Przetwornik cyfrowo-analogowy
Amare Musica
Producent: AMARE MUSICA MACIEJ LENAR |
o ironia losu, ale najciekawsze, co się dzieje w temacie odtwarzaczy Compact Disc ma miejsce w czasach, kiedy format ten został definitywnie skreślony przez większość producentów z branży audio i jest uważany za „schodzący” przez firmy muzyczne. Rozwiązania, jakie proponują firmy z formatem związane od lat, np. C.E.C. i Reimyo, pozwalają uzyskać z płyty CD dźwięk o jakim tylko marzyliśmy, zerkając dotychczas z zazdrością na to, co słychać z gramofonu i magnetofonu szpulowego. Jeszcze szybciej podobne sygnały zaczęły dochodzić z obozu SACD (Super Audio CD) – ultraniszowego formatu, który przetrwał głownie dzięki pasji ludzi w Japonii oraz fantastycznym napędom NEO-VRDS firmy Esoteric. W jego rewitalizacji pomogło jednak dopiero upowszechnienie odtwarzaczy plików wysokiej rozdzielczości, w tym DSD (Direct Stream Digital). Początkowo wydawało się, że nie dotknie ich pęd ku wielkim liczbom, jaki miał miejsce w ekipie PCM (Pulse Code Modulation) – teraz jeśli DAC nie dekoduje sygnału PCM 384 kHz, 32 bity jest „przestarzały”. A jednak… Dość szybko pojawiły się przetworniki oferujące dekodowanie nie tylko DSD64 (czyli o podstawowej częstotliwości próbkowania, tak kodowane są płyty SACD), ale i DSD128. Teraz mówimy o DSD512, o częstotliwości próbkowania 22,5792 MHz (512 x częstotliwość próbkowania CD). Zdekodować DSD Dekodowanie sygnału DSD wydaje się banalnie proste – produkowane obecnie układy przetworników cyfrowo-analogowych PCM oferują interfejs, za pomocą którego „akomodują” tego typu sygnał. W materiałach technicznych tych kości pisze się najczęściej o „kompatybilności” z sygnałem DSD. Jeśliby się temu bliżej przyjrzeć, okaże się, że jest w tym wiele dobrej wiary, trochę naiwności i sporo cynizmu. Właściwie wszystkie produkowane obecnie układy scalone, będące konwerterami sygnału cyfrowo-analogowego audio są kilkubitowymi układami typu Delta-Sigma; także Ring-DAC, przetwornik zaprojektowany przez firmę dCS jest układem kilkubitowym. Oznacza to, że jednobitowy sygnał DSD musi być skonwertowany do kilkubitowego i dopiero wówczas zamieniany jest na sygnał analogowy. Doskonale pamiętam, jak jeszcze w czasie, kiedy pracowałem w redakcji magazynu „Sound & Vision”, otrzymałem do testu odtwarzacz SACD DX-SX1 firmy Sharp (było to około 2002 roku). Jego dźwięk był fantastyczny – jak się okazało, nie tylko dzięki świetnej obudowie, znakomitemu transportowi, ale i przetwornikowi, jednemu z ostatnich 1-bitowych „daków”, jakie były produkowane. Bazował on na doświadczeniach zdobytych przez firmę Philips, która już w 1987 roku zaproponowała przetworniki typu Bitstream, czyli prawdziwie jednobitowe układy. Miały one zalety, takie jak lepszą liniowość małych sygnałów, jednak i swoje problemy. Świat poszedł jednak w innym kierunku, podążając za rewolucją kina domowego. Dzisiaj firmy stawiające na SACD i/lub DSD starają sobie radzić w inny sposób. Przykładem ciekawego rozwiązania jest Multiple Double Speed DSD (MDSD) firmy Accuphase, który działa od razu jak filtr dolnoprzepustowy, znacząco upraszczając układ, a z małych i jeszcze bardziej radykalnych niech za przykład posłuży bułgarski APL, który od lat proponuje przetworniki, w których sygnał PCM konwertowany jest na DSD, upsamplowany do DSD128 i dopiero wówczas dekodowany (więcej TUTAJ). Rok temu usłyszałem jednak o czymś, co w ogóle miało wyeliminować aktywny konwerter z przetwornika. Autorem rozwiązania była polska firma Amare Musica. Niemal dokładnie w tym samym czasie podobną koncepcję przedstawił mi Gerhard Hirt z firmy Ayon Audio. Propozycja ludzi z Amare jest prosta, ale i rewolucyjna – sygnał DSD da się zdekodować za pomocą stosunkowo prostego filtra analogowego, złożonego z oporników i kondensatorów, nie są potrzebne żadne dodatkowe układy. Aby taki DAC był kompatybilny z sygnałem PCM, trzeba go jednak wyposażyć w konwerter PCM/DSD. Tak powstał przetwornik Tube DAC DSD. Tube DAC DSD Od strony użytkowej to po prostu kolejny „dak”, tyle że z uproszczoną obsługą. Nie ma żadnych wyświetlaczy, przełącznika wejść, jest po prostu srebrną „kostką”. Oczywiście nie do końca – charakterystyczne ścięcia na przedniej ściance upodabniają go do diamentu, co potwierdza nazwa serii, do której należy. Jego najważniejszym wejściem jest USB, przez które prześlemy sygnał PCM aż do 384 kHz i 32 bitów, a także – przede wszystkim – DSD aż do postaci Octuple-rate DSD, tj. DSD512. Są też klasyczne wejścia dla sygnału PCM – RCA (S/PDIF) i XLR (AES/EBU), akceptujące jedynie sygnał PCM, „zaledwie” do 192 kHz i 24 bitów. Urządzenie wygląda bardzo solidnie, ponieważ wykonano je z dokładnie dopasowanych 10 mm aluminiowych płyt. Zadbano też o wygaszanie drgań – stoi na produkowanych specjalnie dla Amare Musica nóżek Ceramic Disc Tablette naszych dobrych znajomych z Franc Audio Accessories. A jest co chronić, ponieważ sygnał wyjściowy wzmacniany jest w lampach elektronowych. Urządzenie ma budowę zbalansowaną i sygnał można pobrać z wyjść RCA lub XLR. Układ cyfrowy to właściwie tylko przetworniki cyfrowe D/D, zamieniające jeden typ sygnału cyfrowego na inny. Tak jest z wejściem USB, jak i parą RCA/XLR. Ten pierwszy „rozpakowuje” sygnał PCM i DSD, przesyłając go do układu konwertującego na DSD. Konwertowany jest też sygnał z wejść RCA/XLR. Jeśli jednak do urządzenia trafi sygnał DSD jest on wysyłany bezpośrednio do pasywnego filtra. MACIEJ LENAR | właściciel, konstruktor Zaprojektowanie i zbudowanie przetwornika cyfrowo-analogowego, który spełniał by dzisiejsze wymagania klientów to trudne wyzwanie. Nasz pomysł by jak najmniej ingerować w sygnał cyfrowy i uniknąć użycia tradycyjnej kości DAC wymagał pojawienia się na rynku nowszej technologii na którą musieliśmy poczekać. Rozwiązaniem okazała się kość AKM4137EQ firmy Asahi Kasei Microdevices, która właśnie wprowadziła go na rynek. Spełnił on nasze wymagania i pozwolił na zaprojektowanie DAC-a bez kości D/A. Tak, jest to możliwe. Sygnał wejściowy PCM/DSD z USB, S/PDIF czy AES/EBU konwertowany jest w kości AKM4137EQ do sygnału DSD. Następnie wchodzi na filtr R2R i pasywny filtr pierwszego rzędu. Zaletą takiego rozwiązania jest wg nas bardzo analogowe brzmienie. Żeby pogłębić zalety brzmienia uzyskanego z sekcji cyfrowej zdecydowaliśmy się na lampowy stopień analogowy wykorzystujący wzmacniacz różnicowy ze źródłem prądowym oraz wtórniki. Doskonale do tego zadania nadaje się rodzina lamp 6DJ8/6922/E88CC/6N23P. Stabilizowane zasilacze dla sekcji cyfrowej i analogowej dopełniają dbałość o inżynieryjny charakter urządzenia. Anodowana obudowa frezowana na CNC, FlightCase w który zapakowane jest urządzenie, nóżki antywibracyjne Franc Audio Accessories oraz wymienione wyżej zalety powodują, że ma się wrażenie obcowania z dużo droższym urządzeniem niż to jest w rzeczywistości. Po zainstalowaniu sterowników USB (S/PDIF, AES/EBU nie wymagają żadnej instalacji) Tube DAC DSD jest urządzeniem nie wymagającym żadnej regulacji, po prostu „podłącz i słuchaj”! Tube DAC DSD testowany był z odtwarzaczem Ancient Audio Lektor AIR V-edition w roli transportu CD i komputerem PC HP Pavilion dv7 (JPlay, Windows 10, 8 GB RAM, 128 GB SSD + 520 HDD). Odtwarzane były więc zarówno płyty CD, jak i pliki. Te ostatnie to w większości pliki DSD, niektóre DSD128. Ale przesłuchałem też sporo plików PCM 24/96 i 24/192. Odtwarzanie płyt CD nie różniło się od klasycznego odtwarzacza tego typu. Z plikami było trudniej. Najpierw trzeba było zainstalować driver, dostępny do pobrania ze strony Amare. Po zainstalowaniu okazało się, że pliki wysokiej rozdzielczości grają znacznie ciszej niż płyty CD grane z odtwarzacza – o kilka dB. A pliki DSD jeszcze ciszej. Wiele zależy od ustawień w komputerze, ale trzeba się liczyć z mocnym odkręceniem gałki siły głosu. Być może lepszym wyborem będzie więc dedykowany odtwarzacz plików. Płyty użyte do testu (wybór) Compact Disc
Japońskie wersje płyt dostępne na Nie oszukujmy się – to JEST produkt specjalizowany. Można by to stwierdzenie zachować na koniec testu, aby go w ten sposób podsumować mocnym, chwytliwym sloganem, ale odwlekanie powiedzenia tego, co najważniejsze chyba nie ma sensu: Tube DSD DAC jest przeznaczony, optymalizowany, wychuchany, dopieszczony po to, aby odtwarzać (1) pliki (2) wysokiej rozdzielczości, najlepiej (3) DSD. Należący do serii Diamond przetwornik bardzo ładnie radzi sobie również z sygnałem dostarczanym z transportu CD poprzez łącze S/PDIF i naprawdę przyjemnie gra pliki w jakości CD. Ale to, dzięki czemu muzyka z nim w torze oddycha, żyje, pulsuje to pliki hi-res, przede wszystkim DSD. Z płytami CD otrzymałem niezwykle przyjemy, gładki i pozbawiony ostrych krawędzi dźwięk. Chcąc wypatrzeć jakieś problemy z wysokimi tonami w szczególnie niesprzyjających warunkach, tj. z płytami o mocnej kompresji sygnału i „cykającą”, brudną górą, sięgnąłem po ostatnie płyty OMD i Pet Shop Boys. Ta ostatnia nie jest aż tak zła, ale przecież i ona przeznaczona jest do słuchania w samochodzie i przez małe słuchawki ze smartfona. DAC zmienił sposób w jaki ten dźwięk został zaprezentowany. |
Nie było w nim twardych krawędzi, nic z miksu nie wyskakiwało i nie siało po uszach. Przekaz miał szlachetny wyraz, tj. został uplastyczniony, nie był płaską kalkomanią. Także barwy miały ładną „patynę”, dzięki której lepiej się różnicowały – a to przy muzyce tego typu jest bardzo fajne, bo pokazuje zmiany w instrumentach. Bardzo dobrze zachowano przy tym rytm, „dzianie” się w czasie, które jest w tej muzyce podstawą. Z wysokiej klasy nagraniami rzecz szła dwutorowo: jednym torem biegły działania „uszlachetniające” dźwięk, a drugim ich skutki uboczne. W tym pierwszym chodzi o dowartościowanie tła akustycznego i tła harmonicznego nagrań. Ponieważ nie mamy tu twardego, jednoznacznego ataku, do głosu dochodzą elementy z drugiego planu, które w detalicznych i bardziej selektywnych urządzeniach są zakrywane i „pomijane”. Chodzi mi o ładne zależności harmoniczne, o coś pod dźwiękiem bezpośrednim, co „klei” przekaz w sensowny sposób. Taki sposób prezentacji sprawdza się przede wszystkim z nagraniami muzyki klasycznej i jazzem. Wszystko jest gładkie, miękkie, nic nas nie atakuje. Ponieważ mamy też mocny, aktywny niski zakres, jest też niezwykle czujnie trzymany rytm, nie zlewa się to w ciepłą zupę, w której trudno rozróżnić składniki. Powiedziałbym raczej, że to smakowity krem z wieloma dodatkami. Fantastycznie, bo przyjemnie i bardzo naturalnie wypadły więc nagrania z wokalem w roli głównej oraz te, w których instrument prowadzący jest ustawiony z przodu, gdzie jest wyraźny lider. Za każdym razem, kiedy zmieniałem płytę, miałem jednak wrażenie, że DAC upraszcza sobie sprawę, upodabniając nagrania, „przycinając” je do tej samej sztancy. Niezwykle przyjemnej, można by powiedzieć nawet, że pięknej, ale zawsze tej samej. Chodzi o brak różnicowania wysokiej góry i jej wycofanie. To rzecz, na którą zwróci uwagę każdy, nie musi to być dokształcony, podszkolony słuchacz. Myślę, że równie łatwe będzie wskazanie lekkiego ocieplenia średniego i niskiego basu. To dzięki temu płyty ładnie „wchodziły” i nigdy nie wydawały się „cienkie” czy wysuszone. Wręcz przeciwnie – DAC Amare Musica nasącza dźwięk, przez co wyraźniej ukazują się jego faktury dynamiczne i barwowe. Robiąc to ujednolica przekaz. WSZYSTKIE płyty CD z nim grane brzmią przyjemnie, gładko, czasem wręcz delikatnie (chociaż nie do końca, bo bas jest mocny i jednoznaczny). Wyraźnie słyszalna jest też modyfikacja barwy – cofnięta wysoka góra – raczej przez złagodzenie ataku niż obniżenie poziomu – a także podkreślenie środka pasma. To ostatnie słychać np. w głosach żeńskich, które mają podniesiony zakres z okolic 500 Hz, czyli nie wysokiej góry, a czegoś, co jest odpowiedzialne za „przeponę”. Z niektórymi nagraniami daje to nadreprezentację wokalu nad instrumentami, w innych podkreśla trochę ich nosowość. W przeciwieństwie do urządzeń, które środek ocieplają (Amare tego nie robi) głosy nie są wypychane do przodu, ani nie są powiększane. Wszystkie elementy przekazu mają właściwy wolumen, proporcje są zachowane, ale jednak głosy brzmią w bardziej donośny sposób. Już kiedy odtworzymy pierwszy plik wysokiej rozdzielczości sytuacja zmienia się niemal nie do poznania. To, co przedtem było przyjemne, ładne, bardzo bezpieczne, teraz nabiera wieloznaczności. Nie da się ukryć, że z takim sygnałem DAC gra w niezwykle wyrafinowany sposób. Nie stara się przybliżyć nas do charakteru analogowej taśmy-matki jak wspomniane „daki” CEC-a i Reimyo. Robi coś innego – proponuje autorskie spojrzenie na materiał muzyczny, w którym jest miejsce na barwę, dynamikę, głębię, myśl. To przekaz, który z jednej strony jest bezbłędnie przyjemny i nieinwazyjny, a z drugiej mówi naprawdę wiele o samych nagraniach – mówi głównie o ich zaletach i to w superlatywach. Bo jest i oddech, i rozmach, i świetne barw – elementy, które są najczęściej wymieniane jako cechy dystynktywne hi-res. Moim zdaniem ważniejsze są jednak inne rzeczy, idące w poprzek tych wymienionych, bardziej związane z muzyką niż z hi-fi. To dźwięk, który ma wszelkie cechy wyrafinowanego grania, w którym jest piękna głębia, wrażliwość na drobne elementy „pod” dźwiękiem, bez promowania szczegółów. To cecha, jak mi się wydaje, samego DSD – mało w nim selektywności, a dużo rozdzielczości. Trudno wskazać na czoło ataku dźwięku, przez co instrumenty nie są wyraźnie „wycinane” z tła. Ale dlatego, że to raczej bryły niż wycinanki. Słuchając tego DAC-a mogłem potwierdzić to, co słyszałem z najważniejszymi odtwarzaczami SACD, jakie słyszałem, z dCS Vivaldi i systemem 900/901 Accuphase’a i co – jak mi się wydaje – tak fascynuje wielu inżynierów dźwięku, recenzentów i melomanów. Dźwięk, jaki dostajemy z wysokiej klasy urządzeń obsługujących sygnał DSD (czy to z pliku, czy z płyt DSD i SACD) jest nieprawdopodobnie szybki. Przypomina on to, co znamy z życia. Nie czuje się rozmycia ataku, nawet jeśli jest on łagodny. Subiektywne złagodzenie idzie w parze z perfekcyjnym skupieniem, co przekłada się na wyraźną sygnaturę „obecności” dźwięku. Ma on realną wagę, wielkość, jest gęsty. To wszystko daje wybitną dynamikę, przede wszystkim w wymiarze mikro. Wszystkie inne systemy zapisu, poza analogowym magnetofonem szpulowym oraz naprawdę topowymi systemami cyfrowymi, kompresują dźwięk i spowalniają go. Dodają do dźwięku fałszywe wypełnienie, które ma to maskować. To jednak tylko wybiegi. DAC w teście pokazał, że można to zrobić znacznie lepiej już za naprawdę niewysokie – jak na realny high-end – pieniądze. Grane w ten sposób pliki DSD z muzyką jazzową z lat 50. i 60., a potem nowe realizacje, np. Dead Can Dance i Dire Straits, zabrzmiały w konkretny i przepełniony skupieniem sposób. Były otwarte, ale raczej w do środka niż na zewnątrz, tj. nie akcentowały góry pasma. Ta zawsze z Tube DAC DSD jest wygładzona, ale nie ot to mi chodzi – rzecz w bogactwie informacji bez wyraźnych detali. Za każdym razem miałem wrażenie uczestnictwa w spektaklu, w wydarzeniu. Dźwięk był niesamowicie bogaty wewnętrznie, wypełniony muzyką. Realizując powiedzenie „coś za coś” Amare nie zagra mocnego rocka tak, jak systemy PCM i gramofon. Czyli nie uderzy mocno ze skupieniem i punktualnością, dodając do tego agresywny atak blach perkusji i gitar, po prostu tego nie potrafi. Jego niski bas jest mocny, ładny, ale nie ma tak dobrego skupienia, żeby zawsze panować nad przedłużonym brzmieniem kontrabasu z nagrań, które są pod tym względem najczęściej przesadzone. Jeśli nagranie ma nisko postawiony balans tonalny, to DAC to podkreśli i pogłębi. Zwykle bez konsekwencji, ale czasem jest przez to za dużo „pełni w pełni”. W drugą stronę tego nie ma, tj. jasnych nagrań nie rozjaśnia. Podsumowanie Przetwornik firmy Amare Musica jest świetnie wykonany. Widać, że powstał w wyniku namysłu, a nie pod wpływem impulsu. A nawet jeśli u jego korzeni był rzeczywiście jakiś impuls, to został on przetrawiony. Podobnie jest z dźwiękiem. W fizyce jest tak, że każda akcja wiąże się z reakcją, więc i w audio skorzystanie z jakiegoś rozwiązania zmienia układ sił, nie da się otrzymać wszystkiego na tym samym poziomie; chyba, że to poziom śmieciowy :) Stawiając na konwersję sygnału cyfrowego PCM na DSD i na dekodowanie tego ostatniego w pasywnym układzie wybrano pewien „pakiet”. Daje on rewelacyjne wyniki, ale raczej z plikami wysokiej rozdzielczości, z akcentem na DSD. Niby powinno to być jasne, ale warto o tym wiedzieć przed podjęciem decyzji – jeśli słuchamy płyt CD i nie są to tylko muzyka klasyczna i jazz, ten konkretny „pakiet” może nie wystarczyć. Jeśli jednak jesteśmy myślącymi melomanami i chcemy wyciągnąć jak najwięcej z plików wysokiej rozdzielczości, testowany DAC pomoże w tym w wyjątkowy sposób, nie rujnując przy tym budżetu. Jest dynamika, barwa, mięsistość i „szemranie” elementów w tle, które daje wrażenie słuchania muzyki na żywo. To oczywiście tylko przybliżenie, ale bardzo interesujące i przekonywające. Przetwornik Tube DAC DSD firmy Amare Musica jest niewielkim, solidnie zbudowanym urządzeniem. Przednia ścianka to jakieś 2/3 szerokości klasycznego „racka” (440 mm), byłoby to więc urządzenie „midi”. Jego obudowa została złożona z ładnie dopasowanych i wykończonych paneli z 10 mm aluminium, z przednią ścianką ze ściętymi w charakterystyczny sposób bokami, przypominającymi szlif diamentu – stąd nazwa serii, w której się znalazł, Diamond. Urządzenie stoi na czterech, wysokiej klasy nóżkach Ceramic Disc Tablette polskiej firmy Franc Audio Accessories. Przód i tył Na przedniej ściance mamy tylko dwie diody LED – pomarańczową i białą. Ta pierwsza zapala się po włączeniu zasilania mechanicznym przełącznikiem z tyłu urządzenia, a druga po ustabilizowaniu się zasilania lamp. Poza nimi nie ma żadnych wskaźników, które mówiłyby o synchronizacji z nadajnikiem czy o częstotliwości próbkowania sygnału wejściowego. To część pomysłu na „bezobsługowe” urządzenie, które nie wymaga od użytkownika uwagi. Pomaga w tym ustawiany układ „usypiający” urządzenie, chroniący lampy przed zbyt szybkim zużyciem. Z tyłu, oprócz gniazda sieciowego i wyłącznika, są także bardzo ładne gniazda firmy Neutrik – cyfrowe S/PDIF RCA, XLR (wybieramy między nimi przełącznikiem) oraz USB. Te pierwsze mają priorytet, jeśli więc chcemy odtworzyć muzykę przez USB musimy wyłączyć transport CD (lub inne źródło) z sygnałem cyfrowym lub wyciągnąć wtyczkę, co jest niezbyt wygodnym rozwiązaniem. Chyba, że jedynym źródłem jest komputer lub odtwarzacz plików z wyjściem USB, nie ma się czym wówczas przejmować. Środek Zasilacz i część analogowa zostały zmontowane na dużej płytce drukowanej, do której przykręcono dwie mniejsze, z układami cyfrowymi. Transformator, poprzedzony filtrem sieciowym, przykręcono osobno, do dna obudowy. Jego środek zalano materiałem tłumiącym drgania. Z transformatora wyprowadzono cztery uzwojenia wtórne, osobno dla napięcia anodowego lamp, ich żarzenia oraz dla elektroniki niskonapięciowej. Wszystkim, wraz z żarzeniem, towarzyszą układy stabilizujące napięcie z kondensatorami Nichicona. Wejście cyfrowe USB obsługiwane jest przez układ Atmel z dwoma bardzo dobrymi zegarami taktującymi. Płytka ta wydaje się kupiona u zewnętrznego dostawcy. Pod nim jest nieco większa płytka, z układem AKM AK4137, który zamienia sygnał PCM na DSD. Obok niego jest pomocnicza kość Atmela. Wejścia RCA i XLR obsługiwane są odbiornikiem cyfrowym Wolfson Microelectronics WM8804. Obydwa są izolowane galwanicznie małymi transformatorami dopasowującymi impedancję. Pasywny układ konwersujący sygnał cyfrowy DSD na analogowy oraz filtr analogowy 1. rzędu są na głównej płytce - to precyzyjne, bezindukcyjne oporniki i kondensatory Wima. Sygnał wyjściowy wzmacniany i buforowany jest w dwóch podwójnych triodach na kanał – w teście były to radzieckie lampy typu NOS 6H23П, wpięte do ceramicznych podstawek ze złoconymi pinami. Można je jednak wymienić na inne, kompatybilne z tym modelem, uzyskując tym samym nieco inny dźwięk. Na wyjściu mamy ładne kondensatory sprzęgające M-Cap MKP firmy Mundorf, a po nich przekaźniki, mutujące sygnał wyjściowy. To bardzo porządna, czysta robota. Urządzenie kupujemy wraz z solidnym, wygodnym kejsem z logo firmy na górnej ściance. Amare Musica jak zwykle przygotowała dopracowane, przemyślane urządzenie, które do tego dobrze wygląda. Dane techniczne (wg producenta) Wejście USB: |
SYSTEM A ŻRÓDŁA ANALOGOWE - Gramofon: AVID HIFI Acutus SP [Custom Version] - Wkładki: Miyajima Laboratory MADAKE, test TUTAJ, Miyajima Laboratory KANSUI, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory SHIBATA, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory ZERO (mono) | Denon DL-103SA, recenzja TUTAJ - Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC, recenzja TUTAJ ŻRÓDŁA CYFROWE - Odtwarzacz Compact Disc: Ancient Audio AIR V-edition, recenzja TUTAJ WZMACNIACZE - Przedwzmacniacz liniowy: Ayon Audio Spheris III Linestage, recenzja TUTAJ - Wzmacniacz mocy: Soulution 710 - Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ AUDIO KOMPUTEROWE - Przenośny odtwarzacz plików: HIFIMAN HM-901 - Kable USB: Acoustic Revive USB-1.0SP (1 m) | Acoustic Revive USB-5.0PL (5 m), recenzja TUTAJ - Sieć LAN: Acoustic Revive LAN-1.0 PA (kable ) | RLI-1 (filtry), recenzja TUTAJ - Router: Liksys WAG320N - Serwer sieciowy: Synology DS410j/8 TB |
KOLUMNY - Kolumny podstawkowe: Harbeth M40.1 Domestic, recenzja TUTAJ - Podstawki pod kolumny Harbeth: Acoustic Revive Custom Series Loudspeaker Stands - Filtr: SPEC RSP-901EX, recenzja TUTAJ OKABLOWANIE System I - Interkonekty: Siltech TRIPLE CROWN RCA, czytaj TUTAJ | przedwzmacniacz-końcówka mocy: Acrolink 7N-DA2090 SPECIALE, recenzja TUTAJ - Kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx, recenzja TUTAJ System II - Interkonekty, kable głośnikowe, kabel sieciowy: Tellurium Q SILVER DIAMOND SIEĆ System I - Kabel sieciowy: Acrolink Mexcel 7N-PC9500, wszystkie elementy, recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: KBL Sound REFERENCE POWER DISTRIBUTOR (+ Himalaya AC) - System zasilany z osobnej gałęzi: bezpiecznik - kabel sieciowy Oyaide Tunami Nigo (6 m) - gniazdka sieciowe 3 x Furutech FT-SWS (R) System II - Kable sieciowe: Harmonix X-DC350M2R Improved-Version, recenzja TUTAJ | Oyaide GPX-R v2, recenzja TUTAJ - Listwa sieciowa: KBL Sound Reference Power Distributor (v2), recenzja TUTAJ |
AKCESORIA ANTYWIBRACYJNE - Stolik: Finite Elemente PAGODE EDITION, opis TUTAJ/wszystkie elementy - Platformy antywibracyjne: Acoustic Revive RAF-48H, artykuł TUTAJ/odtwarzacze cyfrowe | Pro Audio Bono [Custom Version]/wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany, recenzja TUTAJ | Acoustic Revive RST-38H/testowane kolumny/podstawki pod testowane kolumny - Nóżki antywibracyjne: Franc Audio Accessories Ceramic Disc/odtwarzacz CD /zasilacz przedwzmacniacza /testowane produkty, artykuł TUTAJ | Finite Elemente CeraPuc/testowane produkty, artykuł TUTAJ | Audio Replas OPT-30HG-SC/PL HR Quartz, recenzja TUTAJ - Element antywibracyjny: Audio Replas CNS-7000SZ/kabel sieciowy, recenzja TUTAJ - Izolatory kwarcowe: Acoustic Revive RIQ-5010/CP-4 - Pasywny filtr Verictum X BLOCK SŁUCHAWKI - Wzmacniacze słuchawkowe: Bakoon Products HPA-21, test TUTAJ | Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ - Słuchawki: Ultrasone EDITION 5, test TUTAJ | HIFIMAN HE-6, recenzja TUTAJ | Sennheiser HD800 | AKG K701, recenzja TUTAJ | Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ohm, recenzje: TUTAJ, TUTAJ - Standy słuchawkowe: Klutz Design CanCans (x 3), artykuł TUTAJ - Kable słuchawkowe: Forza AudioWorks NOIR, test TUTAJ CZYSTA PRZYJEMNOŚĆ - Radio: Tivoli Audio Model One |
SYSTEM B Gramofon: Pro-Ject 1 XPRESSION CARBON CLASSIC/Ortofon M SILVER, test TUTAJ Przedwzmacniacz gramofonowy: Remton LCR, recenzja TUTAJ Odtwarzacz plików: Lumin D1 Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS-300 X (SP) [Custom Version, test TUTAJ Kolumny: Graham Audio LS5/9 (na oryginalnych standach), test TUTAJ Słuchawki: Audeze LCD-3, test TUTAJ Interkonekty RCA: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY 550i Kable głośnikowe: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY 550l Kabel sieciowy (do listwy): KBL Sound RED EYE, test TUTAJ Kabel sieciowy: Siltech CLASSIC ANNIVERSARY SPX-380 Listwa sieciowa: KBL Sound REFERENCE POWER DISTRIBUTOR, test TUTAJ Platforma antywibracyjna: Pro Audio Bono |
strona główna | muzyka | listy/porady | nowości | hyde park | archiwum | kontakt | kts
© 2009 HighFidelity, design by PikselStudio,
serwisy internetowe: indecity