różnicowanie. Bas nie miał więc jednostajnego charakteru, ale zmieniał się w zależności od kawałka, a nawet i jego poszczególnych fragmentów. Słychać było również, że łotewski wzmacniacz bardzo dobrze radzi sobie z dynamiką – tu naprawdę nie było się do czego przyczepić.

We wspomnianych kawałkach z nieco rozlazłym basem DIMD nie próbował nawet niczego poprawiać, ale też i nie pogarszał sytuacji. Zdarzyło mi się słyszeć kilka wzmacniaczy (i to dużo mocniejszych), które w takich sytuacjach sprawę jeszcze pogarszały sprawiając, że niektórych płyt i utworów nie dało się w ogóle słuchać. Tu jasne było, że nagranie jest dalekie od ideału, ale sama zawartość muzyczna pozwalała czerpać przyjemność ze słuchania.

Podsumowanie

I taki właśnie jest to wzmacniacz. Nieduży, nieciężki, ładny i świetnie wykonany. I lampowy oczywiście. To nieczęsto dziś spotykane urządzenie wyspecjalizowane – integra i nic więcej. Oferuje tylko 10 W na kanał, więc dobór kolumn będzie trudniejszy niż w przypadku kilkudziesięcio czy kilkusetwatowych konkurentów. Warto sobie jednakże ten trud zadać i to nie tylko, by postawić na półce zgrabne, ładnie wyglądające i jak na dzisiejsze czasy nie tak drogie urządzenie. Także, a może wręcz przede wszystkim, po to, by cieszyć się naturalnym, dynamicznym, czystym, gładkim brzmieniem. By zasiadać przed nim nie po to, by puścić sobie muzykę w tle, ale by dać się tej muzyce wciągnąć, porwać, by to ona odgrywała pierwsze skrzypce, że tak powiem.

PP10 potrafi, niczym dobrej klasy SET, zadbać o odpowiednią prezentację strony emocjonalnej nagrania, o zaangażowanie słuchacza. Podobnie jak SET-y potrafi budować dużą, trójwymiarową scenę z dużymi, pokazanymi blisko źródłami pozornymi. Bryluje w nagraniach wokalnych i akustycznych, ale gdy przychodzi do mocniejszego grania nadal radzi sobie bardzo dobrze. Znakomity debiut łotewskiej marki!

PP10 to zintegrowany wzmacniacz stereofoniczny. Jest debiutem łotewskiej firmy DIMD. Edgars Sparnins, autor tego projektu, w swoim pierwszym produkcie postawił na specjalizację. PP10 wyposażono bowiem wyłącznie w cztery analogowe wejścia liniowe. Nie ma tu żadnych dodatkowych funkcji, nawet pilota zdalnego sterowania – skupiono się na osiągnięciu najlepszego możliwego brzmienia. Układ oparto na dwóch parach selekcjonowanych pentod EL84 pracujących w klasie AB w układzie push-pull z niewielkim, 6 dB, sprzężeniem zwrotnym. Sterowaniem zajmują się dwie, parowane podwójne triody ECC83.

Obudowę wykonano częściowo z obrabianego na maszynach CNC 5 milimetrowego aluminium, a częściowo z obrabianego także na CNC litego bloku drewna dębowego. Drewniana część stanowi podstawę urządzenia – całą tą część składającą się z nóżek (a w zasadzie przedłużonych bocznych ścianek), dna wzmacniacza i ścianek bocznych, wykonano z jednego kawałka drewna. Cały układ umieszczono natomiast w części aluminiowej, pełniącej także rolę ekranującą.

Montaż wzmacniacza wykonano metodą punkt-punkt dbając o jak najkrótszą ścieżkę sygnału oraz prawidłowe poprowadzenie masy. Potencjometr głośności i selektor źródeł pochodzą z firmy Alps. Zastosowano metalizowane rezystory o 1-procentowej tolerancji i polipropylenowe, samonaprawialne kondensatory sprzęgające. Terminale wejściowe i wyjściowe są pokryte srebrem.


Dane techniczne (wg producenta)

Układ: push-pull, klasa AB
Lampy wyjściowe: 4 x EL84
Lampy sterujące: 2 x ECC83
Moc maksymalna: 2 x 10 W
Wejścia: 4 x RCA (analogowe)
Czułość wejściowa: 420 mV
THD dla 10 W (1 kHz): < 0,3%
Pasmo przenoszenia (+0/-0,5 dB): 20 – 20 000 Hz
Zakres dynamiczny: 90 dB
Przesłuch między kanałami dla 1 W: - 65 dB
Impedancja wyjściowa dla 1 W: 2,8 Ω
Globalna sprzężenie zwrotne: 6 dB
Zużycie prądu: 100 W
Wymiary: 430 x 159 x 280 mm
Waga: 9 kg


Dystrybucja w Polsce:

AUDIO CONNECT


ul. Marcinkowskiego 22
tel.: +48 523 41 12 49

audio-connect.pl

  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl

System odniesienia

- Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta
- Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa
- Końcówka mocy Modwright KWA100SE
- Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100
- Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11
- Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator
- Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM)
- Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC
- Kolumny: Bastanis Matterhorn
- Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr
- Słuchawki: Audeze LCD3
- Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako
- Przewód głośnikowy -
LessLoss Anchorwave
- Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3
- Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence
- Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
- Stolik: Rogoż Audio 4SB2N
- Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot